środa, 25 marca 2020

Koniec fazy cz. III

Ruszyła do wyjścia, kiedy usłyszała.  
- Wszyscy mówią mi Hannibal.  
Odwróciła się do niego. 
-Hannibal? Jak ten generał z Kartaginy.  
Widziała, jak przytaknął.  
Jestem Carla. 
Ucieszyła się z akceptacji Smitha i czuła potrzebę zaopiekowania się nim. Znalazła pobliski sklep i zrobiła potrzebne zakupy i wróciła szybko do mieszkania. Wiedziała, że jej mąż głodny, robił się marudny. Ugotowała smaczną kolację i z przyjemnością patrzyła, jak wsuwali. Wieczorem przekonała ukochanego, że jego przyjaciel potrzebował pomocy w codziennych czynnościach, a nie miał nikogo bliskiegoCoś jej mówiło, że to dobry i odważny mężczyzna 
Następne dni nie należały do najłatwiejszych. Pacjent zamknął się w sobie i nie rozmawiał z towarzyszami. Czuł się zależny od innych, bo sam niewiele mógł zrobić wokół siebie. Jego duma została złamana. Zawsze pozostawał niezależny i idący przed siebie, a do tego wspierający swoich chłopców. Pozostał sam w obcym świecie z uszkodzoną nogą, najprawdopodobniej z wojskiem na karku, z objawami urazu psychicznego oraz z drastycznym snem ze śpiączki. Nie radził sobie z tym. 
Pierwszego dnia w ogóle nie opuścił swojego pokoju, a jego samozwańcza pielęgniarka zostawiała posiłki i leki przeciwbólowe. Jej mąż narzekał na swojego dowódcę i jego maniery, ale to nie zrażało kobiety. W Meksyku pracowała jako pielęgniarka i widywała pacjentów w podobnym stanie. Hannibal nie należał do wyjątków. Thomas wściekł się i miał zamiaru odzywać się do niego. Carla przewróciła oczami i postanowiła obserwować sytuację. 
Następnego dnia Velazques wtargnęła do pokoju Smitha i nakazała mu, aby go upuścił. Była nieustępliwa, więc musiał poddać się jej woli. Coraz bardziej przypominała mu Amy Allen ze snu.  Za to Phillips nadal wściekał się na swojego byłego dowódcę i mężczyźni zaczęli się kłócić, a nawet krzyczeć na siebie. Młodszy z nich, nadal miał za złe starszemu za jego brawurę, która skończyła się jego postrzeleniem i śpiączką. 
Carla nie skomentowała zachowania mężczyzn, tylko odwiozła Hannibala na rehabilitację i przywiozła z powrotem. Czuła, że nie miała prawa wtrącać się w ich sprawy więc milczała, chociaż to jej się nie spodobało. Jej ojciec też służył w wojsku, więc wiedziała, jak uparci potrafili być żołnierze. Usadziła pacjenta w salonie i upewniła się, że miał wygodnie, a następnie przyniosła mu leki i miskę pożywnej zupy. Postawiła ją na stoliku, a on spojrzał na nią przyjaźnie. 
-Jesteś pielęgniarką prawda? 
Przytaknęła. 
-Powinienem jeść. Aby nabrać sił, ale... 
Jesteś człowiekiem czyny? 
Uśmiechała się, gdy mu przerwała, a on skinął głową.  
-Denerwują cię twoje ograniczenia i nie możesz usiedzieć na miejscu? 
-Oraz fałszywe wspomnienia. 
Nie wiedział, dlaczego, ale opowiedział jej o śnie, przebudzeniu i fałszywych wspomnieniach. Dopiero, kiedy skończył mówić, zdał sobie sprawę, że wyspowiadał się przed zupełnie obcą kobietą. Zastanawiał się dlaczego, ale nie umiał tego wytłumaczyć. Carla przysiadła obok niego. Pracując w meksykańskim szpitalu, widywała ludzi po urazie mózgu z różnymi objawami. 
Współczuła mu, jednocześnie nie potrafiąc wyobrazić sobie, co czuł.  Za to jego intrygowała trójka jego zespołu, którzy tak naprawdę nigdy nimi nie byli. Chciał poznać ich prawdziwe oblicza.  
-Chcesz ich znaleźć? 
-Czuję, że muszę.  
Zaintrygował ją. Rozumiała też chęć dowiedzenia się, co u ludzi, którzy dla niego znaczyli wiele, ale w rzeczywistości ich nie znał. Czuła zbliżającą się przygodę i miała ochotę wziąć w niej udział, wspierając rannego.  W Loreto niewiele się działo się niewiele, a jej mąż czasem wyjeżdżał na dłuższy czas. Natrafiła okazja na przeżycie czegoś nowego, a pułkownik potrzebował pomocy i wsparcia. Uśmiechnęła się przyjaźnie. 
-Wiesz coś o nich? 
Smith zastanowił się, przypominając sobie wszystko, co wcześniej usłyszał od Phillipsa.  
-Tylko to, że Murdock przebywa w szpitalu dla weteranów tutaj w Los Angeles. Za to B.A. zginął na froncie i został pochowany w Chicago... 
Nadal niedowierzał, że Wielki Zły Facet nie żył. Wziął głęboki wdech. 
-Buźka odsiedział pięć lat w wojskowym więzieniu i tyle wiem.  
Kobieta wpadła na pomysł, jak zmotywować mężczyznę do codziennych ćwiczeń. To mogło pomóc szybciej stanąć mu na nogi. 
-Kiedy nabierzesz więcej siły i będziesz gotowy, to pojedziemy i odwiedzimy kapitana Murdocka. 
Przytakną, a Carla zostawiła go samego. Więcej nie rozmawiali ze sobą na temat chłopaków. Smith wziął się ostro do pracy i nie marudził. Chciał jak najszybciej wzmocnić mięśnie i móc przejść o kulach większy dystans. Za to atmosfera w mieszkaniu była napięta. Thomas nadal wściekał się na Hannibala i nie odzywał się do niego. Pułkownik unikał kontaktu z obojgiem.  
Velaquez opiekowała się nim, przygotowywała posiłki, pomagała przy toalecie, podawała mu lekki i woziła na rehabilitację, ale zamieniali ze sobą tylko kilka słów. Minęły dwa tygodnie, a porucznik musiał wrócić do Meksyku i ku niezadowoleniu zostawił żonę samą z pułkownikiem. Nie podobało mu się podziw w jej oczach, gdy patrzyła na starszego mężczyznę. Chciał ją zabrać ze sobą, ale ona nie chciała porzucać swojego pacjenta.  
W wieczór wyjazdu Thomasa, Carla i Hannibal jedli razem kolację. Smith grzebał w swojej porcji zapiekanki, myśląc o chłopakach. Może i stał się silniejszy, ale emocjonalnie nadal nie pozbierał się. Zazwyczaj to on wspierał wszystkich i starał się zapanować nad sytuacją, ale to wszystko go przerosło i tym razem sam potrzebował wsparcia. Nie wiedział, co czuł.  Miał ochotę uderzyć w coś, krzyczeć na siebie i wszystkich wokoło. Spojrzał na opiekunkę.  
-Możemy pojechać do V.A.? 
Przytaknęła. 
-Oczywiście. Pojedziemy jutro od razu po śniadaniu.  
Po posiłku wrócił do swojej sypialni. Nie mógł doczekać się spotkania z szalonym pilotem, ale z drugiej strony obawiał się tego, co mógłby zobaczyć. Jego wyobrażenie rozpadłoby się w popiół. Przeszedł powoli do łazienki, przysiadł na wannie, odstawiając kule i odkręcił kurek. Potrzebował chwili relaksu i czegoś, co rozluźni jego zbolałe mięśnie. Powoli rozebrał się z wygodnego dresu i wgramolił się do wanny. Oparł głowę o krawędź i próbował nie myśleć.  
Gorąca woda tym razem nie pomagała. Przymknął oczy i zobaczył cmentarz. Stał przed dwoma nagrobkami, należącymi do Pecka i Baracusa. Jego telefon zadzwonił. Po odebraniu, miły, kobiecy głos poinformował go o samobójstwie Murdocka. Zaczęło brakować mu tchu. Koszmar powtarzał się. Obraz zmienił się. Klęczał przy zakrwawionym ciele Buźki, a Murdock znajdował się obok niego, krzycząc. 
-Nieee.. 
Obraz znowu się zmienił. Pochylał się nad martwym B.A.-iem. Nagle zapadła ciemność. Pod sobą czuł delikatny i miękki materiał, a nad sobą delikatny powiew świeżego powietrza. Wiedział, że zaciskał powieki, a wewnętrzy głos mówił, a by ich nie otwierał i nie ruszał się. Ręce trzymał wzdłuż ciała, a w prawej ręce trzymał pistolet. W niewielkiej odległości od niego rozbrzmiały słowa “jego” sierżanta Bosco Baracusa 
-Nigdy nie wyglądał lepiej. 
Leżał w trumnie, czekając na faceta, który do niego strzelił. Sprawa lichwiarza, który był zbyt chciwy. Z dekoracji filmowych stworzyli szkocki bar “Naga dama”. Hannibal Jako Sean O’shay pożyczył pieniądze na jego rozruch od Jacka Lane’a, a podczas otwarcia obraził go. To wszystko to część jego szalonego planu. Nawet zastrzelenie O’Shay’a i ten pogrzeb. Podszedł “jego” pilot i pocałował go w policzek. To trochę akt, a trochę prawdzie.  Takie okazanie szacunku i oddania przez Murdocka 
Nigdy żaden z nich nie poruszył tego wydarzenia, bo żołnierze nie rozmawiali o swoich uczuciach. W ich gronie zdarzało się to tylko w chwilach, kiedy mówiący stawał się kompletnie bezbronny.  Gdy któryś się załamał, albo dręczyły koszmary, lub duchy z przeszłości. Murdock zaczął swoją przemowę pogrzebową. 
-Moi kochani, myślę, że zmarły chciałby, abym powiedział parę słów. Ta ceremonia wieńczy ostatni dzień wśród tych, którzy byli częścią jego życia. 
Wyobrażał sobie minę B.A-ia i Buźki, słuchających kolejnych słów przyjaciela, wykrzykiwanych z szaleńczą pasją. 
-Przyszedł do nas jak koniczyna w słoneczny dzień. Zaszczycił nas jak sałatka z awokado. Karmił innych. Wszędzie, gdzie był, widział puste żołądki. Brawa dla niego. 
Usłyszał, jak przez kilka sekund klaskał. Nie musiał widzieć pozostałych, aby wiedzieć, jak bardzo zażenował ich występ pilota. Peck pewnie nerwowo poprawił krawat. 
-Albo cicha modlitwa. 
Buźka i B.A. coś powiedzieli między sobą, ale nie dosłyszał. Podejrzewał, że z ust Baracusa mogło paść “świr. Zastanawiał się, czy klienci przeczytali jego wiadomość o treści “Gino, mój zmarły ojciec mawiał: Z dwojga ludzi, którzy nie uwierzą w twoją śmierć, jeden cię kocha, a drugi nienawidzi.” Zacisną palce mocniej na rękojeści pistoletu. Nadchodziła wielka chwila starcia. Adrenalina krążyła w jego żyłach.  
Wiedział, żę Lane przyjdzie i spróbuje zastraszyć swoich dłużników, dając do zrozumienia, że to on zabił szkota, który go upokorzył.  To fragment jego snu ze śpiączki, gdzie Peck, Baracus i Murdock stanowili Drużynę A. Poczuł, że ktoś ciągnął go w górę, ale nie mógł ruszyć się. Zaczęła ogarniać go panika Udało mu się otworzyć szeroko oczy, a nad sobą zobaczył przerażoną twarz Velazquez. Jej głos drżał. 
-Hannibal? 
Nie mógł złapać oddechu, a do tego pluł wodą. Znajdował się w łazience swojego tymczasowego mieszkania. Nie wiedział, co się działo. Oparł ręce o krawędź wanny i podniósł się, zapominając, że nie miał nic na sobie. Carla zaczerwieniła się ze wstydu. Odwróciła wzrok, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ręcznika.  Na szczęście leżał na szafce, a pomieszczenie było niewielkie. Ułatwiło to jej sięgnięcie po niego i podanie pułkownikowi, dalej nie patrząc na niego. 
-Okryj się. 
Zorientował się, że stał przed kobietą tak, jak stworzył go Bóg. Poczuł się niezręcznie. Zabrał ręcznik i owinął się nim w pasie, aby po chwili oprzeć się o ścianę.  
-Za... 
Carla nie dała mu dokończyć. 
-Prawie utopiłeś się.  
Nadal drżała ze strachu. Pomogła mu wyjść i odprowadziła go do sypialni. Zostawiła go, aby mógł się ubrać i udała się do kuchni. Przejrzała jego leki, szykując mu wieczorną dawkę., sprawdzając rozpiskę. Nadal była zdenerwowana, a nie chciała popełnić fatalnego w skutkach błędu. Obawiała się, że Hannibal próbował odebrać sobie życie. W kącie dostrzegła nienapoczętą buteleczkę leków nasennych. Zdawała sobie sprawę, że były żołnierz nie najlepiej sypiał, a potrzebował snu. Dodała jedną tabletkę do pozostałych, upewniając się, że nie zaszkodzi po zmieszaniu z pozostałymi. 
Wyciągnęła ręce, które nadal drżały, a w uszach słyszała krzyk.  Gdy go usłyszała, natychmiast pobiegła do łazienki.  Na jej szczęście Smith nie zamknął drzwi. Wpadła do środku i zobaczyła, miał zanurzoną górną część ciała razem z twarzą, co ją przeraziło. Krzyknęła jego imię, ale nie zareagował. Złapała go za ręce i próbowała go wyciągnąć, krzycząc. 
-Hannibal.  
Udało się i wyciągnęła go z wody, ale był nieprzytomny. Adrenalina krążyła w jej żyłach. Na prawej ręce próbowała wyczuć puls na obwodzie nadgarstka i go wyczuła. 
-Hannibal. 
Ku jej uldze zaczął wykaszliwać zachłyśniętą wodę. Prawie się utopił, ale udało się go uratować. Cieszyła się z tego, stojąc nad kieliszkiem z lekami. Postanowiła mu nie mówić, że podała mu leku nasennego, bo sprzeciwiłby się. Przypomniała sobie słowa męża: “Nic nie ujdzie uwadze Hannibala ani nie da się go oszukać.  Jest ostrożny i czujny.”. Nalała szklankę wody i ruszyła do pokoju swojego podopiecznego. Zapukała. 
-Proszę. 
Weszła do środka. Spojrzała na Smitha siedzącego na łóżku w prostej czerwonej piżamie. Podała mu tacę.  
-Przyniosłam też tabletkę nasenną. Musisz odpocząć przed spotkaniem z kapitanem. 
Przytaknął. Mało sypiał, a gdy wreszcie zasnął to dręczyły go koszmary. Zastanowiło go coś w głosie kobiety. Zaczął przyglądać się twarzy i postawie Velaquez. Zauważył, że coś ją martwiło i chciała go o coś zapytać. Była przewidywalna, jak Decker, Lynch, czy jego chłopcy. Wyciągnął z pudełka cygaro, zapalił je. Zaciągnął się ulubionym dymem. Przygryzł je. 
-Pytaj.  
Zaskoczył ją. 
-Nie rozumiem. 
Uśmiechnął się. 
-Jakaś myśl chodzi ci po głowie i chcesz mnie o to spytać. 
-Skąd? 
Machnęła ręką. 
-To nie ważne. 
Zmartwiona usiadła na łóżku obok Smitha. Nie wiedziała, jak zadać mu trudne pytanie. Czuła na sobie pytające spojrzenie. Wzięła głęboki wdech, ale nie spojrzała na mężczyznę. 
-Dlaczego krzyczałeś w łazience? 
Spiął się. Nawet nie wiedział, że krzyczał. Z drugiej strony nie zdawał sobie sprawy, iż tonął i gdyby nie Carla, to by utonął.  
-Przed oczami miałem wydarzenia pochodzące ze snu podczas śpiączki. 
Starał się, aby jego głos pozostał opanowany, mimo targających nim skrajnych emocji i chęcią krzyczenia. 
-Przypomniałem sobie zmasakrowane ciała dwóch z nich. Nie zapomnę ich twarzy. Murdock widział ich ciała, a potem się zabił. Do tego przypomniałem sobie jedną z naszych misji... 
Opowiedział kobiecie historię o lichwiarzu, powstaniu “Nagiej damy”, otworzeniu baru, afery, jego zastrzeleniu, wydarzeniach na pogrzebie i dawanie popalić lichwiarzom oraz ostatnie starcie. Nie wiedział dlaczego jego mózg wybrał tą przygodę. Podczas śpiączki przeżył wiele ciekawych misji. Velaquez przyglądała się Smithowi. Widziała emocje, które próbował ukryć. W przeciwieństwie do swojego męża potrafiła zrozumieć, dlaczego jego były dowódca trzymał się tego, co znał. 
To, co śniło mu się podczas śpiączki i uszkodzenia mózgu, powiązane z utratą pamięci spowodowały, zmianę wspomnień na fałszywe. Dlatego przejmował się losem żołnierzy, których w rzeczywistości nie miał z nimi nić wspólnego. Jedyne przypadkowe spotkania w Wietnamie. Z jakiegoś powodu jego mózg wybrał tych trzech młodych mężczyzn i robiąc z nich drużynę, trzymająca się cały czas razem. Thomas wściekał się, bo Hannibal go nie rozpoznał, a interesował się obcymi. 
-Po wejściu do wanny rozmyślałeś o czymś? 
Pokręcił przecząco głową. 
-Próbowałem tylko odprężyć się. Przymknąłem tylko oczy. Wróciły same. Zapomniałem, gdzie jestem. Nawet nie wiedziałem, że się topię. 
Odetchnęła z ulgą. Mężczyzna nie próbował się zabić. To tylko nieszczęśliwy wypadek, podczas którego uniknęła tragedii. Mogła spokojnie pójść spać, zostawiając podopiecznego samego. Wstała i ruszyła do drzwi. Zatrzymała się na progu, odwracając się do mężczyzny. 
-Śpij dobrze.  
Pułkownik patrzył, jak wychodziła. Domyślił się, że podejrzewała go o próbę samobójczą. Roześmiał się. Czuł się niestabilnie psychicznie. Wszystko, co przeżył w ciągu ostatnich tygodni, przerosło go, ale nawet przez głowę nie przeszła mu myśl o samobójstwie. Nie chciał odebrać sobie życia. Zażył wszystkie przyniesione pastylki i położył się spać. Sen przy pomocy leków przyszedł bardzo szybko. 
Dopiero obudził się o ósmej rano. Na początku czuł dezorientacją, a dopiero po chwili przypomniał sobie, gdzie był. W swoim mieszaniu. Do jego nozdrzy doszedł zapach świeżo zaparzonej kawy. Powoli wstał, ubrał się i przy pomocy kul pokuśtykał do kuchni. W niej zobaczył Carlę ubraną w szarą, skromną, ale elegancką garsonkę, nucącą jakąś nieznaną mu melodię. Uśmiechnęła się na jego widok.  
-Robię naleśniki. Chcesz parę?