środa, 7 października 2015

przyjaciel z Hiszpanii cz. IV

Mężczyzna drżał o życie Diego. W okolicy były przepaście i tereny górzyste.  Pojechał tam i nawoływał, ale odpowiadało mu tylko echo.  Rozglądał się uważnie, ale nic nie zauważył. zastanawiał się, co przytrafiło się młodemu caballero.
                Minęła kolejna doba. Poszukiwania nic nie dały. Pod wieczór jeden z parobków przyprowadził konia zaginionego. Wszystko wskazywało, że jeździec został zrzucony. Jeśli nawet przeżył upadek, to były niewielkie szanse, że po takim czasie żyje.
                Alejandro złapał się ściany, gdy towarzysze wysnuli hipotezę, co mogło przydarzyć się jego synowi. Z twarzy odpłynęła mu krew. Ledwie stał na nogach. Został posadzony na krześle przez Bernardo. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać.
                Wszystko wskazywało, że stracił jedynego syna. Życie zaczęło wydawać mu się bez sensu. Stracił kobietę swojego życia, a teraz najprawdopodobniej jedyne co po niej zostało. Ich jedyne dziecko.
                Antonio nie mógł patrzeć na cierpienie seniora rodu de la Vegów. Dosiadł konia i pojechał przed siebie. Nigdy nie był mocno wierzący, ale w tamtej chwili błagał Boga o zwrot Diego. Bał się, że don Alejandro nie przeżyje straty. Uważał obu de la Vegów za dobrych ludzi walczących o dobro mieszkańców. Starszy jawnie, a młodszy wkładając maskę.
                Odjechał spory kawałek od hacjendy. Znajdował się w pobliżu najgłębszej przepaści, na której dnie znajdował się strumień. Jeśli patrzyło się  z góry, to trudno było dostrzec błękitną wstęgę.  Wokół skaliste i wysokie góry. Ścieżka była wąska.
                Nagle jego wierzchowca spłoszył wąż.  Udało mu się utrzymać w siodle. Strach go opanował. Gdy zwierzę uspokoiło się, ześlizgnął się na ziemię. Na coś nadepnął. Podniósł skrawek żabotu białej koszuli noszonej przez caballero. Chociaż koloru można było się tylko domyślać, ponieważ tkanina była pożółkła, oraz wybrudzona piaskiem.  Widniały na niej ślady krwi.
                Poczuł dziwne podniecenie.  Podbiegł do urwiska i położył się na brzuchu. Przybliżył się do krawędzi i spojrzał w dół. Nie potrafił niczego dostrzec w otchłani. Patrzył tylko w przepaść. Ledwo dostrzegał wstęgę rzeki wijącą się na jej dnie. Nagle dostrzegł błękitny kolor na skalnej półce pod nim. Serce zamarło mu. Tam leżało ciało don Diego de la Vegi.  
                Spuścił głowę. Żal mu się zrobiło don Alejandro i samego przyjaciela, który miał przed sobą całe życie. Pozwolił sobie na jedną łzę, która spłynęła po policzku. Ciągle przyglądał się mężczyźnie.  Nie potrafił spuścić z niego wzroku.  Nie miał czasu na smutek, ponieważ ktoś nadjechał.
                 Był to Bernardo, który nie potrafił usiedzieć na miejscu. Valesco pokazał mu swoje tragiczne odkrycie. Służący padł na kolana i szlochał. Przywiązał się do swojego pana. Wspólna tajemnica zbliżyła ich.
                Antonio postanowił zostawić i pojechać do hacjendy de la Vegów. Dosiadł swojego wierzchowca i pędził jak wicher. Po drodze minął patrol żołnierzy, ale nie zwrócił na nich uwagi.  Przed bramą zeskoczył z konia i wpadł na dziedziniec, gdzie siedział ojciec jego przyjaciela . Wykrzyczał zdyszany
                - Znalazłem ciało Diego.
                Alejandro zerwał się z krzesła.
                Caballero rozpłakał się z rozpaczy. Nie wstydził się swoich łez. Jego świat właśnie runął. Stracił swój największy skarb. Syna.  Od odnalezienia konia podejrzewał, że jego dziecko może nie żyć. Tylko że to nie przygotowało go na tę łamiącą mu serce wiadomość .
                - Gdzie?
                Antonio opisał mu wszystko. Odnalazł linę i chciał ruszyć, aby wydobyć ciało. Wtedy odezwał się Alejandro. Jego głos był pusty.
                -Jadę z tobą. Muszę go zobaczyć.
                Valesco nie chciał wziąć ze sobą mężczyzny, ale wiedział, że nie odwiedzie go od ruszenia na pomoc synowi. Choćby  ten już był martwy, ale nadal był jego ojcem. Zebrali też sąsiadów, oraz kilku pastuchów.
                 Gdy dotarli na miejsce, de la Vega sam chciał zejść na skalną półkę po ciało swojego syna. Bernardo na migi oferował, że to on zejdzie na dół. Antonio też chciał spuścić się na skalny występek. Nie chciał, aby dokonał tego starszy z mężczyzn, ponieważ obawiał się o niego. Niemy służący nie mógł koordynować całą akcję z dołu. Wreszcie to Valesco zsunął się po linie.
                Diego leżał na plecach.  Antonio uklęknął i odwrócił go. Twarz ofiary była pozdzierana, oraz sina. Na skroni widniały stróżki skrzepłej krwi. Włosy były zlepione czerwoną cieczą. Lewa ręka była mocno spuchnięta. Nienaturalnie wygięta prawa noga. Klatka piersiowa lekko unosiła się. Diego de la Vega mimo wszystko żył. Valesco zaczął się śmiać.  Aby się upewnić, sprawdził puls. Wstał z kolan i krzyknął w górę.
                - On żyje!!!
                W jego głosie było słychać radość. Echo odpowiadało mu tak samo radośnie.  Alejandro stał w szoku. Fala radości rozlała się w jego sercu. Odetchnął z ulgą. Jego oczy zrobiły się wilgotne. Starał się zapanować nad emocjami, ponieważ wiedział, że teraz najważniejsze jest uratowanie Diego. Rozłożył się nad krawędzią przepaści i krzyknął w dół.
                - Co z nim?
                Antonio rozważył kłamstwo, aby nie martwić swoich towarzyszy na górze, ale nie widział w tym sensu.
                - Nie najlepiej.
                - Damy radę go wyciągnąć?
                - Spróbujemy.
                De la Vega kazał przywiązać drugą  linę do skały i spuścić ją w dół. Valesco obwiązał nieprzytomnego mężczyznę, sprawdził węzły i krzykną.
                - Gotowe.
                Na górze wszyscy zaczęli ostrożnie i powoli zaczęli wciągać linę. Gdy Diego był u samego szczytu przepaści, jego ojciec i służący wciągnęli go, chwytając za ręce.  Alejandro płakał ze szczęścia, iż trzyma syna w ramionach. Tak niedawno bał się, że stracił go na zawsze. Wsadził rannego do dwuosobowego powozu i ruszyli do hacjendy.
                Gdy Antonio wspiął się i wydostał z przepaści, ruszył do miasta po lekarza. Prędko wyjaśnił doktorowi sytuację i razem wybrali się w drogę.  Mężczyzna drżał o życie przyjaciela.  Cieszył się, że znalazł go żywego. Dziękował Bogu za ocalenie.  Miał nadzieje, że teraz wszystko będzie dobrze.
                Diego został umieszczony w swojej sypialni. Ojciec cały czas był przy nim. Doktor po przyjeździe zbadał uważnie pacjenta, oczyścił i opatrzył rany. Następnie zwrócił się do starszego caballero.
                - Jego urazy są poważne. Do tego wycieńczenie organizmu... Ale ma wolę przeżycia.
                - Czy?...
                W głosie don Alejandro można było usłyszeć strach.
                - Nie mogę wiele powiedzieć. Najbliższe dni pokażą, czy przeżyje. Przykro mi przyjacielu. Proszę, abyś był dobrej myśli. Jest młody i silny.
                - Dziękuję.
                - Pamiętaj, aby delikatnie poić pacjenta. Na razie niewielkimi ilościami i ostrożnie.
                Lekarz żartobliwie pogroził palcem
                -Jeszcze raz dziękuję.
                Zebrani w salonie czekali na jakąkolwiek wiadomość. Zjechali się tutaj zaraz po tym jak wydobyli Antonio ze skalnej pułki.  Doktor po zejściu tam, przekazał te same wiadomości co de la Vedze. Wszyscy cieszyli się z odnalezienia Diego, oraz współczuli tragedii. Czuli się niezręcznie, więc szybko rozjechali się i przekazali dalej wiadomość o odnalezieniu zaginionego.
                W hacjendzie został tylko Antonio Valesco. Chodził nerwowo po salonie. Martwił się o swojego przyjaciela. Nie usłyszał jak Bernardo do niego podchodzi.  Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jego obecności. Służący próbował coś mu powiedzieć za pomocą gestów. Gdy nie został zrozumiany, rozejrzał się i szybko nakreślił w powietrzu " Z".
                - Zorro jest potrzebny?
                Bernardo kiwnął głową. Antonio zamyślił się.
                - Ktoś może połączyć zniknięcie Zorro z niemocą Diego.
                Nagle uśmiechnął się tajemniczo i zawadiacko.  Wpadł mu do głowy szalony  pomysł. 
                - Więc będzie trzeba spróbować go zastąpić. Pomożesz?
                Bernardo przytaknął i pokazał ukryte przejście  w szafie.
                -  Więc jest więcej przejść? - mężczyzna udawał  oburzonego. - Więc mi nie ufa.
                Zeszli do jaskini zamaskowanego banity. Valesco wdział czarny strój i maskę.  Przypiął szpadę i bat do boku. Tornado nie był zachwycony nowym jeźdźcem, ale po dłuższej chwili pozwolił dosiąść swojego grzbietu.
                Antonio szybko i sprawnie rozprawił się z komendantem i powrócił do jaskini. Cała przygoda tak mu się spodobała, że postanowił godnie zastępował przyjaciela. Znając w Hiszpanii młodego de la Vegę, mógł chociaż trochę go naśladować.
                Wujowi jego żony przypadła do gustu jego postawa. Cenił  oddanie wobec przyjaciela. Don  Benito Prieto  należał do caballeros, którzy trzymali się razem. Gdy pojawił się narzeczony jego małej bratanicy, obawiał się jak Hiszpan nie odnajdzie się w ich tradycjach. Gdy okazało się, że jest przyjacielem młodego de la Vegi,  zaufał mu.  Skoro młody mężczyzna w Madrycie okazał szacunek koloniście, to uszanuje panujące w Kalifornii prawa.
                Antonio każdą wolną chwilę spędzał w hacjendzie de la Vegów, aby doglądać Diego i wesprzeć jego ojca. Luiza nie była zachwycona postawą męża. Dopiero co zostali małżeństwem, a mało czasu spędzali razem. Inne donie i donny próbowały wyjaśnić jej, że to postawa godna caballero. Mieszkańcy sąsiednich hacjend też zjawiali, aby wesprzeć don Alejandro i spytać o stan zdrowia jego syna.
                Alejandro prawie nie opuszczał sypialni Diego. Nawet spał na krześle przy jego łóżku. Co jakiś czas płakał.  Strach o życie syna nie opuszczał mężczyzny. Od czasu do czasu przemawiał do swojego nieprzytomnego dziecka.
                - Diego, synu... Wiem, że moja uwagi mogły cię zranić... Mogłeś zacząć podejrzewać, że wstydzę się ciebie.
                Głos mężczyzny drżał.
                - To nie prawda. Jesteś moim dzieckiem i jestem z ciebie dumny.
                Położył swoją prawą dłoń na lewej ręce młodego de la Vegi.
- Mogłeś źle odebrać moje wyrzuty. Mogłeś pomyśleć, że wstydzę się ciebie.
               Jego głos łamał  się.
                - Jesteś moim synem i zawsze będę stał po twojej stronie, wspierał w twoich postanowieniach. Tylko obudź się synu... Proszę. Nie chcę cię stracić. Kocham cię Diego.