poniedziałek, 21 września 2015

Przyjaciel z Hiszpanii cz. II

Minął miesiąc i rozpoczęły się przygotowania do ślubu. Diego de la Vega został drużbą młodej pary.  Zaczęto omawiać szczegóły ceremonii.  Młody de la Vega nie zapominał o swoich obowiązkach.
                Pewnego dnia kapitan Lovato dokonał aresztowania mieszkańca Los Angeles za zakłócanie porządku i skazał na dziesięć batów. Tak naprawdę przeszkadzało mu, że mężczyzna wyśpiewywał w gospodzie pieśni  pochlebne o zamaskowanym bandycie, który wielokrotnie poniżył cały garnizon.
                Oczywiście Zorro nie mógł pozostać obojętny i postanowił uwolnić nieszczęśnika. Pod osłoną nocy podjechał pod garnizon i rozejrzał się uważnie. Podejrzewał, że to pułapka. Miał plan wybawienia żołnierzy z garnizonu. Podjechał do studni  na środku placu i krzyknął.
                - Kapitanie. Zapraszam do mnie.  Czekam tutaj.
                Nagle za bramą garnizonu dało się słyszeć ruch, oraz krzyki  i żołnierze wyjechali, aby ścigać zamaskowanego banitę. Ten ich  wywiódł kawałek od miasta i wrócił. Wjechał na teren garnizonu, gdzie zostało tylko trzech żołnierzy i kapitan.  Szeregowców pokonał szybko, ale komendant to inna sprawa. Walka była zażarta  Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Zorra.
                Więzień przyglądał się uważnie walce. Gdy banita odciął klucze i rzucił mu je. Mężczyzna szybko otworzył drzwi celi i wybiegł. Po chwili usłyszał jak wybawiciel krzyknął.
                -Uciekaj amigo.
                Nie trzeba było mu tego powtarzać dwa razy. Po chwili wybiegł na dziedziniec i zniknął w najbliższym zaułku. Zorro uśmiechnął się i wepchnął komendanta do wodopoju  dla koni. Wyciął "Z" na jego ubraniu i gwizdnął.  Po krótkim czasie zjawił się Tornado. Wskoczył na grzbiet swojego rumaka.  W bramie odwrócił się i krzyknął żartobliwie w stronę swojego rywala, salutując mu.
                - Do następnego razu kapitanie.
                Luiza i Antonio tego wieczoru wraz  z ciotką kobiety gościli w mieście. Oglądali występ flamenco w oberży. W chwili wyjazdu zamaskowanego banity stali przed budynkiem. Mężczyzna  nie musiał pytać kim jest jeździec, ponieważ pasował do opisu don Alejandro .
                 Gdy usłyszał  krzyki banity w nocnej ciszy, ton głosu wydał  się znajomy.  Wiedział, że w ten sposób  mówienia odpowiada docinkom Diego podczas  pojedynków.   Zastanowiło go to, ale postanowił nie rozmawiać o tym z przyjacielem.
                Następne dni upłynęły spokojnie.  Dopiero po tygodniu nastąpiła kolejna awantura.  Komendant postanowił zastawić według niego zmyślną pułapkę na swojego wroga. Chociaż nie był pierwszy. Kiedyś rewolucjoniści zrobili to samo. Tylko, że przebrali wtedy swoją ofiarę w czarny strój bandyty.
                W poniedziałek w południe miała odbyć się egzekucja Diega de la Vegi, podejrzanego o bycie Zorro. Specjalnie wybrał najmniej podejrzaną osobę, aby nikt w to nie uwierzył.  Tylko, że nikt nie wiedział, iż mają prawdziwego Zorro. Ojciec  mężczyzny wraz z innymi caballeros próbowali go uwolnić.
                Bernardo wpadł na lepszy pomysł. W noc poprzedzającą egzekucję młodego de la Vegi jego służący włożył czarny strój i maskę, a następnie dosiadł Tornarda. Ruszył do garnizonu.  Wspiął się po ścianie i dostał na dach, który był obstawiony. Po chwili  żołnierze dostrzegli go. N szczęście został wyszkolony  walce na szpady. Uchylał się przed kulami i dzielnie walczył.
                Radził sobie dosyć dobrze z Garcią. Odciął mu klucze i rzucił więźniowi. Ten otworzył celę i wyślizgnął się  z garnizonu. Kilku żołnierzy zauważyło go, ale postanowili pozwolić mu umknąć.  Przy Tornado znalazł  drugie przebranie. Po przebraniu się wspiął się na dach i zeskoczył na wóz z sianem. Gwizdnął.         
                Bernardo rozejrzał się. Gdy wzrokiem odnalazł cień swojego pana, podszedł do niego, znikając w ciemnościach. Diego zamienił się miejscami ze służącym. Walczył odważnie i zażarcie. Nie  szczęścił kąśliwych uwag pod adresem komendanta. Gdy stał na dachu, rzucił radośnie.
                - Adios komendancie.
                Skłonił się i zeskoczył na grzbiet wiernego rumaka. Po znalezieniu się w kryjówce, okazał wdzięczność służącemu.
                - Dziękuję ci Bernardo za uratowanie mi życia. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.
                Ten spuścił oczy. Wyglądał na zawstydzonego. Zorro  poklepał go przyjaźnie i roześmiał się cicho. Prawie został stracony. Tym razem nie musiał sam ratować życia. Cieszyło go, to że ma na kim polegać.  Chociaż wiedział, że kiedyś może zawisnąć na szubienicy. Nie chciał o tym myśleć. Trochę go to przerażało. 
                 Odsuwał od siebie wizję śmierci.  Bał się śmierci. Tym bardziej, że może umrzeć w samotności i bardzo powoli. Mógł nikt nigdy nie dowiedzieć się, że go nie ma wśród żywych. Istniała też możliwość, iż zostanie zabity i zdemaskowany. 
                 Chociaż najbardziej obawiał się, że za jego maskaradę zapłaci jego ojciec. Przecież komendant może uznać iż starszy caballero znał tajemnice swojego syna. Możliwe tez było, że będzie chciał pomścić swoje dziecko. To mogło zaprowadzić Alejandro na szubienicę. Diego nigdy nie chciał zguby ojca, ale było za późno na wycofanie się. Miał nadzieję, że nigdy nie sprowadzi nieszczęścia na swoją rodzinę.
                Szybko przebrał się i  tajnym przejściem dostał się do salonu swojej hacjendy.  Po cichu opuścił budynek i za bramę.  Kilka razy upadła na ziemię, aby wybrudzić ubranie, które też  rozdarł.  Tępym nożem zrobił niewielką ranę na ramieniu, oraz nodze.
                Wpadł na teren hacjendy i zataczając się wszedł po schodach. Zaczął stukać pięścią  w drzwi sypialni ojca. Po chwili don Alejandro wyłonił się z sypialni. Przeglądał mu się uważnie. Cieszył się, że jego syn jest w domu cały i zdrowy, chociaż kilka godzin temu widział go w celi.  Objął syna i zaprowadził do jego sypialni.
                - Co się stało?
                - Zorro mnie uwolnił z więzienia. Lepiej będzie, jeśli przez kilka dni nie pojawię się  mieście.
                Starszy mężczyzna cieszył się, że nic nie jest jego dziecku. Chociaż nie wiedział, czego spodziewać się po komendancie i czy nic nie grozi jego synowi. 
                Odnalazł Bednarda i przekazał mu na migi, aby przygotował kąpiel dla swojego pana.  Służący udawał, że nic nie wie o  powrocie mężczyzny. Wykonał polecenie de la Vegi i udawał zdziwienie na widok syna właściciela hacjendy.
                Diego de la Vega przez dwa dni nie opuszczał swojego pokoju. W tym samym czasie Zorro musiał uratować  wieśniaka przed szubienicą przygotowaną dla niego, czy to dla tego w masce, czy bez niej.
                Mieszkańcy  zjawili się tłocznie przed garnizonem, aby zobaczyć egzekucję jednego z najbogatszych caballeros. Wybiło południe, gdy żołnierze wyszli za bramy, prowadząc chłopa aresztowanego za długi i prowadzili go na szafot.
                W tej samej chwili wyłonił się zamaskowany jeździec.  Zeskoczył z siodła i wyciągnąwszy szpadę rozciął więzy wieśniaka. Żołnierze rzucili się na Zorro. Chcieli go złapać. Walczyli najlepiej jak umieli, ale i tak nie stanowili dla niego zagrożenia. Bawił się doskonale, odpierając atak. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech.
                Na niewielkim placu, gdzie stała po środku studnia, a wokół znajdowały się budynki.  Ludzie kłębili się między straganami i zastanawiali się, co zrobi komendant, oraz jaka będzie odpowiedź banity. Nie odrywali wzroku od rozgrywającej się sceny.  Zbyt bali się, aby samemu przeciwstawić się kolejnemu tyranowi. Swoje nadzieje pokładali w czarno odzianym obrońcy, który właśnie pokonał bez wysiłku kilku żołnierzy.
                - Ostrzegałem kapitanie.
                - Straż...
                Mężczyzna w masce pokiwał głową. Wyglądał na niezadowolonego. Wyciągnął szpadę w stronę swojego rywala.
                - Wolałbym pojedynek z panem, kapitanie.
                Komendant Leonardo Alfaro  wyciągnął szpadę i ruszył na Zorro. Nie nosił zamaskowanego  jeźdźca.  Uwielbiał władzę, więc ucieszyło go mianowanie na komendanta garnizonu w Los Angeles. Miasteczko było małe, ale podejrzewał, iż nikt nie zainteresuje się losem mieszkańców i będzie mógł wywrzeć na nich presję. Jego plany pokrzyżował ich zamaskowany obrońca. Gdy działa się niesprawiedliwość, ten zjawiał się na swoim czarnym koniu.
                Próbował dowiedzieć się czegoś o tożsamości swojego wroga. Rozpytywał ludzi, ale nikt nie chciał mu pomóc. Opowiadali o czynach Zorro. Nasłuchał się o Monastario, sędzi, który był nieuczciwy i Orle, będącym rewolucjonistą.  Nie wierzył we wszystkie wyczyny swojego rywala.
                Usłyszał też o podejrzeniach wobec młodego de la Vegi, oraz opis obu aresztowań. Od razu wyśmiał Monastario. Zdążył na tyle poznać caballero, aby zdać sobie sprawę, iż mężczyzna  zbyt unika rozwiązać siłowych, aby być Zorro.  Do tego w obu przypadkach banita uratował go. Więc jednego mieszkańca mógł skreślić ze swojej listy.
                Zamaskowany banita zarzucił pelerynę na lewe ramię i nie czekał biernie, tylko ruszył ku przeciwnikowi. Wymieniali zażarcie ciosy między sobą. Żaden nie odpuszczał. Oboje nie chcą przegrać pojedynku. Dla jednego oznaczałoby to śmierć, a dla drugiego upokorzenie.
                Wśród tłumu stał Antonio Valesco. Ruchy Zorro wydawały się mu dziwne znajome. Zdawało mu się, że widział je dawno temu. Próbował odszyfrować do kogo należą, ale nie mógł sobie przypomnieć.
                Następnie w nocy przyśnił mu się sen. Śnił o pojedynku z Diego de la Vega. Na studiach obraził studenta z Kalifornii i wyzwał na pojedynek. Tak rozpoczęła się ich przyjaźń.  Przebudził się, gdy Diego przyłożył szpadę do jego piersi. W nocnej marze jego przeciwnik miał czarną pelerynę, narzuconą na lewe ramię.
                Wtedy poznał tożsamość Zorra. Zamaskowanym obrońcą uciśnionych był Diego de la Vega. Był w szoku. Chociaż fakty pasowały. Jego przyjaciel był świetnym szermierzem w Madrycie, ale w Los Angeles uchodził za mężczyznę nieumiejącego posługiwać szpadą. Jego służący w Hiszpanii był tylko niemy, a w Kalifornii uważali go za głuchoniemego od urodzenia. Do tego Diego ucinał rozmowy o zamaskowanym jeźdźcu.  

               
               

               


1 komentarz:

  1. Bardzo dobre opisy walki, a pomysł, by Bernardo udawała Zorro - mistrzowski! :D
    Bo tam, gdzie sprawiedliwości nie ma, rodzą się bohaterowie.
    Zdarzają się literówki i braki przecinków.
    Antonio już wie, że to jego przyjaciel jest zamaskowanym obrońcą ucieleśnionych. Ciekawe, jak poradzi sobie z tą wiedzą i czy da odczuć Diego, że zna jego tajemnicę.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń