Przyjaciele przychodzą i odchodzą,
wrogowie gromadzą się.
Artur Bloch
Przyjaciele są częściej
bardziej szkodliwi od wrogów.
Baltazar Gracian Y
Morales
Najważniejsi
bohaterowie:
Bruce Wayne/
Batman
Dick
Grayson/ Robin
Alfred
Pennywort
komisarz
James Jim Gordon
Joker
doktor
William Drew - psychiatra
doktor
Melisa Anderson - terapeutka
Harvey Dent/
Dwie Twarze
Harley Quinn
Bruce w Azylu Arkham
Bruce Wayne
siedział w swoim gabinecie i przeglądał dokumenty. Sekretarka przyniosła mu
kawę. Potrzebował jej. Miał za sobą kilka trudnych nocy n, ścigając Dwie
Twarze. Na szczęście udało mu się go złapać i teraz mógł myśleć tylko o firmie.
Nagle zaczęło mu
się kręcić w głowie i robić nudno. Odsunął fotel, chciał wstać. Ledwie się
podniósł, a runął na podłogę. Do gabinetu przez okno wślizgnął się zamaskowany,
wysoki człowiek. Na biurku postawił prawie pustą butelkę whisky, a drugą,
nienapoczętą do szuflady.
Na biurku
spoczęła pusta szklanka, która chwilę wcześniej została włożona na kilka sekund w dłoń
nieprzytomnego. Na ziemi zostało rzucone puste opakowanie po lekach, oraz kilka
tabletek upadło obok nieruchomego ciała. Intruz napoił uśpionego mieszanką
alkoholu i leków, a następnie opuścił miejsce swojego przestępstwa
Pół godziny
później znalazła się tam sekretarka. Gdy zobaczyła pracodawcę na ziemi, wezwała
ochronę. W biurowcu pojawiło się pogotowie, a po nim policja. Wayne'a zabrano
do szpitala. Na miejscu zjawił się Gordon. Na polecenie burmistrza zostawił
prowadzone śledztwa, ponieważ chodziło o wpływowego mieszkańca Gotham. W razie
czego miał zatuszować całą sprawę.
Uważnie obejrzał
gabinet. Znalazł ślady wskazujące na próbę samobójczą. Był zdruzgotany.
Przyjaźnił się z mężczyzną. Dwa dni wcześniej widział go. Wtedy wyglądał na
niewyspanego, ale nie jak ktoś, kto zamierza odebrać sobie życie. Powinien był
coś zauważyć, przecież był policjantem. Postanowił osobiście pojechać do
posiadłości.
Wiedział, że
oprócz adoptowanego młodzieńca i oddanego lokaja nikogo nie ma. Alfred był przerażony, gdy dowiedział się o
tym, co się wydarzyło. Od razu ruszył do szpitala, martwiąc się o Bruce'a. Był
przerażony. Wpadł na izbę przyjęć i próbował się czegoś dowiedzieć, ale nie był
członkiem rodziny. Chodził po korytarzu i nie chciał dopuścić do siebie, że on
może nie przeżyć.
Wayne od razu
został zabrany na płukanie żołądka Obudził się pięć godzin po utracie
przytomności. Na początku obraz był zamglony i bolała go głowa, ale słyszał
znajomy głos, głos Alfreda. Było słychać w nim rozpacz i strach.
-To moja wina...
Nie zauważyłem, że coś niepojącego dzieje się z paniczem Bruce'm. Miał kilka ciężkich nocy. Ale żeby pchnęło go
do czegoś takiego? Powinienem coś zauważyć. Jak mogłem...
Pacjent nie
wiedział co się dzieje. Gdy wzrok mu się wyostrzył, dostrzegł Pennywortha i
Graysona. Obaj byli przerażeni. Dick wyglądał jakby pocieszał starszego
mężczyznę. Wychrypiał.
- Co się dzieje?
Gdzie jestem?
- W szpitalu -
odparł Dick. - Na szczęście odratowali cię.
- Co się stało
Wayne był
zdezorientowany, a Grayson zaczął
krzyczeć.
- To ja chciałbym
wiedzieć. Dlaczego usiłowałeś się zabić? Czy to przez Batmana?
- Uspokój się. I
nie wiem o czym mówisz.
- Nie wiesz?...
Coraz głośniej
krzyczał.
- Próbowałeś się
zabić za pomocą mieszanki whisky i leków nasennych.
Bruce był w
szoku. Złapał się za głowę, która go bolała.
- Nic takiego nie
miało miejsca... Pracowałem w gabinecie. Nic więcej nie pamiętam.
Alfred podszedł
do niego i spytał z troską w głosie. Teraz nie chciał krzyczeć, aby nie
pogorszyć stanu jego zdrowia.
- Jak panicz się
czuje? Wszystko w porządku?
- Nie...
Zerwał się z
poduszek
- Obaj myślicie,
że próbowałem... Nie wierzycie mi.
- Bruce...
- Ty Dick?
Myślałem, że rozumiesz jak ważna jest moja misja.
- Oraz jak
potrafi być destrukcyjna.
- Paniczu Dick.
Pennyworth
próbował załagodzić sytuację, ale bez skutku. Kłótnia między przyjaciółmi
rozpoczęła się na całego. Awanturę przerwało przybycie komisarza, który wysłuchał
pacjenta. Jak najbliżsi, nie dał wiary w jego wyjaśnienia. Wierzył w dowody, a
nie w słowa człowieka najprawdopodobniej borykającego się z depresją.
Po kilku dniach
został wypuszczony do domu, gdzie ciągle był pod obserwacją. Robin nie
opuszczał go podczas nocnych patroli. Odbyła się utajniona rozprawa Bruce'a
Wayne'a. Sędzia zdecydował o jego
półrocznej terapii w Azylu Arkham.
W miejscu, gdzie
przetrzymywano najgroźniejszych przestępców z problemami psychicznymi,
otworzono nowy oddział. Był przeznaczony dla pacjentów, którzy są zagrożeniem
dla siebie, albo swoich bliskich. Miała to być terapia połączona z odsunięciem
od społeczeństwa. Po wyznaczonym okresie mieli wrócić do swojego życia. Na
terapię kierował sąd.
Zainteresowany nie był tym faktem zachwycony.
W sądzie zachowywał spokój. Po znalezieniu się w posiadłości, zaczął chodzić
nerwowo po salonie. Klną pod nosem. Był zły na bliskich, którzy nie zaufali mu.
Nie wiedział co robić. Mógł uciec, ale wtedy nie mógłby chronić Gotham. Był
coraz bardziej wściekły.
- Nie jestem
żadnym psychopatą, aby mnie tam umieszczać. Do tego nikt mi nie wierzy. Będę w
jednym miejscu ze świrami, których wsadziłem... Grayson
i Pennyworth stali w drzwiach i przyglądali się mu.
- A co z
Batmanem? Przecież zniknę na pół roku. Co z tym mam zrobić?
Jego
"opiekunowie" też zdali sobie sprawę z problemu. Wiedzieli, że
obrońca miasta nie mógł zniknąć w tym samym czasie co milioner. Wieczorem oboje
przedyskutowali to i ustalili, że Dick będzie wkładał kostium nietoperza.
Przedstawili swój pomysł Bruce'owi, ale ten nie przyjął go entuzjastycznie.
Postanowił
upozorować wypadek bohatera, który mógłby wykluczyć go na kilka miesięcy. Nie
potrafili odwieść go od tego pomysłu. Nie byli zachwyceni. Nie chcieli
pozbawiać Gotham ochrony, ale uparł się i nie słuchał. Poddali się i postanowili pomóc w realizacji
planu. Mieli tylko nadzieję, że przez
przypadek nie zabije się.
Akurat na
wolności była Trujący Bluszcz i można było skorzystać z okazji. Zorganizowali wszystko dokładnie i sprawnie.
Zadbali o wszystkie szczegóły. Kobieta atakowała udziałowców firmy, która
karczowała lasy z Amazonii. Podczas dwóch pierwszych ataków nie udało się jej
złapać. Wayne'owi udało się wytworzyć odtrutkę.
Podczas trzeciego ataku mieli przewagę.
Ofiara mieszkała
na ostatnim piętrze wieżowca. Walka między Trującym Bluszczem, a Batmanem była
zażarta. Mężczyzna po raz kolejny upadł, tłucząc ampułki. Ocalały tylko dwie. W pewnym momencie rozpyliła swoją truciznę.
Nietoperz przekazał ampułki swojemu pomocnikami. Rzucił w przestępczynię Batarangiem, ale
uchyliła się.
Po chwili zaczęło
mu się kręcić w głowie. Obraz przed oczami zaczął mu wirować. Oparł się o
szybę. Próbował złapać powietrze. Wtedy przypuściła atak. Zadała mu cios w
brzuch. Szyba pękła pod naporem ciała Batmana, a ten wypadł. Przerażony Robin
rzucił się w stronę rozbitego okna, ale został zaatakowany.
Upadł obok
Batarangu. Szybko go złapał i rzucił w przestępczynię. Skoczył na nią. Walka
trwała kilkanaście minut. Udało mu się obezwładnić Bluszcz i zapiąć jej
kajdanki. Gdy wychylił się z budynku,
nigdzie nie widział swojego mistrza.
Batmobil stał niedaleko miejsca, gdzie powinien leżeć Batman.
Zjechał po linie na dół i wskakuje do pojazdu,
obok swojego mentora. Był zaniepokojony.
- Wszystko w
porządku? Nic ci nie jest?
- Tak. Wszystko
poszło zgodnie z planem.
Nie wyglądał na
zadowolonego.
- Mogę jutro iść
do Arkham.
Robin roześmiał
się.
- To może być
zabawne.
Batman spojrzał
srogo na niego.
- Tylko nie
działaj na własną rękę. Pamiętaj, że potrafią być niebezpieczni.
Młodzieniec
oburzył się.
- Nie jestem
dzieckiem. Umiem sobie poradzić.
- Powiedziałem,
że masz się trzymać z daleka.
- Ale...
- Bez dyskusji.
- Wszystkiego
mnie nauczyłeś. Umiem to, co jest mi potrzebne do walki z przestępcami.
Zajechali do
jaskini, kłócąc się. Alfred podszedł do nich, ale zignorowali go. Grayson
próbował udowodnić przyjacielowi, że jest gotowy, aby samodzielnie walczyć z
szaleńcami. Bruce nie zgadzał się z nim.
Opuścili jaskinię, krzycząc na siebie.
Gdy stali przed sypialnią Wayne'a, Grayson wykrzyczał mu prosto w twarz.
- Myślisz, że
jestem gorszy od ciebie? Jesteś wyniosły
i myślisz, że wszyscy są gorsi od ciebie?
- To nie tak.
- A jak?
Bruce próbował
odezwać się łagodnie.
- Chodzi mi o
twoje bezpieczeństwo.
- Jasne. Nie
chcesz się dzielić swoimi zabawkami
Dick był
wściekły. Odwrócił się i pobiegł do siebie . Wayne nie mógł spać całą noc. Nie
chciał, aby coś się stało jego pomocnikowi, który nie raz znalazł się w
niebezpieczeństwie. Zbyt wiele razy sam
znalazł się w trudnej sytuacji. Miał nadzieję, że Robin go posłucha.
Nie wybaczyłby
sobie, gdyby mu coś się stało. Wiercił
się w łóżku. Nie mógł znaleźć wygodnej pozycji.
Miał złe przeczucie. Wstał wczesnym
rankiem. Szybko ubrał się i zszedł do salonu.
Tam zastał Pennywortha, który wycierał kurz z półek.
- Dzień dobry
Alfredzie.
- Dzień dobry.
Pańska walizka została wczoraj spakowana.
Lokaj podał mu
gazety, gdzie rozpisywano się o wypadku Batmana. Nawet zasugerowano, iż obrońca
Gotham nie żyje. Powodem zgonu miały być urazy. Świadkowie zeznali, że
nietoperz po upadku, zalał się krwią. Ostatkiem sił wezwał swój pojazd i
wczołgał się do niego, jęcząc z bólu i plując krwią.
- Wszystko idzie
zgodnie z planem.
- Cieszę się
paniczu.
Starszy z mężczyzn
chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował z zadania pytania. Nie chciał
zdenerwować pracodawcy. Nadal przed oczami miał go po próbie samobójczej.
- Co chciałeś
powiedzieć?
Zmieszał się.
Wymyślił na poczekaniu.
- Dobrze zrobi
paniczowi ten wyjazd.
- Zgadzam się z
Alfredem - wtrącił się Grayson, wchodząc. - Odpoczniesz trochę i zregenerujesz
siły.
Wayne spojrzał na
nich spode łba. Wiedział, że będzie musiał uważać na pracowników, oraz swoich
rywali. Dick podszedł do niego. Był skruszony.
- Chcę cię
przeprosić za to, co wczoraj powiedziałem. Nie powinienem cię oskarżać o
samolubstwo i wywyższanie się. Wcale tak nie myślę.
- Nie masz za co.
Przeszli do
jadalni i zjedli śniadanie. Gdy stanęli w holu, milioner zwrócił się do Dicka,
na którego twarzy malował się niepokój.
- Nie żegnamy
się. Za kilka miesięcy wrócę do domu.
Stanęli na
przeciwko siebie. Byli skrępowani całą sytuacją. Wayne bał się, co mogłoby
wydarzyć się w Gotham. Grayson martwił się o przyjaciela. Zdał sobie sprawę, że
pobyt w pobliżu psychopatów jego stan może się pogorszyć.
- W takim razie do zobaczenia Bruce.
- Do zobaczenia.
Wayne wsiadł do
limuzyny i obserwował otoczenie podczas jazdy. Długo miał tego wszystkiego nie zobaczyć. Uwielbiał swoje
miasto. Wysiadł przed Azylem Arkham i wziął głęboki wdech. Alfred zaniósł
walizkę pod drzwi.
- Przyjadę po
panicza. Proszę o siebie dbać.
Bruce uśmiechnął
się przyjaźnie.
- Nie martw
się. Szybko miną te miesiące. Pilnuj
Dicka i dbaj o jaskinię.
Pozwolił sobie na
szybkie uściśnięcie lokaja i został wpuszczony przez strażników na teren
szpitala. Na niego czekał oschła
pielęgniarka.
- Bruce Wayne?
Cześć :)
OdpowiedzUsuńInne spojrzenie na losy Nietoperza i muszę przyznać, że pomysł z podobnym wyrokiem sądowym wydaje się interesujący. W Azylu wiele może się wydarzyć :)
Rozumiem troskę Alfreda i Dicka, jednak dziwię się, że uwierzyli w próbę samobójczą. Przecież znają Bruce'a od lat, wiedzą, do czego może się posunąć. Samobójstwo nie jest żadną drogą ucieczki.
Jestem ciekawa, co wymyśliłaś dalej.
Czekam na nn ^^
Pozdrawiam! :)
Dziękuję Ci za te słowa. Jeszcze wiele może się zdarzyć. Znają, ale też wiedzą, że podwójne życie może być destrukcyjne. Bruce może ufać tak niewielu ludziom. do tego okłamuje jednego przyjaciela. Wiedzą też jak jest świetnym aktorem i że mógłby ukryć przed nimi jak się czuje.
Usuń