środa, 29 marca 2017

Ponowne spotkanie wrogów cz I




Najpiękniej jest walczyć i zwyciężać, ale również dobrze jest walczyć i szlachetnie przegrać
Lucy Maud Montgomety

Człowiek mądry posiada przewagę nad innymi nie tyle
w wybieraniu rzeczy dobrych, co w unikaniu rzeczy złych
Hegezjusz

Te opowiadanie nawiązuje do filmów z serii Bibliotekarz, a w szczególności do Bibliotekarz: Tajemnica włóczni i serialu Bibliotekarze, ale historia została całkowicie stworzona prze ze mnie

Biblioteka - magiczne miejsce, gdzie przechowuje się magiczne artefakty (np. Włócznia Przeznaczenia, Arka Przymierza, Korona Króla Arthura, Jabłko Niezgody) Istnieje w przestrzeni międzywymiarowej, ale jest zakotwiczona w Portland Oregonie, a kiedyś wejście znajdowało się w Nowym Yorku w Bibliotece Miejskiej. Jest dobrze zaopatrzona w książki, które przydają się podczas szukania artefaktów i walki ze złem. Istnieje od stuleci.
Bibliotekarz - pracuje w magicznej Bibliotece. Jego zadaniem jest chronienie świata przed złem i poszukiwanie magicznych artefaktów.
Księga Wycinków -  księga, która pokazuje artykuły mówiące o wydarzeniach, gdzie wystąpiła magia.
Aneks - Niezależny interfejs Biblioteki, gdzie dozorcą jest Jenkins. W nim jest dostęp do wszystkich książek, ale nie artefaktów

Bohaterowie:
Flynn Carsen -  wieloletni Bibliotekarz, mąż pułkownik Eve Baird Carsen,  przyjaciel Jenkinsa,   Cassandry i Ezekiela Jonesa i Jacoba Stone. Posiada 22 stopnie akademickie, spędzając 16 lat             na studiach. Jest najdłużej żyjącym na swojej posadzie. Żona jest jego Strażniczką.



Pułkownik Eve Baird Carsen - Strażniczka w Bibliotece. Jej zadaniem jest chronić Bibliotekarzy,  których też jest przyjaciółką, tak jak Jenkinsa. Jest żoną Flynna., a wcześniej służyła w NATO i walczyła z terrorystami. Zdobyte w wojsku umiejętności przydają się jej w nowej pracy





Jenkins/ Galahad - Obecnie opiekun/ dozorca Aneksu do którego zakotwiczono Bibliotekę.  Był  rycerzem Okrągłego Stołu i jest nieśmiertelny. Stulecia spędził w miejscu swojej pracy. Z czasem zaprzyjaźnił się z Bibliotekarzami i Strażniczką. Udziela im informacji, kiedy są na misjach. jest wsparciem merytorycznym.





Cassandra Cilliam Jones - Jedna z trzech nowych Bibliotekarzy, przyjaciółka Jenkinsa , Eve i Flynna, Jacoba, żona Ezekiela. Przed przybyciem do Biblioteki była dozorcą w szpitalu. Była inteligenta i miała guz mózgu, który został usunięty operacyjnie już pracując z przyjaciółmi. Ma nadprzyrodzoną umiejętność liczenia. Może wszystko policzyć, a nawet przekazać myśli



Ezekiel Jones - Jeden z trzech nowych Bibliotekarzy,  przyjaciel Jenkinsa, Eve i Flynna, Jake'a.  Przed    przyjęciu pracy był dobrze znanym  i świetnym złodziejem. Jest mężem Cassandry.



Jacob Stone - Jeden z trzech nowych Bibliotekarzy, przyjaciel Eve i Flynna, Jenkinsa, Cassandry i         Ezekiela. Wcześniej pracował na platformie wiertniczej blisko swojego rodzinnego domu. Studiował historię i sztukę. Na początku prace naukowe pisał pod pseudonimem



Cal/ Excalibur - legendarny miecz króla Arthura, przyjaciel Flynna. Na początku nie przepadali za sobą.Przebywa w Bibliotece. Lata i komunikuje się z ludźmi. Rany zadane tym mieczem nie goją się.  Nazwę Cal wymyślił Carsen. Szkolił przyjaciela w szermierce. Razem pojedynkują się.


Edward Wilde- Był Bibliotekarzem przed Flynnem, który zajął jego miejsce po domniemanej śmierci. Tak naprawdę przeszedł na złą stronę, dowodził Bractwem Węża i chciał zdobyć Włócznię Przeznaczenia. Był pierwszym rywalem wtedy jeszcze niezdarnego Carsena.



Nicole Noone - była Strażniczka. Pierwszym jej podopiecznym był Wilde, a po jego domniemanej  śmierci chroniła Carsena. Z oboma miała romans.






Ponowne spotkanie wrogów
                Pułkownik Eve Carsen, Cassandra i Ezekiel Jones oraz Jacob Stone znaleźli się w jednej z nowojorskich kamienic. Księga Wycinków wysłała ich tam, ponieważ w okolicy zniknęło kilka osób. Dowiedzieli się, że ci wszyscy interesowali się nowym właścicielem budynku, w którym się znajdowali.  Wejście nie było zbyt dobrze zabezpieczone i bez problemu dostali się do środka.
                W pierwszym mieszkaniu znajdowało się centrum dowodzenia wraz z monitoringiem. Było tam dwóch potężnych mężczyzn ubranych w czarne materiałowe spodnie i białe koszule. Na lewym przedramieniu mieli tatuaże z wężem. Byli zaskoczeni. Grupa była pewna, że po pokonaniu Dulaque'a Bractwa Węża przestało istnieć, a teraz okazało się, że działają. Spojrzeli po sobie. Zastanowili się, kto tym razem dowodzi nimi.
                Carsen i Stone wpadli do pokoju i zaatakowali obu mężczyzn. Sprawnie ogłuszyli ich i związali. Eve zdjęła prześcieradło i znalazła nóż. Pocięła materiał i zakneblowała usta związanych. Postanowili dowiedzieć się o co chodzi, obserwując kamery. Na głównym ekranie zobaczyli sypialnię w szkarłatnej barwie, dużą dębową szafą i  ogromnym małżeńskim łóżkiem.
                Na nim leżał związany Flynn Carsen, a nad nim pochylała się i ponętnie uśmiechała się dobrze umięśniona blondynka ubrana w skąpą, czerwonokrwistą bieliznę. Na jej szyi wisiał złoty wisiorek przedstawiający węża na długim łańcuszku. Coś do niego mówiła, ale nie słyszeli tego. Strażniczka zaciskała mocno pięści z zazdrości.
                Widziała, jak ściągnęła z niego marynarkę, a potem  kamizelkę. Miała ochotę ich namierzyć i rozdzielić parkę. Nie poświęcała mężowi tyle czasu, co kiedyś. Pochłaniała ją dwu i pół letnia córeczka Charlene i praca. Cassandra odwróciła oczy od ekranu. Eziekiel usiadł przy klawiaturze i sprawnie uruchomił głos. Usłyszeli władczy ton z lekkim flirtem. 
                -...  Przyłącz się do nas Bibliotekarzu. Razem możemy zdobyć świat...
                Otarła dłonią krew z jego warg. Dopiero wtedy obserwatorzy dostrzegli, że mężczyzna ma podbite okno i rozciętą wargę. Blondynka mogła być w jego wieku, albo starsza.
                - Ciągle masz wokół siebie magię. Czas ją wykorzystać... Do tego moglibyśmy spędzić wspaniałe chwilę...
                - Nie możesz nikomu ufać. Tutaj wreszcie będziesz mógł mieć przyjaciół. Zacząć naprawdę komuś ufać.  Naprawdę ufasz Judsonowi, który ciągle coś przed tobą ukrywa?
                Flynn przełkną gulę. Naglę uśmiechnął się do nieznajomej.
                - Chcesz ze mną być? Rządzić światem?
                Znowu nachyliła się nad nim i szeptała mu coś do ucha. Pułkownik miała ochotę rozszarpać rywalkę, zastrzelić ją. Nie wiedziała gdzie znajduje się mieszkanie, w którym rozgrywała się cała sytuacja, co jeszcze bardziej ją rozwścieczało
                - Przypieczętujmy układ?
                Flynn zaskoczył prawie nagą kobietę. Sięgnęła po maczetę, leżącą przy zagłówku i sprawnie rozcięła więzy. Uwolniony złapał ją za ręce i przewrócił ją na plecy. Znalazł się na górze. Przyciskał ją do łoża i parzył w jej oczy. Jones i Stone mieli ochotę go zabić, za to co robił swojej żonie. Oboje stanęli przy pułkownik, która zbladła Złapali ją mocno. Bali się, że mimo swojej siły może zemdleć, albo sobie coś zrobić. Złodziej poprosił ją.
                - Odwróć wzrok. Tak będzie lepiej. Nie patrz na to.
                Nie przyniosło to efektu.  Wpatrywała się w monitor, jak zaczarowana. Nie zwracała uwagi na to, co się dzieje wokół niej. Flynn prawą ręką złapał medalion i zerwał go z szyi blondynki odrzucił. Upadł na krawędź mebla, ale nie spadł.
                Kobieta zaczęła mrugać, a po chwili spojrzała na swojego towarzysza i odepchnęła go gwałtownie. Mężczyzna upadł na plecy. Szybko podniósł się i ustał. Wyglądał na zadowolonego z siebie.  Szykowała się do ataku. Roześmiał się
                - Nicole? To nie tak. Wiesz, gdzie jesteś?
                Rozejrzała się. Była nieufna wobec nieznajomego.
                - Skąd znasz moje imię?
                - Podałaś mi je.
                Zeskoczył z łóżka.
                - Jesteśmy w siedzibie Bractwa Węża.
                Przez jego twarz przeszedł grymas złości. Podniósł szlafrok  i podał go kobiecie. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jest bez ubrań. Szybko założyła podomkę.
                - A ty?
                Wypiął dumnie pierś i podniósł głowę.
                - Jestem Bibliotekarzem.
                Spojrzała na niego niepewnie. Z jego tonu od razu wiedziała, że porusza się po świecie magii z którym w przeszłości miała styczność.
                - Bibliotekarzem?
                Wyjął chusteczkę z kieszeni i rozejrzał się
                - Ha.
                 Ucieszył się. Dał dwa kroki, uniósł naszyjnik i pokazał blondynce.
                - Miałaś mnie zwerbować do Bractwa, ale on nie wie, że już mam ukochaną.
                - Nie pracuję z nimi - krzyknęła z oburzeniem. - Nigdy nie przyłączyłabym się do Bractwa po...
                Urwała. Nie chciała zdradzać, że miała coś wspólnego z Biblioteką. Nie ufała mu.  Wyciągnął ku niej artefakt.
                - To spowodowało, że byłaś posłuszna. Jest pełen magii
                Udała zaskoczenie. Usiadła po turecku
                - Magia? Magia nie istnieje.
                Uśmiechnął sie jeszcze szerzej.
                - Nigdy też nie byłaś strażniczką? Nie chroniłaś dwóch Bibliotekarzy? Nie zrezygnowałaś z pracy, bo miałaś tego ostatniego za niezdarę?
                Tym razem naprawdę była zaskoczona. Jego współpracownicy, który obserwowali wszystko na ekranie odczuli to samo.  Szybko wyprostowała nogi i zeszła z posłania. Stanęła na przeciwko niego
                - Skąd..
                - Poznaliśmy się w samolocie lecącym do Ameryki Południowej. Wyskoczyliśmy nad Amazońską Puszczą. Siedziałaś koło mnie. Nie chciałaś ze mną rozmawiać, a ja bez przerwy mówiłem. Byłem ciekaw co się stało z moim poprzednikiem. 
                Już wiedziała kim był nieznajomy. Patrzyła na swojego byłego podopiecznego, ale nie pamiętała jego nazwiska. Była w szoku. Zmienił się przez te lata. Spoważniał, zmężniał. Zmienił się też jego sposób ubierania. Stał się elegancki. Nie poznałaby go na ulicy.  
                 Chociaż były rzeczy, które się nie zmieniły. Nadal za dużo gadał.  Dziwiła się, że jeszcze żyje. Dawała mu kilka miesięcy życia po swoim odejściu. Nie chciała widzieć, jak doprowadza do swojej zguby. Przeżył wiele lat. Od zerwania i odejścia z pracy tylko na początku o nim myślała. Nawet zapomniała jego imienia.
                Obserwatorzy byli w szoku. Mieli przed sobą poprzedniczkę Eve.  Zastanawiali się, co on planuje i jak namierzył kobietę.  Rozważali czy powinni się wtrącić. Pułkownik wściekała się na męża za jego przymilanie się do kobiety. Cassandra nie wiedziała co myśleć.  Jake'owi spodobała się sztuczka odwrócenia uwagi. Eziekiel skupił się na namierzeniu kamer. Panowie cieszyli się, iż mężczyzna nie dopuścił się zdrady.
                Rozejrzał się. Pod ściągnął dostrzegł swoją  torbę. Podszedł do niej i włożył naszyjnik. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym oprócz łóżka i szafy nic nie było.
                - Bractwem kieruje niebezpieczny człowiek. Jeśli chcesz przeżyć, to musisz mi zaufać
                - Dobrze...
                Próbowała sobie przypomnieć jego imię, ale bez skutku.  Od razu domyślił się, że  nie pamięta, jak się nazywa. Nie miał zamiaru jej uświadamiać, tym bardziej, że była dla niego tylko wspomnieniem. Wiedział, iż będzie mógł spokojnie odwrócić się do niej plecami.  Szukał przedmiotu, którym mógłby zaatakować napastników.  Podejrzewał czego będą od niego oczekiwać. Nie miał zamiaru oddać            Włóczni Przeznaczenia.
                - Nie jesteś przypadkową ofiarą. Z grobu powrócił Edward Wilde. Dlatego tutaj jesteś.
                Była w szoku. Pamiętała, jak ten drań zginął przygnieciony złotą kopułową repliki  Wielkiej Piramidy. Został pokonany przez jej świeżo upieczonego i niezdarnego podopiecznego.
                - Ale on...
                - Nie żył. Wiem.  Ale powrócił. Niedobitki Bractwa sprowadziło go z powrotem do świata żywych.  Może być nieśmiertelny, ale i na to znajdziemy sposób.
                Przykucnął i zajrzał po łóżko i wyciągnął szpadę. To go ucieszyło. Uśmiechnął się. Znowu zaczął się przechadzać. Miał stanąć oko w oko z pierwszym rywalem i swoim poprzednikiem. Czy do serca Strażniczki, czy na stanowisku. Dlatego nikogo nie wziął ze sobą.
                Nie chciał ich narażać. To dotyczyło jego przeszłości, pierwszej misji,  pierwszej przygody. To nie tak, że nie miał zamiaru dopuścić  bliskich do swojej przeszłości. Nie pozwoli Edwardowi ich skrzywdzić. Był gotowy na starcie.
                - Będę potrzebował twojej pomocy.
                - Skąd mam wiedzieć, że z nim nie pracujesz? Albo, że sam nimi dowodzisz i mydlisz mi oczy.
                Zastanowił się przez chwilę, gładząc swoją brodę.
                - To bardzo możliwe. Nie masz pewności.
                Zaczął klepać się po marynarce.  Intensywnie szukał notesu i ołówka, ale zachowywał spokój. Znalazł je i zapisał numer Jenkinsa i adres pod którym byli. Podszedł do niej  i podał kartkę i komórkę jednorazową.
                - Ukryj się w szafie. Jak okaże się, że jest nieśmiertelny zadzwoń pod ten numer i nie pozwól dojść rozmówcy do słowa, tylko poproś o Cala i podaj adres. Nic więcej. On będzie wiedział o kogo chodzi. Teraz ukryj się.
                Od razu dostrzegł nieufność w jej spojrzeniu. Podszedł do mebla i otworzył drzwi. Ukłonił się do samej ziemi i wskazał jej lewą ręką kryjówkę.
                - Zaryzykuj. I tak nie uciekniesz z tego mieszkania. Jest odpowiednio zabezpieczone. Drzwi są grube i z nowoczesnymi zabezpieczeniami. Możesz czekać na Wilde'a, albo spróbować go pokonać.  Nie będzie cię szukał, ponieważ jesteś pod zaklęciem. To znaczy on będzie tak myślał.
                Usłyszeli otwieranie , a po chwili zamykanie drzwi wejściowych do mieszkania. Oboje zlękli się. Spojrzeli z przerażeniem na siebie.
                - Pospiesz się.
                Weszła niezdarnie do kryjówki. Ledwie zniknęła, a Flynn złapał za szpadę, gdy do pokoju wszedł przywódca i właściciel kamienicy. Wyglądał na opanowanego. Bibliotekarz gotowy do walki nie zaskoczył go.
                - Gdzie Nicole?
                - Wyszła po coś do jedzenia.
                Carsen uśmiechnął się  ironicznie.  Wilde pozostał niewzruszony.
                - Myślisz, że mnie przechytrzysz? To nie takie proste. Moi ludzie pojechali do Biblioteki. Judson pewnie zmienił zabezpieczenia, ale ty mi je zdradzisz. Cena to twoje życie. Bibliotekarz nie musi ginąć za Bibliotekę i głupie ideały.  Możesz powiedzieć, jak ominąć zabezpieczenia , albo przynieść mi Włócznię Przeznaczenia.
                Flynn roześmiał się głośno.
                - A później pozbędziesz się mnie. Nie ma mowy.
                Jego zespół dalej przyglądał się całej sytuacji i zastanawiali się, co powinni zrobić. Mieli nadzieję, że myli się, co do zabezpieczeń. Eve liczyła na umiejętności swojego złodzieja, który nadal ustalał skąd idzie obraz.
                Wilde powoli tracił cierpliwość, ale ukrywał to. Nie miał zamiaru okazać słabości przed rywalem.
                - Wyjścia blokują pancerne drzwi na klucz, a nie szyfr. Wytrychem się ich nie otworzy. W oknach są kraty. Więc? Chcesz umrzeć z głodu? Czy dołączysz do nas?
                Ludzie zgromadzeni w centrum dowodzenia znali odpowiedź. Carsen był zbyt oddany pracy, która stała się jego życiem. Na razie byli bezradni. Gdyby biegali od mieszkania do mieszkania, mogliby zbudzić podejrzenia. Jones ustalił, gdzie znajduje się jego przyjaciel. Przyjął też wyzwanie nieznajomego. Nadal uważał się za najlepszego w swojej dziedzinie. W kieszeni miał podręczny zestaw złodzieja. Zabrał się do pracy. Rywale patrzyli na siebie
                -Nie bądź głupi, jak Bibliotekarz, który próbował mnie pokonać.

                Flynn uśmiechnął się szeroko i odezwał się arogancko, opierając się na orężu.

wtorek, 21 marca 2017

Spotkanie po latach cz. II

Znaleźli się w ciemnej, niebezpiecznej uliczce w sąsiedztwie Tamizy. To tam zginęła Elizabeth. Przymknął oczy i wrócił do tamtej nocy. Z Watsonem wydostali ją z prowizorycznej piramidy i przed zalaniem gorącym woskiem. Mieli spokojnie odejść, kiedy przed nim pojawił się Rathe i wymierzył w niego, ale  ukochana zasłoniła go własnym ciałem. 
                Gdyby nie ten szlachetny czyn, to by nadal żyła. Czuł się winny. Nie mógł wybaczyć sobie, że poświęciła się dla niego. To spowodowało dystans do kobiet. Nie dopuszczał do siebie wspomnień związanych ze śmiercią Elizabeth, chociaż wracały czasem w snach.  Zrobił krok w tył. Zerknął na ukochaną.
                - Przepraszam...
                Zrozumiała. Stanęła na przeciwko niego i dłońmi objęła jego twarz. Patrzyła z miłością.
                - Zrobiłabym to jeszcze raz, aby cię ochronić, abyś pokonał profesora Rathe. Nawet jeśli po latach. Tylko ty mogłeś go pokonać. Jesteś od niego inteligentniejszy.
                Mimo, że był duchem, miał wrażenie, że łzy płynął po jego policzkach. Uśmiechnęła się ciepło.
                - Nie smuć się. Dzięki tobie przeżyłam przygodę i dowiedziałam się, dlaczego wuj zginął... Nie wierzyłam w jego szaleństwo i że sam się zabił. Ty udowodniłeś moje podejrzenia. To była twoja pierwsza sprawa z Watsonem...
                Spojrzała głęboko w oczy Sherlocka.
                - Wiele osiągnąłeś. Uratowałeś życie wielu osobom. Guwernantce, którą chciała wrobić zazdrosna żona i matka, te małe dziecko, którego brat próbował otruć, tamtą nauczycielkę, która odziedziczyła majątek i próbowano zmusić do małżeństwa, czy kobietę, której ojczym posyłał jadowitego węża... Zrobiłabym to jeszcze raz, nawet gdybyś tyle nie osiągnął. Zrobiłam to z miłości. Kocham cię i to tylko się liczy.
                Przytuliła się do niego, a następnie pocałowała go.
                - Miej w pamięci tylko dobre chwile. Latającą  maszynę mojego wuja...
                Zamilkła. Coś ją zastanowiło.                                                                                                              
                - Co się stało z moim pieskiem Uncelem?
                - Watson zajął się nim. Zostali w szkole.
                - A co z maszyną?
                Spuścił wzrok.  Wiedział, że musi przyznać się do jej zniszczenia.
                - Rozbiliśmy ją... Spoczywa na dnie Tamizy.
                Wskazał miejsce, gdzie rozbili się z Watsonem.
                - Kiedy Rathe porwał cię, nie mieliśmy jak was gonić, a przecież odbudowaliśmy ją po ostatniej próbie twojego wuja...
                Spojrzał na nią łobuzersko i z dumą, podnosząc głowę.
                - Poleciała, ale nie umieliśmy nią wylądować i rozbiliśmy się na lodzie.
                Była przeszczęśliwa. To było dzieło życia Waxlathera.
                - A co z planami?
                - Spłonęły. Nigdy nie spróbowałem ich otworzyć.
                Wiedziała ile go kosztowała jej śmierć i rozumiała dlaczego nie odtworzył maszyny. Znowu posmutniała. Odsunęła się od Holmesa.
                - Wiem, że jeszcze jedno dręczyło cię przed zastrzeleniem. Kto nękał swojego brats i dlaczego wynajął zbira.  Musisz mieć pewność, że jest bezpieczny. Ostatni przystanek na trasie naszej podróży.
                Podała mu dłoń, aby go przekonać. Zastanawiał się, po co mu ta wiedza, kiedy już nic nie mógł zrobić. Z drugiej strony zostawił nierozwiązana sprawę. Podał jej rękę i przymknął oczy.
                - Patrz przed siebie.
                Szli po londyńskich ulicach. Znaleźli się na Pall Mall, ulicy gdzie mieścił się klub "Diogenes" i mieszkanie jego brata. Weszli do kamienicy na przeciwko mieszkania należącego do Mycrofta. Siedziało tam dwóch mężczyzn , których nie znał. Po ich ubiorze rozpoznał w nich urzędników. Niższy z nich zwrócił się do towarzystwa. Był wzburzony.
                - Musimy coś  zrobić Cooper. Holmes nie ugina się pod naszymi groźbami, a do tego aresztowano zbira, którego na niego nasłaliśmy. Dobrze, że wszystkie notatki kazaliśmy na bieżąco niszczyć... Nikt nas nie połączy z nim.  Nie maja szans, ale teraz musimy się pozbyć się go, aby nie narażać  się na zdemaskowanie. Znasz kogoś, kto będzie mógł upozorować wypadek i to szybko?
                Cooper uśmiechnął się szyderczo.
                - A nie lepszy jest będzie napad rabunkowy, czy włamanie zakończone śmiercią właściciela. To tylko drobny urzędnik., chociaż z drugiej strony...
                Zamyślił się. Coś od dłuższego czasu mu nie pasowało. Mycroft Holmes uchodził  za niższego urzędnika, ale zbyt ważne osobistości zaglądają do klubu  niedaleko jego mieszkania.
                Sherlock  patrzył się na nich z przerażeniem. Ktoś chciał się pozbyć jego brata, a on nic nie mógł zrobić.
                - Do tego  zdegradowano całe jego biuro - odparł drugi z mężczyzn. -  Nawet mój brat. Tylko on zachował posadę. To on musiał powiadomić o nieprawidłowościach.
                Wstał z fotela  i podszedł do okna. Uważnie rozejrzał się, wyglądając za zasłony, a potem je zasłaniając.  Zbliżył się do towarzystwa
                - Mój agent, ten który został aresztowany sporządził dla mnie kopię kilku ważnych dokumentów        
                Cooper wpadł na pewien pomysł. Wstał i nalał Sherry do dwóch kieliszków. Jeden z kieliszków podał wspólnikowi i zniósł toast.
                - Za Mycrofta Holmesa, zdrajcę najjaśniejszej nam panującej królowej  Wiktorii. Został zabity przez człowieka, który miał je kupić. Zdrajca zapomni zniszczyć zaszyfrowane listy, w których umawiał się z kupcem.
                Pomysł przypadł do gustu drugiemu z mężczyzn, który nienawidził brata Sherlocka,
 za to, że tylko on został na stanowisku. Jego brat kilka miesięcy po degradacji popełnił samobójstwo.  Podniósł swój kieliszek.
                - Za Mycrofta.
                Uznał, że towarzysz  znalazł genialne rozwiązanie. Nie tylko martwy, ale i zniszczony. To było więcej, niż marzył.
                Holmes chciał się na nich rzucić, ale był tylko duchem. Nie mógł nic zrobić, tylko pozwolić, aby tamci zabili i zhańbili jego brata. Nie chciał do tego dopuścić, ale nie wiedział, co zrobić. Nie mógł nikogo powiadomić o tym, co widział. Żałował, że to zobaczył. Wolałby pozostać nieświadomy losu Mycrofta.  Czuł jakby jedna łza spłynęła po jego policzku.
                Elizabeth ściskało w klatce piersiowej na widok ukochanego. Rozumiała jego żal, wściekłość i bezradność. Zrozumiała, iż nadeszła ta chwila. Przygnębiło ją to, ale nie mogła go zatrzymać. Stanęła przed nim. Dotknęła jego podbródka i nakierowała jego głowę, aby patrzył na jej usta.  Głos jej drżał.
                - Pamiętaj, że nie jesteś winny mojej śmierci... Twój brat cię kocha. Zależy mu na tobie i nie tylko jemu. Jest też dobry, stary Watson... Dbaj o siebie.
                Nic nie rozumiał z tego, co mówiła. Dał krok w tył. Patrzył na nią, czekając na wyjaśnienia. Milczała.
                - Ale...
                - To nie twój czas Holmesie.
                Jej oczy zalśniły.
                - Obiecałeś mi, że się spotkamy w lepszym świecie i dotrzymałeś obietnicy. Teraz ja obiecuję tobie, ze jeszcze się spotkamy i wtedy będziemy  razem na wieki.
                Uśmiechnęła się do niego ciepło i pocieszająco.  Podeszła i pocałowała go szybko w usta. Rozkoszował się smakiem  jej ust, gdy poczuł ostre i gwałtowne  szarpnięcie. wszystko zaczęło wokół niego wirować. Po chwili zapadła ciemność. Obudził się, czując zimno.
                Szybko poderwał się do pozycji siedzącej.  Przez chwilę nie wiedział gdzie jest. Czuł potworny ból w okolicy serca. Łapczywie próbował zaczerpnąć powietrza. Ktoś krzyczał. Rozejrzał się, chociaż spotęgowało to jego cierpienie.  Zdał sobie sprawę, że tego wieczora już tu był. Krzyk wydobywał się z gardła patologa, a Lestrade zamarł
                Krew spływała po plecach detektywa - konsultanta . Wszystko wskazywało na to, że żyje.  Zakręciło mu się w głowie. Stracił dużo krwi, a serce przez pewien czas pracowało bardzo wolno. Na szczęście przerażony inspektor podbiegł i potrzymał go. Następnie położył na stole. Podniesionym głosem i rozkazującym tonem zwrócił się do towarzysza.
                - Przynieś jakieś opatrunki i to szybko.
                Patolog  przestał się wydzierać i przyniósł prześcieradła, które  sprawnie pociął na szerokie paski. Nic innego nie miał. Udało się zatamować krwawienie.  Nie mieli środków przeciwbólowych.  Sherlock był na pół przytomny. Jego mózg zarejestrował, iż  Lestrade cały czas do niego przemawiał. Mówił coś o cieszeniu się, że on żyje.
                 Dowiedział się, iż od dwóch godzin  mieli go za zmarłego. Zastanawiała się, czy spotkanie z Elizabeth było prawdziwe. To był ułamek sekundy. Wiedział.  Spotkał się ze swoją utraconą ukochaną. Skupił się na tym, co widział i słyszał. Policjant cały czas przemawiał do niego, ale nie słuchał.
Zrozumiał co ma do zrobienia. Mógł jeszcze ocalić brata. Zerwał się, wstał i zwrócił do inspektora.
                - Wiem kto chce zabić Mycrofta Holmesa i gdzie są. Mamy tylko jedna szansę.  Próbował panować nad bólem, ale bez skutku. Syknął.  Miał płytki oddech i kręciło mu się w głowie. Starał się nie zwracać na to uwagi. Liczyło się tylko jedno. Lestrade martwił się o niego. Dla niego priorytetem było dostarczenie detektywa w odpowiedniejsze miejsce
                -Niech pan poda adres i jak tylko odwiozę cię do szpitala.
                Ostro zaprotestował.
                - Nie. Najpierw zajmiemy się przestępcami, a potem...
                Ponownie jęknął. Inspektor stracił cierpliwość i krzyknął na niego
                - Tobą musi zająć się lekarz. Zostałeś postrzelony. Prawie umarłeś i nadal możesz się wykrwawić.
                - Muszę...
                Nie miał sił, aby mówić. Wziął głęboki wdech. Jego głos był niski
                - Muszę ich złapać...Nie wiecie czego szukać.... Potem...
                Przedstawiciel prawa wiedział, że tracą tylko czas, a i tak Holmes postawi na swoim.  Zebrał swoich ludzi i w towarzystwie rannego udali się na Pall Mall. Obserwował bladość jego twarzy. Obawiał się jego omdlenia. Sherlock  wskazał im mieszkanie. Gospodyni wpuściła ich do środka. Mężczyźni byli zaskoczeni na jego widok. Holmes wskazał na Coopera.
                - Możliwe, że jeszcze ma kopie dokumentów z biura Mycrofta Holmesa.
                Wskazany wściekł się i próbował ratować się ucieczką.  Był to akt desperacji i rozpaczy. Na szczęście udaremniony. Holmes przyglądał  się całej sytuacji, opierając o ścianę przy oknie.  Był szczęśliwy, że jego brat jest bezpieczny. Nie  miał już sił. Jego prowizoryczny bandaż był przesiąknięty krwią. Zaczął tracić grunt pod nogami i upadł na ziemię. 
                Na początku nikt tego nie zobaczył. Dopiero gdy opuszczali salon, Lestrade zauważył, że nigdzie go nie widzi. Kiedy dostrzegł detektywa, podbiegł do niego. Odetchnął z ulgą, kiedy wyczuł puls. Wraz z konstablem zawieźli go do szpitala. Nigdy przed nikim by się do tego nie przyznał, ale cieszył się, że Sherlock Holmes żył.
                Rankiem pojechał odwiedzić jego brata w klubie Diogenes. Czuł się tam nie na miejscu i niepewnie, ale maskował to.  Powiadomił urzędnika, że osoby odpowiedzialne za szantaż zostały aresztowane. Zobaczył strach w jego oczach, chociaż zachowywał sztywną postawę.  Ręce mu lekko drżały.  Obserwował, jak podchodzi do oknai obserwuje ludzi z udawanym zainteresowaniem. Wiedział, że próbuje ukryć emocje.
                - A co z mordercą mojego asystenta?
                Inspektor lekko uśmiechnął się.
                - Prawdziwy wczoraj wieczorem znalazł się w celi, a pan Holmes...
                Urwał. Nie wiedział, jak mu powiedzieć o nocnych wydarzeniach.
                - Został postrzelony. Jest w szpitalu miejskim.
                - Dziękuję.
                Czuł się jeszcze bardziej niezręcznie. Pożegnał się i szybko wyszedł. Mycroft zebrał się i pojechał do brata. Bał się o niego. Po przybyciu do szpitala, pielęgniarka zaprowadziła starszego Holmesa do sali, gdzie leżał Sherlock. Pochylił się nad nim i odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że miarowo oddycha.  Przysunął krzesło i spędził na nim resztę poranka.
                Koło południa młodszy z Holmesów podniósł powieki. Ciągle w jego myślach  była Elizabeth i jej nauka. Zrozumiał ją. Pokazała mu, że nie jest sam i powinien myśleć o osobach z jego otoczenia.  Wołałby dołączyć do ukochanej, ale musiał jeszcze trochę poczekać. Dopiero po chwili zobaczył człowieka, który z troską trzymał go za dłoń.
                - Hej Mycroft.
                - Sherlock.
                Urzędnik znowu odetchnął z ulgą.
                - Jak się czujesz?
                - Nie najlepiej.
                Młodszy z mężczyzn skrzywił się z bólu. Nie miał jeszcze sił na rozmowę. Patrzyli na siebie przez chwilę, a potem zasnął. Przespał jeszcze dwanaście godzin. Kiedy się obudził,  Mycrotf nadal był przy nim. Uśmiechnął się lekko.
                - Hej... Wszystko jest w porządku.
                - Widzę.
                 W głosie urzędnika było słychać ironię, ale i poczucie winny.  Detektyw zignorował to. Nie miał ochoty na kłótnię. Obiecał sobie przeprowadzić tą rozmowę, gdy nabierze sił.
                - Wolałbym, aby moja gospodyni i Watson...
                - Prowadzisz śledztwo w południowej części Szkocji. Byłem w twoim mieszkaniu. Spakowałem ci wszystko, co będzie ci potrzebne.
                Cieszyło go, że czasem myśleli  podobnie. Szybko dochodził do siebie. Po kilku dniach opuścił szpital i pojechał w rodzinne strony na wypoczynek . Stamtąd wysłał telegram do przyjaciela. Oczywiście nie okłamał Watsona. Dwa dni po przyjeździe w okolicy doszło do brutalnego morderstwa. Ze stajennym z posiadłości i towarzyszem dziecinnych zabaw znaleźli sprawcę. 
                Jako dzieci interesowali się każdym przestępstwem i próbowali przekonać policję do jego wniosków.  To w tych stronach prowadził swoje pierwsze śledztwa doprowadzając  do szału swoich rodziców.  Czasem z przyjacielem psocili w okolicy. Nikt z nimi nie zadzierał.  Teraz mieszkańcy traktowali go z szacunkiem, nie rozpoznając w nim tamtego niesfornego dziecka.
                Kiedy wyjeżdżał, czuł nowe siły i był gotowy do powrotu. Rana przestała mu dokuczać. Towarzysz odwiózł go na stację i z żalem żegnał. Po usadowieniu się w przedziale pociągu jadącego do Londynu, zajrzał do gazet. Szukał zagadki dla siebie. Do dworca dojechał późnym wieczorem. Na stacji czekał Mycroft, który towarzyszył mu w drodze do jego domu, wspominając dawne czasy.
                Kiedy stanął na przeciwko kamienicy, w której mieszkał, zobaczył palące się na górze światło. Wyciągnął klucze i wszedł do korytarza, a potem wspiął się na piętro.  W salonie siedział  jego przyjaciel. Przez chwilę obserwował jego postać w fotelu, skupioną na książce.  Postawił torbę na podłogę.
                - Wróciłeś Watsonie.
                Mężczyzna  podskoczył gwałtownie, a potem spojrzał w stronę drzwi. Odetchnął, a potem ucieszył.
                - Holmes.  Przestraszyłeś mnie.  Pewnie jesteś głodny.  Zajrzę do pani Hudson.
                Zszedł na dół, a po chwili przyniósł tacę.
                - Przyniosłem zimny kawałek  pieczeni i herbatę.
                - Wyśmienicie.
                Detektyw usiadł i posilił się. Opowiedział o swojej sprawie, nie pomijając powiązania z miejscem. Doktor słuchał z uwagą i podziwem.  Potem rozeszli się do swoich sypialni. Minęło parę tygodni. Holmesowi już dawno nie dokuczała rana. Ładnie się zabliźniła. Siedział w swoim fotelu i przeglądał monografię dotyczącą badania próbek krwi. Nagle wpadł wściekły i blady jego przyjaciel.
                - Dlaczego mi nie powiedziałeś?
                Podniósł głowę i zlustrował go. Zobaczył złość i strach w jego oczach. Oddychał ciężko, co oznaczało, że wbiegł po schodach, ale nie ulicą. Przyjechał dorożką. Jedyna osoba, która mogła mu powiedzieć o jego "śmiertelnym" postrzale był inspektor Lestrade. Nie miało sensu niczemu zaprzeczać.
                 Warga lekko mu drgnęła. Nie zapomniał o tym, co czuł po śmierci. Nie umiał sobie z tym poradzić. Siedziało to w nim, ale nie miał zamiaru nikomu o tym mówić. Nie chciał przyznać się do swojej słabości. Nie tylko przed ludźmi, ale też przed sobą. Bał się, że nie zapanuje nad swoimi emocjami, których zazwyczaj nie dopuszczał do głosu.
                - Nie było potrzeby. Sytuacja była opanowana.
                Watson zbliżył się do niego. Podniósł głos
                - Sytuacja opanowana? Trafiłeś do kostnicy. Twój puls był niewyczuwalny. Do tego od razu zająłeś się pracą.
                - Nie.  To tylko wersja dla niewtajemniczonych.  Nie chciałem, aby ktoś się dowiedział.
                - Mógłbym być przydatny. Jestem lekarzem. Chyba, że wątpisz w moje umiejętności medyczne...
                Sherlock zaczął irytować się.
                - Nie o to chodzi. Martwiłbyś się.
                Zaszokowało to doktora. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
                - Holmes?
                Nie odezwał się. Nie miał zamiaru opowiadać Watsonowi o spotkaniu. Zastanawiał się, czy pamiętał szkolne czasy i Elizabeth. Otrząsnął się i udał się do sypialni. Więcej nie poruszyli tego tematu. Sherlock i Mycroft nie odbyli rozmowy na temat poczucia winy starszego z mężczyzn. Nic się nie zmieniło. Detektyw nie zmienił swojego stylu, ale stał się ostrożniejszy.
                Pojechał jeszcze raz do domu rodzinnego i przeszukał swój pokój. W najciemniejszym kącie znalazł portret Elizabeth Hardy, który dostał krótko przed poznaniem Johna Watsona. Usiadł na łóżku i rozpłakał się. Płakał przez parę godzin. Po powrocie na Baker Street postawił go przy swoim łóżku, aby co rano mógł się jej przyglądać. To była jego słabość, która miała pozostać  tajemnicą.
               

Koniec