środa, 6 lipca 2016

Bruce Wayne w Azylu Arkham cz.V

Wayne spojrzał na niego. Widział troskę i strach w oczach starszego przyjaciela.  Starał się uśmiechnąć pocieszająco, ale nie miał sił. Do przyjazdu  karetki starał się nie przymykać oczu, aby nie martwić Jima. Po znalezieniu się w karetce stracił przytomność.
                Policjant ruszył do posiadłości Wayne'a. Domyślił się, że Pennyworth znał tajemnicę swojego pracodawcy i nie jeden raz mu pomagał.  Kiedy drzwi sie otworzyły, zobaczył wyczerpanego starszego mężczyznę.  Pewnie zdawał sobie sprawę ze śmierci młodszego podopiecznego.
                - Witam komisarzu. Panicza Dicka nie ma w posiadłości.
                Jim był zażenowany. Miał ochotę uciec, ale musiał zawiadomić o wypadku. Wiedział, jak Bruce jest dla niego ważny i obawiał się jego reakcji.
                - Nie przyszedłem do niego, tylko do pana.
                Alfred odsunął się, aby go wpuścić. Zastanawiała go mina policjanta, ale bał się spytać. przypuszczał, że znaleziono zwłoki Graysona. Ten nie miał zamiaru przedłużać, więc gdy stali w holu, od razu przeszedł do rzeczy.
                - Mam złą wiadomość. Bruce trafił do szpitala. Jest poważnie ranny.
                Lokaj jeszcze bardziej zbladł. Przeraził się, na myśl, że coś stało się jego wychowankowi. Przeprosił Gordona i wyrzucił go z budynku. Szybko zebrał się, wsiadł do jednego z samochodów i ruszył do szpitala. Komisarz przybył po nim. Na izbie dowiedzieli się, że Wayne trafił na salę operacyjną. Oboje stali przed drzwiami i czekali. Jim podszedł do Alfreda i poklepał pocieszająco.
                - Wszystko będzie dobrze. Przecież to silny człowieka. Na pewno nie raz był poważnie ranny. 
                Starszy mężczyzna nie zwrócił uwagi, na to co powiedział jego towarzysz i przytaknął. Dopiero po kilkunastu minutach zdał sobie sprawę z tego, co usłyszał. Spojrzał na niego z zaskoczeniem.
                - Nie wiem o czym pan mówi.
                - Wiem, że to Batman.
                Pennyworth zamarł. Starał się nie okazać, iż jest zaniepokojony. Chciał pokazać, że nie dowierza w jego słowa.
                - Nie bój się. Nie zdradzę jego tajemnicy. Wiem też o Dicku.
                - Skąd? - wyrwało się lokajowi.
                Rozejrzał się uważnie, aby upewnić się, czy nikt nie podsłuchuje. Ściszył głos, który i tak drżał.
                - Prawie zabił Jokera.  Zwabił go i prawie udusił... Wcześniej odbyli rozmowę... W ostatniej chwili puścił jego gardło. Podczas szamotanin wbił mu się kawałek drewna w bok.
                Alfred prawie krzyknął z przerażenia. Jim złapał go pod ramię  odprowadził na krzesła i posadził.
                - Proszę się uspokoić. Lekarze zrobią wszystko, aby go uratować.
                Sam się bał o przyjaciela, ale musiał wesprzeć Pennywortha.  Chodzili ze zdenerwowania i zmartwienia po korytarzu i czkali na jakąkolwiek wiadomość. Oboje się bali o rannego. Gdy wyszedł lekarz, podeszli do niego.
                - Czy są państwo rodziną pana Wayne'a?
                - W pewnym sensie - odparł Pennyworth. - Panicz Bruce nie ma nikogo, oprócz mnie i przyjaciół.
                - Komisarz Gordon. Co z pacjentem?
                Doktor przez chwilę się zawahał, ale miał do czynienia z przedstawicielem prawa.
                - Obrażenia są dosyć poważne. Najbliższe godziny pokażą, czy przeżyje.
                Przyjrzał się mężczyznom.
                - Lepiej, jeśli panowie pojadą do domu. Nie pomożecie mu, siedząc tutaj.
                Alfred nie chciał się ruszyć, ale Jim wyciągnął go i odwiózł do posiadłości, a następnie pojechał do swojego biura. Gdy zasiadł za biurkiem, zadzwonił do córki, aby uprzedzić ją, że nie wróci do domu na noc.  Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
                - Wejść.
                Weszła Montoya i nie dała mu szansy się odezwać.
                - Zaufani ludzie poszukają ciała w stroju Batmana. Przydałoby się zdjęcie ofiary. Oficjalna wersja to, iż z nieznanych powodów Joker zaatakował Wayne'a.
                - Świetnie. Dziękuję
                Kobieta chciała o coś zapytać, ale się zawahała. Przyjrzał się jej uważnie.
                - Chciałaś coś jeszcze?
                Zawahała się.
                - Jak on się czuje?
                Starał się, aby głos mu nie zadrżał.
                - Przeszedł  operację. Niebezpieczeństwo nie minęło.
                Obdarowała go pocieszającym uśmiechem i wyszła. Mógł wszystko przemyśleć. Jeśli Bruce wyzdrowieje, czego był pewien, będzie musiał z nim porozmawiać i przekazać swoje wsparcie. Przez te lata Batman mógł jedynie polegać na może trzech osobach.
                Postawa Bruce'a Wayne'a była zupełnie odmienna od obrońcy miasta w masce. Chociaż czasem ukazywał cechy nie pasujące do niego. Czyżby na co dzień odgrywał rolę playboya, kochającego imprezować? Podjął poważną i dojrzałą decyzję, przyjmując pod swój dach chłopca, który stracił rodziców. Łączyła ich podobna tragedia.
                Mściciel wyszkolił go na swojego pomocnika, który przybrał pseudonim Robin. Zdawał sobie sprawę, że Wayne będzie potrzebował pocieszenia i zapewnienia, iż nie jest winien śmierci podopiecznego. Podejrzewał, że  czeka go trudne zadanie, ale nie miał zamiaru się poddać. Zależało mu na pomocy przyjacielowi.
                Wstał i stanął przy oknie. Podniósł żaluzje i spojrzał na miasto okryte mrokiem oraz przepełnione zbrodniarzami. Bez Batmana dawno pogrążyłoby się w chaosie. Śmierć jego rodziców spowodowała narodziny obrońcy Gotham. Nigdy nie pogodził się z ich utratą. Nie dziwił się. Żałował tylko,  że przyjaciel ukrywał to przed nim. Mógł chociaż spróbować pomóc.
                Następnego dnia odnaleziono rozkładające się szczątki Dicka Graysona. Jego pogrzebem zajął się załamany Alfred. Na ceremonii zjawili koledzy ze studiów oraz policjanci, którzy znali prawdę na czele z Jimem Gordonem. Brakowało tylko Wayne'a, który walczył o życie. Gdy się ockną, przy nim siedział Pennyworth, który odetchnął z ulgą.
                - Panicz Bruce.
                - Alfred? - jego głos był zachrypnięty. - Gdzie ja jestem?
                - W szpitalu. Miał pan poważny wypadek.
                Był zdezorientowany.
                - Czy Dick?
                Starszy mężczyzna spuścił głowę. Nie wiedział, jak mu powiedzieć o Graysonie. Sam jeszcze nie uporał się z jego śmiercią. Nie musiał niczego mówić, ponieważ wszystko można było zobaczyć na jego twarzy i dlatego stwierdził.
                - Więc to nie był koszmar.
                Pennyworth pokręcił głową. Po policzkach Bruce'a spłynęły łzy. Jego ramiona drżały spazmatycznie od szlochu. Przez chwilę miał nadzieję, że to był tylko sen. Był wściekły na siebie i Jokera. Nie mógł się uspokoić przez kilkanaście godzin, a następnie zapadł w sen
                Minęło kilka dni, a jego rekonwalescencja nie posunęła się z powodu panującej w jego sercu żałoby.  Lekarze obawiali się, że może nastąpić kryzys, którego ich pacjent może nie przeżyć. Alfred martwił się o niego i próbował przekonać do wzięcia się w garść.
                Siedząc przy rannym, starał się panować nad emocjami. Wewnątrz był przerażony i nie wiedział co robić. Nie chciał stracić drugiego panicza. Nie przeżyłby tego. Serce krajało mu się na jego widok. Najgorzej, że nic nie mógł zrobić.  Był bezsilny. Mógł tylko czekać. Prawie nie odchodził od jego łóżka. Kiedy ponownie odzyskał przytomność , nie miał zamiary z nikim rozmawiać
                Gordon odwiedzał go i próbował nakłonić do wymiany słów, ale to nic nie dawało. Po miesiącu od wypadku pojawił się w sali szpitalnej. Usiadł przy łóżku i obserwował  nieobecny wzrok przyjaciela.  Martwił się o niego.
                - Bruce?
                Ten nawet nie spojrzał.
                - Wiem, że ciężko ci po śmierci Dicka...
                Policjant zaczął irytować się biernością Wayne'a. Podniósł głos.
                - Posłuchaj mnie uważnie. Straciłeś podopiecznego, ale musisz się wziąć w garść... Do tego pobyt w Arkham. Ale czas wrócić do rzeczywistości.
                Wayne wreszcie spojrzał na niego.
                - Przyszedłeś spytać o to, co się stało między mną a Jokerem?
                Jim uśmiechnął się.
                - Nie.  Ten szaleniec nie potrzebuje powodu, aby kogoś zaatakować. Jesteś jego przypadkową ofiarą.
                - Aha.
                Głos Bruce'a był obojętny.  Jim próbował zapanować nad złością, ale nie dał rady. Zerwał się i stanął przy drzwiach.
                - Zachowujesz się nieodpowiedzialnie. Twój lokaj  przez ciebie zmysły. Jesteś mu najbliższą osobą... Zero odpowiedzialności. Pomyśl o twoim ojcu. Pochwaliłby takie zachowanie?
                Wychodząc, trzasnął drzwiami. Zdawał sobie, że nie powinien tego mówić, ale uważał, że nie miał innego wyjścia. Musiał nim potrząsnąć. Zrobić wszystko, aby się otrząsnął. Nie  miał zamiaru pozwolić mu pogrążyć się w rozpaczy. Zależało mu na przyjacielu.  Obawiał się, że może znowu spróbować się zabić. Nie mógł spuścić go z oczu.
                Bruce zaczął zastanawiać się nad słowami Jima. Po głębszych przemyśleniach zrozumiał, że martwi się o niego.  Gdy przyszedł Alfred, zobaczył na jego twarzy zmęczenie i strach. Postanowił wziąć się w garść i postarać się powrócić do zdrowia.
                Swoją determinacją zadziwił lekarzy. Walczył o powrót do całkowitego wyzdrowienia.  Dwa tygodnie później opuścił szpital z nakazem wypoczynku w domu. Po nabraniu sił, powrócił do obowiązków wobec firmy oraz do bycia Batmanem. Wkładanie kostiumu przynosiło ból, ale zdawał sobie sprawę, że jest potrzebny Gotham
                Stał się jeszcze mroczniejszy, a jego serce było złamane. Przestał rozpowszechniać  aurę beztroskiego kobieciarza. Stał się zupełnie kimś innym. Znajomi, współpracownicy nie mogli go rozpoznać. Często odwiedzał cmentarz, aby postać nad grobami rodziców i wychowanka.
                Pennyworth nie rozmawiał z nim o tym, co czuje, ale pewnego dnia pękł. Zniósł tacę z herbatą do jaskini i stanął przed pracodawcą, spuszczając  głowę.
                - Przepraszam paniczu Bruce...
                Wayne podniósł oczy i spojrzał na niego.
                - Za co?
                - Pomagałem paniczowi Dickowi w łamaniu pańskiego zakazu.
                Próbował obdarować lokaja przyjaznym uśmiechem, ale nie udało się. Jego podniesiony głos nie pozwalał na sprzeciw.
                - A co miałeś zrobić? Pozwolić mu działać samemu? Powinienem tutaj być.
                - To nie pańska wina.
                - Moja.
                Krzyknął i zwiesił głowę, ściszając  ton.
                - To ja rozpocząłem krucjatę wobec przestępców i sprowadziłem tutaj Dicka. Swoje szaleństwo przelałem na niego.
                Ukrył twarz w dłoniach. Alfred stanął obok niego i pocieszająco położył rękę  na jego lewym barku.  Serce mu się łamało.
                -Dzięki wam miasto jest bezpieczniejsze. Pamięta panicz, jak przekonał pana, że nie powinien użalać się nad sobą po postrzeleniu komisarza... Znał ryzyko i je podejmował z pełną  odpowiedzialnością.
                Batman po powrocie został życzliwie przyjęty przez Jima, z którym znów pracował oraz część policjantów. Gordon ani razu nie wspomniał, że cieszy się z jego przeżytej waliki. Zdawał sobie sprawę, że to byłby cios dla zamaskowanego obrońcy, bo to nie on walczył z Jokrem. Nie zdradził się, że zna jego prawdziwą tożsamość.
                Pewnego dnia  postanowił odwiedzić swojego przyjaciela.  Umówili się na sobotę, w porze popołudniowej, aby  porozmawiać o wydarzeniach w Arkham w przyjemniejszej atmosferze.            Gdy zjawił się przed posiadłością, zobaczył zdenerwowanego lokaja. Przestraszył się, ale starał się tego nie okazać.
                - Czy cos się stało?.
                Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
                - Nie komisarzu. Chciałbym  tylko prosić, aby na razie nie mówić paniczowi, iż zna pan jego tajemnicę.
                Policjant uśmiechnął się, widząc troskę starszego człowieka o swojego podopiecznego.
                - Będę delikatny. Chyba, że mnie zirytuje.
                Minął lokaja i wszedł do budynku. Wayne czekał na niego w salonie. Przywitali się powściągliwie, ponieważ gospodarz zaczął trzymać się na dystans.  Był blady, a oczy miał podkrążone.  Zasiedli w fotelach na przeciwko siebie.
                - Jakie informacje chciałbyś uzyskać?
                Gordon uśmiechnął się tajemniczo. Postanowił wykorzystać sytuację i spytać o pewne plotki, wiedząc, że zawstydzi rozmówcę.
                - Tylko jedną. Dotarły do mnie plotki, że zauroczyła cię Harley Quinn.
                Milioner zdębiał i zarumienił się.
                - To nie tak, jak myślisz.
                - A co?
                Komisarz był rozbawiony, nerwowym zachowaniem przyjaciela i jego konsternacji.
                - Uczepiła się mnie. Dzięki niej czas płynął szybciej. Twierdziła, że zerwała z Jokerem. Skąd o tym wiesz.
                - Od samej Harley. Jest tobą zachwycona. Masz nową wielbicielkę... nawet rozpuściła swoje warkoczyki. Wygląda ładnie w rozpuszczonych włosach.
                Bruce zrobił się jeszcze bardziej czerwony.  Jim postanowił przestać dręczyć przyjaciela.
                - Myślę, że atak Jokera mógł być spowodowany brakiem zainteresowania swojej dziewczyny.  Chociaż  tego dnia musiał być słaby, skoro tak go urządziłeś.
                Bruce automatycznie spojrzał w stronę zegara i uśmiechnął się. Jim zauważył to i domyślił się, że tam znajduje się jakieś tajne przejście.
                - Ale jest jeszcze jeden powód mojej wizyty.
                Wayne zesztywniał.
                - Jaki?
                Komisarz wziął głęboki wdech. Nie wiedział, jak dalej potoczy się rozmowa, ale nie wahał się. Musiał okazać mu wsparcie.
                - Twoje zachowanie. Rozumiem, że wziąłeś się w garść, ale nie potrafił żyć w społeczeństwie. Twoje życie towarzyskie zmieniło się. Rozumiem, że spędziłeś kilka miesięcy w Arkham, a twój wychowanek zginął w tragicznym wypadku, ale musisz zacząć nam ufać. Potrzebujesz pomocy. musisz spróbować żyć normalnie. Prowadziłeś przez lata samotnie swoją krucjatę. Czas, aby ktoś cię wsparł.  Musisz nam zaufać i pozwolić nam sobie pomóc w większym stopniu. Nie musisz wszystkiego robić sam...
                Czuł się niezręcznie, patrząc w oczy zdezorientowanego mężczyzny. Wiedział, że po kolejnej tragedii w życiu będzie trudno mu się pozbierać i będzie potrzebował pomocy. Zdawał sobie sprawę z jego dumy, aby się do tego przyznać.
                - Wystarczy, że w razie wątpliwości przyjdziesz. Chociaż porozmawiać, gdybyś miał jakieś wątpliwości, czy problemy, możesz zwrócić się do mnie. Nie jesteś sam. Masz sojuszników. W razie problemów masz na kogo liczyć.
                 Nagle mężczyzna zrozumiał, o czym mówi Gordon. Wziął głęboki wdech i zesztywniał. Zastanowił się, skąd dowiedział się o jego tajemnicy.  Nie wiedział, jak ma się zachować. Do tej pory nikt z nieświadomych bliskich nie poznał prawdy. Wydusił tylko.

                - Wiesz.

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Szkoda, że Dick pożegnał się z życiem, Robin to była fajna postać. Wiadomym było, że jego śmierć wstrząśnie Bruce'em jak nic innego.
    Spodziewałam się, że przez chwilę Wayne popadnie w depresję, dobrze, że koło niego ktoś był, kto ustawił go do pionu.
    Jim zna prawdę, więc teraz będzie dobrze. Musi.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Masz rację. Robin to fajna postać, ale chciałam wprowadzić trochę dramatyzmu i pokazać złą stronę Batmana.

      Usuń