środa, 18 maja 2016

Bruce Wayne w Azylu Arkham cz. I

Przyjaciele przychodzą i odchodzą,
wrogowie gromadzą się.
Artur Bloch

Przyjaciele są częściej
bardziej szkodliwi od wrogów.
Baltazar Gracian Y Morales

                  
Najważniejsi bohaterowie:
Bruce Wayne/ Batman
Dick Grayson/ Robin
Alfred Pennywort
komisarz James Jim Gordon
Joker
doktor William Drew - psychiatra
doktor Melisa Anderson - terapeutka
Harvey Dent/ Dwie Twarze
Harley Quinn



Bruce w Azylu Arkham
                Bruce Wayne siedział w swoim gabinecie i przeglądał dokumenty. Sekretarka przyniosła mu kawę. Potrzebował jej. Miał za sobą kilka trudnych nocy n, ścigając Dwie Twarze. Na szczęście udało mu się go złapać i teraz mógł myśleć tylko o firmie.
                Nagle zaczęło mu się kręcić w głowie i robić nudno. Odsunął fotel, chciał wstać. Ledwie się podniósł, a runął na podłogę. Do gabinetu przez okno wślizgnął się zamaskowany, wysoki człowiek. Na biurku postawił prawie pustą butelkę whisky, a drugą, nienapoczętą do szuflady.
                Na biurku spoczęła pusta szklanka, która chwilę wcześniej została  włożona na kilka sekund w dłoń nieprzytomnego. Na ziemi zostało rzucone puste opakowanie po lekach, oraz kilka tabletek upadło obok nieruchomego ciała. Intruz napoił uśpionego mieszanką alkoholu i leków, a następnie opuścił miejsce swojego przestępstwa
                Pół godziny później znalazła się tam sekretarka. Gdy zobaczyła pracodawcę na ziemi, wezwała ochronę. W biurowcu pojawiło się pogotowie, a po nim policja. Wayne'a zabrano do szpitala. Na miejscu zjawił się Gordon. Na polecenie burmistrza zostawił prowadzone śledztwa, ponieważ chodziło o wpływowego mieszkańca Gotham. W razie czego miał zatuszować całą sprawę.
                Uważnie obejrzał gabinet. Znalazł ślady wskazujące na próbę samobójczą. Był zdruzgotany. Przyjaźnił się z mężczyzną. Dwa dni wcześniej widział go. Wtedy wyglądał na niewyspanego, ale nie jak ktoś, kto zamierza odebrać sobie życie. Powinien był coś zauważyć, przecież był policjantem. Postanowił osobiście pojechać do posiadłości.
                Wiedział, że oprócz adoptowanego młodzieńca i oddanego lokaja nikogo nie ma.  Alfred był przerażony, gdy dowiedział się o tym, co się wydarzyło. Od razu ruszył do szpitala, martwiąc się o Bruce'a. Był przerażony. Wpadł na izbę przyjęć i próbował się czegoś dowiedzieć, ale nie był członkiem rodziny. Chodził po korytarzu i nie chciał dopuścić do siebie, że on może nie przeżyć.
                Wayne od razu został zabrany na płukanie żołądka Obudził się pięć godzin po utracie przytomności. Na początku obraz był zamglony i bolała go głowa, ale słyszał znajomy głos, głos Alfreda. Było słychać w nim rozpacz i strach.
                -To moja wina... Nie zauważyłem, że coś niepojącego dzieje się z paniczem Bruce'm.  Miał kilka ciężkich nocy. Ale żeby pchnęło go do czegoś takiego? Powinienem coś zauważyć. Jak mogłem...
                Pacjent nie wiedział co się dzieje. Gdy wzrok mu się wyostrzył, dostrzegł Pennywortha i Graysona. Obaj byli przerażeni. Dick wyglądał jakby pocieszał starszego mężczyznę. Wychrypiał.
                - Co się dzieje? Gdzie jestem?
                - W szpitalu - odparł Dick. - Na szczęście odratowali cię.
                - Co się stało
                Wayne był zdezorientowany, a Grayson  zaczął krzyczeć.
                - To ja chciałbym wiedzieć. Dlaczego usiłowałeś się zabić? Czy to przez Batmana?
                - Uspokój się. I nie wiem o czym mówisz.
                - Nie wiesz?...
                Coraz głośniej krzyczał.
                - Próbowałeś się zabić za pomocą mieszanki whisky i leków nasennych.
                Bruce był w szoku. Złapał się za głowę, która go bolała.
                - Nic takiego nie miało miejsca... Pracowałem w gabinecie. Nic więcej nie pamiętam.
                Alfred podszedł do niego i spytał z troską w głosie. Teraz nie chciał krzyczeć, aby nie pogorszyć stanu jego zdrowia.
                - Jak panicz się czuje? Wszystko w porządku?
                - Nie...
                Zerwał się z poduszek
                - Obaj myślicie, że próbowałem...  Nie wierzycie mi.
                - Bruce...
                - Ty Dick? Myślałem, że rozumiesz jak ważna jest moja misja.
                - Oraz jak potrafi być destrukcyjna.
                - Paniczu Dick.
                Pennyworth próbował załagodzić sytuację, ale bez skutku. Kłótnia między przyjaciółmi rozpoczęła się na całego. Awanturę przerwało przybycie komisarza, który wysłuchał pacjenta. Jak najbliżsi, nie dał wiary w jego wyjaśnienia. Wierzył w dowody, a nie w słowa człowieka najprawdopodobniej borykającego się z depresją.
                Po kilku dniach został wypuszczony do domu, gdzie ciągle był pod obserwacją. Robin nie opuszczał go podczas nocnych patroli. Odbyła się utajniona rozprawa Bruce'a Wayne'a.  Sędzia zdecydował o jego półrocznej terapii w Azylu Arkham.
                W miejscu, gdzie przetrzymywano najgroźniejszych przestępców z problemami psychicznymi, otworzono nowy oddział. Był przeznaczony dla pacjentów, którzy są zagrożeniem dla siebie, albo swoich bliskich. Miała to być terapia połączona z odsunięciem od społeczeństwa. Po wyznaczonym okresie mieli wrócić do swojego życia. Na terapię kierował sąd.
                 Zainteresowany nie był tym faktem zachwycony. W sądzie zachowywał spokój. Po znalezieniu się w posiadłości, zaczął chodzić nerwowo po salonie. Klną pod nosem. Był zły na bliskich, którzy nie zaufali mu. Nie wiedział co robić. Mógł uciec, ale wtedy nie mógłby chronić Gotham. Był coraz bardziej wściekły.
                - Nie jestem żadnym psychopatą, aby mnie tam umieszczać. Do tego nikt mi nie wierzy. Będę w jednym miejscu ze świrami, których wsadziłem...                                                                                                 Grayson i Pennyworth stali w drzwiach i przyglądali się mu.
                - A co z Batmanem? Przecież zniknę na pół roku. Co z tym mam zrobić?
                Jego "opiekunowie" też zdali sobie sprawę z problemu. Wiedzieli, że obrońca miasta nie mógł zniknąć w tym samym czasie co milioner. Wieczorem oboje przedyskutowali to i ustalili, że Dick będzie wkładał kostium nietoperza. Przedstawili swój pomysł Bruce'owi, ale ten nie przyjął go entuzjastycznie.
                Postanowił upozorować wypadek bohatera, który mógłby wykluczyć go na kilka miesięcy. Nie potrafili odwieść go od tego pomysłu. Nie byli zachwyceni. Nie chcieli pozbawiać Gotham ochrony, ale uparł się i nie słuchał.  Poddali się i postanowili pomóc w realizacji planu.  Mieli tylko nadzieję, że przez przypadek nie zabije się.
                Akurat na wolności była Trujący Bluszcz i można było skorzystać z okazji.  Zorganizowali wszystko dokładnie i sprawnie. Zadbali o wszystkie szczegóły. Kobieta atakowała udziałowców firmy, która karczowała lasy z Amazonii. Podczas dwóch pierwszych ataków nie udało się jej złapać. Wayne'owi udało się wytworzyć odtrutkę.  Podczas trzeciego ataku mieli przewagę.
                Ofiara mieszkała na ostatnim piętrze wieżowca. Walka między Trującym Bluszczem, a Batmanem była zażarta. Mężczyzna po raz kolejny upadł, tłucząc  ampułki. Ocalały tylko dwie.  W pewnym momencie rozpyliła swoją truciznę. Nietoperz przekazał ampułki swojemu pomocnikami.  Rzucił w przestępczynię Batarangiem, ale uchyliła się.
                Po chwili zaczęło mu się kręcić w głowie. Obraz przed oczami zaczął mu wirować. Oparł się o szybę. Próbował złapać powietrze. Wtedy przypuściła atak. Zadała mu cios w brzuch. Szyba pękła pod naporem ciała Batmana, a ten wypadł. Przerażony Robin rzucił się w stronę rozbitego okna, ale został zaatakowany.
                Upadł obok Batarangu. Szybko go złapał i rzucił w przestępczynię. Skoczył na nią. Walka trwała kilkanaście minut. Udało mu się obezwładnić Bluszcz i zapiąć jej kajdanki.  Gdy wychylił się z budynku, nigdzie nie widział swojego mistrza.  Batmobil stał niedaleko miejsca, gdzie powinien leżeć Batman.
                Zjechał  po linie na dół i wskakuje do pojazdu, obok  swojego mentora. Był zaniepokojony.
                - Wszystko w porządku? Nic ci nie jest?
                - Tak. Wszystko poszło zgodnie z planem. 
                Nie wyglądał na zadowolonego.
                - Mogę jutro iść do Arkham.
                Robin roześmiał się.
                - To może być zabawne.
                Batman spojrzał srogo na niego.
                - Tylko nie działaj na własną rękę. Pamiętaj, że potrafią być niebezpieczni.
                Młodzieniec oburzył się.
                - Nie jestem dzieckiem. Umiem sobie poradzić.
                - Powiedziałem, że masz się trzymać z daleka.
                - Ale...
                - Bez dyskusji.
                - Wszystkiego mnie nauczyłeś. Umiem to, co jest mi potrzebne do walki z przestępcami.
                Zajechali do jaskini, kłócąc się. Alfred podszedł do nich, ale zignorowali go. Grayson próbował udowodnić przyjacielowi, że jest gotowy, aby samodzielnie walczyć z szaleńcami.  Bruce nie zgadzał się z nim. Opuścili jaskinię, krzycząc na siebie.  Gdy stali przed sypialnią Wayne'a, Grayson wykrzyczał mu prosto w twarz.
                - Myślisz, że jestem  gorszy od ciebie? Jesteś wyniosły i myślisz, że wszyscy są gorsi od ciebie?
                - To nie tak.
                - A jak?
                Bruce próbował odezwać się łagodnie.
                - Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo.
                - Jasne. Nie chcesz się dzielić swoimi zabawkami
                Dick był wściekły. Odwrócił się i pobiegł do siebie . Wayne nie mógł spać całą noc. Nie chciał, aby coś się stało jego pomocnikowi, który nie raz znalazł się w niebezpieczeństwie.  Zbyt wiele razy sam znalazł się w trudnej sytuacji. Miał nadzieję, że Robin go posłucha.
                Nie wybaczyłby sobie, gdyby mu coś się stało.  Wiercił się w łóżku. Nie mógł  znaleźć wygodnej pozycji. Miał złe przeczucie.  Wstał wczesnym rankiem. Szybko ubrał się i zszedł do salonu.
Tam zastał Pennywortha, który wycierał kurz z półek.
                - Dzień dobry Alfredzie.
                - Dzień dobry. Pańska walizka została wczoraj spakowana.   
                Lokaj podał mu gazety, gdzie rozpisywano się o wypadku Batmana. Nawet zasugerowano, iż obrońca Gotham nie żyje. Powodem zgonu miały być urazy. Świadkowie zeznali, że nietoperz po upadku, zalał się krwią. Ostatkiem sił wezwał swój pojazd i wczołgał się do niego, jęcząc z bólu i plując krwią.
                - Wszystko idzie zgodnie z planem.
                - Cieszę się paniczu.
                Starszy z mężczyzn chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z zadania pytania. Nie chciał zdenerwować pracodawcy. Nadal przed oczami miał go po próbie samobójczej.
                - Co chciałeś powiedzieć?
                Zmieszał się. Wymyślił na poczekaniu.
                - Dobrze zrobi paniczowi ten wyjazd.
                - Zgadzam się z Alfredem - wtrącił się Grayson, wchodząc. - Odpoczniesz trochę i zregenerujesz siły.
                Wayne spojrzał na nich spode łba. Wiedział, że będzie musiał uważać na pracowników, oraz swoich rywali. Dick podszedł do niego. Był skruszony.
                - Chcę cię przeprosić za to, co wczoraj powiedziałem. Nie powinienem cię oskarżać o samolubstwo i wywyższanie się. Wcale tak nie myślę.
                - Nie masz za co.
                Przeszli do jadalni i zjedli śniadanie. Gdy stanęli w holu, milioner zwrócił się do Dicka, na którego twarzy malował się niepokój.
                - Nie żegnamy się. Za kilka miesięcy wrócę do domu.
                Stanęli na przeciwko siebie. Byli skrępowani całą sytuacją. Wayne bał się, co mogłoby wydarzyć się w Gotham. Grayson martwił się o przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że pobyt w pobliżu psychopatów jego stan może się pogorszyć.
                -  W takim razie do zobaczenia Bruce.
                - Do zobaczenia.
                Wayne wsiadł do limuzyny i obserwował otoczenie podczas jazdy. Długo miał  tego wszystkiego nie zobaczyć. Uwielbiał swoje miasto. Wysiadł przed Azylem Arkham i wziął głęboki wdech. Alfred zaniósł walizkę pod drzwi.
                - Przyjadę po panicza. Proszę o siebie dbać.
                Bruce uśmiechnął się przyjaźnie.
                - Nie martw się.  Szybko miną te miesiące. Pilnuj Dicka i dbaj o jaskinię.
                Pozwolił sobie na szybkie uściśnięcie lokaja i został wpuszczony przez strażników na teren szpitala.  Na niego czekał oschła pielęgniarka.

                - Bruce Wayne?

2 komentarze:

  1. Cześć :)
    Inne spojrzenie na losy Nietoperza i muszę przyznać, że pomysł z podobnym wyrokiem sądowym wydaje się interesujący. W Azylu wiele może się wydarzyć :)
    Rozumiem troskę Alfreda i Dicka, jednak dziwię się, że uwierzyli w próbę samobójczą. Przecież znają Bruce'a od lat, wiedzą, do czego może się posunąć. Samobójstwo nie jest żadną drogą ucieczki.
    Jestem ciekawa, co wymyśliłaś dalej.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za te słowa. Jeszcze wiele może się zdarzyć. Znają, ale też wiedzą, że podwójne życie może być destrukcyjne. Bruce może ufać tak niewielu ludziom. do tego okłamuje jednego przyjaciela. Wiedzą też jak jest świetnym aktorem i że mógłby ukryć przed nimi jak się czuje.

      Usuń