Rzeczy Amy zmieściły się w trzech kartonach i trzech walizkach. Wszystko umieszczono w bagażniku wynajętego samochodu. Na tylna kanapę załadowali śpiącego Baracusa. Allen oddała klucze do mieszkania i w milczeniu ruszyli na lotnisko. Wszystko sprawnie zapakowali do samolotu, aby po chwili już kołować i zbić się w powietrze. Od razu obrali kurs na dom.
Amy towarzyszyła Murdockowi w kabinie. Wpatrywała się w pilota z o wiele za szybko bijącym sercem. Rozpływała się z radości, że siedziała obok niego. Kapitan czuł spojrzenie dziennikarki na sobie, czerwieniąc się. Widział, że coś dręczyło jego przyjaciółkę oraz zszytą ranę. Zauważył też zmianę w jej zachowaniu, mimo tak krótkiego spotkania. To nie była ich Amy i miał zamiar ją chronić.
Smith i Peck rozsiedli się w części pasażerskiej. W ciszy próbowali poradzić sobie z sytuacją i emocjami nimi targającymi. Nie patrzyli na siebie, tylko w okna. Pułkownik spojrzał na swojego porucznika i zaczął przyglądać się mu uważnie. Zobaczył bijącą od niego radość i wesołość, którą próbował ukryć. Uśmiechnął się, wyciągając cygaro.
-Cieszysz się, że żyje.
-Jasne, że tak Hannibal. Jest naszą przyjaciółką i naszym dzieciakiem.
-Członkiem Drużyny A.
Blondyn przytakną, ale nie spojrzał na dowódcę, aby nie stracić panowania nad sobą.
-Już nie wypuścimy ją z kraju.
Znowu zapadła krępująca cisza. Hannibal planował zabierać kobietę na misję, gdy poczuje, że była gotowa wrócić do ich przygód. Zerknął na porucznika i przez chwilę patrzył, jak zaciskał pięści. Znał jego myśli. Tak jak on, chciał wiedzieć, co wydarzyło się Amy, a nawet dopaść tych, którzy ją skrzywdzili. Wyjechali tylko dlatego, że dziennikarka była najważniejsza i chcieli ją zabrać do domu. Zawsze mogli wrócić i dokonać zemsty. Chciał go uspokoić.
-Powie, kiedy będzie gotowa, a wtedy zajmiemy się tym.
Smith wykluczył napad na tle seksualnym i tortury przynajmniej fizycznie. Peck odezwał się drżącym głosem.
-Została ranna. Uczyliśmy ją godzić się z niebezpieczeństwem, ale to nie zawsze pomaga...
Irytował się coraz bardziej, kontynuując swój wywód.
-Ona jest przerażona., Na pewno zauważyłeś jej zszytą ranę na skroni. Otarła się o śmierć. Można pogodzić się ze swoim spotkaniem oko w oko z śmiercią, ale nadzieja i strach też jest. Tym bardziej kiedy nie stajesz do walki, tylko możesz biernie czekać. Ale najgorzej jest, kiedy widzi się, że ktoś z przyjaciół prawie umiera, albo umiera...
Templeton nagle zamilkł i skupił wzrok na śpiącym Bosco. Nie chciał tego wszystkiego powiedzieć, ale wyrwało mu się. Nie lubił mówić o tym, co czuł. Hannibal wiedział ile to go kosztowało. Miał tylko nadzieję, że nie zamknie się w sobie. Musiał trzymać rękę na pulsie.
Do tego martwił się o Amy, która była jedną z nich, ale nie widziała tyle okropności, co oni. Wojna to straszne miejsce, przepełnione przemocą, bólem, strachem i bezradnością. Hasła propagandowe miały się nijak do przerażającej rzeczywistości. Można było nabawić się znieczulicy. Na szczęście jego chłopcy pozostali empatyczni, ale to nie ułatwiało im pracy. Tylko gdyby ją stracili, mogliby zejść na złą drogę.
Musiał też ustrzec przed tym dziennikarkę. Znieczulica mogłaby ją zniszczyć. Gdyby nie jej dobre serce, nie podjęliby się roboty w Nowym Jorku. Mieli pomóc ludziom ciężko pracującym od których żądano haraczu za tak zwaną “ochronę”. Ona i Buźka pojechali przygotować wszystko do misji. Kiedy wszyscy na ulicy zostali zastraszeni i zrezygnowali z zatrudnienia Drużyny A, nie zawiadomiła ich. Chciała im pomoc, mimo ich poddania się.
Musiał porozmawiać z Peckiem, ale samolot to nienajlepsze miejsce i z tym też musiał zaczekać. Oboje zamilkli. Templeton z powrotem zaczął wpatrywać się za okno, a po pewnym czasie jego powieki stały się ciężkie i zasnął. Po półgodziny z kabiny wyszła Amy i usiadła z przodu. Smith wstał i przysiadł się do niej., ale nie odezwał się. Czekał tylko kilka minut i usłyszał drżący głos kobiety.
-Kiedy koło mnie latały kule, bałam się, że to koniec...
Zawahała się. Nawet nie spojrzała na towarzysza.
-Działałam pod przykrywką przez kilka tygodni...
Trzęsła się ze zdenerwowania, a Smith objął ją po ojcowsku.
-Jedna z kul prawie mnie zabiła. Zabrakło...
Hannibal widział, że zaczynała hiperwentylować w ataku paniki. Musiał ją uspokoić.
-Nie myśl o tym. Przeżyłaś i to najważniejsze...
Postanowił sobie lekko zażartować, przybierając wesołą minę.
-Spójrz na nas. Gdybyśmy przeżywali każdy raz, kiedy któryś z nas prawie zginął, skończylibyśmy w pokoju z Murdockiem...
Allen spojrzała z niedowierzaniem na starszego mężczyznę, a po chwili jej wargi uniosły się w lekkim uśmiechu. To taki naturalny żart dla ich pułkownika, ale to pozwoliło chociaż trochę rozluźnić napięta atmosferę. Smith pogładził ją pocieszająco po plecach.
-Wiem, że to nie jest łatwe. Nawet mnie zdarzają się koszmary...
-Nie mogę spać w nocy.
-Miałaś wsparcie? Ono jest najważniejsze podczas pracy pod przykrywką.
Amy wyrwała się z objęć przyjaciela i spojrzała na niego ze srogim spojrzeniem.
-Buźka często pracuje sam.
-Zawsze gdzieś jesteśmy w pobliżu i ruszymy mu na pomoc. Gdyby naprawdę zadanie przerosłoby któregoś z nich, nie naciskałbym. Wiem, kiedy po prostu tylko narzekają, ale dadzą razem.
-Możecie na siebie liczyć.
-Zawsze.
Wiedziała o tym. Razem stawali do walki, a w razie potknięcia mogli liczyć na wzajemną pomoc. Murdock i B.A. mieli rzadką i tą samą grupę krwi. Sama była światkiem, jak raz przetaczano ją z pilota do sierżanta. Murdock zawsze starał się pozostać w cieniu, aby go nie złapali, ale jeśli chłopaków zwinięto, ruszał im na ratunek. Kiedy sytuacja między przyjaciółmi zaogniała się, wkraczał Hannibal i swoim autorytetem zaprowadzał porządek, a nawet dodawał otuchy. Zaskarbił sobie ich zaufanie i robił wszystko, aby go nie straci. Buźka i Hannibal podtrzymywali fantazje Murdocka, a B.A. sprowadzał go na ziemię. Ona tam była sama. Rozpłakała się. Smith objął ją ponownie i przytulił.
-Już dobrze. Jesteś bezpieczna z nami.
Peck przebudził się i usłyszał płacz. Rozejrzał się i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że to Amy płakała. Serce mu się krajało. Nie mógł na to patrzeć. Cichutko wstał z fotela i na palcach przeszedł do kabiny pilota Usiadł w fotelu obok najlepszego przyjaciela starając się zapanować nad współczuciem, strachem i wściekłością.
-Jak tam Murdock?
-Otaczają nas miękkie obłoki.
Wargi Pecka drgnęły w lekkim uśmiechu. Murdock nie zdawał sobie sprawy z tego, co przeżyła Allen. Przynajmniej tak myślał Templeton, ale H.M. odezwał się.
-Martwię się o Amy. Myślę, że spotkało ją coś strasznego.
Murdock dostrzegł roztrzęsienie kobiety. Peck pomylił się i musiał uspokoić go.
-Hannibal się tym zajmuje.
-Albo ktoś ją uderzył, albo ktoś do niej strzelał. Widziałeś zszytą ranę na jej skroni.
Buźka patrzył, jak pilot zaciskał pięści na sterze, co go zaniepokoiło. Musiał go uspokoić.
-Murdock?
-Teraz jej nie puścimy. Nie damy jej znowu skrzywdzić.
-Oczywiście.
Przyjrzał się twarzy bruneta i zamarł. Na niej oprócz troski zobaczył coś jeszcze. Zaczął podejrzewać, że Murdock zakochał się w Amy. Nie wiedział, co powinien zrobić. Jak wesprzeć przyjaciela. Dlatego postanowił porozmawiać z Hannibalem, który na pewno będzie wiedział, co zrobić.
Reszta lotu minęła spokojnie. Amy uspokoiła się i poczuła bezpiecznie. Zasnęła, siedząc u boku zbiegłego przestępcy, najemnika, weterana, dowódcy Drużyny A. Baracus dalej smacznie spał w narkotycznym śnie. Murdock i Peck rozmawiali o chmurach, lataniu, Billy’m, o ostatniej misji, gdzie Hannibala poniosło.
Tylko Smith cały czas rozmyślał. Jako na dowódcy na jego barkach spoczywała duża odpowiedzialność i pośrednio szczęście członków Drużyny A. Musiał podjąć odpowiednią decyzję. Mógł rozdzielić zakochanych, bo w teorii ten związek nie miał szans. Czuł, że Amy posłuchałaby jego sugestię, aby nie zbliżała się do nich, a w szczególności od ich kapitana.
Nie mógł przewidzieć, jak ten związek wpłynąłby na ich pilota. Miał wielkie wątpliwości, a czuł, że tak wiele zależało od niego. Mógł też rozbić ich Drużynę. Gdyby Murdock chciałby odejść za Amy, nie zatrzymałby go. Z drugiej strony powinien troszczyć się o całą czwórkę. W jego głowie panował mętlik, nad którym starał się zapanować. Po wylądowaniu nieśpiący z ulgą wysiedli z maszyny, ciesząc się ciepłym powietrzem. Wszystkie rzeczy dziennikarki przenieśli do pojazdu Baracusa zaparkowanego na lotnisku. Buźka wyciągnął B.A-ia i posadził go w jego Vanie z przodu, obok kierowcy, w którego wcielił się Hannibal. Pozostali zajęli miejsca z tyłu, aby po chwili mknąć po ulicach.
Czarnoskóry wielkolud obudził się i nie wiedział, gdzie znowu był, ale wiedział, że znowu wsadzili go do samolotu. Dopiero po chwili rozpoznał swój ukochany Van. Wściekł się kazał się zatrzymać, ale prowadzący nie miał takiego zamiaru, tylko dodał więcej gazu, co jeszcze bardziej zirytowało rozdrażnionego sierżanta. Baracus wykrzykiwał, aby uważali na jego wóz, bo jeśli go uszkodzą to tego pożałują i że ich zmiażdży.
Siwowłosy mężczyzna nic sobie z tego nie robił z gróźb. Nieraz je słyszał. Pozostali zaczęli podejrzewać, że pułkownik kompletnie oszalał, ale nie odezwali się. Nagle Van zatrzymał się, Buźka natychmiast otworzył drzwi, a pasażerowie z tyłu uciekli najszybciej jak mogli. Z bezpiecznej odległości obserwowali sytuację, aby w razie czego jednak wkroczyć, ale wiedzieli, że czarnoskóry nie skrzywdziłby żadnego z nich.
B.A. rzucał się z łapami do kierowcy, a ten próbował go uspokoić. Hannibal przypomniał mu, że chodziło o Amy i zrobili to dla niej, aby jak najszybciej znalazła się bezpiecznie w kraju. Obrażony Baracus wyskoczył z pojazdu i obszedł go dookoła sprawdzając, czy nie został uszkodzony. Spode łba spojrzał na wysiadającego Smitha, który uśmiechał się. Zaprosił wszystkich do swojego mieszkania.
Weszli do skromnie urządzonego mieszkania. Murdock pojechał po jedzenie, a reszta rozsiadła się na kanapie, aby pooglądać mecz baseballowy. Chłopaki starali skupić się na grze, a Amy przysnęła na ramieniu Buźki. Ten uśmiechnął się, aby po chwili przenieść ją do gościnnej sypialni. Po powrocie pilota ustalili, że Amy zostanie u Hannibala, gdzie miała mieć ciszę i spokój. Murdock poszedł obudzić Allen, ale tak słodko spała, że pozwolił jej spać.
Jedli w czwórkę, spoglądając na siebie, ale nie rozmawiając. Peck obiecał dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, co się wydarzyło w Dżakarcie. Chcieli pomóc przyjaciółce stanąć na nogi po tym co przeżyła. Cieszyli się, że żyła, ale byli też zmęczeni. Spanie w samolocie nie należało do najlepszych, tym bardziej kiedy głowę zaprzątały inne myśli. Jedynie B.A był wyspany po środkach nasennych. Pożegnali się i rozeszli się. Buźka obiecał odwieźć przyjaciela do szpitala. Hannibal zastanawiał się co zrobić, aby pomóc Amy. Czy dać jej spokój, czy wciągnąć ją w kolejną, niebezpieczną przygodę. Musiał też dowiedzieć się, jak strzelanina na nią wpłynęła. Zmęczenie jednak wzięło górę i zasnął na kanapie.
Amy obudziła się jako pierwsza. Nie wiedział, gdzie była. Czuła ogarniającą ją panikę. Opuściła pokój rozglądając się. Odnalazła salon i zobaczyła śpiącego Smitha. Uśmiechnęła się, przypominając sobie jak chłopaki zjawili się w jej dżakarckim mieszkaniu i zabrali ją z powrotem do Stanów. Mogła czuć się bezpiecznie, bo znajdowała się w mieszkaniu. Znalazła koc i okryła go. Po cichu wycofała się do kuchni.
Zajrzała do lodówki, ale nic tam nie było. Na blacie leżały pudełka z chińskiej knajpy. Pewnie kolacja, przed którą zasnęła. Przeszukała szafki, ale tam też nie znalazła nic z czego mogła coś ugotować. Nie miała co się dziwić, była w mieszkaniu żołnierza i kawalera. Zdała sobie sprawę, że pierwszy raz od kilku wyszła ze swojego “bunkru”. W korytarzy znalazła swoją torebkę, a w niej notes i komórkę. Zadzwoniła do Daddley’a.
-Daddley, słucham.
-Tu Amy.
Usłyszała głośny krzyk pełny radości.
-Amy? Żyjesz? Nic ci nie jest?
-Nie, wszystko w porządku
Zapadła krępująca cisza. Daddley wyszeptał po chwili.
-Myślałem, że nie żyjesz.
-Dlatego wysłałeś list.
-Od razu, jak usłyszałem, że zginęłaś w strzelaninie. Chciałem dotrzymać danego ci słowa dziewczyno.
Allen słyszała łamiący głos mężczyzny.
-Dziękuję. Przyjaciele zabrali mnie do domu. Jestem w Stanach.
-Szkoda . Będziemy za tobą tęsknić.
Poczuła ciepło rozlewające się po sercu. Też będzie tęskniła za przyjaznym małżeństwem, ale to nie był jej świat.
-Też będzie mi was brakowało, ale jestem w domu i z moją rodziną.
-Cieszę się. Nie zapomnij o nas...
Usłyszał hałas
-Muszę kończyć. Hannibal się obudził. Pa.
Szybko rozłączyła się i schowała komórkę. Zajrzała do salonu i zobaczyła, jak przeciągał się. Na palcach wróciła do kuchni i zabrała się do parzenia kawy, wiedząc jak chłopaki potrafili marudzić w wolne dni. Najbardziej Buźka, bo uwielbiał się wylegiwać i nie należał do rannych ptaków. Odgrzała też chińszczyznę. Usłyszała za sobą kroki. Wyciągnęła z szafki kubek i nalała do niego kawy. Odwróciła się w stronę gospodarza wyciągając w jego stronę parujący napój.
-Cześć Hannnibal. Wyspany
Kiwną głową biorąc kawę.
-Dzięki. Co z twoim mieszkaniem?
-Wynajmuję je.
Uśmiechnął się. Peck wpadł
-Możesz zostać tak długo, jak chcesz. Chociaż za jakiś czas zmienię mieszkanie. Może wtedy to ty znajdziesz coś ciekawego.
Wiedziała, że nie zagrzewali nigdzie dłużej miejsca. Ścigała ich żandarmeria, więc pozostając gdzieś zbyt długo mogli wpaść. Jej ulubiony oszust podszywał się pod innych, włamywał się do apartamentów pod dłuższą nieobecność ich właścicieli. Zjedli razem śniadanie, a potem Amy przekonała Hannibala, że powinni zrobić zakupy, bo nic nie miał do jedzenia. Następne dni należały do spokojnych. Każdy zajmował się sobą. Peck wpadł dwa razy niby coś zapytać Smitha, ale tak naprawdę sprawdzał, jak Amy.
Allen unikała ich obu, a najbardziej Hannibala. Nie chciała z nim rozmawiać o liście, który mu wysłała. Przyjechali, bo myśleli, że nie żyła Jeszcze nie powiedział pozostałym o jego treści, ani nie próbował z nią rozmawiać. Bała się, że po jakimś czasie opamięta się i pogoni ją, albo zacznie trzymać blisko siebie, aby trzymać ją z daleka od Murdocka. Chciała też wrócić do normalnego życia, a nie myśleć o tym, co przeżyła. Jej przyjaciele nie raz potrafili się podnieś po nawet najgorszych ciosach i powinna tego się od nich nauczyć. Odwiedziła redakcję Los Angeles Courier Express, gdzie redaktor naczelny zapewnił ją, że jego wybitna dziennikarka miała gdzie wracać.
Smith szybko rozszyfrował kobietę i jej obawy. Kochała Murdocka, ale bała jego reakcji, tak jak i innych. Chciał dać jej czas i pozwolić samej zacząć rozmowę. Wierzył, że kiedy będzie gotowa to przyjdzie do niego i porozmawia. Tylko nic nie poszło zgodnie z planem. Widząc, jak zamykała się coraz bardziej postanowił działać, ale w swój niepowtarzalny sposób.
Nakłonił Amy , aby obejrzeli sobie film, a nawet pozwolił go jej wypożyczyć. Amy przyniosła “Nieoczekiwaną zamianę miejsc” z Danem Aykroydem i Eddiem Murphym. Wpadli też chłopaki przynosząc popcorn, piwo i chińszczyznę. Oglądając razem dobrze się bawili. Murdock cały czas żartował, co irytowało B.A-ia, który mu odgrażał się. Pozostali tylko uśmiechali się obserwując ich i film. Po seansie Buźka miał zabrać Murdocka do siebie i dopiero rano odwieźć do szpitala. Baracus miał ich odwieźć. Amy i Hannibal zostali sami. Kobieta nie ruszyła się z kanapy, tylko myślała, Mężczyzna przysiadł się do niej popalając cygaro, kiedy usłyszał.
-Szkoda, że życie to nie film
-Mylisz się.
Amy spojrzała na towarzysza denerwując się. Bała się, że przez przypadek zaczęła rozmowę, którą chciałaby jak bardziej przełożyć w czasie. Hannibal kochał wprowadzać lekki zamęt u swojej ofiary. Uśmiechnął się przyjaźnie.
-W filmach zakochani po perypetiach, a nawet latach wyznają sobie miłość albo dostają drugą szansę. Albo jedna ze stron odchodzi, aby druga mogłaby być szczęśliwa. A może to z tobą byłby najszczęśliwszy?
Nie lubił mówić o swoich uczuciach, ale Amy go potrzebowała. Potrzebowała akceptacji Drużyny A, aby otworzyć się i działać. Zależało jej na opinii przyjaciół. Chciał, aby zaznała szczęści, tak samo jak Murdock. Łatwo mógłby odsunąć od siebie zakochanych, tylko czy to okazałoby się dla nich naprawdę dobre? Podjął trudną decyzję.
-Przemyśl to Amy. Nie kieruj się zdaniem innych, tylko swoim sercem. Może ucieka ci szansa...
Zaciągnął się dymem z cygara.
-Przemyśl to.
Wiedział, że potrzebowała przestrzeni, aby rozważyć jego słowa. Bez słowa wyszedł z mieszkania i udał się do pralni pana Lee, gdzie miał swój kąt. Allen nie wiedziała, co o tym myśleć. Hannibal sugerował, aby spróbowała wyznać swoje uczucia ich obiektowi. Na razie musiała poradzić sobie z traumą, bo nie mogła tego zrzucić na i tak niestabilnego pilota. Najpierw musiała otrząsnąć się po strzelaninie.
Amy następnego dnia wróciła do pracy w swojej redakcji, gdzie koledzy i koleżanki przyjaźnie ją przywitali. Redaktor naczelny został uprzedzony przez kolegę z Dżakarty o jej złym stanie psychicznym. Zrozumiał, dlaczego tak nagle wróciła do kraju. Ostrzegł innych, aby nie pytali o jej pobyt w Dżakarcie. Przydzielał jej spokojniejsze tematy i sporo rozmów.
Inne podejście postanowił zastosować Smith. Po głębszych przemyśleniach uważał, że obchodzenie się z Amy jak z jajkiem mogło tylko pogorszyć jej stan. Chciał wciągnąć ją w kolejną szaloną przygodę. Znalazł już klienta, ale szykował ostatnią próbę przed przyjęciem zlecenia. W akcję zaangażował całą czwórkę. Zaproponował Allen o odegranie roli i ku jego zaskoczeniu długo tego nie robił. Prawie od razu zgodziła się.
Wieczorem dziennikarka wystroiła się i razem wybrali się pod teatr. Niepewnie stanęła przy filarze w długiej, prostej, ale zarazem eleganckiej błękitnej sukni, a po jej ramionach spływał niebieski, tiulowy szal. W lewej ręce trzymała srebrną kopertówkę, a prawą poprawiła koka. Czekała na sygnał, a jej serce biło szybko ze strachu. To jej pierwsza misja od strzelaniny i nigdy nie wiedziała, co mogło się wydarzyć. Słyszała jak w pobliżu Buźka i B.A. opieprzali Hannibala za włączenie jej do misji. Łzy zebrały się w kącikach jej oczu. Czuła, że już nie uznawali jej za członka Drużyna A, bo była dla nich za słaba. Nie chcieli jej. Starała się ich nie słuchać, a skupić na zadaniu
Po dziesięciu minutach wśród tłumu dostrzegła mężczyznę z czerwonym goździkiem w klapie. To na niego czekała. Musiała się uspokoić i wziąć się w garść. Czuła wzrok chłopaków na sobie., więc byli cały czas w pobliżu Wzięła głęboki wdech, ale to nie uspokoiło jej nerwów. Słyszała wokół siebie niemające miejsca strzały. Czuła się, jakby znowu stała przed biurem gubernatora a wokół piekło. Spojrzała w stronę drugiego filara i zobaczyła srogie spojrzenie Hannibala. Człowieka, który dał jej szansę na przygodę i poznanie Drużyny A i ukochanego. Był dowódcą i wymagał posłuszeństwa.
Wzięła kolejny głęboki wdech i ruszyła do akcji. Szturchnęła cel i zaczęła wydzierać się na całe gardło, że próbował wyrwać jej torebkę. Zaskoczony mężczyzna odskoczył i próbował coś powiedzieć, ale cały czas krzyczała o złodzieju. Nagle pojawił się wiekowy policjant, który skuł niedoszłego złodzieja i zaprowadził do stojącego nieopodal radiowozu. Mimo jego protestów wsadził faceta. Potem sam wsiadł do samochodu i przekazał przez radio, że aresztował złodzieja.
Mężczyzna z goździkiem próbował tłumaczyć, że tylko wpadł na kobietę, spiesząc się na spektakl, który miał się zacząć za kilka minut. Nerwowo spoglądał na zegarek. Miał się tam spotkać z Drużyną A. Zależało mu na nim, bo chciał prosić ich o pomoc dla sterroryzowanego przez rodziców brata. Jego nazwisko było znane w świecie wyższych sfer, ale nie miał zamiary z tego skorzystać, aby wydostać się z kłopotów. Był niewinny i nie mogli mu udowodnić przestępstwa, którego nie popełnił. Bał się, ale nic nie mógł zrobić. Minuty mijały, a mu nie udawało się przekonać do siebie przedstawiciela prawa.
Przedstawienie trwało dziesięć minut, a mężczyzna z goździkiem nadal siedział w aucie. Załamał się, podejrzewając, że kontakt opuścił salę i zawiadomił najemników, że się nie zjawił. Stracił ostatnią deskę ratunku i czas. Czwarty dzień wytrwale podążał za uzyskanymi wskazówkami zaczynając od pana Lee kończąc na spotkaniu ze starym marudnym taksówkarzu. Powinien chronić brata zamiast tracić czas.
Policjant ani razu nie spojrzał na tył, bo i tak zablokował drzwi. Popalał cygaro i obserwował otoczenie, słuchając aresztowanego. W lusterku widział jego nerwowe ruchy i ciągłe zerkanie na zegarek. Na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, kiedy wreszcie odwrócił się.
-Szukasz Drużyny A?
Facet na tylnej kanapie zamarł. Niedowierzał w to, co usłyszał. Zastanawiał się skąd wiedział o jego próbach kontaktu z najemnikami. Policjant wysiadł i otworzył mu drzwi.
-Wysiadamy.
Ze strachem opuścił radiowóz. Koło nich zatrzymał się czarno-szary Van z czerwonym paskiem. Z przodu wyskoczyli wysoki blondyn i czarnoskóry facet z irokezem. Z tyłu pojazdu wysiadł najpierw brunet, a następnie ku zaskoczeniu zatrzymanego wyszła kobieta w błękitnej suknie sprzed teatru. Policjant zdjął czapkę i uśmiechną się przyjaźnie.
-Znalazłeś Drużynę A.
Zaczął przestawiać swoich ludzi w kolejności, jak wysiadali.
-Tempelton Peck, B.A. Baracus, szalony Murdock, Amy Allen a ja jestem Hannibal Smith.
Zobaczyli radość w oczach klienta.
-Naprawdę? Sławna Drużyna A?
Przytaknęli radośnie. Wszyscy wpakowali się do Vana pozostawiając przy krawężniku skradziony radiowóz. Zabrali mężczyznę do swojego świeżo wynajętego magazynu. Wojsko nie miało jeszcze szans na odkrycie ich kryjówki. Na miejscu zapalili jedno, niewiele dające światło. Usiedli przy niewielkim stole. Drużyna przyjrzała się korpulentnemu brunetowi z wąsem
-Mówiłeś panu Lee, że twój brat ma kłopoty.
Klient przytaknął.
-Nazywam się Charles Moore. Nasi rodzice to bogaci i wpływowi ludzie. Nawet policję mają w kieszeni...
Zawahał się.
-Są despotyczni i chcieli, abyśmy się im podporządkowali. Wszystko musiało iść pod ich dyktando. Wszyscy musieli robić to, co chcieli. Nawet my, ich dzieci. Podporządkowałem się im i dzisiaj zasiadłem w radzie nadzorczej ich firmy. Rodzice wybrali mi nawet żonę...
Peck niedowierzał w to, co usłyszał. Nie mógłby spotykać się z kobietą, którą mu ktoś wybrał. Spojrzał na pilota i zauważył, że on też w to niedowierzał. Tak samo jak B.A. i Hannibal.
-Mój brat się buntuje rodzicom, a oni go terroryzują. Zamykają w domu, biją, wyzywają, więzią go. Robią z niego ćpuna i przestępcę. Oskarżyli go o kradzież. Nie ukradł tych pieniędzy.
-Jesteś pewien? - zapytał Tempelton. -Mógł chcieć uciec i potrzebować pieniędzy.
-Dziwne jest to, że ojciec trzymał sto tysięcy w domowym sejfie. Kiedyś najwięcej było tam sześćdziesiąt. Nigdy więcej. Do tego żadne z nas nie zna szyfru i nikt poza ojcem i sprzątaczką nie może wejść do gabinetu. Mój brat został aresztowany, ale musieli go zwolnić, bo nie mieli przeciwko niemu żadnych dowodów. Ojciec cały czas zasadza się i chce go wsadzić do więzienia. Wtedy nie przyniesie większego wstydu naszemu nazwisku...
Mężczyzną targały silne emocje. Przepełniały go: gniew, frustracja i troska. Chciał chronić przed tragicznym losem.
-Powiedzieli mu, że jeśli poślubi wybraną przez nich kobietę, zacznie pracować w rodzinnej firmie. I podporządkuje się im, to zapomną o całej sprawie. Wiem, że znaleźli fałszywych światków...
W głowie Smitha zaczął tworzyć się plan. Najpierw musieli ustrzec brata klienta przed rodzicami i policją. Ostatnia sytuacja z dziennikarką dała mu pomysł, czując, że wszyscy zaprotestują, ale i tak postawi na swoim. Dowodził, a oni posłusznie mieli wykonywać rozkazy. Chociaż z posłuszeństwem bywało różnie, ale i tak robili, to co chciał. B.A. dostrzegł jego uśmiech.
-O nie. Hannibal złapał już fazę.
Wszyscy oprócz Charlesa roześmiali się. Pułkownika w tym stanie nic nie mogło powstrzymać i wiedzieli o tym.
-Mój brat jest sterroryzowany. Błagam o pomoc. Mam pieniądze.
Hannibal zaczął spoglądać na pozostałych członków Drużyny A, którzy po kolei kiwnęli głową. Przygryzł cygaro z zadowoleniem.
-Właśnie zatrudniłeś Drużynę A.
Moore ucieszył się na tą wiadomość. Podszedł i wyściskał ich wszystkich.
-Dziękuję. Dziękuję.
-Już dobrze. Ale najpierw trzeba odizolować twojego brata od rodziców.
Klient zastanawiał się, jak to zrobić, aby nikt się nie dowiedział. Dla swojego i brata dobra.
-Jeśli pomogę wyjechać Williamowi, rodzice domyślą się, że mu pomogłem. Będą go szukać i go znajdą.
-Mam inny pomysł.
Wszyscy spojrzeli na pułkownika, a jego ludzie obawiali się tego, co mieli usłyszeć. Peck zapytał z niepokojem.
-Jaki?
-William musi zginąć w wypadku.
Zamurowało ich.
-Co? -krzyknął Charles. -Mieliście mi pomóc, a nie zabijać brata.
-Spokojnie. To tylko sztuczka. Na szczęście w swoich szeregach mamy dziennikarkę. Bużka, potrzebuję kilka rzeczy.
-Jak zawsze - zaczął narzekać Peck. -Pewnie będziesz potrzebował ich na już.
-To dla ciebie żaden problem.
Smith uwielbiał droczyć się z blondwłosym przyjacielem. Sięgnął po notatnik, zapisał wszystko, co potrzebował. Wyrwał kartkę i podał ją swojemu porucznikowi. Ten przeleciał ją wzrokiem, marszcząc brwi.
-Wrak czerwonego Ferrari? Naprawdę? Innego samochodu nie mogłeś znaleźć? Czarny worek na zwłoki... Chcesz dostęp do kostnicy? … Biały puder, nowy zestaw do charakteryzacji, sztuczna krew, karetkę, trumnę, kierownicę...
Drogi samochód i dostęp do kostnicy go zaskoczyły, ale pozostałe rzeczy nie. Zbyt dużo razy spełniał zachcianki swojego dowódcy.
-Coś jeszcze?
-Nie. Na razie to wystarczy. Jutro zaczynamy. Weźmiesz aparat Amy?
-Jasne.
Zabrali się do omawiania najważniejszych szczegółów i działanie. Potem Baracus odwiózł klienta, Murdock pojechał zabrać radiowóz, a Peck zaczął zastanawiać się gdzie i jak to wszystko zdobyć. Smith musiał jeszcze przygotować parę szczegółów oraz omówić parę spraw z Amy, która miała odegrać najważniejszą rolę w całej awanturze. Widział jej przerażenie, czy to gdy stała za filarem, czy gdy postawił ją przed kolejnym zadaniem.
Nie robił jej na złość, nie potępiał, chciał tylko jej pomóc. Potrzebowała normalności i ich wsparcia oraz ramienia, na którym mogła się oprzeć. Najpierw miał zamiar postawić ją na nogi, a później sprawić, aby zakochani byli razem. Nie mógł działać za szybko, aby niczego nie spieprzyć. Dla nich, bo zasłużyli na swoje szczęście. Wszyscy jego chłopcy zasłużyli i gdyby mógł zrobiłby to dla każdego, ale na razie to dziennikarka i pilot potrzebowali wskazania im drogi. Rozmyślając o tym wszystkim położył się spać.
Rankiem tradycyjnie czekała na niego ciepła i świeża kawa. Amy pakowała potrzebny sprzęt do udokumentowania wypadku. Udzieliło się jej podekscytowanie Hannibala. Czuła się dobre, dużo lepiej niż dzień wcześniej. Smith zadzwonił do klienta i podał mu miejsce spotkania. Allen i Smith o dziewiątej wyszli przed budynek, gdzie czekała na nich laweta. Za niej stało rozbite Ferrari, a za kierownicą zadowolony z siebie Peck. B.A. miał przyjechać na miejsce “wypadku” swoim Vanem, a Murdock karetką. Hannibal wsiadł do radiowozu podstawionego w nocy przez Murdocka, a Amy do Corvette’y.
Pojechali na miejsce, gdzie miał zginąć William. Reszta Drużyny A czekała już na nich. Ściągnęli wrak z lawety i odpowiednio ustawili go przy drzewie, tak aby wyglądało, że dopiero w nie uderzył. Rozlali również benzynę. Hannibal i B.A. założyli policyjne mundury, a Peck i Murdock stroje pielęgniarzy. Akurat, kiedy skończyli na drodze pojawiło się kolejne czerwone Ferrari, a po chwili wysiedli z niego Charles i William Moore. Smith wyciągną cygaro, odgryzł końcówkę i je odpalił. Zaciągnął się ulubionym dymem, a potem zwrócił się do młodszego z przybyłych.
-Czy brat powiedział ci, co zamierzamy zrobić.
Młodszy z mężczyzn przytakną. Smith zabrał go do Vana i wraz z Amy zabrali się za charakteryzację. W tym samym czasie zabrał drugiego z mężczyzn na przejażdżkę lekko przerobionym radiowozem. Charles usiadł z tyłu, za kierowcą i ku zaskoczeniu przed zamontowaną kierownicą nie wiedząc, co planuje pilot. Ten nie miał zamiaru go ostrzegać. Wsiadając za kierownicę kazał pasażerowi zapiąć pasy, sam robiąc to samo. Jechali szybko mało uczęszczają drogą. Murdock nagle gwałtownie zahamował i oboje uderzyli głowami w kierownice. Kierowca sprawnie zapanował nad samochodem, więc bez problemu zatrzymał wóz.
Zanim pasażer otrząsnął się radiowóz ruszył i wrócili na miejsce “wypadku”. Wrak był obryzgany sztuczną krwią po stronie pasażera. Po tej samej stronie w przedniej szybie było pęknięcie po “uderzeniu głową” w nią. William siedział do połowy w czarnym worku. Charles miał niewielkie zawroty głowy, ale nie skarżył się. Mógł to wycierpieć, aby chronić brata. Dla niego nie było już nadziei, a nawet dobrze mu się żyło. Był szczęśliwy i chciał, aby on też był szczęśliwy. Murdock dostrzegł grymas bólu na twarzy mężczyzny. Pomógł mu dojść do wraku, obiecując zabrać go później do szpitala. William chował się do worka.
Amy wsiadła do Corvette’y, kiedy chłopaki ukrywali Vana. Ruszyła w stronę miasta. Ku jej zaskoczeniu minęły ją dwa samochody. Miała nadzieję, że Drużyna A skończyła ostatnie przygotowania, bo gdyby wezwano prawdziwą policję. Po kilku kilometrach zawróciła i wróciła na miejsce “wypadku”. Policja odgradzała miejsce wypadku taśmą, odsuwając gapiów. Przy Ferrari kręciło się dwóch ratowników. Wzięła głęboki wdech, po czuła się niepewnie. Miała ochotę uciec, ale Hannibal polegał na niej. Wzięła głęboki wdech, wyciągnęła aparat i przepustkę dziennikarską i ruszyła przed siebie.
Zaczęła fotografować miejsce “wypadku”. Skupiła się na wraku i rozchylonym, czarnym worku, z którego dostrzegała twarz “ofiary”. Drzwi karetki były otwarte. Uśmiechnęła się na widok dobrze znajomego pielęgniarza opatrującego rannego. Zrobiła kilka zdjęć, a jedno skupiło się na spokojnej twarzy Murdocka. Przyjrzała się twarzom wszystkich ze służb, a kąciki jej warg uniosły się. Wszystkim zrobiła zbliżenia na ich skupione twarze. Zabrano zwłoki i rannego jedną karetką. Hannibal puścił do niej oczko wsiadając do radiowozu. Próbowała czegoś się dowiedzieć od pozostałego, czarnoskórego policjanta, ale ten z szyderczym uśmiechem odprawił ją. Obiecała sobie, że w przyszłości zemści się na Wielkoludzie.
Pojechała z materiałami do redakcji, gdzie napisała artykuł, który ukazał się w popołudniowych wydaniach. Za to Peck dotrzymał słowa i odwiózł lekko skołowanego Charlesa do szpitala z jego przebranym bratem jako ratownicy wieźli go na oddział ratunkowy. W tym czasie Peck przeparkował karetkę. Smith i Baracus pojechali do państwa Moore, aby zawiadomić ich o wypadku ich synów i śmierci jednego z nich. Nawet zabrali ich do kostnicy i pokazali ciało Williama.
Murdock i Peck szykowali ciało do okazania, ale nie wiedzieli, jak ukryć funkcje życiowe. Ku ich zaskoczeniu do kostnicy weszła doktor Maggie Sullivan z szerokim uśmiechem i torbą lekarską. Przywitała się z chłopakami i Williamem. Poinformowała ich, że Smith poprosił ją o pomoc od razu, kiedy zgłosił się klient. Miała czas na zdobycie niebezpiecznej trucizny, jaką była Tetrodotoksyna. Mocno ryzykowali, ale Smith ją przekonał, a ona swojego nowego pacjenta. Był zbyt zdesperowany, aby uciec, że zgadzał się na wszystko, bo śmierć była lepsza niż życie w jego rodzinie.
Kończyli makijaż, kiedy usłyszeli głosy na korytarzu. Najgłośniejszy był B.A. Musieli ich powstrzymać przez chwilę. Peck założył fartuch i wyszedł. Zbliżył się do “policjantów” i powiedział im, że muszą zaczekać, ponieważ sekcja jednego z pacjentów przeciągnęła się. Poczekali na korytarzu do momentu, gdy wyszła do nich doktor Sallivan. Zaprowadziła do sali i pokazała ciało. Patrzyła, jak rodzice rozpoznali syna i ku jej zaskoczeniu nie okazali żadnych emocji. Spytali, czy mogą zobaczyć drugie swoje dziecko. Baracus miał ich zawieść do szpitala.
Zaraz po ich wyjściu Maggie zabrała się za przywracani życia. Podłączyła mu tlen i przy pomocy Murdocka i Hannibala przenieśli go do Vana i zabrali do mieszkania zajmowanego przez Buźkę. Blondynowi się to nie podobało. Wolał mieszkać sam, ale został zmuszony przez swojego szefa. Do tego mieszkał u niego jeszcze jego przyjaciel przebywający na szpitalnej przepustce.
Następnego dnia wszyscy mówili i opisywali o wypadku braci Moore i śmierci Williama. Charles miał tylko rozcięty łuk brwiowy i lekkie wstrząśnienie mózgu. Wraz z rodzicami opłakiwał zmarłego. Maggie wystawiła akt zgonu i napisała raport z sekcji zwłok dla policji. Policjanci przesłuchali poszkodowanego oraz sporządzili raport. Drużyna A narażała się coraz bardziej na zdemaskowanie, a Hannibala ponosiła faza. Amy pisała artykuły donosząc o nowych szczegółach wypadku.
Pogrzeb Wiliama Moore’a odbył się po trzech dniach przy otwartej trumnie. Zaskoczyło to członków Drużyny A, bo to było narażanie mężczyzny z powodu niebezpiecznej trucizny. Najemnicy wczuli się tym razem w pracowników domu pogrzebowego. Ukryli w trumnie niewielką butlę z tlenem. Słuchali pięknej i wzruszającej przemowy Charlesa. Rodzice siedzieli wtuleni w siebie, ale ich miny nic nie zdradzały. Zjawiło się też kilku znajomych oraz kilkoro dziennikarzy.
Po ceremonii zamknęli trumnę odkręcając tlen. Zabrali trumnę do karawanu i zawieźli na cmentarz. Odnaleźli kryptę rodziny Moore. Wnieśli trumnę do środka rodzinnej krypty i ustawili trumnę pod ścianą. Rodzina złożyła kwiaty na trumnie. Bliscy i przyjaciele pojechali na stypę do najdroższej restauracji. Charles obserwował obłudę rodziców i gotował się ze wściekłości. Rodzice robili wszystko na pokaz. Wiedział, że cieszyli się z pozbycia się problemu. Zaczął zastanawiać się, jak zareagowaliby, gdyby mu coś się stało. Po pozwoliło mu przejrzeć na oczy i zobaczyć jakimi okropnymi ludźmi byli jego rodzice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz