piątek, 10 lipca 2015

Dziesięcioletnia nieobecnosć cz. X

      Przepraszam, że trochę nic nie wstawiałam, ale zgubiłam kartkę, gdzie miałam dalszy ciąg tej historii.




      Młodzieniec otworzył drzwi i weszli do środka.  W salonie nikogo nie było, więc skierowali kroki do sypialni.  A na łóżku leżała Caroline Moris.
            Parker obserwował jak pierś kobiety unosiła się. Wszyscy, oprócz Cam opuścili sypialnię.  Pani patolog pochyliła się nad przyjaciółką i szturchnęła ją w ramię. Gdy ta przebudziła się, była zaskoczona widokiem Camile.
            - Przepraszam, ze cię budzę, ale jesteśmy umówieni na kolację. Max i Russ z rodziną już są u Angeli.
            Zaspana kobieta zerwała się z łóżka i zaczęła się ubierać. Camile przeszła do salonu, gdzie wszyscy próbowali uspokoić.
            - Przepraszam, że narobiłem paniki - wyszeptał zawstydzony Arastoo.
            - Nie masz za co - odparł Parker. - Przywiozłeś dzieci, a Bones nie otwierała. Ja też bym spanikował. Ale oszczędźmy sobie wstydu i nikomu nic nie mówmy. Nawet nie mówmy Bones, jak baliśmy się o nią.
            Antropolog dołączyła do nich po dziesięciu minutach. Ucałowała Christine, Hanka i Parkera.
            - Tata prosił, aby was ucałować.
            - A co u niego? - spytał agent.
            - Wolałby być tutaj. Nie powinien rezygnować, ponieważ musi zadbać o siebie.
            Wszyscy uśmiechnęli się. Po chwili ruszyli do artystki i entomologa. 
            Następnego dnia Caroline Moris pracowała dwie godziny w instytucie, potem pojechała spotkać się z ojcem i bratem. Po południu odebrała dokumenty i zarejestrowała dzieci pod nazwiskiem Booth. Odzyskała swoją prawdziwą tożsamość. Od tej chwili nazywała się Temperance Brennan Booth.
            Gdy wróciła do mieszkania, usiadła na kanapie. Dzieci wzięły się za odrabianie lekcji. Myślała o swojej śmierci. Nie wierzyła w życie po życiu. Postanowiła pozwolić dzieciom w to wierzyć. Myślała, że małe kłamstwo będzie je chronić. Tylko, że nie uchroni to jej bliskich od cierpienia.
            Była bardzo zmęczona, potrafiła rozmyślać tylko o tym co się stanie ze wszystkimi jej bliskimi po śmierci. Kochała swoją rodzinę. Uważała, że powrót był błędem, ale już było za późno.  Bała się.  Nikomu nie miała zamiaru zdradzić swoich obaw.
             Sięgnęła po czystą katrkę i sporządziła swoją ostatnią wolę.  Zastanawiała się, jak Booth sobie poradzi. Czy da sobie radę z Christine, która wdała się w matkę? Czy pomoże Hankowi być bardziej pewnym siebie? Nie bała się śmierci. Zbyt wiele ludzkich kości przeszło przez jej ręce.
            Nagle jej powieki stały się ciężkie, a po chwili już spała. Po pracy przyszły Cam i Angela na plotki z butelkami soku. Drzwi były otwarte, więc weszły do środka.  Zastały śpiącą Temperance. Wiedziały, że potrzebuje odpoczynku więc zabrały dzieci. Na stole zostawiły kartkę, aby nie niepokoiła się o swoje pociechy.
            Półgodziny później do domu wraca Parker. Gdy nachylił się nad kobietą, zauważył że nie oddycha. Szybko odsuną stolik i sturlał ją z kanapy ziemię i rozpoczął masarz serca. Przerwał na chwilę, aby wyjąć komórkę i wybrał numer na pogotowie i włączył głośnomówiący. Po chwili usłyszał głos.
            - Pogotowie, w czym możemy pomóc?
            - Agent Parker Booth.  Kobieta z zatrzymaniem akcji serca.
            - Czy bierze jakieś leki?
            - Tak. Ma raka. Pospieszcie się.
            Podał szybko adres.
            - Wysyłamy pogotowie.
            Cały czas reanimował kobietę. Gdy przybyli ratownicy, przejęli pacjentkę. Po chwili akcja serca powróciła, ale nadal była nieprzytomna. Zabrali kobietę do szpitala. Parker zadzwonił do Cam.
            - Doktor Vaziri, słucham?
            - Pogotowie zabrało Bones do szpitala Jadę tam.
            Rozłączył się i ruszył do swojego samochodu. Camile zostawiła dzieci pod opieką męża i z Angelą ruszyła do szpitala. Po drodze zawiadomiły resztę. Wszyscy zjawili się na oddziale ratunkowym. Po chwili dołączył  do nich młodszy Booth. Byli przerażeni, bali się jakie ma wiadomości.
            - I co? - spytał Hodgins.
            - Lekarz powiedział, że stres przyczynił się po części do zatrzymania  akcji serca. Mówił, że miała dużo szczęścia... Mogła umrzeć
            Parker był przerażony.
            - Robią jej badania. Chemia jest przełożona.
            Podszedł do nich lekarz.
            - Kto jest z najbliższej rodziny pani Booth?
            Max i Russ  wyszli przed wszystkich. Doktor poprosił ich do swojego gabinetu. Pozostali niecierpliwie chodzili po korytarzu.
            Angela panikowała najbardziej ze wszystkich zebranych. Jej mąż Jack próbował uspokoić kobietę, chociaż sam był przerażony. Cam próbowała powstrzymać łzy.  Parker modlił się w myślach.
            Max i Russ wyszli po pół godziny. byli bladzi, a z ich policzków płynęły łzy.
            - Co powiedział? - spytał Hodgins.
            Keenan spojrzał na nich. W jego ochach lśniła złość i strach.
            -  Że moja mała Tempi nie ma szans na przeżycie
            Wszyscy spojrzeli na niego. Wszystko wskazywało na to, że dopiero odzyskana im bliska osoba może znowu zniknąć. Nie chcieli tego dopuścić do siebie.   Angela wyciągnęła z torebki komórkę.
            -  Do kogo chcesz dzwonić? - spytał Jack.
            Odpowiedziała załamanym głosem.
            - Do Bootha. Niech tutaj szybko wraca.
            - Nie- krzyknęli jednocześnie Max i Parker.
            - Dlaczego?
            - Bones sobie tego nie życzy. Chce aby tata skończył kurs. Wścieknie się, jeśli tata przyjedzie.
            - Zgadzam się -odparł załamany Max. - Nie chce, aby jej choroba przewróciła komuś życie. Wolałbym, aby tutaj był i ją wspierał. Ale spełnię jej wolę. Prosiła mnie któregoś dnia, abym w razie czego nie zawiadamiał Bootha.
             Łzy ciekły mu po policzku coraz mocniej. Starał się zapanować nad emocjami. Wiedział, że jeśli jego córka umrze, to jej mąż będzie wściekły, iż nikt go nie zawiadomił o jej stanie. Chociaż zależało mu na spełnieniu życzenia córki.
            - Zależy jej, aby on znowu był agentem. Wie, że kochał swoją dawną pracę. Czy mam zabrać dzieci?
            Parker patrzył przed siebie, po chwili dopiero zwrócił się do Keenana.
            - Zajmę się nimi. Omówiliśmy to wcześniej z Bones. Chociaż mógłby pan odbierać ich ze szkoły, przyjeżdżać do mojego mieszkania i zająć się nimi do mojego powrotu z pracy.
            - Chętnie...
            Spojrzał w stronę sali córki.
            - Mam nadzieję, że lekarze mylą się i ona wyjdzie z tego.
            - Na pewno - odparła Vaziri. - Jest silna i nie z takich rzeczy wychodziła. Musi z tego wyjść.
            Tak naprawdę Camile próbowała przekonać o tym nie tylko przyjaciół, ale i siebie. Była przecież patologiem. Nie raz przeprowadzała sekcje zwłok osób, które przerwały walkę z chorobą. Ale nie mogła myśleć o stracie przyjaciółki.
            Rozpoczęła się walka o życie Temperance Booth. Wszyscy drżeli o nią, ale nie starali się tego okazywać, tylko wspierali się wzajemnie. Ustalili dyżury, aby opiekować się dziećmi i żeby cały czas ktoś był przy nieprzytomnej przyjaciółce. Nadzieja powoli umierała.  Kobieta cały czas była nieprzytomna i nic nie wskazywało na to, że się obudzi.
            Gdy rozmawiali z Seeleyem Boothem wmawiali mu,  iż jego żona jest zmęczona po chemioterapii. Mówili, że nnie chce, aby ktoś widział, lub słyszał ją, gdy jest w kiepskim stanie.  A tak naprawdę Temperance leżała w szpitalnym łóżku, będąc w śpiączce.

1 komentarz:

  1. Dość przejmujący rozdział.
    "masaż", "przegrały walkę z chorobą"
    Jest więcej opisów, co mnie cieszy.
    A ja wolałabym zawiadomić Bootha. Jego żona umiera, powinien być przy niej w jej ostatnich godzinach. Jej organizm przeszedł za wiele, większe jest więc prawdopodobieństwo, że Temperence niedługo umrze.
    Dobrze, że spisała testament.
    Ból po jej odejściu będzie ogromny, to pewne, ale ptzynajmniej miała dość czasu na powrót do starych przyjaciół.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń