poniedziałek, 9 maja 2016

Pogoń za zemstą ( Zmienione zakończenie "Mentalisty") cz.III

Spoiler do serialu Mentalista

Opuścił budynek i zaczaił się kilkadziesiąt metrów od głównej bramy. Gdy zobaczył samochód dyrektora, zatrzymał go. Otworzył drzwi od strony pasażera i szybko wsiadł. Kierowca był zaskoczony i nie wiedział, jak zareagować.
                - Jane? Wypuścili cię?
                - Uciekłem. Wiem kim jest Red John. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Wolałbym porozmawiać u ciebie. Pewnie Cho mnie szuka.
                Gale był wystraszony, ale był ciekawy, co Patrick chce mu powiedzieć. Podróż upłynęła im w milczeniu. Ledwie przekroczyli próg,  Patrick wyciągną pistolet i wymierzył w Gale'a.
                - Tygrysie tygrysie.
                Ten był w szoku, słysząc słowa. Nigdy by mu nie przyszło, że odwieczny rywal seryjnego mordercy znajdował się z nim w tej samej organizacji.
                - Tygrysie tygrysie... Co cię skłoniło do dołączenia do Stowarzyszenia Blake'a. Co ukrywasz?
                Blondyn uśmiechnął się. Wszystko szło zgodnie z planem.
                - Nic. Nie należę do niego. Chciałem tylko sprawdzić, czy ty do niego należysz. Wiesz, że mogłeś ocalić Lisbon. Ona nie musiała umierać.
                Kipiał wściekłością. Przestał panować nad sobą. Bertram uśmiechnął się nerwowo. Chciał ocalić życie.
                - O czym ty mówisz?
                - Nie wiesz kim jest McAllister.
                Dyrektor był zdezorientowany.
                - Kim?
                Jane wykrzyczał.
                -  Zabił moją rodzinę i Lisbon. Był Red Johnem.
                - Był?
                Opowiedział wesołym głosem.
                - Właśnie wracam od niego.
                Bertram nie musiał pytać. Postanowił spróbować przekonać go do odłożenia pistoletu. Przemówił spokojnie.
                - Mogę ci pomóc. Odłóż tylko broń. Pomożemy ci. Dostaniesz nowe życie. Zemściłeś się.  Odłóż broń. 
                Patrick coraz bardzie popadał w swój obłęd. Całkowicie nie panował nad sobą.
                - Jesteś odpowiedzialny za śmierć Lisbon.
                - Nie tak bardzo jak ty. Zdradziłeś jej listę?
                - Masz rację.
                Wziął głęboki wdech, aby choć trochę zapanować nad sobą.
                - Prowadź do sypialni, ale weź coś do pisania. Ale najpierw wyjmij broń, Nie zawaham się ciebie zastrzelić. Nie martw się.
                Gale nie chciał dyskutować, tym bardziej widząc obłęd w oczach Jane'a. Zaszli do gabinetu, aby wziąć plik kartek i długopis. Następnie przeszli do sypialni. Patrick zasłonił wszystkie okna i postawił torbę, którą cały czas miał na ramieniu.
                - Napisz wszystko, co wiesz o Stowarzyszeniu Blake'a
                - Nie.
                Wyjął z torby metalową rurę i zaczął okładać swoją ofiarę. Używał też pięści, kabla sznura, paska.  Po jakimś czasie Bertram poddał się i przyznał się, że należy do Stowarzyszenia.  Nie chciał zdradzić wszystkich informacji. Wtedy znowu został skatowany. Po jakimś czasie poddał się i wszystko opisał.
                Kiedy skończył, to długo rozmawiał ze swoim oprawcą. Opowiedział wszystko, to co opisał. Do tego przyznał się, że nie znał prawdziwej tożsamości seryjnego mordercy. Nigdy też nie był proszony o powstrzymanie działań konsultanta. Niczego nie żałował.
                Ucieszyło go to nawet, gdy Patrick po śmierci swojej partnerki przestał węszyć koło sprawy Red Johna. To dało mu spokój i dużo czasu, aby się zabezpieczyć.  Słyszał, że Jane pogrążył się we własnym świecie i nie kontaktował z rzeczywistością. Nawet zajrzał do szpitala i przez godzinę obserwował go.
                Patrick siedział na łóżku i słuchał, tym bardziej, kiedy Gale przypominał jego wybryki przy tropieniu swojego wroga. Usłyszał ile razy dyrektor miał ochotę go wyrzucić z CBI z powodu problemów jakie sprawiał, ale Red John nakłonił Bertrama, aby za wszelką cenę trzymał Jane'a. Sam też wolał go mieć blisko siebie.
                Koło siódmej, po trudnej nocy Bertram zastanawiał się, co będzie dalej. Jane wydawał się cały czas czujny. Wypłakał wszystko, co miał do wypłakania. Nie spuszczał swojej ofiary z oczu. Miał już plan i nie miał zamiaru niczego zepsuć, pozwalając mu uciec. Sporo zaryzykował spędzając noc w domu mężczyzny, ale musiał mu odpłacić za Teresę. Dyrektor spytał ze strachem.
                - Co zrobisz ze mną?
                - Nie mogę cię wypuścić.
                Głos oprawcy był zimny i bezuczuciowy.
                - Nie zdradzę cię.
                - Nie o to chodzi. Działasz w grupie przestępczej, prowadząc CBI. To się kłuci ze sobą.
                - Pracujesz dla nas, a zabijasz i to z zimną krwią.
                - Już nie pracuję. Nawet nie skontaktowałem się z zespołem. Dokonałem swojej upragnionej zemsty. Szkoda tylko, że Lisbon za to zapłaciła.
                Jednak, że coś zostało w oczach, jedna łza spłynęła po policzku. Zaczął się trząść.  Na co dzień nie przepadał za bronią, ale tego dnia była jego sojusznikiem. Z odrazą patrzył na szefa swoich przyjaciół. Wymierzył w jego głowę i strzelił. Miał nadzieję, że pożegnalny list Bertrama pozwoli rozbić Stowarzyszenie Blake'a
                Otarł oczy, zabrał kluczyki i ruszył do kwiaciarni. Kupił trzy bukiety. Pojechał na cmentarz. Będąc w okolicy, skorzystał z zakupionego wcześniej policyjnego radia i przeniósł patrol pod kapliczkę.  Nikt nie zadawał pytań. Do tego przyjaciele okazali się przewidywalni. Obstawili miejsca, gdzie mógł przyjść. Dobrze, że był przebieglejszy. Sprawnie przebrał się w pojeździe.
                Stanął przed grobami córki oraz żony i patrzył na nagrobki. Położył kwiaty. Tęsknił za swoimi kobietami i ich ciepłem. Pozwolił sobie na szloch. Ściskał Hortensje dla jeszcze jednej kobiety. Miał już dość. Uśmiechnął się. Wpadł na pewien pomysł. Odnalazł grób Teresy Lisbon. Położył niebieski bukiet. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Kimbolla. Nagrywał rozmowę,
                - Hej Cho.
                Nikt nie odezwał się przez krótką chwilę. Zdawał sobie sprawę z szoku przyjaciela. Słyszał wiatr i jakieś zamieszanie, Wiedział, gdzie jest i postanowił go ostrzec.
                - Nie karz mnie namierzać. Nie ma to sensu. Zanim dasz znać Van Pelt, przestanę z tobą rozmawiać. Jesteś przed domem Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
                Uśmiechnął się w duchu, wyobrażając się minę agenta. Starał się zapanować nad swoimi emocjami. Odezwał się spokojnym głosem.
                - Jesteś przed domem Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
                Wiedział o czym pomyślał Kimball.
                - Uprzedzę twoje pytanie. Nie jest Red Johnem. Należał do Stowarzyszenia Blake'a. Skorumpowani policjanci, prokuratorzy, agenci i Red John. Rozpoznasz ich po "Tygrysie tygrysie". Mają tatuaż na lewym przedramieniu, trzy kropki... Mógł zapobiec śmierci Lisbon....
                Zaczął się łamać. Nie potrafił nad sobą panować.
                - Ja też. Powinienem szybciej go znaleźć i zabić. Jestem odpowiedzialny za śmierć Lisbon. Przepraszam...Przekaż moje przeprosiny Van Pelt i Rigsby'emu... Jestem wam wdzięczny za wszystko i za te lata, gdy pracowaliśmy razem. Znosiliście mnie przez te lata. Staliście się dla mnie rodziną, ale nie umiałem tego docenić...
                Byli dla niego bliskimi. Zaczął płakać. Wiedział, że jego już podjęta decyzja zrani ich.
                               - Oprócz was, nikogo więcej nie mam. Żałuję, że nie powiedziałem Lisbon, iż ją kocham. Wybaczcie mi wszystkie wybryki. Ten ostatni też...  Dziękuję za wszystko. Jestem wam wdzięczny za okazaną dobroć i przyjaźń oraz wsparcie. Żegnajcie.
                               Rozłączył się, wiedząc co dalej. Włożył lufę pistoletu do ust. Nie miał już po co żyć. Resztę swoich dni byłby nieszczęśliwy i unieszczęśliwiałby przyjaciół. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo im szkodził przez te lata.  Czas było pożegnać się z tym światem.
                               Miał nadzieję, że się mylił i jest coś po śmierci. Chciał przeprosić Angelę, Charlotte i Lisbon. Nacisną spust, echo wystrzału było niesione przez wiatr. Upadł na plecy. Na jego twarzy malował się spokój i uśmiech. Krew zaczęła okalać jego głowę, a w niej pływały kawałki czaszki i mózgu.
                                Rigdby i Cho jednocześnie dojechali w okolicę pochówku Charlotte i Angeli. Nie zastali tam Patricka, jak się spodziewali. Spojrzeli po sobie. Na ich twarzy pojawił się strach. Zaczęli biec  w stronę grobu szefowej, która też była ich przyjaciółką.  Z daleka zobaczyli bezwładne ciało. Przyspieszyli.
                               Dostrzegli krew. Byli przerażeni. Kimball podbiegł i przyklęknął przy Patricku i sprawdził puls. Miał nadzieje, że nie przybyli za późno.  Nie mógł uwierzyć, że go stracili, że nigdy więcej nie wciągnie ich w swoje gierki.
                               Zamknął mu oczy. Patrick Jane nie żył. Obaj zaczęli płakać. Cho rzadko zdradzający swoje emocje, nie wstydził się swoich łez. Patrzył na ciało zmarłego. Nie mógł się otrząsnąć. Zwrócił się do Wayne'a, który szlochał.
                               - Zabił Bertrama i McAllistera. Grace wspomniała, że szeryf był Red Johnem.  Dokonał swojej zemsty.
                               Rigsby chodził wokół grobu. Nie mógł pozbierać myśli.  Był zrozpaczony. Wyciągnął komórkę i zadzwonił do żony.
                               - Grace?
                               - Znaleźliście go?
                               Nie wiedział, co powiedzieć. Kobieta zaczęła się niecierpliwić.
                               - Wayne?
                               - Tak.
                               Nie musiała o nic pytać. Głos męża mówił wszystko. Załamała się. Ukryła twarz w dłoniach, a po chwili spojrzała na kanapę. Łzy zaczęły spływać po policzkach. Ręce zaczęły jej drżeć. Chciałaby, aby to okazało się tylko złym snem. Nie mogła pozwolić, aby jego ciało leżało byle gdzie. Zawiadomiła biuro koronera.
                               Chłopcy patrzyli na spokojną twarz przyjaciela. Zdali sobie sprawę, że dopiero po śmierci odzyskał to, co stracił po stracie rodziny. Uśmiech na jego zastygłych ustach, mówił że umierając był szczęśliwy. Jego dostojną twarz okalał szkarłat.
                               Czuli ból. Traktowali go, jak członka swojej niewielkiej rodziny, która składała się z ich zespołu. W ciągu kilku lat stracili kolejną osobę. Nie wiedzieli co dalej. Próbowali zrozumieć podjętą przez Patricka decyzjię. Cho znowu przykucnął przy ciele.
                               - Mam nadzieję, że wreszcie osiągnąłeś to, co chciałeś.
                               - Dlaczego? - spytał załamany Rigsby.
                               - Wspomniał, że kocha Lisbon. Czuł się winny jej śmierci. Nawet nie podejrzewałem, że może coś ich łączyć. Myślałem, że są jak brat i siostra...  Że na czas nie złapał Red Johna.
                               Jego głos drżał. Wayne współczuł Patrickowi.
                               - Biedny Jane.
                               Zjawiła się policja, CBI, FBI oraz koroner. Oni nie ruszyli się z miejsca. Niczego wokół siebie nie słyszeli.  Byli pogrążeni we własnych myślach i wspomnieniach. Agenci próbowali zwrócić uwagę obu mężczyzn, ale bez skutku. Agent FBI Matt Long nachylił się nad uchem Wayne'a i krzyknął.
                - Co tutaj się dzieje?
                Zaskoczony mężczyzna odskoczył i złapał się za ucho i zgiął się. To zabolało go.
                - Au. Co ty wyrabiasz?
                Kimball otrząsnął się
                - Co tutaj się dzieje?
                Rigsby wskazał na Longa.
                - Krzyknął mi do ucha.
                - Trochę szacunku dla zmarłego.
                Do nich zbliżyła się agentka z ich biura. Natalie Clock. Cho otarł łzy. jego głos nadal drżał. Serce szybciej biło z przerażenia, co starał się ukryć.
                - To przecież nasz Jane...
Wziął głęboki wdech, aby się uspokoić.
                - Na pewno go pamiętasz. Ciągle pakował się w kłopoty... Wiedział, co myślą inni, czym doprowadzał ich do szału.  Pracował prawie cały czas z Lisbon. Aby łapać przestępców, wykorzystywał swoje sztuczki. Lisbon prawie kilka razy straciła przez niego pracę. Jego głównym celem było złapanie mordercy córki i żony. Był zakładnikiem Hightower, gdy ta uciekała z CBI...
                Zamilkł. Był wzruszony. Kobieta przypomniała sobie, o kogo chodzi. Był ich wrzodem, tym bardziej jeśli chodziło o pewnego seryjnego mordercę. Taki los byłego medium ją nie dziwił.
                - A on nie trafił do szpitala psychiatrycznego?
                - Uciekł - odezwał się Wayne. - Wrócił do rzeczywistości i poznał tożsamość Red Johna, oraz odkrył niebezpieczną organizację. Mimo starań naszej szefowej, dokonał zemsty.
                Odwrócił wzrok od ciała. Wiedział, że ten widok będzie prześladował go do końca życia. Tak jak zwłoki przyjaciółki oraz szefowej i czerwona buźka na jej twarzy. Padł na kolana. Kimball jeszcze trzymał się, więc kontynuował.
                - Szukaliśmy go od wczoraj. Zabił dwie osoby. Wykiwał nas wszystkich. Jedynie szefowa mogłaby odkryć jego zamiary. Dopadł mordercę rodziny i Lisbon.
                Pomógł wstać partnerowi i odprowadził go do samochodu. Następnie dopilnował zabrania zwłok z szacunkiem. Pojechali do biura. Musiał podtrzymywać Rigsby'ego. Gdy znaleźli się na swoim piętrze, w ich ramiona wpadła zapłakana Grace. Przeszli do gabinetu Cho, aby tam posiedzieć na kanapie. Nie mieli odwagi siąść na tej Jane'a.  Jedynie co ich cieszyło, to śmierć Thomasa McAllistera, znanego też jako Red John.
                Pogrzeb Patricka Jane'a był skromny, pełna żalu i rozpaczy uroczystość. Oprócz Grace, Wayne'a i Kimballa było tylko kilka osób. Jego starzy przyjaciele z wesołego miasteczka, jego szwagier Danny Ruskin, Madeleine Hightower. Była też dawna klientka Beth Flin z synem, której jako jasnowidz dał nadzieję. Po latach przyznał się do bycia oszustem, ale i tak była mu wdzięczna i chciała oddać mu hołd.
                Nikt nie wstydził się płakać żeliwnie. Grace musiała opierać się na mężu, aby się nie osunąć na ziemię. Kimball cały czas patrzył się na trumnę. Starał się trzymać sztywno, ale nie panował nad własnym ciałem. Każdy trzymał białą różę. Trumnę nieśli Rigsby, Cho, Ruskin i dawny przyjaciel.
                Przed oddaniem doczesnych szczątek zmarłego ziemi, każdy podszedł, aby pożegnać się z nim. Kładli kwiaty na wieku trumny z ostatnim, pożegnalnym słowem. Pierwsi podeszli państwo Rigsby. Byli przytuleni do siebie w geście pocieszenia. 
                - Można było na ciebie liczyć, jeśli chciało się porozmawiać, chociaż było bywałeś nieznośny. Czasem, no może często irytowałeś nas. Ale dzięki tobie było weselej. Umiałeś przekonać nas do swoich szalonych pomysłów. Posadziłeś mnie na konia, który był niebezpieczny, Mówiłeś, że jesteś zaklinaczem koni.
                - Zmieniłeś nasze życie stary
                Szybko odeszli, a następny był Ruskin.
                - Obwiniałem cię za śmierć Angeli, a nie powinienem. Pomściłeś je.
                Hightower minęła się ze szwagrem zmarłego.
                - Bywałeś nieznośny i prawie pociągnąłeś na dno agentkę Lisbon. Spowodowałeś jej śmierć przez swój upór do dokonania zemsty, ale uratowałeś mi życie. Jestem ci wdzięczna. Dziękuję Patrick.
                Następnie podeszli starzy przyjaciela Jane'a z czasów jego dzieciństwa i młodości.
                - Żegnaj Patrick.
                - Szkoda, że nie ułożyłeś sobie życia.
                Beth Flin uśmiechnęła się, zbliżając się do trumny.
                - Dziękuję za nadzieję, którą mi dałeś. To dzięki tobie mam Connera. Za uratowanie mojego syna, gdy został porwany. Byłeś dobrym człowiekiem.
                Ostatni był Cho. Położył prawą rękę na wieku.
                - Dawałeś nam popalić. Miałeś szalone pomysły. Ale stałeś się dla nas ważny. Częścią  naszego zespołu, rodziny. Byłeś dla nas ważny. Do tego schwytałeś wielu przestępców swoimi metodami. Mam nadzieję, że zemsta przyniosła ci ulgę. Nie zapomnimy ciebie. Żegnaj Jane, przyjacielu.
                Trumna została opuszczona w dół. Spoczął obok żony i córki, które były całym jego światem. Wszyscy podchodzili, brali łopatę i sypali ziemię w otchłań, zabierającą im ważną osobę. Ludzie zaczynają się rozchodzić.  Została tylko trójka agentów.
                - Będzie mi go jeszcze bardziej brakowało, niż przez ten czas, gdy był w szpitalu.
Wayne mówiąc to, patrzył na nagrobek.
                - Najpierw Lisbon, teraz Jane - odezwała się Grace. - Ciekawe, czy w tym swoim świecie był szczęśliwy.
                - Doktor Stiller wspomniał, że w swojej wizji poślubił Lisbon - odparł Kimball.  - I do tego spodziewali się dziecka.
                Małżonkowie westchnęli, a Grace wyszeptała.
                - Mam nadzieję, że spoczywasz w pokoju.
                Przeszli na grób Teresy, aby się za nią pomodlić. Gdy opuszczali cmentarz, natknęli się na pozostałych żałobników. Razem pojechali do niedalekiej restauracji, aby powspominać zmarłego. Sami nie zdawali sobie sprawy, jak ich życie było pełne Patricka Jane'a. Atmosfera była ponura. Siedzieli przez kilka godzin, a następnie rozeszli się
                Po odnalezieniu listu Gale'a Bertrama zamknięto Kalifornijskie Biuro Śledcze, oraz aresztowano masę ludzi. Rozpoczęło się polowanie na członków Stowarzyszenia Blake'a. Sprawdzano przeszłość, oraz przedramienia wielu wpływowych, oraz zwykłych pracowników organów ścigania, czy związanych z polityką w Kalifornii.
                Cho oraz państwo Rigsby, jak wielu innych agentów zostali bez pracy. Kimball odbył szkolenie w Quantico, aby następnie wstąpić w szeregi FBI. Grace i Wayne otworzyli własną firmę. Mijały lata. Kimball Cho miał własny zespół, żonę i czteroletniego syna Patricka. Grace i Wayne Rigsby rozwijali firmę, cieszyli się swoimi pociechami Benen (synem mężczyzny z poprzedniego związku), Maddyy, Teresą i Willy'm.
                Kiedy spotykali się wszyscy razem podczas urlopów, świąt, czy przy innych okazjach w ich rozmowach przewijali się Teresa Lisbon i Patrick Jane. Ich zdjęcia stały na honorowych miejscach w ich domach. Nadal byli w ich pamięci oraz sercach. Opowiadali dzieciom, a Kimball żonie o wyczynach zmarłych przyjaciół, oraz ich uczuciu.
                Dla nich blond włosy mężczyzna nie był mordercą, tylko nieszczęśliwym człowiekiem, który szukał zemsty na zabójcy żony, córki i swojej niespełnionej miłości.

Koniec

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Smutny rozdział, ale w pewien sposób pocieszający. Patrick dokonał zemsty, odszedł spokojny, a to, że sam się zabił, stanowił chyba dla niego najlepsze wyjście.
    Ból jego przyjaciół oraz smutek, który czują, jest zrozumiały.
    Cieszę się, że serial nie tak się zakończył, bo byłabym niepocieszona.
    Ciekawa koncepcja ;)
    Czekam na nową historię.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo. Mnie też nie spodobałoby się takie zakończenie. Nawet nie wiem dlaczego taki pomysł narodził się w mojej głowie. W tym wypadku zgadzam się, że samobójstwo było najlepszym wyjściem. Nie pozbierałby się po śmierci Lisbon, a nie miał motywacji do życia. Na szczęście nie zostanie zapomniany.
      Mam nadzieję, że państwo Jane żyją spokojnie, a ich życie jest tak samo ciekawe jak przed ślubem. Ciekawe jakby Patrick Wyglądał pod pantoflem.Ślub i ciąża były najlepszym zakończeniem naszej przygody z nimi.

      Usuń