wtorek, 28 lipca 2015

Diesięcioletnia nieobecność cz. XII. KONIEC

Zaczął płakać, ukrywając twarz w dłoniach. Po jakimś czasie do sali wszedł Max. Był zaskoczony widząc zięcia.
            -Booth?
            Przyjrzał się mężczyźnie. Widział na twarzy przerażenie i frustrację. Postanowił wyjaśnić mu, że kłamali.
            - Nie gniewaj się na Parkera. To ja nie chciałem cię zawiadamiać. Temperance chciałaby, abyś skończył kurs.
            Seeley spojrzał na teścia.
            - Nie powinienem wyjeżdżać.
            Keenan uśmiechnął. Zbyt dobrze znał swoją córkę i wiedział, że postawiłaby na swoim. Chociaż jej mąż też potrafił być uparty.
            - Byłaby zła, gdybyś nie pojechał.
            Uśmiechnął się.
            - Jest uparta jak osioł.
            Spojrzał na twarz ukochanej kobiety i uśmiech zszedł z jego twarzy.
            -Jak długo tu leży?
            - Osiem dni.
            - Co ze mnie za mąż?
            Był wściekły na siebie. Keenan nie mógł słuchać oskarżeń zięcia.
            - Jesteś świetnym mężem, oraz ojcem. wspierasz ją w chorobie. Przy niej udajesz silnego.
            - Nie wiem czy teraz dałbym rady udawać. Nie mam sił.
            Znowu zaczęły płynąć łzy po policzku Seeley'a. Do tej pory radził sobie z chorobą żony. Ale teraz była najbliżej śmierci, niż wcześniej.  Zawsze starał się pocieszać ukochaną i nie okazywać strachu. Później odreagowywał pędząc samochodem w nieznanym kierunku, albo siedząc w barze. Czasem popłakiwał. Woził ją po lekarzach i na terapię, pocieszał dzieci. Teraz był bliski załamania psychicznego. Radość życia ulatywała z niego powoli.
            - Nie trać wiary.
            Max poczuł się skrępowany.
            - Zamówiłem na dzisiejszy wieczór mszę za zdrowie Temperance. Wiem, że nie jest wierząca, ale ...
            Nie wiedział jak wyjaśnić potrzebę modlitwy za niewierzącą córkę. Kochał ją i chwytał się wszelkich możliwości ratunku. Miał nadzieje, że wiara przyjaciół może ocalić jego dziecko.
            - Wszyscy idą?
            - Tak.  Dzieci też zabieramy. Nawet Arastoo idzie.
            - Do wieczora zostanę tutaj.
            - Przyjdę po ciebie.
            Keenan ucałował Tempi i wyszedł. Seeley mocniej ścisną rękę ukochanej.
            - Słyszysz Bones? Wszyscy wierzą w ciebie. Max nie chce cię stracić.
            Wstał z krzesła i pocałował ją w policzek. Gdy z powrotem usiadł na krześle i obserwował pogodę za oknem. Zagłębił się we wspomnieniach związanych z początkami znajomości z doktor Brennan. Po chwili zaczął opowiadać jej, to co pamiętał. Koło szóstej po południu zjawił się Max z Parkerem, Hankiem i Christine. Razem pojechali do kościoła, gdzie czekała reszta. Dawno nikt z nich nie modlił się tak gorliwie i szczerze.
            Gdy wyszli ze świątyni bożej, Parker włączył telefon i zobaczył, że ma nieodebrane połączenie. Numer należał do szpitala. Przeraził się. Szybko odzwonił. Po rozmowie, ulga wymalowała się na jego twarzy. Nikt nie wiedział co się dzieje. Patrzyli po sobie. Zdenerwowanie narastało. Wreszcie Angela nie wytrzymała.
            - Co się stało?
            -Bones zaczęła samodzielnie oddychać. Budzi się też ze śpiączki. Pojechali do szpitala, ale lekarz nie zgodził się na odwiedziny. Angela, Seeley, oraz Max robili mu awanturę, ale doktor był nieugięty. Postraszył całe towarzystwo ochroną.
            Opuścili szpital i pojechali do domu Hodginsów. Siedzieli tam całą noc, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Bali się, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Siedzieli w milczeniu. Ich myśli krążyły wokół dawnych czasów. Sprzed dziecięciu laty.
            Rankiem pojechali z powrotem w szpitalu. Gdy lekarz ich dostrzegł, spytał.
            - A państwo dokąd? Pacjentka powinna odpocząć...
            Nie chcieli słuchać zakazu wstępu do sali.
             - Co z nią? - spytał Russ.
            - W nocy odzyskała przytomność.
            - Żądamy widzenia się z pacjentką - odparła srogo artystka.
            Doktora irytowała cała grupa. Uważał, że kobieta potrzebuje odpoczynku, a nie krzyków całej ferajny. Byli nieustępliwi, więc ustąpił.
            -No dobrze. Ale wejść może tylko jedna osoba.
            Wszyscy zgodzili się, że powinien to być Booth. Mężczyzna po cichu wślizgną się do sali i usiadł przy łóżku kobiety. Brennan zaczęła mrugać. Wstał i nachylił się nad ukochaną. Był szczęśliwy, widząc ją przytomną. Co sugerowało, że niebezpieczeństwo minęło. mógł trochę odetchnąć. Cieszył go, że znowu widzi te piękne oczy. Westchną cicho z ulgą.
            - Bones
            Uśmiechnęła się. Cieszyła się, widząc ukochanego. Gdy obudziła się w nocy, radość przepełniła jej serce. Wiedziała, że od dłuższego czasu była nieprzytomna. Podczas śpiączki słyszała głosy najbliższych, czuwających przy jej łóżku.
            Chciała odezwać się do męża. Łzy zaczęły spływać po policzkach mężczyzny.  Wziął ją za dłoń.
            - Nic nie mów kochanie. Teraz już może być tylko lepiej. Wszyscy martwili się o ciebie. Podobno siedzieli u ciebie dzień i noc. Dziwię się, że pielęgniarki nie wyrzucały ich z sali. Stęskniłem się za tobą
            Znowu uśmiechnęła się. Cieszyła się na widok Bootha, ale zastanawiała się, czy dotrzymał słowa i skończył szkolenie. Wyszeptała z trudem
            - Jak tam szkolenie?
            Zmieszał się. Nie wiedział co odpowiedzieć. Uznał, że na prawdę jest zbyt słaba, więc postanowił ją zataić. Wiedział, że zdenerwuje się, gdy dowie się, że wyjechał bez słowa. Takie zachowanie zamykało mu drogę do bycia agentem, co mogłoby się nie spodobać kobiecie.
            -Dobrze. Nie martw się. Musisz trochę odpocząć. Reszta zajrzy jutro. Zostanę przy tobie.
            Siedzieli w milczeniu. Nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. Cieszyli się chwilami razem. Nawet ona zaczęła wierzyć, że może wyjść z choroby i być jeszcze długo szczęśliwa, mając taką wielką i oddaną rodzinkę. Oboje po południu zasnęli.
            Wieczorem Seeley'a obudził lekarz, któremu zmiękło serce widząc dwoje zakochanych. Najbardziej rozczulił go mężczyzna śpiący na krześle, a jego głowa spoczywała pod ręką małżonki.
            -Proszę iść coś zjeść. Przecież siedzi pan tutaj cały dzień.
            - Nie zostawię jej samej. Nie chcę, aby teraz była sama. A przecież złożyliśmy przysięgę, że będziemy razem w zdrowiu i chorobie.
            - Rozumiem. Ale nie pomoże jej pan, jak się pan rozchoruje.
Do sali wszedł Cullen i Sweets. Dyrektor zwrócił się do swojego byłego agenta.
            - Sweets zostanie z doktor Booth, a my musimy porozmawiać..
            Oboje wyszli z sali. Wyraz twarzy Cullena nie zdradzała żadnych emocji. Podejrzewał, że dostanie mu się za nagłe zniknięcie.
            - Coś się stało dyrektorze?
            -Rozmawiałem z szkoleniowcami i kursantami. Wracasz do pracy.
            Seeley ucieszył się.  Uwielbiał pracę w FBI. Zdawał sobie sprawę, że wszystko wraca do normalności.
            - Dziękuję dyrektorze.
            - Byłeś najlepszym agentem, a z tego co słyszałem to i policjantem. Więc przydasz się nam. Będziesz współpracował z Jeffersonem.
                        - A co z agentem, który z nimi współpracował?
             Cullen uśmiechnął się tajemniczo.
            - Złożył skargę na ciebie i Angelę. Obie odrzuciłem. Zachowałeś się świetnie, gdy aresztowałeś Hanibala. A Angela była pijana....
 Na chwilę zamilkł. Wyglądało, że nad czymś rozmyśla.
            - Ty dogadujesz się z nimi, a on nie. Doktor Vaziri ucieszyła wiadomość, że wracasz do współpracy. Czeka też na twoją żonę.
            Cullen skinął na agenta specjalnego i wyszli ze szpitala. Przed budynkiem natknęli się na Angelę i Wendella. Wtedy spytał  się ich.
            -  Kto z was zabierze go do domu, aby się odświeżył i coś zjadł.
            Wendell zgłosił się na ochotnika i zabrał Bootha do mieszkania jego syna. Booth wziął szybki prysznic i przebrał się. Towarzyszący mu dawny asystent Temperance przyglądał mu się badawczo. Wiedział, że nie musi się obawiać o agenta, ale wolał mieć go na oku.
            Seeley udawał, że nie widzi dziwnego zachowania towarzysza. Rozumiał to, co  młodszy męzczyzna robi. Raz ich stracili, a teraz Bones prawie umarła. A gdyby ona nie przeżyła, to by go zabiło. Oni o tym wiedzieli i dlatego martwili się. Przyjaciołom zależało na ich dwójce.
            Teraz powinni wyluzować. Ale nadal martwili się. Przecież dopiero co jego żona obudziła się ze śpiączki i jeszcze nie odetchnęli.
            Uśmiechnął się. Przyjaźnie poklepał młodszego mężczyznę i opuścili mieszkanie. Następnie pojechali do Royal Diner. Po złożeniu zamówienia Booth odezwał się z lekkim rozczuleniem.
            - Nadal tutaj jest. Co za dziwne uczucie znowu tutaj siedzieć po dziesięciu latach.
            Wendell uśmiechnął się.
            -Tutaj ma się wrażenie, że czas się zatrzymał.  Od kiedy ten serial powstaje, to lokal cieszy się popularnością... My nadal tutaj jemy.
             Seeley zamyślił się.  Po chwili westchną.
            - Ciężko będzie nam odzyskać reputację przez ten serial.
            - Najważniejsze, że znowu będziesz z nami pracował. Chętnie też ustąpię stanowisko doktor Brennan.
            Zaczęli rozmawiać  na temat działania instytutu. Gdy wrócili do szpitala, Max siedział przy córce. Zebrali się też pozostali przyjaciele. Było zbyt tłoczno., więc część z nich rozjechała się do domu. Następnie dogadali się, kiedy i kto będzie towarzyszył Temperance w szpitalu. Wszyscy chcieli wspierać doktor Brennan.
            To umożliwiało natychmiastowy powrót Bootha do pracy, co ucieszyło chorą. Wszyscy też pomagali w opiece nad dziećmi.
            Stan zdrowia doktor Booth poprawił się na tyle, że mogła przejść kolejną chemię.  Podczas terapii ciągle wymiotowała i sporo straciła na wadze. Znowu rodzina i przyjaciele drżała  o jej życie.  Po półrocznej przerwie przeszła kolejną terapię. Po niej zdziwiony onkolog oznajmił, że rak został pokonany. Chociaż w przyszłości mógł powrócić.
            Wszyscy odetchnęli z ulgą. Świętowali przez długi czas.  To nie oznaczało, że nie mieli oka na kobietę. Przez rok bali się, że mogą ją stracić.
             Jak tylko Temperance zaczęła czuć się lepiej, rozpoczęła pracę w instytucie. Szybko uczyła się posługiwać nowinkami technicznymi. Chociaż  wolała sama badać kości, niż powierzać to komputerowi.
            Wygrała zawody z komputerem, Wendellem, albo Clarkiem. Z Seeley'em  byli znowu najlepsi i dostawali najciekawsze sprawy. Cullen odszedł na emeryturę. Na szczęście nowy dyrektor był przychylny dynamicznemu duo.
            Państwo Booth kupili duży dom, gdzie znalazło się miejsce dla Parkera. Młodzieniec cały czas starał się dorównać ojcu. Życie od nowa zaczęło się układać.
            Jeśli chodzi o serial "Kości", producent zwolnił Caroline Moris ( Temperance  Brennan Booth) Nowa aktorka nie sprawdzała się i serial został zdjęty z anteny.
            Temperance i Seeley musieli ciężko pracować, aby nie kojarzono ich z bohaterami tego serialu i odzyskać reputację sprzed lat.
            Państwo Hodgins, państwo Vaziri, Wendell, Clark, Sweets, oraz Parker cieszyli się, że państwo Booth byli z nimi i że cała rodzina jest razem
            Cztery lata później rodzina z Instytutu Jeffersona witała na świecie córkę Parkera Bootha, małą Joy. Nie mogli nachwalić się małej kruszynki. Dumny ojciec podczas przyjęcia podał dziecko Bones.
            - I jak się czujesz jako babcia.
            Wzięła małą na ręce i przytuliła do serca.
             -Nie jestem jej babcią.
            Przewrócił teatralnie oczami. Po twarzy błąkał się rozbawiony uśmiech. Brennan nadal nie wyzbyła się swojej logicznej natury, ale  wszyscy do tego przywykli.
            - Jesteś nią. Twoim mężem jest mój ojciec, więc należysz do naszej rodziny. Jesteś ważna dla mnie, tak jam moja mama. Nie ma osoby, która bardziej zasłużyła sobie na bycie trzecią babcią małej Joy, naszego szczęścia.
            Seeley wziął wnuczkę na ręce i zwrócił się do syna.
            - Nosek ma po tobie
            - A oczy po swojej matce - wtrąciła się Temperance. - Chociaż te niebieski kolor oczu może się jeszcze zmienić
            Żona Parkera podeszła do nich. Przypatrywała się z czułością zgromadzonym gościom.
            - Mam ogromne szczęście, że parę lat temu Parker zerwał ze swoją dziewczyną. Ponieważ niedługo potem znalazłam swojego rycerza w lśniącej zbroi, oraz cudowną rodzinę w waszej osobie i waszych przyjaciół.
            Bones po chwili odezwała się.
            - Parker nie jest rycerzem, rycerze wymarli...
            Zebrani wybuchneli śmiechem. Nikt nie myślał o niedawnym strachu o życie doktor Booth.
            Teraz wiedli szczęśliwe życie. Współpraca FBI z Instytutem Jeffersona kwitła tak jak za dawnych czasów. Państwo Booth znów słynęli jako dynamiczne duo, a nie  jako postacie fikcyjne z serialu. Byli szczęśliwi.
            Tworzyli jedną, wielką rodzinę, którą każde nowe doświadczenie wzmacnia. Szczęście zależało do nich.


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Przepraszam, że tyle czasu nic nie wstawiałam i długo mogę nic nowego wstawić, ponieważ  pojechałam do pracy w Krynicy Morskiej i po pracy nie zawsze chce mi się przepisywać.

           


           KONIEC 

środa, 15 lipca 2015

Dziesięcioletnia nieobecność cz. XI

Gdy rozmawiali z Seeleyem Boothem wmawiali mu,  iż jego żona jest zmęczona po chemioterapii. Mówili, że nie chce, aby ktoś widział, lub słyszał ją, gdy jest w kiepskim stanie.  A tak naprawdę Temperance leżała w szpitalnym łóżku, będąc w śpiączce.
            W tym samym czasie na szkoleniu Seeley Booth  wzmagał się ze wszystkimi  zadaniami. Instruktorzy, koleżanki i koledzy mieli go za szowinistę. Ponieważ pierwszego dnia, podczas gdy miał opowiedzieć o tym jak był agentem, powiedział że nie pozwalał swojej partnerce nosić broni i kazał jej się trzymać z tyłu, aby się nie narażała.
            Podczas szkolenia świetnie sobie radził, wszystkie zadania wykonywał najlepiej z całej grupy, kiedy jego ukochana żona walczyła o życie. Jednego dnia ćwiczyli przeszukiwanie potencjalnych kryjówek przestępców. Na nieszczęście jednej z kobiet, jak się jej wydawało za partnera dostał się jej Seeley. Przekonała się, że jednak dostał się idealny partner.
            Szybko dogadali się i sprawnie przeprowadzili całą akcję. Gdy skończyli i mieli chwilę przerwy, usiedli pod drzewem i rozmawiali.
            - Myślałam, że jesteś szowinistą.
            Po wypowiedzeniu tego zdania kobieta zaczerwieniła się. Dopiero zdała sobie sprawę jak to niegrzecznie brzmi.
            - Nie, nie jestem.
            Uśmiechną się nonszalancko.
            - Traktuję kobiety na równi ze sobą. Znam parę kobiet, które zaszły wysoko. Szanuję ich niezależność. A moją partnerką była antropolog sądowa. W tym duecie to ja byłem agentem, a ona kobietą od kości. Martwiłem się o nią. Obecnie to moja żona...
            - Rozumiem.
            Jeszcze bardziej zawstydziła się. Nikt nie zadał sobie trudu, aby dowiedzieć się, dlaczego chciał chronić współpracowniczkę. A wystarczyłoby zadać jedno pytanie.
            - Nadal stara się być kobietą niezależną. Nie mogę się doczekać powrotu do domu.
            Uśmiechnął się. Już tęsknił za swoją rodziną. Miał nadzieję, że jego Bones szybko nabierze sił po chemii i będą wieść normalne życie. Takie jak przed zniknięciem, jako dynamiczne duo.
            -Ile lat jesteście małżeństwem?
            - Prawie dziesięć i nadal jestem w niej zakochany na zabój.
            - To cudownie. macie dzieci?
            - Dwójkę. Mam też syna.
            Znalazł towarzyszkę, z  którą w chwili największej tęsknoty mógł porozmawiać. Często w wolnej chwili siadali  i opowiadał o swojej rodzinie, albo pracy w policji. Słuchał tez swojej towarzyszki. Pewnego dnia, trzy dni przed końcem kursu w Quantico zjawił się dyrektor Cullen. Był w szoku, gdy zobaczył swojego dawnego podwładnego. Podszedł do niego.
            - A ty tutaj? Twoja żona leży w śpiączce, a ty nie przy niej?
            Booth staną w szoku. Zastanawiał się,  co ma na myśli dyrektor.
            - o czym pan mówi?
            - Nie kontaktujesz się z synem? Albo przyjaciółmi?
            - Jak uda mi się, to dzwonię Za pierwszym razem rozmawiałem z Bones. Dwa razy z synem.
            Mężczyzna coraz bardziej obawiał się o ukochaną. Chociaż przecież Parker o niczym mu nie mówił. Sądził, że gdyby coś było Temperance, to jego pierworodny by mu powiedział. Chociaż czemu dyrektor miał go okłamywać? Nie wiedział co myśleć.
            - Mówił, że Bones jest podczas chemioterapii. Gdy dzwoniłem był w domu. Mówił, że ona nie chce ze mną rozmawiać, ponieważ jest zbyt słaba. Gdybym był w Waszyngtonie...
            Jego głos się łamał
            - Gdybym był w Waszyngtonie, to nie spuściłbym z niej oka. Nie lubi okazywać swoich słabości. Proszę mi powiedzieć, czy to prawda?
            - Tak. Parker  znalazł ją w mieszkaniu.
            -Jadę do domu.
            Był przerażony. Ruszył pędem do swojego pokoju, spakował się w parę minut i ruszył samochodem do Waszyngtonu. Po dwudziestu minutach jazdy zatrzymał się i zadzwonił do pierworodnego.
            - Co się tam u was dzieje? Dlaczego mi nie powiedziałeś o Bones?
            Młodzieńcowi zrobiło się głupio, iż wcześniej nie powiadomił go o stanie żony.  Słyszał w głosie ojca negatywne emocje. Zaczął się o niego martwić.    
- Nie chciałaby, abyś przerwał kurs.
            - Co z nią?
            - Zapadła w śpiączkę.
            Seeley krzyknął. Był coraz bardziej wściekły.
            - Kłamałeś mi do telefonu.
            Parker miał nadzieję, że do końca kursu jego ojciec nie dowie się o stanie żony. Rozmawiając z nim, zrozumiał swój błąd. tylko, że już było za późno, aby go naprawić.
            - Przepraszam...
            - Co z nią?
            - Zapadła w śpiączkę.... Od kiedy zapadła w śpiączkę, to się jej stan nie pogorszył.
            - Jadę do domu.
            - A co ze szkoleniem?
            - Bones jest najważniejsza.
            Gdy się rozłączył, walna pięścią w kierownicę. Był wściekły na swoją bezsilność. Nie wyobrażał sobie życia bez Temperance. Bardzo szybko stała się całym jego światem. Uwielbiał z nią pracować i spędzać wolne chwile.
            Zawsze dbał o jej bezpieczeństwo. Gdy została porwana przez Grabarza, niebezpiecznego seryjnego mordercę, to czekanie najbardziej go drażniło. Nie mając żadnego tropu nie mógł ruszyć jej z ratunkiem. Z chorobą ukochanej nie mógł walczyć. Był rozbity. Nie chciał żyć bez niej.
            Pędził o wiele za szybko. Nagle został zatrzymany przez patrol drogówki. Do jego auta podszedł wysoki, szczupły policjant, koło czterdziestki.  Człowiek przestrzegający przepisów.
            - A gdzie pan się śpieszy?
            Booth nadal był roztrzęsiony.
            - Jadę do chorej żony.
            Policjant uśmiechnął się.
            - Dobra wymówka. poproszę dokumenty.
            Seeley podał dokumenty mężczyźnie. Chciał ruszyć jak najszybciej, a wiedział że nie odjedzie, ponieważ policja używała skrzynek do zakłócania pracy silników. Obawiał się, że mogłoby dojść do przeszukania samochodu, a w schowku leżała jego prywatna broń. Chociaż i tak mężczyzna pozna wszystkie jego dane po wpisaniu nazwiska do systemu. Po chwili męzczyzna wrócił.
            - No proszę. Jest pan policjantem, a za chwilę będzie agentem FBI. A nie przestrzega pan prawa?
            - Właśnie się dowiedziałem, że moja żona zapadła w śpiączkę.
            - I do niej panu tak spieszno? I do tego zdenerwowany? Chce pan spowodować wypadek?
            - Chcę być przy niej. Byłem na szkoleniu. Opuściłem je, jak się dowiedziałem.
            - Tym razem pana puszczę, ale radzę zwolnić. Nie tylko dla pańskiego dobra.
            Policjant oddał mu dokumenty i odszedł. Booth od tamtej pory jechał z dozwoloną prędkością. Gdy dojechał, od razu udał się do szpitala. Poczuł się troszeczkę lepiej, będąc przy ukochanej. Objął jej lewa dłoń i pokręcił obrączką.
            - Pamiętasz słowa przysięgi... W zdrowiu i chorobie... Już nie potrafię żyć bez ciebie kochanie. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłem cię na wykładzie. Cam mi cię poleciła. Pomyśl ile razem przeżyliśmy. Ile razy kłóciliśmy się, nastawialismy za siebie karku. Pamiętam mój pogrzeb i twoją reakcję na to, że żyję. Mocno oberwałem w szczękę... Potrzebujemy cię z dziećmi.  Ja cię potrzebuję jak powietrza. Kto bedzie doprowadzał mnie do szału mądrymi gatkami. Kto będzie jadał ze mną lunch? Kto będzie się do mnie uśmiechał tak jak ty? Kto nie będzie rozumiał powiedzonek i slangu? Kogo będę utulał do snu?... Dzieci potrzebują matki. jesteś świetną matką kochanie. Walcz dla nas, dla mnie. Jesteś moim aniołem. Wróć do mnie aniele.
            Zaczął płakać, ukrywając twarz w dłoniach

            

piątek, 10 lipca 2015

Dziesięcioletnia nieobecnosć cz. X

      Przepraszam, że trochę nic nie wstawiałam, ale zgubiłam kartkę, gdzie miałam dalszy ciąg tej historii.




      Młodzieniec otworzył drzwi i weszli do środka.  W salonie nikogo nie było, więc skierowali kroki do sypialni.  A na łóżku leżała Caroline Moris.
            Parker obserwował jak pierś kobiety unosiła się. Wszyscy, oprócz Cam opuścili sypialnię.  Pani patolog pochyliła się nad przyjaciółką i szturchnęła ją w ramię. Gdy ta przebudziła się, była zaskoczona widokiem Camile.
            - Przepraszam, ze cię budzę, ale jesteśmy umówieni na kolację. Max i Russ z rodziną już są u Angeli.
            Zaspana kobieta zerwała się z łóżka i zaczęła się ubierać. Camile przeszła do salonu, gdzie wszyscy próbowali uspokoić.
            - Przepraszam, że narobiłem paniki - wyszeptał zawstydzony Arastoo.
            - Nie masz za co - odparł Parker. - Przywiozłeś dzieci, a Bones nie otwierała. Ja też bym spanikował. Ale oszczędźmy sobie wstydu i nikomu nic nie mówmy. Nawet nie mówmy Bones, jak baliśmy się o nią.
            Antropolog dołączyła do nich po dziesięciu minutach. Ucałowała Christine, Hanka i Parkera.
            - Tata prosił, aby was ucałować.
            - A co u niego? - spytał agent.
            - Wolałby być tutaj. Nie powinien rezygnować, ponieważ musi zadbać o siebie.
            Wszyscy uśmiechnęli się. Po chwili ruszyli do artystki i entomologa. 
            Następnego dnia Caroline Moris pracowała dwie godziny w instytucie, potem pojechała spotkać się z ojcem i bratem. Po południu odebrała dokumenty i zarejestrowała dzieci pod nazwiskiem Booth. Odzyskała swoją prawdziwą tożsamość. Od tej chwili nazywała się Temperance Brennan Booth.
            Gdy wróciła do mieszkania, usiadła na kanapie. Dzieci wzięły się za odrabianie lekcji. Myślała o swojej śmierci. Nie wierzyła w życie po życiu. Postanowiła pozwolić dzieciom w to wierzyć. Myślała, że małe kłamstwo będzie je chronić. Tylko, że nie uchroni to jej bliskich od cierpienia.
            Była bardzo zmęczona, potrafiła rozmyślać tylko o tym co się stanie ze wszystkimi jej bliskimi po śmierci. Kochała swoją rodzinę. Uważała, że powrót był błędem, ale już było za późno.  Bała się.  Nikomu nie miała zamiaru zdradzić swoich obaw.
             Sięgnęła po czystą katrkę i sporządziła swoją ostatnią wolę.  Zastanawiała się, jak Booth sobie poradzi. Czy da sobie radę z Christine, która wdała się w matkę? Czy pomoże Hankowi być bardziej pewnym siebie? Nie bała się śmierci. Zbyt wiele ludzkich kości przeszło przez jej ręce.
            Nagle jej powieki stały się ciężkie, a po chwili już spała. Po pracy przyszły Cam i Angela na plotki z butelkami soku. Drzwi były otwarte, więc weszły do środka.  Zastały śpiącą Temperance. Wiedziały, że potrzebuje odpoczynku więc zabrały dzieci. Na stole zostawiły kartkę, aby nie niepokoiła się o swoje pociechy.
            Półgodziny później do domu wraca Parker. Gdy nachylił się nad kobietą, zauważył że nie oddycha. Szybko odsuną stolik i sturlał ją z kanapy ziemię i rozpoczął masarz serca. Przerwał na chwilę, aby wyjąć komórkę i wybrał numer na pogotowie i włączył głośnomówiący. Po chwili usłyszał głos.
            - Pogotowie, w czym możemy pomóc?
            - Agent Parker Booth.  Kobieta z zatrzymaniem akcji serca.
            - Czy bierze jakieś leki?
            - Tak. Ma raka. Pospieszcie się.
            Podał szybko adres.
            - Wysyłamy pogotowie.
            Cały czas reanimował kobietę. Gdy przybyli ratownicy, przejęli pacjentkę. Po chwili akcja serca powróciła, ale nadal była nieprzytomna. Zabrali kobietę do szpitala. Parker zadzwonił do Cam.
            - Doktor Vaziri, słucham?
            - Pogotowie zabrało Bones do szpitala Jadę tam.
            Rozłączył się i ruszył do swojego samochodu. Camile zostawiła dzieci pod opieką męża i z Angelą ruszyła do szpitala. Po drodze zawiadomiły resztę. Wszyscy zjawili się na oddziale ratunkowym. Po chwili dołączył  do nich młodszy Booth. Byli przerażeni, bali się jakie ma wiadomości.
            - I co? - spytał Hodgins.
            - Lekarz powiedział, że stres przyczynił się po części do zatrzymania  akcji serca. Mówił, że miała dużo szczęścia... Mogła umrzeć
            Parker był przerażony.
            - Robią jej badania. Chemia jest przełożona.
            Podszedł do nich lekarz.
            - Kto jest z najbliższej rodziny pani Booth?
            Max i Russ  wyszli przed wszystkich. Doktor poprosił ich do swojego gabinetu. Pozostali niecierpliwie chodzili po korytarzu.
            Angela panikowała najbardziej ze wszystkich zebranych. Jej mąż Jack próbował uspokoić kobietę, chociaż sam był przerażony. Cam próbowała powstrzymać łzy.  Parker modlił się w myślach.
            Max i Russ wyszli po pół godziny. byli bladzi, a z ich policzków płynęły łzy.
            - Co powiedział? - spytał Hodgins.
            Keenan spojrzał na nich. W jego ochach lśniła złość i strach.
            -  Że moja mała Tempi nie ma szans na przeżycie
            Wszyscy spojrzeli na niego. Wszystko wskazywało na to, że dopiero odzyskana im bliska osoba może znowu zniknąć. Nie chcieli tego dopuścić do siebie.   Angela wyciągnęła z torebki komórkę.
            -  Do kogo chcesz dzwonić? - spytał Jack.
            Odpowiedziała załamanym głosem.
            - Do Bootha. Niech tutaj szybko wraca.
            - Nie- krzyknęli jednocześnie Max i Parker.
            - Dlaczego?
            - Bones sobie tego nie życzy. Chce aby tata skończył kurs. Wścieknie się, jeśli tata przyjedzie.
            - Zgadzam się -odparł załamany Max. - Nie chce, aby jej choroba przewróciła komuś życie. Wolałbym, aby tutaj był i ją wspierał. Ale spełnię jej wolę. Prosiła mnie któregoś dnia, abym w razie czego nie zawiadamiał Bootha.
             Łzy ciekły mu po policzku coraz mocniej. Starał się zapanować nad emocjami. Wiedział, że jeśli jego córka umrze, to jej mąż będzie wściekły, iż nikt go nie zawiadomił o jej stanie. Chociaż zależało mu na spełnieniu życzenia córki.
            - Zależy jej, aby on znowu był agentem. Wie, że kochał swoją dawną pracę. Czy mam zabrać dzieci?
            Parker patrzył przed siebie, po chwili dopiero zwrócił się do Keenana.
            - Zajmę się nimi. Omówiliśmy to wcześniej z Bones. Chociaż mógłby pan odbierać ich ze szkoły, przyjeżdżać do mojego mieszkania i zająć się nimi do mojego powrotu z pracy.
            - Chętnie...
            Spojrzał w stronę sali córki.
            - Mam nadzieję, że lekarze mylą się i ona wyjdzie z tego.
            - Na pewno - odparła Vaziri. - Jest silna i nie z takich rzeczy wychodziła. Musi z tego wyjść.
            Tak naprawdę Camile próbowała przekonać o tym nie tylko przyjaciół, ale i siebie. Była przecież patologiem. Nie raz przeprowadzała sekcje zwłok osób, które przerwały walkę z chorobą. Ale nie mogła myśleć o stracie przyjaciółki.
            Rozpoczęła się walka o życie Temperance Booth. Wszyscy drżeli o nią, ale nie starali się tego okazywać, tylko wspierali się wzajemnie. Ustalili dyżury, aby opiekować się dziećmi i żeby cały czas ktoś był przy nieprzytomnej przyjaciółce. Nadzieja powoli umierała.  Kobieta cały czas była nieprzytomna i nic nie wskazywało na to, że się obudzi.
            Gdy rozmawiali z Seeleyem Boothem wmawiali mu,  iż jego żona jest zmęczona po chemioterapii. Mówili, że nnie chce, aby ktoś widział, lub słyszał ją, gdy jest w kiepskim stanie.  A tak naprawdę Temperance leżała w szpitalnym łóżku, będąc w śpiączce.

sobota, 4 lipca 2015

Rymowanka

Dzisiaj było RMF i był konkurs na wiersz o Fromborku, gdzie miały pojawić się nazwy radia i telewizji. Nagroda to rower A to moje dzieło z tej okazji. Nie udało zdobyć się żółtego roweru, ale chociaż spróbowałam

Dzisiaj RMF i TVP IMFO przyjechało
Grud Kopernika sobie obejrzało
Panuje we Fromborku słoneczna pogoda
O szóstej rozpoczęła się nasza przygoda