Minął
miesiąc i rozpoczęły się przygotowania do ślubu. Diego de la Vega został drużbą
młodej pary. Zaczęto omawiać szczegóły
ceremonii. Młody de la Vega nie
zapominał o swoich obowiązkach.
Pewnego dnia kapitan Lovato
dokonał aresztowania mieszkańca Los Angeles za zakłócanie porządku i skazał na
dziesięć batów. Tak naprawdę przeszkadzało mu, że mężczyzna wyśpiewywał w
gospodzie pieśni pochlebne o
zamaskowanym bandycie, który wielokrotnie poniżył cały garnizon.
Oczywiście Zorro nie mógł
pozostać obojętny i postanowił uwolnić nieszczęśnika. Pod osłoną nocy podjechał
pod garnizon i rozejrzał się uważnie. Podejrzewał, że to pułapka. Miał plan
wybawienia żołnierzy z garnizonu. Podjechał do studni na środku placu i krzyknął.
- Kapitanie. Zapraszam do
mnie. Czekam tutaj.
Nagle za bramą garnizonu dało się słyszeć ruch, oraz krzyki i
żołnierze wyjechali, aby ścigać zamaskowanego banitę. Ten ich wywiódł kawałek od miasta i wrócił. Wjechał
na teren garnizonu, gdzie zostało tylko trzech żołnierzy i kapitan. Szeregowców pokonał szybko, ale komendant to
inna sprawa. Walka była zażarta Szala
zwycięstwa przechyliła się na stronę Zorra.
Więzień przyglądał się uważnie
walce. Gdy banita odciął klucze i rzucił mu je. Mężczyzna szybko otworzył drzwi celi i
wybiegł. Po chwili usłyszał jak wybawiciel krzyknął.
-Uciekaj amigo.
Nie trzeba było mu tego
powtarzać dwa razy. Po chwili wybiegł na dziedziniec i zniknął w najbliższym
zaułku. Zorro uśmiechnął się i wepchnął komendanta do wodopoju dla koni. Wyciął "Z" na jego
ubraniu i gwizdnął. Po krótkim czasie
zjawił się Tornado. Wskoczył na grzbiet swojego rumaka. W bramie odwrócił się i krzyknął żartobliwie
w stronę swojego rywala, salutując mu.
- Do następnego razu kapitanie.
Luiza i Antonio tego wieczoru
wraz z ciotką kobiety gościli w mieście.
Oglądali występ flamenco w oberży. W chwili wyjazdu zamaskowanego banity stali
przed budynkiem. Mężczyzna nie musiał
pytać kim jest jeździec, ponieważ pasował do opisu don Alejandro .
Gdy usłyszał krzyki banity w nocnej ciszy, ton
głosu wydał się znajomy. Wiedział, że
w ten sposób mówienia odpowiada docinkom
Diego podczas pojedynków. Zastanowiło go to, ale postanowił nie
rozmawiać o tym z przyjacielem.
Następne dni upłynęły
spokojnie. Dopiero po tygodniu nastąpiła
kolejna awantura. Komendant postanowił
zastawić według niego zmyślną pułapkę na swojego wroga. Chociaż nie był pierwszy.
Kiedyś rewolucjoniści zrobili to samo. Tylko, że przebrali wtedy swoją ofiarę w
czarny strój bandyty.
W poniedziałek w południe miała
odbyć się egzekucja Diega de la Vegi, podejrzanego o bycie Zorro. Specjalnie
wybrał najmniej podejrzaną osobę, aby nikt w to nie uwierzył. Tylko, że nikt nie wiedział, iż mają
prawdziwego Zorro. Ojciec mężczyzny wraz
z innymi caballeros próbowali go uwolnić.
Bernardo wpadł na lepszy pomysł.
W noc poprzedzającą egzekucję młodego de la Vegi jego służący włożył czarny
strój i maskę, a następnie dosiadł Tornarda. Ruszył do garnizonu. Wspiął się po ścianie i dostał na dach, który
był obstawiony. Po chwili żołnierze dostrzegli go. N szczęście
został wyszkolony walce na szpady.
Uchylał się przed kulami i dzielnie walczył.
Radził sobie dosyć dobrze z Garcią.
Odciął mu klucze i rzucił więźniowi. Ten otworzył celę i wyślizgnął się z garnizonu. Kilku żołnierzy zauważyło go, ale
postanowili pozwolić mu umknąć. Przy
Tornado znalazł drugie przebranie. Po
przebraniu się wspiął się na dach i zeskoczył na wóz z sianem. Gwizdnął.
Bernardo rozejrzał się. Gdy
wzrokiem odnalazł cień swojego pana, podszedł do niego, znikając w
ciemnościach. Diego zamienił się miejscami ze służącym. Walczył odważnie i
zażarcie. Nie szczęścił kąśliwych uwag
pod adresem komendanta. Gdy stał na dachu, rzucił radośnie.
- Adios komendancie.
Skłonił się i zeskoczył na
grzbiet wiernego rumaka. Po znalezieniu się w kryjówce, okazał wdzięczność
służącemu.
- Dziękuję ci Bernardo za
uratowanie mi życia. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.
Ten spuścił oczy. Wyglądał na
zawstydzonego. Zorro poklepał go
przyjaźnie i roześmiał się cicho. Prawie został stracony. Tym razem nie musiał
sam ratować życia. Cieszyło go, to że ma na kim polegać. Chociaż wiedział, że kiedyś może zawisnąć na
szubienicy. Nie chciał o tym myśleć. Trochę go to przerażało.
Odsuwał od siebie wizję śmierci. Bał się śmierci. Tym bardziej, że może umrzeć w samotności i bardzo powoli. Mógł nikt nigdy nie dowiedzieć się, że go nie ma wśród żywych. Istniała też możliwość, iż zostanie zabity i zdemaskowany.
Chociaż najbardziej obawiał się, że za jego maskaradę zapłaci jego ojciec. Przecież komendant może uznać iż starszy caballero znał tajemnice swojego syna. Możliwe tez było, że będzie chciał pomścić swoje dziecko. To mogło zaprowadzić Alejandro na szubienicę. Diego nigdy nie chciał zguby ojca, ale było za późno na wycofanie się. Miał nadzieję, że nigdy nie sprowadzi nieszczęścia na swoją rodzinę.
Szybko przebrał się i tajnym przejściem dostał się do salonu swojej
hacjendy. Po cichu opuścił budynek i za
bramę. Kilka razy upadła na ziemię, aby
wybrudzić ubranie, które też rozdarł. Tępym nożem zrobił niewielką ranę na
ramieniu, oraz nodze.
Wpadł na teren hacjendy i
zataczając się wszedł po schodach. Zaczął stukać pięścią w drzwi sypialni ojca. Po chwili don
Alejandro wyłonił się z sypialni. Przeglądał mu się uważnie. Cieszył się, że
jego syn jest w domu cały i zdrowy, chociaż kilka godzin temu widział go w
celi. Objął syna i zaprowadził do jego
sypialni.
- Co się stało?
- Zorro mnie uwolnił z
więzienia. Lepiej będzie, jeśli przez kilka dni nie pojawię się mieście.
Starszy mężczyzna cieszył się,
że nic nie jest jego dziecku. Chociaż nie wiedział, czego spodziewać się po
komendancie i czy nic nie grozi jego synowi.
Odnalazł Bednarda i przekazał mu
na migi, aby przygotował kąpiel dla swojego pana. Służący udawał, że nic nie wie o powrocie mężczyzny. Wykonał polecenie de la
Vegi i udawał zdziwienie na widok syna właściciela hacjendy.
Diego de la Vega przez dwa dni
nie opuszczał swojego pokoju. W tym samym czasie Zorro musiał uratować wieśniaka przed szubienicą przygotowaną dla niego,
czy to dla tego w masce, czy bez niej.
Mieszkańcy zjawili się tłocznie przed garnizonem, aby
zobaczyć egzekucję jednego z najbogatszych caballeros. Wybiło południe, gdy
żołnierze wyszli za bramy, prowadząc chłopa aresztowanego za długi i prowadzili
go na szafot.
W tej samej chwili wyłonił się
zamaskowany jeździec. Zeskoczył z siodła
i wyciągnąwszy szpadę rozciął więzy wieśniaka. Żołnierze rzucili się na Zorro.
Chcieli go złapać. Walczyli najlepiej jak umieli, ale i tak nie stanowili dla
niego zagrożenia. Bawił się doskonale, odpierając atak. Na jego twarzy gościł
szeroki uśmiech.
Na niewielkim placu, gdzie stała
po środku studnia, a wokół znajdowały się budynki. Ludzie kłębili się między straganami i
zastanawiali się, co zrobi komendant, oraz jaka będzie odpowiedź banity. Nie
odrywali wzroku od rozgrywającej się sceny.
Zbyt bali się, aby samemu przeciwstawić się kolejnemu tyranowi. Swoje
nadzieje pokładali w czarno odzianym obrońcy, który właśnie pokonał bez wysiłku
kilku żołnierzy.
- Ostrzegałem kapitanie.
- Straż...
Mężczyzna w masce pokiwał głową.
Wyglądał na niezadowolonego. Wyciągnął szpadę w stronę swojego rywala.
- Wolałbym pojedynek z panem, kapitanie.
Komendant Leonardo Alfaro wyciągnął szpadę i ruszył na Zorro. Nie nosił
zamaskowanego jeźdźca. Uwielbiał władzę, więc ucieszyło go
mianowanie na komendanta garnizonu w Los Angeles. Miasteczko było małe, ale
podejrzewał, iż nikt nie zainteresuje się losem mieszkańców i będzie mógł
wywrzeć na nich presję. Jego plany pokrzyżował ich zamaskowany obrońca. Gdy
działa się niesprawiedliwość, ten zjawiał się na swoim czarnym koniu.
Próbował dowiedzieć się czegoś o
tożsamości swojego wroga. Rozpytywał ludzi, ale nikt nie chciał mu pomóc.
Opowiadali o czynach Zorro. Nasłuchał się o Monastario, sędzi, który był
nieuczciwy i Orle, będącym rewolucjonistą. Nie wierzył we wszystkie wyczyny swojego
rywala.
Usłyszał też o podejrzeniach
wobec młodego de la Vegi, oraz opis obu aresztowań. Od razu wyśmiał Monastario.
Zdążył na tyle poznać caballero, aby zdać sobie sprawę, iż mężczyzna zbyt unika rozwiązać siłowych, aby być
Zorro. Do tego w obu przypadkach banita
uratował go. Więc jednego mieszkańca mógł skreślić ze swojej listy.
Zamaskowany banita zarzucił
pelerynę na lewe ramię i nie czekał biernie, tylko ruszył ku przeciwnikowi.
Wymieniali zażarcie ciosy między sobą. Żaden nie odpuszczał. Oboje nie chcą
przegrać pojedynku. Dla jednego oznaczałoby to śmierć, a dla drugiego upokorzenie.
Wśród tłumu stał Antonio
Valesco. Ruchy Zorro wydawały się mu dziwne znajome. Zdawało mu się, że widział
je dawno temu. Próbował odszyfrować do kogo należą, ale nie mógł sobie
przypomnieć.
Następnie w nocy przyśnił mu się sen. Śnił o pojedynku z Diego de la Vega. Na studiach obraził studenta z
Kalifornii i wyzwał na pojedynek. Tak rozpoczęła się ich przyjaźń. Przebudził się, gdy Diego przyłożył szpadę do
jego piersi. W nocnej marze jego przeciwnik miał czarną pelerynę, narzuconą na
lewe ramię.
Wtedy poznał tożsamość Zorra.
Zamaskowanym obrońcą uciśnionych był Diego de la Vega. Był w szoku. Chociaż
fakty pasowały. Jego przyjaciel był świetnym szermierzem w Madrycie, ale w Los
Angeles uchodził za mężczyznę nieumiejącego posługiwać szpadą. Jego służący w Hiszpanii był tylko niemy, a w
Kalifornii uważali go za głuchoniemego od urodzenia. Do tego Diego ucinał
rozmowy o zamaskowanym jeźdźcu.
Bardzo dobre opisy walki, a pomysł, by Bernardo udawała Zorro - mistrzowski! :D
OdpowiedzUsuńBo tam, gdzie sprawiedliwości nie ma, rodzą się bohaterowie.
Zdarzają się literówki i braki przecinków.
Antonio już wie, że to jego przyjaciel jest zamaskowanym obrońcą ucieleśnionych. Ciekawe, jak poradzi sobie z tą wiedzą i czy da odczuć Diego, że zna jego tajemnicę.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)