Pozwolił sobie na szybkie uściśnięcie lokaja i został wpuszczony przez
strażników na teren szpitala. Na niego
czekała oschła pielęgniarka.
- Bruce Wayne?
- Tak.
- Proszę za mną.
Zaprowadziła go
do dyrektora, który serdecznie przywitał przybyłego.
- Witam panie
Wayne. Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach. Zapewnimy panu tutaj
spokój oraz pomoc specjalistów.
- Nie potrzebuję
tego.
Doktor pokiwał
głową.
- Wszyscy tak
mówią. Postaramy się dołożyć wszelkich
starań, aby pan nie miał kontaktu z
naszymi najgorszymi pacjentami.
- Dziękuję.
Obaj byli spięci.
Bruce uważnie przyglądał się twarzy rozmówcy. Odczytał z niej, że tak naprawdę
dyrektor pogardza nim.
- Muszę zabrać
panu wszystkie rzeczy osobiste. To z troski o pańskie bezpieczeństwo. Otrzyma
pan od nas ubranie.
Pielęgniarka
zabrała go z gabinetu i zaprowadziła do pomieszczenia, gdzie czekał pielęgniarz. Poddał się wszystkim procedurą, związanym z
przyjęciem. Po godzinie znalazł się w pokoju, gdzie stało tylko łóżko, krzesło
i stół. Wiedział, że będzie ciężko. Siedział zamknięty i nie miał co robić. Na
swoje szczęście w Japonii nauczył się
medytacji.
Po pół godziny
został zabrany do terapeutki, doktor
Melissy Anderson. Kobieta pytała się go
o różne rzeczy, ale uparcie milczał.
Chciała dowiedzieć się o jego rodzinie, przyjaciołach, pracy. Wiedząc więcej
mogła odpowiednio do niego podejść i mu pomóc. Zauważyła u poprzednich
pacjentów, że takie podejście jest skuteczne.
Z ciekawością
przyglądał się, jak Melissa próbuje ukryć irytację. Badał jej reakcję, na jego
brak zainteresowania terapią. Wolał być obserwatorem, niż się wywnętrzać się.
Coraz bardziej traciła siły do niego. Próbowała podejść go różnymi sposobami,
ale bez skutku. Poddała się w porze obiadowej. Zanotowała, że pacjent nie jest
skory do współpracy.
Po posiłku
odwiedził psychiatrę, doktora Williama Drew, który też próbował nakłonić go do
zwierzeń. Pytał o skojarzenia z dzieciństwem, o jego lęki i myśli. Próbował
użyć planszy z plamami. Nie dał się w to wciągnąć. Obserwował lekarza z
kamienną minął. Dzięki zdobytym umiejętnością, oraz noszeniu maski.
Psychiatra próbował,
jak poprzedniczka stosując różne sztuczki, aby dotrzeć do pacjenta, aby ten tego
nie spostrzegł. Bruce był ostrożny i czujny, ale nie mógł wzbudzić zbyt dużych
podejrzeń. Nie chciał opowiadać o rodzicach i ich śmierci. Mimo upływu wielu tal,
nie pogodził się ze stratą. Nie był gotowy na rozmowy z obcą osobą.
Na pytania o bohatera z dzieciństwa, pozwolił
sobie na odpowiedź. Opowiedział o Szarym Duchu i z jakim zamiłowaniem oglądał
serial o nim. Wspomniał o niecierpliwości z jaką czekał na kolejny odcinek.
Jakie miał gadżety. Jedynie starał się nie opowiedzieć o współpracy z odtwórcą
głównej roli. Zrobił to jako alter ego. Nadmienił, że gdy serial powrócił do
łask, to zdobył autograf swojego idola.
Ani na chwilę nie
spuścił gardy. Po znalezieniu się w pokoju, zdał sobie sprawę, że pobyt nie
będzie łatwy. Chociaż był przyzwyczajony
do ciągłej czujności. Tylko, że zdarzało mu się ją na chwilę stracić i rywal
poznawał jego prawdziwą tożsamość. Wtedy nie mógł sobie na to pozwolić. Ryzyko było zbyt duże.
Pierwsza noc była
ciężka. Od dawna nie spędzał jej tak spokojnie. Cieszył się, że udało mu się upozorować wypadek Batmana. Mógł
być spokojny o możliwość zauważenia braku nietoperza. Czekało go jeszcze wiele
sesji. Zastanawiał się nad strategią. Musiał być przygotowany na różne
sytuacje. Nie mógł dać się zaskoczyć.
Minął tydzień, a
pracownicy Azylu Arkham nic nie wyciągnęli z Wayne'a. Jeśli coś mówił, to trywialne rzeczy, lub opisywał trywialne sytuacje. Prowadził
swoistą grę z personelem. Do tego nie
wiedział o czym ma z nimi rozmawiać, skoro nie próbował odebrać sobie z życia.
Nie musiał się im tłumaczyć.
Przynajmniej mógł
poznać działalność miejsca, gdzie wysyłano złapanych przez niego przestępców.
Miał nadzieje, że sam w tym czasie nie zwariuje. W wolnych chwilach analizował
wydarzenia z dnia, gdy stracił przytomność i trafił do szpitala
Udało mu się
wyprosić o kartkę i długopis, ale wieczorem zabierano mu je. Był uważny przy
notowaniu. Zapisał wysokość budynku,
oraz położenie swojego biura. Kartkę pokrywały same liczby. Można je było uznać
za bezsensowne oraz bez znaczenia. Prawda była inna. Każda liczba odpowiadała
literze.
Zastanawiał się
dlaczego tamtego dnia zemdlał. Jedynie kawa przychodziła mu do głowy. Ale skąd alkohol
i leki w organizmie? Ktoś musiał dostać się do jego gabinetu. Było to zimowe
popołudnie, więc było już ciemno. Jeśli ktoś umiał się wspinać i miał
odpowiedni sprzęt, mógł dostać się do wysoko umiejscowionego biura. Również
mógł to być pracownik, ale musiałby przekupić sekretarkę. Nie wiedział komu się
naraził.
Wiedział, że
jeśli będzie chciał opuścić zakład, będzie musiał przestać robić swoje zapiski.
Nie chciał zostać uznanym za wariata. Tylko cały czas brakowało mu odpowiedzi
na najważniejsze pytania. Nadal czegoś mu brakowało. Wroga Bruce'a Wayne'a. Nie
potrafił odpowiedzieć, kto byłby na niego tak wściekły, że chciałby jego
śmierci, oraz jak dodał czegoś do jego kubka.
Podczas terapii
grupowej uważnie słuchał innych pacjentów. Najbardziej wsłuchiwał się w historię
Harley Quinn. Starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W przyszłości
mógł je wykorzystać. Dobrze jest zebrać informacje o swoim wrogu, które mogą
się przydać podczas przyszłej konfrontacji.
Kobieta rozpoznała
go i starała się zawsze siadać koło niego oraz spędzać z nim coraz więcej czasu
na świetlicy. Nawet pożyczyła mu swoją książkę o terapii śmiechem. Była taka
szczęśliwa. Urokiem osobistym przyciągał swoją przeciwniczkę. Kiedy próbował
trzymać się na dystans, to ona tym bardziej przylegała do niego. Pewnego dnia
spytał.
- A co z twoim
chłopakiem?
- Z panem J?
Jej głos był
beztroski.
- Zerwałam z nim.
On tak naprawdę nie kochał mnie. A ja chcę wrócić do społeczeństwa. Robić
zakupy, chodzić do kawiarni z moimi pieszczoszkami. Żyć normalnie.
Przypomniał sobie
ulubione zwierzęta kobiety, hieny. Miał z nimi styczność z nimi w obu swoich
postaciach. Były przerażające, ale panowała nad nimi i kochała je. Uśmiechnął
się. Tylko ona nie traktowała go jak kogoś chorego na umyśle. Chociaż siebie też
nie, a jednak jej czyny mówiły zupełnie
coś innego.
Gdy byli sami,
pozwalał sobie na chwilę swobody, ale nie tracił czujności. Kobieta była
pomocnicą Jokera i chętnie dorwałaby Batmana. Chociaż raz, gdy ją odprowadzał,
pocałowała go namiętnie. Wszyscy w koło, wraz z zainteresowanym byli w ogromnym
szoku. Pamiętał to doskonale. -
A ty dlaczego tutaj robisz?
- Jestem
kobieciarzem, lubię się zabawić, organizuję przyjęcia charytatywne, zajmowałem
się interesami firmy. Pewnego dnia
znaleziono mnie nieprzytomnego i uznano, że próbowałem się zabić
Uśmiechnęła się
słodko do niego.
- Pamiętam jak
widziałam cię w sklepie z ubraniami. Nie wyglądałeś jak ktoś, kto chce zginąć.
Chociaż próbowałeś rozmawiać ze mną.
- To było dawno.
Nie mam zamiaru opuszczać tego świata.
Stanęła naprzeciwko niego i wychyliła tułów w jego
stronę. Jej głos nadal był radosny.
- A co cię
trzyma?
- Rozrywka i
kobiety.
- Stary
podrywacz.
Zaczęli się
śmiać. Bruce'owi czas biegł szybciej w towarzystwie Harley. Nawet razem
żartowali. Znalazł towarzystwo, które pozwalało mu przetrwać. Po trzech
tygodniach upartego milczenia i opowiadania nieistotnych historii, zmienił
zasady gry. Przestał w ten sposób sprawdzać psychiatrów i terapeutów.
Postanowił
opowiedzieć, że niewiele pamięta z dzieciństwa. Jedynie spędzanie czasu na
oglądaniu telewizora z ojcem, oraz układanie do snu przez matkę. Następnie
planował przedstawić zimną relację z lokajem na podłożu podwładny- pracodawca. Postanowił tym tłumaczyć swoje życie pełne
kobiet i przyjęć. Po wyjściu miał zamiar przeprosić Alfreda. Chciał dać do
zrozumienia, że nie odczuwa potrzeby bliższych relacji z kobiety. Przygarnięcie
Dicka miało być za namową komisarza, a potem zaczął widzieć w nim spadkobiercę
jego imperium.
Miał poczucie
humoru, które objawiało się podczas spotkań towarzyskich. To miało dostarczyć
mu trochę rozrywki. Przy okazji mógł sprawdzić
swoje umiejętności aktorskie, które pomagały chronić jego sekretną
tożsamość. Natychmiast wprowadził swój plan.
Terapeutka
próbowała mu wytłumaczyć mu jak radzić sobie ze stresem oraz myślami
samobójczymi i przetrwać kolejny dzień.
Radziła mu całkowite odstawienie alkoholu. Udawał zainteresowanie jej
wykładami, a następnie brał udział w ćwiczeniach relaksacyjnych.
Zamiast tego
wolałby skopać tyłki kilku przestępców, a następnie oddałby ich w ręce
przestępców. Jego najbliżsi mylili się. Nie był wykończony byciem obrońcą. Nie
każdej nocy spał. Musiał dbać o swoją kondycję. Ćwiczył sztuki walki, starając
się zachować ciszę. Nie chciał przykuć uwagi strażników.
Oglądał telewizję
na świetlicy. Na początku w wiadomościach poświęcano dużo miejsca wypadkowi
Batmana i jego zniknięciu. Przez ten czas w mieście działali tylko mafiosi i lżejsi
przestępcy. Pewnego dnia z Azylu Arkham
uciekł Strach na Wróble. Donoszono o ludziach popadających w obłęd.
Wayne był
zatroskany i martwił się o mieszkańców Gotham. Udało mu się to ukryć pod maską
obojętności. Jego obawy zniknęły kilka
dni później. W nocy widział, jak
strażnicy prowadzą złoczyńcę korytarzem przy jego pokoju. Przyłożył ucho do dziurki od klucza. Po chwili
usłyszał jak jeden z nich powiedział.
- Na szczęście
Batman żyje. Dostarczył nam dzisiaj naszego wróbelka.
Drugi mu
odpowiedział.
- Słyszałem, że
już po nim. Zdziwiłem się, kiedy go zobaczyłem. Na pytanie o nieobecność,
odpowiedział, że dochodził do zdrowia po starciu z Bluszczem. Miasto ma z
powrotem swojego obrońcę.
- Policja pewnie
ucieszy się.
Bruce odskoczył
od drzwi. Był zszokowany. Dick go nie posłuchał i włożył kostium. Był na niego
wściekły. To było zbyt niebezpieczne. Martwił się o niego. Kilka dni później
oglądając wiadomości, gdzie mówiono o nietoperzu, poczuł dumę. Młodzieniec stał
się podobny do niego. On też nie posłuchałby ostrzeżeń i dobrych rad.
Bezpieczeństwo mieszkańców było dla nich ważniejsze.
To nie oznaczało,
że nie był zły na Robina. Za każdym razem, gdy mówiono o jego wychowanku
walczącym z szumowinami, słuchał i oglądał z zapartym tchem. Tylko wtedy
całkowicie tracił czujność. Harley i doktor Drew zauważyli, z jakim
zainteresowaniem zbierał informacje o Mrocznym Rycerzu i jego działalności.
Lekarz uznał, że
znalazł słabość swojego opornego pacjenta. Pewnego dnia Quinn siadła obok
swojego towarzysza niedoli i przyglądała się jego twarzy, która była napięta.
Spiker skończył swoją relację, poczuł ulgę. Nie zwrócił uwagi na obserwującą go
kobietę. Przybliżyła się do niego i położyła rękę na jego ramieniu.
- Widzę, że
interesuje cię ulubiony rywal pana J.
Zmieszał się
lekko.
- Nie wiem o czym
mówisz.
- Widzę jak za
każdym razem się spinasz, gdy o nim słuchasz. Pan J mówił, że tak szybko go się
nie pozbędzie. Zbyt dobry jest w tym co robi. Pan J liczy na jeszcze wiele
pojedynków. Chociaż pan J ma nadzieję, że go pokona.
Bruce roześmiał
się.
- A ty nie miałaś
o nim zapomnieć.
- Masz rację.
Nachyliła mu się
do ucha.
- Ciekawie byłoby
jeszcze raz spotkać się z nietoperkiem. Ryzykował dla mnie. Teraz ja powinnam
być po jego stronie.
Zakrztusił się. Musiała go kilka razy klepnąć,
aby mu przeszło.
- Lepiej, abyś
odnalazła swoje miejsce w społeczeństwie. Przestępców zostaw Batmanowi
Jak zawsze była
wesoła. Odsunęła się i pokiwała swoimi blond kucykami. Usiadła na kanapie po
turecku.
- Tylko co ja mam
robić z moimi maleństwami?
Polubił kobietę i
jej charakter.
- Jeśli wyjdziesz
stąd po mnie, to pomogę znaleźć pracę. Tylko skarbeńki będą musiały
spędzać czas bez ciebie.
Zaklaskała
- Hurra.
Udało mu się
zmienić temat. Nie wiedział, że czeka go jeszcze jedno starcie. Po wejściu do
gabinetu, zobaczył na biurku figurkę przedstawiającą Batmana. Przez chwilę
przestraszył się, że czymś się zdradził. Szybko to odrzucił. Przybrał minę
zaskoczonego idioty.
- To pańska
zabawka, czy pańskiego dziecka? I co tutaj robi?
Rozsiadł się
wygodnie na fotelu. Wyglądał na wyluzowanego. Ręce położył na poręczach.
- Nie. Odkryłem,
gdzie tkwi pański problem.
Psychiatra wstał
za biurka, wziął figurkę i stanął na przeciwko pacjenta.
- Jest nim Batman
Udało mu się udać
zaskoczenie i roześmiać się. Tak naprawdę chciał uciec.
- Zauważyłem, że
interesują cię działania tego przebierańca. Śledzisz je z zapartym tchem. Sam
chciałbyś być na jego miejscu i walczyć z przestępcami.
Naprawdę mógł się
rozluźnić. Nie był zagrożony.
- Organizuję bale
charytatywne, przekazuję pieniądze na różne cele. Nawet założyłem fundację,
oraz kilka miejsc.
William oparł się
o biurko. Ręce włożył do kieszeni spodni, rozsuwając fartuch.
-Zgadzam się, ale
to coś innego. On działa cały czas łapiąc niebezpiecznych i groźnych
przestępców, narażając się im.
Wayne spojrzał na
niego ze zdumieniem.
- Przecież
wymierza sprawiedliwość. A od tego przecież są sądy. Do tego działa,
przebierając się za nietoperza. Lata po mieście w legginsach. Mężczyzna bawiący
się zabawkami...
Jego głos był
pełen irytacji. Nie wiedział, że potrafił tak krytycznie mówić o swoim alter
ego.
- Policja powinna
się nim zainteresować.
-Przecież to
dzięki niemu wielu szaleńców jest tutaj.
- On też powinien
znaleźć się w tutejszej celi.
- Możesz mieć
rację.
- Wolę zabawę od
uganiania się za zbirami. Jeśli nie muszę wstawać, to lubię sobie pospać.
Chodzę też na aukcję. Jak wielu innym bogaczom,
ta rozrywka mi odpowiada
- Co jeszcze?
- Mówiłem już
wcześniej doktorze. Na pewno ma pan to
zapisane.
- Oczywiście.
William nie
potwierdził swoich przypuszczeń. Był zirytowany, ale starał się to ukryć. Bruce
dawał sobie z tego sprawę.
- Gotham byłoby
bezpieczne bez tych wszystkich przebierańców.
Doktor wrócił za
biurko i zaczął coś notować w aktach mężczyzn
- Dziękuję. To
wszystko na dzisiaj.
Gdy pacjent
wyszedł, starał sie go rozszyfrować. Wayne był od trzech miesięcy w Azylu
Arkham, a nadal nie potrafił go zrozumieć. Bogacz wychowywany przez lokaja,
niewiele pamiętający rodziców, ale pamiętający dziecięcego idola. Lubił
opowiadać o swoim życiu towarzyskim, ale nie przechwalał się czynami
charytatywnymi.
Do tego przyjął
sierotę pod swój dach. Komisarz namówił go do zabrania chłopaka do swojego
domu. Nie miał rodziny i nie planował jej. Musiał znaleźć spadkobiercę. Miał
dziecko pod swoim dachem, które musiało być mu wdzięczne. Tak znalazł swojego
następcę.
Powodem jego
problemów emocjonalnych mogło być wychowywanie przez służącego, któremu nie
zależało na nim. Jego pacjent uważał, że Batman to świr, który powinien znaleźć
się razem ze swoimi wrogami. Nie
potrafił odpowiedzieć, dlaczego próbował popełnić samobójstwo.
Postanowił
odwiedzić Pennywortha. Po pracy pojechał do posiadłości Wayne'ów. Drzwi
otworzył mu starszy mężczyzna z kamienną miną. Gdy powiedział w jakiej sprawie
przyszedł, został zaprowadzony do salonu, gdzie rozsiadł się na kanapie. Alfred
stanął na przeciwko niego.
- Słucham
doktorze.
- Czy zauważył
pan jakieś oznaki, które wskazywałyby, że pański pracodawca myślał o
samobójstwie? Choćby drobny szczegół.
- Przykro mi, ale
niczego nie zauważyłem.
- Na pewno?
- Tak. Po
odnalezieniu panicza, uważnie prześledziłem ostatnie dni. Panicz jest skrytym
człowiekiem. Trzymam się swoich obowiązków, a nie ciągle obserwuję pracodawcy.
- A pan Grayson?
- Panicz Dick
tamte dni spędził w akademiku, ponieważ szykował się do egzaminów.
- Nic?
- Przykro mi. Był
przemęczony, ale każdego wieczora siedział do późna nad aktami firmy.
- A jaki miał
apetyt?
- Taki jak
zawsze.
- Mogę obejrzeć
sypialnię i gabinet.
- Przykro mi, ale
nie mam pozwolenia pana Wayne.
- Jak pan myśli, co
spowodowało podjęcie takiej decyzji?
- Nie jestem od
wydawania sądu.
Pennyworth
trzymał się sztywno. Nie chciał
okłamywać lekarza, ale musiał chronić tajemnicę. Miał ochotę spytać o Bruce'a,
ale nie chciał, aby wydało się, że się martwił. Czuł się winny całej sytuacji. Nie
zaprotestował, kiedy panicz włożył maskę, tylko mu pomagał. Wiedział, że ludzie
stykający się z nim w Arkham niczego nie ustalą. Zwrócił się do gościa.
- Jak rozumiem,
nie uzyskam informacji o stanie zdrowia panicza.
- Przykro mi.
Psychiatra
podczas swojej wizyty nie uzyskał żadnych informacji. Powinien się tego
spodziewać, ponieważ miał do czynienia z angielskim lokajem. Postanowił sprawdzić
jeszcze jedną rzecz. Przygotował grę w skojarzenia. Przez następny tydzień
słuchał historii pacjenta. Pewnego dnia nagle zwrócił się do Wayne'a.
- Teraz zagramy w
skojarzenia.
Bruce nie okazał
żadnych emocji, ale stał się jeszcze ostrożniejszy. Postanowił szybko
przemyśleć każdą odpowiedź. Na szczęście umiał podejmować decyzje w parę
sekund.
- Możemy
zaczynać?
- Oczywiście.
- Rodzina.
- Miłość.
- Kobieta.
- Rozkosz.
- Dom.
- Budynek.
- Dzieciństwo.
- Szary Duch.
Bruce starał się
myśleć jak osoba, którą wykreował na potrzeby przebywania w tym miejscu.
Najchętniej przerwałby tą zabawę, ponieważ było mu ciężko. Z całych sił
powstrzymywał się od odpowiedzi zgodnie ze sobą, oraz przed ucieczką.
- Dick.
- Spadkobierca.
- Pennyworth.
- Lokaj.
- Noc.
- Ciemność.
- Dzień.
- Jasność
- Śmierć.
- Koniec.
- Ból.
- Cierpienie.
- Nietoperz
- Dracula.
- Ciemna ulica.
-
Niebezpieczeństwo.
- Praca.
- Wayne
Enterpries
- Przyjęcie.
- Zabawa.
- Dziecko.
- Rodzina.
- Samobójstwo.
- Błąd.
- Róże
- Kwiaty.
- Alkohol.
- Whisky.
- Klub.
- Dobra Zabawa.
- Leki.
- Kac.
- Lekarz
- Doktor Lesli
Thompkins.
- Wystarczy.
Drewowi ta cała
zabawa niczego nie wyjaśniła. Odpowiedzi były dość szybko i zgadzały się ze
zdobytą wiedzą. Jedynie chciał sprawdzić ostatnią wypowiedź pacjenta. Zadzwonił
do znajomego, który słyszał o tej kobiecie. Dowiedział się, że doktor Thompkins
prowadzi bezpłatną klinikę im. Thomasa Wayne'a.
Według niego powodem próby samobójczej mógł być brak
miłości, oraz chęć zwrócenia na siebie uwagi. To poprzez brak rodziców, nie
potrafił stworzyć związku oraz zdrowych relacji. Z czasem zaczęło mu czegoś brakować . Zaczął
odczuwać pustkę, co mogło przerodzić się w depresję. Nie leczona mogła
doprowadzić do próby odebrania sobie życia.