środa, 22 sierpnia 2018

Jack Moris (Bones/Kości) cz. IV

Hej. Nie było mnie przez kilka miesięcy z powodu natłoku obowiązków i kłopotów z ich ogarnięciem tego. Miałam problemy z samą sobą, przeszłam załamanie, nawet pisanie nowych prac mi nie przeszło, ale postanowiłam spróbować powrócić. Dzisiaj kończymy z Jackiem Morisem. Teraz czas na bohaterów, którzy jeszcze tutaj nie gościli. Jest to czterech mężczyzn, byłych żołnierzy z Wietnamu, którzy zostali najemnikami. Pomagali tym, którzy mieli kłopoty. Byli przyjaciółmi mimo różnicy charakterów. Jeden z nich był wariatem, inny kobieciażem, inny tworzył szalone plany, a ostatni nienawidził wariata i bał się latać.

Jack Moris (Bones/Kości) cz. IV


 - Widziałem Bootha. 
Hodgins zmieszał się. Nie wiedział, co o tym sądzić. Słyszał o tym, jak niewiele brakowało.  
- Booth nie żyje. 
- Wiem, ale to było cholernie realistyczne. 
Zastanawiał się dlaczego w "ostatniej" chwilach swojego życia widział Bootha. Podejrzewał, że to powracające wraz ze sprawą mafii braci Writhe poczucie winny.  Aż do przyjazdu jego żony ,  Hodgins siedział przy nim. Kiedy ciemna brunetka o niewielkim wzroście  wśliznęła się do pokoju,  etymolog wycofał się. Lancy poczuł ulgę na widok ukochanej. Uśmiechnął się do niej czule. Widział łzy w oczach kobiety, która podbiegła do niego i objęła.
- Och Lancelocie.
W jej głosie było słuchać ulgę i radość, a łzy popłynęły po jej policzku. Sweets czuł się podle, widząc, co jego udanie się na tajną misję, zrobiło z jego ukochaną. Poczuł się podle. Czule pogłaskał ją po włosach. 
- Przepraszam kochanie.
- Ważne, że wróciłeś.
Zaczęła opowiadać  o tym, co wydarzyło się podczas jego nieobecności. Potem pojechała po ich syna i przywiozła go. Seeley ucieszył się na widok ojca. Daisy zaczęła spędzać całe dnie w szpitalu, a kiedy mogła zabierała ze sobą malca. To cieszyło połamanego, poobijanego  psychologa.  Pozwalało oderwać myśli od widoku zabójstwa swojej partnerki i swojej niedoszłej śmierci, które go dręczyły.
Teoretycznie wiedział, co zrobić, aby się uporać, ale to nie było  łatwe.  Nie miał zamiaru poddać się traumie. Miał rodzinę, a sam wpakował się w całą sytuację.  Zawziął się i robił wszystko, aby wrócić do porządku dziennego. Daisy przynosiła mu nowe periodyki dotyczące psychologii i nadrabiał zaległości. Chciał jak najszybciej wrócić do pracy.
W tym samym czasie w FBI przesłuchiwano aresztowanych członków mafii, a niektórym prokuratura przedstawiła ofertę współpracy, aby zmniejszyć wyrok. Taką  propozycję otrzymał Jack Moris. Mężczyzna przyjął ją i przekazał posiadane informacje pani prokurator Caroline Julian - Keenan.   Kobieta podczas rozmowy była szorstka. Nie okazała żadnej radości, czy zadowolenia z  tego, co usłyszała. Miał czekać na podpisanie ugody i spisanie jego zeznań, a do tego miał ujawnić miejsca, gdzie trzymali tajne dokumenty i narkotyki. Nie wiedział, czy był pomocny , co go denerwowało
Po znalezieniu się w celi, chodził nerwowo po pomieszczeniu. Czuł, że podpisze ugodę i spędzi  dwadzieścia pięć lat w więzieniu, chociaż będąc byłym agentem, mógł spodziewać się kosy pod żebra.  Misja nie była autoryzowana i nie mógł liczyć na ratunek. Wiedział, na co się porwał i znał ryzyko. To jednak nie ułatwiało. Cieszyło go to, że zakończył swoje zadanie.
Mógł też zdradzić swoją prawdziwą tożsamość i wyjaśnić całą sytuację. Caroline Julian, surowa pani prokurator miała do niego słabość i na pewno znalazłaby rozwiązanie z sytuacji, ale nie chciał tego robić. Odeszli dziesięć lat wcześniej i zamknęli ten rozdział swojego życia. Nie chciał rozbudzać wspomnień w dawnych przyjaciołach i rodzinie. Należał do przeszłości i tak miało pozostać.
Nie próbował okłamywać siebie, że nie jest przerażony. Bał się. Miał trafić do miejsca, gdzie wysyłał przestępców od wielu lat. Mógł trafić do miejsca, gdzie znajdowali się jego wrogowie. Jako snajper nauczył się ukrywać strach najgłębiej siebie, ale nie miał niczego do roboty w pustej celi. Serce biło mu szybciej. Powoli panika brała górę nad instynktem samozachowawczym.
Przymknął oczy i przywołał obraz swojego już dorosłego syna Parkera. To wszystko zrobił między innymi dla niego. Dla jego bezpieczeństwa. Żałował, że nie mógł patrzeć, jak jego malec dorasta i staje się mężczyzną. Zastanawiał się, jaką ścieżkę wybrał. Wiedział, że niezależnie od tego, będzie dumny z niego.  Przypomniał sobie, jak zabierał go do wesołego miasteczka i jeździli na karuzelach. Śmiech Parkera rozbrzmiewał mu w uszach, a łza spłynęła po jego policzku.
                 Położył się na pryczy i zastanawiał się, co porabia jego żona i dzieci, jak sobie radzą pod jego nieobecność. Czy kobieta radzi sobie z domowymi i zawodowymi obowiązkami bez jego pomocy, czy dzieci rozumiały jego nieobecność.  Pogrążał się w swoich myślach, kiedy do celi weszło dwóch agentów, w tym "zamordowany" przez niego kolega z biura w Nowym Jorku agent Thomas Oldman. Ten uśmiechnął się do kolegi.
- Dobra robota Moris. Zebrane przez ciebie informacje wyślą tych drani na wiele lat za kratki. Wykonałeś dobrą robotę.  Dyrektor powiadomił tutejsze biuro o twojej pracy pod przykrywką. Przekazałem też szefowi listę "twoich ofiar" i miejsca ich pobytu. Wszyscy wróciliśmy do swoich domów.  Caroline nie może się doczekać, kiedy i ty wrócisz, a dzieci stęskniły się za ojcem.
Poczuł ciepło na wspomnienie swojej rodziny. Ucieszyła go też wiadomość, że wróci do bliskich.  Miał ochotę skakać z radości. Zabrał swoją marynarkę i ruszył do wyjścia za dwoma kolegami.  Wszyscy milczeli. Oddano mu jego rzeczy osobiste. Przechodząc przez biuro, rozglądał się.  Kiedyś pracował w tym biurze, ale to było przed przeprowadzką do Los Angeles. Od tamtej pory zmieniło się wiele w budynku. Zamarł z przerażenia, kiedy na korytarzu zobaczył młodego bruneta.  Był to Parker Booth, który go miną. Po wyjściu na świeże powietrze wziął głęboki wdech.  Nie słuchał o czym rozmawiają jego towarzysze. Nie obchodziło go to.
Oldman zabrał go do hotelu, gdzie wynajął dla nich pokoje, kupując po drodze niezbędne rzeczy. Moris podziękował koledze i udał się do łazienki, aby wziąć prysznic. Stał pod gorącą wodą, rozluźniając się.  Ostatnie miesiące były dla niego ciężkie. Znajdował się z dala od rodziny, wśród groźnych przestępców.  Emocje brały nad nim górę.  Poczuł nagłą ochotę upewnienia się, że u Caroline wszystko w porządku. Zakręcił kran i wyszedł z kabiny. Ze spodni wyciągną komórkę i wykręcił numer i z niecierpliwością oczekiwał.
-Halo?
- Caroline?
-Jack? To ty?
- To ja kochanie.
Słyszał ulgę w jej głosie.
- Co u was?
- FBI nęka nas. Upewnia się, że nie kontaktujemy się ze sobą. Dzieci tęsknią za tobą.
- Niedługo będę w domu.
Usłyszał westchnienie ulgi. Poczuł nagłą potrzebę zapewnienia jej o swojej miłości.
- Kocham cię.
- Miłość to...
Pokręcił głową słuchając jej naukowego wywodu. Stęsknił się za tym. Oparł się o ścianę i wszystkie emocje puściły. Po jego policzkach płynęły łzy. Od dawna nie płakał. Usłyszał pukanie.
-Moris? W porządku?
Na szczęście woda nadal była odkręcona. Starał się zapanować nad drżącym głosem.
- W porządku. Po prostu...
Nie wiedział, co powiedzieć. Nie musiał. Oldman starał się zrozumieć. Nawet nie chciał wiedzieć, co biedak przeżywał przez okres pracy pod przykrywką. Zostawił go samego. Zadzwonił do biura i zawiadomił dyrektora o wypuszczeniu agenta Morisona oraz zadowoleniu prokurator  Keenan z obrotu sprawy.  Pojechał do chińskiej restauracji po kolację. Po powrocie zastał kolegę ubranego i spokojnego, pijącego piwo i oglądającego mecz bejsbolowy.  Usiadł obok niego i postawił pudełka. Nagle usłuszał.
- Kiedyś mieszkałem w Waszyngtonie. Byłem agentem.
Słyszał gorycz w jego słowach.
- Jednym z najlepszych. Caroline dawała mi popalić.
Zaciekawiło go to.
- Kto?
- Craoline Julian, a teraz Keenan prokurator.
- Znałeś ją?
- Ostra kobieta. Lepiej było z nią nie zadzierać.  Podpadłem jej wiele razy, ale mnie lubiła.   
- Więc dlaczego odszedłeś?
- Byłem dobry w tym, co robiłem. Dzięki pomocy zezulców złapałem wielu morderców. 
- Zezulców?
Jack spojrzał na towarzysza.
-Sprawy rodzinne. Wyprowadziłem się dziesięć lat temu, więc mnie nie pamięta.
                Thomas zdawał sobie sprawę, że towarzysz coś ukrywał, ale nie pytał. Moris był mu za to wdzięczny. Późnym wieczorem udał się do sypialni.  Położył się w łóżku, ale nie zasną. W jego głowie pojawiało się wiele myśli. Podejmował ważną decyzję. Tak naprawdę dziesięć lat wstecz nosił inne nazwisko i wraz z ukochaną kobietą, która nosiła jego dziecko zostali objęci programem ochrony światków. Musiał porzucić rodzinę i przyjaciół. Teraz przebywał blisko nich i nie wiedział, co zrobić. Popadł Wiltera, który wydał na niego i jego żonę wyrok.
Teraz mógł bezpiecznie bez narażania ich wrócić, ale minęło wiele lat. Nie chciał niszczyć im nowego życia. Wejść znowu w ich świat, burząc wszystko.  Walczył z tęsknotą, ale i rozsądkiem. Tak chciał uścisnąć syna i powiedzieć mu, jak z niego jest dumny, że poszedł w jego ślady i że bał się o jego życie. To było dziwne zobaczyć Parkera na tych samych korytarzach, po których sam przechadzał się w przeszłości. Praca agenta była niebezpieczna.
Nad ranem podjął decyzję. Postanowił wyjechać i nie ujawniać się.  Robił to z ogromnym bólem serca, ale uważał, że robił to, co dla nich najlepsze. Łza kręciła mu się w oku. Ubrał się i pojechał pod biuro i obserwował wejście. Chciał z daleka zobaczyć swoją pociechę. Czuł się, jak stalker, ale chciał zobaczyć go po raz ostatni. Paręnaście minut później dojrzał własną kopię o wiele młodszą od siebie. Młodszy agent Parker Booth szybko przeszedł przez parking i wszedł do budynku. Uśmiechną się czule.
- Żegnaj Parker.
Moris miał nadzieję, że będzie dobrym agentem, ale i nie wpakuje się w żadne kłopoty i nie będzie podpadał niebezpiecznym przestępcą jak on. To tylko jego pobożne życzenie. Jeśli przypominał jego tak samo z charakteru, jak z wyglądu, to jego rywale mieli kłopoty. Po chwili odszedł. Spakował swoje rzeczy i udał się na lotnisko. Wsiadając do samolotu, zostawiał przeszłość za sobą i zaczynał nowe życie.
Nie mógł się doczekać spotkania ze swoją żoną i dziećmi. Po wylądowaniu i znalezieniu się w hali przylotów, wpadł w ramiona Caroline. Kobieta, która uważała miłość za reakcję chemiczną wtuliła w niego, a jej serce biło szybciej. Wreszcie znowu byli razem po wielomiesięcznej rozłące. Dzieci przytulili się do nich. Oderwał się od żony i wyściskał pociechy. Razem opuścili budynek, ciesząc się sobą. Zaczynali nowe życie bez strachu, że zostaną dopadnięci przez Wilterai jego ludzi.

Koniec




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz