sobota, 17 października 2020

Powrót Amy cz.II

-Nie powinniśmy wchodzić.  

-B.A. został na czatach i w razie kłopotów przez radio da nam znać - głos starszego z facetów łamał się. -Była naszą przyjaciółką.  

Ruszyli przed siebie i nagle zatrzymali się, słysząc stukot klawiatury komputerowej. Spojrzeli na siebie. Mieszkanie miało być puste.  Starszy pokazał, aby zachowali ciszę.  Młodszy za paska wyciągnął pistolet, aby podać go towarzyszowi i wyciągnąć kolejny. Odbezpieczyli broń i przylegli do ściany. Ostrożnie i bez hałasu zbliżyli się do krawędzi wejścia do salonu.  

Wyjrzeli za niego i zamarli. Plecami do nich siedziała ich przyjaciółka Amy Allen. Nie dowierzali, bo myśleli, że nie żyła. Ogromny kamień spadł z ich serca. Dzień wcześniej pułkownik Hannibal Smith otrzymał jej list pożegnalny. Siwowłosy jako jedyny odsłuchał całe nagranie i poznał jej sekret. Złościł się na nią, za to o czym pomyślała. Nie mogliby się na nią złościć za jej uczucia, na które nie mieli wpływu. Wrócił myślami do chwili, kiedy otrzymał jej wiadomość. 

Pułkownik John “Hannibal “ Smith  udał się do chińskiej pralni pana Lee w Los Angeles, gdzie ku jego zaskoczeniu czekał na niego list. Rozpoznał pismo na kopercie, co go zaciekawiło. Amy nie odezwała się do nich od wyjazdu, dlatego podejrzewał, że wpakowała się w jakieś kłopoty, Do tego zaskoczyła go kaseta magnetofonowa. Od razu pojechał do swojego mieszkania, gdzie miał automatyczną sekretarkę.  Odłączył ją i przeniósł na stolik przy fotelu. Umieścił w niej taśmę. Rozsiadł się w fotelu i włączył urządzenie, nie wiedząc czego się spodziewać. Zaczął uważnie słuchać. 

-Cześć Hannibal.  Jeśli słuchasz tego nagrania, to nie żyję...-w głosie przyjaciółki słyszał strach, którego nie próbowała kryć. -Nie ważne co się stało. To nie wasza sprawa. Nie szukajcie, dlaczego umarłam.  Sama do tego poprowadziłam, tylko ja.  Mogę mieć tylkjo nadzieję, że zanim mnie zabito, wykorzystałam wszystkie sztuczki, których mnie nauczyliście. Dziękuję wam za wszystko... 

Hannibal miał prawie pewność, że podczas nagrywania łzy płynęły po jej policzkach. Powoli krople formowały się w jego kącikach oczu.  

-Za zaufanie, którym mnie obdarzyliście. Uwielbiałam was i jestem wdzięczna za przyjęcie do Drużyny.... 

Zawahała się.  

-Znienawidzisz mnie i będziesz miał rację. Tak jak chłopki. Zrobiłam coś strasznego, ale nie żałuję tego. Nie miałam na to do końca wpływu. Dlatego wyjechałam do Dżakarty.  

Amy dostała słowotoku, a Smith dosłyszał coraz większą panikę.  

-Zakochałam się w Murdocku. To cudowny, doświadczony przez życie i skrzywdzony mężczyzna, który oszalał. Nie chcę go skrzywdzić. Wyjechałam, jak najdalej mogłam, ale chciałabym się z kimś podzielić moim ciężarem nawet po śmierci. Wiem, że nie powinnam. Nie powinnam zakochać się w naszym wariacie, ale tak się stało. Próbowałam, to zwalczyć, uwierz mi. Ale to trudne. Moje serce rwie się do niego. Nie chcę go skrzywdzić. Jesteście dla mnie ważni, ale to on zaprząta moją głowę najbardziej. Za jego szaleństwem kryje się skrzywdzony człowiek, który nauczył się radzić sobie ze swoimi demonami i przeszłością. Na swój niebagatelny sposób. Ile razy was, nas ratował. To cudowny człowiek, dbający o przyjaciół. Kocham go. Nie przepraszam, bo nie żałuję i nie mogłam na to nic poradzić. Wiem, że mnie znienawidzisz, a po opowiedzeniu tego Buźce i B.A-owi zrobią to samo, ale czy to powinno mnie to obchodzić, skoro mnie już tu nie ma. Będziecie sądzić, że jestem podła, ale zakochałam się. Nie zmienicie tego. Skreślicie mnie, ale nie martwcie się. Nie miałam, zamiaru wracać. Nie mogłabym być tak blisko i sobie zaufać, że próbowałabym zbliżyć się do niego i cierpiałabym z nieszczęśliwej miłości, a jestem na to za słaba. Tęsknię za wami, ale ręczę, że trzymałabym się z daleka... 

Smith czuł, jak mocno Allen nie panowała nad swoimi emocjami. Poderwał i podszedł do okna, dalej słuchając z ciężkim serce. 

-Dziękuję wam za wszystko, co mnie nauczyliście oraz za okazaną troskę. Wyszkoliliście mnie do tego zadania. Żegnajcie i pamiętajcie, że pozostaliście w moim sercu. Wasza na zawsze Amy.    

Nagranie urwało się, a Hannibal wpatrywał się z niedowierzaniem w automatyczną sekretarkę. Ich dziennikarka nie żyła. Łzy popłynęły po jego policzkach. Czuł, jakby ktoś wyrwał mu spory kawałek serca. Lubił tego dzieciaka, a ktoś go zabił tak daleko od domu.  Wściekłość zaczęła w nim narastać. Zadzwonił do Pecka i kazał wyciągnąć Murdocka ze szpitala psychiatrycznego i natychmiast zdobyć samolot. 

Lubił Amy i nie mógł sobie wybaczyć,że zginęła w obcym kraju, najprawdopodobniej samotnie, bo bała się mu wyznać, to co rozdzierało jej serce.  Zaczął podejrzewać, że pracowała pod przykrywką. Usiadł na kanapie i zaczął wpatrywać się w ścianę, wspominając tą dzielną dziewczynę.  Dziarskim krokiem wdarła się do ich życia i ich Drużyny.  

Nawet ocaliła ich życie, zastraszając facetów w wierzy kontroli lotów, którzy chcieli zrzucić samolot z nimi na pokładzie do oceanu. No dobrze. Mieli dziurę w kadłubie, mało paliwa, tylko na jedno podejście do lotniska, a pilot nagle stracił wzrok. Za sterami siadł człowiek, który nigdy nie pilotował, a do pomocy miał kontrolerów i chwilowo ślepego MurdockaAmy wierzyła w nich i nie miała zamiaru pozwolić im umrzeć. Zdążyła się też przekonać, co do umiejętności Murdocka. Szybko nauczyła się im ufać a oni jej. Miał wiele miłych i wesołych wspomnień i to w nich się zatracił.  

Nawet nie słyszał dzwoniącego telefonu. Godzinę później do mieszkania wpadli zmartwieni sierżant Bosco B.A.  Baracus oraz porucznik Templeton Peck aka Buźka. Telefon dowódcy ich zaniepokoił, a do tego Peck usłyszał coś niepokojącego w głosie dzwoniącego. Nie słyszeli też, aby pracował nad sprawdzeniem nowego klienta, a tu nagle zażądał samolotu i nie odbierał telefonu, a do tego nie dał żadnych wskazówek. Zaskoczyło ich, że nie zareagował na ich wejście.  Buźka stanął przed dowódcą, siedzącym w fotelu. 

-Hannibal? 

Dostrzegł łzy na jego policzkach i brak cygara między zębami. Smith nie zareagował nawet na wołanie. Zazwyczaj cały czas zachowywał czujność. Peck i Baracus wymienili się spojrzeniami. Sierżant nie zdawał sobie sprawy z żądania samolotu, bo inaczej już próbowałby ich pozabijać. Zawołał. 

-Hannibal.  

Znowu zero reakcji. Buźka podszedł i położył rękę na prawym barku dowódcy.  

-Hannibal 

-Trzeba było ją zatrzymać. 

Zmarszczył brwi. Spojrzał na towarzysza. Ani on, ani B.A. nie wiedzieli o kim Hannibal mówił. 

-Kogo? 

Nie uzyskali odpowiedzi. Wiedzieli, że musiało stać się coś złego. Skoro wyprowadziło to Smitha z równowagi. Templeton zauważył, że sekretarka stała na stoliku. Miał przeczucie, że w niej kryła się odpowiedź.  Podszedł do urządzenia, przewiną taśmę do początku i odtworzył ją.  Usłyszeli słowa, które zmroziły ich. 

- Cześć Hannibal.  Jeśli słuchasz tego nagrania, to nie żyję. Nie ważne co się stało. To nie wasza sprawa. Nie szukajcie, dlaczego umarłam.  Sama do tego poprowadziłam, tylko ja.  Mogę mieć tylko nadzieję, że zanim mnie zabito, wykorzystałam wszystkie sztuczki, których mnie na... 

-Wyłącz to 

Krzyk Baracusa wyrwał Pecka z odrętwienia. Wyłączył nagranie. Poczuł ogromny smutek, a nawet żal. Usłyszał za sobą cicho wypowiedziane słowa. 

-Amy. 

Odwrócił się i zobaczył łzy na policzkach B.A-ia. Wybiegł przed budynek, nie oglądając się za siebie, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Starał się zdusić, zbierające w nim uczucia. Podejrzewał, że gdyby wrócił na górę, to rozkleiłby się. Musiał ochłonąć. Ukrył się za swoją maską oszusta i amanta i udał się na kolejne oszustwo, aby zdobyć samolot. Odezwała się w nim rządza zemsty. Ktoś musiał odpowiedzieć za śmierć Amy.  Zadzwonił do szpitala i uprzedził Murdocka o nowej misji i że go niedługo zabierze.  

W tym czasie Baracus nie dowierzał w to, co usłyszał. Miał nadzieję, że po wyjeździe Amy będzie trzymała się z daleka od kłopotów. Szybko jak wszyscy ją polubił, a nawet zaczął traktować ją jak młodszą siostrę. W nim też narastała wściekłość. Ktoś musiał zapłacić za śmierć ich dzieciaka. Była jedną z nich i jej morderca musiał odpowiedzieć. Zaciskał pięści z wściekłości. Ktoś w Dżakarcie powinien zacząć się bać, bo oni nie odpuszczali. Nigdy. 

-Czy był tutaj Buźka? 

Rozejrzał się i nigdzie nie widział przyjaciela.  

-Niedawno tutaj był.  

Obaj nie wiedzieli, co powiedzieć. Smith wstał z fotela i stanął przy oknie. Stali w milczeniu. Na wojnie tracili ludzi, żołnierzy, ale ona nie była jednym z nich, tylko cywilem na amerykańskiej wojnie. W Wietnamie śmierć stanowiła codzienność i jeśli zginął ktoś, kogo znali, nie mieli czasu długo tego roztrząsać. W Dżakarcie, czy w Stanach Zjednoczonych toczyły się inne wojny, nie dla wszystkich dostrzegane.  

Hannibal domyślił się, że Buźka pojechał zorganizować ich podróż. Wiedział, że blondyn potrzebował odciąć się i czymś się zająć i się ukryć za swoimi sztuczkami. Usiadł na kanapie i włączył telewizor, a B.A. przysiadł przy nim. Nie oglądali, tylko zastanawiali się w jaką aferę wdała się ich dziewczynka. W tamtej chwili musieli na razie tylko czekać i planować, co zrobią z mordercą, lub mordercami.  

Smith odebrał telefon ze szpitala i udał się do łazienki. Z szafki za lustrem wyciągnął ampułkę z lekiem nasennym, strzykawkę, środek odkażający oraz wacik. Przygotował zastrzyk dla Baracusa.  Na palcach zbliżył się do nieświadomego czarnoskórego przyjaciela. Szybko oczyścił miejsce na karku, aby po chwili wbić igłę i wcisnął tłok. B.A. zanim się zorientował już spał.  

Hannibal uśmiechnął się złośliwie, ma następnie z wysiłkiem, ale i z wprawą przeniósł ogromne cielsko obwieszone złotem do ich Vana. Pojechał na lotnisko i odnalazł opisaną przez Buźkę maszynę.  Wsadził Baracusa do środka, związał go i zabezpieczył pasami, aby w razie, gdyby się wybudził nie narobił szkód, albo nie próbował ich skrzywdzić. Murdock i Peck wyszli z kabiny pilota. 

-Nasz niebezpieczny pasażer przypięty. 

-Co tak nagle pułkowniku? 

Smith uśmiechnął się sztucznie do pilota. 

-Wiesz, jak to bywa w tej pracy. Jesteś gotowy kapitanie? 

-Oczywiście. Buźka usiadł niedaleko B.A-ia, a Hannibal i Murdock przeszli do kabiny. Dopiero tam poznał kierunek ich nowej wyprawy, Dżakartę. Zauważył, że jego przyjaciele wyglądali na zdenerwowanych, a nawet wściekłych, do tego cel podróży. Nie musiał pytać kto ich potrzebował, bo odpowiedź nasuwała się sama. Miał tylko nadzieję, że zdążą z odsieczą. 

 Sprawdził spis lotów i obierając kurs podpiął się pod samolot pasażerski.  Musieli tylko odczekać godzinę. Starał się nie myśleć w jakim niebezpieczeństwie znajdowała się dziennikarka. Pośpiewywał sobie pod nosem, a Hannibal słuchał tego, próbując zaplanować ruchy w obcym kraju. Buźka nerwowo chodził po pokładzie. Zazdrościł śpiącemu przyjacielowi, bo spał, a oni musieli zmierzyć się ze śmiercią Amy uwięzieni przez wiele godzin na pokładzie samolotu.  

Samolot poderwał się w górę, a Murdock nie przestawał podśpiewywać. Nagle zamarł na kilka sekund lecąc piętnaście tysięcy kilometrów nad ziemią, dopiero dotarło do niego, że lecą na pomoc ich dziennikarce. Potem spokojnie wrócił do pilotowania maszyny. 

-Amy nasz potrzebuje. 

Smith przypomniał sobie coś, co mu umknęło. Allen zakochała się w Murdocku. Zaczął obserwować mężczyznę. Wcześniej zauważył, że między nimi rodziła się chemia, dlatego tylko częściowo wyznanie kobiety go zaskoczyło. Z drugiej strony nie przypuszczał, że mogło to przerodzić się w tak silne uczucie. Miał wrażenie, że jej miłość mogłaby zostać odwzajemniona.  Widział zaniepokojenie na twarzy kapitana, ale oczy lśniły na wspomnienie Amy. Szkoda, że los nie dał im szansy, aby chociaż spróbować być razem.  

-Pułkowniku. Chodzi o Amy? 

Głos mu uwiązł w gardle. Przytaknął. Zobaczył strach w jego oczach. 

-Ma kłopoty? 

Mówienie pilotowi tysiące kilometrów nad ziemią, że kobieta, w której zakochał się nie żyła to nienajlepszy pomysł.  

-Potrzebuje naszej pomocy. 

Nie skłamał. Musieli dopaść mordercę kobiety, aby sprawiedliwości stało się zadość i miał zamiar tego dopilnować. Z ciężkim sercem chciał zataić prawdę przed Murdockiem dla jego dobra. Nawet nie chciał myśleć nad jego reakcją, gdy dowie się o zgonie ich dzieciaka. Poklepał go po prawym ramieniu. 

-Stęskniłeś się za nią. 

Smith patrzył, jak pilot przytaknął z pękającym serce. Czuł się okropnie, że robił mu nadzieję, ale obawiał się, że nie zapanowałby nad nim w powietrzu. Musiał też chronić pozostałych.  

-Mam jej adres.  

Smith skupił się na chmurach, ale tak naprawdę próbował powstrzymać łzy. Ciągle zastanawiał się, co zastaną i czy uda się im coś ustalić. Chciał też sprowadzić ciało do ojczyzny, nawet jeśli musieliby je wykraść z kostnicy czy cmentarza. Chciał zabrać ją do domu. Przed twarzą widział przerażoną twarz Amy, którą udawało mu się widywać i zastanawiał się, co czuła, gdy wiedziała, że to koniec. 

Murdock cały czas myślał o ich dziennikarce i jej uroczym uśmiechu. Nie mógł doczekać się, aby uratować ją w lśniących zbrojach i na białych koniach. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ich dziewczynce mogło się coś stać, ani nie dopuszczał do umysłu, że jego dowódca wiedział coś strasznego. Ignorował prawdę malującą się na twarzy starszego mężczyzny. W pewnym momencie porzucił towarzystwo samolotu i zgłosił lot komercyjny do wieży lotów poza granicami USA. 

Peck cicho szlochał, jego płacz zagłuszało chrapanie Baracusa. Ciężko mu było uwierzyć, że już nigdy jej nie zobaczy. Nie tylko stracili członka Drużyny, ale przyjaciółkę i siostrę.  Pamiętał, jak szybko odnalazła się w ich towarzystwie i pokochała ich przygody, ale i musiała się sporo nauczyć. Otoczyli ją opieką i polubili. Łzy płynęły po jego policzkach do momentu, kiedy zabrakło mu ich. Czuł się winny, bo to oni wciągnęli Amy w niebezpieczny świat.  

Po wylądowaniu w Dżakarcie Buźka udał się, aby wynająć samochód, a Murdock wyniósł B.A-iaa. Hannibal kupił mapę i przy pomocy sprzedawcy ustalił, jak dojechać do mieszkania Allen. Baracus po przebudzeniu nie wiedział, gdzie się znajdował. Potrzebował trzech minut, aby zdać sobie sprawę, że znajdował się na przednim fotelu jakieś osobówki. To oznaczał, że został uśpiony i wsadzony do samolotu. Chciał dorwać pilota, a ten siedział obok i prowadził samochód. Wyciągnął ręce i chciał zacisnąć je na szyi Murdocka. 

Samochód zatrzymał się i wszyscy z niego wyskoczyli, a czarnoskóry mężczyzna krzyczał na pozostałych, co wzbudzało wokół sensację. Hannibal próbował uspokoić swojego sierżanta, ale na początku bez skutku. Buźka odciągnął Murdocka na bezpieczną odległość i to wtedy Smith przypomniał Baracusowi dlaczego tym razem został wsadzony do samolotu i przylecieli tyle tysięcy kilometrów. Przypomniał mu o martwej przyjaciółce.  

B.A. uspokoił się i mogli kontynuować podróż.  Czarnoskóry mężczyzna na chwilę zapomniał o tym, co się stało. Jechali w milczeniu i napięciu. Jedynie pilot nie mógł doczekać się dotarcia na miejsce i przywitania się radośnie z dawno niewidzianą przyjaciółką. Nawet jego niewidzialny pies Billy merdał ogonem. Dojechali po piętnastu minutach na miejsce.  

Pilot został w aucie., a reszta weszła do budynku. Dojechali na trzecie piętro. B.A. został z krótkofalówką na korytarzu obserwując otoczenie i wypatrywał policji. Buźka wyciągnął narzędzia i w ciągu niecałej minuty otworzył zamek i wraz z dowódcą wszedł do środka. Po chwili oboje zobaczyli swoją ulubioną dziennikarkę siedzącą do nich tyłem przy komputerze.  Poczuli ogromną radość i ulgę. Ogromny kamień spadł z ich serc. Brunetka odwróciła się w ich stronę z przerażeniem w oczach. Po chwili odetchnęła z ulgą, ale i zaskoczenie malowało się na jej twarzy.  

-Hannibal? Buźka? 

Poderwała się z krzesła. 

-Naprawdę tu jesteście? 

Pułkownik starał się zapanować nad ogromną radością, aby jej nie przestraszyć i nad drącym głosem. 

-Dostałem twój list. 

Zobaczył, że jeszcze bardziej zbladła.  

-Jak? 

-Nie ważne.  

Zerknął na Pecka. 

-Zabierz B.A-ia i zaczekajcie w aucie. 

Templeton postanowił zaprotestować. 

-Ale... 

Smith postanowił pokazać Peckowi kto rządził. 

-Nie dyskutuj poruczniku.  

Patrzył, jak jego przyjaciel wychodził, a następnie ruszył w stronę kobiety. 

-Cieszę się, że nic ci się nie stało.  

Chciał ukryć targające nim emocje, więc wyciągnął cygaro, odgryzł końcówkę i zapalił je, starając się ukoić nerwy. Cały czas zachowywał kamienną twarz.  

-Nikt poza mną nie zna jego całej treści.  

Patrzył, jak narastało w niej zdenerwowanie. Przybrał surową minę. Chciał dostać odpowiedzi na nurtujące go pytania, ale i rozładować napięcie, drażniąc się z kobietą. Założył ręce. 

-Więc zakochałaś się w moim kapitanie. Jestem zły... 

Patrzył, jak przerażona dziennikarka spuściła wzrok.  

-Że nie przyszłaś do mnie. 

Roześmiał się serdecznie.  

-Musiałaś przeprowadzić się do innego kraju, a my musieliśmy myśleć, że nie żyjesz, aby poznać prawdę. 

Podszedł do Allen, położył ręce na jej barkach i spojrzał w jej oczy.  

-Wiem, że nie skrzywdzisz Murdocka. Jeśli go kochasz, to masz moje błogosławieństwo, ale i tak go nie potrzebujesz i nie potrzebowałaś.  

Zatkały ją słowa Smitha, a po chwili rozpłakała się. Hannibal objął ją i po ojcowsku przytulił. Od razu dostrzegł zszytą ranę na skroni, która krzyczała, że jej życie było zagrożone.  

-Co się wydarzyło? 

-Nie teraz, proszę. 

Widział, że to co ją spotkało, nie dawało jej spokoju i męczyło. Czuł potrzebę ochrony Amy, a faza trzymała go. To było niebezpieczne połączenie.  

-Zabieramy cię do domu. 

Chciała zaprotestować, ale siwowłosy mężczyzna nie dał jej dojść do słowa. Jego głos przybrał zabawny ton. 

-Nie zapominaj kim jesteśmy. Mamy też prywatny odrzutowiec z szalonym pilotem za sterami. Jeśli nie zgodzisz się, to załadujemy cię jak B.A-ia. Twój wybór.  

Roześmiała się, rozluźniając się. Zaczęła znowu czuć się swobodnie. Odsunęła się od Hannibala. 

-Idę się spakować... 

Kobieta zawahała się.  

-W łazience, w szafce nad zlewem znajdziesz leki nasenne.  

-Dzięki. 

Zapisała i wydrukowała ostatni tekst i napisała notatkę, że wraca do Stanów Zjednoczonych.  W tym czasie Smith zawołał resztę przyjaciół. Drużyna A rozgościła się w mieszkaniu kobiety, najpierw witając się przyjaźnie z kobietą. Peck i Baracus rozsiedli się w salonie na kanapie, a Murdock zajrzał do kuchni, aby przeszukać szafki. Nie znalawszy nic do jedzenia udał się na poszukiwania sklepu. 

Smith dołączył do chłopaków, uważnie obserwując dziennikarkę.  W jej ruchach i zachowaniu dostrzegł niepokojące symptomy, ale musiał dać jej czas i poczekać, aż sama przyjdzie. Chyba że sytuacja się pogorszy, bo będzie tak uparta jak Buźka. Wtedy wkroczy, nawet stanowczo, jeśli uzna to za konieczne. Dla jej dobra.  

Mudock wrócił z zakupów i wraz z Allen przygotował kanapki oraz specjalny napój dla Baracusa.  Zanieśli wszystko do salonu i usiedli razem. Wszyscy rozkoszowali się wspólnym posiłkiem ciesząc się, że wszyscy byli. Jeszcze kilka godzin wcześniej nic nie wskazywało, że to tak się skończy. Trójka mężczyzn opłakiwało kobietę, nieświadomy pilot pędzący na ratunek i dziennikarka nieszczęśliwie zakochana i niemająca zamiaru wracać do USA. 

Pilot przyniósł piwo i rozdał je wszystkim, poza nigdy niepijącym B.A-iemAmy przyniosła przygotowaną wcześniej szklankę z mlekiem doprawioną lekami nasennymi. Bosco wyjątkowo niczego nie spodziewając się, wypił ją duszkiem. Kiedy zaczęło mu się kręcić w głowie, zrozumiał, że Szalony Głupiec znowu go uśpił. Poderwał się z kanapy i wyciągnął ręce w kierunku pilota.  

-Zabiję cię.  

Dopadł swoją ofiarę i zacisną swoje ogromne czarne ręce na jego szczupłej, białej szyi. Uścisk był słaby, a po chwili stawał się coraz słabszy i  Baracus upadł na podłogę. Smith uśmiechnął się złośliwie, zapalając kolejne cygaro. 

-Bierzmy się za pakowanie.  

Trójka mężczyzn poderwała się z kanapy i z wojskową precyzją zapakowała rzeczy kobiety. Allen zeszła na parter kamienicy, gdzie mieszkała właścicielka mieszkania. Zawiadomiła niepocieszoną kobietę, że natychmiastowo rezygnowała z mieszkania. Powiedziała, że jej rodzina zabierała ją do domu, bo jej ojciec miał poważny wypadek, a brat, pilot pożyczył prywatny odrzutowiec od swojego szefa. Sama dziwiła się, że kłamstwo przeszło. Zostawiła też list dla szefa i kolegów z redakcji z ostatnim artykułem.  

Rzeczy Amy zmieściły się w trzech kartonach i trzech walizkach. Wszystko umieszczono w bagażniku wynajętego samochodu. Na tylna kanapę załadowali śpiącego Baracusa. Allen oddała klucze do mieszkania i w milczeniu ruszyli na lotnisko. Wszystko sprawnie zapakowali do samolotu, aby po chwili już kołować i zbić się w powietrze. Od razu obrali kurs na dom.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz