sobota, 15 lutego 2014

Życie Elizabeth Watson cz.12 ostatnia

-Nic z tego panie Wilson- ktoś krzykną od strony drzwi. Stali tam: wściekła kobieta z wyciągniętym rewolwerem, oraz inspektor Lestrade.
-Kim pani jest- spytał sędzia.
-Jestem detektywem i żoną pana Holmesa- odparła Elizabeth
-To o pani mówił doktor.
-Tak. Od początku z inspektorem słuchamy waszej rozmowy. To przez pana straciłam ich na tak długo. A teraz chce pan znowu mi ich odebrać?
-I tak pani mąż nie przeżyje. Sędzia wymierzył w doktora i zaczął naciskać spust, gdy Elizabeth wystrzeliła. Dostał kule prosto w głowę. Po chwili było za późno, aby go uratować. Kobieta podbiegła i przytuliła się do Johna. On powiedział.
-Zaskakujesz mnie moja droga.
-Mając taką rodzinę nic nie powinno cię zaskakiwać. Zaczęłam uczyć się strzelać mając osiemnaście lat. Rewolwer dostałam w spadku po ojcu. Prawie nieużywany, bo często zapominał brać go ze sobą na niebezpieczne przygody. Co z Sherlockiem?
-Żyje. Powinniśmy zabrać go do szpitala. Chyba, że zajmiemy się nim w domu. Przecież ukończyłaś medycynę. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Lepiej będzie się czuł wokół najbliższych, niż w szpitalu.
-A dzieci?
-Damy sobie rady. Sprowadź dorożki. Od razu zabierzmy go na Baker Street Nie martw się. Nie pozwolimy mu odejść. Zobaczysz, że będzie żył.
Kobieta próbowała się uśmiechnąć, a mężczyzna otarł jej łzy. Gdy wyszła Lestrade podszedł do niego i spytał.
-Dlaczego pan nie zareagował doktorze, gdy pani Watson powiedziała, że jest żoną pana Holmesa? I skąd pan wiedział się o panu Wilsonie?
-Elizabeth go odnalazła. Przecież wspomniałem o tym sędziemu.  Nie wiedziała, że Holmes jest tutaj.
-Odnalazła człowieka, przez którego pan zastał uznany za martwego?
-Tak. Chciała się zemścić.
Po chwili kobieta wróciła. Przewieźli detektywa do jego mieszkania. Przez dwa miesiące nie można było się z nim porozumieć.  Nie wydobył z siebie żadnego dźwięku. Tylko leżał, jadł, pił i chodził do łazienki. Siostra cały czas była przy nim. Mąż zmieniał ją, gdy szła się zdrzemnąć, robiła zakupy, czy szykowała posiłek. Zdawało się, że narkotyki zniszczyły mu mózg. Elizabeth była załamana i ciągle powtarzała w kółko.
-Straciliśmy go. Już nigdy nie przytuli mnie. On już nie wróci.
-Nie martw się- powtarzał John. -On wydobrzeje.
Pewnego dnia, gdy oboje siedzieli przy Holmesie powiedziała do Johna.
-Wuj i ty wreszcie macie racje. Przecież ciągle powtarzaliście, że narkotyki mogą zniszczyć umysł. Nawet tak inteligentny, jak jego. Wreszcie możecie tryumfować.
-Nie ma z czego. Przecież nie oto nam chodziło. On przestał brać narkotyki po długich wykładach i kłótniach. Jak ojciec.  Nałóg został uśpiony, ale mógł wrócić podczas codziennej egzystencji. Czyli gdy nie ma żadnej ciekawej sprawy. A poza tym może to czegoś nauczy Sherlocka.
-Widzę, że żartujesz.
-Tak.  Po tym jak zostałaś postrzelona wszyscy byli przekonani, iż umrzesz... Nikt nie dawał ci szansy na przeżycie. Tylko ja wierzyłem w ciebie. Wiedziałem, że wyzdrowiejesz. Pół roku byłaś w śpiączce. Oni szykowali się na najgorsze... Ja czekałem, aż się obudzisz. I doczekałem się. Teraz wiem, że jest podobnie. Trzeba dać mu czas. Ja jak ojciec jestem strażnikiem detektywa- konsultanta i nie pozwolę, aby szybko odszedł z tego świata.
Uśmiechnęła się. Jego słowa zapałały nadzieją, dla jej brata. Postanowiła czekać na ten dzień, gdy Sherlock powróci. Kiedyś tak czekał John na nią. Teraz oboje czekają. Po dwóch miesiącach Sherlock Holmes zaczął powracać do zdrowia. Po kolejnych trzech miesiącach powrócił do formy sprzed choroby( wywołanej narkotykami).


Będzie jeszcze epilog



1 komentarz:

  1. Ale że co? Że to już koniec?
    Rozdział dobry, wszystko idzie ku dobremu :)
    Czekam na epilog i cieszę się, że mogłam poczytać o Elizabeth ^^

    OdpowiedzUsuń