wtorek, 30 czerwca 2020

Koniec Drużyny A? cz. III

Koło godziny ósmej pułkownika obudził cichy hałas z oddali domu. Usiadł i nasłuchiwał. Miał wrażenie, że słyszał stukot kobiecych obcasów. Szybko zerwał się z łóżka, a spod poduszki wyciągnął pistolet i odbezpieczył go.  Powoli ruszyli do drzwi, aby nie zaalarmować włamywacza. Napiął wszystkie mięśnie, szykując się do ataku. Otworzył delikatnie drzwi i wychylił głowę. Niczego nie zauważył. Wyszedł z pokoju. Kroki było słychać od strony salonu, więc ruszył w ich kierunku.  Nagle usłyszał kobiecy krzyk. 
-Maggie? 
Rozluźnił się i opuścił broń. Przyszła jego “córka”, żona pilota i członek Drużyny A, chociaż bardzo rzadko z nimi pracowała, bo miała na głowie dwójkę pociech. Za to dostarczała im potrzebnych informacji, dzięki pracy jako dziennikarz. 
-Amy? 
Wszedł do salonu, gdzie stała brunetka w miętowej garsonce w średnim wieku. Dyskretnie odłożył trzymany pistolet na najbliższą szafkę. Zmartwiła się na widok bladego Hannibala z opatrunkiem na głowie, bo to rzadki widok.  
-Hannibal. 
Wiedział, że przeszył ją strach. 
-Co się stało? 
Uśmiechnął się, aby uspokoić dziennikarkę. 
-Drobny wypadek, ale misja wykonana i nikt inny nie ucierpiał.  
Zmarszczyła brwi.  
-Nikt? 
Dobrze znała dowódcę Drużyny A. Wiedziała, że bagatelizował swój uraz. Westchnęła. Nic nie mogła zrobić, aby to zmienić. Dostrzegła grymas bólu na jego twarzy. Ponownie uśmiechnął się, aby uspokoić “córkę”. Kiedy nie zjawiła się w szpitalu, czuł, że gdyby przebywała w mieście przyjechałaby, nawet mimo zakazu. Jej praca czasem wymagała kilkudniowego wyjazdu.  
Amy nerwowo prawą ręką założyła kosmyk za ucho. 
-W porządku. Zebrałam dobry materiał do artykułu. Po powrocie zaszyłam się w swoim mieszkaniu i nad ranem skończyłam.  
Podniosła z kanapy niewielkie pudełko owinięte w brązowy papier. 
-Dostałam je w prezencie, ale ja nie palę.  
To był szok. Przypomniało mu to drugi sen i szpital. Mężczyzna, którego nie znał,  twierdził, że razem napadli na bank w Hanoi z innymi nieznajomymi. Kiedy wychodził ze szpitala, Phillips powiedział coś podobnego, przynosząc pudełko cygar. Dziennikarka dostrzegła, że coś niepokojącego działo się z Hannibalem.  
Dostrzegła jego bladość i brak zadowolenia oraz eksytacji, która mu zawsze towarzyszyła po zakończonej misji. W jego oczach widziała rozpacz i chęć naprawienia czegoś. Zbyt dobrze go znała. Od dawna tworzyli rodzinę i udało się jej lepiej poznać tego tajemniczego i szalonego pułkownika. Smith odpakował pudełko i wyjął jedno cygaro, aby po chwili odgryźć końcówkę i je zapalić.  
Obserwował Amy, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie późną nocą w ciemnym zaułku, kiedy udawał bezdomnego pijaczka, a rankiem pana Lee z pralni. Wtedy zobaczył w niej waleczność i dobro. Pijaczkowi dawała pieniądze i przy tym nie poskąpiła, ale za to nie była przyjemna dla Chińczyka. Jako jedna z nielicznych udała się do szpitala psychiatrycznego, aby odwiedzić ich kapitana i spytać o jego kolegów z Wietnamu.  
Pamiętał tez jej minę, gdy zdała sobie sprawę kto siedział za sterami samolotu, którym lecieli do Meksyku. Uparła się, aby brać czynny udział w odnalezieniu przyjaciela. Szybko im zaufała, a nawet postanowiła dołączyć do ich drużyny.  Zarazili ją fazą. Stała się ich źródłem informacji i zaczęła być cennym członkiem w terenie. Nie raz musiała ruszyć im na pomoc. 
Czy to zabierając Murdocka ze szpitala, czy nie pozwalając aby samolot z nimi na pokładzie nie został skierowany do oceanu. Mieli spaść po skończeniu się paliwa, a Murdock nic nie widział po dostaniu się prochu do oczu.  
Zabrała broń strażnikowi i zastraszyła wszystkich w wierzy kontroli lotów. Pomogła też Murdockowi odbić ich z rąk Deckera i to nawet od dwóch do trzech razy. Znowu wrócił myślami do ich pierwszej przygody w Meksyku. Lecieli już do domu, Murdock siedział za sterami, a B.A. spał odurzony i przypięty. Zapytana, jak brzmi jej pełne imię i nazwisko dowiedzieli się, że Amy Amanda Allen, potrójne A. Uznała, że pasowała do ich Drużyny. 
-Hannibal. 
Głos Amy wyrwał go ze wspomnień. Zobaczył, że odpuściła i nie miała zamiaru o nic pytać. Zastanawiał się tylko na jak długo. Postanowił spróbować odwrócić jej uwagę. 
-Mam obudzić Maggie? 
Pokręciła głową 
-Nie trzeba  
Usiedli na kanapie. Dziennikarka rozejrzała się niepewnie. 
-A gdzie Tempi? U Kelly? 
Smith domyślił się, że Amy zostawiła swoją córkę pod opieką jego żony. Skoro Maggie i chłopaki ciągle przebywali w szpitalu, a dziewczynka mogła przebywać tylko u B.A-ia 
-Pewnie tak. 
Wstała, wyciągnęła komórkę i wyszła na patio, aby zadzwonić do pani Baracus, a po chwili wróciła. 
-Królewna jest u Kelly.  
Roześmiała się. 
-Co ze mnie za matka, skoro nie wiem, gdzie jest moja córka? 
Dołączył do niej. 
-A gdzie mój imiennik? 
-Wrócił do szkoły wojskowej. Jakiś tydzień temu. 
Rozsiedli się wygodnie i Amy zaczęła wypytywać o szczegóły ich ostatniej misji, zbierając materiały do kolejnego artykułu. Pamiętała tylko o umowie między nimi i że miała nie wspominać o ich udziale w całej aferze. Dziennikarka po dwóch godzinach pożegnała się i pojechała do Baracusów, aby zabrać do domu swoją najmłodszą pociechę.  
Pułkownik Hannibal Smith nie otrząsnął się po koszmarach, które doświadczył po urazie głowy. Ciągle śniły mu się zmasakrowane ciała całej trójki albo Phillipsi, którego nie znał, a twierdził, że służyli razem. Wtedy to brakowało mu bliskich jego sercu chłopaków. Szukał ich nawet w tamtej rzeczywistości.  
Wspomnienia przytłaczały go i sprawiały ból. Ogromny ból. Wiedział, że życie stracili tylko w jego koszmarze, ale mogło to wydarzyć się w każdym monecie. Misja poszłaby źle i doprowadziłby do ich śmierci. Przez lata spychał to na dno swojego umysłu. Liczyła się tylko faza i kolejna misja. Uwielbiał swoją pracę, ale czy powinien ciągnąć swoich ludzi na śmierć. 
Nigdy nie okazywał strachu, a nawet w najgorszych sytuacjach starał się zachować racjonalne myślenie, chociaż w niewielkim stopniu. Swoje emocje ukrywał za uśmiechem, swoją brawurowością, a nawet żartami. Troszczył się o nich. Nie zawsze mógł przewidzieć wszystkiego. Od lat cieszyli się wolnością, a nadal pracowali razem. Mieli rodziny, a nadal narażali się na ogromne niebezpieczeństwo.  
Zaczął zastanawiać się, czy powinien pozwolić im odejść, aby znaleźli dużo spokojniejsze zajęcie. B.A. mógł zostać mechanikiem, Buźka rozpocząć karierę księgowego, urzędnika, czy w jakimkolwiek biurze, gdziekolwiek by chciał, a Murdock mógłby latać o wiele więcej. Dzieci częściej widywałyby ojców, a ich żony nie martwiłyby się, że zostaną wdowami. Przychodziło mu to z trudem, ale postanowił rozwiązać Drużynę A.  
Podejrzewał, że na początku będą próbować go przekonać do zmiany decyzji i będą twierdzić, że dalej chcieliby wykorzystywać swoje umiejętności do pomagania bezbronnym i drażnienia się z przestępcami. Gdy już się przyzwyczają do nowej sytuacji powinni mu być wdzięczni i szczęśliwi.  Miał tylko nadzieję, że ich relacje nie osłabną, tym bardziej po poznaniu nowych współpracowników. Trzymali się razem przez wiele lat. Od kiedy stworzyli Drużynę. 
Mieli też innych znajomych i nie zawsze przebywali w swoim towarzystwie, ale pracując w różnych miejscach i do tego regularność czasu pracy może spowodować, że ich spotkania staną się bardzo rzadkie spotkania, ale wszyscy bezpieczni. Uznał, że kiedyś mu podziękują. Myślał o swoich podwładnych, a nie o sobie, ale musiał dobrze to zaplanować, a nie zwalić to im od razu na głowę. 
Wszyscy jego bliscy zauważyli zmianę jego zachowania i postępowania. Po tym, jak doszedł do siebie po urazach ruszyli na kolejną misję. Podczas niej starał się zachowywać się rozsądnie, co prawie skończyło się tragedią, a nawet przez chwilę zagroziło to sukcesowi ich pracy. Po raz pierwszy w ich karierze mogli zawalić misję bo zabrakło fazy. Hannibal gubił się oraz poszukiwał ciągle prostszych i spokojniejszych rozwiązań. Przez to grupa drani z którymi się mierzyli w ogóle się ich nie bali.  
Pojmali Murdocka i chcieli wyciągnąć informacje, ale i zabić powoli, więc zapanowali drastyczne tortury. Na szczęście Peck postanowił dowódcę do pionu, krzycząc na niego i żądając, aby wziąć się w garść. Smith szybko wymyślił plan, jak uratować pilota. Przybyli w ostatniej chwili.  Złoczyńcy zdążyli dopiero go przywiązać i przygotować potrzebne im narzędzia. Wszyscy wzdrygnęli się na widok pił mechanicznych, ręcznych, kabli, soli, obcęgi, zaciski, noże, duża balia wypełniona wodą oraz agregat. 
Murdocka znaleźli w niewielkim, pustym pomieszczeniu bez okien gdzie trzymali go przez cały dzień bez jedzenia i wody. Na szczęście nieszczęśnik szybko doszedł do siebie pod opieką Amy. Przez kilka następnych miewał koszmary i był trochę niespokojny. Smith bił się z poczuciem winy, a do tego obawiał się, że faza umarła bezpowrotnie. Czuł, że podjął słuszną decyzję. Sam też postanowił się wycofać, chociaż to miało być trudne, bo nie wiedział co ze sobą zrobić. 
Peck nie rozmawiał ze swoim dowódcą o tym, co się stało. Wiedział, że i tak nie zmusiłby go do jakikolwiek zwierzeń. Wszyscy nadal martwili się o niego i próbowali go pytać, co go gryzło, ale uparcie milczał. Dopiero po tygodniu od powrotu do domu zebrał chłopaków w swoim domu. Nie chciał, aby zobaczyli, ile ta rozmowa go kosztowała. Postanowił być twardy i stanowczy i nieugięty. Robił to dla nich. Obserwował ich, wiedząc o czym myśleli. 
Członkowie Drużyny A zastanawiali się, dlaczego ich zebrał. Smith zachowywał się tajemniczego i nie wiedzieli czego chciał. Jedyne, co nie zmieniło w ostatnim czasie się to nieodłączny element Hannibala, czyli cygaro. Chłopaki usiedli na kanapie, aby wysłuchać swojego dowódcę i z niecierpliwością czekali na dalszy rozwój wydarzeń.  
Maggie czuła, że coś się wydarzy. Napięcie wyczuwało się w powietrzu. Zabrała się za parzenie kawy, a B.A-iowi przygotowała szklankę zimnego. Baracus obawiał się podstępu, ale nie słyszał o żadnym nowym kliencie. Na razie starali się, aby ich dowódca nie znalazł żadnej osoby potrzebującej ich pomocy. Chcieli dać mu czas i wrócić do równowagi. Spoglądali na siebie, czekając na słowa pułkownika, zastanawiając się, co usłyszał. 
-Mam dla was ważną wiadomość. 
Smith przyglądał się spiętym twarzom swoich “synów” i serce mu się krajało, bo właśnie wbijał im nóż. Wziął głęboki odech. 
-Postanowiłem, że czas na emeryturę.  
Zaszokował ich. Tego się nie spodziewali. Nie wiedzieli, co się działo, ale obawiali się, że zostali bez dowódcy. Wpatrywali się w niego, a do ich uszu dotarł dźwięk rozbijających się naczyń. Odwrócili głowę w stronę hałasu i zobaczyli tak samą zszokowaną Maggie. Cała czwórka po chwili znowu wpatrywała się w Hannibala. Murdock zapytał niepewnie. 
-Co to oznacza dla nas? 
Pułkownik usłyszał strach w głosie kapitana, ale nie miał zamiaru zmieniać zdania, bo robił to dla dobra swoich chłopaków.  
-Jest wam potrzebna spokojna i stabilna praca, a nie pełna niebezpieczeństw.  
Jego podwładni i żona spojrzeli na siebie, nic nie rozumiejąc.  
-Rozwiązuję Drużynę A. 
-Jak to?- wyrwało się Peckowi. -Myślisz, że nie poradzimy sobie bez ciebie? 
Smith nie miał ochoty na dyskusje. 
-To rozkaz poruczniku.  Od dzisiaj szukacie innej pracy. 
Zanim ktokolwiek zagregował, Hannibal opuścił salon, a po chwili wyszedł z domu. Pozostali milczeli. Brakowało im słów. Spodziewali się raczej jego śmierci podczas misji niż tego. Murdock i Baracus automatycznie uznali, że dowództwo przejmie Peck, ze względu, że przez tyle lat pełnił funkcję prawej ręki Smitha. Nie wyobrażali sobie, że mogliby poddać się. 
Hannibal stał na podjeździe, ściskając wykradzione Buźce kluczyki od Corvette’y. Wsiadł do biało-czerwonego kabrioletu i ruszył do pralni pana Lee. Usiadł na pralce i wspominał awantury, które rozpoczęły się w tamtym miejscu. Między innymi spotkanie z Amy w przebraniu starego Chińczyka. Minęło tyle lat od ucieczki z Fordu Bragg. Najpierw zbiegowie, którzy postanowili wykorzystywać swoje umiejętności oraz talenty w dobrym celu. 
Na początku swojej drogi ustanowili parę zasad. Między innymi o zabijaniu i pomaganiu niewinnym i prześladowanym przez tych, co uważali się za lepszych od innych, tym którzy nie mogli polegać na przdstawicielach prawa. Smith jako dowódca sprawdzał klientów w przebraniu, aby upewnić się, że to nie żandarmeria ich przysłała. Potrafili to zrobić. Podczas głównego spotkania po upewnieniu się, że ktoś się na nich nie czil, przedstawiano klientowi całą Drużynę.  
Sam aranżował sytuacje i sprzyjające otoczenie, które miały wykluczyć podstęp Lyncha, Deckera albo osoby niemieszczące się w ich kryteriach. Naturalnie wyszło, że chłopaki podporządkowali się rozkazom swojego dowódcy jeszcze z czasów służby wojskowej. Czasem wyrażali swoje zdanie. Wszystko wykształtowało się podczas pierwszych miesięcy życia w biegu, pralnia, gdzie uciekł Hannibal. Budynek, jak i działalność stały się ich własnością pół roku po ucieczce. Właściciel przybytku podarował im go z wdzięczności za uratowanie życia. 
Smith przez chwilę zastanawiał się, jak to się wszystko zaczęło. Uciekli z więzienia i ukrywali się przed wojskiem. On, Buźka i B.A..  Nie wiedzieli, gdzie był ich pilot. Jedyne, co im powiedziano jeszcze w Fordzie to, że odesłano go do kraju i umieszczono w szpitalu psychiatrycznym. Smith zastanawiał się, jak sobie radził w nowym, ograniczonym otoczeniu. Czuł ogromną potrzebę, aby dowiedzieć się, czy wszystko w porządku z Murdockiem. Musiał tez wymyśleć, co dalej. Nie mogli tylko uciekać. 
Musieli z czegoś żyć. Na początku zdawali się na umiejętności Pecka. Zdobył dla nich nowe ubrania, jedzenie oraz tymczasowe lokum. Spotkanie z pewnym farmerem zmieniło ich życie na zawsze. Templeton  natknął się na niego w małym miasteczku w południowej części Kalifornii, wciskając mu, że był przedstawicielem przedsiębiorstwa przetwórczego. Udawał, że chciał wziąć od niego trochę plonów na spróbowanie i aby poddać je testom na jakość. Rolnik uwierzył mu i zabrał go na swoją farmę.  
Kiedy dojechali na miejsce, Pecka zdziwił brak pracowników. Zapytał o to gospodarza, a ten tylko wzruszył ramionami. Wyjaśnił, że miejscowy bogacz, chciał kupić ziemię od rolników, więc postanowił się ich pozbyć. Mieszkali tam od pokoleń i nie mieli zamiaru porzucać dorobku życia. Nie chcieli sprzedać, więc zaczęto ich nękać.  Powiedział, że wczorajszego dnia ostatni pracownicy odeszli.  
Templeton po powrocie do kryjówki ciągle myślał o tym, co usłyszał. Tym bardziej, że szeryf przymykał oczy na całą sytuację. Opowiedział o tym swoim przyjaciołom. W głowie Hannibala zrodził się plan pomocy przy wykorzystaniu wojskowych metod. Poczuł znajomy z pola bitwy dreszczyk emocji. Przekonał wszystkich, aby pojechali z nim na farmę. Najdłużej opierał się Baracus, nie chcąc wpakować się w kłopoty, ale niechętnie podporządkował się dowódcy. 
Następnego dnia ruszyli w drogę. Na miejscu zaoferowali farmerowi pomoc w rozwiązaniu jego problemów. Ten próbował dowiedzieć się jak, ale uparcie milczeli, ale twierdzili, że przekonają bogacza do odpuszczenia. Niechętnie przyjął ich do pracy na farmie, bo nie miał innego wyjścia. To była ich pierwsza wspólna misja i wtedy też zrodziła się Drużyna A. Cała trójka złapała bakcyla. Początki nie należały do najłatwiejszych, ale wytrwali. 
Musieli się dotrzeć się i nauczyć współpracować w nowej rzeczywistości i wykorzystywać swoje umiejętności. B.A. kupił swojego czarno-szarego Vana z czerwonym paskiem, jego ukochany wóz. Buźka za to ustalił, gdzie zamknięto Murdocka i dostał się na teren tego szpitala. Po wejściu do jego pokoju doznał szoku. Zobaczył nieobecnego duchem pilota. Buźka po powrocie miał łzy w oczach i Hannibal musiał go pocieszyć. 
Starał się przekonać swojego porucznika, że to było tylko przejściowe, uspokoić go, bo chodziło o jego najlepszego przyjaciela. Następnym razem we dwóch odwiedzili pilota i Smitha zamurowało tak, jak wcześniej Pecka, ale nie okazał tego. Mówił do niego, ale Murdock cały czas leżał bez ruchu i wpatrywał się w sufit. Patrzył w czarną pustkę w jego oczach. Podczas wszystkich wizyt próbował wyciągnąć go z jego głowy, ale i okazać wsparcie.  
Podczas kolejnych odwiedzin przyjrzał się pustym ścianom pokoju pilota, doskonale pamiętając, jak pchał niebo. Wtedy to zrodził się w jego głowie kolejny szalony plan i zaraz po wyjściu ze szpitala zabrał się na jego realizowanie, niczego nie zdradzając pozostałym. Buźce zlecił przygotowanie fałszywych dokumentów i załatwienie samolotu. Sam znalazł i zatrudnił pilota znającego się na akrobacjach.  
We trójkę pojechali Vanem  do szpitala. Peck i Smith weszli do środka i przy pomocy fałszywych dokumentów zabrali Murdocka na “badania”. Poszło jak składka. Wywieźli pacjenta na wózku i wsadzili go nadal nieobecnego duchem na tylny fotel. Dojechali na małe prywatne lotnisko, gdzie czekała na nich niewielka maszyna i pilot. Smith przeniósł Murdocka do kabiny i przypiął go pasami do fotela drugiego pilota. Dołączyli do nich pozostali dwaj mężczyźni, jedynie B.A. nie miał zamiaru lecieć, więc został w pojeździe. 
Maszyna wzbiła się w powietrze. Hannibal i Templeton wymieniali się spojrzeniami i obserwowali pilota za jego pleców. Lecieli i nic się nie działo. Peck chciał się poddać. Od samego początku nie podobał mu się ten pomysł, ale jego dowódcy nie dało się przekonać do zmienienia planu, puki nie spróbował. Przestał wierzyć, że mogliby odzyskać ich kapitana. 
Smith nakazał pilotowi wykonać kilka sztuczek, w tym beczki. Napięcie w kokpicie wzrastało, ale nic się nie działo. Po dwugodzinnym locie szykowali się do lądowania. Nagle Murdock spojrzał na pilotującego mężczyznę i zapytał, patrząc na niego szczenięcymi oczami.  
-Mogę wylądować? Jestem pilotem.  
Hannibal zobaczył zaskoczenie na twarzy Templetona, ale i ogromną radość. Blondyn odzyskał najlepszego przyjaciela. Smith odczuwał ogromną ulgę. Czuł zadowolenie, że plan się udał. Uwielbiali Murdocka i jego szaleństwo, ale przy tym był lojalny. Patrzył na jego pierwszy uśmiech. Chciał mieć go blisko, ale jednocześnie Murdock potrzebował pomocy. Nachylił się nad nieznajomym pilotem. Poklepał go po ramieniu.  
-Proszę mu pozwolić. Jest najlepszy. 
Ten niepewnie przytakną i uważnie obserwował działania nieobecnego jeszcze chwilę wcześniej mężczyzny. Murdock wyglądał jak szczęśliwe dziecko, które dostało ulubioną zabawkę. Zasugerował, aby wszyscy zapieli pasy.  Parę minut później samolot robił spektakularną beczkę. Buźka był przerażony, a Hannibal uśmiechał się cały czas. Po wylądowaniu Murdock szybko rozpiął pas, wybiegł z kokpitu, aby po chwili wyskoczyć na pas startowy. Spojrzał na niebo i roześmiał się na cały głos. Rozprostował ręce i podniósł je wysoko. 
-Wolny. 
Z powrotem wpadł do środka i wxfgrtrrrrrrryściskał bladego blondyna, a następnie swojego dowódcę. 
-Wróciliście po mnie. Ale przecież... 
-Uciekliśmy- stwierdził rozbawiony Smith. -Mam nadzieję, że jesteś gotowy, aby nas wesprzeć swoimi umiejętnościami kapitanie.  
-Żartujesz? - zapytał zaskoczony Templeton, ale widząc twarz starszego mężczyzny, wiedział, że nie i to go przeraziło. Za to ich szaleniec cieszył się obecnością przyjaciół. Wyszli z samolotu i ruszyli do wyjścia. Przed bramą czekał na nich czarno-szary Van z czerwonym paskiem, a o niego opierał się czarnoskóry, dobrze zbudowany facet z irokezem i złotym łańcuchem.  Murdock podbiegł do niego i uścisną go mocno. Baracus odepchnął go. 
-Odsuń się Baranie.  
W głosie sierżanta nie było słychać irytacji czy złości. Tylko się droczyli. Zabrali pilota na lody i hamburgery. Wieczorem odstawili go do szpitala. Z czasem Smith wprowadził swój plan w życie. Znalazł nawet sposób na dołączenie B.A-ia na pokładzie samolotu. Od tamtej pory istniała Drużyna A i cieszyli się długim swoim towarzystwie. Obserwował dwoje ludzi, przebywających w pralni., zastanawiając się, czy ktoś z nich nie potrzebował ich pomocy. Westchnął z żalem. W tym samym czasie kapitan wpadał w lekką panikę. 
-To koniec? Po prostu odejdziecie? Zostawicie mnie? 
-O czym ty gadasz Baranie?- zapytał sierżant. -Przecież nie rozstajemy się. Prawda Buźka? 
Oboje spojrzeli na porucznika. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Miał rodzinę, o której zawsze marzył, a do tego dalej robił, to co uwielbiał. Kochał adrenalinę i niemożliwość przewidzenia wszystkich sytuacji. Praca nie była monotonna. Ciągle coś niespodziewanego się działo. Jak to przy planach Hannibala. Zdarzały mu się wątpliwości, czy chciał dalej narażał swoje życie oraz organizować kolejne oszustwa. Wystarczał mu tylko jeden swobodny wieczór w towarzystwie rodziny i chłopaków, albo podziękowanie klienta, czy uśmiech uratowanych z problemów. 
 Pilot spojrzał błagalnie na porucznika, milcząco prosząc go, aby nie rozbijał ich Drużyny i ich rodziny. Peck zbyt dobrze go znał i wiedział, co się działo w jego głowie. Murdock bał się, że go porzucą i że zostanie zupełnie sam ze swoimi demonami. Mimo wszystkich trudnych sytuacji między nimi, kłótni Templeton uwielbiał towarzystwo przyjaciół oraz rodziny, którą znalazł w Wietnamie.  
-Nie. 
Jego głos był stanowczy. 
-Hannibal może odejść na emeryturę, ale nas nie może do tego zmusić. Razem stworzyliśmy Drużynę A i nie może zabronić używać tej nazwy.  
Zobaczył ulgę na twarzy Murdocka 
-Jesteście ze mną?