wtorek, 28 lipca 2015

Diesięcioletnia nieobecność cz. XII. KONIEC

Zaczął płakać, ukrywając twarz w dłoniach. Po jakimś czasie do sali wszedł Max. Był zaskoczony widząc zięcia.
            -Booth?
            Przyjrzał się mężczyźnie. Widział na twarzy przerażenie i frustrację. Postanowił wyjaśnić mu, że kłamali.
            - Nie gniewaj się na Parkera. To ja nie chciałem cię zawiadamiać. Temperance chciałaby, abyś skończył kurs.
            Seeley spojrzał na teścia.
            - Nie powinienem wyjeżdżać.
            Keenan uśmiechnął. Zbyt dobrze znał swoją córkę i wiedział, że postawiłaby na swoim. Chociaż jej mąż też potrafił być uparty.
            - Byłaby zła, gdybyś nie pojechał.
            Uśmiechnął się.
            - Jest uparta jak osioł.
            Spojrzał na twarz ukochanej kobiety i uśmiech zszedł z jego twarzy.
            -Jak długo tu leży?
            - Osiem dni.
            - Co ze mnie za mąż?
            Był wściekły na siebie. Keenan nie mógł słuchać oskarżeń zięcia.
            - Jesteś świetnym mężem, oraz ojcem. wspierasz ją w chorobie. Przy niej udajesz silnego.
            - Nie wiem czy teraz dałbym rady udawać. Nie mam sił.
            Znowu zaczęły płynąć łzy po policzku Seeley'a. Do tej pory radził sobie z chorobą żony. Ale teraz była najbliżej śmierci, niż wcześniej.  Zawsze starał się pocieszać ukochaną i nie okazywać strachu. Później odreagowywał pędząc samochodem w nieznanym kierunku, albo siedząc w barze. Czasem popłakiwał. Woził ją po lekarzach i na terapię, pocieszał dzieci. Teraz był bliski załamania psychicznego. Radość życia ulatywała z niego powoli.
            - Nie trać wiary.
            Max poczuł się skrępowany.
            - Zamówiłem na dzisiejszy wieczór mszę za zdrowie Temperance. Wiem, że nie jest wierząca, ale ...
            Nie wiedział jak wyjaśnić potrzebę modlitwy za niewierzącą córkę. Kochał ją i chwytał się wszelkich możliwości ratunku. Miał nadzieje, że wiara przyjaciół może ocalić jego dziecko.
            - Wszyscy idą?
            - Tak.  Dzieci też zabieramy. Nawet Arastoo idzie.
            - Do wieczora zostanę tutaj.
            - Przyjdę po ciebie.
            Keenan ucałował Tempi i wyszedł. Seeley mocniej ścisną rękę ukochanej.
            - Słyszysz Bones? Wszyscy wierzą w ciebie. Max nie chce cię stracić.
            Wstał z krzesła i pocałował ją w policzek. Gdy z powrotem usiadł na krześle i obserwował pogodę za oknem. Zagłębił się we wspomnieniach związanych z początkami znajomości z doktor Brennan. Po chwili zaczął opowiadać jej, to co pamiętał. Koło szóstej po południu zjawił się Max z Parkerem, Hankiem i Christine. Razem pojechali do kościoła, gdzie czekała reszta. Dawno nikt z nich nie modlił się tak gorliwie i szczerze.
            Gdy wyszli ze świątyni bożej, Parker włączył telefon i zobaczył, że ma nieodebrane połączenie. Numer należał do szpitala. Przeraził się. Szybko odzwonił. Po rozmowie, ulga wymalowała się na jego twarzy. Nikt nie wiedział co się dzieje. Patrzyli po sobie. Zdenerwowanie narastało. Wreszcie Angela nie wytrzymała.
            - Co się stało?
            -Bones zaczęła samodzielnie oddychać. Budzi się też ze śpiączki. Pojechali do szpitala, ale lekarz nie zgodził się na odwiedziny. Angela, Seeley, oraz Max robili mu awanturę, ale doktor był nieugięty. Postraszył całe towarzystwo ochroną.
            Opuścili szpital i pojechali do domu Hodginsów. Siedzieli tam całą noc, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Bali się, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe. Siedzieli w milczeniu. Ich myśli krążyły wokół dawnych czasów. Sprzed dziecięciu laty.
            Rankiem pojechali z powrotem w szpitalu. Gdy lekarz ich dostrzegł, spytał.
            - A państwo dokąd? Pacjentka powinna odpocząć...
            Nie chcieli słuchać zakazu wstępu do sali.
             - Co z nią? - spytał Russ.
            - W nocy odzyskała przytomność.
            - Żądamy widzenia się z pacjentką - odparła srogo artystka.
            Doktora irytowała cała grupa. Uważał, że kobieta potrzebuje odpoczynku, a nie krzyków całej ferajny. Byli nieustępliwi, więc ustąpił.
            -No dobrze. Ale wejść może tylko jedna osoba.
            Wszyscy zgodzili się, że powinien to być Booth. Mężczyzna po cichu wślizgną się do sali i usiadł przy łóżku kobiety. Brennan zaczęła mrugać. Wstał i nachylił się nad ukochaną. Był szczęśliwy, widząc ją przytomną. Co sugerowało, że niebezpieczeństwo minęło. mógł trochę odetchnąć. Cieszył go, że znowu widzi te piękne oczy. Westchną cicho z ulgą.
            - Bones
            Uśmiechnęła się. Cieszyła się, widząc ukochanego. Gdy obudziła się w nocy, radość przepełniła jej serce. Wiedziała, że od dłuższego czasu była nieprzytomna. Podczas śpiączki słyszała głosy najbliższych, czuwających przy jej łóżku.
            Chciała odezwać się do męża. Łzy zaczęły spływać po policzkach mężczyzny.  Wziął ją za dłoń.
            - Nic nie mów kochanie. Teraz już może być tylko lepiej. Wszyscy martwili się o ciebie. Podobno siedzieli u ciebie dzień i noc. Dziwię się, że pielęgniarki nie wyrzucały ich z sali. Stęskniłem się za tobą
            Znowu uśmiechnęła się. Cieszyła się na widok Bootha, ale zastanawiała się, czy dotrzymał słowa i skończył szkolenie. Wyszeptała z trudem
            - Jak tam szkolenie?
            Zmieszał się. Nie wiedział co odpowiedzieć. Uznał, że na prawdę jest zbyt słaba, więc postanowił ją zataić. Wiedział, że zdenerwuje się, gdy dowie się, że wyjechał bez słowa. Takie zachowanie zamykało mu drogę do bycia agentem, co mogłoby się nie spodobać kobiecie.
            -Dobrze. Nie martw się. Musisz trochę odpocząć. Reszta zajrzy jutro. Zostanę przy tobie.
            Siedzieli w milczeniu. Nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. Cieszyli się chwilami razem. Nawet ona zaczęła wierzyć, że może wyjść z choroby i być jeszcze długo szczęśliwa, mając taką wielką i oddaną rodzinkę. Oboje po południu zasnęli.
            Wieczorem Seeley'a obudził lekarz, któremu zmiękło serce widząc dwoje zakochanych. Najbardziej rozczulił go mężczyzna śpiący na krześle, a jego głowa spoczywała pod ręką małżonki.
            -Proszę iść coś zjeść. Przecież siedzi pan tutaj cały dzień.
            - Nie zostawię jej samej. Nie chcę, aby teraz była sama. A przecież złożyliśmy przysięgę, że będziemy razem w zdrowiu i chorobie.
            - Rozumiem. Ale nie pomoże jej pan, jak się pan rozchoruje.
Do sali wszedł Cullen i Sweets. Dyrektor zwrócił się do swojego byłego agenta.
            - Sweets zostanie z doktor Booth, a my musimy porozmawiać..
            Oboje wyszli z sali. Wyraz twarzy Cullena nie zdradzała żadnych emocji. Podejrzewał, że dostanie mu się za nagłe zniknięcie.
            - Coś się stało dyrektorze?
            -Rozmawiałem z szkoleniowcami i kursantami. Wracasz do pracy.
            Seeley ucieszył się.  Uwielbiał pracę w FBI. Zdawał sobie sprawę, że wszystko wraca do normalności.
            - Dziękuję dyrektorze.
            - Byłeś najlepszym agentem, a z tego co słyszałem to i policjantem. Więc przydasz się nam. Będziesz współpracował z Jeffersonem.
                        - A co z agentem, który z nimi współpracował?
             Cullen uśmiechnął się tajemniczo.
            - Złożył skargę na ciebie i Angelę. Obie odrzuciłem. Zachowałeś się świetnie, gdy aresztowałeś Hanibala. A Angela była pijana....
 Na chwilę zamilkł. Wyglądało, że nad czymś rozmyśla.
            - Ty dogadujesz się z nimi, a on nie. Doktor Vaziri ucieszyła wiadomość, że wracasz do współpracy. Czeka też na twoją żonę.
            Cullen skinął na agenta specjalnego i wyszli ze szpitala. Przed budynkiem natknęli się na Angelę i Wendella. Wtedy spytał  się ich.
            -  Kto z was zabierze go do domu, aby się odświeżył i coś zjadł.
            Wendell zgłosił się na ochotnika i zabrał Bootha do mieszkania jego syna. Booth wziął szybki prysznic i przebrał się. Towarzyszący mu dawny asystent Temperance przyglądał mu się badawczo. Wiedział, że nie musi się obawiać o agenta, ale wolał mieć go na oku.
            Seeley udawał, że nie widzi dziwnego zachowania towarzysza. Rozumiał to, co  młodszy męzczyzna robi. Raz ich stracili, a teraz Bones prawie umarła. A gdyby ona nie przeżyła, to by go zabiło. Oni o tym wiedzieli i dlatego martwili się. Przyjaciołom zależało na ich dwójce.
            Teraz powinni wyluzować. Ale nadal martwili się. Przecież dopiero co jego żona obudziła się ze śpiączki i jeszcze nie odetchnęli.
            Uśmiechnął się. Przyjaźnie poklepał młodszego mężczyznę i opuścili mieszkanie. Następnie pojechali do Royal Diner. Po złożeniu zamówienia Booth odezwał się z lekkim rozczuleniem.
            - Nadal tutaj jest. Co za dziwne uczucie znowu tutaj siedzieć po dziesięciu latach.
            Wendell uśmiechnął się.
            -Tutaj ma się wrażenie, że czas się zatrzymał.  Od kiedy ten serial powstaje, to lokal cieszy się popularnością... My nadal tutaj jemy.
             Seeley zamyślił się.  Po chwili westchną.
            - Ciężko będzie nam odzyskać reputację przez ten serial.
            - Najważniejsze, że znowu będziesz z nami pracował. Chętnie też ustąpię stanowisko doktor Brennan.
            Zaczęli rozmawiać  na temat działania instytutu. Gdy wrócili do szpitala, Max siedział przy córce. Zebrali się też pozostali przyjaciele. Było zbyt tłoczno., więc część z nich rozjechała się do domu. Następnie dogadali się, kiedy i kto będzie towarzyszył Temperance w szpitalu. Wszyscy chcieli wspierać doktor Brennan.
            To umożliwiało natychmiastowy powrót Bootha do pracy, co ucieszyło chorą. Wszyscy też pomagali w opiece nad dziećmi.
            Stan zdrowia doktor Booth poprawił się na tyle, że mogła przejść kolejną chemię.  Podczas terapii ciągle wymiotowała i sporo straciła na wadze. Znowu rodzina i przyjaciele drżała  o jej życie.  Po półrocznej przerwie przeszła kolejną terapię. Po niej zdziwiony onkolog oznajmił, że rak został pokonany. Chociaż w przyszłości mógł powrócić.
            Wszyscy odetchnęli z ulgą. Świętowali przez długi czas.  To nie oznaczało, że nie mieli oka na kobietę. Przez rok bali się, że mogą ją stracić.
             Jak tylko Temperance zaczęła czuć się lepiej, rozpoczęła pracę w instytucie. Szybko uczyła się posługiwać nowinkami technicznymi. Chociaż  wolała sama badać kości, niż powierzać to komputerowi.
            Wygrała zawody z komputerem, Wendellem, albo Clarkiem. Z Seeley'em  byli znowu najlepsi i dostawali najciekawsze sprawy. Cullen odszedł na emeryturę. Na szczęście nowy dyrektor był przychylny dynamicznemu duo.
            Państwo Booth kupili duży dom, gdzie znalazło się miejsce dla Parkera. Młodzieniec cały czas starał się dorównać ojcu. Życie od nowa zaczęło się układać.
            Jeśli chodzi o serial "Kości", producent zwolnił Caroline Moris ( Temperance  Brennan Booth) Nowa aktorka nie sprawdzała się i serial został zdjęty z anteny.
            Temperance i Seeley musieli ciężko pracować, aby nie kojarzono ich z bohaterami tego serialu i odzyskać reputację sprzed lat.
            Państwo Hodgins, państwo Vaziri, Wendell, Clark, Sweets, oraz Parker cieszyli się, że państwo Booth byli z nimi i że cała rodzina jest razem
            Cztery lata później rodzina z Instytutu Jeffersona witała na świecie córkę Parkera Bootha, małą Joy. Nie mogli nachwalić się małej kruszynki. Dumny ojciec podczas przyjęcia podał dziecko Bones.
            - I jak się czujesz jako babcia.
            Wzięła małą na ręce i przytuliła do serca.
             -Nie jestem jej babcią.
            Przewrócił teatralnie oczami. Po twarzy błąkał się rozbawiony uśmiech. Brennan nadal nie wyzbyła się swojej logicznej natury, ale  wszyscy do tego przywykli.
            - Jesteś nią. Twoim mężem jest mój ojciec, więc należysz do naszej rodziny. Jesteś ważna dla mnie, tak jam moja mama. Nie ma osoby, która bardziej zasłużyła sobie na bycie trzecią babcią małej Joy, naszego szczęścia.
            Seeley wziął wnuczkę na ręce i zwrócił się do syna.
            - Nosek ma po tobie
            - A oczy po swojej matce - wtrąciła się Temperance. - Chociaż te niebieski kolor oczu może się jeszcze zmienić
            Żona Parkera podeszła do nich. Przypatrywała się z czułością zgromadzonym gościom.
            - Mam ogromne szczęście, że parę lat temu Parker zerwał ze swoją dziewczyną. Ponieważ niedługo potem znalazłam swojego rycerza w lśniącej zbroi, oraz cudowną rodzinę w waszej osobie i waszych przyjaciół.
            Bones po chwili odezwała się.
            - Parker nie jest rycerzem, rycerze wymarli...
            Zebrani wybuchneli śmiechem. Nikt nie myślał o niedawnym strachu o życie doktor Booth.
            Teraz wiedli szczęśliwe życie. Współpraca FBI z Instytutem Jeffersona kwitła tak jak za dawnych czasów. Państwo Booth znów słynęli jako dynamiczne duo, a nie  jako postacie fikcyjne z serialu. Byli szczęśliwi.
            Tworzyli jedną, wielką rodzinę, którą każde nowe doświadczenie wzmacnia. Szczęście zależało do nich.


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Przepraszam, że tyle czasu nic nie wstawiałam i długo mogę nic nowego wstawić, ponieważ  pojechałam do pracy w Krynicy Morskiej i po pracy nie zawsze chce mi się przepisywać.

           


           KONIEC 

1 komentarz:

  1. Jeej ^__^ Miło czytało się, że wszystko dobrze się skończyło :) Byłoby mi ogromnie przykro, gdyby Bones umarła. Widać było przez całe opowiadanie, że ona i Booth przeszli niemało, odrobina szczęścia im się należy.
    Logiczny umysł Temperence pod koniec tej części wygrał wszystko :D

    Miłej pracy!
    Ściskam! :)

    OdpowiedzUsuń