niedziela, 16 listopada 2014

Obiecujące odkrycie, czy chwytanie się brzytwy?

Obiecujące odkrycie, czy chwytanie się brzytwy?

Gdy wyszła z wanny i otuliła się ręcznikiem spojrzała w lustro. Zamiast seksownej i nieustępliwej pani detektyw zobaczyła ducha. Stała się wrakiem i to w dość krótkim czasie.  Zdenerwowała się. Odkręciła kurek z zimną wodą i obmyła twarz. Próbowała ochłonąć.  Nagle przypomniała sobie rozmowę z Alexis, krótko przed ślubem.  Siedziały na kanapie, gdy córka Ricka spytała.
                "Pamiętasz jak tata uszkodził sobie kolano? Jak mu się nudziło w domu, a zbliżały się jego urodziny?
                -Wtedy co zorganizowaliśmy mu morderstwo w prezencie?
                -Tak. Był taki szczęśliwy. Nie chciał odpuścić. Cały czas wierzył, że zbrodnia była prawdziwa. Musiałaś nieźle się bawić obserwując tatę.
                -Tak. To było zabawne. Gates świetnie się bawiła, gdy krzyczała na Castle'a. Gdy prawda wyszła na jaw myślałam, ze obrazi się..."
                Nagle Kate olśniło. Rzuciła się z łazienki do salonu i okna, gdzie  wisiały żółte kartki. Odsłoniła okiennice. Przyjrzała się zdjęciom rentgenowskim. Po chwili uśmiech zagościł na jej twarzy. Krzyknęła
                -To  nie był Castle.
                Była przeszczęśliwa. Powiedziała do siebie.
                - Nie ma śladu po uszkodzeniu  kolana.  Więc żyje. On żyje.
                 Chciała wybiec z mieszkania, ale zorientowała się, że jest naga. Szczęście zalewało jej serce. Uśmiech malował się na jej twarzy. Nie wiedziała jak uwolnić swoje emocje. Chciała się wtulić w ramiona tego jedynego. Poczuć jego ciało, aby przekonać się, że nie zginął w tym cholernym aucie. Wbiegła do sypialni i wyciągnęła z szafy jeansy, t-shirt, oraz skórzaną  kurtkę.  Szybko się ubrała, przy drzwiach założyła ulubione szpilki.
                Wybiegła na ulicę. Deszcz padał  nad Nowym Yorkiem.  Gdyby nie światła miasto okryłby mrok.  Przez chmury nie przedostawała się ani jedna mała gwiazdeczka.   biegła chodnikiem.  Wpadała na przechodniów, ale nie zwracała na to uwagi. Dzięki temu, że miała w kurtce portfel  mogła przywołać taksówkę. Pojechała do parku, gdzie stały ich ławki. Pamiętała jak Castle tam się jej  oświadczył.
                 Spojrzała na niebo.  Krople tańczyły wokół niej. Woda spływała po niej, ale to kobiecie nie przeszkadzało. Tańczyła na deszczu i nie przeszkadzało jej, ze ktoś może ją zobaczyć. Czuła się lekka jak piórko. Ogromny kamień spadł jej z serca. Teraz jej życie nabrało barw. Bez Castle'a jej życie było , jest i będzie szare. Myślała tylko o narzeczonym. Zastanawiała się, gdzie on jest i czy jest cały. Spojrzała w niebo  i wyszeptała.
                - Gdzie jesteś? ...Znajdę cię, choćby na krańcu świata.
                Tanecznym krokiem szła przez park. Złapała taksówkę i pojechała do sklepu z alkoholem. Kupiła whisky, aby uczcić odkrycie. Powróciła do mieszkania i nalała sobie do szklaneczki bursztynowego płynu i delektowała się nim.  Ponieważ było późno, to postanowiła pojechać na 12 z samego rana.
                Gdy znalazła się w łazience założyła ulubioną, koronkową piżamkę i biegiem wskoczyła do swojego łóżka.  Przyłożyła swoją główkę do poduszki. Jej kasztanowe włosy rozlały się wokół. Patrzyła w sufit. Przymknęła oczy i zobaczyła  Hampton. Stała przed domem Ricka.  Podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę. Było otwarte, więc wśliznęła się do środka.  Krzyknęła.
                -Jest ktoś w domu?
                Nikt jej nie odpowiedział. Przeszła do ogrodu. Patrzyła na cudowny widok, który urzekł ją za pierwszym razem. Tylko, że na jego tle stał jej pisarz. Zaczęła biec w jego stronę. Po minucie znalazła się w jego silnych objęciach. Wtuliła się w jego klatkę piersiową i wyszeptała.
                -Jesteś kochanie.
                -Jestem moja miła. Stęskniłem się.
                -Ja też.
                Słońce zaczęło zachodzić. Niebo zaróżowiło się.
                -Pamiętaj, że  zawsze jestem przy tobie.
                -Castle?
                -Kocham cię Beckett.
                Rozpłynął się padła na kolana i krzyknęła
                -Nieeeeee
                Obudziła się we własnym łóżku. To był tylko sen. Uspokoiła się. Gdy znowu przyłożyła głowę do poduszki to zasnęła. Obudziła się dopiero o szóstej. Dzień zapowiadał się przyjemnie. Wzięła szybki prysznic. Zajrzała do lodówki, ale tam wiało pustką. Postanowiła zjeść coś po drodze na posterunek. Szybko się ubrała i pojechała do piekarni i kupiła bułeczki, które zjadła w samochodzie. Przed posterunkiem ogarnął ją srtach. Nie wiedziała przecież co dzieje się z Rickiem. Nie wiedziała, czy mu coś nie grozi. Wpadła na posterunek i podeszła do kolegów. Chłopcy przywitali się jednocześnie.
                -Cześć Beckett
                -Hej chłopcy. Nie mamy czasu.  Ustaliłam, że Castle żyje.
                -Beckett- odezwał się Esposito . -Wiem, że ci ciężko, ale on zginą. Musisz się z tym pogodzić.
                -Zgadzam się z Espo- odparł Ryan.
                -Wiemy, że ci go brakuje, ale musisz powrócić do normalności. Nauczyć się żyć bez naszego pisarzyka.
                -Łatwo ci mówić- krzyknęła.- Zawsze tu był. A jak go nie było to  brakowało mi go. Dlatego pozwoliłam mu wygrać zakład. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego.
                Skierowała się do gabinetu pani kapitan. Victoria uśmiechnęła się na widok podwładnej.
                -Witam pani detektyw. Co panią sprowadza?
                -Chciałabym powrócić do pracy.
                -Pozostało pani przecież zaledwie trzy dni urlopu. Nawet myślę o przedłużeniu pani urlopu.
                -Wolałabym powrócić do pracy. Wolę pracować niż siedzieć w mieszkaniu sir.
                -Ale to dla pani dobra
                -Ale Castle potrzebuje mojej pomocy.
                -Pan Castle nie żyje.
                -Żyje. To nie on zginą.
                Gates było żal Beckett. Przemówiła łagodnym głosem.
                -Nie wiem co pani czuje i ciężko mi sobie to wyobrazić. Ale musi pani pogodzić się...
                Kate zdenerwowały słowa pani kapitan i zaczęła krzyczeć.
                -Nic sobie nie ubzdurałam. Pomylono się podczas sekcji. I muszę go odnaleźć. Nie mogę go zostawić. I zrobię to z waszą pomocą, czy bez.
                Wyszła trzaskając drzwiami. Postanowiła pogadać z Lanie. Wsiadła do windy i zjechała do prosektorium.  W tym samym czasie Gates siedziała zirytowana zachowaniem Beckett. Chodź z drugiej strony rozumiała ten wybuch i współczuła jej. Wyszła z gabinetu i zawołała Esposita, oraz Ryana. Gdy ci przyszli przemówiła do nich spokojnym głosem.
                -Martwię się o detektyw Beckett. Jest przekonana, o tym iż pan Castle żyje. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wysłanie jej na urlop zdrowotny. Ale wtedy stracimy nad nią jakąkolwiek kontrolę. Więc pozwolę powrócić detektyw Beckett do pracy, ale prosiłabym was, abyście mieli na nią oko. Nie każę wam donosić, ale w razie  niebezpieczeństwa proszę, abyście reagowali. Nie wyciągnę konsekwencji, jeśli uda się zapobiec  temu, co postanowiła. Jest dobrą policjantką, ale jeśli chodzi o najbliższych reaguje emocjonalnie i popełnia poważne błędy.  A wolałabym, aby pozostała na posterunku.  Wasze zachowanie będzie troską, a nie zdradą. Miejcie na nią oko.
                -Tak jest sir- odparli jednocześnie.
                -To dobrze. Zależy mi na detektyw Beckett jako na policjantce, ale i człowieku.
                -Będziemy jej strzec- odparł Javier.- Zależy nam ponieważ jest nam bliska jak siostra.
                -I zrobimy wszystko, aby nic jej się nie stało- dodał Kevin.
                -Tej rozmowy nie było. Zrozumiano?
                -Tak jest sir.
                -Odmaszerować.
                Chłopcy opuścili gabinet. Kapitan spojrzała na drzwi. Myślała o Beckett. Nie wiedziała, czy podjęła słuszna decyzję. Ale naprawdę wolała mieć ją na oku. Może praca pozwoli uporać się jej z bólem?          Nie mogła spisać na straty tak świetnej policjantki. Nie raz o nią walczyła. Przecież miała już wcześniej powody, aby wywalić Kate. Nie potrafiła przyznać się do tego, że lubi Beckett i nie pozwoli zmarnować jej życia.
                Gdy chłopcy byli w gabinecie pani kapitan doktor Parish pochylała się nad zwłokami ofiary wypadku, gdy usłyszała za sobą przytłumiony głos.
                -Lanie?
                Patolog przestraszyła się i opuściła skalpel. Szybko się odwróciła i zobaczyła przyjaciółkę
                -Jezu, Kate. Ależ mnie przestraszyłaś kobieto. Nie jesteś na urlopie?
                -Tak, ale coś odkryłam.
                -Co?
                -Że Castle żyje. Zauważyłam, że brak  śladu po urazie kolana.
                Parish była wstrząśnięta, tym co usłyszała. Rozumiała dlaczego Kate nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanego. Lekarka przyjrzała się Beckett. Oczy policjantki były podkrążone od braku snu i płaczu, jej cera była blada, jak u pacjentów kostnicy Do tego była wychudzona. Lanie było żal przyjaciółki.
                -Kochanie... Jego już nie ma i nic tego nie zmieni. Może uraz nie pozostawił żadnych śladów, albo rentgen nie wyłapał małego uszkodzenia. Jest możliwość, iż urządzenie  popełniło błąd, albo jest zepsute. Jest wiele możliwości.
                -On żyje!!!
                -Posłuchaj, on nie miał szans na przeżycie. Wiesz o tym. Rozumiem, że nie chcesz tego dopuścić do siebie.
-Ale jeśli za tym stoi Tayson...
-Myślisz, że Castle'a dopadł Tayson? Co chciałby tym osiągnąć?
-Nie wiem. Może powinniśmy zapytać, czego chce od nas? Cały czas jesteśmy na jego celowniku. Czy mam wymienić jego plany, które pokrzyżowaliśmy?
                Patolog wzdrygnęła się na wspomnienia związane z 3XK. Przed jej oczami stanął obraz jej samej powieszonej na żyłce. przez głowę przeszła jej myśl." Tylko spokojnie Lanie, to był tylko twój sobowtór, a ty rozmawiasz z Kate, a  Javier  jest  na  górze. " Nadal na myśl ciał sobowtórów ogarniała ją panika. Wtedy wszystko było idealnie zaplanowane. Nikt, oprócz Ricka nie wpadł na to, że  to robota Taysona.  Jerry podczas starcia w motelu zabrał broń Rayanowi, a potem przekazał ją swojemu wrogowi z więzienia. Następnie próbował wrobić pisarzyka w morderstwo i niby został zastrzelony. Ale potem ktoś stworzył sobowtórów jej i Esposita, którzy wykradli akta 3XK.
                -Może masz rację. Ale nie masz na to dowodów.
                -Próbował nas zepchnąć z mostu!
                -Nie krzycz. Ale on nie był jedyny... Odwiozę cię do mieszkania.
                -Nie. Poradzę sobie. Widzę, że mi nie wierzysz. Myślisz, że oszalałam. Ale znajdę go za wszelką cenę. Nie zostawię go samego.
                Wybiegła z prosektorium. Gdy znalazła się w windzie była wściekła. Nie rozumiała, dlaczego nikt nie dał wiary w jej odkrycie. Przecież sobie tego nie wymyśliła. Postanowiła nie dać się wybrać na urlop i odnaleźć ukochanego.