środa, 30 lipca 2014

SHERLOCK I LUIZA

Taka odskocznia od opowiadania o Bones na życzenie koleżanki z Ameryki (pod Olsztynkiem). Obie kochamy Sherlocka Holmesa i teraz opowiadanie, które stworzyłam dla dziewczyn z pokoju 8 oddziału I Szpitala Rehabilitacyjnego dla Dzieci w Ameryce.


Von Julii, 
za  słuchanie moich bzdur w szpitalu

Cleo M. Cullen,
za wsparcie i cierpliwe wytykanie błędów,
 które i tak pojawiają się ponownie.
 Dziękuję Ci Cleo





Sherlock Holmes zaręczył się z piękną, młodą i powabną panną Luizę Warteg. Wtedy jego kontakt z doktorem Watsonem był luźny. Bardzo rzadko udawało się im spotkać. Często spotykał się z narzeczoną i chodzili na długie spacery. Jadali w restauracji romantyczne kolacje. Pewnego wieczoru  przy deserze rozmawiali.
-Lubi pan to co robi?
-Tak, praca detektywa pasjonowała mnie od dziecka. Gdy chodziłem do szkoły detektyw Lestrade dawał mi akta nierozwiązanych spraw. Miałem zajęcie na jakiś czas.  Potem... Potem opuściłem szkołę w hańbie. Zostałem wyrzucony za ściąganie. Ale ściągę podrobił mój szkolny wróg. Tam poznałem mojego przyjaciela Watsona. Ale on tego nie pamięta. Praca jest dla mnie bardzo ważna. Zabijam nią nudę. A gdy mi się za bardzo nudzi jestem do niewytrzymania.  Kiedyś zażywałem siedmioprocentowy roztwór kokainy. Ale zaprzestałem.
-Powiem panu, że uwielbiam opowiadania doktora Watsona. Pokazuje, też ludzką stronę zbrodni. Ale chyba pan inaczej to odbiera.
-Tak. Dla mnie najważniejszy jest proces myślowy, a nie te wszystkie romantyczne głupoty. Oczywiście podczas śledztw.
Pocałował kobietę w rękę. Ta zaczerwieniła się. Po kolacji odwiózł kobietę do jej mieszkania. Wrócił do siebie. Wziął w swoje szczupłe dłonie skrzypce i smyczek zaczął tańczyć po strunach. Grał przez pół godziny. Potem zasiadł przy biurku, sięgnął po pióro i papeterię. Zaczął pisać list do przyjaciela
                                                                                 Drogi Watsonie,
mam nadzieję, że u Ciebie  i Twojej małżonki wszystko dobrze. Chcę ci przekazać radosną nowinę. Żenię się drogi przyjacielu. Spotkałem kobietę swojego życia. Jest idealna. Ma na imię Luiza. Prawna, iż piękne imię? Chcę abyś Ty i pani Watson ją poznali. Datę jeszcze omówimy. Pozdrawiam Ciebie i Twoją uroczą małżonkę.
                                                                                                                        Sherlock Holmes

Zgiął kartkę i włożył do koperty. Podszedł do okna i spojrzał na ulicę. Akurat w pobliżu Baker Street przejeżdżała pędząca dorożka. Detektyw opuścił mieszkanie i wyszedł przed budynek. Postanowił wpaść do Scotland Yardu. Nagle wjechała w Holmesa dorożka i nie zatrzymała się. Poturbowane ciało nie dawało oznak życia. Sherlock Holmes nie żył.  Dorożkę prowadził mąż Luizy, pan Warteg. Na miejsce przestępstwa przybył inspektor Trewor. Gdy odkrył ciało ofiary zdębiał. Rozpoznał, kto zginął. Gdy skończyli oględziny miejsca wypadku pojechał do doktora Watsona. Zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu blond włosa kobieta.
-Czy zastałem doktora Watsona?
-Mąż jest w sypialni. Czy coś się stało? mam poprosić, aby zszedł do gabinetu?
-Nie trzeba, jestem ze Scotland Yardu. Przychodzę w spawie jego przyjaciela...
-Proszę na górę.  Czy coś się stało?
Głos kobiety drżał.
-Wyjaśnię wszystko przy pani mężu.
Ruszyli na górę. Gdy weszli do sypialni kobieta zwróciła się do mężczyzny siedzącego na łóżku.
-Do do ciebie. Coś się stało panu Holmesowi.
Doktor zerwał się z krzykiem.
-Jak to?
-Pan  Holmes zginął w wypadku. Wjechała w niego dorożka. Sądząc z tego, że nie zatrzymała się, to nie był wypadek.
John opadł na łóżko. jego twarz zrobiła się smutna. po policzku zaczęły płynąć mu łzy.
-To nie możliwe, nie Holmes, nie Holmes.
-Przykro mi doktorze.
Mary usiadła przy małżonku i położyła mu rękę na ramieniu.
-Wiem John, że nie możesz uwierzyć. Ale czy przedstawiciel prawa mógłby cię okłamać?... Wiem, że to nie łatwe. Czujesz się winny, bo dawno nie odwiedziłeś pana Holmesa.
-Chcę go zobaczyć.
-Ciało jest w miejskiej kostnicy- odparł inspektor.- Ale jest za późno, aby tam jechać.
-Jadę i koniec. Muszę się upewnić. To mój przyjaciel. nie powstrzymasz mnie Mary.
-Nawet nie będę próbowała. Wiem jak ważny dla ciebie był pan Holmes.
Watson szybko się ubrał i wraz z Treworem pojechali do kostnicy. Patolog nie chętnie chciał pokazywać ciało ze względu na uszkodzenia. Nie przekonywało go  to, że żądający jest lekarzem i bywał na miejscach zbrodni. Dla niego był bliskim ofiary. Gdy odsłonił prześcieradło nogi ugięły się pod Johnem. Nie było można prawie rozpoznać twarzy, całe ciało posiniaczone. Watson złapał się blatu stołu, aby nie upaść. Jego życie straciło w tamtym momencie sens. Wybiegł z kostnicy. Zaczął szukać dorożki. Pojechał na Pall Mall. Zaczął pukać do drzwi mieszkania. Po dziesięciu minutach otworzył  mu wysoki mężczyzna.
-Słucham sir? Czy wie pan która godzina?
Przyjrzał się przybyszowi.
-Włóczęgów nie przyjmujemy.
-Muszę pilnie porozmawiać z panem Holmesem. To pilna sprawa... Nie wiem co robić... Może przyjdę jutro.
Kamerdyner wpuścił go do salonu i poszedł obudzić pana. Mycroft zeszedł po dziesięciu minutach otulony szlafrokiem. Od razu poznał przyjaciela brata.
-Co sprowadza pana doktorze o tak późnej porze? Czyżby mój brat?
Przyjrzał się lekarzowi przenikliwie. Nagle zbladł.
-Coś mu się stało?
John przytakną.
-Ale co?
-Przejechała go dorożka... Nie żyje.
Zapadła cisza, którą po chwili rozdarł krzyk Holmesa.
Nieeeeeeeeee!!!
Upadł na kolana.
-Sherlock, Sherlock... to nie prawda.
Watson wyszedł. Pojechał na Baker Street. Pani Hudson nie spała, nie mogła. Wszedł do salonu i usiał w fotelu. Tak siedząc minęła mu noc. Jeszcze nie otrząsnął się po śmierci detektywa. Zjawiła się Mary. Z  jej miny wynikał, iż też przeżywa śmierć Sherlocka. Lubiła go i była wdzięczna. Dzięki niemu John był jej mężem. Zajęła się roztrzęsioną gospodynią. Doktor wstał i przejrzał biurko. Znalazł list zaadresowany do siebie. Przeczytał go. Zbiegł do pani Hudson.
-Czy wie pani kim jest Luiza?
-Tak. To jego narzeczona. Liza Warteg. Na biurku powinien leżeć adres.
-Dziękuję. Czy Mycroft wiedział o niej?
-Jego brat? Nie, miał zamiar dopiero ją przedstawić. panu też doktorze... O nie. Ona jeszcze nie wie.
-Pojadę do niej.
Watson wszedł na górę i przeszukał biurko znalazł adres. Pojechał do kobiety. Zadzwonił do drzwi. Otworzył mu służący.
-W czym mogę służyć?
-Czy jest panna Luiza Warteg?
-Tak. Kogo zaanonsować?
-Doktora Watsona, przyjaciela Sherlocka Holmesa.
Służący zaprosił go do salonu. po chwili zjawiła się  kobieta.
-Miło mi pana widzieć doktorze. Tyle o panu słyszałam. Co pana sprowadza do mnie?
-Mam dla pani złe wieści. Pani narzeczony nie żyje.
Kobieta opadła na fotel. Głowę spuściła.
-Jak to się stało?
-Dorożka wjechała w niego.
-Tak mi przykro.  Jeszcze wczoraj byliśmy na kolacji... Kiedy pogrzeb?
-Dam pani  znać . Wyszedł z dziwnym uczuciem. Zauważył, że kobieta nie przejęła się za bardzo śmiercią ukochanego. Minęły cztery dni. Na małym angielskim cmentarzu odbywał się pogrzeb Sherlocka Holmesa . Uczestniczyli w nim Mycroft Holmes, pani Hudson, państwo Watson, panna Warteg, kilkoro inspektorów, oraz sporo byłych klientów.  Doktor starał się kryć łzy. Mycroft, pani Hudson  płakali. Mary stała z boku i ocierała jedną samotną łzę. A Luiza stała dumnie obok trumny. Po ceremonii najbliżsi detektywa pojechali na Baker Street. Gospodyni przygotowała herbatę i poczęstunek. Gdy  wszyscy usiedli Mycroft spytał pannę Warteg.
-Jak pani poznała mojego brata?
-Pan Holmes pracował dla mojego wuja hrabiego Milesona.  Pewnego dnia przyjechałam do wuja w odwiedziny. Wtedy pan Holmes opowiadał wujowi kto ukradł portret. Stanęłam w drzwiach i słuchałam. Wcześniej czytałam o panu Holmesie opowiadania doktora Watsona.  Nagle zauważyłam, że patrzy na mnie. Zarumieniłam się i uciekłam do ogrodu. Przebywałam u wuja przez dwa tygodnie. Pan Holmes przebywał tam codziennie. Pewnego dnia zaprosił mnie na spacer po lesie. Zgodziłam się. Towarzyszył nam wuj.  Po powrocie do Londynu spotykaliśmy się dalej. Po miesiącu zaręczyliśmy się. Zakochałam się w panu Holmesie od kiedy go zobaczyłam w salonie wuja.
-Zaopiekuję się panią, skoro mój brat panią kochał. 
-Dziękuję, ale nie. Przenoszę się do wuja.  Ale dziękuję. Czy pan Holmes nie mówił o mnie?
-Nie, przykro mi. Mój  brat był skryty i zawsze czekał na odpowiednią okazję. Aby doktor Watson o mnie się dowiedział musiałem poprosić o spotkanie... Spotykaliśmy się od czasu do czasu na naszej wspólnej  grze. Ale wtedy nie rozmawialiśmy o tym co porabiamy. 
Rozmowa nie szła w dobrym kierunku. Wszyscy zamilkli. John patrzył na skrzypce. Nagle spytał brata przyjaciela. 
-Jak to się stało, że Holmes zaczął grać na skrzypcach?
-Od dziecka interesował się muzyką i zagadkami a wszczególności zbrodniami. Gdy uczył się w szkole w Londynie kupiłem mu skrzypce. Niedługo potem wyrzucili go ze szkoły.
Nagle olśniło doktorka. Wróciły wspomnienia. Uczył się z Sherlockiem w tej samej szkole. Pamiętał też Elizabeth, ukochaną przyszłego detektywa, która oddała za niego życie. Dlatego do tej pory on był sam. Lekarz rozumiał, że otrząsnął się z żałoby i znalazł inną kobietę, której chciał się poświęcić. Każdy zasługuje na szczęście.  Spojrzał z politowaniem na Luizę.  Nagle usłyszał pytanie pani Hudson
-Ustaliła pani z narzeczonym datę ślubu?
-Nie, najpierw chciał przedstawić mannie doktorowi Watsonowi.
-Rozumiem.
-Pewnie też chodziło o pana, panie Holmes- dodał John.-  Przecież inaczej być nie może.
Jeszcze chwilę porozmawiali i rozeszli się. Minął miesiąc od śmierci Sherlocka Holmesa. Mycroft i John nie otrząsnęli się po stracie. Ale za to Luiza żyła pełnią życia. Nie przejmowała się tym, że ktoś zabił jej niedoszłego małżonka. Inspektor Trewor nie natrafił na ślad zabójcy. Pan Holmes zdenerwował się i postanowił sam znaleźć odpowiedzialnego za potrącenie brata. Ze względu, iż do tej pory spędzał dużo czasu według ustanowionego porządku i mało poruszał się po mieście potrzebował pomocy. Ale komu mógł zaufać? Komuś komu ufał jego brat. A taką osobą bez wątpienia był doktor Watson. Pojechał do mieszkania Johna. Otworzyła mu służąca,  zanim zdążyła się odezwać powiedział.
-Proszę przekazać doktorowi Watsonowi, że przyszedł Mycroft Holmes i ma ważną sprawę.
Kobieta wpuściła go do salonu i poszła przekazać lekarzowi, iż ktoś się chce z nim widzieć. Po chwili weszła Mary.
-O, pan Holmes. Miło mi pana widzieć. Chce pan spotkać się z moim mężem?
-Tak, mam dla niego propozycje.
-Czy napije się pan czegoś?
-Nie dziękuję.
-Ale na obiedzie pan zostanie?
Do salonu wszedł John.
-Nie dręcz naszego gościa Mary. Witam panie Holmes. Co pana do mnie sprowadza?
-Chciałbym pana prosić o pomoc. Postanowiłem odnaleźć mordercę Sherlocka, ale sam nie dam rady. Potrzebuję kogoś zaufanego.
-I mam kogoś polecić?
-Nie, znalazłem takiego człowieka.  To pan  doktorze. Sherlock zawsze panu ufał. Zna pan też jego metody, oraz jest pan oddany. To tego i pan chce wiedzieć kto odebrał życie Sherlockowi.
-Zgadzam się. Chętnie panu pomogę.
-Cieszę się. Potrzebuję pomocy. Nigdy nie prowadziłem śledztwa. Od tego zawsze był mój brat.
-A ja z chęcią złapię tego drania. A teraz proszę skorzystać z zaproszenia mojej małżonki i zjeść z nami obiad.
-Z miłą chęcią doktorze. Ma pan uroczą małżonkę
-Zawdzięczam ją Holmesowi. Była jego klientką. Jak pan się czuje?
-Nadal nie mogę uwierzyć, że Sherlock nie żyje. A pan doktorze?
-Podobnie... Zaniedbałem go w ostatnim czasie.
-Proszę się nie obwiniać doktorze, gdyby potrzebował pańskiej pomocy sam by się zgłosił do pana.
-Dziękuję.
Mary zawołała mężczyzn na posiłek. Gdy zjedli i wypili szklaneczkę porto Mycroft opuścił mieszkanie państwa Watson w towarzystwie doktora. Pojechali do Scotland Yardu, gdzie zastali Trewora, który przyjaźnie ich przywitał
-Witam panów. W czym mogę pomóc?
-Potrzebujemy akt sprawy Sherlocka Holmesa- odparł John.- Postanowiliśmy sami zbadać tą sprawę.
-Ale moi przełożeni nie będą zadowoleni.
-Pan Holmes ma takie same umiejętności co brat i na pewno więcej zobaczy. Proszę nam zaufać. mamy dosyć czekania. Holmes dawno by już wyśmiał postępowanie podczas śledztwa. Zbyt dobrze go znam
Inspektor ugiął się i poszedł po akta. Mycroft zwrócił się do towarzysza.
-świetna robota doktorze.
-Dziękuję, ale to prawda. Zawsze narzekał na pracę przedstawicieli prawa.
Trewor przekazał im akta. Ale nic ciekawego nie zawierały. Pojechali na Baker Street. Oglądali miejsce wypadku. Nagle John spytał.
-Dokąd on chciał iść? o tej porze?
-Są dwa wyjścia doktorze. Albo prowadził prywatne śledztwo, co na to nic nie wskazuje. Albo wybierał się do Scotland Yardu, co jest najbardziej możliwe.
-Ale przecież mógł mieć klienta.
-Nie mógł. Gdyby miał klienta dawno by on się ujawnił. Tym bardziej jeśli sprawa była pilna to by dawno usiłowałby nawiązać kontakt z Sherlockiem. Do tego pani Hudson zeznała, że ostatnio nikt nie przychodził do niego. Co przemawia za spacerem do Scotland Yardu.
Nie zostały żadne ślady. Nic nie mamy... Chyba nie złapiemy zabójcy Sherlocka
-Nie.
-To chyba zbrodnia doskonała.
-Niech pan nie poddaje się.
-Nie mam wyboru. Ale mogę czegoś spróbować. Przejrzę jego papiery. Na pewno zrozumiem więcej od pana doktorze.
-No tak, przecież był pan jego bratem.
Zadzwonili do drzwi pod numerem 221b. Po chwili pani Hudson im otworzyła i wpuściła do środka. Weszli na górę do salonu i Mycroft zaczął przeszukiwać papiery brata.  Część z nich ułożył na biurku i związał sznurkiem.
-Zabiorę je ze sobą i siedząc w klubie je przejrzę. Wiem, że posiada siatkę złożoną z bezdomnych i dzieci, ale nie wiem jak do niej dotrzeć. Może pan wie doktorze?
-Tak. Znam jej szefa Wiginesa. Spróbuję nawiązać z nimi kontakt.
-Dziękuję doktorze. Spotkajmy się jutro w klubie "Diogenes" o piątej po południu.
-Dobrze .
Rozeszli się. Watson po wyjściu na ulicę skierował kroki do gromady dzieci bawiącej się na chodniku. Spytał się ich pokazując pensa.
-Znacie Wiginesa?
-A kto pyta?- spytał jeden z nich.
-Przyjaciel Sherlocka Holmesa doktor Watson. Potrzebuję pilnej pomocy. Niech zostawi dla mnie wiadomość w dawnym mieszkaniu Holmesa u gospodyni.
Odszedł szybko nie patrząc za siebie. Ci ulicznicy posiadali swój honor nie chcieli wydać swojego na pastwę losu.  Wrócił do siebie. Wieczorem wyszedł z Mary do teatru. Gdy wracali pod domem zaczepił ich obdarty, brudny młody człowiek. John schował małżonkę za siebie i mocniej ścisną rękę na lasce. Tamten po chwili odezwał się.
-Podobno pan mnie szukał.
Lekarz rozluźnił się i uśmiechną.
-Wigines?
-Do usług doktorze Watson. Czego pan potrzebuje?
-Może nie tutaj? Wejdźmy do środka. Słyszałeś o śmierci Holmesa
Młodzieniec udał zaskoczenie.
-Pan Holmes nie żyje? Nie wiedziałem. Taka strata. 
Weszli do mieszkania i przeszli do salonu. Tam Wigines kontynuował.
-Chłopaki powiedzieli, że pan mnie szukał.  A nie trudno ustalić pański adres.
-Czy Holmes ostatnio zlecił ci jakieś zadanie?
-Nie doktorze. Od dawna nie pracujemy dla niego.
-Gdybyś coś usłyszał na temat śmierci Holmesa powiedz mi. Dostaniesz pensa.
-Dziękuję doktorze.
Młodzieniec wyszedł.  Uśmiechnięty przeszedł parę przecznic i wszedł do zaniedbanej kamienicy. Tam czekał na niego wysoki mężczyzna.
-Rozmawiałeś z nim?
-Tak. Niczego się nie domyśla.
-Czego chciał?
-Wiedzieć czy czegoś nie robiłem dla pana Holmesa. Ale nic mi ostatnio nic mi nie zlecił.
-Dobrze. Idź już.  Informuj mnie o sytuacji. 
W tym czasie w klubie "Diogenes" Mycroft przeglądał dokumenty z mieszkania brata. Znalazł tam ciekawą notatkę. Brzmiała " Luiza i James Warteg" Zastanowiło go to. Czyżby Luiza miała męża? Więc czemu Holmes się z nią zaręczył? Było zbyt wiele pytań. Wrócił do domu. Wyjął rodzinny album. Patrzył na fotografię młodego brata. Następnego dnia po południu umówił się z Johnem pod mieszkaniem Luizy.  Gdy się spotkali spytał.
-Umie pan śledzić doktorze?
-Tak, chodź Holmes nie był o tym przekonany.
-Mam dla pana zadanie. Niech pan śledzi pannę Warteg.
-Ale dlaczego?
-Nie czas na wyjaśnienia. proszę mi zaufać. Sam tym razem sobie nie ufam. To prawdziwe śledztwo, a nie dedukcja z okna.
-Dobrze. Rozmawiałem z Wiginesem. Nic nie wie.
Mycroft uśmiechnął się i przywołał dorożkę. Watson kupił od gazeciarza gazetę i schował się za nią. Obserwował dom narzeczonej Sherlocka. Po dziesięciu minutach kobieta wyszła. Rozejrzała się. Ruszyła w dół ulicy. Lekarz udał się za nią. Doszła do pobliskiego krawca. Po dziesięciu minutach wyszła z paczką. po chwili podszedł do niej wysoki mężczyzna i pocałował ją w policzek. Watson dyskretnie przybliżył się. Usłyszał słowa mężczyzny.
-Widzę, że odebrałaś suknię Luizo na przyjęcie u mojej matki.
-Tak. Będzie wspaniała zabawa. Szkoda tylko, że nie dawno zmarł mój narzeczony.
-Przecież masz męża. Niby taki mądry, a zaręczył się z mężatką. 
Wybuchnęli śmiechem i odeszli. wrócili do mieszkania i już nie wyszli. John po powrocie zadzwonił do Mycrofta. Nie było więc zostawił wiadomość, iż Luiza ma męża i nie przejmuje się śmiercią Sherlocka. Późnym wieczorem starszy z Holmesów oddzwonił
-Słucham.
-To pan doktorze?
-Tak, czy coś się stało?           
-Jutro odwiedzimy pannę Warteg, dzisiaj powiadomiłem ją o naszej wizycie. Proszę czekać na mnie o dziesiątej przed swoim mieszkaniem.
-Dobrze.
Następnego dnia Mycroft przyjechał po Johna i pojechali do Luizy. Tam ich wyczekiwali ich. Mężczyzna uprzedził swojego towarzysza, aby obserwował kobietę. Gdy służąca zaprowadziła ich do salonu przywitała ich Luiza. Wyglądała na smutną i była ubrana na czarno.
-Witam panie Holmes i doktorze Watson. Co panów sprowadza do mnie?             
-Troska o pannę. Była przecież panna narzeczoną mego brata. Jak pani się czuje?
-Dobrze. Już trochę lepiej. Ale przecież był taki młody. Życie było przed nim.
Udawała, że szlocha.
-Tak mi przykro... Był dobrym człowiekiem. Pomagał ludziom, jeśli mieli do czynienia z zbrodnią. Był szlachetnym człowiekiem.  I dobrym przyjacielem.
-Zgodzi się pan ze mną doktorze?
-Tak.  Jeśli coś grozi jego przyjaciołom to stanie w ich obronie... A raczej stanął by w ich obronie.  Watson uważnie obserwował narzeczoną Holmesa. Zauważył  co chwilę  przeszywający szyderczy uśmiech na jej twarzy.  Do tego w jej oczach było można było dostrzec triumf. Nie domyślała się, że brat Sherlocka jest inteligentniejszy od niego i poznał prawdę o niej.
-Potrafił być romantyczny. Bardzo mnie kochał. Byłam jego szczęściem. Przynajmniej tak sam mówił.
-Na pewno tak było- odparł Mycroft. - Do tej pory żadna dama nie gościła w jego sercu. Musiał kiedyś przeżyć jakieś rozczarowanie miłosne. Ale nigdy o tym nie opowiadał. Jeden z wybitnych klientów Sherlocka organizuje przyjęcie na jego cześć. Pani, oraz doktor jesteście zaproszeni. Będzie to w ten piątek. Obowiązują ciemne kolory stroi, a najlepiej czarne.
Mycroft podniósł się z kanapy, chwilę po nim John. Ukłonili się i wyszli Gdy siedzieli w doroszce Holmes zwrócił się do towarzysza.
-Na tym przyjęciu będzie mąż pani Warteg. Jestem bliski rozwiązania sprawy, ale muszę być ostrożny.  Niech pan też uważa na siebie doktorze. Do piątku nic nie możemy zrobić. Dopadniemy mordercę Sherlocka i pomścimy go.
Do piątku doktor zajmował się tylko swoimi sprawami. Wyznaczonego dnia wraz z mary stawili się na przyjęciu. Gdy wszyscy się zjawili przeszli do jadalni. Tam gospodarz przemówił.
-Pan Holmes uratował moje małżeństwo, za co jestem mu niedosgonnie wdzięczny. Zostałem oskarżony o zabicie sąsiada, z którym niby moja żona miała romans. nie tylko pan Holmes dowiódł mojej niewinności, ale też wierności mojej małżonki. Bez niego pewnie siedziałbym teraz w więzieniu. Jego śmierć jest wielką stratą dla tych, którym by pomógł. Wznieśmy toast za Sherlocka Holmesa.
Wszyscy wznieśli kieliszki do góry i znieśli toast. Następnie gospodarz kontynuował.
-Jest z nami przyjaciel pana Holmesa, oraz jego kronikarz doktor Watson. Może nam coś opowie o swoim przyjacielu? Niech pan nie da się prosić.
John czuł się nieswojo. Wiedział co Holmes sądził o jego pisaniu. Ale wzrok Mary zachęcał go. Stanął w przy gospodarzu i zaczął opowiadać o jednym ostatnich ich wspólnych śledztw.   Mycroft obserwował Luizę.  Jej mina przedstawiała niezadowolenie. Nie chciała tam być. Najchętniej spędziłaby ten czas z mężem przed kominkiem. Ale on też tam był. Udawali, że nie znają się.   Mycroft rozszyfrował motyw już parę dni temu. Postanowił go ujawnić już  wkrótce. Nie pozwoli, aby mordercy brata nie uszło na sucho. Wiedział, że powinien wtajemniczyć  w plan Johna. Ale nie umiał go objaśnić. Chodź Sherlock też nie zawsze wszystko mówił przyjacielowi.  Czekał na odpowiedni moment, aby zaatakować.  Gdy doktor skończył opowiadać Mycroft odparł z uśmiechem.
-Dziękujemy doktorze. O tym śledztwie nie słyszałem. Doktor uczestniczył w wielu śledztwach. Ale nie zna najważniejszej historii. Opowiem wam ją. Pewnego dnia Sherlock prowadził sprawę śmierci młodego przystojnego bogatego mężczyzny. Zabiła go jego siostra. Ale była z nie perfidna kobieta. Zabiła brata dla pieniędzy.  Ale tak wszystko zmanipulowała, że nie można było jej dopaść. Następnie dowiedziała się, że koło sprawy krąży sam Sherlock Holmes. postanowiła wraz z mężem pozbyć się go. Ale przecież to mogło zrzucić  na nią podejrzenia. Musiała zabezpieczyć się. Postanowiła rozkochać w sobie Sherlocka. A jak zginie miała udawać zrozpaczoną narzeczoną. Ale nie wiedziała, że ktoś odkryje jej tajemnicę. Nie przewidziała, iż ktoś jest aż tak inteligentny, aby ją przyłapać. Nie zauważyła, że idzie jej za łatwo. Sherlock wiedział, że ona udaje miłość do niego. Tak pani Warteg. Sherlock wiedział o pani.
Luiza surowo spojrzała na Mycrofta.
-Co pan za głupoty opowiada. Czyżby rozpacz przysłoniła panu oczy?
-Nie. Są tu osoby, które znają pani i pani męża. A ja mogę odczytać list napisany do Sherlocka. Szanowny Panie Holmes. Dziękuję za ten dzień. Był wspaniały. Nigdy nie widziałam tak pięknego ogrodu. Moi przyjaciele cieszą się, że mogli nam towarzyszyć.  Chciałabym wreszcie poznać pańskiego przyjaciela. Wie pan przecież, że lubię jego historię. Tak pięknie pisze o moim przyszłym i wspaniałym mężu. Muszę go poznać.  Nie mogę się doczekać naszego spotkania.  Pańska Luiza Warteg.
Kobieta próbowała uciec. Ale stanęło przy niej dwóch dryblasów. Zaczęła krzyczeć.
-To James przejechał go, to on prowadził tamtą dorożkę. Ja nie zabiłam go. To on też otruł mojego brata.
Wtedy jej mąż się zdenerwował i rzuciła na nią. Wtedy dwóch mężczyzn go złapało, a do sali wszedł  inspektor Trewor mówiąc.
-Są państwo aresztowani pod zarzutem zabójstwa hrabiego Henryka Milesona.
Nagle do sali wszedł Sherlock Holmes.
-Oraz pod zarzutem próby usiłowania zabójstwa Sherlocka Holmesa i zabójstwem Sebastiana Gilberta.
Mycroft i John byli zszokowani. Myśleli, że on nie żyje. Doktor widział jego ciało w kostnicy. A on stoi sobie w progu i uśmiecha się. Nie wiedzieli czy to sen. Przecież detektywa potrąciła dorożka. Patrzyli z zaskoczeniem na mężczyznę. Nie wiedzieli jak mają się zachować. John zemdlał, a Mycroft upadł na kolana.  Mary zajęła się mężem, a Sherlock bratem. Starszy z Holmesów mocno przytulił młodszego i nie chciał go puścić. Gdy doktor oprzytomniał powiedział do małżonki.
-Widziałem ducha... Co się ze mną dzieje?
Sherlock wyswobodził  się z uścisku płaczącego ze szczęścia brata i podszedł do przyjaciela. 
-Nie jestem duchem Watsonie. Muszę prosić was o wybaczenie.
John złapał przyjaciela i przyciągnął do siebie.
-Żyję. Nie musisz tego sprawdzać.
Doktor uścisnął przyjaciela. Ten pomógł mu wstać. Potem podnieśli Mycrofta. Starszy z Holmesów zwrócił się do brata.
-Nigdy więcej tak nie rób Sherlocku. Nawet nie wiesz przez co przeszliśmy.
-Rozumiem, że moja śmierć wstrząsnęła wami. A po za tym musiałeś poznać prawdę. Chodź miałem nadzieję, że pozostaniesz przy swoich nawykach i zaniechasz śledztwa w sprawie mojej śmierci.
-Za kogo ty mnie masz? Przecież tu chodziło o mego brata. Nigdy bym sobie tego nie darował. Doktor też nie byłby zachwycony z takiego obrotu sprawy.
-Ale lepiej usiądźcie. Jesteście strasznie bladzi. Niech ktoś poda dla nich whisky.
Mężczyźni spoczęli na podstawionych dla nich krzesłach, a gospodarz podał im szklanki z trunkiem. Detektyw rozpoczął swoją historię.
-Po śmierci hrabiego wuj zmarłego podejrzewał, że to nie był wypadek.  Od razu pomyślał o państwu Warteg. Wtedy skontaktował się ze mną. Zacząłem dopytywać się o śmierć hrabiego. Prowokowałem ich. Gdy uznałem, że czas wprowadzić resztę planu skontaktowałem się z hrabią Milesonem, czyli wujem zmarłego oraz pani Luizy i z inspektorem Treworem. Wszystko zaplanowaliśmy. Spotkaliśmy się też z sędzią i poprosiliśmy o zgodę na wykorzystanie więźnia skazanego na śmierć. Tak, pod kołami dorożki zginął więzień, a nie ja. Moja obecność w posiadłości hrabiego podczas odwiedzin panny Warteg nie była przypadkowa. Gdy postanowiła to wykorzystać udawałem zakochanego . Nabrała się. W dniu kiedy państwo  Warteg postanowili wcielić swój plan w  życie powiadomiłem, iż czas oficjalnie ogłosić nasze zaręczyny.. Musieli szybko działać. A moja śmierć musiała wyglądać na wypadek.  aby wiedzieć co planują zatrudniłem nieoficjalne siły policyjne z Baker Street. Gdy dowiedziałem się o dorożce wysłałem list do inspektora Trewora i poszedłem z narzeczoną na kolację. Po powrocie napisałem list do Watsona i informujący o moich zaręczynach. Wiedziałem, że w mojej sypialni konstable szykowali więźnia, ubierając go w moje ubrania. Sam przebrałem się za bezdomnego i po cichu opuściłem mieszkanie, korzystając z tylnego wyjścia. Szybko doszedłem przed główne wejście i obserwowałem sytuację. mój sobowtór wyszedł na ulicę. Widziałem jak wjechała w niego dorożka. Poczekałem na przybycie inspektora Trewora i udałem się do jednego z moich mieszkań, które służą mi do zmieniania przebrań podczas śledztw. Czekałem na rozwój wypadków i aż poczują się bezpieczni. Tylko, że moje plany zniweczyło wtrącenie się wasze wtrącenie Mycroft. Chłopcy Wiginesa obserwowali moje mieszkanie. Doniesiono mi o zabraniu przez was dokumentów i poszukiwaniu Wiginesa. Wysłałem go do ciebie Watsonie.  Po wizycie u ciebie przyszedł do mnie. Miałem na bieżąco informacje o was. Ale nie mogłem nic zrobić. Więc postanowiłem poczekać na twoje ruchy Mycroft. Kiedy powiadomiłeś inspektora Trewora, że znalazłeś mordercę i przedstawiłeś swój plan wiedziałem, że czas zakończyć całą grę.  Inspektor  obawiał się, że  pomyliłeś się. Ale wiedziałem, iż rozgryzłeś zagadkę. Chodź byłeś pewny, że wierzyłem w miłość swojej narzeczonej.
Gospodarz podszedł do Sherlocka i uścisną go.
-Gdybyś widział minę brata, gdy wszedłeś. Nie wpadł na to, że żyjesz. Jesteś tym razem lepszy od brata. Przykro mi Mycroft, ale brat cię pokonał. A teraz możecie  po cichu się wymknąć. Tylne drzwi są dla was otwarte.
Bracia Holmes i państwo Watson wymknęli się po angielsku. Pojechali na Baker Street. Usiedli w salonie. Sherlock zwrócił się do zebranych.
-Muszę was przeprosić. Wiem, że przeżywaliście moją śmierć, ale nie miałem wyjścia. Gdybym wiedział, że jest inne wyjście. na porządku nie miałem pozorować własnej śmierci. Gdy państwo Warteg postanowili mnie zabić zmieniłem swój plan.
-Ale nie pomyślałeś o tym, że ruszę za twoim mordercą  wraz  z doktorem Watsonem?
-Nie. Nie pomyślałem. Nie doceniłem cię Mycroft. A ten list do Watsona miał odsunąć podejrzenia od pani Warteg. jeszcze raz przepraszam.
Mycroft i John wybaczyli Sherlockowi. Watson i Holmes starali się, aby ich kontakt był tak częsty jak przed zaręczynami detektywa. Wszystko po woli wracało do normy. Bracia omówili całą historię i wyjaśnili sobie wszystkie wątpliwości. Po jakimś czasie  potrafili się z tego śmiać. Ta historia nauczyła detektywa, że zawsze może liczyć na Mycrofta, oraz Watsona nawet po śmierci.




4 komentarze:

  1. Dziękuję za dedykację :*
    Wytykam Ci błędy, bo chcę, byś osiągnęła jak najlepszy poziom jako pisarka :)
    Gdzie akapity? :P
    A nie "panią Luizą"?
    Miejscami brakuje przecinków.
    Listy mogłyby być odrobinę wyróżnione, gdyż zlewają się z całością tekstu.
    I te dialogi. Zdarzają się też zdania bez widocznego początku - wielkiej litery.

    Też lubię Sherlocka :) To wina Benedicta.
    Jak to zginął? Jak to dorożkę prowadził mąż Luizy? Ale że jak? Ukrywała to, że jest zamężna?
    "Choć".
    Jest strasznie dużo powtórzeń.
    Nie można być "niedozgonnie" wdzięcznym, tylko "dozgonnie".
    Zdarzają się nielogiczne zdania, które same sobie zaprzeczają.

    Bardzo dobry shot :) Trzyma w napięciu. I mimo, że czułam, że Sherlock raczej żyje, z zapartym tchem czytałam o śledztwie.
    Mam nadzieję, że powstanie kiedyś jeszcze jeden ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, i za twoją cierpliwość dedykuje ci opowiadanie. A skoro podoba Ci się wersja Sherlocka z Benedictem to dla Ciebie i Von Julii coś stworzę

      Usuń
  2. Cieszę się,że opublikowałaś to opowiadanie.Kiedy to czytałam,to przypomniało mi się,to kiedy ty nam je opowiadałaś.Przypomniało mi się,jak wtedy z zaciekawieniem słuchałam rozwoju wydarzeń w tym opowiadaniu.
    I dzięki za dedykację,ale to,co opowiadałaś,to nie były bzdury.
    I jeśli masz czas i wenę,to oczywiście,dodaj coś o Sherlocku.
    Pozdrawiam,
    Von Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło mi Julio, że pamiętasz to opowiadanie. Szkoda tylko, że utraciłam tamto o śmierci Sherlocka Holmesa i spotkaniu z Elizabeth. Ale napiszę je od nowa.

    OdpowiedzUsuń