- Pamiętasz,
jak po zdobyciu prze ze mnie drugiej części Włóczni, udowodniłem, że jestem
lepszy?
Zaskoczył Edwarda. Był dumny ze
swoich wszystkich sukcesów, a najbardziej z tych z początku swojej kariery. Nie
miał zamiaru grać rozważnie. Uwielbiał ryzyko. Na twarzy zachowywał spokój i
dumę.
- Co?
- Mówię i piszę w języku ptaków.
Wiem też jak zawalić piramidę, czy znaleźć i zniszczyć Szanri-La.
Rywal przyglądał mu się intensywnie.
- Tak. Nazywam się Flynn Carsen.
Przystanął i patrzył z
niedowierzaniem. Był przekonany, że jego następca, irytujący i gadatliwy mól książkowy
długo nie zabawił w Bibliotece i nie żyje. Ten jednak stał przed nim i dzierżył
legendarny miecz. Wyglądał inaczej.
Zrozumiał, że nie docenił tamtego idioty. Na to czekał Carsen i mimo, że to
było nie honorowe, wykorzystał sytuację.
Przebił klatkę piersiową Wilde'a magicznym ostrzem, a potem szybko je
wyciągnął. Nachylił się nad rannym
- To ja odebrałem ci włócznię.
Jestem 167 Bibliotekarzem.
Przywódca Bractwa Węża pokiwał
głową. Uznał, że pomylił się to, co do jego inteligencji z powodu ataku na
kogoś, kto nie może umrzeć.
- A ja powstałem z grobu.
Oboje spojrzeli na ranę, która
nie miała zamiaru się zasklepić. Ranny
upadł na kolana. Był zdezorientowany i zaszokowany.
- To nie możliwe.
Flynn wyprostował się I syknął
cicho z bólu. Przycisnął lewą dłoń do rany, aby zatamować krwawienie, o którym
zapomniał. Kręciło mu się w głowie. Oparł się na przyjacielu. Cała ręka była
pokryta szkarłatnym płynem. Skapywała na podłogę i łączyła się z tą rywala,
która pokryła jego koszulę.
- W naszej pracy trzeba być przyzwyczajonym
do takich nieprzewidywalnych i niemożliwych wydarzeń. Nigdy nie wiemy, co się
wydarzy. Trzeba być gotowym na wszystko.
Wilde zaczął się krztusić.
Próbował łapczywie łapać powietrza, którego zaczęło mu brakować.
- Jak mówiłem zło przegrywa za
każdym razem.
Edward pojrzał na Bibliotekarza
i umarł. Wtedy to drzwi puściły i do jego uszu dotarł cichy, ledwo słyszalny
krzyk radości.
- Jest.
Rozpoznał go. Zastanawiał się,
co się dzieje. Po chwili wpadł Ezekiel.
Uśmiechał się szeroko. Zbladł, kiedy zobaczył ledwo stojącego przyjaciela i
jego czerwony od krwi rękaw. Podbiegł do jego.
- Flynn? Jesteś ranny
- Draśnięcie.
Carsenowi zaczęło wszystko
wirować przed oczami.
Były złodziej był innego
zdania. Złapała go za zdrową rękę i podtrzymał.
Odprowadził go do łóżka i posadził na nim. Podszedł do okna, zdjął sznur i
związał powyżej rany, aby zmniejszyć krwawienie. Ruszył na poszukiwania
apteczki. Excalibur uniósł się w powietrze, cicho popiskując. Raniony nie miał zamiaru bezczynnie
czekać.
Wstał i opierając się o ramę,
zrzucił pościel i złapał prześcieradło. Nadal było mu słabo. Usiadł z powrotem
na łóżku. Cal chciał mu pomóc, więc
rozciągnął materiał i pozwalał go ciąć przyjacielowi, pozwalając, aby kolejne
kawałki upadały na ziemię. Próbował
zrobić sobie opatrunek, ale niezdarnie mu to szło.
Chwilę później wrócił Ezekiel.
Pokiwał głową. Podszedł i bez słowa poprawił opaski i porządniej je
związał. Do sypialni wpadli pozostali członkowie
ich zespołu. Panie były przerażone. Eve podbiegła i dotknęła go w zdrowy bark.
Bała się zrobić cokolwiek innego, ale musiała upewnić się, że żyje. Była na niego wściekła i mogła już pozwolić
sobie na złość. Zaczęła krzyczeć na
niego.
- Co ty sobie myślałeś?
- Wszystko...
Rozwścieczył ją jeszcze
bardziej.
- Nie mów, że masz wszystko pod
kontrolą.
Był zawstydzony. Nie był gotowy
na tłumaczenie się, więc postanowił spróbować zmienić temat.
- Co tutaj robicie?
- Nie zmieniaj tematu. Dlaczego
nie zwróciłeś się do nas? Przecież pomoglibyśmy ci.
Wzrok skierował na podłogę. Nie
miał odwagi spojrzeć na nich. Zachowywał się tak, jak zawsze. Grał solo, a
Strażniczka nie lubiła tego. Prawie
solo. Miał pomocników, ale w innym miejscu. Czuł się z tym źle, że ich zdenerwował,
a siebie naraził na ogromne niebezpieczeństwo.
- Nie mogliście. Musiałem załatwić
to sam. Przecież jestem Flynn Carsen.
Mówiąc ostanie zdanie, podniósł
głowę, udając dumę. Pułkownik wiedziała
do czego ono się odnosi. Rozbroiło to
ją. Cała złość zeszła. Miał rację. Nie udało się jej jeszcze do końca zmienić
dawnych nawyków męża. Uśmiechnęła się do
niego czule i mimo obecności innych cmoknęła go w policzek. Zaczerwienił się.
Ezekiel był zdegustowany.
- Zachowujecie się jak zakochani
nastolatkowe.
- Jones
Zganiła go rozpromieniona
Cassandra. Eve nie miała zamiaru rezygnować z ochrzanienia Flynna.
- Nie myśl, że ci się
upiekło.
Widząc coraz bladsze oblicze
męża, postanowiła poczekać. Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Jenkinsa. Carsen
zaczął przyglądać się swojej ukochanej, mimo, że wszystko wirowało. Usiadła
obok niego, więc oparł głowę na jej klatce, starając się oddychać spokojnie.
Ledwie słyszał jej słowa, ale nic to go nie obchodziło. Chciało mu się spać.
W tym samym czasie z szafy wyszła Nicole. Obserwowała z szybkim biciem serca całą
sytuację. Zamierała, gdy Carsen był w niebezpieczeństwie. Wilde jej nie obchodził. Kiedy został raniony
i okazało się, że jest nieśmiertelny, wykonała polecenie.
Widząc śmierć Edwarda, odetchnęła
z ulgą. Chciała ruszyć na pomoc Flynnowi, ale zjawił się Australijczyk, a potem
reszta. Zauważyła jak patrzy na blondynkę. Na nią nigdy nie spoglądał z takim
uwielbieniem i miłością. Podeszła do
niego.
- Dziękuję Flynn
Pułkownik chciała o coś spytać,
ale Noone nie dała jej szansy.
- Byłam na twoim miejscu i
skreśliłam go. Znałam ich obydwu... Czasem żałuję porzucenia tej pracy, więc
nie popełnij tego błędu. Resztę wyjaśnień zostawiam mu.
Wskazała na pół przytomnego
mężczyznę i ruszyła do wyjścia. Puścili ją, wiedzieli, że była pod czarem. Skupili się na rannym. Eve wstała i podtrzymywała, póki chłopaki go
nie podnieśli i nie przenieśli przez Tylne Drzwi do Aneksu. Szybko zrobiono
miejsce na stole i położono go na nim. Nie zauważyli, że stracił przytomność. Opiekun
obejrzał pacjenta.
- I co?
- Nie jest dobrze pułkowniku.
Możemy podać mu miksturę leczącą ranę, ale spróbujmy czegoś innego. Czy wiecie,
kto ma zgodność grupy krwi?
- Ja.
- To świetnie się składa.
Spisał listę potrzebnych rzeczy
i wysłał Jonesów na zakupy za pomocą drzwi. Zaparzył szałwię i zajął się
oczyszczaniem rany i jej szyciem. Wokół niego krążyła przerażona Eve. Cała
drżała. Uspokajające słowa nic nie dawały. Stone stał w oddali martwiąc się o
przyjaciela. Miał nadzieję, że Jenkins wie o robi. Ufał mu bezgranicznie. Nie raz ich ocalił.
Cassandra i Ezekiel wrócili z
potrzebnymi rurkami, plastrami, igłami i innymi rzeczami. Opiekun posadził
roztrzęsioną pułkownik na krześle, obserwując, jak panowie kładą rannego na
podłodze. Odkaził prawe ramię Po obu
stronach rurki starannie zamontował igły. Ścisnął pośrodku i kazał Jake'owi
znaleźć żyły. Sprawnie wbił igłę w ramię kobiety, a potem jej męża, zabezpieczając
plastrami.
Wszyscy z uwagą obserwowali jak
czerwona i życiodajna krew płynie. Cassandra nie mogła na to patrzeć i
odwróciła wzrok. Postanowiła pojechać do miasta po coś słodkiego dla Strażniczki. Złapała za kluczyki i wybiegła.
Po tym, jak wsiadła do samochodu, rozpłakała się. Nie chciała myśleć, że Flynn
tym razem przegiął i tym razem nie uniknie śmierci. Uspokojenie zabrało jej
kilka minut. Potem otarła oczy i ruszyła do miasta.
Stone podtrzymywał kobietę, a
Jones rannego. Patrzyli niepewnie na Jenkinsa, który szykował się do wyjęcia
aparatury. Sprawnie wyciągnął je z żyły Eve ściskając jej rękę i kazał jej
zgiąć łokcia. Bez problemu uwolnił też Bibliotekarza. W miejscu ukłucia
przycisnął zawinięty bandaż, a następnie drugim owinął zgięcie.
Bibliotekarze wynieśli rannego
do jego sypialni. Pułkownik udała się za nimi i usiadła obok ukochanego, cicho
łkając. Nie zwracała uwagi na zawroty głowy. Liczył się tylko idiota leżący
przed nią. Kilka minut później Cassandra przyniosła jej talerzyk z kawałkiem
tortu i szklanką soku jabłkowego. Wyszeptała.
- To pomoże ci.
Kiwnęła głową z wdzięcznością.
Spałaszowała przyniesiony smakołyk. Przyciągnęła sobie fotel do łóżka,
rozsiadła się w nim i zasnęła ze zmęczenia. Utrata krwi, strach, złość
spowodowała wyczerpanie. Jenkins
wszedł i zlękł się na widok
nieprzytomnej pułkownik. Podszedł cicho i sprawdził puls. Odetchnął z ulgą,
kiedy wyczuł puls. Podszedł do szafy, wyciągnął koc i okrył ją.
Zbliżył się do łóżka i nachylił nad Carsenem.
Odkrył kołdrę i delikatnie podniusł
bandarze. Rana wyglądała w porządku. Był zadowolony. Dotknął czoła i pokiwał
głową. Szybko udał do siebie i wrócił z miksturą na gorączkę i okłady.
Delikatnie wlał ją do gardła, okrył go dokładnie i położył zimny ręcznik na
czole, a potem wycofał się.
Wrócił do Aneksu, gdzie
pozostali sprzątneli cały bałagan i usiedli przy stole. Wpatrywali się w
siebie. Kiedy opiekun pojawił, Cassandra podbiegła do niego.
- I co?
- Śpią... Może jednak było
trzeba użyć mikstury
Bał się, że podjął złą decyzję.
Oszacował, że to będzie bezpieczne, inaczej nie proponowałby transfuzji. Kiedyś
nie przejąłby się, gdyby któryś z nich został ranny. Stali mu się bliscy. Nagle
otrząsnął się.
- A gdzie Excalibur?
- Przeszedł z nami, a potem
latał pod sufitem. Teraz jest w
Bibliotece.
- To dobrze.
Udał się do siebie. Jake nie
mógł patrzeć na niego. Poszedł za nim i niepewnie wszedł do jego pracowni.
Obserwował, jak stał przy laboratorium.
- Jenkins? To nie twoja wina.
Flynn byłby z ciebie dumny. Podjąłeś ryzyko
i nie sięgnołeś po magię. Po prostu stracił dużo krwi.
Nie tylko próbował pocieszyć
mężczyznę, ale i przekonać siebie. Miał nadzieję, że nie myli się. Usiadł na
podłodze i patrzył przed siebie. Cassandra podeszła do męża i przytuliła się do
niego. Zaczął głaskać jej włosy.
- Wszystko będzie w porządku.
Mineły trzy godziny. Flynn obudził się. Czuł się owiele lepiej,
więc się podniusł do pozycji siedzącej.
Od razu rozpoznał swoją sypialnię. Dopiero po chwili dostrzegł śpiącą małżonkę.
Ten widok go rozczulił. Poczuł piekący bój w prawym barku.
- Będzie blizna.
Nie przeszkadzało mu to. Każda
blizna świadczyła o stoczonej walce i zwyciestwie. Najchętniej położyłby Eve do
łóżka, ale dostałoby mu się. Wstał powoli i zaczął szukać koszuli. Paradował z
nagą klatką piersiową i bandażem. Zastanawiał się kto go rozebrał od pasa w
górę. Znalazł zgniłozieloną marynarkę, ciemnobrązowe sztruksowe spodnie,
fioletowo-granatową kamizelkę w kratkę, czerwony krawat i białą koszulę.
Poszedł do kuchni i znalazł
folię spożywczą i udał się do łazienki. Za jej pomocą zabezpieczył opatrunek i
wziął szybki, letni prysznic. Odprężyło to go.
Poczuł się o wiele lepiej. Odwiną zabezpieczenie i wyrzucił je do kosza
Powoli ubrał się, czując rwący ból, lekko sycząc. Kiedy skończył, wrócił do pokoju i nachylił się nad Eve.
- Jesteś taka śliczna, jak
zawsze.
Pocałował ją czule w czoło,
uśmiechając się. Wyszeptał jej figlarni.
- Wiem, że jak się obudzisz, to
będziesz krzyczała, ale na to czas.
Udał się do Aneksu, gdzie przy
stole nadal siedzieli Jonesowie. Przypomniał sobie o wspólniczce.
- Gdzie mój telefon?
Towarzysze poderwali się, a
kobieta podbiegła i wtuliła się w niego.
- Flynn.
Przez przypadek dotknęła rany i
zasyczał. Przeraziła się. Złożyła
dłonie, jak do modlitwy i przyłożyła je do nosa i ust.
- Przepraszam.
- To nic. Bywało gorzej.
- Chyba został - odezwał się
Ezekiel, podając swój aparat. - Weź mój.
Przyjął komórkę i wybrał numer.
Był spokojny.
- Generał Rockwell, Urząd
Statystycznych Anomalii.
Postanowił być sobą i mówić
swobodnie.
- Witam pani generał. Jak tam
nasze ptaszki.
Wiedziała kto dzwoni.
Spodziewała się tego.
- Wpadli w sam środek pułapki.
Zajęliśmy się nimi. Zajrzeliśmy do ich kryjówki. Zostawiliście tam niezły
bałagan. Mam twój telefon.
Pożegnał się i rozłączył.
Wyglądał na zadowolonego z siebie.
- Gdzie Jenkins i Stone?
- W pracowni Jenkinsa.
Postanowił zajrzeć tam, prosząc
o coś przeciw bólowego. Podejrzewał, że
opiekun miał coś odpowiedniego na jego dolegliwość. Szedł szybkimi, sprężystymi
krokami. Wszedł bez pukania do pracowni. Zobaczył pochylonego Jenkinsa nad
jakimś eksperymentem. Obok, drzwi, na podłodze spał na siedząco Jacob.
Zbliżył się i zapytał.
- Masz coś na ból?
Judson gwałtownie odwrócił się i
odetchnął z ulgą.
- Ale mnie pan przestraszył. W czym
mogę panu pomóc?
- Masz coś przeciwbólowego?
- Proszę chwilę poczekać.
Kończył warzyć napar na jego problem.
Zdawał sobie sprawę, że będzie potrzebny.
- Zaraz skończę.
Nie okazał tego, że cieszył się,
że Carsen odzyskał przytomność.
Przyjrzał się mu dokładnie i zobaczył rumieńce na jego twarzy. Miał
nadzieję, że nie będzie żadnych powikłań po zabiegu.
- To dobrze. Co zastosowałeś? Na
pewno nie magiczną miksturę.
Flynn zamyślił się na chwilę.
Uwielbiał zagadki. Zastanawiał się, co
zrobiono. Widział szwy na swoim barku. Pamiętał zawroty głowy i zamglony obraz.
Połączenie rany i objawów sugerowało dużą utratę krwi. Przeraził się.
- Przeprowadziłeś transfuzję
krwi. Eve ma tę samą grupę krwi.
- Pułkownik nic nie jest. Dla
niej to bezpieczne. Nie zaryzykowałbym jej zdrowiem. Wolałbym, aby wrócił pan
do łóżka, aby odzyskać siły.
- Nic mi nie jest. Tylko boli. Dziękuję.
To będzie mi przypominać o mojej śmiertelności
Rycerz tego właśnie potrzebował.
Przytaknął młodszemu mężczyźnie. Był zadowolony, że wszystko kończyło się
dobrze. Powrócił do warzącej się mikstury i przelał do szklanej, pękatej
buteleczki. Podał ją mężczyźnie.
- Dziękuję.
W tym samym czasie Eve obudziła
się. Była lekko zaspana, kiedy spojrzała w stronę łóżka, które było puste. Przeraziła
się. Przeszukała całe mieszkanie, ale nie znalazła swojego męża. Nagle
przypomniała sobie o córce, której po powrocie nigdzie nie zobaczyła. Zajrzała
jeszcze raz do pokoju dziecinnego. Dziewczynka bawiła się lalkami a pod sufitem
latał Cal. Uśmiechnęła się.
- Popilnujesz jej jeszcze
chwilę? Muszę porozmawiać z jej ojcem.
Przytaknął.
Kiedy weszła do Aneksu, on i opiekun też się zjawili. Poczuła dużą ulgę i
radość, widząc go na nogach. Wyglądał świetnie. Podbiega i rzuciła mu się na
szyję. Cieszyła się, że żyje, ale była jednocześnie zła na niego. Wyglądał
dobrze, więc postanowiła skończyć rozmowę.
Państwo Jones przyglądali się scenie wiedząc, co może się wydarzyć.
Ezekiel nie mógł się doczekać przedstawienia, które urządzą. Tym bardziej, że
przegapił wydarzenia w kamienicy, kiedy otwierał drzwi. Najchętniej poszedłby
po popcorn. Jego małżonka martwiła się, chociaż zdawała sobie sprawę, że
zasłużył. Sama była na niego zła.
Jake obudził się. Ciało mu
ścierpło. Powoli wstał i rozprostował kości po drzemce na zimnej posadzce w
pozycji siedzącej. Przeszedł do głównej sali w sam środek zamieszania.
Zamarł. Widząc minę przyjaciółki
wiedział, że będzie się działo. Podszedł do złodzieja. Przybili żółwika i
skupili na Carsenach. Eve spytała spokojnie.
- Czy to przez swoją poprzednią
strażniczkę sam zająłeś się Bractwem?
Poczuł się osaczony. Widział
lekką zazdrość w oczach Eve. Postanowił powiedzieć całą prawdę. Spojrzał w jej
piękne oczy, w których mógł się zatapiać, ale nie tym razem.
- Gdyby nie Nicole nie
przeżyłbym swoich pierwszych miesięcy w Bibliotece. Była też moją pierwszą
dziewczyną, ale odeszła. Od tamtej pory miałem tylko dwie partnerki w pracy. W
tym wspomnianą na początku naszej znajomości. Zacząłem pracować sam. Nicole
stała się wspomnieniem, przeszłością. Chodziło mi o mojego rywala Wilde'a... Tu
chodzi o moją przeszłość... Nie chciałem was narażać.
Była zła na niego, ale zrozumiała,
że musi mu coś dać o zrozumienia. Wskazała na ich podopiecznych.
- Oni zostali wybrani przez
Bibliotekę, tak jak ja. Jesteśmy dobrze wyszkoleni, znamy różne sztuczki i
wiemy czym jest niebezpieczeństwo.
Jej głos był miękki, ale
stanowczy.
- Naszym zadaniem jest chronić
świat i znamy się na tym. Nie jesteś sam. Wiemy, jakie jest ryzyko i
podejmujemy je każdego dnia, a w piątki dwa razy.
Roześmiał się nieśmiało. Chciał
zmienić temat, nie lubił rozmawiać, o tym, co czuł.
- Miałem plan i pomoc.
Podniosła głos, który stał się
groźny.
- Więc stworzyłeś plan i zadzwoniłeś
do generał Rockwell. Gdzie wysłałeś Bractwo Węża?
To była jego duma. Uniósł wysoko
głowę.
- Do Biblioteki Miejskiej w
Nowym Jorku.
Zmarszczyła brwi.
- To tam kiedyś była
zakotwiczona Biblioteka, a przecież Wilde nie wiedział o jej stracie i
odzyskaniu. Był pewien, że powiedziałem, jak się do niej dostać. Tam na jego
ludzi czekała niemiła niespodzianka. Zamiast zająć się plądrowaniem Biblioteki,
zostali zabrani do rządowych cel.
Był zadowolony z siebie. Eve mogła
tylko skapitulować. Widziała, że według niego plan był świetny i jej narzekanie tego
nie zmieni. Jenkins postanowił przerwać całą dyskusję. Zwrócił się do rannego
- Wolałbym, aby pan przez kilka
dni pozostał w domu, aby rana miała szansę zacząć
się goić.
- Nie4 martw zajmę się.
Ton pułkownik nie znosił
sprzeciwu. Złapała męża za zdrową rękę i zaczęła ciągnąć go do ich mieszkania.
Nie próbował protestów, ponieważ wiedział, że to nie ma sensu. Poddał się.
Zostawiła go w salonie i zajrzała do pokoju dziecinnego. Przeraziła
się, kiedy zobaczyła, że nie ma jego córeczki.
Chciała już wybiec, kiedy coś
ją szturchnęło w plecy. Odwróciła się i
zobaczyła Excalibur, który próbował coś jej powiedzieć. Wskazywał szafę.
Zrozumiała, co chce wam powiedzieć. Odetchnęła
z ulgą. Przybrała uśmiech i po cichu podeszła do mebla i otworzyła drzwiczki.
- Co tutaj robisz księżniczko?
- Bawie se w uklywanie z
Calem.
Wzięła małą na ręce i
zaniosła do pokoju dziennego. Flynn na
ich widok poklepał miejsca koło siebie.
- Zapraszam
moje panie.
Charlene usiadła
po lewej stronie ojca, a Eve po drugiej. Obie wtuliły się w jego klatkę piersiową. Złapał
pilot i włączył ulubioną bajkę córki. Rodzice znali ją na
pamięć i nudziła ich, ale dziewczynka ją uwielbiała. Zdrzemnęli się, kiedy
dziecko oglądało film. Kiedy przebudzili się, kobieta
zaniosła ją do jej pokoju. Następnie obudziła małżonka i udali się do siebie, aby znowu pogrążyć się
w Krainie Morfeusza.
Następnego dnia nakazała Flynnowi
pozostać z Charlene,
a sama poszła do Aneksu. Wszyscy byli
już w pracy. Bibliotekarze siedzieli przy stole i omawiali ostatnie wyniki swoich badań. Jenkins
układał stare tomy na balkonie. Postanowiła wykorzystać i zadbać o kondycję zespołu. Podeszła do trójki Bibliotekarzy. Zwróciła
się do Jacoba.
- Stone idziemy.
Był zaskoczony.
- Gdzie?
- Potrenować. Mamy
trochę wolnego czasu.
- Przecież...
-Szkolenia nigdy dość.
Zabrała go do sali treningowej i
dała ostry wycisk. Następnie wybrali się do opuszczonego magazynu
na grupowe ćwiczenia. Wiedziała, że ćwiczyć należy cały czas, aby w razie czego
wiedzieć, co zrobić.
Przez dwa tygodnie Księga Wycinków
nie dawała o sobie znać. Cały zespół pracował nad swoimi badaniami, czy
znajdował lekturę dla siebie. Kiedy wreszcie pojawiła się misja Flynn Carsen na rozkaz swojej żony pozostał w Aneksie i miał zająć się
córką. Był zły, że omija go najlepsza zabawa
Nie żałował przeprowadzonej akcji.
Prawie wszystko poszło po jego myśli. Bractwo kolejny raz zostało pokonane. Na jakiś
czas mieli ich z głowy. Przez dłuższy czas pracował solo i nie miał zamiaru
rezygnować z samotnych wypadów. Z drugiej strony uwielbiał pracę
ze swoim świetnie wyszkolonym zespołem. Wspólne głowienie się nad zagadkami i
planowanie.
Miał ogromne szczęście, że ich
wszystkich poznał. Wypełnili pustkę w jego życiu. Wreszcie zrozumiał, że nie musi kroczyć tą ścieżką
sam. Miał cudowną rodzinę. Zawdzięczał to Bibliotece i Eve. Nie
żałował, że zmienił zasady i zostawił ich. Razem mogli zdziałać więcej.
Wilde widział w Bibliotece tylko
magię i to jej zapragnął, co sprowadziło go na złą ścieżkę. Carsen znalazł
tam swoje miejsce i dom. Mimo krótkiego załamania, wrócił i nigdy już nie
urządził sceny. No może po przydzieleniu mu drugiej Strażniczki. Dlatego to on
wygrał pojedynek.
Hej :)
OdpowiedzUsuńCzasami mogłabyś zaznaczyć, o którym z mężczyzn mówi dany akapit, trochę się pogubiłam, kiedy mówiłaś o Flynnie, a nagle - w domyśle czytelnika - pojawia się to, co robił Edward. Czasami przesądza się z powtarzaniem imion, w tym tekście jednak byłoby to wskazane.
Dość przewidywalny tekst, ale dobry. Wciąż odnoszę wrażenie, że niektórym opisom można by dodać więcej żywotności i dynamizmu, miejscami lektura idzie topornie, a tego, jaki autorka, pewnie nie chcesz.
Pozdrawiam.