piątek, 26 sierpnia 2016

Sekret gdańskiej starówki

To opowiadanie napisałam na zaliczenie zajęć na studia. Teraz umieszczam je tutaj. Trochę mi nie wyszło, ale nie jest dramatycznie.



Sekret gdańskiej starówki
            Wczoraj Jacek pojechał do Gdańska. Postanowił odwiedzić dawno niewidzianą dziewczynę Kasię, która była całym jego światem. Umówili się pod Neptunem. Po dotarciu pociągiem na dworzec, wysiadł cały w skowronkach. Postanowił kupić podarunek pani swojego serca.
            Kupił Kasi kwiaty i książkę. W wesołym nastroju ruszył na gdańską Starówkę.  Zatrzymał się na chwilę przy Kościele Mariackim. Wszedł na chwilę, aby się pomodlić i podziękować za swoje szczęście. Obiecał sobie, że w nim się pobiorą.
            Kiedy przybył na umówione miejsce, ona już czekała. Podbiegł do niej i objął  swoimi silnymi ramionami. Na jej śnieżnobiałym policzku złożył delikatny pocałunek. Trzymał swój najcenniejszy skarb, czyli miłość. Zarumieniła się i odwzajemniła całusa.
            Kiedy ją wypuścił, wręczył podarki. Twarz dziewczyny rozpromieniła się. Była zachwycona tomem "Przygód Sherlocka Holmesa" oraz czerwonymi różami. Uśmiechnęła się do niego czule.
            - Dziękuję Jacku.
            - Wszystko dla mojej królowej.
            Złapał jej dłoń i udali się na spacer wzdłuż nabrzeża. Nie zwracali uwagi na innych ludzi. Dla siebie istnieli tylko oni. Stanęli pod Żurawiem.
            - To tutaj się poznaliśmy - odparł czule. - Pamiętam jakby to było wczoraj, a było to pięć lat temu.
            Przymknął powieki i przywołał wspomnienia. Wybrał się na rodzinną wycieczkę do Gdańska. Chciał znowu ujrzeć jeden z symboli tego miasta, ale nikt inny nie miał na to ochoty. Zostawił ich przy ratuszu i pędem pobiegł w stronę Żurawia.
            Kiedy był pod nim, wpadł na blondwłosą piękność. Dziewczyna była na niego zła. Przeprosił ją i zaprosił na kawę.  Wysłał SMS-a do rodziców, że szybko nie wróci. Spędzili dwie godziny na cudownej rozmowie w jednej z pobliskich kawiarenek.  Dowiedział się, że jest gdańszczanką.
            Kiedy miała już odchodzić, zapisał jej swój adres, prosząc o list. Długo korespondowali ze sobą, zanim znowu się spotkali. Byli w sobie szaleńczo zakochani i postanowili zostać parą na odległość.
            Byli już ze sobą trzy piękne lata. Nie chciał dłużej czekać. Otrząsnął się i uklęknął przed nią na jedno kolano. Wyjął z marynarki pierścionek i zapytał zdenerwowanym głosem.
            - Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
            Kasia była wzruszona i odpowiedziała jednym, ale tyle znaczącym słowem.
            - Tak.
            Jacek wziął jej prawą dłoń i wsunął na jej palec drobny pierścionek z brylantem. Następnie wstał, wziął ukochaną w ramiona i zaczął  się z nią kręcić. Nie potrafili wyrazić tego, co czują.  Jedynie co wiedzieli - to, że się kochają.
            Chociaż dziewczyna miała sekret. Nie znosiła samotności, dlatego miała drugiego adoratora w swoim mieście. Tamtego nie darzyła takim uczuciem, co swojego świeżo upieczonego narzeczonego, ale miała dość związku na odległość. Postanowiła zerwać z Hubertem, jak tylko się spotkają.
            Wrócili w okolice fontanny i znaleźli wolną ławkę. Jacek wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia. Oddalił się od swojej wybranki. Kasia zaczęła czytać książkę, a kwiaty położyła obok siebie.
            Niedaleko w restauracji wraz z najbliższymi siedział Hubert. Kiedy zobaczył swoją dziewczynę z czerwonymi różami, był w szoku. Zerwał się i podbiegł do niej.
            - Kasia. Co tutaj robisz? Nie powinnaś być na wykładach?
            Zdenerwowała się. Bała się, że chłopak mógł wszystko zepsuć.
            - Idź stąd. Zostaw mnie.
            Stawał się coraz bardziej zły. Złapał ją za lewy nadgarstek i zaczął krzyczeć.
            - Nigdzie nie pójdę, póki nie dowiem się, o co tutaj chodzi.
            Gdy Jacek zobaczył, co się dzieje, podbiegł do ukochanej i uderzył napastnika prawym sierpowym w twarz.
            - Zostaw moją narzeczoną.
            Hubert zatoczył się i upadł. Z jego nosa trysnęła krew. W oczach Kasi zobaczył nieme błaganie. Wszyscy ludzie skierowali swoje spojrzenia na nich. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i przyłożył do nosa.
            Podbiegł do nich ojciec Huberta i podniósł syna. Przechylił mu głowę w dół i zaczekał, aż krew przestała płynąć. Nic nie rozumiał z tego, co miało miejsce. Młodzieniec zwrócił się do niego.
            - Pomyliłem się. Chodźmy stąd.
            Jego głos wyprany był z emocji.  Jego serce pękło, gdy usłyszał, jak tamten powiedział o Kasi. Poczuł chęć zemsty. Nie miał zamiaru odpuszczać jej zdrady. Zdał sobie sprawę, że był tylko jej zabawką. Płonął z wściekłości.
            Kiedy ojciec patrzył na parę, od której odeszli, skręcił bok i ukrył się za stoiskiem z pamiątkami. Obserwował zakochanych. Cieszyło go to, że jest początek maja, a do tego chłodny dzień. Dzięki temu nie było wielu ludzi.  Szedł kilkadziesiąt metrów za nimi.
            Gniew narastał, kiedy obserwował ich czułe gesty. Nie rozumiał, dlaczego mu to zrobiła. Był pewien, że razem było im dobrze. Kiedy obserwowani weszli do ratusza, zaczął zastanawiać się co dalej. Pragnął ich krwi. Nie mógł znieść Kasi u boku innego. Śledził ich, aż do Kościoła Mariackiego.
            Mieszkali w pobliżu siebie i był na każde jej zawołanie. Nieraz  jako dzieci przychodzili bawić się na starówkę. Po latach był przeszczęśliwy, kiedy zostali parą. Zastanawiał się, dlaczego niczego nie zauważył. Dlaczego dał się oszukiwać? Ponieważ był zakochany. Ona była całym jego światem.
            Narzeczeni stanęli przed  głównym ołtarzem. Patrzyli sobie głęboko w oczy i rozkoszowali się chwilą. Jacek wyobraził sobie swoją wybrankę w białej sukni i bukietem jej ulubionych bzów.
            - Chciałbym tutaj przysiąc ci miłość.
            Zza filara spoglądał na nich Hubert. Wściekłość górowała w jego sercu. Wybiegł, złapał krzyż stojący przy ołtarzu i uderzył zaskoczonego rywala z całej siły w tył głowy. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia i zaczęła uciekać.
            Ruszył za nią, nie miał zamiaru pozwolić jej uciec. Szybko dopadł ją i uderzył w głowę. Następnie tłukł bez opanowania. Zemsta była słodka. Ta suka miała zapłacić za jego złamane serce. Krew obryzgała go. Był z siebie dumny.
            - Kochałem ciebie, a ty mnie zdradziłaś.
            Uśmiechnął się złowrogo i opuścił budynek. Na nic nie zwracał uwagi. Nawet na bliskość posterunku policji. Jeden z przechodniów zawiadomił stróżów prawa, którzy zatrzymali Huberta. Nie stawiał oporu. Nic go nie obchodziło. Stracił to, co najcenniejsze. Niedługo potem  odnaleziono ciała.

            Wczoraj Jacek pojechał  do Gdańska i znalazł się w kostnicy z narzeczoną Katarzyną, która go zdradziła, a jej kochanek trafił za kratki. Nie tak miał się skończyć tamten dzień. A wszystko przez jedną kobietę, która postanowiła spotykać się z dwoma mężczyznami. 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Gdzie jesteś Patrick (Mentalista) cz. IV Zakończenie

Odezwała się  komórka Kimballa. Dzwonił załamany Wayne.
         - Hej Cho. Jesteśmy pod CBI.          
         Przeprosił towarzystwo, opuścił budynek, a następnie teren. Przy chodniku parkował samochód Rigsby'ch. Podszedł i wyjaśnił, co się stało. Byli zaskoczeni. Wayne'a zamurowało, a Grace uroniła łzę radości. Cieszyli się z takiego obrotu sprawy. Chcieli zobaczyć się z Patrickiem, ale zostali poproszeni, aby poczekali w mieszkaniu Lisbon.
         Po przesłuchaniu Patrick Jane został wypuszczony i uznany za ofiarę. Pojechał odebrać dzieci z żłobka i szkoły. Dostał od małżonki pisemne upoważnienie. Bał się, że jego małe szczęście nie będzie chciało do niego podejść, ponieważ go długo nie było.
         Teresa postanowiła pożyczyć mu swój samochód. Zeszli na parking, a on uśmiechnął się na widok dobrze znanego modelu Citroena z 1971 roku.
         - Podobno pięć lat stał w garażu. Był polakierowany na nowo.
         Wziął od niej kluczyki i z przyjemnością wsiadł do pojazdu. Chciał otworzyć schowek, ale nie mógł.  Prowadząc, miał wrażenie, że zna pracę silnika. Rozkoszował się jazdą. Otworzył okno i cieszył  się zimnym powietrzem. Dużo czasu spędził w zamknięciu i zapomniał jakie to przyjemne.
         Najpierw pojechał po córkę. Opiekunka nie chciała oddać dziecka w jego ręce, ponieważ nie miał żadnego dokumentu. Telefonu też nie miał. Kobieta zadzwoniła do matki i uzyskaniu od niej zgody, przyprowadziła dziewczynkę. Kate po zobaczeniu go, zaczęła się uważnie mu przyglądać.
         Przykucnął i uśmiechnął się wesoło, jak to zawsze robił. Dzieliło ich dwadzieścia metrów. Rozumiał, że nie rozpoznała go i miał nadzieję, że nie rozpłacze się.
         - Hej kochanie - odezwał się czule. - Jak minął ci dzień?
         Twarz oprócz zarostu przypominała tą ojca z fotografii. Głos od razu rozpoznała, ponieważ pamiętała jak ją zabawiał i kładł spać. Ruszyła do niego biegiem, wyciągając ufnie rączki.
         - Tatuś.
         Wpadła w jego ramiona. Mężczyzna przycisnął ją do piersi i nie chciał puścić. Zaczął szlochać. Cieszył się, że trzyma ją.
         - Stęskniłem się kochanie. Nie zostawię was już nigdy.
         Wstał i wziął ją na ręce i ruszył do wyjścia. Pojechali do szkoły, gdzie uczył się jego syn. Tutaj nie miał problemu. Pokazał tylko upoważnienie i nauczycielka zawołała chłopca. Gdy ten przyszedł i zobaczył dawno niewidzianego ojca, przyspieszył i z impetem wpadł na niego. Patrick przykucnął  gdy malec wtulił się w niego z ogromną siłą, przewrócili się.
         - Tatuś.
         Leżeli i śmieli się. Ich księżniczka położyła się koło nich i śmiała się razem z nim. kiedy wstali, chłopak znowu wtulił się w ramiona ojca.
         - Gdzie byłeś?
         - Myślami przy was.
         Nic więcej nie powiedział. Pojechali do mieszkania, gdzie czekali państwo Rigsby. Przywitali się radośnie. Wayne nie krył zadowolenia, że wiadomość o nieszczęściu okazała się fałszywa. Usiedli w salonie i siedzieli przez chwilę rozmawiając,  jakby nic się nie wydarzyło. Dzieci nie chciały odejść od niego na krok.
         Teresa wróciła do swojego gniazdka w towarzystwie Dennisa, i Kimballa. Po wejściu do saloniku zobaczyli Patricka, oglądającego coś w telewizji, a dzieci spały na jego kolanach. Doprowadził się do porządku.W trzyczęściowym  jasnoszarym garniturze i delikatnie błękitną koszulą był. Uśmiechnęła się W tamtej chwili mogła przyznać, że odzyskała ukochanego. Spytała.
         - Skąd to masz?
         - Znalazłem w twojej sypialni. Rigsby nabijał się z mojego poprzedniego  stroju. Jak dzień?
         - od kiedy cię zobaczyłam świetny.
         Podeszła i usiadła obok niego, jak za dawnych czasów. Oparła głowę o jego ramię. Słowa nie były w stanie opisać jej szczęścia.
         - Gdzie są?
         - Pojechali wziąć jedzenie na wynos. Maluchy nie doczekały się, tylko zasnęły.
         W jego głosie było słychać czułość.
         - Christine poznała mnie... Razem z Terry'm nie odstępują mnie na krok. Nawet do łazienki, aby się ogolić i umyć, musiałem zatrzasnąć  drzwi pod ich nosem.
         Abbott i Cho usiedli na krzesłach i obserwowali całą scenę z ulgą. Po powrocie przyjaciół, którzy przynieśli kolację, sytuacja rozluźniła się. Obudzono pociechy, aby się posiliły.  Mali rozrabiacy zaczęli szaleć po pokojach, ganiając się, przynosząc sztuczce i naczynia. Starali się zachowywać, jakby Jane nie zniknął na dwa lata, chociaż było to trudne. Nagle Kimball spytał.
         - Wrócicie do FBI? Jeden agent właśnie odchodzi z zespołu. A nawet Jane przyda się.
         - Wiedziałem, że nie radzicie sobie beze mnie.
         Teresa spojrzała na niego srogo, a po chwili odpowiedziała.
         - Tu go nie przyjmą, a chętnie wrócę do FBI. Tylko potrzebuję czasu, aby wszystko pozamykać.
         Minął miesiąc. Teresa, Patrick, Kate i Terry wrócili do Teksasu. Państwo Jane znowu dołączyli do zespołu agenta Cho. Wszystko powoli powracało do normy. Chociaż Teresa i Terry przebudzali się w nocy i sprawdzali, czy Patrick śpi na swoim miejscu. Jeśli kobieta długo miała go po za swoim zasięgiem, a nie dawał znaku życia, zaczynała się denerwować.
         Ale nie tylko oni mieli na Jane'a oko. Przyjaciele również go kontrolowali. Bali się, że znowu może zniknąć bez śladu. Nie winili go za te dwa lata, ale woleli być czujni. Miał ich dość. Wolałby, aby gniewali się na niego, niż okazywali przesadną troskę. Irytowało go, że nic nie może zrobić bez kontroli.
         Pewnego dnia postanowił włamać się do schowka samochodu, którego kupiła Teresa, a później oddała go mężowi. W środku znalazł wiele nic nieznaczących świstków i prawo jazdy. Dokument był wystawiony na Patricka Jane'a. Był to jego dawny pojazd. Kiedy wrócił do domu, jego żona  gotowała obiad. Podszedł do niej i nonszalancko odezwał się.
         - Szyba od strony kierowcy była wymieniona.
         Była zaskoczona. Zaufała sprzedającemu, a ten nie wspomniał o zniszczeniu okna. Zbyt jej zależało na pojeździe, będącym kopią tego , którym jeździł Patrick.
         - Widać to? Nie zauważyłam.
         Uśmiechnął się figlarnie.
         - Nie. Sam ją wybiłem. Gdy upozorowałem swoje porwanie przez Lorelei Martins.
         - To twój samochód?
         Pokazał jej znalezione prawo jazdy. Śmiali się z tego. Następnego dnia pojechali do biura. Jane zajrzał do biura szefa zespołu.
         - Hej Cho. Zgadnij co Teresa kupiła.
         Kimball spojrzał na niego, spodziewając się wszystkiego, a ten z rozradowaniem dodał.
         - Mój samochód z czasów CBI.
         - Zrobiła to jeszcze w Kalifornii - agent nie wiedział, o co chodzi. - Już dawno zauważyłem, że przypomina twój.
         -To jest mój samochód. Zostawiłem w nim prawko. Ciekawy zbieg okoliczności.
         Uśmiechnął się do agenta i ruszył na swoją kanapę.  Położył się i przymknął oczy, kładąc ręce na piersi. Rozmyślał nad aktualną sprawą. Próbował poukładać nieskładające się w całość elementy układanki. Dwóch agentów z zespołu Cho, nieznających go, przyglądali się mu uważnie. Nie rozumieli, co tam robi. Uważali go za bezużytecznego, ale szybko im pokazał, co potrafi.
         Mijały miesiące, wszystko powoli powracało do normalności. Na początku zostawiali Patricka w biurze. Jeśli już z nimi  jechał,  był niespuszczany z oczu. Nie mógł się sam poruszać, a tym bardziej organizować swoich  akcji. 
         Im bardziej próbowali go ograniczyć, tym bardziej wymykał się spod ich pieczy i doprowadzając ich do szału. Z czasem zaczęli powoli odpuszczać i powoli dawali mu coraz większą swobodę, co ułatwiło im pracę.
         Jane od początku nie dawał się zamknąć, tylko był sobą. Chociaż zdarzało mu się budzić w nocy z przerażeniem. Nie chciał się przyznać Teresie do tego, ale szybko zorientowała się, że coś jest nie tak.  Odbyli długą rozmowę Wypowiedzieli swoje obawy.
          Patrick bał się, że to wszystko to tylko sen i nadal siedzi w swojej celi. Teresa miała obawy, iż znowu zniknie i nie wróci już, a ona nie będzie wiedzieć, co się z nim stało.  Starali się juz nie ukrywać tego, co czują.  Lubili zasypiać w swoich ramionach, mocno wtuleni w siebie. Wtedy czuli się najbezpieczniej.
         Pół roku po powrocie odbyło się przyjęcie na terenie państwa Jane z okazji ich rocznicy ślubu. Zjechali się bracia kobiety i ich przyjaciele. Wszyscy bawili się do późnych godzin nocnych.  tylko dzieci szybko poszły spać w dawno już nieużywanym samochodzie kempingowym. Dorośli tańczyli przy tych samych piosenkach, co podczas wesela.
         Jane nie mógł sobie darować i pokazał kilka swoich ulubionych sztuczek Wręczono im dużą liczbę prezentów. Sam podarował małżonce kucyka, odnosząc się do tego, którego kupił jej przed laty. Rigsby, Van Pelt i Cho pamiętali tamte urodziny byłej szefowej i jej zaskoczenie. Nie wiedzieli tylko, co się stało z podarunkiem. Otrzymał od niej srebrny, kieszonkowy zegarek z grawerunkiem " jesteś moim całym światem Patricku Jane - Teresa"
         Po przelaniu morza alkoholu  wszyscy goście krzyczeli gorzko.  Małżonkowie spojrzeli po sobie i postanowili spełnić ich prośbę. Patrick złapał ukochaną w tali i przyciągnął do siebie. Następnie przechylił ją do ziemi, a  na jej ustach złożył namiętny pocałunek. Wreszcie odetchnęli z ulgą. Przeszłość zostawili za sobą i zaczęli myśleć o przyszłości.
         Kilka dni później państwo Jane stali się płatnymi mordercami, państwem Montgomary. Odgrywali swoje role, jak najlepiej. Kobieta pracy pod przykrywką uczyła się od najlepszego, czyli Patricka. Podczas tej misji zaufała mu i pozwoliła prowadzić grę według jego zasad.
         Oczywiście nie odbyło się bez komplikacji. Na szczęście udało się im złapać zleceniodawcę morderstwa szefa biura FBI w Austin. Upozorowali jego śmierć, a następnie spotkali się z osobą, która im to zleciła i aresztowali ją. Kiedy późnym wieczorem siedzieli w biurze wraz z Kimballem, przypominali dawne dzieje.
         - Kiedy strzelałeś Patrick, przypomniały mi się czasy w CBI. Ile razy pozorowaliśmy zabójstwo?
         Blondyn uśmiechnął się w dla siebie charakterystyczny sposób.
         - Było tego parę razy. Raz zastrzeliłem psychiatrę, która przeprowadzała na mnie eksperyment naukowy. Złapaliśmy dzięki temu mordercę jej byłego męża .Był jeszcze mój szwagier Danny, który mnie zastrzelił.  Wtedy żona zabiła niewiernego męża i przez przypadek wrobiła Danny'ego
         - A ten wciągnął ciebie - wtrąciła Teresa. - Rozmawiałeś z nią, kiedy wściekły on wpadł. Czuł się zdradzony i strzelił do ciebie. Wtedy się przyznała.
         - A ten  futbolista zamiast, którego zginął jego asystent? Aby złapać osobę, która chciała go zabić. Namówiłem cię, aby utrzymać, że on nie żyje...
         Jane popijał swoją ulubioną herbatę. Wszyscy byli rozluźnieni. Odezwał się milczący do tamtej pory Cho.
         -  Jeszcze zabicie Lisbon i Rigsy'ego. Zastrzelił cię w gabinecie, zabranie ciała i zabicie Rigsby'ego, który rzucił ci się na ratunek. Przykład kiedy twoja sztuczka nie powiodła się. Może gdyby agentka Darcy nie wtrąciła się, może udałoby się złapać Red Johna...
         Zapadła krępująca cisza. Kimball i Teresa spojrzeli na Patricka, aby zobaczyć jego reakcję na wspomnienie McAllistera. Ten skupił się na delektowaniu gorącym napojem. Przerwał milczenie.
         - Był jeszcze stary mafios, którego syn został zabity. Chorował poważnie. Spiłem go i włożyłem mu piłkę od skłosza pod pachę. Nie można było wyczuć tętna. W szpitalu poprosiliśmy lekarza, aby powiadomił rodzinę o jego śmierci, ale nie chciał tego zrobić. Co było do przewidzenia.  Więc udawaliśmy, że to usłyszeliśmy od lekarza i przekazaliśmy im tą straszną wiadomość. Oczywiście Tereso plan ci się nie podobał, ale wreszcie  uległaś. Jak zawsze....
         Przewróciła oczami. Była przyzwyczajona do takiego zachowania męża, ale nadal nie pochwala jego metod.
                - Widzicie, że wasze próby trzymania mnie  na uboczu nie ma sensu. Dalej działam jak dawniej. Jestem dobry w tym, co robię. Potrzebujecie mnie.
          Pokiwali głową.  Nie raz słyszeli podobne teksty.
         - Lepiej pracuje się, jeśli nikt nie obserwuje mnie i nie pilnuje na każdym kroku.
         Cho westchnął. Zgadzał się z przyjacielem. Zdał sobie sprawę, że muszą mu odpuścić i pozwolić działać jak za dawnych czasów, mimo częstego pakowania się w kłopoty.
         - Zgadzam się
         Nagle przypomniał sobie coś.  Poczuł skrępowanie. Nie lubił mówić o czymś, co dotyczyło jego
         - Nie zdążyłem ci podziękować za ostrzeżenie przed Robertsem.
         Patrick zdawał sobie sprawę z odczuć Kimballa i porzucił formułkę grzecznościową.
         - Tak jak Vega, nie był skłonny zaakceptować sposobu prowadzenia śledztw  przez nasz zespół, a raczej moje poczynania. Postanowił podkopać twój autorytet. Donosił o wszystkich potknięciach i błędach. Raz przyuważyłem, jak wściekły opuszczał gabinet dyrektora. Z niechęcią patrzył na nas, a na ciebie z wściekłością. Zazdrościł ci posady. Tego dnia miał złowieszczy uśmiech i nadgarstek obwinięty bandażem, który ukrywał. Chciał oskarżyć cię o uszkodzenie ciała.
         - Na szczęście udało się pokrzyżować jego plany. I to dzięki tobie. Dziękuję.
         - Jesteśmy przyjaciółmi.
         Ostatnie słowo ciężko przeszło mu przez gardło. Teresa i Patrick uśmiechają się do siebie, dobrze znając przyjaciela. Wiedzieli, że nie mogą się odezwać, aby go nie speszyć. Nie często Cho otwierał się i nie chcieli mu przeszkadzać.       
         Państwo Jane wrócili do domu, gdzie czekały stęsknione dzieci, których nie widzieli od kilku dni. Uścisnęli  je i ułożyli do snu. Następnie usiedli po drugiej stronie stawu. Patrzyli na swój mały domek, albo gwiazdy. Przytulali się do siebie Cieszyli się chwilą spokoju.
         - Niektórzy byli sceptyczni, ale udało nam się.
         Spojrzał na nią czule. Zastanawiał się, jak taka cudowna kobieta go pokochała i zdecydowała się być z nim, beznadziejnym i rozbitym facecie. Jego głos zaczą drżeć, kiedy zwrócił się
         - Nie dziwię się im. Byliśmy dziwną parą Ty trzymałaś się znanych ścieżek i działałaś zgodnie z prawem. Do tego ułożona. Ja chaotyczny, szalony, pakujący się i innych w kłopoty, działający po swojemu i niemogący pogodzić się z przeszłością. Jesteśmy jak ogień i woda. Nawet nie wiesz,  jakim jesteś dla mnie szczęściem. Nie zasłużyłem na ciebie.
         Słysząc to, wzruszyła się.  Ni wyobrażała sobie życia bez niego. Dlatego tak naprawdę przyjęła pracę w FBI.
         - Kocham cię i to tylko się liczy.
         - Ja też cię kocham.
         Jeszcze mocniej przycisnęła głowę do jego klatki piersiowej.
         - Wiesz, że ta starsza kobieta siedząca obok mnie w samolocie powiedziała, że wszystkie kobiety zzieleniały z zazdrości. Nieczęsto się zdarza, aby ktoś zatrzymał samolot, aby zdążyć wyznać uczucia, zanim ukochana zniknie na zawsze i poślubi innego.
         Była wzruszona, chociaż wtedy była na niego wściekła, a potem zdecydowała się zostać i spróbować być z nim.
         - Chciałem, abyś wiedziała, że cię kocham. Nawet nie wiesz, co czułem, gdy powiedziałaś, e jest za późno...
         Zaczął głaskać jej włosy, przekonując się, że to nie jest tylko sen i Teresa siedzi obok. Wspomnienie tamtej nocy nadal tkwiło w nim głęboko, ponieważ wtedy wszystko się zmieniło.  Chociaż na początku był załamany i nadal to odczuwał, gdy wspominał słowa żony.
         - Siedząc w tamtym pokoju, nie interesowało mnie co się ze mną stanie. Moje szczęście odleciało. Wraz z tobą.  Byłem przeszczęśliwy, gdy okazało się, że jednak zostałaś. Niewiele mogłem i mogę ci dać.
         Oderwała się od niego z zaskoczeniem i spojrzała mu głęboko w oczy.
         - Wiele. Swoje serce. Dlaczego nie próbowałeś wcześniej mnie zatrzymać?
         - Nie wierzyłem, że wyjedziesz. Byłem pewny, że zostaniesz. Dopiero Cho uświadomił mnie, że się mylę, mówiąc kiedy wylatujesz.
         Roześmiała się.
         - Był jedynym niezorientowanym w naszej miłości. Był przekonany, że jesteśmy dla siebie jak brat i siostra.
         Uśmiechnął się.
         - Kiedy porwano Van Pelt, siedzieliśmy z chłopakami w barze. Rigsby stwierdził, że razem z Van Pelt byli przekonani, że będziemy razem. Cho był tym zdziwiony. Kiedy ja czekałem na mordercę, a ty jechałaś, albo byłaś na lotnisku Abbott po naszej kłótni przedstawił jak ma się sytuacja między nami.
         Spojrzeli sobie głęboko w oczy. W ich sercach płoną żar miłości.  Teresa zbliżyła się do Patricka i zaczęła go namiętnie całować go. Rękoma oplotła jego szyję, a on przyciągnął ją jeszcze bliżej. Kochali się tak, jak na początku związku. Ich uczucie nie gasło. Jedno gotowe poświęcić się dla drugiego.
         Teresa nie żałowała, że wysiadła z samolotu i została z ukochanym.  Byli dla siebie stworzeni. Dwuletnia rozłąka i jego ucieczka za wszelką cenę, aby wrócić do rodziny pokazywała słuszność podjętej przed kilku laty decyzji.
         Dał jej tak wiele. Swoje niegdyś złamane serce, miłość i oddanie. W zamian otrzymał to samo. Tworzyli razem szczęśliwą rodzinę, doświadczoną przez los. Od tamtej pory wiedzieli, że przetrwają wszystko. Czego może więcej chcieć szczęśliwa kobieta?
         Patrick był we właściwym miejscu. Siedział obok ukochanej. W pobliskim domu spały jego dwie pociechy, dla których był gotowy na wszystko. Patrzył w niebo i wyobrażał sobie, jak będą tak siedzieć jako staruszkowie i wspominać dawne dzieje oraz bawić wnuki. To było to, co pragnął. Zestarzeć się u boku Teresy

Koniec

         

czwartek, 4 sierpnia 2016

Gdzie jesteś Patrick (Mentalista) cz. III

Dla nich był gotowy zrobić wszystko.  Dlatego długo ćwiczył kontrolowanie funkcji życiowych, tak, aby nie było możliwości wyczucia pulsu. Nie miał ze sobą piłki do skłosza, aby ją wykorzystać, więc musiał użyć swoje niecodzienne umiejętności. Udało mu się ukryć swoje zamiary przed porywaczami.  Wziął się w garść i ruszył przed siebie. Nagle pojawił się radiowóz, który zatrzymał się na jego widok. Jeden z policjantów wysiadł i spytał.
         - Wszystko w porządku sir?
         Uśmiechnął się na ich widok.
         - Uciekłem porywaczom. Mogę wskazać miejsce, gdzie porzucają ciała. Tam mnie wywieźli.
         Struż nie uwierzył w jego słowa, ale musieli je sprawdzić. Zaprosił wędrowca na tylne siedzenie. Jane kierował ich do miejsca, skąd przyszedł. W tym czasie usłyszał pytanie.
         - Kiedy zostałeś uprowadzony i skąd?
         - Dwa lata temu i trzy dni z Austine, Texas.
         Od razu zauważyli, że mu nie uwierzyli. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na ich mundury i przypomniał sobie odznaki. Był w Kalifornii, daleko od swojego domu, ale w stanie, który kiedyś nim był. Gdy dojechali do miejsca, skąd wyszedł na drogę, przejechali jeszcze kilka kilometrów w głąb. Bez problemu odnalazł miejsce, gdzie został wyrzucony. Czuł się coraz gorzej, ledwie stał na nogach. Oparł się o drzewo.
         Policjanci zajrzeli do dołu i zobaczyli rozkładające się ludzkie zwłoki, przynajmniej kilkanaście. Niegdzie widniały same kości, a niegdzie rozkładające się tkanki. Był to straszny widok.  Wokół unosił się straszny odór. Zbledli , a młodszy zwymiotował, tak jak wcześniej Patrick.  Wezwali posiłki, przekazując mniej więcej swoje położenie oraz opis znaleziska
         Jane przyglądał się ich pracy i wracał myślami do czasów współpracy z zespołem Lisbon. Coraz mocniej kręciło mu się w głowie. Osunął się na ziemię, tracąc przytomność. Gdy policjanci to zobaczyli, ruszyli mu na pomoc. Wezwali też karetkę i starali się go ocucić, ale bez skutku. Lekarz, który przyjechał, stwierdził  odwodnienie i niedożywienie. Zabrali go do szpitala.
         Patrick obudził się w szpitalu pod kroplówką z elektrolitami. Był wyczerpany. Nadal kręciło mu się w głowie i na początku nie zdawał sobie sprawy ze swojej wolności. Kiedy uświadomił sobie to, był szczęśliwy, ale jednocześnie niezadowolony z odległości dzielącej go od domu. Nie był zbyt miły dla personelu. Nie lubił szpitali.
         Zjawili się policjanci. Postanowili go przesłuchać, aby coś dowiedzieć się czegoś o szczątkach. Byli ciekawi, co ma do powiedzenia.  Doktor nie był zachwycony ich wizytą, ale pozwolił na krótkie odwiedziny.  Jane był zbyt osłabiony, aby być sobą.
         Starszy z przybyszy spytał.
         - Zacznijmy od początku. Jak się nazywasz i jak znalazłeś w lesie?
         - Austine, Texas.
         Nie miał zamiaru powiedzieć nic więcej. W dniu porwania wyszedł po owoce dla swojego zespołu. Zastanawiał się nad Robertsem. Postanowił powiadomić Cho o planach agenta. Na targu zauważył trzech dziwnie zachowujących się mężczyzn. Szli pewnie, nie rozglądali się po straganach. Z ich twarzy wyczytał, że są na polowaniu. Przyglądali się innym ludziom z uwagą. Postanowił iść za nimi. Gdy weszli w zaułek, przyległ przy ścianie i wyjrzał. Dostał w głowę. Obudził się w pokoju i dowiedział się, co go czeka.
         Był senny, a powieki same się zamykały. Dawno nie przespał całej nocy. Mógł się rozluźnić. Pielęgniarka widząc, co się dzieje z pacjentem i wyprosiła przedstawicieli prawa. Spał przez czternaście godzin. Obudził się wypoczęty, ale podenerwowany i stęskniony.   Była godzina jedenasta następnego dnia po ucieczce. Postanowił opuścić szpital bez zezwolenia.
         Wstał z łóżka i ruszył korytarzem. Miał mały problem, a była nim piżama.  Zakradł się do szatni personelu.  Zaczął szukać czegoś w swoim  rozmiarze.Znalazł tam dżinsy, czerwony podkoszulek ze śmiesznym napisem, marynarkę i buty. Pewnie szedł korytarzem. Zachowaniem nie wyróżniał się. 
         Zobaczył swoich wybawicieli w towarzystwie mężczyzny średniego wzrostu, lekkiej nadwadze i w brązowym garniturze, białej koszuli i krawacie. Zdawał sobie sprawę, że to przedstawiciel prawa.  Gdyby istniało CBI, podejrzewałby, iż tam pracuje, ale obstawiał FBI. Stanął niedaleko i podsłuchiwał. Jeden z policjantów zwrócił się do faceta w garniturze.
         - Wczoraj ten gość nic nie powiedział. Jedynie, co  wiemy, że jest z Austin. Znaleźliśmy go idącego wzdłuż drogi, a ubranie miał wybrudzone ziemią i czymś, co dzisiaj wiemy, że to ludzka tkanka agencie Doyle. Przekażemy wam jego ubranie.
         - Zespół jest na miejscu.
         Stróż skrzywił się.
         - Nie jesteśmy zadowoleni, że CBI przejmuje nasze śledztwo.
         - Sprawa jest zbyt poważna.
         Doyle zachowywał powagę, chociaż nie był zachwycony z postawy policjantów.
         - Podejrzewamy, że zmyślił porwanie, a sam ma coś wspólnego z zabójstwami.
         - Rozumiem.
         Jane był w szoku. Pamiętał jak Kalifornijskie Biuro Śledcze zostało zamknięte. Zdał sobie sprawę upłynęło dużo czasu i bez większego szwanku dla reputacji i mogło zostać ponownie utworzone.  Pewnie niewielu dawnych agentów pracuje tam. Postanowił jechać do biura, ale był jeden problem, nie miał pieniędzy.
         W kieszeni marynarki znalazł  monetę i zaczął wykonywać sztuczki. Przechodnie przystawali i przyglądali się mu z radością i chętnie rzucali pieniądze. Dzieci gromadzili się i z ciekawością zadawali pytania. Z radością udzielał im odpowiedzi. Brakowało mu kontaktu ze światem zewnętrznym. Udało mu się uzbierać pięćdziesiąt dolarów.
         Wsiadł do autobusu. Kiedy  znalazł się pod budynkiem  CBI, był szczęśliwy. Miał nadzieję, że mu uwierzą i pomogą wrócić do najbliższych. Stanął przed budą strażnika, która była skomputeryzowana. Był zaintrygowany  urządzeniem. Nacisnął przycisk i usłyszał z głośnika automatyczną sekretarkę.
         - Kalifornijskie Biuro Śledcze. Proszę wprowadzić swoje hasło. Jeśli jesteś petentem naciśnij słuchawkę.
         Wykonał polecenia, a  odezwała się młoda kobieta o słodkim i uwodzicielskim tonie.
         - Witamy w CBI. W czym mogę pomóc?
         - Nazywam się Patrick Jane i jestem konsultantem FBI. Potrzebuję pomocy.
         Kobieta przez chwilę myślała. Nazwisko było jej znane.
         - Jest pan spokrewniony z agentką Jane?
         Był w szoku. Myślał, iż żona przebywa w Austin.
         - Teresa jest tutaj? Jestem....
         Urwał. Szybko zdał sobie sprawę, że prawda może spowodować niezręczność, więc zmienił odpowiedź.
         - ... jej szwagrem. Nie widziałem jej od kilku lat. Wtedy pracowała w FBI. Na pewno mi pomorze. Mogę się z nią zobaczyć?
         - Oczywiście. Proszę pokazać dokument tożsamości do kamerki.
         Zastanawiał się, jak rozwiązać problem, gdy podszedł Rick Tork.
         - Jane ty tutaj?
         Rick przyjrzał mu się uważnie.
         - Widzę, że nie pracujesz już w Santa Fe.
         - Wróciłem do CBI. Co ty tutaj robisz?
         Patrick nie miał ochoty na gierki.
         - Chcę zobaczyć się z Teresą.
         - Zdziwiłem się, że cię nie ma tutaj, ale nie chciałem pytać, ponieważ nie wyglądała najlepiej.
         Tork nie przepadał za nim, ale postanowił pomóc. Podszedł do urządzenia.
         - To Patrick Jane. Dajcie mu przepustkę.
         Wysunęła się plastikowa karta z zaczepką. Jane przyczepił przepustkę i przeszedł przez bramkę. Wszedł do środka i kierował się do miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się ich biuro. Kiedy dotarł, zobaczył na dawnym biurze żony napis " Agentka specjalna Teresa Jane". Uśmiechnął się ciepło.
         Zajrzał do środka, ale jej tam nie było. Zajrzał do części, gdzie znajdowały się biurka. W dla siebie charakterystyczny sposób zadał pytanie.
         - Hej. Widzieliście Teresę?
         - Jane? - spytał jeden z mężczyzn.
         - Tak. Mam dla niej niespodziankę.
         Wszyscy patrzyli na niego i zastanawiali się kim jest ten dziwak.
         - Jej zespół pojechał zbadać sprawę nad którą pracują, ale chyba bez niej.
         - Zaczekam w jej biurze.
         Poczuł się jak za dawnych czasów. Zajrzał do pomieszczenia socjalnego w poszukiwaniu herbaty. Był zaskoczony, kiedy zobaczył swoją posklejaną filiżankę. Poczuł ciepło w okolicy serca na gest ukochanej. Był to dowód, że myślała o nim. Zaparzył swój ulubiony napój i usiadł na kanapie Teresy i czekał.
         Ona całą noc spędziła oglądając nagrania z dysku porywaczy, na których był jej mąż. nie potrafiła nie płakać, gdy widziała jak ci dranie torturują go psychicznie. Dziwiła się, że tyle czasu wytrzymał. Siedziała oparta o okno w jego dawnej pracowni z laptopem na kolanach, a wokół pełno mokrych od łez chusteczek.
         Wylie po zorganizowaniu opieki dla dzieci, nie opuścił jej, chociaż też było mu ciężko.   Od razu zafascynował się konsultantem. Zaprzyjaźnili się i razem spędzali sporo czasu. Fascynował się sztuczkami Jane'a.   Mu, jak i innym przyjaciołom było ciężko po zniknięciu mężczyzny.
         Koło szóstej wpadła Mary i powiadomiła Teresę o nowej sprawie. Kobieta  nie czuła się na siłach, ale nie miała wyjścia. Wysłała Charlie'ego, aby go przesłuchał odnalezionego mężczyznę przy drodze, a sama z paniami pojechała na miejsce ukrycia zwłok.
         Jason nie był tym zachwycony, widząc rozpacz w jej oczach oraz osłabienie po nieprzespanej nocy. Nic nie mógł zrobić. Udało się mu pojechać z nimi, jako przedstawiciel FBI. Ledwo udało mu się odpędzić pytania o to, kim jest ofiara. Dla niego było ważne zaopiekowanie się kobietą, bo wiedział, że on by tego chciał. Ważne było, aby nic mu się nie stało.
         O ósmej w Sacramento wylądował samolot z Austin, a pół godziny później z Waszyngtonu. Cho i Abbott przywitali się, ściskając sobie dłonie. Obaj mieli zaszklone oczy, ale starali się to ukryć, ponieważ byli twardzi.
         - Wiesz już coś?
         - Nie. Nie chcę odrywać Wylie'go od Lisbon... Nawet nie chcę wiedzieć, co przeżywa. Jedziemy prosto do CBI?
         - Chyba tak.
         - Wynająłem samochód.
         Nie wiedzieli o czym rozmawiać. Oboje czuli pustkę.  Kimball zadzwonił do Rigsbych. Dowiedział się, że będą za godzinę. Umówili się w biurze.  Udali się na spotkanie w Kalifornijskim Biurze Śledczym z szefem wydziału zabójstw.  Przedstawili mu się.
         - Agent FBI z biura w Austin Kimball Cho.
         - Agent specjalny z Waszyngtonu Dennis Abbott.
         - Jesteśmy tutaj w sprawie mojego konsultanta, który popełnił...
         Głos zaczął mu się łamać. Zamilkł i wziął głęboki wdech, aby się uspokoić. Zaczął wpatrywać się w okno za rozmówcą.
         -... który popełnił samobójstwo, sprowokowany psychicznymi torturami.... W tej sprawie  bierze udział mój agent Jason Wylie?
         - Ma pan akta ze sobą?
         -Tak.
         Podał Clarkowi teczkę z logo Federalnego Biura Śledczego.  Zaczął wyjaśniać, cały czas nie panując  nad swoimi emocjami.
         - Ofiara to Patrick Jane, konsultant w moim zespole. Zaginął ponad dwa lata temu w Austin, Teksasie. Wyszedł na targ i zniknął bez śladu. Nic nie ustaliliśmy. Każdy ślad okazywał się fałszywy. Poprosiłem o pomoc przyjaciół, którzy od tamtej pory.... od tamtej pory próbowali namierzyć jego komórkę. Wczoraj wyświetliło się im, że numer jest aktywny i to w tym budynku.... Mieliśmy podejrzenie, że wpakował się w kłopoty. To by nas nie zdziwiło.
         Znowu wziął głęboki wdech, prawie mała łza spłynęła po jego policzku, ale w ostatniej chwili powstrzymał ją. Clarka coś zastanowiło.
         -  Czy jest spokrewniony z agentką Jane?
         Mężczyźni spojrzeli po sobie. Dennis spuścił wzrok.
         - To jego żona.
         Lancy dopiero wtedy zrozumiał dziwne zachowanie kobiety od wczorajszego dnia. Usłyszeli głośny krzyk. Rozpoznali go. Była to Jane. Ruszyli biegiem jej na ratunek. Zastanawiali się, co się stało. Bali się o nią. Prawą dłoń położyli na rękojeśc broni, gotowi jej użyć, aby uratować Teresę.
         Kobieta wróciła z lasu, a za nią kroczył jej strażnik i przyjaciel. Gdy stanęła przed gabinetem, pogrążyła się we wspomnieniach. Ile razy rozmawiali w jej gabinecie. Bywały kłótnie, dyskusje rozmowy. Pamiętała jego słowa, wypowiedziane w stresie, gdy na niby do niej strzelał. To wtedy po raz pierwszy usłyszała, że ją kocha. Wyryło się  jej " Powodzenia Teresa. Kocham cię". 
         Wiele razy miała ochotę zastrzelić go i to nawet po ślubie. Nie mając go u boku, oddałaby wszystko, aby go odzyskać.  Byli szczęśliwi przez te kilka lat wspólnego życia,  ba nawet wcześniej, kiedy byli tylko partnerami. Jeśli nie świrował na punkcie Red Johna.
         Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanął Patrick Jane. Krzyknęła. Przez chwilę myślała, że widzi ducha.  Patrzyła mu w oczy i nie mogła się ruszyć. Widziała w nich przepraszające spojrzenie. Była w ogromnym szoku. Bała się, że to wszystko okaże się tylko snem, albo halucynacją. Nawet bała się oddychać.
         Nie mógł się doczekać spotkania z żoną. Zastanawiał się, jak będzie reagował na to miejsce i związane z nim wspomnienia.  Bał się bólu. Na szczęście przeszłość zostawił za sobą i miał w głowie dobre chwile. Czy te dotyczące Angeli  i Charlotte, czy Teresy, Grace, Kimballa i Wayne'a.
         Kiedyś kupił i wstawił w to miejsce kucyka. Siedział i delektował się aromatem herbaty. Założył nogę na nogę. Był rozluźniony.  Zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany, ale nic sobie tego nie robił. Brakowało mu tylko zwykłego dla niego ubrania. Wtedy jakby wrócił do przeszłości i dalej pracował w CBI.`
         Dziwnie czuł się w  stroju, który ukradł ze szpitala. Kiedy usłyszał kroki pod drzwiami, podszedł do nich i podniósł żaluzję. Zobaczył Teresę Lisbon  Jane i jego serce zabiło szybciej. Poczuł ogromną tęsknotę za nią.  Od razu zauważył jej bladość i sińce pod oczami, ale nie zwracał uwagi na to. Dla niego była najpiękniejszą kobietą na świecie. Kochał ją z całego serca i nie mógł się doczekać, aby wziąć ją w ramiona.
          Otworzył je  i stanął na progu. Widział wszystkie emocje na jej twarzy od strachu, radości do rozpaczy. Bał się ruszyć. Nie mógł przewidzieć tego, co zrobi jego żona. Nie zawsze mógł odczytać jej zamiary i myśli.
         Widząc go, zdawała sobie sprawę, że  to musi być on. Gdyby duchy istniały, to nie widziałaby  go w tak dziwnym dla niego ubraniu. Rzuciła mu się w ramiona i przytuliła się do jego klatki piersiowej. Zaczęła szlochać  w jego ramię. Obią ją i zaczął głaskać jej włosy. 
         Jason obserwował ich, nie mogąc wyjść z szoku. Nie wiedział, co zrobić. Nie chciał im przeszkadzać. Nie mógł uwierzyć, iż Jane żyje.  Kiedy zobaczył biegnących Kimballa i Dennisa, zatrzymał ich. Gdy spojrzeli w tą samą stronę, co on  zamarli. Spojrzeli po sobie.  Cho pomyślał, iż tylko on mógł wywinąć taki numer. Odetchnął z ulgą. Na jego usta cisnął się komentarz, który wygłosił półgłosem.
         - Ciekawe co tym razem wymyślił.
         Teresa poczuła się bezpiecznie w jego ramionach. Uspokoiła się. Poczuła zapach jego ciała i miała pewność, że to nie zły sen. On tam był. Oderwała się od niego i podniosła głos.
         - Co to ma znaczyć? Co to za sztuczka.
         Patrick był zaskoczony i zdezorientowany.
         - Nie wiem o co chodzi.
         Wściekła się.
         - Nie wiesz? Widziałam nagranie.
         Uśmiechnął się do kobiety. Maskował tym, co naprawdę czuł. Bał się  jej reakcji, ale postanowił powiedzieć jej prawdę.
         - Chciałem wrócić do ciebie i przeprosić za zniknięcie. Drzwi były porządne i antywłamaniowe. Gruby metal... Musiałem coś wymyślić. Tęskniłem za wami i nie chciałem was zostawić.. Musiałem do was wrócić. Stałem się coś wymyśleć. Jakiś plan...
         Był zadowolony ze swojej sztuczki.
         - Pamiętasz sprawę pijanego mikołaja?
         Zmarszczyła brwi, niczego nie rozumiejąc.
         - Co został zabity przez pielęgniarkę z ośrodka odwykowego?
         - Aby ją złapać musiałem zmanipulować swoje reakcje organizmu.
         - Było coś takiego. Szybsze tętno, czy coś takiego.
         Pokiwał głową, podchodząc i przytulając ją.
         - To samo zrobiłem tym razem. Zajęło mi to ponad rok, aby zapanować nad funkcjami życiowymi, aby oszukać porywaczy i byli przekonani, iż nie żyje...
         Jego głos spokorniał i było słychać kajanie.
         - Przepraszam, ale nie wiedziałem, że obejrzysz to nagranie. Nie wiedziałem, że opuściłaś Austin. Masz...
         Nie dane było mu dokończyć. Ramiona Teresy go oplotły i ścisnęły z całych sił, aż zabrakło mu tchu. Była szczęśliwa, że go odzyskała i dziękowała Bogu, za wysłuchanie jej modlitw. Nie mogli oderwać od siebie oczu.
         - Jak mają się nasze maleństwa? Stęskniłem się za nimi...
         Mówił to z tęsknotą i miłością oraz troską.
         - ... Jak ma sie Terry? Pewnie Kate jest już duża.
         - Tęskni za tobą. Ostatnio z Terry'm piliśmy mleko i wspominał, jak je mu gotowałeś. Czasem wspominał wasze zabawy, spacery...
         Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.  Ucieszyło ją, że spytał o ich córkę. Postanowiła się przyznać, do swoich obawach.
         - Po twoim zniknięciu pojawiło się podejrzenie w mojej głowie, że przerosły cię narodziny naszej córki.... Wiesz, ze względu...
         Rozumiał o czym pomyślała. Przed wielu laty stracił Charlotte, a Kate mogła przywołać wspomnienia z przeszłości. Nie dziwił się. Przecież widziała, jak nie mógł pogodzić się ze śmiercią pierwszej rodziny.
         Kiedy urodziła się Kate szalał ze szczęścia. Była jego promyczkiem.  Skradła jego serce, kiedy tylko ją zobaczył i wziął w ramiona. Uwielbiał śpiewać jej kołysanki, jak wcześniej Terry'emu.  Przez pierwsze miesiące kołyska stała w ich sypialni i uwielbiał spędzać noce patrząc na spokojne twarze swoich pań.
         - Pogodziłem się z  jej śmiercią. Kocham ciebie i nasze dzieci, a ich narodziny są największym szczęściem, jakie mnie spotkało, nie licząc naszego ślubu.
         Przyjaciele patrzyli na nich ze wzruszeniem n. Po chwili podeszli i uścisnęli mężczyznę. Wylie jako jedyny odezwał się. W jego tonie było słychać ulgę i radość.
         - Wystraszyłeś nas Jane.
         - Przepraszam. Chciałam tylko wrócić do was. Tym bardziej, że zauważyłem u siebie oznaki poddawania się ich sztuczkom.
         Patrick powoli tracił swoją maskę i widzieli strach. Bał się, że nigdy więcej nie zobaczy najbliższych.  Zostawi ich bez wiadomości, co się z nim stało i że ich kocha. Teresa będzie zastanawiała się, dlaczego znikną, gdzie jest  i że nigdy nie dostanie odpowiedzi na te pytania.  Rodzina była dla niego wszystkim. Nigdy nie chciałby ich skrzywdzić, a tak się stało i przeżywał to.
         - Cieszę się, że nie poddałeś się - odparła Teresa.
         - Skąd masz to ubranie? - spytał Cho, ukrywając swoje wzruszenie. - Od razu widać, że to nie twój styl.
         Patrick spojrzał na niego z błyskiem w oku, ale nie przestając głaskać włosy ukochanej.
         - Policja znalazła mnie przy drodze i po wskazaniu miejsca, gdzie leżą zwłoki, odwieźli mnie do szpitala, z którego uciekłem. Podsłuchałem rozmowę policjantów z agentem Doyle'm. Dla  ich byłem podejrzanym.
         Teresa  odsunęła głowę od jego klatki piersiowej.
         - Nie dziwi mnie to... Te szczątki w lesie, to ofiary twoich porywaczy?
         Przytaknął.
         - Jak zdobyliście nagranie?
         - Złapaliśmy porywaczy podczas próby umieszczenia kolejnej ofiary w magazynie portu w Sacramento. Badaliśmy niedaleko miejsce zbrodni. Usłyszeliśmy krzyk. Uratowaliśmy kobietę przed tymi sadystami.
         Nie zauważyli, kiedy podszedł do nich Charlie Doyle. Był zdegustowany, widząc zachowanie agentki Jane. Nie podobało mu się jej obściskiwanie się na środku korytarza. Podszedł do kobiety.
         -Szefowo?
         Odsunęła się od męża i starała się być profesjonalna, chociaż była rozchwiana emocjonalnie. Wiedziała, co ma do przekazania.
         - Przesłuchałeś mężczyznę?
         Zaczerwienił się
         -Uciekł ze szpitala, kradnąc ubrania z szatni lekarzy.
         Spojrzała srogo, ale porozumiewawczo na męża. Wylie, Abbott oraz Cho nie byli zaskoczeni czynem przyjaciela, a raczej rozbawieni.
         -Wiem. Sam się do nas zgłosił. Przesłuchasz go wraz ze Star. Zrobiłabym to sama, ale nie mogę. Tylko uważajcie na niego. Stosuje różne sztuczki umysłowe i łatwo manipuluje ludźmi.
         - Ale... - Patrick próbował zaprotestować.
         - Nie ma ale. Idziesz z agentem Doyle'm Chyba, że wolałbyś, abym cię skuła i odprowadziła do pokoju siłą.
         Uśmiechnął się zalotnie.
         - Nigdy tego nie zrobiłaś.
         Przewróciła oczami. Powoli zaczął ją irytować.
         - Nie prowokuj. Znasz drogę.
         Nie chciał się z nią kłócić, więc poszedł do pokoju przesłuchań, a za nim Amanda i Charlie. Teresa, która do tej pory trzymała się, była bliska omdlenia z emocji. Trójka przyjaciół odprowadziła ją do gabinetu i posadzili na kanapie. Jason nalał jej szklankę wody i podał kobiecie. Sami byli roztrzęsieni. Dennis spytał Kimballa.
         - Co tutaj się dzieje? Mówiłeś, że nie żyje.
         - Wiem to od Wylie'go.
         Jason usiadł na krześle, ponieważ nogi pod nim się uginały. Jego głos był roztrzęsiony
         - Widzieliśmy z Lisbon nagranie przedstawiające śmierć Jane'a. Ale to była sztuczka dla porywaczy.
         - Tak - odparła Teresa. - Sami słyszeliście. Robił wszystko, aby do nas wrócić...
         Była wzruszona poświęceniem  Patricka dla ich rodziny. Wylie wtrącił.
         - Na nagraniu rozglądał się po pomieszczeniu. Na innych widać, że próbował się wydostać....

         Odezwała się  komórka Kimballa. Dzwonił załamany Wayne.