piątek, 3 kwietnia 2015

Dziesięcioletnia nieobecność cz. IV

Pobiegł po sukienkę, a po chwili powrócił. Kobieta poszła się przebrać. Po dziesięciu minutach wszedł Max.
            - Russ? Już wstałeś?
            - Tak. Amy jeszcze nie ma. Nie uwierzysz co się wydarzyło.
            - Zaczynam się bać.
            - To nic złego.
            Do salonu powróciła pani Moris. Starszy mężczyzna krzyknął z radości.
            - Tempi.
            Przytulił córkę do serca. Płakał. Był szczęśliwy, widząc utracone dziecko
            - To naprawdę ty kochanie?
            - Tak, wiem, że ciężko uwierzyć.
            Była niepewna. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Max  pogłaskał ją po twarzy.
            - Najważniejsze, że żyjesz... Nie do wiary.
            - Co ma z tym wspólnego wiara?
            Keenan uśmiechnął się.
            - Nic kochanie, tylko się tak mówi. Wyglądasz pięknie
            - Dziękuję. Jadę do FBI. Szykują przyjęcie na cześć Parkera.
            Mężczyzna otarł łzy. Starał się zapanować nad emocjami. Przypomniał sobie spotkanie z Parkerem.
            - To miły młodzieniec. Przypomina ojca. Zawiozę cię.
            - Nie ma mowy. W tym stanie nie możesz prowadzić.
            Wypuścił ją z objęć.
            - Ale ja tak- odparł Russ. - Idziemy. Tylko napiszę kartkę dla Amy.
            - Tylko nie wspominaj o mnie.
            - Dobrze siostra.
            Złapał leżącą  w  korytarzu kartkę, a ojciec przyniósł długopis. Napisał kilka słów i zostawił wiadomość na stoliczku. Na kartce widniało jedno zdanie " Muszę coś załatwić, niedługo wrócę. Russ."
            Kobiety stały w szoku. Amy próbowała zrozumieć, to co usłyszała.  Gdy zdała sobie sprawę kim była kobieta, wszystko zrozumiała. Wyjaśniła przyjaciółce, że to siostra jej męża, która była uznana za zmarłą.  Wiedziała, że Temperance będzie potrzebowała pomocy i wsparcia.  Ale po nocce była zbyt zmęczona, aby wszystko analizować. Poszła do sypialni i legła na posłaniu. Po chwili zaczęła chrapać.
            W samochodzie Brennana. Jechali w milczeniu. Mężczyźni co chwilę spoglądali na Tempi. Obawiali się, że zniknie. Nie wiedzieli o czym powinni rozmawiać. Uśmiech nie schodził z ich twarzy. W ciągu kilkunastu minut Max odmłodniał o co najmniej dziesięć lat.  Podjechali pod budynek Federalnego Biura Śledczego w Waszyngtonie. Ciszę przerwał dźwięk telefonu Caroline. Szybko go odebrała.
            - Hej Bones. Gdzie jesteś?
            - Pod FBI. A wy?
            - Zaraz dojedziemy.  Będziemy  szli do gabinetu  Sweetsa.  Nie stawaj przy drzwiach.
            - Posiedzę w aucie z ojcem i Russem.
            - Znajdziemy cię.
            - Czekam kochanie.
            Keenan zrobił wielkie oczy. Jego mała córeczka, która bała się  zaangażować, czule się do kogoś zwraca.
            - Z kim rozmawiałaś?
            - Z Boothem. Jesteśmy małżeństwem.
            Ta wiadomość ucieszyła mężczyznę. Gdy poznał Seeley'a  pragnął, aby to on został mężem jego małej Tempi. Widział jak on dba o swoją partnerkę. Westchnął.
            - Nareszcie.  Chętnie się z nim  przywitam.
            Kobieta zaczęła opowiadać o małżonku i dzieciach. Nagle zbliżyło się pięć osób. Moris zapukał w okno po stronie żony. Max wyszedł i wyściskał zięcia.  Jest mu wdzięczny, za wszystko co zrobił dla Temperance.
            - Dziękuję ci za to, co dałeś mojej córce.
            Nie potrafił powstrzymać łez.
            - Już dobrze. Miło cię widzieć. Przepraszam, ale musimy iść. Według Angeli jest jeszcze trochę pracy. A musimy wpaść do dyrektora.
            Caroline (Temperance  Brennan)  wysiadła z  auta i razem z mężem weszli do budynku. Idąc korytarzami, nie rozglądali się. Nie chcieli zwracać na siebie uwagi.  Szybko dostali się do gabinetu Cullena. W środku zastali agenta specjalnego Forena. Od razu dyrektor zwrócił się do mnie.
            - Agencie Booth, doktor Brennan. Miło was widzieć. Agent Foren o wszystkim mi opowiedział. Od razu wiedziałem, że to  wy byliście na przyjęciu. Nie mogłeś usiedzieć na miejscu?
            - Nie dyrektorze. Nie chciałem ryzykować, że nas rozpozna. A byliśmy tam, ponieważ miałem zadanie do wykonania.
            - Wiem.  Wasz bankier zjawił się na komendzie i do wszystkiego się przyznał. Przeraziło go aresztowanie na przyjęciu. Dobra robota. Odzyskasz odznakę. Tylko zostaniesz wysłany na dwutygodniowy kurs. Bez sprzeciwu. Chcecie coś dodać?
            - Tak- odparł Jack Moris ( Seeley Booth). - Chcę panu zakomunikować, że jesteśmy małżeństwem i mamy dwójkę dzieci.
            Mężczyzna uśmiechnął się.
            - Gratulacje.  Dopełnijcie wszystkich formalności i widzę was na dawnych stanowiskach. A teraz zmykajcie, ponieważ na kogoś czekam.
            - Parkera?
             Skinął głową, a para opuściła gabinet, ściskając rękę dyrektorowi . Od razu skierowali się do gabinetu psychologa. Nagle zobaczyli panią prokurator. Było za późno, aby uciec.  Mieli nadzieje, że kobieta nie pozna ich.  Gdy minęła ich, odetchnęli z ulgą.  Caroline Julien nagle odwróciła się i stanęła jak słup. Szli przed siebie, gdy usłyszeli ostry głos.
            -Agencie Booth. Proszę zatrzymać się i wszystko wytłumaczyć. Radzę nie uciekać.
            Prócz nich zatrzymało się jeszcze trzech agentów. Państwo Moris podeszli do pani prokurator. Mężczyzna zaczął się wytłumaczyć.
            -Mieliśmy później wpaść do ciebie Caroline.  Przybyliśmy służbowo do Waszyngtonu i mieliśmy nadzieję, że nikt nas nie rozpozna. Ale wczoraj natknęliśmy się  na Hodginsów, oraz państwa Vaziri.  Bones zdecydowała, że wracamy. A musieliśmy zniknąć z powodu tamtej mafii. Nie chcieliśmy narażać naszych rodzin i przyjaciół. Zrozum to.
            Kobieta uśmiechnęła się i uścisnęła ich,
            - Witajcie w domu. Ale nie odpuszczę ci tego oszustwa słodziuteńki.
            Udała się do Cullena, a oni do Sweetsa. Zapukali i weszli do jego gabinetu. Lancy i Jack pompowali balony. Wendel i Clark wieszali konfetti. Cam, oraz Angela szykowały kieliszki i kroiły ciasto. Artystka pomachała im i zaczęła się śmiać, a patolog uśmiechnęła się. Etymolog spojrzał na żonę, a następnie na przybyłych i zachichotał.  Wendell i Clark zostawili konfetti i patrzyli na państwa Moris. Zapadła cisza. Sweetsa zastanowił spokój, który nagle zapanował w jego gabinecie i rozejrzał się. Gdy dostrzegł "martwych" przyjaciół, zbladł. Myślał, że ma halucynacje, choć wolałby, aby byli żywi. Jako psycholog nie wierzył w powroty zmarłych z grobu. Bał się odezwać, aby nie rozpłynęli się w powietrzu. Ciszę przerwał Moris.
            - Nie patrzcie na nas, jak wół na malowane cielę.
            - Jaki wół? Jakie cielę? - spytała jego żona.
            - Tak się mówi Bones.
            - Te twoje powiedzonka są głupie,
            - To sen - spyta Lancy.
            - Nie Sweets.
            - Ale jak?
            - Cullen nas ukrył.
            Zabrakło mu powietrza. Moris i Cam wyprowadzili psychologa.
            Clark i Wendell patrzyli na siebie.
            - Czy to naprawdę pani?- spytał Edison.
            - Tak. Przeżyłam napaść razem z Boothem i zmieniliśmy nazwisko. W czym mogę pomóc?
            Angela, która była podekscytowana powrotem duetu, oraz dzisiejszym przyjęciem, nie mogła ustać w miejscu. Była radosna, ale rozstawiała wszystkich po kątach. Wszyscy podporządkowywali się jej.
            - Siadaj słodziutka. Wszystkim się zajmiemy. Do roboty chłopcy.
            Dawni asystenci Brennan ruszyli do pracy  bez jednego słowa. Nie chcieli narażać się artystce.  Nawet jej mąż nie odezwał się słowem.
            W tym samym czasie w socjalnym.  Lancy siedział na krześle, był blady jak ściana. Moris podał mu szklankę wody.
            - Pij Sweets. Jesteś blady. Szkoda, że nie mamy whisky.
            - Booth- skarciła go Caroline. - Jesteśmy  w instytucji państwowej.
            Psycholog wyszeptał cichutko.
            - Ty nie żyjesz.
            Zdanie Lancy'ego  wywołało uśmiech na twarzy Morisa.
            - A on się dziwi, że nigdy nie lubiliśmy przychodzić na sesję.
            Położył rękę na ramieniu mężczyzny.
            - Spójrz na mnie Sweets. Po co miałbym cię nawiedzać jako duch?
            - Aby zemścić się za terapię? Albo książkę, czy moje gadanie?
            Uśmiechnął się.
            - Jestem katolikiem, oraz umiem przebaczać. A tak w ogóle, czy wyglądam ja duch?
            - Troszeczkę - odparła Caroline. - Też jesteś blady. Ale Brennan wygląda  jeszcze gorzej. Jest biała jak ściana. Jej  oczy są podkrążone, oraz sine. Do tego to sama skóra i kości. Ale się jej nie dziwię. A ty weź się w garść- zwróciła się do Lancy'ego.  - Oni naprawdę żyją.
            - Żyją?
            -Tak. Wracają, przynajmniej tak twierdzi Brennan.
            - Skoro tak powiedziała, to tak jest - odparł Moris. - Wszystko ci wyjaśnię później, ale teraz potrzebuje twojej pomocy. Pewnie Arastoo niedługo przyprowadzi dzieci.
            - Za parę minut - odparła patolog. - Uprzedzę cię Sweets. Tak, oni mają dzieci i są małżeństwem.
            To  było za dużo jak dla doktorka. Był bliski panice. Cam, która była przezorna i przyniosła leki uspokajające, podała mu dwie tabletki i kazała połknąć.
            - To na uspokojenie. Mam tego więcej.  A ty Booth przestań sie denerwować. Parker ucieszy się.
            Psycholog połknął tabletki i uściskał dawno niewidzianego przyjaciela.
            - Nawet nie wiesz, jak się cieszę.  I przepraszam, że dwa dni przed waszą śmier...
            Nie potrafił dokończyć zdania. Nadal rozpamiętywał kłótnię sprzed dziesięciu lat. Przez ten czas  żałował ostrych słów, wypowiedzianych pod adresem partnerów. Gdy zginęli, zanim ich przeprosił, był wściekły na siebie. To doprowadziło do jego załamania psychicznego. Wiedział, że to onnie miał racji. Udało mu się powrócić do normalności dopiero po kilku miesiącach. Teraz odczuł, że może naprawić swój błąd. Ale jeszcze nie czuł się na sile na rozmowę na ten temat.  Ale wydobył jeszcze jedno zdanie.
            - Jesteś wspaniałym agentem i przyjacielem
            Jack Moris ( Seeley Booth) poklepał go po plecach przyjaźnie.
            - Nie ma o czym mówić. Wracajmy do ciebie. Muszę sprawdzić co z Bones.
            Detektyw ruszył na przedzie. Lancy spytał kobietę.
            - Co jest doktor Brennan?
            Camille spojrzała smutno na niego.
            - Dzisiaj nie myśl o tym. Przez to nie mogłam przez to spać. Hodgins też. Nie próbuj podpytywać Angeli, ponieważ nic nie wie. Niewiele pamięta z wczorajszego przyjęcia.  Spiła się.  Dzisiaj myślała, że wszystko jej się przyśniło. Gdy dowiedziała się, że to nie był sen  i oni żyją, to płakała przez godzinę.  Jak wiesz, Hanibal nie żyje. Więc mamy potrójne święto.
            - Zgadzam się.  Parker będzie  przeszczęśliwy. Jego ukochany ojciec wrócił.
            -Wpadli do gabinetu. Lancy wyściskał Caroline Moris ( Temperance Brennan).  Następnie pobiegł pod gabinet dyrektora. Po jakimś czasie od Cullena wyszedł Parker.  Lancy podszedł uśmiechnięty do młodzieńca i zaczął mu gratulować.
            - Ojciec byłby z ciebie dumny. Gratulacje młodszy agencie Booth.
            - Dziękuję doktorze Sweets.
            - Miałeś omijać oficjalny zwrot. Chodź, usiądziemy sobie u mnie i pogadamy.
            - Tylko nie terapia - jękną młodzieniec. Lancy uśmiechnął się.
            - Jesteś podobny do ojca.
            - Wszyscy tak mówią... Oddałbym wszystko za jeszcze jeden dzień z tatą.
            - Wiem.
            Przeszli do gabinetu doktorka. Gdy weszli, młodzieniec zobaczył wszystkich przyjaciół. Po środku stał jego ojciec, w towarzystwie Bones

1 komentarz:

  1. Radosnych Świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i mokrego dyngusa!
    Przez ostatnie dni nie było mnie w internetach, dlatego dopiero teraz wpadam i czytam.
    Ach, miło się czyta, jak wszyscy przyjaciele dowiadują się o "zmartwychwstaniu" Botha i Bones. Choć Parker pewnie będzie w niezłym szoku :3
    Przydałoby się więcej opisów, ale nie ma źle :) Choć nadmiar postaci odrobinę przytłacza.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń