niedziela, 1 marca 2015

Dziecięcioletnia nieobecność cz. III

Moris uśmiechał się, po chwili wtrącił się.
            - Lepiej nie rozmawiajcie tutaj. Nie mamy wyjścia. Musicie o nas zapomnieć.
            Caroline serce się ścisnęło. Wiedziała, że mąż tęskni za synem.  A ona tęskniła za ojcem i Russem, chodź wypierała się tego. Tęskniła też do przyjaciół. Spojrzała na Angelę i spokojnie powiedziała.
            - Wracamy do Waszyngtonu.  A jutro zobaczymy się z Parkerem. A teraz jedźmy do dzieci.
            - Macie dzieci? - spytała Camile
            -  Tak. Dziewczynkę Christine i chłopca Hanka.
            - Super - odparła szczęśliwa Angela.
            Patrzyli po sobie i rozmawiali. Artystka stała z boku, ponieważ wino szumiało jej w głowie. Postanowili puścić przyjęcie. Entomolog odrazu odjechał z żoną. Arastoo był zaskoczony, gdy żona wyjaśniła mu sytuację z Temperance i Seeleyem, ale ukrył swoje zmieszanie. Detektyw i aktorka oddali sprzęt policjantom i nie zamieniajac słowa powrócili do przyjaciół.
            Za kierownicą samochodu pani patolog usiadł detektyw. Poruszali się po pustej drodze. Nagle pojawił się radiowóz, który wjechał w nich. Z niego wysiadł Hanibal. Moris kazał wszystkim uciekać. Caroline nie chciała opuścić męża. Arastoo i Camile złapali ją pod ramiona. Detektyw postanowił odciągnąć mordercę.  Wyciągnął broń, Greg zrobił to samo. Mierzyli się wzrokiem. Wystrzelili jednocześnie.
            Kula trafiła tylko w Hanibala, który upadł i wyzionął ducha. Jack wezwał posiłki i po godzinie zaroiło się od FBI. Nagle odezwała się jego komórka. Dzwoniła Caroline.
            - Bones? Wszystko w porządku?
            - Tak. Trafiłam Do domu Russa. Nie wypuści mnie do rana. A co z resztą?
            Nie wiedział, co odpowiedzieć, gdy zobaczył państwa Waziri idących przez pole.
            - Nic im nie jest. Są tutaj. Do zobaczenia jutro.
            Przyjaciele podeszli do niego. Byli zdenerwowani
            - Zgubiliśmy twoją żonę - powiedziała Cam.
            - Trafiła do Russa. Ale zbieg okoliczności.
            Gdy Temperance Brennan alias Caroline Moris w pewnym momencie ucieczki wyrwała się przyjaciołom i chciała wrócić do męża. Biegła ile sił w nogach w przeciwnym kierunku.  Po dwudziestu minutach biegu  zauważyła parę domków. Zapukała do pierwszego, ale nikt jej nie otworzył.
            Podbiegła do drugiego i zaczęła walić. Po chwili upadła zemdlona na progu. Po pięciu minutach drzwi otworzył Russ Brennan. Przeraziła go leżąca na jego progu kobieta w czerwonej i podartej sukni. Sprawdził funkcje życiowe. Nie wiedział co zrobić. Przyniósł szklankę wody i ją oblał. Caroline ocknęła się i zerwała na nogi, a mężczyzna spytał.
            - Wszystko w porządku?
            - Nie. Nasz samochód zastał zaatakowany.
            - Tempi? Ale jak?
            Uradowana kobieta, w wybawcy poznała brata
            - Russ? To ty? Ale mam szczęście. Booth został na drodze, aby walczyć z Hanibalem...
            - Nie wierzę.
            - To ja.
             Przycisną ja do siebie. Nie mógł uwierzyć, że siostra żyje.
            - Ale przecież umarłaś.
            - Żyję. Nie miałam wyjścia. Musieliśmy zniknąć... Chodziło o wasze bezpieczeństwo.
            Oboje zaczęli płakać. Po chwili kobieta otrząsnęła się.
            - Muszę zadzwonić do Bootha.
            - Powiedz mu że cię nie puszczę.
            - Ale jutro muszę być w FBI.
            - To zostajesz na noc. Nie dyskutuj siostra.
            Uśmiechnęli się. Zadzwoniła do męża, a brat ją obserwował. Gdy skończyła rozmowę, weszli do środka.
            - Greg Hanibal nie żyje.
            -Hura.
            Spojrzała na niego srogo. Zdjęła płaszcz i przeszli do salonu.
            - Wracacie do Waszyngtonu?
            - Tak. Pewnie kupimy jakiś domek, albo na razie wynajmiemy.
            Nie wrócili uwagi, że ktoś śpi na kanapie, a raczej przebudził się i słucha.
            -Kocham cię.
            - Ja też cię kocham.
            - Marco
            -Polo
            - Uciekałam przed mordercą.
            - Całe szczęście, że nic wam się nie stało.
            Zachwiała się, a Russ ją złapał.
            - Napijesz się czegoś? Dobrze się czujesz?
            - Tak. Tylko w głowie mi się kręci. Jestem zmęczona.
            - Dziś śpisz ze mną.  Amy niema, a muszę cię mieć na oku.
            - Jak możesz mnie mieć na oku? Przecież to nie logiczne.
            Uśmiechnął się.
            -Booth, gdzie jesteś?
            -A co od niego chcesz?
            Kobieta nie wiedziała, czego chce brat. Była lekko zdezorientowana.
            -Nic. Chcesz się wykąpać?
            - Nie. Jest już po północy. Nie chcę nikogo obudzić.
            - Tym się nie przejmuj. Dziewczynki mają mocny sen. A mały Kyle śpi u kolegi po sąsiedzku. Zaprowadzę cię do łazienki.
            - Ale musisz pożyczyć mi jakiś t-shirt.
            - Dam ci nocną koszulę Amy.
            Zaprowadził siostrę do łazienki i zaniósł jej najpotrzebniejsze rzeczy. Zszedł do kuchni i zaparzył herbatę ziołową. Cieszył się, ze Temperance żyje i przez przypadek znalazła się w jego domu. Nadal nie mógł sobie wybaczyć, że po zniknięciu rodziców porzucił ją. Podał jej kubek, gdy zeszła, a potem uścisnął ją.
            - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz i trafiłaś przez przypadek do mojego domu...
            - Już dobrze. A gdzie...
            - Jest na turnieju kręgli. Jutro wraca. Chodźmy spać. O nie, zapomniałem o koleżance Amy, która śpi tutaj w salonie.
             Poszli na górę i położyli się spać.
             Rankiem Amy Brennan wróciła do domu. Przyjaciółka opowiedziała jej o wydarzeniach, które miały  miejsce nad ranem.  Postanowiły skryć się za kotarą i podsłuchiwać. Kobieta zrobiła się zazdrosna o męża.
            Po dziesięciu minutach zszedł Russ. Usiadł w salonie i czytał " Kości zagłady". Gdyby nie siostra śpiąca obok, myślałby że to wszystko było snem. Nagle rozległ się szybki tupot. Po chwili zjawiła się Caroline. Miała podkrążone oczy i wyglądała na spanikowaną. Biegała po całym pomieszczeniu. Złapała torebkę i wyciągnęła z niej buteleczkę z lekami. i wysypała dwie tabletki. Wyjęła manierkę i wzięła tabletki. Russ zdenerwował się.
            - Nie popijaj ich alkoholem.
            -  To woda.
            Ledwo stała na nogach. Złapał ją i posadził na kanapie.
            - Co się dzieje Tempi?
            - Nic. To tylko osłabienie.
            - Nie kłam.  Znam cię. Mnie nie okłamiesz.  O co chodzi?
            -Ale obiecaj, że znowu nie znikniesz. Albo, że nie będziesz panikował.
            - Zaczynam się denerwować.
            Moris opadła na fotel ze zmęczenia, a brat stanął na przeciwko niej.
            - Mam raka. Jestem po pierwszej chemioterapii. Będę miała jeszcze jedną chemię.  Ale lekarz nie daje mi wielkich szans. 30% procent szans na wyzdrowienie.
            - Boże- mężczyzna przejął się. - I byłaś z tym sama?
            - Booth jest cały czas przy mnie. Stara się być przy mnie silny, ale nie wie, że zauważyłam jego łzy. Daje mi siłę.
            - Teraz będziesz miała i nas. Masz dla kogo żyć.
            - Wiem. Mam dwójkę dzieci.
            Russ zaczął płakać, a siostra objęła go. Po dziesięciu minutach uspokoił się. musiał być silny. Spytał.
            - Jak mają na imię?
            - Christine i Hank.
            Rozczuliło go, że siostrzenica ma na imię, tak jak ich matka.  Kobieta przypomniała sobie o ważnym spotkaniu.
            - Parker... Muszę jechać do FBI. Wezwiesz mi taksówkę?
            - Nie ma mowy. Sam cię odwiozę.
            Przyjrzał się uważnie jej zniszczonej sukience.
            - Nie masz innej sukni?
            - W hotelu. Przecież byłam na przyjęciu.
            - A teraz?
            Spojrzała ze zdenerwowaniem na zegarek.
            - Parker odbiera dzisiaj odznakę. To syn Bootha... Nie zdążę pojechać do hotelu.
            - Ale iść tak też nie możesz. Rozumiem, że teraz należysz do jego rodziny, a on do naszej. Nie puszczę cię  w takim stanie.
            Zamyślił się, po chwili krzyknął.
            -Mam.  Twoja mała czarna wisi w pokoju ojca. Zabrał ją z mieszkania córki. To ostania rzecz którą miała dzień przed śmiercią.
            - No proszę. mogę ją pożyczyć?
            -Jasne. Niedawno Amy ją wyprała. Ojciec wściekł się na nią. Ale się tym nie przejmuj. Już się pogodzili. Zaraz ją przyniosę.
            Temperance była mu wdzięczna, ale nie chciała go mieszać w swoje problemy.
            -Russ?
            - Tak?
            - Nie chcę się wam narzucać. Nie przejmujcie się moją chorobą.
            - Nie zostawimy cię Tempi. I zawiozę cię na przyjęcie.
            - Wezwę taksówkę.
            - Nie mam mowy. A teraz idź się przebrać.
Pobiegł po sukienkę, a po chwili powrócił. Kobieta poszła się przebrać. Po dziesięciu minutach wszedł Max



1 komentarz:

  1. "Choć"
    Akcja coś za szybko, nazwisk od groma, trochę się pogubiłam.
    Fajnie, że Temperance trafiła akurat pod dom brata :)
    Nadmiar dialogów odrobinę przytłacza.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń