czwartek, 4 sierpnia 2016

Gdzie jesteś Patrick (Mentalista) cz. III

Dla nich był gotowy zrobić wszystko.  Dlatego długo ćwiczył kontrolowanie funkcji życiowych, tak, aby nie było możliwości wyczucia pulsu. Nie miał ze sobą piłki do skłosza, aby ją wykorzystać, więc musiał użyć swoje niecodzienne umiejętności. Udało mu się ukryć swoje zamiary przed porywaczami.  Wziął się w garść i ruszył przed siebie. Nagle pojawił się radiowóz, który zatrzymał się na jego widok. Jeden z policjantów wysiadł i spytał.
         - Wszystko w porządku sir?
         Uśmiechnął się na ich widok.
         - Uciekłem porywaczom. Mogę wskazać miejsce, gdzie porzucają ciała. Tam mnie wywieźli.
         Struż nie uwierzył w jego słowa, ale musieli je sprawdzić. Zaprosił wędrowca na tylne siedzenie. Jane kierował ich do miejsca, skąd przyszedł. W tym czasie usłyszał pytanie.
         - Kiedy zostałeś uprowadzony i skąd?
         - Dwa lata temu i trzy dni z Austine, Texas.
         Od razu zauważyli, że mu nie uwierzyli. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na ich mundury i przypomniał sobie odznaki. Był w Kalifornii, daleko od swojego domu, ale w stanie, który kiedyś nim był. Gdy dojechali do miejsca, skąd wyszedł na drogę, przejechali jeszcze kilka kilometrów w głąb. Bez problemu odnalazł miejsce, gdzie został wyrzucony. Czuł się coraz gorzej, ledwie stał na nogach. Oparł się o drzewo.
         Policjanci zajrzeli do dołu i zobaczyli rozkładające się ludzkie zwłoki, przynajmniej kilkanaście. Niegdzie widniały same kości, a niegdzie rozkładające się tkanki. Był to straszny widok.  Wokół unosił się straszny odór. Zbledli , a młodszy zwymiotował, tak jak wcześniej Patrick.  Wezwali posiłki, przekazując mniej więcej swoje położenie oraz opis znaleziska
         Jane przyglądał się ich pracy i wracał myślami do czasów współpracy z zespołem Lisbon. Coraz mocniej kręciło mu się w głowie. Osunął się na ziemię, tracąc przytomność. Gdy policjanci to zobaczyli, ruszyli mu na pomoc. Wezwali też karetkę i starali się go ocucić, ale bez skutku. Lekarz, który przyjechał, stwierdził  odwodnienie i niedożywienie. Zabrali go do szpitala.
         Patrick obudził się w szpitalu pod kroplówką z elektrolitami. Był wyczerpany. Nadal kręciło mu się w głowie i na początku nie zdawał sobie sprawy ze swojej wolności. Kiedy uświadomił sobie to, był szczęśliwy, ale jednocześnie niezadowolony z odległości dzielącej go od domu. Nie był zbyt miły dla personelu. Nie lubił szpitali.
         Zjawili się policjanci. Postanowili go przesłuchać, aby coś dowiedzieć się czegoś o szczątkach. Byli ciekawi, co ma do powiedzenia.  Doktor nie był zachwycony ich wizytą, ale pozwolił na krótkie odwiedziny.  Jane był zbyt osłabiony, aby być sobą.
         Starszy z przybyszy spytał.
         - Zacznijmy od początku. Jak się nazywasz i jak znalazłeś w lesie?
         - Austine, Texas.
         Nie miał zamiaru powiedzieć nic więcej. W dniu porwania wyszedł po owoce dla swojego zespołu. Zastanawiał się nad Robertsem. Postanowił powiadomić Cho o planach agenta. Na targu zauważył trzech dziwnie zachowujących się mężczyzn. Szli pewnie, nie rozglądali się po straganach. Z ich twarzy wyczytał, że są na polowaniu. Przyglądali się innym ludziom z uwagą. Postanowił iść za nimi. Gdy weszli w zaułek, przyległ przy ścianie i wyjrzał. Dostał w głowę. Obudził się w pokoju i dowiedział się, co go czeka.
         Był senny, a powieki same się zamykały. Dawno nie przespał całej nocy. Mógł się rozluźnić. Pielęgniarka widząc, co się dzieje z pacjentem i wyprosiła przedstawicieli prawa. Spał przez czternaście godzin. Obudził się wypoczęty, ale podenerwowany i stęskniony.   Była godzina jedenasta następnego dnia po ucieczce. Postanowił opuścić szpital bez zezwolenia.
         Wstał z łóżka i ruszył korytarzem. Miał mały problem, a była nim piżama.  Zakradł się do szatni personelu.  Zaczął szukać czegoś w swoim  rozmiarze.Znalazł tam dżinsy, czerwony podkoszulek ze śmiesznym napisem, marynarkę i buty. Pewnie szedł korytarzem. Zachowaniem nie wyróżniał się. 
         Zobaczył swoich wybawicieli w towarzystwie mężczyzny średniego wzrostu, lekkiej nadwadze i w brązowym garniturze, białej koszuli i krawacie. Zdawał sobie sprawę, że to przedstawiciel prawa.  Gdyby istniało CBI, podejrzewałby, iż tam pracuje, ale obstawiał FBI. Stanął niedaleko i podsłuchiwał. Jeden z policjantów zwrócił się do faceta w garniturze.
         - Wczoraj ten gość nic nie powiedział. Jedynie, co  wiemy, że jest z Austin. Znaleźliśmy go idącego wzdłuż drogi, a ubranie miał wybrudzone ziemią i czymś, co dzisiaj wiemy, że to ludzka tkanka agencie Doyle. Przekażemy wam jego ubranie.
         - Zespół jest na miejscu.
         Stróż skrzywił się.
         - Nie jesteśmy zadowoleni, że CBI przejmuje nasze śledztwo.
         - Sprawa jest zbyt poważna.
         Doyle zachowywał powagę, chociaż nie był zachwycony z postawy policjantów.
         - Podejrzewamy, że zmyślił porwanie, a sam ma coś wspólnego z zabójstwami.
         - Rozumiem.
         Jane był w szoku. Pamiętał jak Kalifornijskie Biuro Śledcze zostało zamknięte. Zdał sobie sprawę upłynęło dużo czasu i bez większego szwanku dla reputacji i mogło zostać ponownie utworzone.  Pewnie niewielu dawnych agentów pracuje tam. Postanowił jechać do biura, ale był jeden problem, nie miał pieniędzy.
         W kieszeni marynarki znalazł  monetę i zaczął wykonywać sztuczki. Przechodnie przystawali i przyglądali się mu z radością i chętnie rzucali pieniądze. Dzieci gromadzili się i z ciekawością zadawali pytania. Z radością udzielał im odpowiedzi. Brakowało mu kontaktu ze światem zewnętrznym. Udało mu się uzbierać pięćdziesiąt dolarów.
         Wsiadł do autobusu. Kiedy  znalazł się pod budynkiem  CBI, był szczęśliwy. Miał nadzieję, że mu uwierzą i pomogą wrócić do najbliższych. Stanął przed budą strażnika, która była skomputeryzowana. Był zaintrygowany  urządzeniem. Nacisnął przycisk i usłyszał z głośnika automatyczną sekretarkę.
         - Kalifornijskie Biuro Śledcze. Proszę wprowadzić swoje hasło. Jeśli jesteś petentem naciśnij słuchawkę.
         Wykonał polecenia, a  odezwała się młoda kobieta o słodkim i uwodzicielskim tonie.
         - Witamy w CBI. W czym mogę pomóc?
         - Nazywam się Patrick Jane i jestem konsultantem FBI. Potrzebuję pomocy.
         Kobieta przez chwilę myślała. Nazwisko było jej znane.
         - Jest pan spokrewniony z agentką Jane?
         Był w szoku. Myślał, iż żona przebywa w Austin.
         - Teresa jest tutaj? Jestem....
         Urwał. Szybko zdał sobie sprawę, że prawda może spowodować niezręczność, więc zmienił odpowiedź.
         - ... jej szwagrem. Nie widziałem jej od kilku lat. Wtedy pracowała w FBI. Na pewno mi pomorze. Mogę się z nią zobaczyć?
         - Oczywiście. Proszę pokazać dokument tożsamości do kamerki.
         Zastanawiał się, jak rozwiązać problem, gdy podszedł Rick Tork.
         - Jane ty tutaj?
         Rick przyjrzał mu się uważnie.
         - Widzę, że nie pracujesz już w Santa Fe.
         - Wróciłem do CBI. Co ty tutaj robisz?
         Patrick nie miał ochoty na gierki.
         - Chcę zobaczyć się z Teresą.
         - Zdziwiłem się, że cię nie ma tutaj, ale nie chciałem pytać, ponieważ nie wyglądała najlepiej.
         Tork nie przepadał za nim, ale postanowił pomóc. Podszedł do urządzenia.
         - To Patrick Jane. Dajcie mu przepustkę.
         Wysunęła się plastikowa karta z zaczepką. Jane przyczepił przepustkę i przeszedł przez bramkę. Wszedł do środka i kierował się do miejsca, gdzie kiedyś znajdowało się ich biuro. Kiedy dotarł, zobaczył na dawnym biurze żony napis " Agentka specjalna Teresa Jane". Uśmiechnął się ciepło.
         Zajrzał do środka, ale jej tam nie było. Zajrzał do części, gdzie znajdowały się biurka. W dla siebie charakterystyczny sposób zadał pytanie.
         - Hej. Widzieliście Teresę?
         - Jane? - spytał jeden z mężczyzn.
         - Tak. Mam dla niej niespodziankę.
         Wszyscy patrzyli na niego i zastanawiali się kim jest ten dziwak.
         - Jej zespół pojechał zbadać sprawę nad którą pracują, ale chyba bez niej.
         - Zaczekam w jej biurze.
         Poczuł się jak za dawnych czasów. Zajrzał do pomieszczenia socjalnego w poszukiwaniu herbaty. Był zaskoczony, kiedy zobaczył swoją posklejaną filiżankę. Poczuł ciepło w okolicy serca na gest ukochanej. Był to dowód, że myślała o nim. Zaparzył swój ulubiony napój i usiadł na kanapie Teresy i czekał.
         Ona całą noc spędziła oglądając nagrania z dysku porywaczy, na których był jej mąż. nie potrafiła nie płakać, gdy widziała jak ci dranie torturują go psychicznie. Dziwiła się, że tyle czasu wytrzymał. Siedziała oparta o okno w jego dawnej pracowni z laptopem na kolanach, a wokół pełno mokrych od łez chusteczek.
         Wylie po zorganizowaniu opieki dla dzieci, nie opuścił jej, chociaż też było mu ciężko.   Od razu zafascynował się konsultantem. Zaprzyjaźnili się i razem spędzali sporo czasu. Fascynował się sztuczkami Jane'a.   Mu, jak i innym przyjaciołom było ciężko po zniknięciu mężczyzny.
         Koło szóstej wpadła Mary i powiadomiła Teresę o nowej sprawie. Kobieta  nie czuła się na siłach, ale nie miała wyjścia. Wysłała Charlie'ego, aby go przesłuchał odnalezionego mężczyznę przy drodze, a sama z paniami pojechała na miejsce ukrycia zwłok.
         Jason nie był tym zachwycony, widząc rozpacz w jej oczach oraz osłabienie po nieprzespanej nocy. Nic nie mógł zrobić. Udało się mu pojechać z nimi, jako przedstawiciel FBI. Ledwo udało mu się odpędzić pytania o to, kim jest ofiara. Dla niego było ważne zaopiekowanie się kobietą, bo wiedział, że on by tego chciał. Ważne było, aby nic mu się nie stało.
         O ósmej w Sacramento wylądował samolot z Austin, a pół godziny później z Waszyngtonu. Cho i Abbott przywitali się, ściskając sobie dłonie. Obaj mieli zaszklone oczy, ale starali się to ukryć, ponieważ byli twardzi.
         - Wiesz już coś?
         - Nie. Nie chcę odrywać Wylie'go od Lisbon... Nawet nie chcę wiedzieć, co przeżywa. Jedziemy prosto do CBI?
         - Chyba tak.
         - Wynająłem samochód.
         Nie wiedzieli o czym rozmawiać. Oboje czuli pustkę.  Kimball zadzwonił do Rigsbych. Dowiedział się, że będą za godzinę. Umówili się w biurze.  Udali się na spotkanie w Kalifornijskim Biurze Śledczym z szefem wydziału zabójstw.  Przedstawili mu się.
         - Agent FBI z biura w Austin Kimball Cho.
         - Agent specjalny z Waszyngtonu Dennis Abbott.
         - Jesteśmy tutaj w sprawie mojego konsultanta, który popełnił...
         Głos zaczął mu się łamać. Zamilkł i wziął głęboki wdech, aby się uspokoić. Zaczął wpatrywać się w okno za rozmówcą.
         -... który popełnił samobójstwo, sprowokowany psychicznymi torturami.... W tej sprawie  bierze udział mój agent Jason Wylie?
         - Ma pan akta ze sobą?
         -Tak.
         Podał Clarkowi teczkę z logo Federalnego Biura Śledczego.  Zaczął wyjaśniać, cały czas nie panując  nad swoimi emocjami.
         - Ofiara to Patrick Jane, konsultant w moim zespole. Zaginął ponad dwa lata temu w Austin, Teksasie. Wyszedł na targ i zniknął bez śladu. Nic nie ustaliliśmy. Każdy ślad okazywał się fałszywy. Poprosiłem o pomoc przyjaciół, którzy od tamtej pory.... od tamtej pory próbowali namierzyć jego komórkę. Wczoraj wyświetliło się im, że numer jest aktywny i to w tym budynku.... Mieliśmy podejrzenie, że wpakował się w kłopoty. To by nas nie zdziwiło.
         Znowu wziął głęboki wdech, prawie mała łza spłynęła po jego policzku, ale w ostatniej chwili powstrzymał ją. Clarka coś zastanowiło.
         -  Czy jest spokrewniony z agentką Jane?
         Mężczyźni spojrzeli po sobie. Dennis spuścił wzrok.
         - To jego żona.
         Lancy dopiero wtedy zrozumiał dziwne zachowanie kobiety od wczorajszego dnia. Usłyszeli głośny krzyk. Rozpoznali go. Była to Jane. Ruszyli biegiem jej na ratunek. Zastanawiali się, co się stało. Bali się o nią. Prawą dłoń położyli na rękojeśc broni, gotowi jej użyć, aby uratować Teresę.
         Kobieta wróciła z lasu, a za nią kroczył jej strażnik i przyjaciel. Gdy stanęła przed gabinetem, pogrążyła się we wspomnieniach. Ile razy rozmawiali w jej gabinecie. Bywały kłótnie, dyskusje rozmowy. Pamiętała jego słowa, wypowiedziane w stresie, gdy na niby do niej strzelał. To wtedy po raz pierwszy usłyszała, że ją kocha. Wyryło się  jej " Powodzenia Teresa. Kocham cię". 
         Wiele razy miała ochotę zastrzelić go i to nawet po ślubie. Nie mając go u boku, oddałaby wszystko, aby go odzyskać.  Byli szczęśliwi przez te kilka lat wspólnego życia,  ba nawet wcześniej, kiedy byli tylko partnerami. Jeśli nie świrował na punkcie Red Johna.
         Nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanął Patrick Jane. Krzyknęła. Przez chwilę myślała, że widzi ducha.  Patrzyła mu w oczy i nie mogła się ruszyć. Widziała w nich przepraszające spojrzenie. Była w ogromnym szoku. Bała się, że to wszystko okaże się tylko snem, albo halucynacją. Nawet bała się oddychać.
         Nie mógł się doczekać spotkania z żoną. Zastanawiał się, jak będzie reagował na to miejsce i związane z nim wspomnienia.  Bał się bólu. Na szczęście przeszłość zostawił za sobą i miał w głowie dobre chwile. Czy te dotyczące Angeli  i Charlotte, czy Teresy, Grace, Kimballa i Wayne'a.
         Kiedyś kupił i wstawił w to miejsce kucyka. Siedział i delektował się aromatem herbaty. Założył nogę na nogę. Był rozluźniony.  Zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany, ale nic sobie tego nie robił. Brakowało mu tylko zwykłego dla niego ubrania. Wtedy jakby wrócił do przeszłości i dalej pracował w CBI.`
         Dziwnie czuł się w  stroju, który ukradł ze szpitala. Kiedy usłyszał kroki pod drzwiami, podszedł do nich i podniósł żaluzję. Zobaczył Teresę Lisbon  Jane i jego serce zabiło szybciej. Poczuł ogromną tęsknotę za nią.  Od razu zauważył jej bladość i sińce pod oczami, ale nie zwracał uwagi na to. Dla niego była najpiękniejszą kobietą na świecie. Kochał ją z całego serca i nie mógł się doczekać, aby wziąć ją w ramiona.
          Otworzył je  i stanął na progu. Widział wszystkie emocje na jej twarzy od strachu, radości do rozpaczy. Bał się ruszyć. Nie mógł przewidzieć tego, co zrobi jego żona. Nie zawsze mógł odczytać jej zamiary i myśli.
         Widząc go, zdawała sobie sprawę, że  to musi być on. Gdyby duchy istniały, to nie widziałaby  go w tak dziwnym dla niego ubraniu. Rzuciła mu się w ramiona i przytuliła się do jego klatki piersiowej. Zaczęła szlochać  w jego ramię. Obią ją i zaczął głaskać jej włosy. 
         Jason obserwował ich, nie mogąc wyjść z szoku. Nie wiedział, co zrobić. Nie chciał im przeszkadzać. Nie mógł uwierzyć, iż Jane żyje.  Kiedy zobaczył biegnących Kimballa i Dennisa, zatrzymał ich. Gdy spojrzeli w tą samą stronę, co on  zamarli. Spojrzeli po sobie.  Cho pomyślał, iż tylko on mógł wywinąć taki numer. Odetchnął z ulgą. Na jego usta cisnął się komentarz, który wygłosił półgłosem.
         - Ciekawe co tym razem wymyślił.
         Teresa poczuła się bezpiecznie w jego ramionach. Uspokoiła się. Poczuła zapach jego ciała i miała pewność, że to nie zły sen. On tam był. Oderwała się od niego i podniosła głos.
         - Co to ma znaczyć? Co to za sztuczka.
         Patrick był zaskoczony i zdezorientowany.
         - Nie wiem o co chodzi.
         Wściekła się.
         - Nie wiesz? Widziałam nagranie.
         Uśmiechnął się do kobiety. Maskował tym, co naprawdę czuł. Bał się  jej reakcji, ale postanowił powiedzieć jej prawdę.
         - Chciałem wrócić do ciebie i przeprosić za zniknięcie. Drzwi były porządne i antywłamaniowe. Gruby metal... Musiałem coś wymyślić. Tęskniłem za wami i nie chciałem was zostawić.. Musiałem do was wrócić. Stałem się coś wymyśleć. Jakiś plan...
         Był zadowolony ze swojej sztuczki.
         - Pamiętasz sprawę pijanego mikołaja?
         Zmarszczyła brwi, niczego nie rozumiejąc.
         - Co został zabity przez pielęgniarkę z ośrodka odwykowego?
         - Aby ją złapać musiałem zmanipulować swoje reakcje organizmu.
         - Było coś takiego. Szybsze tętno, czy coś takiego.
         Pokiwał głową, podchodząc i przytulając ją.
         - To samo zrobiłem tym razem. Zajęło mi to ponad rok, aby zapanować nad funkcjami życiowymi, aby oszukać porywaczy i byli przekonani, iż nie żyje...
         Jego głos spokorniał i było słychać kajanie.
         - Przepraszam, ale nie wiedziałem, że obejrzysz to nagranie. Nie wiedziałem, że opuściłaś Austin. Masz...
         Nie dane było mu dokończyć. Ramiona Teresy go oplotły i ścisnęły z całych sił, aż zabrakło mu tchu. Była szczęśliwa, że go odzyskała i dziękowała Bogu, za wysłuchanie jej modlitw. Nie mogli oderwać od siebie oczu.
         - Jak mają się nasze maleństwa? Stęskniłem się za nimi...
         Mówił to z tęsknotą i miłością oraz troską.
         - ... Jak ma sie Terry? Pewnie Kate jest już duża.
         - Tęskni za tobą. Ostatnio z Terry'm piliśmy mleko i wspominał, jak je mu gotowałeś. Czasem wspominał wasze zabawy, spacery...
         Wtuliła się w niego jeszcze mocniej.  Ucieszyło ją, że spytał o ich córkę. Postanowiła się przyznać, do swoich obawach.
         - Po twoim zniknięciu pojawiło się podejrzenie w mojej głowie, że przerosły cię narodziny naszej córki.... Wiesz, ze względu...
         Rozumiał o czym pomyślała. Przed wielu laty stracił Charlotte, a Kate mogła przywołać wspomnienia z przeszłości. Nie dziwił się. Przecież widziała, jak nie mógł pogodzić się ze śmiercią pierwszej rodziny.
         Kiedy urodziła się Kate szalał ze szczęścia. Była jego promyczkiem.  Skradła jego serce, kiedy tylko ją zobaczył i wziął w ramiona. Uwielbiał śpiewać jej kołysanki, jak wcześniej Terry'emu.  Przez pierwsze miesiące kołyska stała w ich sypialni i uwielbiał spędzać noce patrząc na spokojne twarze swoich pań.
         - Pogodziłem się z  jej śmiercią. Kocham ciebie i nasze dzieci, a ich narodziny są największym szczęściem, jakie mnie spotkało, nie licząc naszego ślubu.
         Przyjaciele patrzyli na nich ze wzruszeniem n. Po chwili podeszli i uścisnęli mężczyznę. Wylie jako jedyny odezwał się. W jego tonie było słychać ulgę i radość.
         - Wystraszyłeś nas Jane.
         - Przepraszam. Chciałam tylko wrócić do was. Tym bardziej, że zauważyłem u siebie oznaki poddawania się ich sztuczkom.
         Patrick powoli tracił swoją maskę i widzieli strach. Bał się, że nigdy więcej nie zobaczy najbliższych.  Zostawi ich bez wiadomości, co się z nim stało i że ich kocha. Teresa będzie zastanawiała się, dlaczego znikną, gdzie jest  i że nigdy nie dostanie odpowiedzi na te pytania.  Rodzina była dla niego wszystkim. Nigdy nie chciałby ich skrzywdzić, a tak się stało i przeżywał to.
         - Cieszę się, że nie poddałeś się - odparła Teresa.
         - Skąd masz to ubranie? - spytał Cho, ukrywając swoje wzruszenie. - Od razu widać, że to nie twój styl.
         Patrick spojrzał na niego z błyskiem w oku, ale nie przestając głaskać włosy ukochanej.
         - Policja znalazła mnie przy drodze i po wskazaniu miejsca, gdzie leżą zwłoki, odwieźli mnie do szpitala, z którego uciekłem. Podsłuchałem rozmowę policjantów z agentem Doyle'm. Dla  ich byłem podejrzanym.
         Teresa  odsunęła głowę od jego klatki piersiowej.
         - Nie dziwi mnie to... Te szczątki w lesie, to ofiary twoich porywaczy?
         Przytaknął.
         - Jak zdobyliście nagranie?
         - Złapaliśmy porywaczy podczas próby umieszczenia kolejnej ofiary w magazynie portu w Sacramento. Badaliśmy niedaleko miejsce zbrodni. Usłyszeliśmy krzyk. Uratowaliśmy kobietę przed tymi sadystami.
         Nie zauważyli, kiedy podszedł do nich Charlie Doyle. Był zdegustowany, widząc zachowanie agentki Jane. Nie podobało mu się jej obściskiwanie się na środku korytarza. Podszedł do kobiety.
         -Szefowo?
         Odsunęła się od męża i starała się być profesjonalna, chociaż była rozchwiana emocjonalnie. Wiedziała, co ma do przekazania.
         - Przesłuchałeś mężczyznę?
         Zaczerwienił się
         -Uciekł ze szpitala, kradnąc ubrania z szatni lekarzy.
         Spojrzała srogo, ale porozumiewawczo na męża. Wylie, Abbott oraz Cho nie byli zaskoczeni czynem przyjaciela, a raczej rozbawieni.
         -Wiem. Sam się do nas zgłosił. Przesłuchasz go wraz ze Star. Zrobiłabym to sama, ale nie mogę. Tylko uważajcie na niego. Stosuje różne sztuczki umysłowe i łatwo manipuluje ludźmi.
         - Ale... - Patrick próbował zaprotestować.
         - Nie ma ale. Idziesz z agentem Doyle'm Chyba, że wolałbyś, abym cię skuła i odprowadziła do pokoju siłą.
         Uśmiechnął się zalotnie.
         - Nigdy tego nie zrobiłaś.
         Przewróciła oczami. Powoli zaczął ją irytować.
         - Nie prowokuj. Znasz drogę.
         Nie chciał się z nią kłócić, więc poszedł do pokoju przesłuchań, a za nim Amanda i Charlie. Teresa, która do tej pory trzymała się, była bliska omdlenia z emocji. Trójka przyjaciół odprowadziła ją do gabinetu i posadzili na kanapie. Jason nalał jej szklankę wody i podał kobiecie. Sami byli roztrzęsieni. Dennis spytał Kimballa.
         - Co tutaj się dzieje? Mówiłeś, że nie żyje.
         - Wiem to od Wylie'go.
         Jason usiadł na krześle, ponieważ nogi pod nim się uginały. Jego głos był roztrzęsiony
         - Widzieliśmy z Lisbon nagranie przedstawiające śmierć Jane'a. Ale to była sztuczka dla porywaczy.
         - Tak - odparła Teresa. - Sami słyszeliście. Robił wszystko, aby do nas wrócić...
         Była wzruszona poświęceniem  Patricka dla ich rodziny. Wylie wtrącił.
         - Na nagraniu rozglądał się po pomieszczeniu. Na innych widać, że próbował się wydostać....

         Odezwała się  komórka Kimballa. Dzwonił załamany Wayne.

1 komentarz:

  1. Ach, Teresa i Jane razem! Uśmiecham się. Akurat w zeszłym tygodniu oglądałam niektóre odcinki z szóstego i siódmego sezonu, więc jestem skłonna rozpływać się z zachwytu nad ich miłością.
    Czasami wstawki retrospekcyjne psują pozostałe opisy, ale to tylko moja opinia.
    Co się stało? Czyżby coś z Grace?

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń