sobota, 30 kwietnia 2016

Pogoń za zemstą ( Zmienione zakończenie "Mentalisty") cz.II

Spoiler do serialu Mentalista




- Ukradł ci go. Cały Jane.
                Kiedy trzech agentów mknęło do mieszkania dyrektora CBI, dwaj pozostali wykonywali telefony. Grace nie mogła dodzwonić się do Stilesa.  Poszperała w sieci, oraz archiwach i dowiedziała się, że od dawna nie żyje. Następnie próbowała skontaktować się z szeryfem, ale nie odbierał. Zadzwoniła do jego miejsca pracy.
                - Biuro szeryfa w hrabstwie Napa, słucham?
                - Tu agentka Rigsby z CBI. Chciałabym skontaktować się z szeryfem McAllisterem.
                Na chwilę zapadła głucha cisza.
                - Jestem jego zastępcą. Wczoraj w godzinach popołudniowych szeryf McAllister został zamordowany w swoim biurze.
                Nie mogła wydusić słowa. Była przerażona. Zdawała sobie sprawę, kto za tym stoi.  Nie wiedziała co robić.
                - Agentko Rigsby?
                - Jak? - wyszeptała drżącym głosem.
                - Najpierw został postrzelony, a następnie uduszony. Na biurku leżała kartka, napis został zrobiony krwią. Głosi "Ja jestem Red Johnem. Thomas McAllister"  Nasz szeryf był seryjnym mordercą.
                Rozłączyła się bez pożegnania. Była blada. Wiedziała kto go zabił. Spojrzała na męża i pogrążyła się w swoich myślach. Chciałaby dowiedzieć się, gdzie jest Patrick i jam mu pomóc. Wayne bez problemu połączył się z dawnym kolegą.
                - Haffner.
                - Hej tu Rigsby.
                - Coś się stało?
                Wayne nie wiedział co powiedzieć. Wziął głęboki wdech.
                - Chcę cię ostrzec przed Jane'm Uciekł ze szpitala...
                - Z tego, do którego trafił po śmierci Teresy?
                - Tak. Zanim Lisbon zginęła, utworzył listę siedmiu podejrzanych o bycie Red Johnem. Podejrzewamy, że może spróbować ich zabić.
                - A co to ma wspólnego ze mną?
                Wziął kolejny głęboki wdech.
                - Jesteś na liście podejrzanych. Zorganizujemy ci ochronę.
                Ray był zaskoczony, oraz poirytowany.
                - Nie trzeba. Nie jestem Red Johnem i nie boję się Jane'a.
                - Daj znać jak go zobaczysz.
                - Pewnie. Uważajcie na siebie.
                - Ty też.
                Szybko zakończył połączenie. Ta czegoś poszukiwała w komputerze. Był wystraszony. Bał się o przyjaciela. Nie wiedział, jak mu pomóc. Wziął się w garść. Wybrał numer do agenta FBI.
                - Agent Smith.
                - Tu agent Rigsby z CBI.
                Ten tylko westchnął. Nie przepadał za nim, ani za jego kolegami.
                -Nasz były konsultant...
                - Jane? - wtrącił się Reede.
                - Uciekł ze szpitala i może cię dopaść.
                Rozmówca był zaskoczony.
                - Dlaczego?
                - Przed śmiercią Lisbon zawęził krąg podejrzanych o bycie seryjnym mordercą. Podejrzewał też ciebie.
                - Żarty sobie stroisz? To zemsta za podejrzewanie Jane'a  o bycie wspólnikiem Red Johna?
                - Nie.
                - Lepiej, aby się do mnie nie zbliżał.
                Mężczyzna rozłączył się. Wayne spojrzał na zegarek. Była dziewiąta.  Od trzynastu godzin poszukiwali uciekiniera i to bez rezultatu.  Nie dziwiło go to.  Gdy zniknął z więzienia i udał się do domu ofiary, aby złapać morderczynię, zdążył się pozbyć więziennego stroju i przebrać się we własne ubranie. Nikt nie wiedział, jak to zrobił. Zwrócił się do ukochanej, nawet na nią nie spoglądając .
                - Idziemy coś zjeść Grace?
                Spojrzał na nią, zaskoczony brakiem reakcji. Zobaczył, że jest blada jak ściana z przerażenia.
                - Grace? Coś się stało?
                Zerwał się i podbiegł do żony. Uklęknął przy niej na jedno kolano i wziął jej dłonie w swoje.  Odezwał się czułym głosem.
                - Co się dzieje?
                Spojrzała na niego. W jej oczach zobaczył łzy.
                - Jane zabił McAllistera. To on był Red Johnem. Przyznał się na papierze.
                - Jane?
                Rzuciła mu srogie spojrzenie.
                - Nie, McAllister.
                - A co z Jane'm?
                - Nie złapali go. Nawet nie wiedzą kto zabił.
                - Ale podejrzewasz go?
                - Akurat  zginął , gdy Jane uciekł. Szefowa nie byłaby zadowolona z tego, co robił.
                Oboje byli wstrząśnięci. Chociaż mogli się tego spodziewać. Ich przyjaciel nie porzucał chęci zemsty. Nawet zabił człowieka z zimną krwią w kawiarni w centrum handlowym, myśląc że to człowiek odpowiedzialny za jego tragedię. Z czasem posuwał się coraz dalej.
                Doprowadził do wrzucenia siebie z CBI i przez pół rok udawał, że stacza się. Kiedy seryjny morderca podesłał mu Lorelei, skorzystał z okazji. Dziewczyna poleciła mu przyniesienie ciała Lisbon. Upozorował śmierć jej i Rigsby'ego, ale pułapka nie zadziała. Robił wszystko, aby wydobyć zeznania z kobiety. Nawet jeśli FBI robiło mu pod górkę, stosował swoje sztuczki.
                Sugestia Lorelei, że uścisnęli sobie ręce z Red Johnem,  spowodowała jego silniejsze starania  ustalenia kim jest jego rywal. Denerwował się, jak ktoś mu przeszkadzał. Zamykał swoją pracownię na kłódkę. Zostawiał fałszywe ślady, gdyby ktoś się włamał. Zamknął się na tydzień i ustalił listę siedmiu osób i obserwował ich podczas spotkań.
                Wszystko zmieniło się po śmierci Teresy Lisbon. To on znalazł jej ciało. Upadł przy niej i zalał się łzami. Przepraszał ją. Czuł się winny jej śmierci. Patrząc na martwą ukochaną, stracił zmysły. Kiedy został znaleziony, nie reagował na bodźce zewnętrzne. Został umieszczony w szpitalu psychiatrycznym.  Przestał istnieć dla świata, a świat dla niego.
                Cho stał przed domem dyrektora CBI dzwonili do drzwi, ale nikt im nie otwierał. Kilkakrotnie zaglądali przez okna, ale nic nie spostrzegli. Zastanawiał się, gdzie Bertram mógł się podziać. Miał dzisiaj ważne spotkanie, które było ważne dla mężczyzny i dla jego kariery. Miał już wydać rozkaz do powrotu, gdy odezwała się jego komórka. Na wyświetlaczu zobaczył nieznany numer. Odebrał.
                - Hej Cho.
                Przeżył szok. Nie myślał, że jest tak głupi, aby dzwonić.
                - Jane?
                - Nie każ mnie namierzyć. Nie ma to sensu. Zanim dasz znać Van Pelt, zakończę rozmowę. Jesteś przed domem Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
                Agenta zamurowało. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
                                - Uprzedzę twoje pytanie. Nie jest Red Johnem. Należał do Stowarzyszenia Blake'a. Skorumpowani policjanci, prokuratorzy,  agenci i Red John. Rozpoznasz ich po "Tygrysie tygrysie". Mają tatuaż na lewym przedramieniu, trzy kropki... Mógł zapobiec śmierci Lisbon. Ja też. Powinienem szybciej go znaleźć i zabić. Jestem odpowiedzialny za śmierć Lisbon. Przepraszam...Przekaż moje przeprosiny Van Pelt i Rigsby'emu... Jestem wam wdzięczny za wszystko i za te lata, gdy pracowaliśmy razem. Znosiliście mnie za te lata. Staliście się dla mnie rodziną, ale nie umiałem tego docenić...
                               Słyszał, że Patrick zaczyna płakać.
                               - Oprócz was, nikogo więcej nie mam. Żałuję, że nie powiedziałem Lisbon, iż ją kocham. Wybaczcie mi wszystkie wybryki. Ten ostatni też...  Dziękuję za wszystko. Jestem wam wdzięczny za okazaną dobroć i przyjaźń oraz wsparcie. Żegnajcie.
                               Połączenie zostało zerwane. Stał w szoku. Nie wiedział, co zrobić.  Zadzwonił do Grace, aby  namierzyła telefon, z którego  zostało wykonane ostatnie połączenie na jego komórkę. Dowiedział się o zabójstwie McAllistera. Nie mógł uwierzyć. Nigdy nie podejrzewał szeryfa o dokonanie tych zbrodni, nawet po tym, jak znalazł się na liście Jane'a.
                               Jego ludzie wyważyli drzwi. Znaleźli sypialnię i weszli do środka. Zobaczyli zmasakrowane zwłoki dyrektora CBI. Wokół było pełno krwi.  Obok ciała leżały zapisane kartki. Grace namierzyła Jane'a na cmentarzu, wysłała Wayne'a i zawiadomiła Kimballa.
                Ten wybiegł z budynku, wpadł do auta i włączył koguta. Pędził o wiele za szybko, ale miał złe przeczucia. Bał się o przyjaciela. Chciał mu pomóc. Sam nie wiedział jak i kiedy Patrick stał mu się bliski. Po mimo wszystkich jego wybryków. Miał nadzieję, że uda mu się zdążyć.
                Patrick Jane po opuszczeniu szpitala, autobusem udał się do centrum miasta, a następnie do CBI. Zobaczył znajomego ochroniarza. Wiedział, że nie może liczyć na wpuszczenie do środka. jednak udało mu się wśliznąć niepostrzeżenie do budynku.  Nikt nie zwracał na niego uwagi.
                Zachowywał się spokojnie. Szedł pewnie, nie okazywał oznak zdenerwowania, chociaż kipiał z wściekłości. Najchętniej kogoś by obraził, ale nie mógł rzucać się w oczy. Dostał się na górę, do swojej pracowni. Wyciągnął czyste ubranie i ukrytą broń. Schodząc z góry, natknął się na agenta Todda.
                - Jane? Wypuścili cię?
                Przywołał sztuczny uśmiech, który miał kryć jego negatywne emocje. Wiedział, że nabierze Jamesa.
                - Dzisiaj. Śpieszę się trochę. Jestem umówiony z dyrektorem.
                - A co? Wracasz do konsultowania?
                - Cho wyraził chęć dalszej współpracy. Beze mnie sobie nie radzą.
                Wpadł na pomysł. Uścisnął agenta, wyciągając mu z kieszeni marynarki telefon. Pożegnał się i wyszedł z budynku, a następnie opuścił teren.  Ukradł samochód i ruszył do hrabstwa Napa, a dokładniej do Napa Valley. Był zdecydowany.
                Nie miał zamiaru odpuszczać  mordercy ukochanych kobiet. Wściekłość nasilała się, im bliżej był celu. Patrzył na broń, leżącą na siedzeniu i przykrytą gazetą. Nie mógł pozwolić sobie na zatrzymanie. Zaciskał  dłonie na kierownicy, aż te zbielały. Serce biło mu coraz szybciej.
                Miał nadzieję, że poskładał elementy układanki i Thomas McAllister jest Red Johnem. Nie miał czasu na dokładne przyjrzenie się. Wiedział, że jest poszukiwany. Był zrozpaczony. Nie mógł sobie wybaczyć, że naraził Teresę i doprowadził do jej śmierci. Myślał, że gdyby nie uległ jej namową i nie zdradził jej listy, to by żyła.  Łzy zaczęły płynąć po jego twarzy.
                Wiele razy narażał ją na kłopoty, czy złość spotkanych ludzi. Nie pozwalał sobie, aby stała mu się bliska, ale serce nie słuchało. Zakochał się w niej, ale nie był gotowy na kolejny związek. Nie przebolał śmierci Angeli i Charlott.  Szukał zemsty i nie miał zamiaru z niej rezygnować. Nie zwracał uwagi na chęć pomocy zespołu.
                Nie zwracał uwagi, że narażał cały zespół.  Liczyło się tylko jedno.  Chociaż nie chciał ingerencji przyjaciół, ale Lisbon poprosiła o pomoc Van Pelt i wszyscy się dowiedzieli. Gdy dowiedział się o Grace był zły. Nie mógł sobie wybaczyć, że ich ostatnia rozmowa była kłótnią  i nie zdążył jej przeprosić. Zbyt późno zrozumiał, że nie powinien nic ukrywać przed nimi i że miała rację. Nie zdążył jej tego przyznać i to ciążyło mu to na sercu.
                Po dojechaniu na miejsce, odnalazł biuro szeryfa. Był wściekły. Jego krew w żyłach płynęła coraz szybciej.      Czuł zadowolenie, że dopadnie drania, który odebrał mu trzy ukochane kobiety. Tego dnia miał szczęście. Jego ofiara była sama Wszedł pewnym krokiem.  Pistolet ciążył mu za paskiem spodni. McAllister był zdziwiony jego wizytą.
                - Co tutaj robisz?
                Nie miał zamiaru prowadzić żadnej gry. Brakowało mu na to sił oraz chęci. Jego wróg zniszczył wszystko, zabijając Teresę. Nic już się nie liczyło. Tylko chęć przelania krwi mordercy. Jego głos był pełen bólu, ale stanowczy.
                - Przestań mnie zwodzić. Wiem, że jesteś moim wrogiem. Jesteś Red Johnem.
                Szeryf wstał od biurka i uśmiechnął się, a po chwili roześmiał.
                - Straciłeś wiele lat, aby mnie złapać.
                Patrick tracił panowanie nad sobą.
                - Dlaczego zabiłeś Lisbon?
                Thomas podszedł do niego i stanął naprzeciwko.
                - Mogłem ją oszczędzić, ale zależało ci na niej. Chciałem cię jeszcze bardziej zranić oraz przerwała mi zabicie technika.  Miałeś całą energię poświęcić na ściganie mojej osoby...      
                Seryjny morderca zaczął kiwać głową z dezaprobatą i niezadowoleniem, a nawet z rozczarowaniem.
                -  Ale ty trafiłeś do psychiatryka               . Popsułeś całą zabawę.              
                Złość przepełniała Patricka.  Jego wzrok był zimny. Starał się, aby Thomas nie wyprowadził go z równowagi. Ten nie poddawał się. Wiedział, że wtedy zmanipuluje agresora.
                - Pewnie interesuje cię, jak poznałem listę przed tobą.
                Jane zaczął krzyczeć.
                - Nie interesuje mnie to. Odebrałeś mi kolejną osobę, którą kochałem. Lisbon nie musiała zginąć
                Jego plan runął. Łzy zaczęły spływać po jego policzkach. Patrzył na McAllistera, zatracając sumienie. Dla niego już nie było odwrotu z ścieżki zemsty. Zbyt wiele stracił. Żałość zapanowała w jego sercu wraz z wściekłością i poczuciem winy. Szeryf nie miał zamiaru odpuścić, mając nadzieję, że tak ocali swoje życie.
                - Sam do tego doprowadziłeś.
                Patrick wyciągnął z tyłu spodni, za paska pistolet i strzelił. Wiedział, że niedługo zbiegnie się spora grupa ludzi, ale dla niego  nie miało to znaczenia. Podjął już wszystkie decyzje. Podszedł do swojej ofiary i ściągnął z biurka kartkę oraz długopis.
                - Tym razem wygrałem.
                McAllister zaczął panikować, chociaż miał nadzieję, że pomoc  przybędzie na czas, oraz że powinien przedłużać rozmowę. Był przerażony, ale zamaskował to kpiącym uśmiechem.
                - Przegrałeś.
                Zamoczył palec w krwi i napisał na śnieżnobiałej kartce "Ja jestem Red Johnem. Thomas McAllister" Jane z przyjemnością patrzył jak czerwona i ciepła ciecz wypływa z ciała człowieka, który zabił jego rodzinę. Szeryf coraz bardziej był przerażony. Bał się śmierci.
                - Daruj mi życie.
                Jane nie podobało się to, co widział. Chociaż przypominało śmierć tego drania z jego wizji w parku. Nie wzruszało to go. Dla niego liczyła się tylko śmierć mężczyzny. Jego spojrzenie było coraz bardziej złowieszcze. Podszedł      do swojej ofiary, uklękną przy niej i zacisnął palce na jego szyi.  Był ogarnięty obłędem. Na nic nie zwracał uwagi.
                - Żałujesz zabicia Angeli i Charlotte Jane, oraz Teresy Lisbon.
                Thomas wychrypiał.
                - Tak
                Z czystym szaleństwem i satysfakcją zacisnął mocniej palce na szyi swojej ofiary i patrzył, jak życie z niego ucieka. Gdy McAllister umierał, słyszał zamieszanie na korytarzu. Musiał się spieszyć. Zadał jeszcze jedno pytanie.
                - Czy istnieje Stowarzyszenie Blake'a?
                Ten tylko uśmiechnął się
                - Wygrałem. Chociaż...
                Charczał coraz mocniej, a jego głos był coraz słabszy.
                - Chociaż... powinienem cię... zabić... dawno...
                Nie dokończył, skonał. Patrick Jane nie poczuł się lepiej. Zemsta nie przyniosła upragnionej ulgi. Był zrozpaczony. Nie miał czasu na rozmyślanie. Ktoś wyłamywał drzwi. Uciekł przez okno i wsiadł do samochodu. Walnął pięściami w kierownicę. Nadal w środku był wciekły. Postanowił rozprawić się z Bertramem, który go zwodził.
                Wrócił do Sacramento. Starał jechać z dozwoloną prędkością, chociaż najchętniej dodałby gazu. Emocje nie opadłby, jedynie doszła frustracja. Łzy ciekły mu po policzku. Samochód zostawił niedaleko CBI. Nie miał zamiaru już go używać, ponieważ wiedział, że pojazd może być już poszukiwany.
                Niepostrzeżenie przedostał się na teren biura. Zdawał sobie sprawy, że do tej pory nikomu to się nie udało, a on to robił drugi raz. Po cichu dostał się do swojej pracowni.  Wydostał ze skrytki metalową  skrzynkę, wyciągnął z niej trochę gotówki. Opuścił swoją kryjówkę. Wybierając ją, wiedział, że nikt nie wpadnie na to, iż ukrywa się na terenie Kalifornijskiego Biura Śledczego. To byłoby zbyt oczywiste i dlatego genialne i to pod nosem przyjaciół i innych agentów.
                Udał się na drobne sprawunki. Zakupił kilka narzędzi. Zachowywał się spokojnie i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Powrócił do CBI, aby spakować ubranie na zmianę, oraz ostatni raz rozejrzał się.  Wiedział, że jeśli go złapią, to już nie zobaczy światła dziennego. 
                Opuścił budynek i zaczaił się kilkadziesiąt metrów od głównej bramy. Gdy zobaczył samochód dyrektora, zatrzymał go. Otworzył drzwi od strony pasażera i szybko wsiadł. Kierowca był zaskoczony i nie wiedział, jak zareagować.

sobota, 23 kwietnia 2016

Pogoń za zemstą ( Zmienione zakończenie "Mentalisty") cz.I

Spoiler do serialu Mentalista

Jest to historia oparta na serialu "Mentalista", który opowiada o Patricku Jane i zespole CBI (Kalifornijskiego Biura Śledczego). Jane ściga seryjnego mordercę malującego uśmiechnięte buźki krwią swoich ofiar. Jest znany pod pseudonimem Red John.  Red John po wystąpieniu Patricka, gdzie wypowiadał się na jego temat, zabił jego żonę i córkę. Ten przez lata szukał zemsty. Trafił jako konsultant do zespołu agentki Teresy Lisbon, która nie raz popadała przez niego w kłopoty. Z czasem nauczyła rozpoznawać, kiedy kłamie i coś kombinuje. To twarda kobieta, która nie daje sobie w kaszę dmuchać. Jest też Kimball Cho prosty i bezpośredni człowiek z poczuciem humoru. Czasem był wysyłany do pilnowania Jane'a.  Wayne Rigsby odważny zabawny agent, śmiały i dający podpuścić się Jane'owi. Grace Van Pelt to na początku cicha i zamknięta dziewczyna, która zmienia się po tym, jak zastrzeliła narzeczonego. Wtedy staje się twardsza.  Sam Jane gra takiego lekko ducha, ale tak naprawdę nie może pozbierać się po zabójstwie rodziny, zżera go poczucie winy. Ustalił listę siedmiu podejrzanych. Jeden z nich został zabity przez Red Johna, a Lisbon, która brzybyła na miejsce ocalił, malując jej na twarzy swoją czerwoną bużkę Udało mu się dorwać i zabić swojego wroga, oraz uniknąć kary uciekając z kraju. CBI zostało zamknięte po ujawnieniu Stowarzyszenia Blake'a, oraz przynależności do niej ich dyrektora.   Został sprowadzony przez agenta Abbotta, jako konsultant FBI. Był tam Cho, a Patrick sprowadził Teresę. Z czasem zostali parą i pobrali się. Tak kończy się Mentalista. Ale co byłoby gdyby coś poszłoby inaczej niż w serialu?

 Główni Bohaterowie:
Patrick Jane - były konsultant CBI, ściga Red Johna, który zabił mu żonę i córkę
Agent Kimball Cho - agent CBI, szef zespołu, przyjaciel Jane'a
Agent Wayne Rigsby - agent CBI, podwładny Cho, mąż Grace, przyjaciel Jane'a
Agentka Grace Van Pelt Rigsby - agentka CBI, podwładna Cho, żona Wayne'a, przyjaciółka Jane'a
Szeryf Thomas McAllister - szeryf hrabstwa Napa, bycie Red John
Gale Bertram - dyrektor CBI, podejrzany o bycie Red Johnem
William Stiller - lekarz, psychiatra w szpitalu dla umysłowo chorych.

Bohaterowie Drugoplanowi:
Agentka Emily Stewart - agentka CBI, podwładna Cho
Agent Jerry Shane - agent CBI, podwładny Cho.
Agent Reede Smith - agent FBI, podejrzany o bycie Red Johnem
Ray Haffner- były agent CBI, prowadzi własną firmę, podejrzany o bycie Red Johnem
Agent James Todd -  agent CBI

Postacie tylko wspominane, ale ważne w fabule serialu
(opisy związane z serialem, ale nie opowiadaniem):
Agentka Teresa Lisbon - agentka CBI, dowodziła zespołem Cho, musiała się użerać z Jane'm
Charlotte Jane - córka Patricka, zabita przez Red Johna
Angela Jane - żona Patricka, zabita przez Red Johna
Brett Patridge - technik, podejrzany o bycie Red Johnem, został przez niego zabity
Bret Stiles - guru sekty "Wizualizacja", pogrywał z Jane'm, podejrzany o bycie Red Johnem
Robert Kirkland - szef  Homeland Security, włamał się do pracowni Jane'a, wykradł fałszywą listę podejrzanych o bycie Red Johnem i zabijał ich, powstrzymany przez Lisbon
               

Patrick Jane był najszęśliwszym mężczyzną na świecie. Poślubił najwspanialszą kobietę na kuli ziemskiej oraz po raz drugi miał zostać ojcem. Jego szczęście spało, wtulone w niego. Uśmiechnął się. Pamiętał jak pod wpływem Belladonny rozmawiał ze swoją zmarłą córką. Spytała wtedy, kto zna jego prawdziwe oblicze. Odparł wtedy, że Lisbon. Miał racje. 
                Wreszcie zostawiał przeszłość za sobą i mógł cieszyć się teraźniejszością. Ucałował Teresę w czoło z czcią. Następnie pogrążył się w objęciach morfeusza. Obudziło go ostre światło. Naciągnął kołdrę  na głowę. Zdał sobie sprawę, że nie czuje obecności żony.
                 Zaczął poszukiwać ją dłonią.  Miał nadzieję, że tylko odsunęła się.
Natrafił na miękką ścianę. Był zaskoczony. Spali w samochodzie kempingowym. Zrzucił pościel z siebie i rozejrzał się. Leżał na łóżku w małym pokoju bez okien, z miękkim obiciem ścian.
                 Był w szpitalu psychiatrycznym. Pomyślał, że to sen, albo znowu się czymś się zatruł. Rozluźnił się i czekał na Charlotte. Drzwi otworzyły się i wszedł starszy mężczyzna w kitlu. Nie wiedział, co się dzieje. Powoli zaczął wątpić w swoją teorię. Przybysz uśmiechnął się ciepło.
                - Jak się czujesz Patrick?
                Mężczyzna stanął przy nim.
                - Jestem doktor  William Stiller. Pewnie zdałeś sobie sprawę, że jesteś w szpitalu psychiatrycznym.
                Jane był coraz bardziej zdezorientowany. Kilka godzin wcześniej leżał u boku najwspanialszej kobiety na świecie. Zaczął się denerwować. Opanował go strach.
                - Co się stało? Gdzie Teresa?
                Lekarz zaciekawił się.
                - Teresa?
                - Moja żona. Pobraliśmy się wczoraj.
                Doktor  pokiwał głową ze smutkiem. Był zmartwiony.
                - Myślałem, że wróciłeś do nas.
                Patrick coraz silniej odczuwał zdenerwowanie. Miał złe przeczucia. Widział, że mężczyzna próbuje przed nim coś ukryć. Zerwał się z posłania i stanął naprzeciwko niego.
                - Co tutaj się dzieje?
                - Nie mogłeś wziąć ślubu, ponieważ od dawna nie opuściłeś szpitala.
                Zaczął krzyczeć.
                - Wczoraj poślubiłem Teresę. Zostaniemy rodzicami.
                Stiller zachowywał opanowanie.
                - Proszę się uspokoić, albo wezwę pielęgniarzy.
                - Gdzie Teresa? Od kiedy tutaj jestem?
                - Od około trzech lat.
                - Co?
                Stał w totalnym szoku. Zaczął martwić się o ukochaną. Chciał dowiedzieć się,  o co chodzi. Przysiadł, aby wysłuchać lekarza.
                - Znalazłeś się tutaj po zabójstwie swojej partnerki.
                Zamyślił się. Nie wiedział o kogo chodzi.  Nie wziął pod uwagi swojej ciężarnej żony.
                - Jak? - wyszeptał.
                - Została zabita przez Red Johna, twojego wieloletniego wroga.
                Jane zerwał się i podniósł głos. Złość w nim narastała
                - To niemożliwe. Zabiłem go.
                Był coraz bardziej poirytowany.
                - To niemożliwe. Tego jestem pewien. Red John nie żyje.
                - Agentka Lisbon została zabita wraz z Brettem  Patridge.  Na jej twarzy namalował swoją buźkę. Zadzwonił do ciebie.
                W głosie Stillera było słychać współczucie.  Patrickowi zakręciło się w głowie. Nie mógł uwierzyć. Pamiętał, że znalazł ją żywą.  Przez jego głos zaczęła przemawiać rozpacz.
                - To nie możliwe. Przeżyła. Nie tknął jej. Pomagał mi go dopaść. Umożliwiła mi wraz z resztą zespołu.  ucieczkę przed FBI... Mogłem dopaść Red Johna i go udusić. Musiałem uciec z kraju, ale nie zapomniałem o niej. Tuż wtedy byłem w niej zakochany od dłuższego czasu. Gdy  FBI nawiązało ze mną współpracę, moim żądaniem  między innymi była Lisbon w zespole. Uniknąłem tak oskarżenia o morderstwo. Miałem więcej luzu niż w CBI. Teresa chciała nas opuścić dla agenta Pike'a, ale w ostatniej chwili wyznałem jej co czuję. Będąc parą mieliśmy kilka starć, ale jesteśmy szczęśliwi.  Poślubiłem ją.
                Lekarz zbliżył się do niego i położył rękę na jego ramieniu
                - Posłuchaj  Patrick. Agentka Lisbon nie żyje. Red John jest na wolności.
                - Nie - krzyknął  donośnie .  W jego głosie było słychać nieme błaganie. - To nie prawda.
                Do sali wszedł pielęgniarz, niosący akta. Podał je przełożonemu.
                - Nie raz ci to pokazywałem, ale nie chciałeś tego do siebie przyjąć. Żyjesz w swoim świecie.
                Stiller wyciągnął z teczki zdjęcie zmasakrowanych  kobiecych zwłok. Podał je pacjentowi. Jane padł na kolana. Jego serce zostało rozdarte. Stracił swoją miłość. Najgorsze było, że w swoim umyśle stworzył wizję ich dalszego, wspólnego życia. Czyżby dlatego w jego świecie miała opuścić Austin i przenieść się do Waszyngtonu?
                Wolał widzieć ją szczęśliwą u boku innego mężczyzn niż martwą. Jednak nie pozwolił jej wyjechać. Zamknął oczy i zobaczył pogrzeb Vegi. Rozmowę pod drzewem. Dyskutowali na temat pracy w FBI. Już wcześniej o tym rozmawiali. Ona kochała swoją pracę. Wspomniał, że nie chce przechodzić jeszcze raz przez utratę ukochanej osoby i że nie zniósłby tego.  Był wtedy roztrzęsiony.
                Wcześniej próbował ściągnąć ją  z linii niebezpieczeństwa.   Wtedy do jego umysłu musiała docierać rzeczywistość. Chciałby tam pozostać. Patrzeć jak Teresa zmienia się pod wpływem hormonów, doprowadzać ją do szału, remontować chatkę i planować ich, oraz maleństwa miejsce na ziemi. Obserwować reakcję przyjaciół, gdy przekazują informację o ich szczęściu.
                Nawet gdyby ta wizja nigdy nie miałaby się spełnić, tylko działa się w jego głowie. Gdyby mógł coś zrobić, zrobiłby wszystko, aby ją ocalić. McAllister zapłaci mu.  Najpierw go postrzeli, a następnie udusi. Zapłaci za zabicie Teresy Lisbon oraz Angeli i Charlott Jane. Przy okazji rozprawi się ze Stowarzyszeniem Blake'a. Ogarniała go furia.  Uśmiechnął się mściwie. Wiedział, że tylko to miało trzymać go przy życiu.
                Psychiatra wyjął strzykawkę z kieszeni fartucha. Widząc otępienie pacjenta i wbił mu igłę w ramię, wciskając tłoczek.  Ten poderwał się i zaczął zachowywać się jak ranne zwierzę. Po kilku minutach padł na podłogę. Po kilku minutach wpadli pielęgniarze i położyli go na łóżku, oraz jeden okrył go kołdrą.
                Minęło kilka dni. Patrick był zrozpaczony i rozbity, chociaż ukrywał to. Jego serce było przepełnione wściekłością i frustracją. Udawał, że grzecznie przyjmuje lekki. Jedynie chęć zemsty trzymała go przy życiu. Rozglądał się, planując ucieczkę. Raz bez zezwolenia opuścił mury więzienia. Teraz miał łatwiejsze zadanie.
                Sprawnie opracował plan. Musiał tylko wywołać zamieszanie. Jego szczęśliwym fartem było posiadanie zwykłego ubrania, zamiast szpitalnego. Miał dobrze ukrytą niewielką  sumę pieniędzy, o której nikt nie wiedział. Sprowokował kłótnię dwóch pacjentów oraz nawoływał innych do udziału w awanturze.
                Kiedy zrobiło się zamieszanie i większość personelu zajęło się uspokajaniem tłumu, włamał się do dyżurki. Znalezionymi nożyczkami przeciął opaskę oraz zabrał komplet kluczy i kartę magnetyczną. Następnie patrząc przed siebie i idąc spokojnym krokiem, opuścił budynek.
                Jego zniknięcie odkryto dwie godziny później. O jego ucieczce zawiadomiono policję, która zajęła się przeczesywaniem terenu wokół szpitala. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że mieli do czynienia z bardzo inteligentnym człowiekiem. Stiller zawiadomił od razu CBI.
                - Agent Cho, słucham.
                - Dzień dobry. Z tej strony doktor Stiller ze szpitala psychiatrycznego.  Dzwonię w sprawie Patricka Jane'a.
                Kimball westchnął. Miał przeczucie, że ich dawny konsultant, oraz przyjaciel coś zmalował. Zbyt dobrze go znał. Spodziewał się wiele dziwnych rzeczy, ale nie tego, co usłyszał.
                - Co zrobił?
                - Uciekł.
                Wiedział, że przyjaciel żyje w innym świecie i nie odbierał zewnętrznych bodźców. Jeśli wracał do rzeczywistości, to tylko na krótką chwilę. Gdy odwiedzali  go wraz z Wayne'm , oraz Grace, to krajało się im serce. Mieli nadzieję, że po odzyskaniu rozumu będzie chciał powrócić do zdrowia. Nie przyszłoby mu  do głowy, że nie potrafią upilnować pacjenta w stanie tak poważnych zaburzeń.
                - Czy wydarzyło się coś niezwykłego? Jak to zrobił?
                - Kilka dni temu obudził się i stwierdził, że poprzedniego dnia poślubił Teresę Lisbon, oraz  spodziewają się dziecka. Wspomniał o uduszeniu Red Johna, ucieczce z kraju, współpracy z FBI, oraz wyznaniu agentce Lisbon miłości. To wszystko działo się w jego głowie...
                Lekarz był zagubiony. Nadal nie wiedział, jak pacjent tak sprawnie uciekł z jego placówki. Czuł wstyd.
                - Cały czas dostaje silne leki psychotropowe. Dzisiaj mieliśmy zamieszanie. Kilkunastu pacjentów uczestniczyło w bójce. Nie zauważyliśmy, gdy opuszczał budynek. Ma pan pomysł, gdzie mógł się udać?
                Cho lekko odchylił się w swoim fotelu. Spowodowanie bijatyki, aby opuścić niespostrzeżenie szpital pasowało do Patricka. Zastanawiał się  czy odpowiedzi, które przychodziły mu do głowy nie były zbyt proste. Jane wiedział, gdzie będą szukać najpierw. Zbyt dobrze ich znał. Chociaż z drugiej strony choroba mogła osłabić jego umysł.  Zaczął martwić się o przyjaciela.
                - Cmentarz na którym spoczywają jego żona i córka oraz Lisbon, jego dom w Malibu...Do CBI chyba nie przyjdzie... Nie wiem, gdzie mógłby  jeszcze się udać. Być może motel, w którym mieszkał. Sami sprawdzimy te miejsca.
                Jego zespół siedział nad papierkową robotą. Stanął pośrodku pomieszczenia i rozejrzał się. Wszyscy jego podwładni byli skupieni. 
                - Posłuchajcie.
                Cała czwórka podniosła głowy i spojrzała na niego.
                - Trzeba coś sprawdzić. Van Pelt jedź z Shane'm na cmentarz. Rigsby z Stewartem wybierzecie się do motelu, gdzie mieszkał Jane. Ja pojadę do Malibu. Po sprawdzeniu  obstawcie te miejsca.
                Grace i Wayne spojrzeli po sobie. Kobieta szybko poskładała fakty. Mieli zajrzeć do miejsc związanych z Patrickiem.  Zerknęła na męża, a następnie na szefa. Jej głos zdradzał lekką złość i poirytowanie, ale i obawy o mężczyznę.
                - Uciekł ze szpitala?
                Kimball kiwnął głową. Jerry Shane oraz Emily Stewart nie wiedzieli o co chodzi, ale szef wydał  polecenie i musieli je wykonać. Obie pary otrzymały zdjęcie Patricka.  Podczas jazdy Emily zadała pytanie podenerwowanemu partnerowi.
                - Co się dzieje?
                Wayne zignorował kobietę.
                - Chcę wiedzieć o co chodzi. Pracujemy w wydziale zabójstw. Nie zajmujemy się ucieczkami psychicznie chorych z ośrodka.
                Gwałtownie zahamował. Spojrzał na nią z srogą miną.
                - Zanim przyszłaś do nas z Jerry'm szefową zespołu była agentka Lisbon i współpracowaliśmy z Patrickiem Jane'm.  Ona została zabita przez seryjnego mordercę, a mu odbiło z poczucia winy i został zamknięty. Teraz uciekł. Sprawdzimy miejsca, gdzie może być, ale nie znamy go tak dobrze, jak nasza zmarła szefowa. Zawsze był skryty, ale ona umiała do niego dotrzeć.
                Ruszył szybko. Starał się ukryć swój smutek. Mimo upływu czasu nie pogodził się ze śmiercią Lisbon.  Przepytali pracowników motelu, ale nikt nie widział mężczyzny ze zdjęcia. Zostawili wizytówki na wypadek, gdyby poszukiwany się zjawił.
                Szczęścia też nie mieli Van Pelt i  Shane. Przy grobie Angeli i Charlote Jane nikogo nie było.  Ruszyli nad grób Teresy Lisbon.  Nie zastali ani jednej żywej duszy. Grace spojrzała na nagrobek i pomyślała, że ona wiedziałaby gdzie szukać swojego partnera. Łza zakręciła się jej w oku. Nie chciałaby zawieść szefowej.
                Po powrocie do biura, postarali się o obstawienie obu miejsc przez policję.  Rigsby przekazał im zdjęcia. Następnie starał się myśleć jak przyjaciel i zastanawiał się, gdzie ten mógł się udać. Rozłożył mapę stanu i starał wpaść na rozwiązanie.  Grace musiała wracać do domu i dzieci, ale po ułożeniu ich do spania, starała się ustalić czy był ktoś, kto pomógłby mu po ucieczce.
                Cho po dojechaniu na miejsce obszedł dom dookoła. Wyciągnął drucik i otworzył drzwi.  Sprawdził dokładnie każde pomieszczenie, chociaż były puste. Nie odniosło to rezultatu. Dokonał tylko strasznego odkrycia. W dawnej sypialni, na ścianie widniała czerwona buźka, namalowana krwią jego żony i córki. Pod nią leżał tylko materac, a na niej pościel.
                W kuchni spojrzał w stronę zlewu. Nie stał tam ani jednego kubka, czy filiżanki. Nawet nigdzie nie widział czajnika.  Przeszukał szafki, ale nie znalazł żadnej herbaty. Zadzwonił do swoich ludzi. Nie był zaskoczony, że nic nie znaleźli. Ich uciekinier niw był tak głupi, aby wracać do miejsc, gdzie na pewno będą o szukać. Ruszył w drogę powrotną.
                Po dotarciu do biura przespał się trochę w swoim gabinecie. Później odbył naradę z Grace i Wayne'm w swoim gabinecie. Rozmawiali, gdzie Jane mógł się ukryć, ale bez skutku. Według nich nie miał gdzie się schronić, ale policja nadal go nie znalazła. Nagle Rigdby'emu przyszło coś do głowy.
                - A co z osobami z jego listy? Tylko czym się przemieszcza?
                - Komunikacja miejska odpada - odparł Cho. -  Nie wie też, gdzie jego samochód, który stoi  u was. Policja w całym mieście ma jego zdjęcie. Obstawiono cmentarz, motel, oraz jego dom.
                - Trzeba ostrzec ludzi z tej listy - odezwała się Grace.  W jej głosie było słychać stanowczość.
                 - Może ich pozabijać. Nie wiemy, co się teraz dzieje się w jego głowie.
                - Zgadzam się - przytaknął zmęczony i poirytowany Kimball. - Na niej znajduje się jeszcze pięć nazwisk. Brett  Patridge zginął przed Lisbon, która została zabita po znalezieniu jego ciała....
                Wziął głęboki wdech. Mówienie o zmarłej szefowej sprawiło mu ból.
                - Robert Kirkland stracił życie kilka miesięcy później. Wcześniej zabił siedem osób. Odwiedzę dyrektora Bertrama, oraz zadzwonię do agenta Reeede'a Smitha. Van Pelt, skontaktuj się  z Bertramem Stilesem., oraz z szeryfem Thomasem McAllisterem.. A tobie Rigsby został pozostał Roy Haffner. Bierzcie się do roboty
                - A my?
                W drzwiach stali Emily i Jerry. Pytanie zadał mężczyzna.
                - Nie wiecie o co chodzi z tą listę. Pracujemy od lat na tą sprawą... Rozkazałem wam, aby nam nie przeszkadzano.
                - Dyrektor zniknął.
                Szef zespołu, oraz państwo Rigsby wzięli głęboki wdech z przerażenia. Czyżby zbyt dużo czasu stracili od wczorajszego dnia? Cho zwrócił się do przyjaciela.
                - Weź jeszcze  agenta Smitha.
                Następnie wyszedł za dwójką podwładnych, pozostawiając małżonków. Gdy szli korytarzem, natknęli się na agenta Todda.
                - Hej Cho.  Czyżby naprawdę Jane wracał do waszej współpracy?
                Kimball zatrzymał się nagle. Był zaskoczony.
                - O czym mówisz?
                - Widziałem go wczoraj.
                - Tutaj?
                - Tak. Mówił, że wypuścili go ze szpitala i jest umówiony z dyrektorem. Wspomniał, że sam zaoferowałeś mu powrót do waszego zespołu.
                Cho był w ogromnym szoku. Pierwszy raz od śmierci przyjaciółki i szefowej pojawiły się silne emocje na jego twarzy. Zaczął się bać o Jane'a, oraz o to co może zrobić.
                - Uciekł ze szpitala. Mówił coś jeszcze?
                Todd zamyślił się na chwilę.
                - Nie. Schodził z góry. Uścisnął mnie. Chyba zmienił się.
                - Nic ci nie zginęło?
                - Telefon komórkowy. Pewnie leży gdzieś pod łóżkiem, albo między siedzeniami mojego auta.
                - Kiedy się zorientowałeś?
                - Wczoraj wieczorem. Właśnie wracam od operatora. Sklonowałem kartę SIM.
                Kąciki ust Kimballa lekko podniosły się do góry w drwiącym uśmiechu.

                - Ukradł ci go. Cały Jane.

piątek, 15 kwietnia 2016

Rozterki życiowe oraz emocjonalne człowieka i bohatera cz. V

- Patrolowałem miasto.  Co było jak wrócili?
                - Alfred był wykończony i zasnął w salonie. Dick przebudził go i odprowadził do sypialni.  Noc miał spędzić na ulicach. Może jeszcze być w jaskini.
                Ubrali się, zeszli do salonu i otworzyli przejście. Zeszli na dół i zobaczyli jak Grayson śpi.  Selina dotknęła ramienia męża i przybliżyła głowę do jego ucha.
                - Zrobię kawę.
                Wróciła na górę. Wayne podszedł do śpiącego i szturchnął go, a te zerwał się.
                - Co się dzieje?
                - Przysnąłeś.
                Grayson ziewną i wyciągnął się na krześle.
                - Idziemy na śniadanie. Później musimy porozmawiać o Batgirl w tym miejscu.
                Młodzieńca zamurowało, ale jego towarzysz nic sobie z tego nie zrobił, tylko  powiedział, aby poszedł na górę. Gdy został sam wykonał telefon do komisarza. Następnie zjawił się w jadalni, gdzie John już podawał posiłek. Po oddaleniu się służącego, zwrócił się do bliskich.
                - Alfred został zwolniony, więc jutro wróci do swoich obowiązków. Tym bardziej, że Johnowi za jakiś czas kończy się okres wypowiedzenia.
                Wszyscy zdziwili się, że mówi o czymś oczywistym. Nie wiedzieli co zrobić Zastanawiali się czy z nim wszystko w porządku. Postanowili go obserwować. Po kilku minutach Morstan powiadomił o telefonie do Wayne'a.  Ten wstał do stołu i odbył krótką rozmowę. Po powrocie oświadczył.
                - Jutro Jim i Bullock odwiedzą nas z nakazem przeszukania.
                - Powiedział ci? - spytał Greyson.
                - Nie. Chciał odwiedzić nas bez nakazu i rozejrzeć się. Odmówiłem. Pewnie do jutra zdobędzie nakaz.
                - Ale dlaczego chce przeszukać posiadłość? - spytała kobieta.
                - Nie znaleźli wszystkich fantów z kilku włamań, a ja wspomniałem Bullockowi, że Alfred pracuje tutaj od lat i zna wiele zakamarków. Nie sądziłem, iż wykorzystają to przeciwko niemu
                Bruce wyglądał na zażenowanego. Dick pokręcił głową, coraz mniej podobało mu się roztargnienie przyjaciela. Ten dokończył jedzenie. Następnie oznajmił, że jedzie do firmy i aby Alfred zrobił porządki w kryjówce. Koło południa pojawił się zawstydzony Pennyworth.
                - Zaspałem. To zdarzyło się pierwszy raz . Przepraszam.
                Był zawstydzony, a Selina uśmiechnęła się przyjaźnie.
                - Nie masz za co. Więzienne łóżko nie jest wygodne. Chociaż ciebie nie wsadził Batman.
                Westchnęła do wspomnień.
                - Bruce prosił, abyś zrobił porządek w jaskini.
                               Pennyworth  zjadł posiłek przyrządzony przez panią domu i zszedł do kryjówki nietoperza. Zauważył, że komputer jest włączony. Podszedł i zobaczył plik. Było to nagranie, ale był zabezpieczony hasłem, które było odpowiedzią na pytanie dotyczące rozmieszczeń pokoi na parterze.
                Wpisał odpowiedź. Zdał sobie sprawę, że wiadomość była dla niego.  Zapoznał się z filmikiem. Był szczęśliwy. Stwierdził, że Batman wrócił i lepiej z nim nie zadzierać. Usunął nagranie. Postanowił mu zaufać i powrócił do swoich obowiązków.
                Reszta dnia upłynęła spokojnie. Bruce po powrocie z pracy spędził czas z Seliną. O zmroku ruszył na patrol.  Wrócił o świcie.  Dick po zajęciach zaszył się w Batjaskini i czytał o chorobach psychicznych, oraz sposobie ich leczenia. Miał włączone namierzanie Batmobilu, aby mieć Batmana na oku. Mroczny Rycerz był tego świadomy.
                Następnego dnia wszystko wydarzyło się tak szybko.  Wayne miał już wychodzić z posiadłości, gdy zjawili się policjanci z Gordonem i Bullockiem na czele. Jim zwrócił się do milionera.
                - Witaj Bruce. Nie chciałeś mnie wpuścić, więc mam nakaz. Na cały dom.
                - Proszę.
                Wpuścił ich do posiadłości. Nie był zachwycony ich wizytą. Odebrał nakaz od komisarza. Dick słysząc hałas, przyszedł do holu i podszedł do Bruce'a. Był zaskoczony.
                - Co ty wyprawiasz?
                - Nic nie mogę zrobić. Pilnuj zegara w salonie. W razie czego odurz policjanta tym gazem.
                Wayne podał mu niewielką kapsułkę.
                - Uważaj Robin.
                Służący przyglądał się im z zainteresowaniem, ale słyszał tylko szepty. Nagle pan domu spojrzał na niego.
                - Pokarz policji cały dom i przyślij Alfreda.
                Dick zostawił nadajnik w holu, tak aby nikt go nie zobaczył . Poszedł na miejsce swojego posterunku, rozsiadł się w fotelu, a niewielki odbiornik włożył do ucha.  Słuchał uważnie tego,  co się dzieje w holu. Po kilku minutach do jego przyjaciela dołączył Pennyworth. 
                - Słucham paniczu.
                -Dajmy Jimowi wolną rękę.
                Stali i czekali. Po dwudziestu minutach do Wayne'a podszedł Gordon z torbą.
                - Przykro mi Bruce, ale mam złe wiadomości. Znaleźliśmy skradzione przedmioty. Zabieramy Alfreda.
                - Co? - krzyknął zaskoczony staruszek. - Nie możecie.
                - Mogą - odparł jego pracodawca z żalem w głosie. - Wszystko odbyło się zgodnie z prawem.
                - Ale...
                - Musisz iść z nimi. Przykro mi.
                Grayson wyskoczył z salonu.
                - Co się dzieje?
                James odpowiedział mu.
                - Zabieramy go do więzienia.
                Dwóch policjantów skuło i wyprowadziło Pennywortha.  Dick chciał się  na nich rzucić, ale stalowy uścisk nie pozwolił mu na to.
                - Puść mnie. Nie możesz na to pozwolić.
                 Milioner markotnie kiwał głową.
                - Nic nie mogę zrobić.
                Spuścił głowę
                - Chyba jednak potrzebuje wyjazdu.
                Selina zeszła z góry, a za nią Montoya. Kłócili się. Blondynka odbiegła do męża.
                - Szperała w mojej garderobie i znalazła w niej fanty.
                Mężczyzna był zaskoczony
                - Co? Ale jak?
                Nie wiedział co zrobić. Komisarz zwrócił się do kobiety.
                - Znając pani przeszłość, mógł szukać w pani wspólnika. Wolałbym , aby pojechała pani z nami.
                Była wystraszona.
                - Dlaczego?
                Ukochany stanął przy niej.
                - Jedź. To tylko  przesłuchanie. Ja zorganizuję dla was prawnika. Nie aresztujesz jej? - zwrócił się do Jima.
                - Nie. Zabiorę tez drugiego służącego. Jutro wy złożycie zeznania. Do wieczora ich zwolnimy.
                - Dziękuję.
                Gdy Dick i Bruce zostali sami, młodzieniec spytał.
                - Co teraz?
                - Jedź na posterunek i pilnuj Seliny. Ja pojadę spotkać się z prawnikami. Muszę jeszcze zajrzeć do biura. Podpisujemy dzisiaj ważny kontrakt.
                - Ale.
                - Bez dyskusji.
                Po wyjściu Graysona, Wayne zajął się przygotowaniami. Zadzwonił do Leslie i spytał, czy może przygarnąć jego bliskich, gdy będzie dział i czy zapewni mu alibi. Bez problemu się zgodziła. Dick do wieczora czekał na posterunku.
                Gdy  zmrok zapadał nad miastem świadkowie zostali puszczeni  wolno. Przyjechali do domu. Przy telefonie  znaleźli kartkę, że mają przyjechać do domu doktor Thompkins. Morstan został w posiadłości, a oni ruszyli w drogę. Po wyjechaniu za bramę, Grayson zatrzymał się.
                Zastanawiało go, dlaczego prawnik  nie przyjechał. Zrozumiał, że coś się dzieje. Polecił Selinie jechać dalej, a sam wysiadł. Po cichu wszedł do budynku i przeszedł do jaskini. Tam zastał przyjaciela w pełnym rynsztunku.
                - Co tutaj się dzieje?
                - Jak podobało ci się przedstawienie?
                Był zaskoczony.
                - O czym mówisz?
                Bruce był rozbawiony.
                - To wszystko było przedstawieniem dla Johna. Nie było żadnego nakazu. Jim dostosował się do poleceń Batmana i przedstawił plan Bruce'owi.
                - Wczorajszy telefon od komisarza.
                - Masz rację. Przecież nie wie, że jestem obiema postaciami. Alfred został o wszystkim poinformowany. Wiedział, że coś zostanie znalezione i będzie musiał jechać z Jimem.
                - A Selina?
                - Była nieświadoma tak jak ty.  Przebieraj się. Idziemy do twojej sypialni. Ukryjemy się za oknem, a w pokoju zostawimy nadajnik, tak jak ty w holu.
                - Wiedziałeś?
                Wayne kiwnął głową i założył pelerynę. Grayson szybko zamienił ubranie na kostium i przeszli do jego sypialni. Opuścili pokój przez okno i ukryli się na parapecie. Czekali pięć minut. John wszedł do pokoju, zapalił światło, podszedł do portretu rodziców pracodawcy i odsunął obraz, łapiąc  niebieski woreczek. Był zadowolony z siebie. Wtedy mężczyźni wkroczyli do akcji, wpadając przez okno i powalili go. Nietoperz spytał.
                - Co tutaj mamy?
                Podniósł woreczek i wysypał na dłoń jego zawartość. Trzymał połyskujące w świetle diamenty.
                - No proszę. Skradzione kamienie.
                - Znalazłem je przez przypadek.
                Morstan zaczął się denerwować i pocić.
                -  Wayne twierdzi, że wczoraj ich tam nie było.  Do tego popełniłeś jeden błąd, który cię zdradził. Wśród znalezionych łupów odkryto część biżuterii skradzionej z posiadłości lady Writhey.  Została okradziona przed powrotem Alfreda Pennywortha. Według zeznań bandy szef brał część łupów z kradzieży za jego szefostwa.  Ostatnią swoją część przyjął jeszcze przed pierwszym aresztowaniem.  Kiedy Pennyworth został zwolniony za kaucją, postanowiłeś go pogrążyć. Poprosiłeś jedną ze służących o część jej łupu, ale nie wiedziałeś, że kradzieży dokonała przed powrotem Pennywortha do miasta.
                Obrońcy miasta podnieśli go z ziemi i postawili do pionu. Uśmiechał się do nich.
                - Macie rację. Wrobiłem tego starca, aby zachować  posadę. Wayne jest zdziczałym człowiekiem. Do niedawna był samotnikiem. Ale dobrze płaci. Do tego ja, młody straciłem pracę na rzecz starca. Czy to normalne?  Ale nie udowodnicie mi niego. Policja ma swojego złodzieja i nawet tobie nie uwierzą.
                Nietoperz złapał Morstana za kołnierz i wyrzucił go przez drzwi, które otworzył Robin. Następnie podniósł go i sprowadził do holu, gdzie czekał Gordon.
                - Czy to wystarczy komisarzu?
                - Jak najbardziej Batmanie. Nagranie będzie dowodem.
                Policjant wyglądał na zadowolonego. W ręku trzymał kasetę.
                -  Domownicy mogą wrócić do siebie.
                Policjant znalazł przy telefonie, zostawioną przez Bruce'a kartkę, na której znajdował się numer. Zadzwonił do doktor Thompkins i poprosił o rozmowę z Waynem. Kobieta odmówiła mu, aby nie przeszkadzać młodemu małżeństwu. Prosił o przekazanie, iż mogą wrócić do posiadłości.
                Przejął Morstana i kazał odprowadzić do radiowozu. Zanim się zorientował, bohaterowie zniknęli.  Pokiwał głową. Już przyzwyczaił się to tego. Opuścił budynek, zamykając drzwi, a klucz ukrywając w umówionym miejscu. Po przybyciu na posterunek, wydał polecenie wypuszczenia Alfreda Pennywortha.
                Wszyscy powrócili do posiadłości w ciągu dwóch godzin. Rozsiedli się w salonie, przy świeżo zaparzonej herbacie i  kruchych ciasteczkach. Jedynie Wayne i Pennywort byli rozluźnieni. Nagle starszy z nich spytał.
                - Czy wszystko odbyło się tak, jak panicz chciał?
                - Tak Alfredzie. Byłeś świetny. Nawet przez chwilę miałem wrażenie, że o niczym nie wiesz.
                Selina była zaskoczona.
                - To wszystko było ukartowane?
                - Tak.
                Zezłościła się. Odstawiła filiżankę, zerwała się z kanapy i stanęła przed mężem. Jej wzrok był srogi, a głos miała podniesiony.
                - Zauważyłam twoje dziwne zachowanie, ale to przekracza granice.
                Dick roześmiał się.
                Uspokój się Selino. To kwalifikuje się do normalnych postępowań Batmana, chociaż nie jest codzienne. Jak widać wrócił do formy.
                Kobieta prychnęła, a Bruce odezwał się przyjaźnie.
                - To dzięki waszej gadce, oraz rozmowie z Leslie... Nawet nie wiesz Alfredzie, jak się cieszę z twojego powrotu.
                Wstał z kanapy i podszedł do okna.
                - Mam jeszcze wiele do zrobienia w Gotham. Dobrze będzie po nocnych łowach  wrócić do rodzinnego ciepła.
                Selina podeszła do niego i wtuliła się w jego silne ramiona, gdzie czuła się bezpiecznie. Alfred i Dick patrzyli na siebie porozumiewawczo.  Mogli przestać być czujni, jeśli chodzi o Bruce'a Wayne'a, oraz Mrocznego Rycerza, ponieważ ten odzyskał spokój ducha.
                Wiedzieli, że potrzebuje ich wsparcia i wiedzy. W razie potrzeby nie mieli zamiaru go zawieść. Na razie cieszyli się spokojem, który zapadł. Bruce złapał ukochaną i odsunął ją od siebie. Uśmiechnął się łobuzersko.
                - Przepraszam kochanie, ale czeka nas patrol.
                Ruszył w stronę zegara. Po otworzeniu przejścia zwrócił się do przyjaciela.
                - Pospiesz się Robin.
                Dick zerwał się i pobiegł za nim. Ta noc wyglądała, jak za dawnych czasów. W Batmobilu dwóch bohaterów przemierzało ulice miasta, czuwając nad bezpieczeństwem jego mieszkańców. Byli gotowi, aby zrobić wszystko dla ich dobra. Rozglądali się uważnie.

                Czekali na sygnał, pojawiający się na niebie, aby stoczyć kolejny pojedynek z przestępcami i własnymi demonami.

Koniec