Wayne spojrzał na niego. Widział troskę i strach w oczach starszego
przyjaciela. Starał się uśmiechnąć
pocieszająco, ale nie miał sił. Do przyjazdu
karetki starał się nie przymykać oczu, aby nie martwić Jima. Po
znalezieniu się w karetce stracił przytomność.
Policjant ruszył
do posiadłości Wayne'a. Domyślił się, że Pennyworth znał tajemnicę swojego
pracodawcy i nie jeden raz mu pomagał.
Kiedy drzwi sie otworzyły, zobaczył wyczerpanego starszego mężczyznę. Pewnie zdawał sobie sprawę ze śmierci
młodszego podopiecznego.
- Witam
komisarzu. Panicza Dicka nie ma w posiadłości.
Jim był
zażenowany. Miał ochotę uciec, ale musiał zawiadomić o wypadku. Wiedział, jak
Bruce jest dla niego ważny i obawiał się jego reakcji.
- Nie przyszedłem
do niego, tylko do pana.
Alfred odsunął
się, aby go wpuścić. Zastanawiała go mina policjanta, ale bał się spytać.
przypuszczał, że znaleziono zwłoki Graysona. Ten nie miał zamiaru przedłużać,
więc gdy stali w holu, od razu przeszedł do rzeczy.
- Mam złą
wiadomość. Bruce trafił do szpitala. Jest poważnie ranny.
Lokaj jeszcze
bardziej zbladł. Przeraził się, na myśl, że coś stało się jego wychowankowi.
Przeprosił Gordona i wyrzucił go z budynku. Szybko zebrał się, wsiadł do
jednego z samochodów i ruszył do szpitala. Komisarz przybył po nim. Na izbie
dowiedzieli się, że Wayne trafił na salę operacyjną. Oboje stali przed drzwiami
i czekali. Jim podszedł do Alfreda i poklepał pocieszająco.
- Wszystko będzie
dobrze. Przecież to silny człowieka. Na pewno nie raz był poważnie ranny.
Starszy mężczyzna
nie zwrócił uwagi, na to co powiedział jego towarzysz i przytaknął. Dopiero po
kilkunastu minutach zdał sobie sprawę z tego, co usłyszał. Spojrzał na niego z
zaskoczeniem.
- Nie wiem o czym
pan mówi.
- Wiem, że to
Batman.
Pennyworth
zamarł. Starał się nie okazać, iż jest zaniepokojony. Chciał pokazać, że nie
dowierza w jego słowa.
- Nie bój się.
Nie zdradzę jego tajemnicy. Wiem też o Dicku.
- Skąd? - wyrwało
się lokajowi.
Rozejrzał się
uważnie, aby upewnić się, czy nikt nie podsłuchuje. Ściszył głos, który i tak
drżał.
- Prawie zabił
Jokera. Zwabił go i prawie udusił...
Wcześniej odbyli rozmowę... W ostatniej chwili puścił jego gardło. Podczas
szamotanin wbił mu się kawałek drewna w bok.
Alfred prawie
krzyknął z przerażenia. Jim złapał go pod ramię
odprowadził na krzesła i posadził.
- Proszę się
uspokoić. Lekarze zrobią wszystko, aby go uratować.
Sam się bał o
przyjaciela, ale musiał wesprzeć Pennywortha.
Chodzili ze zdenerwowania i zmartwienia po korytarzu i czkali na
jakąkolwiek wiadomość. Oboje się bali o rannego. Gdy wyszedł lekarz, podeszli
do niego.
- Czy są państwo
rodziną pana Wayne'a?
- W pewnym sensie - odparł Pennyworth. - Panicz Bruce
nie ma nikogo, oprócz mnie i przyjaciół.
- Komisarz
Gordon. Co z pacjentem?
Doktor przez
chwilę się zawahał, ale miał do czynienia z przedstawicielem prawa.
- Obrażenia są
dosyć poważne. Najbliższe godziny pokażą, czy przeżyje.
Przyjrzał się
mężczyznom.
- Lepiej, jeśli
panowie pojadą do domu. Nie pomożecie mu, siedząc tutaj.
Alfred nie chciał
się ruszyć, ale Jim wyciągnął go i odwiózł do posiadłości, a następnie pojechał
do swojego biura. Gdy zasiadł za biurkiem, zadzwonił do córki, aby uprzedzić
ją, że nie wróci do domu na noc. Po kilku
minutach ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
- Wejść.
Weszła Montoya i
nie dała mu szansy się odezwać.
- Zaufani ludzie
poszukają ciała w stroju Batmana. Przydałoby się zdjęcie ofiary. Oficjalna
wersja to, iż z nieznanych powodów Joker zaatakował Wayne'a.
- Świetnie.
Dziękuję
Kobieta chciała o
coś zapytać, ale się zawahała. Przyjrzał się jej uważnie.
- Chciałaś coś
jeszcze?
Zawahała się.
- Jak on się
czuje?
Starał się, aby
głos mu nie zadrżał.
- Przeszedł operację. Niebezpieczeństwo nie minęło.
Obdarowała go
pocieszającym uśmiechem i wyszła. Mógł wszystko przemyśleć. Jeśli Bruce
wyzdrowieje, czego był pewien, będzie musiał z nim porozmawiać i przekazać
swoje wsparcie. Przez te lata Batman mógł jedynie polegać na może trzech
osobach.
Postawa Bruce'a
Wayne'a była zupełnie odmienna od obrońcy miasta w masce. Chociaż czasem
ukazywał cechy nie pasujące do niego. Czyżby na co dzień odgrywał rolę
playboya, kochającego imprezować? Podjął poważną i dojrzałą decyzję, przyjmując
pod swój dach chłopca, który stracił rodziców. Łączyła ich podobna tragedia.
Mściciel
wyszkolił go na swojego pomocnika, który przybrał pseudonim Robin. Zdawał sobie
sprawę, że Wayne będzie potrzebował pocieszenia i zapewnienia, iż nie jest
winien śmierci podopiecznego. Podejrzewał, że
czeka go trudne zadanie, ale nie miał zamiaru się poddać. Zależało mu na
pomocy przyjacielowi.
Wstał i stanął
przy oknie. Podniósł żaluzje i spojrzał na miasto okryte mrokiem oraz
przepełnione zbrodniarzami. Bez Batmana dawno pogrążyłoby się w chaosie. Śmierć
jego rodziców spowodowała narodziny obrońcy Gotham. Nigdy nie pogodził się z
ich utratą. Nie dziwił się. Żałował tylko, że przyjaciel ukrywał to przed nim. Mógł
chociaż spróbować pomóc.
Następnego dnia
odnaleziono rozkładające się szczątki Dicka Graysona. Jego pogrzebem zajął się
załamany Alfred. Na ceremonii zjawili koledzy ze studiów oraz policjanci,
którzy znali prawdę na czele z Jimem Gordonem. Brakowało tylko Wayne'a, który
walczył o życie. Gdy się ockną, przy nim siedział Pennyworth, który odetchnął z
ulgą.
- Panicz Bruce.
- Alfred? - jego
głos był zachrypnięty. - Gdzie ja jestem?
- W szpitalu.
Miał pan poważny wypadek.
Był
zdezorientowany.
- Czy Dick?
Starszy mężczyzna
spuścił głowę. Nie wiedział, jak mu powiedzieć o Graysonie. Sam jeszcze nie
uporał się z jego śmiercią. Nie musiał niczego mówić, ponieważ wszystko można
było zobaczyć na jego twarzy i dlatego stwierdził.
- Więc to nie był
koszmar.
Pennyworth
pokręcił głową. Po policzkach Bruce'a spłynęły łzy. Jego ramiona drżały spazmatycznie
od szlochu. Przez chwilę miał nadzieję, że to był tylko sen. Był wściekły na
siebie i Jokera. Nie mógł się uspokoić przez kilkanaście godzin, a następnie
zapadł w sen
Minęło kilka dni,
a jego rekonwalescencja nie posunęła się z powodu panującej w jego sercu
żałoby. Lekarze obawiali się, że może
nastąpić kryzys, którego ich pacjent może nie przeżyć. Alfred martwił się o
niego i próbował przekonać do wzięcia się w garść.
Siedząc przy
rannym, starał się panować nad emocjami. Wewnątrz był przerażony i nie wiedział
co robić. Nie chciał stracić drugiego panicza. Nie przeżyłby tego. Serce
krajało mu się na jego widok. Najgorzej, że nic nie mógł zrobić. Był bezsilny. Mógł tylko czekać. Prawie nie
odchodził od jego łóżka. Kiedy ponownie odzyskał przytomność , nie miał zamiary
z nikim rozmawiać
Gordon odwiedzał
go i próbował nakłonić do wymiany słów, ale to nic nie dawało. Po miesiącu od
wypadku pojawił się w sali szpitalnej. Usiadł przy łóżku i obserwował nieobecny wzrok przyjaciela. Martwił się o niego.
- Bruce?
Ten nawet nie
spojrzał.
- Wiem, że ciężko
ci po śmierci Dicka...
Policjant zaczął
irytować się biernością Wayne'a. Podniósł głos.
- Posłuchaj mnie
uważnie. Straciłeś podopiecznego, ale musisz się wziąć w garść... Do tego pobyt
w Arkham. Ale czas wrócić do rzeczywistości.
Wayne wreszcie
spojrzał na niego.
- Przyszedłeś
spytać o to, co się stało między mną a Jokerem?
Jim uśmiechnął
się.
- Nie. Ten szaleniec nie potrzebuje powodu, aby kogoś
zaatakować. Jesteś jego przypadkową ofiarą.
- Aha.
Głos Bruce'a był
obojętny. Jim próbował zapanować nad
złością, ale nie dał rady. Zerwał się i stanął przy drzwiach.
- Zachowujesz się
nieodpowiedzialnie. Twój lokaj przez
ciebie zmysły. Jesteś mu najbliższą osobą... Zero odpowiedzialności. Pomyśl o
twoim ojcu. Pochwaliłby takie zachowanie?
Wychodząc,
trzasnął drzwiami. Zdawał sobie, że nie powinien tego mówić, ale uważał, że nie
miał innego wyjścia. Musiał nim potrząsnąć. Zrobić wszystko, aby się otrząsnął.
Nie miał zamiaru pozwolić mu pogrążyć
się w rozpaczy. Zależało mu na przyjacielu.
Obawiał się, że może znowu spróbować się zabić. Nie mógł spuścić go z
oczu.
Bruce zaczął
zastanawiać się nad słowami Jima. Po głębszych przemyśleniach zrozumiał, że
martwi się o niego. Gdy przyszedł
Alfred, zobaczył na jego twarzy zmęczenie i strach. Postanowił wziąć się w
garść i postarać się powrócić do zdrowia.
Swoją
determinacją zadziwił lekarzy. Walczył o powrót do całkowitego
wyzdrowienia. Dwa tygodnie później
opuścił szpital z nakazem wypoczynku w domu. Po nabraniu sił, powrócił do
obowiązków wobec firmy oraz do bycia Batmanem. Wkładanie kostiumu przynosiło
ból, ale zdawał sobie sprawę, że jest potrzebny Gotham
Stał się jeszcze
mroczniejszy, a jego serce było złamane. Przestał rozpowszechniać aurę beztroskiego kobieciarza. Stał się
zupełnie kimś innym. Znajomi, współpracownicy nie mogli go rozpoznać. Często
odwiedzał cmentarz, aby postać nad grobami rodziców i wychowanka.
Pennyworth nie
rozmawiał z nim o tym, co czuje, ale pewnego dnia pękł. Zniósł tacę z herbatą
do jaskini i stanął przed pracodawcą, spuszczając głowę.
- Przepraszam
paniczu Bruce...
Wayne podniósł
oczy i spojrzał na niego.
- Za co?
- Pomagałem
paniczowi Dickowi w łamaniu pańskiego zakazu.
Próbował
obdarować lokaja przyjaznym uśmiechem, ale nie udało się. Jego podniesiony głos
nie pozwalał na sprzeciw.
- A co miałeś
zrobić? Pozwolić mu działać samemu? Powinienem tutaj być.
- To nie pańska
wina.
- Moja.
Krzyknął i
zwiesił głowę, ściszając ton.
- To ja
rozpocząłem krucjatę wobec przestępców i sprowadziłem tutaj Dicka. Swoje
szaleństwo przelałem na niego.
Ukrył twarz w
dłoniach. Alfred stanął obok niego i pocieszająco położył rękę na jego lewym barku. Serce mu się łamało.
-Dzięki wam
miasto jest bezpieczniejsze. Pamięta panicz, jak przekonał pana, że nie
powinien użalać się nad sobą po postrzeleniu komisarza... Znał ryzyko i je
podejmował z pełną odpowiedzialnością.
Batman po
powrocie został życzliwie przyjęty przez Jima, z którym znów pracował oraz
część policjantów. Gordon ani razu nie wspomniał, że cieszy się z jego
przeżytej waliki. Zdawał sobie sprawę, że to byłby cios dla zamaskowanego
obrońcy, bo to nie on walczył z Jokrem. Nie zdradził się, że zna jego prawdziwą
tożsamość.
Pewnego dnia postanowił odwiedzić swojego
przyjaciela. Umówili się na sobotę, w
porze popołudniowej, aby porozmawiać o
wydarzeniach w Arkham w przyjemniejszej atmosferze. Gdy zjawił się przed posiadłością, zobaczył
zdenerwowanego lokaja. Przestraszył się, ale starał się tego nie okazać.
- Czy cos się
stało?.
Mężczyzna
pokręcił przecząco głową.
- Nie komisarzu.
Chciałbym tylko prosić, aby na razie nie
mówić paniczowi, iż zna pan jego tajemnicę.
Policjant
uśmiechnął się, widząc troskę starszego człowieka o swojego podopiecznego.
- Będę delikatny.
Chyba, że mnie zirytuje.
Minął lokaja i
wszedł do budynku. Wayne czekał na niego w salonie. Przywitali się
powściągliwie, ponieważ gospodarz zaczął trzymać się na dystans. Był blady, a oczy miał podkrążone. Zasiedli w fotelach na przeciwko siebie.
- Jakie
informacje chciałbyś uzyskać?
Gordon uśmiechnął
się tajemniczo. Postanowił wykorzystać sytuację i spytać o pewne plotki,
wiedząc, że zawstydzi rozmówcę.
- Tylko jedną.
Dotarły do mnie plotki, że zauroczyła cię Harley Quinn.
Milioner zdębiał
i zarumienił się.
- To nie tak, jak
myślisz.
- A co?
Komisarz był
rozbawiony, nerwowym zachowaniem przyjaciela i jego konsternacji.
- Uczepiła się
mnie. Dzięki niej czas płynął szybciej. Twierdziła, że zerwała z Jokerem. Skąd
o tym wiesz.
- Od samej
Harley. Jest tobą zachwycona. Masz nową wielbicielkę... nawet rozpuściła swoje
warkoczyki. Wygląda ładnie w rozpuszczonych włosach.
Bruce zrobił się
jeszcze bardziej czerwony. Jim
postanowił przestać dręczyć przyjaciela.
- Myślę, że atak
Jokera mógł być spowodowany brakiem zainteresowania swojej dziewczyny. Chociaż
tego dnia musiał być słaby, skoro tak go urządziłeś.
Bruce
automatycznie spojrzał w stronę zegara i uśmiechnął się. Jim zauważył to i
domyślił się, że tam znajduje się jakieś tajne przejście.
- Ale jest
jeszcze jeden powód mojej wizyty.
Wayne
zesztywniał.
- Jaki?
Komisarz wziął
głęboki wdech. Nie wiedział, jak dalej potoczy się rozmowa, ale nie wahał się.
Musiał okazać mu wsparcie.
- Twoje
zachowanie. Rozumiem, że wziąłeś się w garść, ale nie potrafił żyć w
społeczeństwie. Twoje życie towarzyskie zmieniło się. Rozumiem, że spędziłeś
kilka miesięcy w Arkham, a twój wychowanek zginął w tragicznym wypadku, ale
musisz zacząć nam ufać. Potrzebujesz pomocy. musisz spróbować żyć normalnie.
Prowadziłeś przez lata samotnie swoją krucjatę. Czas, aby ktoś cię wsparł. Musisz nam zaufać i pozwolić nam sobie pomóc w
większym stopniu. Nie musisz wszystkiego robić sam...
Czuł się
niezręcznie, patrząc w oczy zdezorientowanego mężczyzny. Wiedział, że po
kolejnej tragedii w życiu będzie trudno mu się pozbierać i będzie potrzebował
pomocy. Zdawał sobie sprawę z jego dumy, aby się do tego przyznać.
- Wystarczy, że w
razie wątpliwości przyjdziesz. Chociaż porozmawiać, gdybyś miał jakieś wątpliwości,
czy problemy, możesz zwrócić się do mnie. Nie jesteś sam. Masz sojuszników. W
razie problemów masz na kogo liczyć.
Nagle mężczyzna zrozumiał, o czym mówi Gordon.
Wziął głęboki wdech i zesztywniał. Zastanowił się, skąd dowiedział się o jego
tajemnicy. Nie wiedział, jak ma się
zachować. Do tej pory nikt z nieświadomych bliskich nie poznał prawdy. Wydusił
tylko.
- Wiesz.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Dick pożegnał się z życiem, Robin to była fajna postać. Wiadomym było, że jego śmierć wstrząśnie Bruce'em jak nic innego.
Spodziewałam się, że przez chwilę Wayne popadnie w depresję, dobrze, że koło niego ktoś był, kto ustawił go do pionu.
Jim zna prawdę, więc teraz będzie dobrze. Musi.
Pozdrawiam! :)
Dziękuję za komentarz. Masz rację. Robin to fajna postać, ale chciałam wprowadzić trochę dramatyzmu i pokazać złą stronę Batmana.
Usuń