- Ukradł ci
go. Cały Jane.
Kiedy trzech agentów mknęło do
mieszkania dyrektora CBI, dwaj pozostali wykonywali telefony. Grace nie mogła
dodzwonić się do Stilesa. Poszperała w
sieci, oraz archiwach i dowiedziała się, że od dawna nie żyje. Następnie
próbowała skontaktować się z szeryfem, ale nie odbierał. Zadzwoniła do jego
miejsca pracy.
- Biuro szeryfa w hrabstwie
Napa, słucham?
- Tu agentka Rigsby z CBI.
Chciałabym skontaktować się z szeryfem McAllisterem.
Na chwilę zapadła głucha cisza.
- Jestem jego zastępcą. Wczoraj
w godzinach popołudniowych szeryf McAllister został zamordowany w swoim biurze.
Nie mogła wydusić słowa. Była
przerażona. Zdawała sobie sprawę, kto za tym stoi. Nie wiedziała co robić.
- Agentko Rigsby?
- Jak? - wyszeptała drżącym
głosem.
- Najpierw został postrzelony, a
następnie uduszony. Na biurku leżała kartka, napis został zrobiony krwią. Głosi
"Ja jestem Red Johnem. Thomas McAllister" Nasz szeryf był seryjnym mordercą.
Rozłączyła się bez pożegnania.
Była blada. Wiedziała kto go zabił. Spojrzała na męża i pogrążyła się w swoich
myślach. Chciałaby dowiedzieć się, gdzie jest Patrick i jam mu pomóc. Wayne bez
problemu połączył się z dawnym kolegą.
- Haffner.
- Hej tu Rigsby.
- Coś się stało?
Wayne nie wiedział co
powiedzieć. Wziął głęboki wdech.
- Chcę cię ostrzec przed Jane'm
Uciekł ze szpitala...
- Z tego, do którego trafił po
śmierci Teresy?
- Tak. Zanim Lisbon zginęła,
utworzył listę siedmiu podejrzanych o bycie Red Johnem. Podejrzewamy, że może
spróbować ich zabić.
- A co to ma wspólnego ze mną?
Wziął kolejny głęboki wdech.
- Jesteś na liście podejrzanych.
Zorganizujemy ci ochronę.
Ray był zaskoczony, oraz
poirytowany.
- Nie trzeba. Nie jestem Red
Johnem i nie boję się Jane'a.
- Daj znać jak go zobaczysz.
- Pewnie. Uważajcie na siebie.
- Ty też.
Szybko zakończył połączenie. Ta
czegoś poszukiwała w komputerze. Był wystraszony. Bał się o przyjaciela. Nie
wiedział, jak mu pomóc. Wziął się w garść. Wybrał numer do agenta FBI.
- Agent Smith.
- Tu agent Rigsby z CBI.
Ten tylko westchnął. Nie
przepadał za nim, ani za jego kolegami.
-Nasz były konsultant...
- Jane? - wtrącił się Reede.
- Uciekł ze szpitala i może cię
dopaść.
Rozmówca był zaskoczony.
- Dlaczego?
- Przed śmiercią Lisbon zawęził
krąg podejrzanych o bycie seryjnym mordercą. Podejrzewał też ciebie.
- Żarty sobie stroisz? To zemsta
za podejrzewanie Jane'a o bycie
wspólnikiem Red Johna?
- Nie.
- Lepiej, aby się do mnie nie
zbliżał.
Mężczyzna rozłączył się. Wayne spojrzał
na zegarek. Była dziewiąta. Od trzynastu
godzin poszukiwali uciekiniera i to bez rezultatu. Nie dziwiło go to. Gdy zniknął z więzienia i udał się do domu
ofiary, aby złapać morderczynię, zdążył się pozbyć więziennego stroju i
przebrać się we własne ubranie. Nikt nie wiedział, jak to zrobił. Zwrócił się
do ukochanej, nawet na nią nie spoglądając .
- Idziemy coś zjeść Grace?
Spojrzał na nią, zaskoczony
brakiem reakcji. Zobaczył, że jest blada jak ściana z przerażenia.
- Grace? Coś się stało?
Zerwał się i podbiegł do żony.
Uklęknął przy niej na jedno kolano i wziął jej dłonie w swoje. Odezwał się czułym głosem.
- Co się dzieje?
Spojrzała na niego. W jej oczach
zobaczył łzy.
- Jane zabił McAllistera. To on
był Red Johnem. Przyznał się na papierze.
- Jane?
Rzuciła mu srogie spojrzenie.
- Nie, McAllister.
- A co z Jane'm?
- Nie złapali go. Nawet nie
wiedzą kto zabił.
- Ale podejrzewasz go?
- Akurat zginął , gdy Jane uciekł. Szefowa nie byłaby
zadowolona z tego, co robił.
Oboje byli wstrząśnięci. Chociaż
mogli się tego spodziewać. Ich przyjaciel nie porzucał chęci zemsty. Nawet
zabił człowieka z zimną krwią w kawiarni w centrum handlowym, myśląc że to
człowiek odpowiedzialny za jego tragedię. Z czasem posuwał się coraz dalej.
Doprowadził do wrzucenia siebie
z CBI i przez pół rok udawał, że stacza się. Kiedy seryjny morderca podesłał mu
Lorelei, skorzystał z okazji. Dziewczyna poleciła mu przyniesienie ciała
Lisbon. Upozorował śmierć jej i Rigsby'ego, ale pułapka nie zadziała. Robił
wszystko, aby wydobyć zeznania z kobiety. Nawet jeśli FBI robiło mu pod górkę,
stosował swoje sztuczki.
Sugestia Lorelei, że uścisnęli
sobie ręce z Red Johnem, spowodowała
jego silniejsze starania ustalenia kim
jest jego rywal. Denerwował się, jak ktoś mu przeszkadzał. Zamykał swoją
pracownię na kłódkę. Zostawiał fałszywe ślady, gdyby ktoś się włamał. Zamknął
się na tydzień i ustalił listę siedmiu osób i obserwował ich podczas spotkań.
Wszystko zmieniło się po śmierci
Teresy Lisbon. To on znalazł jej ciało. Upadł przy niej i zalał się łzami.
Przepraszał ją. Czuł się winny jej śmierci. Patrząc na martwą ukochaną, stracił
zmysły. Kiedy został znaleziony, nie reagował na bodźce zewnętrzne. Został
umieszczony w szpitalu psychiatrycznym. Przestał istnieć dla świata, a świat dla
niego.
Cho stał przed domem dyrektora
CBI dzwonili do drzwi, ale nikt im nie otwierał. Kilkakrotnie zaglądali przez
okna, ale nic nie spostrzegli. Zastanawiał się, gdzie Bertram mógł się podziać.
Miał dzisiaj ważne spotkanie, które było ważne dla mężczyzny i dla jego
kariery. Miał już wydać rozkaz do powrotu, gdy odezwała się jego komórka. Na
wyświetlaczu zobaczył nieznany numer. Odebrał.
- Hej Cho.
Przeżył szok. Nie myślał, że
jest tak głupi, aby dzwonić.
- Jane?
- Nie każ mnie namierzyć. Nie ma
to sensu. Zanim dasz znać Van Pelt, zakończę rozmowę. Jesteś przed domem
Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
Agenta zamurowało. Nie mógł
wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Uprzedzę twoje pytanie. Nie
jest Red Johnem. Należał do Stowarzyszenia Blake'a. Skorumpowani policjanci,
prokuratorzy, agenci i Red John.
Rozpoznasz ich po "Tygrysie tygrysie". Mają tatuaż na lewym
przedramieniu, trzy kropki... Mógł zapobiec śmierci Lisbon. Ja też. Powinienem
szybciej go znaleźć i zabić. Jestem odpowiedzialny za śmierć Lisbon.
Przepraszam...Przekaż moje przeprosiny Van Pelt i Rigsby'emu... Jestem wam
wdzięczny za wszystko i za te lata, gdy pracowaliśmy razem. Znosiliście mnie za
te lata. Staliście się dla mnie rodziną, ale nie umiałem tego docenić...
Słyszał,
że Patrick zaczyna płakać.
-
Oprócz was, nikogo więcej nie mam. Żałuję, że nie powiedziałem Lisbon, iż ją
kocham. Wybaczcie mi wszystkie wybryki. Ten ostatni też... Dziękuję za wszystko. Jestem wam wdzięczny za
okazaną dobroć i przyjaźń oraz wsparcie. Żegnajcie.
Połączenie
zostało zerwane. Stał w szoku. Nie wiedział, co zrobić. Zadzwonił do Grace, aby namierzyła telefon, z którego zostało wykonane ostatnie połączenie na jego
komórkę. Dowiedział się o zabójstwie McAllistera. Nie mógł uwierzyć. Nigdy nie
podejrzewał szeryfa o dokonanie tych zbrodni, nawet po tym, jak znalazł się na
liście Jane'a.
Jego
ludzie wyważyli drzwi. Znaleźli sypialnię i weszli do środka. Zobaczyli
zmasakrowane zwłoki dyrektora CBI. Wokół było pełno krwi. Obok ciała leżały zapisane kartki. Grace
namierzyła Jane'a na cmentarzu, wysłała Wayne'a i zawiadomiła Kimballa.
Ten wybiegł z budynku, wpadł do
auta i włączył koguta. Pędził o wiele za szybko, ale miał złe przeczucia. Bał
się o przyjaciela. Chciał mu pomóc. Sam nie wiedział jak i kiedy Patrick stał
mu się bliski. Po mimo wszystkich jego wybryków. Miał nadzieję, że uda mu się
zdążyć.
Patrick Jane po opuszczeniu
szpitala, autobusem udał się do centrum miasta, a następnie do CBI. Zobaczył
znajomego ochroniarza. Wiedział, że nie może liczyć na wpuszczenie do środka.
jednak udało mu się wśliznąć niepostrzeżenie do budynku. Nikt nie zwracał na niego uwagi.
Zachowywał się spokojnie. Szedł
pewnie, nie okazywał oznak zdenerwowania, chociaż kipiał z wściekłości.
Najchętniej kogoś by obraził, ale nie mógł rzucać się w oczy. Dostał się na
górę, do swojej pracowni. Wyciągnął czyste ubranie i ukrytą broń. Schodząc z
góry, natknął się na agenta Todda.
- Jane? Wypuścili cię?
Przywołał sztuczny uśmiech,
który miał kryć jego negatywne emocje. Wiedział, że nabierze Jamesa.
- Dzisiaj. Śpieszę się trochę.
Jestem umówiony z dyrektorem.
- A co? Wracasz do
konsultowania?
- Cho wyraził chęć dalszej
współpracy. Beze mnie sobie nie radzą.
Wpadł na pomysł. Uścisnął agenta,
wyciągając mu z kieszeni marynarki telefon. Pożegnał się i wyszedł z budynku, a
następnie opuścił teren. Ukradł samochód
i ruszył do hrabstwa Napa, a dokładniej do Napa Valley. Był zdecydowany.
Nie miał zamiaru odpuszczać mordercy ukochanych kobiet. Wściekłość nasilała
się, im bliżej był celu. Patrzył na broń, leżącą na siedzeniu i przykrytą
gazetą. Nie mógł pozwolić sobie na zatrzymanie. Zaciskał dłonie na kierownicy, aż te zbielały. Serce
biło mu coraz szybciej.
Miał nadzieję, że poskładał
elementy układanki i Thomas McAllister jest Red Johnem. Nie miał czasu na
dokładne przyjrzenie się. Wiedział, że jest poszukiwany. Był zrozpaczony. Nie
mógł sobie wybaczyć, że naraził Teresę i doprowadził do jej śmierci. Myślał, że
gdyby nie uległ jej namową i nie zdradził jej listy, to by żyła. Łzy zaczęły płynąć po jego twarzy.
Wiele razy narażał ją na
kłopoty, czy złość spotkanych ludzi. Nie pozwalał sobie, aby stała mu się
bliska, ale serce nie słuchało. Zakochał się w niej, ale nie był gotowy na
kolejny związek. Nie przebolał śmierci Angeli i Charlott. Szukał zemsty i nie miał zamiaru z niej
rezygnować. Nie zwracał uwagi na chęć pomocy zespołu.
Nie zwracał uwagi, że narażał
cały zespół. Liczyło się tylko jedno. Chociaż nie chciał ingerencji przyjaciół, ale
Lisbon poprosiła o pomoc Van Pelt i wszyscy się dowiedzieli. Gdy dowiedział się
o Grace był zły. Nie mógł sobie wybaczyć, że ich ostatnia rozmowa była
kłótnią i nie zdążył jej przeprosić.
Zbyt późno zrozumiał, że nie powinien nic ukrywać przed nimi i że miała rację.
Nie zdążył jej tego przyznać i to ciążyło mu to na sercu.
Po dojechaniu na miejsce,
odnalazł biuro szeryfa. Był wściekły. Jego krew w żyłach płynęła coraz
szybciej. Czuł zadowolenie, że
dopadnie drania, który odebrał mu trzy ukochane kobiety. Tego dnia miał
szczęście. Jego ofiara była sama Wszedł pewnym krokiem. Pistolet ciążył mu za paskiem spodni.
McAllister był zdziwiony jego wizytą.
- Co tutaj robisz?
Nie miał zamiaru prowadzić
żadnej gry. Brakowało mu na to sił oraz chęci. Jego wróg zniszczył wszystko,
zabijając Teresę. Nic już się nie liczyło. Tylko chęć przelania krwi mordercy.
Jego głos był pełen bólu, ale stanowczy.
- Przestań mnie zwodzić. Wiem,
że jesteś moim wrogiem. Jesteś Red Johnem.
Szeryf wstał od biurka i
uśmiechnął się, a po chwili roześmiał.
- Straciłeś wiele lat, aby mnie
złapać.
Patrick tracił panowanie nad
sobą.
- Dlaczego zabiłeś Lisbon?
Thomas podszedł do niego i
stanął naprzeciwko.
- Mogłem ją oszczędzić, ale
zależało ci na niej. Chciałem cię jeszcze bardziej zranić oraz przerwała mi
zabicie technika. Miałeś całą energię
poświęcić na ściganie mojej osoby...
Seryjny morderca zaczął kiwać
głową z dezaprobatą i niezadowoleniem, a nawet z rozczarowaniem.
- Ale ty trafiłeś do psychiatryka .
Popsułeś całą zabawę.
Złość przepełniała
Patricka. Jego wzrok był zimny. Starał
się, aby Thomas nie wyprowadził go z równowagi. Ten nie poddawał się. Wiedział,
że wtedy zmanipuluje agresora.
- Pewnie interesuje cię, jak
poznałem listę przed tobą.
Jane zaczął krzyczeć.
- Nie interesuje mnie to.
Odebrałeś mi kolejną osobę, którą kochałem. Lisbon nie musiała zginąć
Jego plan runął. Łzy zaczęły
spływać po jego policzkach. Patrzył na McAllistera, zatracając sumienie. Dla
niego już nie było odwrotu z ścieżki zemsty. Zbyt wiele stracił. Żałość
zapanowała w jego sercu wraz z wściekłością i poczuciem winy. Szeryf nie miał
zamiaru odpuścić, mając nadzieję, że tak ocali swoje życie.
- Sam do tego doprowadziłeś.
Patrick wyciągnął z tyłu spodni,
za paska pistolet i strzelił. Wiedział, że niedługo zbiegnie się spora grupa
ludzi, ale dla niego nie miało to
znaczenia. Podjął już wszystkie decyzje. Podszedł do swojej ofiary i ściągnął z
biurka kartkę oraz długopis.
- Tym razem wygrałem.
McAllister zaczął panikować,
chociaż miał nadzieję, że pomoc przybędzie
na czas, oraz że powinien przedłużać rozmowę. Był przerażony, ale zamaskował to
kpiącym uśmiechem.
- Przegrałeś.
Zamoczył palec w krwi i napisał
na śnieżnobiałej kartce "Ja jestem Red Johnem. Thomas McAllister"
Jane z przyjemnością patrzył jak czerwona i ciepła ciecz wypływa z ciała człowieka,
który zabił jego rodzinę. Szeryf coraz bardziej był przerażony. Bał się
śmierci.
- Daruj mi życie.
Jane nie podobało się to, co
widział. Chociaż przypominało śmierć tego drania z jego wizji w parku. Nie
wzruszało to go. Dla niego liczyła się tylko śmierć mężczyzny. Jego spojrzenie
było coraz bardziej złowieszcze. Podszedł do
swojej ofiary, uklękną przy niej i zacisnął palce na jego szyi. Był ogarnięty obłędem. Na nic nie zwracał
uwagi.
- Żałujesz zabicia Angeli i
Charlotte Jane, oraz Teresy Lisbon.
Thomas wychrypiał.
- Tak
Z czystym szaleństwem i
satysfakcją zacisnął mocniej palce na szyi swojej ofiary i patrzył, jak życie z
niego ucieka. Gdy McAllister umierał, słyszał zamieszanie na korytarzu. Musiał
się spieszyć. Zadał jeszcze jedno pytanie.
- Czy istnieje Stowarzyszenie
Blake'a?
Ten tylko uśmiechnął się
- Wygrałem. Chociaż...
Charczał coraz mocniej, a jego
głos był coraz słabszy.
- Chociaż... powinienem cię...
zabić... dawno...
Nie dokończył, skonał. Patrick
Jane nie poczuł się lepiej. Zemsta nie przyniosła upragnionej ulgi. Był
zrozpaczony. Nie miał czasu na rozmyślanie. Ktoś wyłamywał drzwi. Uciekł przez
okno i wsiadł do samochodu. Walnął pięściami w kierownicę. Nadal w środku był
wciekły. Postanowił rozprawić się z Bertramem, który go zwodził.
Wrócił do Sacramento. Starał
jechać z dozwoloną prędkością, chociaż najchętniej dodałby gazu. Emocje nie
opadłby, jedynie doszła frustracja. Łzy ciekły mu po policzku. Samochód
zostawił niedaleko CBI. Nie miał zamiaru już go używać, ponieważ wiedział, że
pojazd może być już poszukiwany.
Niepostrzeżenie przedostał się
na teren biura. Zdawał sobie sprawy, że do tej pory nikomu to się nie udało, a
on to robił drugi raz. Po cichu dostał się do swojej pracowni. Wydostał ze skrytki metalową skrzynkę, wyciągnął z niej trochę gotówki.
Opuścił swoją kryjówkę. Wybierając ją, wiedział, że nikt nie wpadnie na to, iż
ukrywa się na terenie Kalifornijskiego Biura Śledczego. To byłoby zbyt
oczywiste i dlatego genialne i to pod nosem przyjaciół i innych agentów.
Udał się na drobne sprawunki.
Zakupił kilka narzędzi. Zachowywał się spokojnie i starał się nie zwracać na
siebie uwagi. Powrócił do CBI, aby spakować ubranie na zmianę, oraz ostatni raz
rozejrzał się. Wiedział, że jeśli go
złapią, to już nie zobaczy światła dziennego.
Opuścił
budynek i zaczaił się kilkadziesiąt metrów od głównej bramy. Gdy zobaczył
samochód dyrektora, zatrzymał go. Otworzył drzwi od strony pasażera i szybko
wsiadł. Kierowca był zaskoczony i nie wiedział, jak zareagować.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że niektóre wstawki zdarzeń, które wydarzyły się w serialu, są w tekście w roli zapchaj dziury. Nie wpływają na odbiór, bez nich też dałoby się odczuć wściekłość Patricka.
Miejscami akcja przenosi się tak szybko z osoby na osobę, że może się w głowie zakręcić. Przystopuj, daj więcej odczuć bohaterów, a będzie dobrze.
Thomas nie był tym, którego podejrzewałam, ale z grona siódemki to on był tym spokojnym.
Ciekawe, co teraz zrobi Jane. Ucieknie na Kubę?
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam!
Dla mnie nie są zapychaczami. Jane swoje emocje opiera na swoich poczynaniach i błędach. Oczywiście to moja wizja. Ty możesz odbierać to inaczej.
Usuń