czwartek, 28 lipca 2016

Gdzie jesteś Patrick (Mentalista) cz. II

Zorientowała się, że pomieszczenie jest zbyt małe. Zaczęła obstukiwać ściany i udało się odnaleźć mechanizm.  Dostała się do dużo mniejszego pokoju, gdzie znajdował sie stół, a na nim stał laptop. Pod jedna z ścian dostrzegła metalową  szafę zamkniętą na kłódkę. Przed sobą miała duże nietypowe okno. Zapaliła światło i miała przed sobą lustro. Zdała sobie sprawę, że to lustro weneckie.
         Odnalazła zamaskowane drzwi i weszła do środka, gdzie zobaczyła skromne metalowe łóżko, prysznic osłonięty kotarą, toaletę, umywalkę, stolik i krzesło. W kątach znajdowały się kamery. Technicy zabezpieczyli sprzęt i wiele odcisków palców, chociaż większość była zamazana. Zebrano też ślady DNA. Teresa po przyjeździe do siedziby, zastała tam Jasona.
         - Wylie. A ty jeszcze tutaj?
         Był zawstydzony, ale martwił się o przyjaciółkę. Nagle na coś wpadła i zwróciła się do niego z zadowoleniem ze swojego pomysłu.
         - Pomożesz mi?
         - Oczywiście.
         Zaprowadziła go do stołu i poprosiła, aby poczekał. Przyniosła znalezionego laptopa.
         - Ominiesz hasło?
Zadowolony mężczyzna zabrał się do pracy. Gdy Clark  go zobaczył nad dowodem podszedł i spytał surowym tonem.
         - Co pan robi.? I kim pan jest.
         Jason zerwał się. Był odważniejszy niż, gdy zaczynał pracę w zespole Abbotta.
         - Agent Wylie FBI. Jestem specjalistą od informatyki. Agentka Jane poprosiła mnie o pomoc...
         Odezwał się jego telefon, więc przerwał. Na wyświetlaczu zobaczył „Grace Rigsby”.
         - Wylie.
         - Hej. Jesteś w CBI?
         - Tak. A coś się stało?
         - Komórka Jane’a jest aktywna. Namierzyłam ją w CBI.
         - Jesteś pewna?
         - Tak.
         W głosie kobiety było słychać, że jest zdenerwowana.
         - Kiedy została włączona?
         - Pół godziny temu. Dzwoniłam z Cho. To od niego wiem, że tutaj jesteś. Na razie ani słowa Lisbon.
         - Oczywiście.
         Odłożył komórkę na stół i spojrzał na Lancy’ego.
         - Czy są badane jakieś telefony komórkowe?
         - Po co panu to wiedzieć?
         Clark starał się pokazać  swoją wyższość.
         - Została tutaj namierzona komórka osoby zaginionej. Prowadzimy śledztwo w tej sprawie.
         - Badamy urządzenia znalezione w pancernej szafie z miejsca zbrodni. Tak samo jak dyski zewnętrzne.
         - Mogę je obejrzeć?
         Lancy zaprowadził go do techników, którzy urzędowali w piwnicy. Zaczął przeglądać zabezpieczone tego dnia dowody.  Jego serce biło z podniecenia. Wreszcie trafili na prawdziwy trop w sprawie ich konsultanta. Znalazł urządzenie należące do Patricka. Wskazał je swojemu przewodnikowi.
         - Ten telefon należy do naszego zaginionego.
         - Jest pan pewien?
         Lancy był zaskoczony, że agent rozpoznał sprzęt po wyglądzie. Jason wziął rękawiczki i podniósł komórkę. Nie była zabezpieczona hasłem.  Ostatni wybrany numer dwa lata wcześniej i należał do żony. Ostatnia wysłana wiadomość była do Kimballa  i widniała w niej treść „Agent Roberts ma zamiar zgłosić na ciebie fałszywą skargę”.
         Wtedy zrozumiał awanturę, która odbyła się tamtego dnia i przeniesienie Robertsa. Cho mimo swoich problemów włożył wiele wysiłku w poszukiwania przyjaciela. Nikt na szczęście  nie uwierzył w brednie, jakie opowiadał ich były kolega. Technik zwrócił się do nich.
         - Był nieaktywny od dwóch lat. Inny nawet od trzech lat.  Dyski są zabezpieczone hasłem.
         - Jak laptop. Ale prawie dostałem się Proszę o włączenie do śledztwa.
         - A poznam nazwisko zaginionego?
         - Mój szef prześle akta i wtedy tak. Śledztwo objęte jest tajemnicą.
         Wylie skontaktował się z Cho i opowiedział o tym co znalazł i usłyszał. Ten obiecał przesłać dokumenty z opóźnieniem. Po dwóch godzinach Jason obszedł hasło. Wtedy zjawiła się Jane, która do tej pory przesłuchiwała aresztowanych.
         - Jak tam?
         - Udało się.
         Czuł potrzebę powiedzenia jej o znalezisku, ale nie chciał budzić w niej fałszywej nadziei. Na komputerze było kilka nagrań. Ostatnie zostało zrobione trzy godziny przed aresztowaniem w porcie. Otoczył ich cały zespół kobiety. Włączono plik znajdujący się na końcu. 
Na ekranie zobaczyli Patricka  Jane’a  leżącego na łóżku w brudnym i zniszczonym garniturze, a do tego wychudzony.  Agenci rozpoznali pokój z kamerami w magazynie portowym.  Nagle usłyszeli męski głos.
         - Pobudka Patrick.
         Nie zareagował.
         - Już tracisz chęć do życia. I tak wytrzymałeś  najdłużej. Inni wytrzymali dwa - trzy miesiące.           Jedynie ty siedzisz tu dwa lata....
         W ich głosie było słychać  wesołość. Sprawiało mu przyjemność
         - Pewnie twoją żoną znalazła sobie kogoś. Wszyscy o tobie zapomnieli.
         Mężczyzna spojrzał w stronę lustra.
         - Przynajmniej nie cierpią.
         Głos Jane’a był obojętny. Nagle zerwał się.
         -  Chociaż podejrzewam, że jest na mnie wściekła. Obiecałem nie znikać.
         Zaczął nerwowo chodzić po pokoju, oglądając drzwi i odpływy. Coraz bardziej denerwował się. Coraz trudniej było mu trzymać nerwy na wodzy. Chciałby wyć z rozpaczy z powodu rozdzielenia z rodziną. To dla nich się trzymał, ale brakowało mu już sił. Ani na chwilę nie mógł się poddać, bo to oznaczało koniec.
         Usiadł na łóżku i pomyślał o ukochanej. Wiedział, że Teresa nie mogła sobie poradzić z jego zniknięciem, dzieci niewiedzą dlaczego nie ma ojca. Zdawał sobie sprawę, że nie zobaczy ich. Czuł się winny złamanego serca żony. Nie dotrzymał danego słowa. Załamał się. Duże łzy zaczęły płynąć mu po policzku. Jego głos zaczął drżeć.
- Mam dosyć. Niech Teresa przestanie gonić wiatr w polu. Nie chcę, żeby cierpiała przeze mnie. Pożucie mnie, tam gdzie szybko znajdą ciała.
         - Dobrze.
         - Tabletka.
         Kobieta zadrżała. Miała złe przeczucie. Chciałaby wyłączyć nagranie, ale nie mogła. Musiała dowiedzieć  się czy to zrobi. Usłyszeli skrzypnięcie. Patrick podszedł do drzwi i otrzymał paczkę. Rozebrał się, wziął prysznic, wyjął czyste ubranie z kartonu. 
         Było to bladoniebieska koszula i szary trzyczęściowy garnitur. Znowu podszedł do drzwi i dostał cztery kapsułki oraz szklankę wody. Położył się na łóżku, zażył tabletki, popił je  i odstawił szklankę. Złożył ręce na piersi i uśmiechnął się. Już nie poruszył się.
         Po półgodziny wszedł  jeden z aresztowanych, podszedł do porwanego i sprawdził puls.  Był uradowany.  Spojrzał w stronę  lustra weneckiego i pokazał kciuk do dołu.
         - Możesz go skreślić. Mamy rekord. Dwa lata i trzy dni. Myślałem, że szybciej namówimy go do samobójstwa. Ale o dziwo wmawianie mu, że nikt o nim nie pamięta, albo że go nienawidzą nie działało. Jako na jedynego.
         Odezwał się  inny głos.
         - Trzeba go wywieźć i przywieźć nową ofiarę. Już nie będzie takiej zabawy. Bierzmy się do roboty
         Nagranie skończyło się. Wszyscy stali w osłupieniu.  Teresa miała łzy  i trzęsła się z przerażenia.  Patrzyła na ostatnie chwile męża. Umarł dla niej.  Wybiegła. Gdy znalazła się w socjalnym, nachyliła się i zwymiotowała. Chciała obudzić się z tego koszmaru. Przez ten rok była blisko nie wiedząc o tym. Chciałaby go za to znienawidzić.
         Wokół niej zrobił się tłok.  Nikt nie rozumiał jej zachowania. Odkręciła kran i słuchała uspokajającego szumu wody. Umyła sobie  twarz, co przyniosło jej ulgę, ale tylko na ułamek sekundy.
Pobiegła na górę do niewielkiego magazynu, w którym kiedyś mieściła się pracownia Jane’a. Nie znalazła nic, co było związane z przeszłością.
         Usiadła na podłodze  pod oknem. Ukryła twarz w dłoniach i cicho łkała. Czuła się winna jego śmierci. Wolałaby, aby spróbował jeszcze powalczył, albo wymyślił jakąś sztuczkę. Nie mogła się uspokoić. Przez lata spędzone ze swoim konsultantem, ten nie raz był bliski śmierci.
         Wybuch kiedy stracił wzrok, kiedy próbował dowiedzieć się kto z podejrzanych jest Red Johnem w jego domu w  Malibu oraz będąc w domku Łazarza. Było jeszcze zatrucie Belladonną, gdy został prawie utopiony na miejscu zbrodni i stracił pamięć, upadek z wysokości, walka z MacAllisterem na śmierć i życie. Przestępcy, którzy  trzymali go na muszce. Było też wiele innych sytuacji. A wykończyło go dwuletnie przetrzymywanie.
         Została znaleziona  przez Lancy’ego i Jasona.  Pierwszy wpadł jej przyjaciel.  Podszedł i przysiadł obok, próbując ukryć, że płacze. Śmierć Jane’a wstrząsnęła młody agentem, któremu zmarły imponował. Wiedział, że wypowiadane rodzinom ofiar formułki, czy słowa pocieszenia nic nie dadzą i nie ukoją bólu
         Położył dłoń na jej ramieniu, chcąc dać jej do zrozumienia, że jest i czeka, gdyby był potrzebny.  Nie spojrzała na niego, co nie zraziło  agenta. Clark stanął na progu   i przyglądał się obojgu  z ogromną ciekawością. Wylie bił się z myślami. Postanowił powiedzieć o znalezionym tropie.
         - Van Pelt namierzyła jego telefon w CBI.... Gdybym wiedział, nie pozwoliłbym ci obejrzeć tego nagrania... Przeraszam.
Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Jason szybko odebrał.
         - Wylie? Ustaliłeś coś nowego?
         Nie wiedział, co ma powiedzieć szefowi. Głos mu się trząsł.
         - On nie żyje.
         Kimball prawie wypuścił urządzenie z rąk. Zbladł
         - Nie, to nie możliwe... Kiedy?
         - Dzisiaj. Był przetrzymywany
         To wstrząsnęło Cho. Ne mógł uwierzyć, że nigdy więcej nie zobaczy przyjaciela i wkurzającego faceta. Po mimo wszystko lubił go. Jedna duża, męska łza spłynęła mu po policzku.  Nagle przypomniał sobie o Teresie.
         - A co z Lisbon?
         - Nie najlepiej. Jest  obok tylko ciałem... Widzieliśmy nagranie jego śmierci, a ciało jeszcze nie zostało odnalezione.
         - Przyjadę jak najszybciej. Zajmij się nią. Powiadomię resztę.
         Zadzwonił do Rigsby'ch  Abbotta i Fisher. Wszyscy byli wstrząśnięci i załamani. Mimo potrafienia doprowadzania ludzi do szału, potrafił sobie ich zjednać.  Do tamtej pory podejrzewali, że Jane jest niezniszczalny i nic złego nie mogło mu się stać. Tyle razy wychodził z niebezpiecznych sytuacji.
         Przestępcy wywieźli ciało Patricka i Jane'a do lasu z daleka od  jakiekolwiek ścieżki. Nigdy nie troszczyli się o zwłoki, tylko wyrzucali jak śmieci w głęboki dół.  Nikt nie odnalazł tego miejsca, więc cały czas z niego skorzystali.  Rozejrzeli się uważnie i ruszyli  na kolejne łowy. Długo nie wytrzymywali bez dręczenia kolejnej ofiary.
         Kilkanaście minut po ich zniknięciu, w dole ze szczątkami coś zaczęło się ruszać.  Był to Patrick. Starał się nie zwracać uwagi na odór. Próbował sobie przypomnieć zapach  Teresy. Zaczął rozglądać się za możliwością wyjścia.  Głowa wystawała mu znad dołu.
         Wziął w ręce grudkę ziemi i zaczął ją rozcierać palcami.  Była miękka i sypka. Zdał obie sprawę, że może mieć problem z wydostaniem się.  Próbuje się na niej podeprzeć nogami. Osuwał się i upadał na swoich poprzedników.  Zaczął szukać korzenie,  o które mógł  oprzeć  się nogami, ale bez skutku.
         Zatrzymał wzrok na drzewie rosnącym przy samym otworze do leśnego grobu. Stanął jak najbliżej ściany, wyciągnął ręce i starał się wyczuć wystający korzeń. Tym razem miał szczęście. Złapał się go mocno i zaczął się podciągać, chociaż ciągle tracił grunt pod nogami. 
         Po dwudziestu minutach puścił się i upadł. Nie czuł się najlepiej, stając na ludzkich szczątkach.  Podjął jeszcze jedną próbę wydostania się. Po ogromnym wysiłku udało mu się. Przystanął pod drzewem i zaczął wymiotować. W ustach poczuł gorzki posmak. Poczuł się lepiej, ale przydałaby mu się butelka wody.  Otrzepał brudne ubranie i rozejrzał się. Nie wiedział, w którą stronę iść.
         Zdjął marynarkę i trzymając ją prawą ręką zarzucił na ramię i tak ją niósł idąc przed siebie.  Starał się nie myśleć ile idzie. Jedyne co widział to las i że nie jest w Teksasie. Trafił na strumień, co go ucieszyło go. Przepłukał gardło, ugasił pragnienie, przemył ręce i twarz. Kiedy przejrzał się w tafli, zauważył, iż jego brudne i podarte ubranie wygląda tragicznie.
         Wyciągnął z kieszeni kamizelki tabletki z  trucizną.  Popatrzył na nie. Był zadowolony ze swojej sztuczki, choć nie wszystko poszło zgonie z planem. Musiał tylko  odnaleźć  policję, albo biuro szeryfa i powiadomić go o grupie, która porywa ludzi i manipuluje nimi, aby popełnili samobójstwo.  Po trzech godzinach doszedł do drogi Był wykończony, powoli zaczęło brakować mu sił.
         Asfaltem mknął  samochód. Stanął bliżej i zaczął machać rękoma, ale kierowca nie zatrzymał się. Zaczął iść wzdłuż drogi. Nikt nie reagował na jego machanie. Po godzinie miał już dość. Usiadł na poboczu. Nie był w stanie dać ani jednego kroku więcej.  Tyle przeszedł dzięki pragnieniu powrotu do swojej rodziny.  Pragnieniu przeproszenia Teresy z powodu  swojego zniknięcia. Stęsknił się za bliskimi.       
         Dla nich był gotowy zrobić wszystko.  Dlatego długo ćwiczył kontrolowanie funkcji życiowych, tak, aby nie było możliwości wyczucia pulsu. Nie miał ze sobą piłki do skłosza, aby ją wykorzystać, więc musiał użyć swoje niecodzienne umiejętności. Udało mu się ukryć swoje zamiary przed porywaczami.  Wziął się w garść i ruszył przed siebie. Nagle pojawił się radiowóz, który zatrzymał się na jego widok. Jeden z policjantów wysiadł i spytał.
         - Wszystko w porządku sir?
         Uśmiechnął się na ich widok.

piątek, 22 lipca 2016

Gdzie jesteś Patrick (Mentalista) cz. I

Co śmierć wykosi, miłość posieje, i to jest życie
Henryk Sienkiewicz

Człowiek docenia uroki codziennego życia,
kiedy budzi się z koszmarnego snu albo
kiedy po raz pierwszy wstaje z łóżka po chorobie.
Dlaczego nie uświadomić sobie tego teraz?
William Lyon Phelps

Bohaterowie :
Teresa Lisbon Jane- żona Patricka Jane'a, agentka FBI, dawna agentka CBI*
Kimball  Cho - szef zespołu w FBI, przyjaciel Jane'ów, dawny agent CBI
Jason Wylie - agent FBI, pracuje w zespole Cho, przyjaciel Jane'ów
Lancy Clark - Szef wydziału zabójstw w CBI
Patrick Jane - Konsultant FBI, a wcześniej w CBI
Grace I Wayne Rigsby - przyjaciele Jane'ów i Cho, dawni agenci CBI                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       
Po kilku latach wznowiono działalność  Kalifornijskiego Biura Śledczego (CBI). Zostało zamknięte przez FBI z winy skorumpowanego dyrektora i innych agentów. Dzięki upływowi czasu zapomniano o niechlubnej przeszłości CBI. Nie wielu pamiętało, że wcześniej takie biuro istniało. Po pół roku  działalności nadal brakowało ludzi. Pewnego dnia zgłosiła się kobieta o twardym charakterze i smutnych oczach.
- Agent Lancy Clark?
- Tak. A pani?
- Porucznik Teresa Jane, policja waszyngtońska.
Mężczyzna spojrzał na nią bez zainteresowania.
- Co panią sprowadza?
- Rozmawiałam z panem na temat pracy. Chciałabym tutaj służyć.
Clark zaciekawił się, chociaż od roku podjął decyzję. Wysnuł wniosek, ze nie ma odpowiedniego doświadczenia i jest tylko prowincjalną policjantką. Gardził nią, ale postanowił prowadzić dalej rozmowę, chociaż nie przejrzał jej referencji.
- Dlaczego, jeśli mogę spytać.
- Pół roku temu opuściłam FBI, aby znaleźć dobre miejsce do wychowywania dzieci. Byłam szeryfem w Las Vegas przez dwa tygodnie, mieszkałam w Los Angeles, Miami, Alabamie oraz Bostonie, a następnie przez miesiąc porucznikiem w Waszyngtonie.
- A w jakim stanie była pani w FBI?
- W Teksasie. Byłam w zespole agenta Abbotta, a następnie agenta Cho. Mam polecenie od obydwu.
Podała mu dokumenty.
Lancy uśmiechnął się. Usłyszawszy o Federalnym Biurze Śledczym, zmienił zdanie. Zdał sobie sprawę, iż jej doświadczenie może być przydatne i pomylił się w ocenie kobiety. Postanowił wykorzystać jej umiejętności zdobyte na szkoleniach oraz prowadząc sprawy. Nie zdawał sprawy kogo zatrudnia i jak cenna jest.
Kiedyś pracowała w CBI. Była jedną z lepszych agentek i miała własny zespół. Mury budynku opuściła po zlikwidowaniu biura i nie sądziła, iż kiedyś w nie wróci. Przez lata pracy w tym miejscu i FBI nauczyła się wielu sztuczek, niektórych od swojego konsultanta i przyjaciela.
- Witamy na pokładzie agentko Jane. Mogę o coś spytać?
- Oczywiście.
- Wspomniała pani o dziecku. Ile ma lat?
 Zmieszała się.
- Mam dwójkę. Sześcioletniego syna i trzyletnią córkę. Dam sobie radę.
Pożegnała się i opuściła gabinet. Teresa Jane od dwóch lat samotnie wychowywała  swoje pociechy Terry’ego i Kate. Jej mąż  i partner,  będący konsultantem  FBI Patrick zniknął bez śladu. Od tamtej pory nie dał znaku życia.  Miał wyjść tylko po jabłka i nikt go  więcej nie widział.  Przeszukano całe Austin, następnie Teksas oraz Kalifornię. Mijały dni
W jej sercu panował strach, że coś mogło mu się stać, albo iż został porwany.  Mógł też z własnej woli zniknąć nie zostawiając nic, co mogłoby doprowadzić do jego miejsca pobytu. Już wcześniej to mu się udawało. Puszczono nawet, że jest poszukiwany za niestawiennictwo. Zawiadomiono profilaktycznie wszystkie posterunki graniczne. To nic nie dało.
Pół roku każdą wolną chwilę poświęcała na jego poszukiwania. Przełknęło jej, że uciekł, chociaż obiecał więcej nie znikać. Był wspaniałym i czułym ojcem.  Obawiała się, że przyjście na świat Kate mogło sprawić mu ból, ponieważ ciągle miał w pamięci zmarłą córkę.  Bała się o niego.
Po sześciu miesiącach poczuła chęć ucieczki od współczujących spojrzeń i ciągłego szeptania na jej temat. Pracowała w różnych miejscach jako stróż prawa. Gdy usłyszała o CBI, postanowiła się zgłosić. Dowiedziała się, że działa w dawnej swojej siedzibie, gdzie kryło się wiele wspomnień. Jedyne co ją martwiło, to jej reakcja na cień dawnych czasów z wkurzającym konsultantem.
Znalazła nieduże mieszkanie ze skromnym urządzeniem i przeniosła się do  Sacramento. wraz ze swoimi pociechami. Po dwóch miesiącach pracy została doceniona i otrzymała własny zespół i gabinet. Przypadkowo znajdował się w tym samym miejscu, co jej dawny. W pracy wykorzystywała sztuczki, których nauczyła się od ukochanego.
Często zdarzało się jej snuć po budynku z przygnębieniem. Mimo wielu zmian, wszystko przypominało jej męża i ich pracę w Kalifornijskim Biurze Śledczym.  Zdarzało się jej patrzeć na miejsce, gdzie stała jego sławna kanapa i w wyobraźni widziała go śpiącego na niej, albo siedzącego i uśmiechającego się.
Grace i Wayne Rigsby z dziećmi, Kimball Cho, Jason Wylie, Denis Abbott odwiedzali ją, martwiąc się o nią. Zdarzało się, że pojawiał się prawdopodobny ślad w sprawie Patricka brała wolne i jeździła go sprawdzić. Za każdym razem budziła się nadzieja, która okazywała się płonna.
Agent Jacob Cullen zauroczył się w pięknej kobiecie, która pracowała w tym samym budynku. Była to Teresa. Próbował zaprosić ją na kawę, mecz, kolację. Był wściekły, kiedy dawała kosza. Zdawał sobie sprawę ze swojej urody. Nie potrafił zrozumieć, czemu kobieta ciągle mu odmawia.
Raz mu uległa.  Miała dość jego nalegań i postanowiła odbyć towarzyskie spotkanie, ale niezobowiązujące. Nawet nie przebrała się po pracy. On był podniecony  i wystroił się. Podejrzewał, że wreszcie zrozumiała, że są dla siebie stworzeni. Poszli do kawiarni. Siedzieli i pili czarny napój. Nie mieli o czym rozmawiać, więc spytał.
- Jak tam twoje śledztwo - spytał Cullen.
- Dobrze. Chociaż jestem wykończona.
Nachylił się w jej stronę i spytał z zaciekawieniem.
- A powiesz coś więcej?
Zesztywniała lekko. Pytanie ją poirytowało.
- Przykro mi, ale obowiązuje mnie tajemnica.
Zmienił temat. Zaczął opowiadać o swoim zamkniętym śledztwie i rozluźniła się. Od dawna nigdzie nie wychodziła i zapomniała jak dobrze być między ludźmi. Dobrze im się rozmawiało, ale nie tak jak z Patrickiem. Czuła się niezręcznie.  Ciągle myślała o mężu. Miała mętlik w głowie.
Przeprosiła Jacoba i opuściła kawiarnie. Poczuła się, tak jakby zdradzała ukochanego.  Stanęła w strugach deszczu. Podniosła głowę do góry i patrzyła w niebo. Przypomniała sobie, jak biegła do samochodu w letni deszcz ze swoim konsultantem.  Była to jedna z przyjemnych chwil. 
Wróciła pamięcią  dawną rozmowę o zaufaniu. Wtedy twierdziła, że mu nie ufa. Nie zdawała sobie sprawy, że okłamuje samą siebie. Ten manipulant był dobry  w swoje gierki i owinął ją sobie wokół palca.  Łzy zaczęły spływać po policzkach i mieszały się z kroplami ulewy. Czuła rozpacz. Koło niej stanął zdenerwowany Cullen.
- Mokniesz bez celu. Wracajmy do środka, albo jedźmy do mnie. Dam ci suche ubrania.
Spojrzała na niego. Wiedziała, że  więcej nie będzie chciała się spotkać.  Różnili się od siebie. Nie była gotowa, aby spotykać się z ludźmi poza pracą.
- Nie mogę. Muszę wracać do dzieci. A tak w ogóle spacery w deszczu są romantyczne.
- Co jest romantycznego w moknięciu.
Poczuła ukłucie w okolicy serca. Lubiła letnie przechadzki w ulewy niedaleko domu w towarzystwie męża. Nie miała zamiaru iść z Jacobem do łóżka. Nie pragnęła jego ciała, ani osoby. Myślała, że to będzie tylko pogawędka. Nie spostrzegła sygnałów dawanych przez mężczyznę. Nie zwracała na niego szczególnej uwagi.   Znów spojrzała na niego, ale tym razem srogo i odeszła.
Po powrocie do domu, weszła cichutko do pokoiku pociech.  Sprawdziła czy dobrze są okryte, ucałowała ich w czoło i otworzyła delikatnie okno.  Rozliczyła się z opiekunką i udała się pod prysznic. Stała w brodziku, gorąca woda spływała po jej ciele, a pomieszczenie zapełniało się parą.
Znowu rozpłakała się.  Tęskniła za Patrickiem. Brakowało jej wszystkiego, co wiązało się z nim.  Nawet tych jego sztuczek, których nie znosiła oraz głupich zachowań. Jej świat bez niego nie miał sensu. Miała nadzieję, że wróci. Oddałaby wszystko, aby dowiedzieć się, co się z nim stało. Wolałaby najbrutalniejszą prawdę od tej niewiedzy.
Usiadła i ukryła twarz w ramionach.  Powoli rozpadała się. Traciła siły do życia. Coraz częściej chciałaby spędzać cały dzień w łóżku,  zalewając się potokiem łez. Musiała brać się w garść, aby zajmować się dziećmi. Kochała ich i nie chciała, aby zniknięcie ojca odbiło się na nich. Starała się nie okazywać swoich emocji przy nich. Nagle usłyszała pukanie, a po chwili wołanie.
- Mamo? Mamo? Jesteś tam?
Terry ją wołał. Była zaskoczona, ponieważ niedawno widziała go śpiącego.  Zakręciła wodę.
- Daj m chwilę.
Szybko ubrała się i doprowadziła się do porządku i wyszła. Jej syn czekał pod drzwiami. Uśmiechnęła się do niego.
- Coś się stało?
- Nie mogę spać.
Wzięła go za rękę i przeszli do kuchni. Znała ulubiony sposób chłopca na jego mały problem. Wiedziała, że często nagle budził się i nie mógł zasnąć. Martwiła się o niego. Wstawiła mleko w małym garnuszku. Nagle malec odezwał sie ze smutkiem.
      - Tata zawsze robił mi mleko przed snem. Tęsknię za nim.
      Uścisnęła chłopca. Nie wiedziała jak go pocieszyć.
      - Wiem.
Żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Wypili po szklaneczce. Wzięła go na ręce i zaniosła do łóżeczka. Następnie legła w posłaniu i jak co wieczór wyszeptała w pustkę.
- Dobranoc Patrick. Kocham cię.
Nie spała spokojnie. Nawet we śnie martwiła się o Patricka. Śnił się jej siedzący na plaży i popijający drinka, albo jego martwe i wymazane krwią oraz buźka  Red Johna. Budziła się z krzykiem.  Potem miała problem z zaśnięciem. Ciągle zastanawiała się, że jeśli Patricka żyje, to dlaczego nie odezwał się. Tak było prawie każdej nocy.
Jej szef agent Lancy  Clark wierzył  w duchy oraz w jasnowidzów. Zatrudnił jednego i przydzielił do zespołu agentki Jane. Kobiecie to się nie spodobało. Poszła do przełożonego i powiedziała, że nie chce z nim pracować, ponieważ to oszust.
Clark był uparty i nie miała wyboru. Podczas śledztw ignorowała medium i jego uwagi. Została wezwana na rozmowę. Zaczęła traktować Mike’a  Simmons z dystansem. Z niechęcią wykorzystywała jego spostrzeżenia. Dawała mu wprost do zrozumienia, że  nie wierzy w jego umiejętności i dar. Oboje nie przepadali za sobą.
Okazywali sobie srogość. Próbował przekonać ją, że posiada paranormalne zdolności. Miała to szczęście, iż widziała te same sztuczki wykonywane przez Patricka, który kiedyś był takim szarlatanem  i nauczył ją, iż media nie istnieją. Nie miała zamiaru dać mu się zmanipulować. Była gotowa na każdy atak Mike’a.
Pewnego dnia przeglądając poranną gazetę, znalazła ogłoszenie sprzedaży Citroena DSpecjal z 1979 roku w srebrnym kolorze. Właściciel pisał, że jest w dobrym stanie. Coś tknęło Teresę i pojechała je obejrzeć. Było takie, jakim jeździł Patrick kilka lat wcześniej.  Obejrzała go uważnie. Poczuła wzruszenie. Spytała.
- Długo pan nim jeździł?
- Nie. Od lat stoi w garażu. Był to pierwszy samochód mojego syna. Pięć lat temu kupił sobie nowe auto, a to stało i nie było używane. Próbuje je sprzedać od dwóch miesięcy, ale nikt go nie chce.  A to ładny samochód. Był lakierowany oryginalnym srebrnym lakierem. Wcześniej miał taki sam kolor.
Sprzedawca mówił z pasją o pojeździe.  Dogadali się w sprawie ceny i kilka dni później kupiła go, postanawiając następnego dnia pojechać nim do pracy. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Terry’emu podobał się nowy samochód.  Oczy mu się święciły. Wysprzątała wnętrze, ale nie mogła otworzyć schowka. W bagażniku był tylko łom oraz koło zapasowe. 
Gdy parkowała przed siedzibą CBI, wszyscy przyglądali się jej nowego nabytkowi.  Gdy weszła do biura, jej ludzie Amanda Star, Charlie Doyle, Mary Forman byli zajęci pisaniem raportów.  Spojrzała na nich i lekko uśmiechnęła się do wspomnień. Rigsby nie znosił papierkowej roboty. Całe szczęście Patrick nie musiał niczego pisać, co ją cieszyło. Musiałaby stać nad nim i go pilnować, albo próbować szantażować.
Weszła do swojego gabinetu. Usiadła przy biurku i zerknęła na fotografię przedstawiającą męża.  Miała nadzieję, że żyje, chociaż wiedziała, że wtedy wścieknie się na niego, jeśli odszedł. Gdyby chciał rozwieść się, nie robiłaby mu żadnego problemu. Byłaby  strasznie zraniona, ale zależało jej na szczęściu ukochanego. Chociaż w głębi serca. czuła, że porzuciłby jej i dzieci.
Nie zdawała sobie sprawy, iż plotkowano o niej z powodu samochodu.  Stwierdzili, że to ekstrawagancja samotnej matki.  Zastanawiali się, kto normalny, mający rodzinę kupuje tak niepraktyczny wóz. Dla nich była dziwną osobą, która sobie nie radzi i przechodzi kryzys. Do tego zwracała na siebie uwagę wahaniami  nastroju. Kupiła go z powodu sentymentów.      
Mijał rok od rozpoczęcia pracy w CBI. Teresa przyszła do biura i rozsiadła się u siebie. Musiała skończyć raport, gdy wszedł Mike, zamykając za sobą drzwi.
      -Agentko Jane. Możemy porozmawiać?
      Podniosła głowę znad dokumentów. Podejrzewała, że jej konsultant wpadł w kłopoty. 
      - Co zrobiłeś?
      - Nie chodzi o mnie.
      Jego głos przybrał współczujący ton, a ona zmarszczyła brwi.
      - Mów.
- Skontaktował się ze mną pani mąż.
      Zerwała się. Była w szoku
- Jak? Dlaczego z tobą?
- Ponieważ nie żyje. Cały czas jest przy tobie. Od dwóch lat. Chce, abyś wzięła się w garść i zamknęła drzwi do przeszłości. Przestała rekompensować sobie jego zniknięcie dziwnymi zakupami. Jak ten samochód zakupiony dwa tygodnie temu.
Zirytowała się.  Gdyby naprawdę skontaktował się z jasnowidzem nie wspomniałby o zakupie, ponieważ rozpoznałby go.  Wściekła się na niego.
- Jak śmiesz? Sprawdziłeś mnie  i ustaliłeś, że mój mąż zniknął. Uznałeś, że przekonasz mnie o swoich umiejętnościach. Wynoś się.
Simmons szybko wyszedł. Usiadła i ukryła twarz w dłoniach. Jej złamane serce biło coraz szybciej. Nie mogła się uspokoić. Wtedy do gabinetu wszedł Jason Wylie. Widząc stan kobiety chciał się wycofać. Pamiętał, co czuł po śmierci Vegi. To Jane namówił go po trzech latach, gdy spotkał cudowną informatyczkę, aby zaryzykował. Dał mu do zrozumienia, że nie można tracić szansy na szczęście.  Wspomniał, że zbyt dużo czasu stracił i prawie utracił ukochaną. kobietę. Dodał wtedy, iż nie żałuje zatrzymania samolotu i Lisbon.
Zdała sobie sprawę, że ktoś jest w gabinecie.  Podniosła głowę i ucieszyła się na widok przyjaciela z FBI. Otarła łzy. Nie miała zamiaru niczego mu tłumaczyć, a wiedziała, że nie zapyta.
      - Hej Wylie. Co tutaj robisz?
      - Przyjechałem w odwiedziny. Czy coś się stało?
      Uśmiechnęła się sztucznie. Pomyliła się.
      - Kłopoty z medium...
Przerwał jej dźwięk telefonu. =Została wezwana do zabójstwa w porcie. Przeprosiła gościa, zebrała zespół i ruszyli na miejsce przestępstwa. Obejrzeli ciało, przesłuchali świadków i porozmawiali z patologiem. Kolega zmarłego przyznał się do zabicia z zazdrości, ponieważ ofiara przystawiała się do jego dziewczyny.
Dokonali aresztowania i zaczęli zbierać się, gdy usłyszeli krzyk kobiety. Agenci i policjanci ruszyli w jego stronę. Zobaczyli trzech mężczyzn niosących szarpiącą się młodą kobietę. Wyciągnęli broń i Jane krzyknęła.
- CBI. Puśćcie ją i podnieście ręce do góry.
Puścili kobietę i rozbiegli się w różne strony. Jej ludzie i policjanci ruszyli w pościg. Sama podeszła do przerażonej kobiety.
- Nic pani nie jest?
Pokiwała głową, więc Teresa pomogła jej wstać.
- Jestem agentka Jane z CBI. Co się stało?
Kobieta trzęsła się ze strachu. jej głos drżał.
- Mam na imię Mandy.... Na obrzeżach Sacramento popsuł mi się samochód.... Zajęłam się oglądaniem silnika, gdy zatrzymał się samochód dostawczy i zanim się zorientowałam się, wrzucili mnie do tego samochodu,
Rozpłakała się.
- Dziękuję za ratunek.           
Siedziała z nią do przyjazdu karetki. Schwytano całą trójkę. Wezwano posiłki. Zostawiono aresztowanych pod opieką policji i ruszyli do magazynu. W pomieszczeniu nie było nic ciekawego, ale Teresa zbyt długo była śledczą w CBI i FBI. Obeszła go z zewnątrz.
Zorientowała się, że pomieszczenie jest zbyt małe. Zaczęła obstukiwać ściany i udało się odnaleźć mechanizm.  Dostała się do dużo mniejszego pokoju, gdzie znajdował sie stół, a na nim stał laptop. Pod jedna z ścian dostrzegła metalową  szafę zamkniętą na kłódkę. Przed sobą miała duże nietypowe okno. Zapaliła światło i miała przed sobą lustro. Zdała sobie sprawę, że to lustro weneckie. 

czwartek, 14 lipca 2016

Bruce Wayne w Azylu Arkham cz.VI

- Wiesz.
                Policjant pokiwał głową.
                - Jak?
                - W pomieszczeniu, gdzie zwabiłeś Jokera, znajdował sie podsłuch. Było tam kilkoro policjantów. Taśma stała się zabezpieczeniem dla nich.  Montoya i inni udzielili ci zaufania oraz martwili się o ciebie. Bullock nie zna twojej tożsamości.
                Wayne wpatrywał się w komisarza. Nagle coś przyszło mu do głowy.
                - Przepraszam Jim.
                - Za co?
                Zrozumiał, że przyjaciel o niczym nie wiedział, ale postanowił powiedzieć prawdę.
                - Nie wiesz o Batgirl.
                - Co? - policjant był zdezorientowany. Bruce stanął naprzeciwko Jima i spojrzał mu w oczy.
                - Nie chciałem tego.
                Gordon zaczął się denerwować.
                - No powiedz i .... albo nie.
                Zaczął kojarzyć fakty. Batgirl pojawiła się, gdy został oskarżony o korupcję. Zjawiała się rzadko oraz miała rude włosy. Wyszeptał.
                - To Barbara.
                Wayne przytaknął. W jego głosie było słychać żal.
                - Tak, ale nie pracowała ze mną. To wolny strzelec.
                Jim był w szoku. Jego córka miała przed nim sekret.
                - Powinienem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Jest w tym dobra.
                - Więc czemu nie współpracuje z tobą?
                Bruce uśmiechnął się.
                - Jesteś moim przyjacielem. Nie chciałem cię zawieść, albo zrobić, coś przeciwko tobie.
                - Dziękuję Batmanie.
                Był w ogromnym szok. Szybko pożegnał się i wrócił do domu. Z jednej strony  był z niej dumny, z drugiej bał się  o nią. Rozumiał też dlaczego mu nie powiedziała. Przecież był stróżem prawa. Kiedy wszedł do swojego domu, córka siedziała w salonie i czytała książkę.
                - Barbara?
                - Tak tatku?
                Usiadł obok niej na kanapie. Denerwował się rozmową, ale chciał poznać prawdę. Miał dosyć kłamstw.
                - Wiem wszystko.
                - Co?
                Nie przejęła się słowami ojca.
                - Że jesteś Batgirl.
                Zdębiała. Postanowiła nie zaprzeczać. Nie znosiła mieć tajemnic przed ojcem. Miała nadzieję, iż przyniesie jej to ulgę. Czuła się źle, że ojciec  dowiedział się od kogoś obcego i skruchę
                - Skąd?
                - Batman mnie naprowadził.
                Spuściła głowę z poczucia winy.
                - Przepraszam tato.
                Komisarz przybrał surową minę.
                - Jestem na ciebie zły...
                Podszedł do córeczki i przytulił ją, chcąc pocieszyć. Zawsze wiedział, o czym jego mała królewna myśli.
                - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
                Spojrzała na niego. Jej wzrok mówił, że odpowiedź jest bardzo prosta, co spowodowało chęć uśmiechnięcia się. Starał się zachować powagę.
                - Jesteś policjantem, a ja działam w masce i to na pograniczu prawa. Do tego bałbyś się o mnie. Jestem przecież  twoim oczkiem w głowie.
                Nie potrafił się na nią gniewać. Złapał ją i ścisnął mocniej w swoich ramionach.
                - Moja kochana córeczka...
                Zastanowił się przez chwilę, a potem spytał.
                - Nie wiesz kim jest Batman?
                - Nie.
                Uśmiechnął się do niej tajemniczo.
                - Więc mam  nad tobą  przewagę.
                Nastolatka rozradowała się i zaciekawiła się. Jej głos był pełen
                - Naprawdę. Więc wiesz jak przeżył atak Jokera.
                Posmutniał. Pomyślał o przyjacielu i jego wychowanku.
                - Był nieobecny, więc Robin go zastąpił
                - Nie- wyrwał się dziewczynie krzyk rozpaczy. - Nie...
                Jim wrócił wspomnieniami do tamtej strasznej nocy. Wiedział, że Mroczny Rycerz nie doszedł do siebie od wypadku z Trującym Bluszczem. Martwił się o niego. Mogło to mieć coś wspólnego z trucizną, która mogła spustoszyć jego organizm. Sprawność miał taką samą, ale zachowywał się inaczej i tylko on to zauważył.
                Joker panoszył się po mieście i uprowadzał studentów, a następnie zmuszał ich do zabijania.  Siedział przy biurku i zastanawiał się, co planuje szaleniec. Spędzał kolejną noc z biurze. Nagle wpadł sierżant Milden i powiedział, że nietoperz zleciał z wieżowca, rozbijając głowę Po dojechaniu na miejsce zobaczyli kałużę krwi i fragmenty mózgu. Ofiara nie miała szans na przeżycie. Ślady były rozmazane.
                Świadkowie zeznali, że po upadku Batmana wszyscy zaczęli zbierać się nad ciałem. Nie wiedzieli, co się dzieje. Po jakimś czasie zjawił się Joker i zaczął ciągnąć zwłoki do samochodu, aby odjechać  kradzionym wozem. Potem ustalili, że Joker odprawił pogrzeb Batmanowi i rozpaczał po nim. Ustalenie miejsca pochówku zajęło im sporo czasu. Z zamyślenia wyrwał go głos córki.
                - Tato?
                Odgonił myśli i spojrzał na swoje dziecko, które przyglądało mu się z zaciekawieniem i poirytowaniem.
                - Przepraszam kochanie. O co pytałaś?
                - Kim jest Batman.
                - Sam powinien ci powiedzieć i nie naciskaj.
                Uśmiechnął się sztucznie i zostawił dziewczynę w salonie. Sam zaszył się w sypialni. Nie miał ochoty na rozmowę. W ostatnim czasie miał zbyt wiele rewelacji. Poznał tajemnicę przyjaciela i córki. Wziął głęboki wdech. Kochał Barbarę i chciał za wszelką cenę ją chronić, a ona sama latała w kostiumie i walczyła z przestępcami.
                 Wiedział, że zabronienie tego, nie przyniesie rezultatu.  Westchnął z rezygnacją.
                Bruce Wayne potrzebował sporo czasu, aby pogodzić się ze śmiercią Dicka Graysona. Z czasem wspomnienia przestały boleć i mógł funkcjonować prawie jak przed tragedią. Przetrwał ten czas dzięki Alfredowi Pennyworth, Leslie Thompkins oraz Jimowi Gordon, którzy wyciągnęli go z depresji.  Poczucie winy nie opuściło go.
                Zabronił Batgirl mieszania się w jego sprawy i porzucenie kostiumu. Zdradził, że to Robin  zginął z rąk klauna Dziewczyna złożyła mu kondolencje, ale była uparta jak ojciec i nie miała zamiaru poddać się jego woli.  Miała własne zdanie. Robiła mu na przekór.
                Z powodu przeżycia upadku był brany za ducha. Stawał się coraz większym postrachem. Opowiadano, że nietoperz z Gotham jest nieśmiertelny. To nie zrażało niektórych przestępców i nadal miał pełne ręce roboty.
                Minęło wiele lat. Batman odwiesił spokojnie pelerynę. Wreszcie Gotham zaczęło przypominać to z jego marzeń.  Policja przestała być skorumpowana, dzięki staraniom policjantów, którzy poznali jego tajemnicę.  Dzięki ścisłej współpracy udało się wiele zmienić.  Rozbito największe mafie. Nie bano się skorumpowanych urzędników, którzy zaczęli odpowiadać za swoje przestępstwa.
                Plamą na ich honorze był wybuch w Azylum Arkham, zabijając prawie wszystkich mieszkańców placówki. Batmanowi udało się uratować tylko Dwie Twarze i Jokera. Ten ostatni był zaskoczeniem dla jego sojuszników. Nikogo by nie zdziwiło, gdyby go zostawił, ale nie mógł tego zrobić. Mimo chęci zabicia klauna, musiał go uratować.  Nie mógł pozwolić, aby zginęli, dusząc się w gruzach.  Cieszyło go, że nie niektórzy pacjenci opuścili ten przybytek po powrocie do zdrowia.
                Radował się z odwieszenia peleryny, ponieważ miasto go już nie potrzebowało, a o to mu chodziło, dla tego dnia łapał przestępców. Mógł skupić się na swojej małżonce Harley oraz na swoich synach Dicku i Thomasie.
                Zaskoczył wszystkich, kiedy po wyjściu kobiety z Arkham, pomógł znaleźć jej pracę.  Zaglądał do niej i sprawdzał, jak sobie radzi. Z czasem zaczęli chodzić ze sobą, trzymać się za ręce. Zabierał ją na randki do cyrku, występy komików i Zoo.
                Po dwóch latach postanowił się oświadczyć. Wcześniej zabrał ją do jaskini i zdradził ukochanej swoją tajemnicę. Nadal pamiętał, jak  szalała po jego królestwie, wszystko oglądając z ogromnym zainteresowaniem.  Włożył kostium  bez peleryny, klęknął i poprosił o rękę. Rzuciła mu się na szyję i wycałowała go.
                Całą scenę z zainteresowaniem obserwował Alfred. Miał obawy dotyczące wyboru wybranki, ale cieszył się, że panicz wreszcie założy rodzinę. Nie miał zamiaru wtrącać się, tylko cieszyć się jego szczęściem. Przyjął nowego członka rodziny z otwartymi ramionami i z ciepłością, która była zarezerwowana dla bat rodziny  Zajął się organizacją wesela, w czym pomogli mu Gordonowie.
                Barbara nie była zbyt chętna do pomocy, ponieważ nie przepadała za milionerem, ale zrobiła to dla ojca. Nigdy nie poznała tożsamości Mrocznego Rycerza. Mimo jego niezadowolenia, pomagała mu jako zamaskowana bohaterka. Nie raz słyszała zakaz, ale nie zwracała na niego uwagi. Batman składał wizyty Jimowi i informował go o poczynaniach córki. Gordon z czasem rozłożył ręce i przestał jej prawić morały.
                Gdy Jim Gordon przechodził na emeryturę, policja była oczyszczona z męt społecznych, skorumpowanych ludzi i leniwych pracowników.  Odchodząc, miał poczucie dobrze wykonanej pracy i cieszył się, że miasto stawało się lepsze. Był dumny z dzieła wykonanego przez Batmana oraz Wayne'a.
                Bruce Wayne zaczął wspierać działania wspierać działania policji. Finansował kampanie tych, którzy  byli uczciwi i nieprzekupni. Zaczął interesować się politykami, którzy rządzili miastem. Dzielił się swoją wiedzą i wspierał tych, którzy chcieli go słuchać. Dziwili się, jak zmienił się od śmierci wychowanka i spoważniał. To go nie interesowało. Musiał coś zrobić jako obywatel, a nie tylko heros w masce.
                Był szczęśliwy bawiąc się ze swoją rodziną i ucząc swoich synów miłości do Gotham. W sercu nosił swojego pierwsze dziecko Dicka Graysona. Wiele zawdzięczał. Jego obecność  w życiu milionera przyniosła wiele dobrego.  Nauczył się współpracy i miał bliską osobę, oprócz lokaja Alfreda i która stała się ważna. Na ile mógł  chronił go. Kochał go. Nawet nie zauważył, kiedy stał się dla niego synem.

                Młodsze pociechy słuchały opowieści o imiennik jednego z nich z zachwytem. Razem chodzili na cmentarz. Widzieli łzy w oczach ojca, starający się być twardy. Zdjęcie młodego Robina stało w sypialni oraz na kominku pod portretem Wayne'ów. Bruce nie zapomniał o Dicku i zawsze nosił go w sercu.
Koniec

środa, 6 lipca 2016

Bruce Wayne w Azylu Arkham cz.V

Wayne spojrzał na niego. Widział troskę i strach w oczach starszego przyjaciela.  Starał się uśmiechnąć pocieszająco, ale nie miał sił. Do przyjazdu  karetki starał się nie przymykać oczu, aby nie martwić Jima. Po znalezieniu się w karetce stracił przytomność.
                Policjant ruszył do posiadłości Wayne'a. Domyślił się, że Pennyworth znał tajemnicę swojego pracodawcy i nie jeden raz mu pomagał.  Kiedy drzwi sie otworzyły, zobaczył wyczerpanego starszego mężczyznę.  Pewnie zdawał sobie sprawę ze śmierci młodszego podopiecznego.
                - Witam komisarzu. Panicza Dicka nie ma w posiadłości.
                Jim był zażenowany. Miał ochotę uciec, ale musiał zawiadomić o wypadku. Wiedział, jak Bruce jest dla niego ważny i obawiał się jego reakcji.
                - Nie przyszedłem do niego, tylko do pana.
                Alfred odsunął się, aby go wpuścić. Zastanawiała go mina policjanta, ale bał się spytać. przypuszczał, że znaleziono zwłoki Graysona. Ten nie miał zamiaru przedłużać, więc gdy stali w holu, od razu przeszedł do rzeczy.
                - Mam złą wiadomość. Bruce trafił do szpitala. Jest poważnie ranny.
                Lokaj jeszcze bardziej zbladł. Przeraził się, na myśl, że coś stało się jego wychowankowi. Przeprosił Gordona i wyrzucił go z budynku. Szybko zebrał się, wsiadł do jednego z samochodów i ruszył do szpitala. Komisarz przybył po nim. Na izbie dowiedzieli się, że Wayne trafił na salę operacyjną. Oboje stali przed drzwiami i czekali. Jim podszedł do Alfreda i poklepał pocieszająco.
                - Wszystko będzie dobrze. Przecież to silny człowieka. Na pewno nie raz był poważnie ranny. 
                Starszy mężczyzna nie zwrócił uwagi, na to co powiedział jego towarzysz i przytaknął. Dopiero po kilkunastu minutach zdał sobie sprawę z tego, co usłyszał. Spojrzał na niego z zaskoczeniem.
                - Nie wiem o czym pan mówi.
                - Wiem, że to Batman.
                Pennyworth zamarł. Starał się nie okazać, iż jest zaniepokojony. Chciał pokazać, że nie dowierza w jego słowa.
                - Nie bój się. Nie zdradzę jego tajemnicy. Wiem też o Dicku.
                - Skąd? - wyrwało się lokajowi.
                Rozejrzał się uważnie, aby upewnić się, czy nikt nie podsłuchuje. Ściszył głos, który i tak drżał.
                - Prawie zabił Jokera.  Zwabił go i prawie udusił... Wcześniej odbyli rozmowę... W ostatniej chwili puścił jego gardło. Podczas szamotanin wbił mu się kawałek drewna w bok.
                Alfred prawie krzyknął z przerażenia. Jim złapał go pod ramię  odprowadził na krzesła i posadził.
                - Proszę się uspokoić. Lekarze zrobią wszystko, aby go uratować.
                Sam się bał o przyjaciela, ale musiał wesprzeć Pennywortha.  Chodzili ze zdenerwowania i zmartwienia po korytarzu i czkali na jakąkolwiek wiadomość. Oboje się bali o rannego. Gdy wyszedł lekarz, podeszli do niego.
                - Czy są państwo rodziną pana Wayne'a?
                - W pewnym sensie - odparł Pennyworth. - Panicz Bruce nie ma nikogo, oprócz mnie i przyjaciół.
                - Komisarz Gordon. Co z pacjentem?
                Doktor przez chwilę się zawahał, ale miał do czynienia z przedstawicielem prawa.
                - Obrażenia są dosyć poważne. Najbliższe godziny pokażą, czy przeżyje.
                Przyjrzał się mężczyznom.
                - Lepiej, jeśli panowie pojadą do domu. Nie pomożecie mu, siedząc tutaj.
                Alfred nie chciał się ruszyć, ale Jim wyciągnął go i odwiózł do posiadłości, a następnie pojechał do swojego biura. Gdy zasiadł za biurkiem, zadzwonił do córki, aby uprzedzić ją, że nie wróci do domu na noc.  Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
                - Wejść.
                Weszła Montoya i nie dała mu szansy się odezwać.
                - Zaufani ludzie poszukają ciała w stroju Batmana. Przydałoby się zdjęcie ofiary. Oficjalna wersja to, iż z nieznanych powodów Joker zaatakował Wayne'a.
                - Świetnie. Dziękuję
                Kobieta chciała o coś zapytać, ale się zawahała. Przyjrzał się jej uważnie.
                - Chciałaś coś jeszcze?
                Zawahała się.
                - Jak on się czuje?
                Starał się, aby głos mu nie zadrżał.
                - Przeszedł  operację. Niebezpieczeństwo nie minęło.
                Obdarowała go pocieszającym uśmiechem i wyszła. Mógł wszystko przemyśleć. Jeśli Bruce wyzdrowieje, czego był pewien, będzie musiał z nim porozmawiać i przekazać swoje wsparcie. Przez te lata Batman mógł jedynie polegać na może trzech osobach.
                Postawa Bruce'a Wayne'a była zupełnie odmienna od obrońcy miasta w masce. Chociaż czasem ukazywał cechy nie pasujące do niego. Czyżby na co dzień odgrywał rolę playboya, kochającego imprezować? Podjął poważną i dojrzałą decyzję, przyjmując pod swój dach chłopca, który stracił rodziców. Łączyła ich podobna tragedia.
                Mściciel wyszkolił go na swojego pomocnika, który przybrał pseudonim Robin. Zdawał sobie sprawę, że Wayne będzie potrzebował pocieszenia i zapewnienia, iż nie jest winien śmierci podopiecznego. Podejrzewał, że  czeka go trudne zadanie, ale nie miał zamiaru się poddać. Zależało mu na pomocy przyjacielowi.
                Wstał i stanął przy oknie. Podniósł żaluzje i spojrzał na miasto okryte mrokiem oraz przepełnione zbrodniarzami. Bez Batmana dawno pogrążyłoby się w chaosie. Śmierć jego rodziców spowodowała narodziny obrońcy Gotham. Nigdy nie pogodził się z ich utratą. Nie dziwił się. Żałował tylko,  że przyjaciel ukrywał to przed nim. Mógł chociaż spróbować pomóc.
                Następnego dnia odnaleziono rozkładające się szczątki Dicka Graysona. Jego pogrzebem zajął się załamany Alfred. Na ceremonii zjawili koledzy ze studiów oraz policjanci, którzy znali prawdę na czele z Jimem Gordonem. Brakowało tylko Wayne'a, który walczył o życie. Gdy się ockną, przy nim siedział Pennyworth, który odetchnął z ulgą.
                - Panicz Bruce.
                - Alfred? - jego głos był zachrypnięty. - Gdzie ja jestem?
                - W szpitalu. Miał pan poważny wypadek.
                Był zdezorientowany.
                - Czy Dick?
                Starszy mężczyzna spuścił głowę. Nie wiedział, jak mu powiedzieć o Graysonie. Sam jeszcze nie uporał się z jego śmiercią. Nie musiał niczego mówić, ponieważ wszystko można było zobaczyć na jego twarzy i dlatego stwierdził.
                - Więc to nie był koszmar.
                Pennyworth pokręcił głową. Po policzkach Bruce'a spłynęły łzy. Jego ramiona drżały spazmatycznie od szlochu. Przez chwilę miał nadzieję, że to był tylko sen. Był wściekły na siebie i Jokera. Nie mógł się uspokoić przez kilkanaście godzin, a następnie zapadł w sen
                Minęło kilka dni, a jego rekonwalescencja nie posunęła się z powodu panującej w jego sercu żałoby.  Lekarze obawiali się, że może nastąpić kryzys, którego ich pacjent może nie przeżyć. Alfred martwił się o niego i próbował przekonać do wzięcia się w garść.
                Siedząc przy rannym, starał się panować nad emocjami. Wewnątrz był przerażony i nie wiedział co robić. Nie chciał stracić drugiego panicza. Nie przeżyłby tego. Serce krajało mu się na jego widok. Najgorzej, że nic nie mógł zrobić.  Był bezsilny. Mógł tylko czekać. Prawie nie odchodził od jego łóżka. Kiedy ponownie odzyskał przytomność , nie miał zamiary z nikim rozmawiać
                Gordon odwiedzał go i próbował nakłonić do wymiany słów, ale to nic nie dawało. Po miesiącu od wypadku pojawił się w sali szpitalnej. Usiadł przy łóżku i obserwował  nieobecny wzrok przyjaciela.  Martwił się o niego.
                - Bruce?
                Ten nawet nie spojrzał.
                - Wiem, że ciężko ci po śmierci Dicka...
                Policjant zaczął irytować się biernością Wayne'a. Podniósł głos.
                - Posłuchaj mnie uważnie. Straciłeś podopiecznego, ale musisz się wziąć w garść... Do tego pobyt w Arkham. Ale czas wrócić do rzeczywistości.
                Wayne wreszcie spojrzał na niego.
                - Przyszedłeś spytać o to, co się stało między mną a Jokerem?
                Jim uśmiechnął się.
                - Nie.  Ten szaleniec nie potrzebuje powodu, aby kogoś zaatakować. Jesteś jego przypadkową ofiarą.
                - Aha.
                Głos Bruce'a był obojętny.  Jim próbował zapanować nad złością, ale nie dał rady. Zerwał się i stanął przy drzwiach.
                - Zachowujesz się nieodpowiedzialnie. Twój lokaj  przez ciebie zmysły. Jesteś mu najbliższą osobą... Zero odpowiedzialności. Pomyśl o twoim ojcu. Pochwaliłby takie zachowanie?
                Wychodząc, trzasnął drzwiami. Zdawał sobie, że nie powinien tego mówić, ale uważał, że nie miał innego wyjścia. Musiał nim potrząsnąć. Zrobić wszystko, aby się otrząsnął. Nie  miał zamiaru pozwolić mu pogrążyć się w rozpaczy. Zależało mu na przyjacielu.  Obawiał się, że może znowu spróbować się zabić. Nie mógł spuścić go z oczu.
                Bruce zaczął zastanawiać się nad słowami Jima. Po głębszych przemyśleniach zrozumiał, że martwi się o niego.  Gdy przyszedł Alfred, zobaczył na jego twarzy zmęczenie i strach. Postanowił wziąć się w garść i postarać się powrócić do zdrowia.
                Swoją determinacją zadziwił lekarzy. Walczył o powrót do całkowitego wyzdrowienia.  Dwa tygodnie później opuścił szpital z nakazem wypoczynku w domu. Po nabraniu sił, powrócił do obowiązków wobec firmy oraz do bycia Batmanem. Wkładanie kostiumu przynosiło ból, ale zdawał sobie sprawę, że jest potrzebny Gotham
                Stał się jeszcze mroczniejszy, a jego serce było złamane. Przestał rozpowszechniać  aurę beztroskiego kobieciarza. Stał się zupełnie kimś innym. Znajomi, współpracownicy nie mogli go rozpoznać. Często odwiedzał cmentarz, aby postać nad grobami rodziców i wychowanka.
                Pennyworth nie rozmawiał z nim o tym, co czuje, ale pewnego dnia pękł. Zniósł tacę z herbatą do jaskini i stanął przed pracodawcą, spuszczając  głowę.
                - Przepraszam paniczu Bruce...
                Wayne podniósł oczy i spojrzał na niego.
                - Za co?
                - Pomagałem paniczowi Dickowi w łamaniu pańskiego zakazu.
                Próbował obdarować lokaja przyjaznym uśmiechem, ale nie udało się. Jego podniesiony głos nie pozwalał na sprzeciw.
                - A co miałeś zrobić? Pozwolić mu działać samemu? Powinienem tutaj być.
                - To nie pańska wina.
                - Moja.
                Krzyknął i zwiesił głowę, ściszając  ton.
                - To ja rozpocząłem krucjatę wobec przestępców i sprowadziłem tutaj Dicka. Swoje szaleństwo przelałem na niego.
                Ukrył twarz w dłoniach. Alfred stanął obok niego i pocieszająco położył rękę  na jego lewym barku.  Serce mu się łamało.
                -Dzięki wam miasto jest bezpieczniejsze. Pamięta panicz, jak przekonał pana, że nie powinien użalać się nad sobą po postrzeleniu komisarza... Znał ryzyko i je podejmował z pełną  odpowiedzialnością.
                Batman po powrocie został życzliwie przyjęty przez Jima, z którym znów pracował oraz część policjantów. Gordon ani razu nie wspomniał, że cieszy się z jego przeżytej waliki. Zdawał sobie sprawę, że to byłby cios dla zamaskowanego obrońcy, bo to nie on walczył z Jokrem. Nie zdradził się, że zna jego prawdziwą tożsamość.
                Pewnego dnia  postanowił odwiedzić swojego przyjaciela.  Umówili się na sobotę, w porze popołudniowej, aby  porozmawiać o wydarzeniach w Arkham w przyjemniejszej atmosferze.            Gdy zjawił się przed posiadłością, zobaczył zdenerwowanego lokaja. Przestraszył się, ale starał się tego nie okazać.
                - Czy cos się stało?.
                Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
                - Nie komisarzu. Chciałbym  tylko prosić, aby na razie nie mówić paniczowi, iż zna pan jego tajemnicę.
                Policjant uśmiechnął się, widząc troskę starszego człowieka o swojego podopiecznego.
                - Będę delikatny. Chyba, że mnie zirytuje.
                Minął lokaja i wszedł do budynku. Wayne czekał na niego w salonie. Przywitali się powściągliwie, ponieważ gospodarz zaczął trzymać się na dystans.  Był blady, a oczy miał podkrążone.  Zasiedli w fotelach na przeciwko siebie.
                - Jakie informacje chciałbyś uzyskać?
                Gordon uśmiechnął się tajemniczo. Postanowił wykorzystać sytuację i spytać o pewne plotki, wiedząc, że zawstydzi rozmówcę.
                - Tylko jedną. Dotarły do mnie plotki, że zauroczyła cię Harley Quinn.
                Milioner zdębiał i zarumienił się.
                - To nie tak, jak myślisz.
                - A co?
                Komisarz był rozbawiony, nerwowym zachowaniem przyjaciela i jego konsternacji.
                - Uczepiła się mnie. Dzięki niej czas płynął szybciej. Twierdziła, że zerwała z Jokerem. Skąd o tym wiesz.
                - Od samej Harley. Jest tobą zachwycona. Masz nową wielbicielkę... nawet rozpuściła swoje warkoczyki. Wygląda ładnie w rozpuszczonych włosach.
                Bruce zrobił się jeszcze bardziej czerwony.  Jim postanowił przestać dręczyć przyjaciela.
                - Myślę, że atak Jokera mógł być spowodowany brakiem zainteresowania swojej dziewczyny.  Chociaż  tego dnia musiał być słaby, skoro tak go urządziłeś.
                Bruce automatycznie spojrzał w stronę zegara i uśmiechnął się. Jim zauważył to i domyślił się, że tam znajduje się jakieś tajne przejście.
                - Ale jest jeszcze jeden powód mojej wizyty.
                Wayne zesztywniał.
                - Jaki?
                Komisarz wziął głęboki wdech. Nie wiedział, jak dalej potoczy się rozmowa, ale nie wahał się. Musiał okazać mu wsparcie.
                - Twoje zachowanie. Rozumiem, że wziąłeś się w garść, ale nie potrafił żyć w społeczeństwie. Twoje życie towarzyskie zmieniło się. Rozumiem, że spędziłeś kilka miesięcy w Arkham, a twój wychowanek zginął w tragicznym wypadku, ale musisz zacząć nam ufać. Potrzebujesz pomocy. musisz spróbować żyć normalnie. Prowadziłeś przez lata samotnie swoją krucjatę. Czas, aby ktoś cię wsparł.  Musisz nam zaufać i pozwolić nam sobie pomóc w większym stopniu. Nie musisz wszystkiego robić sam...
                Czuł się niezręcznie, patrząc w oczy zdezorientowanego mężczyzny. Wiedział, że po kolejnej tragedii w życiu będzie trudno mu się pozbierać i będzie potrzebował pomocy. Zdawał sobie sprawę z jego dumy, aby się do tego przyznać.
                - Wystarczy, że w razie wątpliwości przyjdziesz. Chociaż porozmawiać, gdybyś miał jakieś wątpliwości, czy problemy, możesz zwrócić się do mnie. Nie jesteś sam. Masz sojuszników. W razie problemów masz na kogo liczyć.
                 Nagle mężczyzna zrozumiał, o czym mówi Gordon. Wziął głęboki wdech i zesztywniał. Zastanowił się, skąd dowiedział się o jego tajemnicy.  Nie wiedział, jak ma się zachować. Do tej pory nikt z nieświadomych bliskich nie poznał prawdy. Wydusił tylko.

                - Wiesz.