wtorek, 4 lutego 2020

Koniec fazy cz.I

The A team - Koniec fazy

Czasem jedna sekunda wystarcza by się zakochać,
jeden nabój, by odebrać  życie,
a jeden uśmiech by zrozumieć , czym jest szczęście

Remigiusz Mróz"Nieodganiona"          



Jeżeli widzisz tylko tyle, co objawia światło,
i słyszysz tylko tyle, co obwieszcza głos - to nigdy
nie zobaczysz i nie usłyszysz prawdy.

Khalil Gibran                             




Nie lekceważcie nigdy zjawisk, które wydają
wam się niezwykłe. Zdarza się, że pozory mylą
i że jest to fałszywy alarm, ale może też się zdarzyć,
że będzie to odkrycie jakieś ważne prawdy.

Alexander Fleming

Koniec fazy cz.I


 Były pułkownik John Hannibal Smith pił, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Obrazy zaczęły się rozmazywać. Upadł na ziemię w alkoholowym amoku i z powodu trzydniowego braku snu. Śniło mu się, że szedł korytarzem VA do pokoju Murdocka. Czuł strach, więc przyspieszył, a po chwili biegł. Pielęgniarka otworzyła mu drzwi i przekroczył próg pokoju 112 z szybko bijącym sercem. Rozejrzał się. 
Zobaczył wychudzonego kapitana z podkrążonymi oczami, stojącego przy oknie, a prawą ręką zaciskając do krwi kawałek szkła. Przy drzwiach leżały kawałki rozbitego lustra. Zaczął spokojnie iść w jego stronę, aby go nie wystraszyć i aby nic sobie nie zrobił. Mimo dawania kroków, nie poruszył się z miejsca. Nadal stał na progu, widząc jak Murdock zaczął unosić rękę z odłamkiem. Zaczął biec, krzycząc. 
-Nieee... 
Kapitan nie wykazał żadnej reakcji na jego krzyk, jakby go nie usłyszał. Do tego nadal nie poruszał się, mimo że biegł.  
-Murdock. 
Mógł tylko patrzeć, jak przeciągał szkłem po szyi od ucha do ucha, tryskającą krew, a po chwili. Krzyczał głosem pełnym rozpaczy. 
-Proszę... 
Ciało upadło na ziemię.  
-Nie...  
Obudził się z krzykiem. Oddychał ciężko z przerażenia. Minuty mijały, a on próbował się uspokoić. To co widział, było tylko koszmarem.  Zamarł, przypominając sobie, co wywołało sen. Telefon informujący o samobójstwie jego pilota. Miał rozdarte serce. Nie wiedział, gdzie się znajdował. Czuł, że leży na czymś miękkim. Spojrzał i zobaczył, że to nie było to jego łóżko. 
 Rozejrzał się. Znajdował się w pomieszczeniu z białymi ścianami i sprzętem medycznym oraz kablami i rurkami podłączonymi do niego. Był w szpitalu. Poczuł ostry ból w klatce piersiowej. Podeszła do niego młoda zaokrąglona blondynka, której wcześniej nie zauważył. Dotknęła jego barku.  
- Wszystko jest w porządku. Proszę się uspokoić. Jest pan bezpieczny.  
Wziął głęboki wdech. Nie pamiętał, jak tam się znalazł. Coś musiało wydarzyć się na cmentarzu, po tym, jak się upił. Do sali wszedł średniego wzrostu pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany w brązowe tweedowe spodnie oraz kremową koszulkę polo i jeansową kurtkę.  
-  Hej Hannibal 
Smith przyglądał się nieznajomemu przez dłuższą chwilę, próbując sobie przypomnieć, skąd mógłby go poznać. A było wiele możliwości: wojsko, podczas któreś misji, czy podczas wtrącenia się w jakąś aferę. Chociaż mógł być z Żandarmeri, który postanowił go aresztować, ale miał to gdzieś. Został sam, a jego trójka chłopców nie żyła. Postanowił zorientować się w sytuacji. 
-Nie wiem o czym mówisz. Ten kanibal? 
Nieznajomy roześmiał się.  
-Bardzo zabawne. Jesteś pułkownik John Smith, ale jesteś znany jako Hannibal, a ja jestem porucznik Thomas Phillips. 
Pacjenta ogarną strach. Wolał śmierć, a nie powolne umieranie w jakieś ciemnej celi, a chłopcy byliby przy nim, przypominając mu, że przez niego nie żyli.  Nie miał zamiaru tego okazać.  
-Po co przyszedłeś? 
Nieznajomy podszedł do łóżka. 
-Czy ty nigdy nie odpuszczasz?  
Był wściekły. 
-Kiedyś to cię zabije. Tak kochasz adrenalinę? 
Smith zmarszczył brwi. 
-Nie wiem o czym mówisz. 
-Od dziesięciu lat jesteśmy zbiegamy... 
-My?... 
Phillips zaczął się przyglądać się zaskoczonemu Smithowi.  
-Nie pamiętasz? 
Siwowłosy mężczyzna próbował wszystko sobie poukładać w głowie, bo nie wszystko mu się nie zgadzało. 
-Ponad trzydzieści lat temu w 1972 roku w Wietnamie wraz ze swoimi ludźmi obrabowałem bank w Hanoi w Wietnamie. Zrobiliśmy to z rozkazów, ale nie mogliśmy tego udowodnić i od tamtej pory jesteśmy zbiegami... 
Phillips czuł zmieszanie brakiem rozpoznania i brakiem zaufania. Postanowił wylać mężczyźnie zimny kubeł na głowę. Położył ręce na biodrach. Czuł się niepewnie.  
-Zostałeś postrzelony w klatkę piersiową i byłeś pół roku w śpiączce. Mamy 1983. 
Hannibal niewiele rozumiał z tego, co usłyszał. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dopiero były to wczesne lata osiemdziesiąte. Pojawiła się nadzieja w jego sercu.  
-Oni żyją? 
Teraz to jego gość nie rozumiał. 
-Kto? 
-Moi chłopcy. Buźka, B.A. oraz  Murdock 
-Kto? 
Smith wziął kilka głębokich wdechów. 
-Porucznik Templeton Peck, sierżant Bosco Baracus oraz Howling Mad Murdock. Moi ludzie. 
-Twoi ludzie?  
-Jeszcze z Wietnamu. 
Porucznik przysiadł na krześle. 
-Słyszałem o Buźce i jego niesubordynacji oraz romansach, ale nigdy nie był w twojej drużynie. Wiem to, bo to ja, kapitan Andy Eliot, major James Palmer, porucznik Danny Miller oraz sierżant Alfred Colson należeliśmy pod koniec do twojej drużyny. 
Pułkownikowi kręciło się w głowie. To, co usłyszał, nie miało się w ogóle do tego, co pamiętał.  Czuł się zagubiony. 
-Nie, nie, nie.... 
Do pokoju wpadła zaniepokojona pielęgniarka, która wyprosiła gościa. Smith trząsł się ze zdenerwowania i nie mógł się uspokoić. Dostał leki uspokajające, które spowodowały sen. Kiedy obudził się, przy jego łóżku siedział nieznajomy żołnierz. Starał się prawie nie poruszać, aby mieć chwilę tylko dla siebie. Nie miał sił na kolejną rozmowę.  
Wszystko zaczęło się od trzech mafiosów, którzy go złapali i z których rąk został wyswobodzony przez jego Drużynę. Wtedy jeszcze pamiętał, że wszyscy od dwudziestu lat byli wolnymi ludźmi bez władz ścigających ich. Założyli rodziny i sami tworzyli swoistą rodzinę. W pewnym sensie zostali przywróceni do wojska. Dalej byli Drużyną A, sami wybierali klientów, ale część dochodów przekazywali wojsku oraz wykonywali drobne zadania, które sami wybierali.   
Trenowali młodych żandarmów. Murdock po opuszczeniu VA odzyskał licencję i od czasu do czasu odbywał pokazowe loty dla przyszłych pilotów. Sprawiało to mu dużo frajdy, ale najszczęśliwszy stał się w dniu, kiedy oficjalnie i publicznie został nazwany członkiem Drużyny A oraz w dniu, kiedy Amy poprosiła go o rękę.  
Po ucieczce z magazynu od tamtych mafiosów żandarmeria ich ścigała. Na początku myślał, że to po prostu kolejni młodzi, wysłani dla treningu za nich czarno-szarą furgonetką z czerwonym paskiem. Nagle zdał sobie sprawę, że ścigający zbyt poważnie traktowali swoje zadanie, ale i tak dla nich zawsze to była zabawa. Tylko tym razem podwinęła się im noga i jedna z kul przebiła oponę.  
Po opuszczeniu z Vana zobaczył swojego wieloletniego wroga, o którym myślał, że przeszedł na emeryturę Roderick  Decker. Wtedy to dowiedział się, że nigdy nie zostali oczyszczeni z oskarżeń i przez te wszystkie lata byli ścigani. Potem rozpętało się piekło. Trójka mafiosów pojawiła się ze swoimi ludźmi i zaczęła się strzelanina. Buźka i B.A. zginęli tamtego dnia wraz z Deckerem i kilkoma innymi żandarmami. Craine jemu i Murdockowi pozwolił zabrać ciała towarzyszy i odejść.  
Znaleźli niewielki kościół, gdzie ksiądz zgodził się pochować chłopaków. Sam nie wiedział, kiedy wspomnienia o szczęśliwym życiu, zostały zastąpione wspomnieniami o latach ucieczki. Jego kapitan załamał się i stracił kontakt z rzeczywistością. Hannibal nie radził sobie z nim i z bólem serca odstawił go do VA, gdzie kilka miesięcy później popełnił samobójstwo. Smith dowiedział się o tym będąc przy grobach chłopaków, gdzie się upił i usną.  
Kiedy obudził się, znajdował się w szpitalu, a nieznajomy mężczyzna twierdził, że to, co pamiętał nie było prawdą. Ten cały Phillips twierdził, że był członkiem jego jednostki w Wietnamie z innymi nieznajomymi mu żołnierzami. Według niego Buźka, Murdock oraz B.A. nigdy nie służyli pod jego rozkazami.  Nawet jeśli spotkali się, to razem nie służyli. Do tego był to dopiero osiemdziesiąty trzeci rok, a on sam spędził pół roku w śpiączce po postrzale w głowę. 
 Od ucieczki z Fortu Bragg minęło dopiero ponad dziesięć lat, a nie ponad trzydzieści. Wtedy już Amy stała się członkiem Drużyny A po drobnym szantażu i swojemu uporowi. Coś niezwykłego było w kobiecie. Szybko odnalazła się w ich zespole. Najchętniej wcześniejszą rozmowę z porucznikiem Phillipsem za sen, ale ten siedział przy jego łóżku. Zastanawiał się, co było prawdą, a co snem. Po chwili usłyszał. 
-Hannibal?  
Spojrzał na nieznajomego. 
-W porządku? 
Przytakną. Nie miał ochoty na rozmowę, ale młodszy mężczyzna nie miał zamiaru dać mu spokoju.  
-Przypomniałeś sobie? 
-Nie... Mam mętlik w głowie. Napadliśmy na bank w Hanoi? 
-Tak. Jesteśmy zbiegami. Leżysz tutaj pod fałszywym nazwiskiem. W ostatniej chwili zdążyłem dostarczyć twoje fałszywe papiery.  
Smith starał się skupić na słyszanych słowach, ale bolała go głowa oraz klatka piersiowa. 
-Mieszkam w Meksyku, ale przyjechałem, bo zażądałeś tego. Też posiadam nowe dokumenty, ale nie są doskonałe. Dlatego wolałem opuścić kraj. 
Zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej po ucieczce każdy z nich poszedł w swoją stronę. Czy nie potrafił zdobyć zaufania swoich ludzi, czy chodziło o jego pragnienie przygód? Chciał o to zapytać, ale pojawiła się pielęgniarka, która im przeszkodziła. 
-Pański wuj musi odpocząć. Proszę przyjść później.  
Phillips pożegnał się. 
-Do widzenia wujku John.  
Po chwili Hannibal pozostał sam w sali. Chciało mu się zapalić jakieś dobre cygaro, ale nic nie miał. Próbował przeanalizować sytuację, ale nie mógł się skupić, co go frustrowało. Ponownie pojawiła się pielęgniarka, która podłączyła mu kroplówkę i zastrzyk. Znowu zaczęło kręcić się w głowie. Skupił się na kroplówce. Obserwował, jak przezroczysty płyn płynął do jego żył. Starał się oczyścić umysł, ale to mu nie wychodziło. Po chwili ponownie zasną. Po przebudzeniu, zobaczył nad sobą pochylającego się nad nim młodego blondyna w białym kitlu. Lekarz uśmiechnął się przyjaźnie. 
-Witamy w świecie żywych panie Cooper.  
Smith domyślił się, że to nazwisko, którego w obecnym czasie używał. Zamrugał.  
-Jak się pan czuje? 
Poczuł suchość w gardle. Wychrypiał. 
-Wody. 
Młody lekarz pomógł mu się unieść i usiąść wygodnie, a następnie podał mu szklankę z wodą. Hannibal napił się i poczuł jak zimna woda przynosiła mu ulgę.  
-Dziękuję.  
Głowa cały czas go bolała, ale nagle przeszył go ból w klatce piersiowej. Skrzywił się.  
-Boli?  Pamięta pan co się stało? 
Pokręcił przecząco głową. 
-Został pan postrzelony w okolicę serca, a upadając uderzył się pan o kant stołu Doszło do niewielkiego uszkodzenia płatu potylicznego. Musieliśmy pana operować, ale doszło do półrocznej śpiączki. Czeka pana długa rehabilitacja.  
Smith zawahał się, ale to mogła być szansa na spróbowanie zrozumienia to, co się działo.  
-Czy po urazie mózgu można mieć inne wspomnienia... 
Czuł się niezręcznie, mówiąc o całej sytuacji. 
-Pamiętać, rzeczy które nie miały miejsca, ludzi, których nie spotkałem, albo spotkałem tylko przez chwilę. Według mojego.... 
Zawahał się, przypominając sobie, że nieznajomy żołnierz nazwał go wujkiem. 
-Nie pamiętam bratanka. 
Lekarz zamyślił się. Próbował przypomnieć sobie podobną sytuację w jego krótkiej karierze oraz w czytanych artykułach medycznych. Bez skutku.  
-Nie spotkałem się z takim przypadkiem, ale ludzki mózg jest zagadką, nawet dla nas lekarzy.  
Starzec utkwił wzrok w ścianie. Emocje znowu, jeśli pierwszy raz był tylko w śpiączce brały górę. Wziął kilka głębokich wdechów. 
-Sam nie wiem, co jest rzeczywistością. Przed obudzeniem się, miałem trzech synów, których straciłem... 
Zaskoczył samego siebie, nazywając Buźkę, Murdocka i B.A-ia synami. Rzadko tak ich nazywał, nawet wtedy, gdy tworzyli jedną wielką rodzinę, nawet jeśli tylko w jego głowie. Jeśli tamto było rzeczywistością, to za rzadko mówił chłopakom, że zależy mu na nich, że nie pozwoliłby ich skrzywdzić.  
-W porządku? 
Pokiwał głową. 
-Według bratanka nie mam synów.  
-Rozumiem. 
Doktor współczuł starszemu mężczyźnie. Nie wiedział, co to znaczy nie wiedzieć kim się jest, a pamiętać rzeczy, które nigdy nie miały miejsca i ludzi, których nie znał. Jako dziecko jego sąsiad stracił pamięć. Przypomniał sobie, jak ciężko znosił, że niczego nie pamiętał, nie rozpoznawał bliskich. Parę tygodni po powrocie do domu żona znalazła go powieszonego w garażu.  
Miał nadzieję, że jego pacjent był o wiele silniejszy psychicznie i poradzi sobie z całą sytuacją. Chciał namówić jego bratanka do wspierania wuja w powrocie do zdrowia. Widział przerażenie i zakłopotanie w jego oczach. Jako lekarz mógł tylko postarać się pomóc powrócić do zdrowia fizycznego i być może zaoferować pomoc psychiatry, ale musiał być ostrożny.  
-Musimy przeprowadzić wszystkie niezbędne badania.  
Smith przytakną ze zrozumieniem, chociaż nienawidził szpitali. Tym bardziej podczas pościgów, kiedy pobyt w takim miejscu mógł doprowadzić do złapania Drużyny A. Na przykład wtedy, kiedy podczas ucieczki B.A. nadepną na gwóźdź i musieli zabrać go do szpitala. Decker ich namierzył, więc musieli improwizować i zwiać pogoni. Rodzeństwo, które potrzebowało ich pomocy spowodowało, że zostali w miasteczku, ale musieli uważać na żandarmów. 
Zdziwił się, że Decker go jeszcze go nie namierzył. Nikt go nie pilnował przed ucieczką, nikt nie próbował namierzyć przez niego reszty jego ludzi. Chociaż jego rywal wiedział, że nawet podczas tortur nic by nie powiedział. Chociaż może Decker jeszcze ich nie ścigał, a Lynche mógł czekać, aż się gdzieś ujawnią albo przeszukiwał plany filmowe. Były dowódca Fortu Bragg dobrze znał jego zamiłowanie do aktorstwa. 
Wiedział, że musiał zachować czujność, chociaż i tak nie był w stanie uciec. Dopiero zdał sobie sprawę, że ledwo poruszał nogami. Klną pod nosem na swoją bezradności. Zabrano go na szereg badań i przeróżnych testów. Najbardziej krępujący moment nastąpił, kiedy młoda studentka wyciągnęła mu cewnik, a potem trochę nieudolnie próbowała założyć kolejny. Najgorzej, że inni studenci przyglądali się temu. Czuł się upokorzony. 
Denerwowało go pochylające się nad nim konsylium lekarskie. To wszystko trwało dwa cholerne dni z krótkimi przerwami i snem. Do swojego pokoju wracał wkurzony i zmęczony. Nie znosił bezsilności, a był przykuty do cholernego łóżka i w razie jakiekolwiek zagrożenia nie mógł się bronić.  Następne dni nie były łatwiejsze. Rozpoczęła się bolesna rehabilitacja. Brakowało mu sił na analizowanie sytuacji, w której się znalazł. Walczył o możliwość stanięcia na własne nogi.  
Dopiero po kilku dobach mógł spokojnie zacząć zastanawiać się nad tym, co się działo. Sam nie wiedział, w co wierzyć. Cały możliwy wysiłek włożył, aby się skupić na wszystkich wspomnieniach, tych prawdziwych i tych fałszywych. Skłaniał się ku posiadaniu rodziny i byciu wolnym, bez ciągłych ucieczek, ale dalej pomagali potrzebującym ich specjalnych umiejętności. Dalej tworzyli Drużynę A. Po dłuższej analizie, stwierdził, że to zbyt piękne.  
Z tych trzech różnych wspomnień, te mówiły o szczęśliwym życiu, takim ze snów. Przynajmniej te lata po oczyszczeniu ich imion, chociaż nie raz przeżywali niebezpieczne sytuacje, czy zdarzały się im nawet poważne spięcia, ale potrafili się porozumieć i pogodzić. Przez tyle lat od kiedy stali się zespołem.  
W drugiej wizji, wszystko skończyło się rozlewem krwi wszystkich jego przyjaciół, jedynie on pozostał przy życiu. Pozostali zbiegami, ale nadal trzymali się razem, mimo że często podważali jego plany, obawiając się o swoje bezpieczeństwo, a nawet życie. Już w Wietnamie znano go jako człowieka, który działał w niekonwencjonalne sposoby, a nawet szalone.  Zginęli przez to, że nie potrafił odpuścić i poddać się.  
Jak dobrze zrozumiał Phillipsa, krótko po ucieczce Fortu Bragg on i jego ludzie, których nie pamiętał rozeszli się w różne strony, a nawet obawiał się, że nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Przynajmniej nie narażał ich na niebezpieczeństwo przy każdej kolejnej misji. Nieznany mu porucznik stwierdził, że słyszał o Buźce, czyli mogli wszyscy istnieć. Nawet jeśli ich przygody i wieloletnią przyjaźń, chciał wiedzieć, jak wygląda ich życie i czym zajęli się po Wietnamie.  
Leżąc w szpitalu widział tylko jedną opcję, aby jak najszybciej dowiedzieć się coś o chłopakach i czy są bezpieczni. Musiał skorzystać z pomocy swojego “nowego” znajomego i byłego podwładnego. Chciał wiedzieć, gdzie mieszkali i czym się zajmowali od powrotu z frontu, a może któryś z nich kontynuował karierę w wojsku. Uśmiechnął się do swoich myśli.  Zastanawiał się, czy spotka się z nimi, czy będzie żył swoim wyobrażeniem. Mógł też leżeć pijany, a to działo się w jego głowie. 
Phillips nie pojawił się następnego dnia ani kolejnego, ani w ciągu tygodnia ani miesiąca. Smith nawet nie wiedział, jak skontaktować się z nim. Bał się, że mógł zostać aresztowany. Nie chciał, aby przez niego miał kłopoty. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać na niego lub wojsko. Kiedy wymagała tego sytuacja potrafił cierpliwie czekać, ale bezczynność, bezradność i niemożliwość zapalenia cygara. 
 Aby nie myśleć o całej sytuacji, skupił się na badaniach, tym bardziej na tych neurologicznych. Mogły wyjaśnić jak mocno był uszkodzony jego mózg i czy istniała szansa na odzyskanie wspomnień, albo spróbowanie dowiedzenia się skąd wzięły się te fałszywe. Miał zamiar stanąć na nogach i powrócić do formy. Był żołnierzem. Ciężko pracował z rehabilitantami. Czasem wybuchał złością, że tak słabo mu szło. Po miesiącu, koło południa w drzwiach jego sali stanął Phillips. 

                    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz