niedziela, 31 stycznia 2016

Przyjaciel z Hiszpanii cz. VII

- I co z tego? Przecież nie jesteś zamaskowanym obrońcą tutejszej ludności... -Antonio ledwo panował nad sobą, aby zachować powagę. - Nie umiesz podnieść szpady. A tak w ogóle to tutaj jest więcej tajnych przejść. Tornado uwielbia szybki pęd.
                Na początku Diego był zdezorientowany i nie wiedział  co się dzieje, następnie zrozumiał kto go zastąpił. Zauważył na twarzy  przyjaciela tak dobrze znane podekscytowanie.  Sam wkładając maskę je czuł.
                - Widzę, że ci się podobało.
                Valesco  był rozradowany, na wspomnienie swoich wyczynów. Tylko na chwilę się skrzywił.
                -Tak, dawno się tak dobrze nie bawiłem.  Tylko twój koń nie zawsze chce współpracować. Gdy wczoraj wracaliśmy do jaskini, za murami miasta rzucił mnie ze swojego grzbietu.
                Diego roześmiał się. Jego wierzchowiec był charakterny, tak jak jego właściciel.
                -  Znam go od źrebaka. Nauczyłem go wielu sztuczek. Nie widziałem go przez trzy lata, a było to podczas moich studiów. Pewnego  razu Garcia go przemalował. Musieliśmy schować beczki z prochem, a mieliśmy  na głowie patrol. Tornado odciągnął od nas sierżanta i kaprala. Aby ukryć go w garnizonie wpadli na pomysł, aby go przemalować. Mój koń jest zbyt znany.  Innym razem mój wuj spotkał go na pastwisku i ukrył, aby wystartować na nim w wyścigu, ale Zorro uprowadził własnego konia. Za czasów Monastario, złapano mojego wierzchowca i  wystawiono go na aukcji.
                - Kto go kupił?
                - Garcia. Pokrzyżował tym plany swojemu przełożonemu, ponieważ ten liczył, że Zorro wykupi własnego konia. A ten pożyczył pieniądze swojemu przyjacielowi, który miał słabość do tego czarnego ogiera.
                Oboje wybuchli śmiechem.  Tępy i korpulentny  sierżant stał się nieświadomie pomocnikiem Zorro. Nagle Diego spoważniał.
                - Nie zdążył  się nim nacieszyć. Wieczorem po aukcji Bernardo postanowił go uwolnić, ale zauważył go żołnierz... Tornado prawie zginął w płomieniach...
                W głosie młodego caballero było można usłyszeć, że jest zdenerwowany na samą myśl o tych wydarzeniach.
                - To mój przyjaciel.
                - Nie martw się. Nie pozwolę go skrzywdzić. A kiedy powrócisz do zdrowia, to nie będziesz musiał się wstydzić działań Zorro z okresu twojej niemocy.
De la Vega trochę się rozluźnił i postanowił zażartować.
                - Może oddam ci maskę, a sam zajmę się zarządzaniem rodzinnym majątkiem.
                - Z miłą chęcią Tylko obawiam się, że długo nie wytrzymasz na emeryturze.  No i obawiam się twojego ogiera. Pewnie zżuci mnie ze swojego grzbietu, a cenię sobie swoje życie.
                Zaczęli się śmiać.  Gdy uspokoili się, Antonio radośnie życzył powrotu do zdrowia i obiecał zajrzeć następnego dnia. Pacjent został sam. W porze obiadu zajrzał ojciec. Ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał do środka.
                - Diego? Przyniosłem Tamales.
                - Dziękuję.
                Pacjent podniósł się i oparł o bezgłowie łóżka. Alejandro  był nadal zatroskany o swojego pierworodnego.  Postawił talerz na stoliku i poprawił synowi poduszki. Następnie podał serwetkę  mały stoliczek i postawił gorący talerz.
                - Jak się czujesz?
                Diego widział troskę, jaką otaczał go rodzic. Coś, co nie widział od lat, od kiedy wyjechał na studia. Od powrotu z Hiszpanii oddalili się od siebie. Zrobił to dla dobra ojca, aby go chronić.  Zakładając maskę, wiedział że będzie musiał chronić najbliższą osobę. Od razu zauważył, że Monastario chętnie pozbyłby się jego ojca, a on mógł dać mu powód.  Miał uczucie, że zmieniają się ich relacje, a raczej powracały do tych sprzed lat.
                -Nie najlepiej.  Najgorszy jest ból i te kłopoty z pamięcią.
                - Musisz nabrać sił. Kilka dni byłeś nieprzytomny.
                -Ojcze...
                - Tak synu?
                - Gdy obudziłem się wczoraj rankiem, widziałem jak spałeś na krześle przy łóżku...
                Głos młodego de la Vegi był słaby, a przecież prowadził dopiero trzecią rozmowę. Cały dzień spędził na posłaniu, a czuł się jak po nocy spędzonej jako zamaskowany banita i ciężkiej walce z przeciwnikami, ale postanowił zatroszczyć się o rodzica.
                - Musisz odpocząć.
                - Nie jestem zmęczony. Muszę jeszcze wyjechać na pastwisko.
                - Nie powinieneś wyjeżdżać...
                - Nie martw się o mnie. Umiem o siebie zadbać. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.
                Caballero usiadł na krześle i przybliżył się do łóżka.  Mimo protestów syna, zaczął go karmić. Jak talerz był pusty, przyniósł  książkę, którą Diego zaczął czytać przed wypadkiem. Z bólem opuszczał pokój i ruszył do  swoich obowiązków.  Przy wejściu do hacjendy czekał na niego lekarz, co go zaniepokoiło.
                - Czy coś się stało?
                - Proszę się uspokoić.  Zauważyłem tylko, że Diego czymś się martwi. Jak wcześniej ci mówiłem, nie pamięta okoliczności wypadku. Zwróć uwagę na jego zachowanie, jeśli coś cię zastanowi, to daj mi znać.  Uważaj na niego. To nic nie musi znaczyć, ale lepiej być ostrożnym.
                Doktor zaczął się nagle uśmiechać.
                - Zaraz całe Los Angeles będzie wiedziało o stanie zdrowia twojego syna.
                 Alejandro nie zrozumiał aluzji przyjaciela, więc patrzył na niego jak na wariata.
                -Był tutaj sierżant Garcia. Pozwoliłem sobie udzielić mu podstawowych informacji o stanie Diego.
                Przepowiednia sprawdziła się. Pod wieczór całe Los Angeles, oraz okoliczni caballero wiedzieli, że Diego de la Vega odzyskał przytomność.   Kilkoro ludzi zjawiło się, aby dowiedzieć się o stan zdrowia i rokowania dotyczące pacjenta. Pan domu z cierpliwością przyjmował gości i odpowiadał na pytania, chociaż najchętniej nikogo by nie wpuszczał.
                Mięły trzy miesiące. Diego  powracał do zdrowia i pełnej sprawności. Ranny zdążyły się zabliźnić, a kości zrosnąć. Od wypadku nie oddalał się od hacjendy i terenów jej otaczających. Na szczęście  upadek z konia, nie spowodował strachu do wierzchowców i jak tylko mógł, zaczął dosiadać ich grzbietu.
                Jego ojciec ciągle martwił się o niego. W nocy chociaż raz  sprawdzał co u Diego.  Gdy ten zaczął schodzić  i przesiadywał w salonie, to siedział wraz z nim.  Próbował nawiązać rozmowę. Chciał dowiedzieć się o pasji syna i latach spędzonych  na studiach, ale bez skutku Zazwyczaj dyskutowali o  wydarzeniach w mieście i u caballeros, oraz działaniach Zorro.
                Diego popadł w nostalgię, ciągle chodził zmartwiony i zamyślony.  Alejandro próbował rozbawić syna, ponieważ martwił się o niego, ale to nie przynosiło efektów. Gdy Antonio przychodził, starał się poprawić mu nastrój, ale  nie odnosił sukcesu. Nawet wizyty gości nie rozweselały go, a przybył Verdugo wraz z córką.
                Ożywił się dopiero, gdy po trzymiesięcznym "areszcie domowym" odwiedził miasto. Jego przybycie wzbudziło sensację. W gospodzie zrobiły się tłumy, sporo ludzi chciało zobaczyć  człowieka, który przeżył upadek w przepaść.  Starał się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia. Czuł się dobrze, obserwując komendanta, zastanawiając się nad jego kolejnym pomysłem.
                Gdy Valesco przekonał się, iż Diego powrócił do zdrowia fizycznego, oddał mu maskę.  Pewnego dnia odbyli rozmowę w salonie hacjendy de la Vegów, nie wiedząc, że są podsłuchiwani przez don Alejandro.
                - Cieszę się Diego, że powróciłeś do zdrowia. Tylko widzę, że coś cię martwi.
                -  Zawiodłem ojca...
                Antonio zdenerwował się na niego.
                - Nie zawiodłeś go. Gdybyś widział  swojego ojca, jak myślał, że nie żyjesz. Był zdruzgotany.  Szukał ciebie. A jak przyniosłem wiadomość, że znalazłem...
                Wziął głęboki wdech. Przed oczami stanął mu obraz załamanego mężczyzny, który zerwał się z krzesła i zalał się łzami.
                -  Że znalazłem twoje ciało. Chciał cię sprowadzić do domu... Siedział przy tobie przez pięć dni, prawie nie opuszczając pokoju.
                - Ma obowiązek się mną zająć.
                Gość coraz bardziej irytował się.
                -Twój ojciec spokojnie może być z ciebie dumny. Tylko musisz z nim porozmawiać A tak w ogóle, to on bardzo cię kocha.
                - Nie mam o czym.
                Głos Diego był obojętny.
                - Niczego się nie nauczyłeś? Jeśli coś ci się stanie, lepiej aby twój ojciec znał prawdę.
                - Nie. Nie chcę go zawieść.
                - Nigdy nie powiedział ci, że jest z ciebie dumny.
                - Dwa razy. Aby chronić  się przed rewolucją mój ojciec zebrał pięćdziesięciu caballero, oraz posiadał ich listę. Orzeł chciał ją zdobyć, aby pozbyć się  zagrożenia. Ojciec został aresztowany, a wraz z nim ja, Bernardo i nasz grubawy sierżant.  Orzeł zaoferował, że jeśli ojciec odda listę, to zostanie mu darowane mu życie.  Dzięki wcześniej zdobytym informacją  wiedziałem trochę więcej i musiałem działać. Gdy udałem, że  wolę oddać listę niż zginąć, widziałem w jego oczach żal, niedowierzanie i rozczarowanie. Moim celem było wyciągnięcie jej ze skrytki i zawiadomienie osób z listy, że są potrzebni do obrony Los Angeles.  Oczywiście musiałem pogodzić to z innymi zadaniami... Gdy zjawiłem się na rynku, ojciec wychwalał Zorro...
                Antonio uśmiechnął się.
                - Pewnie nie dowierzał, że to ja zebrałem pomoc. Słuchałem jak mówi o waleczności zamaskowanego bohatera. Następnie powiedział, że nie liczy się sama walka, ale  też to, co zrobiłem.
Powiedział, że jest ze mnie dumny.
                - No proszę.
                Valesco zaczął dusić się ze  śmiechu. Jego przyjaciel udawał, że tego nie widzi.
                -Innym razem podczas negocjacji w Monterey.  Był dumny z tego jak negocjowałem.  Na co dzień go tylko zawodzę.
                - Powiedz mu prawdę. Oboje poczujecie się lepiej.
                De la Vega wyglądał, jakby nie słuchał.
                - Diego?  
                - Gdy leżałem nieprzytomny,  kilka razy odzyskałem świadomość i słyszałem, co mówił. Powtarzał, że mnie kocha i że jest dumny. Ale co miał mówić? Przecież myślał, że nie przeżyję.
                Antonio miał dosyć użalania się mężczyzny.  Postanowił niczego nie owijać.
                - Kochasz go i chcesz chronić, oraz zdobyć jego  szacunek.  Nie umiesz tego pogodzić, ale z innego powodu niż myślisz. Nie potrafisz dostrzec, że ojciec cię szanuje i zależy mu na tobie
                Nagle Antono na coś wpadł.
                - Niedługo wyjeżdżam . Gdy wrócę z Hiszpanii,  chcę abyś  był po rozmowie z don Alejandro. Inaczej ja zamienię kilka słów z komendantem Los Angeles.
                Diego oburzył się.
                - Nie możesz. Narazisz mego ojca.
                - No to trudno. Może kilka ofiar czegoś cię nauczy.
                - Tu nie chodzi o mnie - krzykną. -  Tego konsekwencje poniesie nie tylko mój ojciec. Chodzi też o Bernardo. Przecież mi pomaga, więc jest zamieszany. Jest moim przyjacielem. Ty też możesz znaleźć się w tarapatach i to wraz  z żon ą.
                - Wiem, że podziękujesz mi.
Nie czekając na odpowiedź de la Vegi, Antonio opuścił jego sypialnię. Alejandro zastanawiał się, co ukrywa jego syn i jaka to straszna tajemnica, że boi się jej ujawnienia.  Zdał sobie sprawę, że to jeszcze bardziej ich oddala od siebie, a jego dziecko jest sam ze swoimi problemami. Postanowił poznać prawdę za wszelką cenę i nie zależnie co Diego zrobił, będzie go kochał i wspierał.
                Valesco wraz  z żoną przed ruszeniem do Madrytu, przyszedł pożegnać się z młodym de la Vegą. Uścisnęli się i Diego życzył im udanej podróży. Panowie mimo niedawnej kłótni, zachowywali się przyjaźnie. 
                Minęło półtora roku. Alejandro nie wydobył żadnych informacji z Diego. Starał się być jak najżyczliwszy wobec syna, ale nie przesadzając, aby ten niczego nie zauważył.  Diego zaczął interesować się sprawami hacjendy. Sporo czasu spędzał na grzbiecie Tornado, aby utrzeć nosa komendantowi.  Po powrocie z akcji przez kilka dni chodził radosny, a następnie znowu popadał w apatię.
                Antonio po powrocie odwiedził hacjendę de la Vegów Wraz z przyjacielem zasiedli w salonie, aby spokojnie porozmawiać. Nie wiedzieli, że  żądny wiedzy don Alejandro stanął przy uchylonym oknie. Chciał wreszcie poznać prawdę. Nastawił uszu i zaczął nasłuchiwać.
                -  Miło powrócić do Kalifornii.  Jest tutaj przyjemniej niż w Madrycie. Polubiłem tutejszy spokój.
                Caballero uśmiechnął się.
                - Chyba, że komendant zaczyna prześladować mieszkańców naszego  miasteczka.
                Antonio  był zafascynowany L os Angeles i cieszył się, że przekonał małżonkę, aby zamieszkali u jej wuja. Nalał sobie kieliszek wina i rozkoszował się jego smakiem.
                - Zgadzam się. Nie dziwię się, czemu kochasz to miejsce.  Jest cudowne i pełne uroku...  Rozmawiałeś z ojcem?
                - Nie.
                -  A więc muszę odwiedzić komendanta.
                Diego przeraził się. Chciał zaprotestować, ale Antonio nie dał mu na to szansy, widząc strach w jego oczach. Oprócz wiernego sługi, był jedynym, który widział to w oczach Zorro.
                - Nie martw się.  Próbowałem tylko zmotywować cię do działania. Dla twojego dobra. To cię niszczy.
                De la Vega odetchnął z ulgą, ale  przy okazji był poirytowany.
                - Dla mojego dobra?
                Valesco pokiwał głową z dezaprobatą.
                - Pamiętam jak na studiach cieszyłeś się z każdego zwycięstwa w zawodach szermierczych i jak nie mogłeś doczekać się chwili, gdy wszystko opowiesz ojcu. Bardzo go kochasz...
                Alejandro  słuchał z coraz uważniej. Zdziwiła go informacja o pojedynkach syna.  Antonio martwił się o przyjaciela.
                - Do tego od wypadku nie jesteś sobą.
                Diego  nagle stał się rozdrażniony.
                - Zdałem sobie sprawy, że w każdej chwili mogę zginąć i nigdy nie dorównam oczekiwaniom ojca...  Chociaż już kiedyś byłem bliski śmierci, tylko wtedy  obyło się bez większych uszkodzeń ciała.
                Zerwał się z fotela i zaczął krążyć  po salonie.
                - Boję się, że nie zdążę mu powiedzieć mu prawdy... Ale jest tak lepiej.
                Antonio pokiwał głową z dezaprobatą.
                - Nie jestem pewien. Chcesz, aby poznał prawdę od obcych ludzi? Kiedy żołnierze przyjdą po ciebie? Czy jak będziesz na szubienicy?  Jesteś pewien, że wszystko przemyślałeś?
                Diego zamyślił się na chwilę i jeszcze bardziej sposępniał.
                - Gdy pierwszy raz włożyłem maskę, myślałem  ze szybko skończę z Monastario. Bez żadnych problemów.  Miałem dużo szczęścia, że akurat przybył wicekról i to moim słowom dał wiarę. Miałem nadzieję, że  zapanuje tutaj spokój, ale pojawił się sędzia pracujący dla Orła.
                -Orła?
                Valesco był zaskoczony, słysząc  pseudonim.  Ciekawiła go historia, która za nim się kryła. Widział, że przyjaciel spiął się, na myśl o wydarzeniach z przeszłości.
                - Chciał zbrojnie przeprowadzić rewolucje w Kalifornii.  Jej centrum miało być w Los Angeles.  Przyjechał tutaj i wybrał naszą hacjendę na swoją siedzibę...
                Westchnął ciężko.
                -Chciałem walczyć o nasz dom nie zważając na grę, którą prowadziłem. Nawet sięgnąłem po szpadę.  Bernardo przekonał mnie, że to może pozwolić nam mieć na oku przybysza. Jeszcze wtedy nie wiedziałem z kim mam do czynienia. Dzięki tunelom i tajnym przejściom  zorientowałem się, że mam do czynienia z Orłem, który od jakiegoś czasu mnie interesował.   
                Roześmiał się  złośliwie.
                - Przed powrotem ojca,  wypędziłem  go z hacjendy sztuczkami lisa. Jakiś czas później prawie zginąłem w kuźni, wysadzając jego działo. Na szczęście wybuch nie spowodował żadnych poważnych  urazów. Wyciągnąłem z tego lekcję. Pamiętasz, jak opowiadałem ci przed wyjazdem o sprowadzeniu Caballeros?
                Antonio kiwnął głową
                - Oprócz wartowników nikogo nie było w garnizonie. Zostali zaatakowani przez ludzi Orła. Wiesz jak trudno było pogodzić  zadanie Zorro i Diego?
                Antonio patrzył z niedowierzaniem. Podziwiał swojego przyjaciela. Jedno pytanie  krążyło mu po głowie.
                - Czy kiedyś twój ojciec był bliski poznania prawdy?
                Ręce młodego de la Vegi zaczęły drżeć, a głos się łamać.
                - Raz... To były początki Zorro. Monastario uwięził żonę i córkę, mężczyzny uznanego za zdrajcę, który uciekł. Caballeros  łącząc siły, postanowili uwolnić obie panie przy pomocy przemocy. Wiedziałem, że to może przynieść samo nieszczęście. Prosiłem ojca, aby nie jechali. Nie słuchał mnie. Zostałem w domu, aby ruszyć jako Zorro...  Podczas walki w garnizonie ojciec został postrzelony.
                Diego z nerwów uderzył w stół. Nie trzeba było być dobrym obserwatorem, aby zauważyć jaka złość i bezradność biła od mężczyzny.
                - Udało nam się uciec. Był moment, że chciał, abym go zostawił i sam uciekł. Nie zrobiłbym tego wobec obcego człowieka, a tym bardziej wobec ojca... Zanim stracił przytomność, zdradził że  czuł, iż po zerwaniu maski ujrzałby moją twarz... Bałem się, że będzie starał się zerwać mi maskę. Nie chciał tego robić...
                Starał się uspokoić.
                - To jedyny raz, kiedy  zdradził się, że mnie podejrzewa.
                Alejandro  od dłuższej chwili  stał z przerażeniem przy oknie. Nie mógł się ruszyć. Był w ogromnym szoku. Usłyszał, że Diego to Zorro.  Do tej pory myślał, że  gdy walczył o życie, uciekając przed żołnierzami, jego syn bawił się w najlepsze.  W tamtej chwili dowiedział się, że to on go ratował.  Wiele razy miał go za tchórza, a  za każdym razem miał przed sobą stratega.  Jego duma wzrosła. Nagle zdał sobie sprawę,  ile razy Diego był narażony na niebezpieczeństwo. Będąc ze wszystkim sam.
                Odszedł od okna i usiadł przy stoliku. Po chwili przy nim zaczął się kręcić Bernardo. Pokazał mu, aby przyniósł coś do picia. Służący zauważył, że caballero jest blady. Przyniósł wina z salonu. Starszy mężczyzna miał mętlik w głowie. Nawet nie zauważył, kiedy Valesco opuszczając ich domostwo, mijał go. Bernardo pokazał swojemu przyjacielowi, oraz panu, że coś się dzieje z don Alejandro. Diego wyszedł na dziedziniec i stanął przy rodzicielu.
                - Czy coś się stało ojcze?
                Nie odpowiedział. Patrzył przed siebie. Dopiero gdy został potrząśnięty, odezwał się  sztywno.
                - Nic takiego.
                Młodzieniec nie rozumiał jego zachowania. Postanowił go obserwować. Alejandro był sprytniejszy i wysłał syna do miasta po sprawunki. Chciał zostać na chwilę sam. Musiał wszystko przemyśleć. Jako dziecko poznał wszystkie tajne przejścia w hacjendzie, ale z czasem przestał się nimi interesować i z czasem zapomniał o nich, teraz przypomniał sobie o istnieniu takich miejsc.
                Przeszedł do biblioteki i zaczął ją przeszukiwać, ale nie mógł znaleźć przejścia. Zajęło mu to godzinę i był rozczarowany rezultatem. Następnie przeniósł się do salonu. Zajrzał do  szafy i przez przypadek poruszył figurką. Otworzyły się tajne drzwi.
                Wszedł do korytarza  i odnalazł kolejne wejścia do posiadłości.  W pomieszczeniu, przy pokoju syna  znalazłem biurko, a w nim szkatułka z orlimi piórami. Zszedł korytarzem niżej. Dostał się do jaskini, gdzie w zagrodzie stał czarny ogier. Rozejrzał się i wrócił do biurka. Znalazł tam przebranie. Wziął w ręce czarną koszulę i stał w szoku. Dopiero zaczęło do niego docierać, że to prawda.
                Gdy Diego i Bernardo wrócili, zastali don Alejandro w bibliotece. Wyglądał jakby spał. Młody caballero skinął na służącego, a gdy  ten zbliżył się, powiedział.
                -Martwię się o ojca. Zanim wyszliśmy, nie wyglądał najlepiej. Teraz na szczęście śpi. Zastanawiam się, co wyprowadziło go z równowagi.
                Bernardo  zaczął coś pokazywać. Był uważnie obserwowany  przez swojego  pryncypała.
                - Myślisz, że to moja wina?...
                Diego wyglądał na zmartwionego, ale uważnie odczytywał słowa.
                - Że od czasu mojego wypadku martwi się o mnie? Zauważył  moją zmianę nastroju?
                Przekręcił delikatnie głowę i przytaknął.
                - Możesz mieć rację. Chyba czas szczerze z nim porozmawiać. Ale nie wiem jak to rozegrać.
                Służący znowu zaczął mu coś tłumaczyć.
                -Masz rację. Lepiej jeśli okażę skruchę. Przyniosę koc.
                Służący pokręcił głową.
                - Lepiej go obudzić?
                Przytaknął. Starszy mężczyzna tak naprawdę nie spał. Poznał kolejną tajemnicę syna. Jego służący był tylko niemy i cały czas słuchał. Zdał sobie sprawę, że  to doskonałe źródło zdobywania informacji.  Nikt podejrzewał i nie będzie zwracał uwagi na głuchoniemego. Postanowił zaczekać i porozmawiać następnego dnia. Udał, że się obudził, oraz okazał zaskoczenie na jego widok.
                 Zasiedli do kolacji, a po posiłku Diego udał się do siebie, tłumacząc się bólem głowy. Półgodziny później Alejandro zszedł do jaskini. Tornardo nie było w zagrodzie, co oznaczało, że Zorro ruszył w ciemną noc, aby chronić mieszkańców Los Angeles.  Wtedy zaskoczył go Bernardo. Służący przestraszył się.
                - Spokojnie Bernardo. Od dzisiaj wiem, ale nie mów mu. Sam z nim porozmawiam...  Nie ufa mi.
                Caballero był rozgoryczony
                - Dlaczego nie ufa mi?... Jestem aż tak złym ojcem? Aż tak zawiodłem  syna?
                Usiadł pod ścianą i ukrył twarz w dłoniach. Bernardo chciał pocieszyć mężczyznę , ale nie wiedział jak. Tylko delikatnie poklepał go po plecach.  Alejandro miał mętlik w głowie.  Zdał sobie sprawę jak zawiódł Diego. Zamiast wspierać go, wyrzucał mu, że nie zachowuje się , tak jak on by chciał. Zdał sobie sprawę, że powinien zaufać własnemu przeczuciu i zdać sobie sprawę, co się dzieje. był zły na siebie, że nie zauważył co robi Diego, oraz kim naprawę jest.
                Po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że powinien opuścić kryjówkę zamaskowanego banity. Udał się do sypialni, ale nie położył się spać. Siedział na krześle i nasłuchiwał. odetchnął z ulgą, gdy usłyszał hałas w pokoju syna.  Następnie ułożył się wygodnie na łóżku i po godzinie zasnął.
                Rankiem wstał i odbył poranną toaletę.   Następnie zszedł do salonu i usiadł przy stole, ale chwilę pomyśleć. Wiedział, że do południa nie powinien zobaczyć syna. Pomylił się. Parę minut po nim pojawił się Diego, który przyjrzał się rodzicowi.
                - Dzień dobry ojcze. Widzę, że źle spałeś.
                Wyglądał na zmartwionego.
                - Miałem coś do przemyślenia. A ty co tak wcześnie na nogach, jak na ciebie?
                Zmieszał się. Spuścił na chwilę oczy.
                - Chciałem z tobą porozmawiać.
                Alejandro przeniósł się na fotel i poczekał aż syn stanie przed nim.
                - Słucham cię uważnie.
                Uśmiechnął się, a Diego był zdenerwowany. Jego głos drżał z nerwów.
                - Muszę ci się przyznać do jednej rzeczy. Wiem, że  swoim zachowaniem zawiodłem cię ojcze. Chciałem ci powiedzieć, wytłumaczyć się...
                Alejandro nie mógł patrzeć jak jego syn zaczyna się plątać i przerwał mu.
                - Wiem o czym chcesz mi powiedzieć.
                - Pomyśl, że...
                Młody caballero zamarł w połowie zdania i z niedowierzaniem.
                - Wiesz?
                - Tak. Podsłuchałem wczoraj twoją rozmowę z don Antonio....
                Diego spuścił głowę, słuchając uważnie rodziciela.
                - Nie rozumiem tylko, dlaczego mi nie powiedziałeś od razu? Dlatego ukryłeś, że narażasz życie. Dlaczego nie zaufałeś mi?
                W jego głosie było słychać gorycz. Młody caballero postanowił zaprotestować.
                - To nie tak ojcze. Chciałem cię chronić. Nawet nie wiesz, jak ciężko było cię okłamywać. Gdy dostałem list od ciebie, nie wiedziałem co się dzieje w Los Angeles.
                - Więc kiedy narodził się pomysł, aby włożyć maskę?
                - Na statku, po ostatnim pojedynku z kapitanem. Od niego usłyszałem, co się tutaj dzieje. Postanowiłem grać miłośnika literatury, niechętnego do walki, a nawet nieumiejącego walczyć. Oficjalnie wróciłem, ponieważ nie radziłem sobie z szermierką. Kazałem Bernardo wyrzucić moje trofea.  Dobrze zrobiłem. Po przyjeździe przeszedłem dokładną rewizję. Jak Tornado był źrebięciem, nauczyłem go sztuczek, a po powrocie stał się odpowiednim dla mnie rumakiem. Bernardo też chciał coś odgrywać  przedstawienie, więc zaczął udawać głuchego . Dzięki temu zdobył wiele informacji.
                Zamyślił się, ale po chwili wrócił do swojej opowieści.
                - Stwierdziliśmy, że lepiej jak najmniej  osób wiedziało o tym co robię. Monastario połączył fakty i prawie mnie zdemaskował. Antonio rozpoznał styl walki Zorro, ponieważ pojedynkowaliśmy się w trakcie studiów.
                Alejandro złapał się za głowę, był wstrząśnięty.
                - Ale ja przez tyle czasu nie zorientowałem się. Chociaż na początku miałem pewne podejrzenia, które uznałem za marzenia.          
                Młody mężczyzna  sposępniał, a ręce zaczęły mu drżeć, tak jak głos.
                - Wiem ojcze. Pamiętam dzień, gdy zostałeś ranny. Strach o twoje życie... Najgorzej, że  podejrzewałem co może się zdarzyć i nic nie mogłem zrobić... Pamiętam  chwilę, gdy kula cię trafiła.
                Był przerażony, tamto  wspomnienie nie dawało mu spokoju. Próbował się uspokoić.
                - Kocham cię.
                Starszy caballero był wzruszony.
                - Wiem. Ja ciebie też kocham. I przepraszam za wszelkie wyrzuty i nieprzyjemne słowa, jakie ode mnie usłyszałeś.
                -Zasłużyłem.
                Alejandro wstał  i podszedł do Diego, który nadal miał spuszczona głowę, złapał go  delikatnie za żuchwę i podniósł ją.
                - Nie zasłużyłeś. Jesteś moim synem. De la Vegą. Jestem z ciebie dumny. Tak jak wtedy, gdy sprowadziłeś pomoc. Nie chodzi mi o działania Zorro.  Tylko twoje pokojowe dążenie do rozwiązywania konfliktów, oraz  umiejętności  negocjowania...
                Uśmiechnął się, aby rozluźnić atmosferę.
                - Oddaliliśmy się od siebie, ale od teraz żadnych tajemnic. Nie ważne co zrobisz, będziesz moim kochanym synem.
                Spojrzał mu głęboko w oczy, a po chwili padli sobie w ramiona. Już dawno powinni  przeprowadzić tą rozmowę. Wszelkie nieporozumienia zniknęły raz na zawsze. Teraz senior  rodu mógł  cieszyć się w pełni z powrotu swojej latorośli ze studiów. Diego pokazał wszystkie tajne przejścia i całą jaskinię. Alejandro  zdradził, że zwiedził to poprzedniego dnia, ale odkrył wiele nowych rzeczy, których nie spostrzegł poprzednio. Zorro  zaczął wtajemniczać ojca w swoje plany. Okazało się, że jest cennym doradcą i sojusznikiem.
                Diego zaczął interesować się  rodzinnym majątkiem. Alejandra cieszył czas spędzony  ze swoim dzieckiem. Spokój zawdzięczali  don Antonio Valesco, przyjacielowi młodego caballero z Hiszpanii, oraz wypadkowi podczas jego wesela.  Mężczyzna wraz z rodziną byli mile widziany w hacjendzie de la Vegów. Pomagał ukryć nieobecność przyjaciela, gdy ten działał. Diego mógł odetchnął.

                Dwa lata później odwiesił  szpadę, oraz maskę. Mógł  pomyśleć o założeniu rodziny i spełnić pragnienia rodzica.  Poślubił donnę Rosaritę Cortez, przyjaciółkę z dzieciństwa. Rok po ślubie na świat przyszły bliźniaki,  Wictoria i Alejandro. Dumny dziadek był szczęśliwy patrząc na swoją rodzinę, która wiodła spokojne życie.

Koniec