sobota, 5 marca 2016

Rozterki życiowe oraz emocjonalne człowieka i bohatera cz. IV

Gdy słońce schowało się za horyzontem,  zeszli do jaskini i przebrali się.  Nie zamienili ani słowa. Nie wiedzieli jak podnieść się na duchu, a puste słowa były zbędne.  Wsiedli do Batmobilu i wyruszyli pod budynek  Harvey'a. 
                Do jego mieszkania dostali się przez okno. Stanęli w dwóch ciemnych kątach. Bullock po przyjściu i zapaleniu światła, wyciągnął swoja bronią. Po chwili ją schował, ale nie był zadowolony.
                - Mogłem was zastrzelić.
                Batman nie przejął się.
                - Pogadajmy.
                - Nie mam ochoty.
                - Chcę wiedzieć, czy coś planujesz na jutro.
                - Nie powinno cię to obchodzić. To moje śledztwo...
                Wskazał kciukiem na siebie.
                - Przebieraniec nie jest mi potrzebny. Ani jego barwny ptaszek.
                Obrócił się na chwilę, a gdy znowu  spojrzał tak gdzie stali, ich już nie było. Zirytował się.
                - Jak zwykle. Nadal nie rozumiem jak Gordon to znosi.
                Dwójka bohaterów postanowiła kolejny raz porozmawiać z właścicielami okradzionych posiadłości. Wcześniej nie uzyskali żadnych przydatnych informacji, ale teraz  mieli notatki prowadzącego śledztwa. Nikt nie chciał z nimi rozmawiać.
                Pennyworth kolejną noc spędzał w więziennej celi, ale nie myślał o swoim położeniu i tak nie mógł go zmienić. Nikt nie wierzył w jego zeznania. Do tego nie mógł skontaktować się ze swoim pracodawcą. To o niego się martwił.
                Według niego, jego ukochany panicz mógł  nadal obawiać się, że on go zdradzi.  Nigdy nie mógłby tego zrobić. Chyba żeby ktoś podałby mu serum prawdy.  Zastanawiał się jak Bruce sobie radzi. Czy podczas nocnych eskapad nie został ranny, albo zabity?  Czy małżonka odpowiednio o niego dba? Czy ktoś opatruje jego rany? Czy jada regularnie i odpoczywa?
                Umysł zaprzątał mu mały chłopiec, który dawno  dorósł i ożenił się, oraz chroniący swoje miasto, zakładając maskę. Gdy zamykał oczy, widział  smutne dziecko po stracie rodziców, który potrzebował ciepła i troski. Niemowlę, które trzeba było przewinąć.  Czasem przed oczami stawał mu  ranny lub poobijany Wayne, którego trzeba było opatrzyć, rzucając pry tym uwagi.
                Te same wspomnienia nawiedzały go podczas uwięzienia w Nowym Jorku Położył się na pryczy i spojrzał w stronę okienka. Zastanawiał się gdzie jest Batman. Rozmyślał też o nadchodzącej wstępnej rozprawie.  Zastanawiał się, czy warto się tłumaczyć.
                Nadszedł poranek. Bruce siedział w jaskini i rozmyślał. Po chwili weszła jego małżonka z tacą. Postawiła przed nim śniadanie. Leniwie podniósł głowę.
                - Selina.
                Uśmiechnęła się ciepło.
                - Musisz coś zjeść zanim pójdziesz do sądu.
                Był przemęczony i sfrustrowany.
                - Garnitur czeka na łóżku.
                Spojrzał na nią czule.
                - Zmieniłaś się.
                - Mówiłeś już to. A teraz jedź. Alfred cię potrzebuje.
                W jej głosie można było wyczuć niedowierzanie w niewinność mężczyzny. Zwrócił się do niej, przybierając chłodny ton.
                -  Gdybyś znała Alfreda tak długo jak ja, nie miałabyś żadnych wątpliwości
                Rozczulił się.
                -  To ciepły człowiek, oddany mojej rodzinie, oraz strzegący  tajemnicy. Jeśli wyznaczą kaucję, to natychmiast ją wpłacę.
                Dotknęła jego ramienia.
                - Ufam ci. Ale pozwól, że będę lekko nieufna wobec niego. Obiecuję mu tego nie okazać. Po tym jak przyjechaliście z Nowego Jorku, obiecałam sobie ich zjednać.
                - Dziękuję.
                Na posterunku omawiano plan. Gordon spytał swojego detektywa.
                -  A więc myślisz, że to może się udać?
                Bullock trzymał wykałaczkę między zębami.
                - Tak. Niezłapani wspólnicy  Pennywortha na pewno spróbuje go wyciągnąć. Suma powinna być  wysoka.
                Jim był sceptyczny.
                - A Wayne?
                - Myślisz, że zapłaci za człowieka, który go okradł?
                Komisarz znając temperament podwładnego, nie skomentował tego. Bruce kilkakrotnie awanturował się w sprawie swojego lokaja. Jim wiedział, że może dać wyraz  swojego zaufania.
                O jedenastej rozpoczęła się rozprawa.  Bruce uważnie słuchał  prokuratora i obrońcę, notując w pamięci najważniejsze fakty.  Zeznania policjantów pokrywały się ze zdobytymi notatkami.  Dick obserwował aresztowanego i chciał go pocieszyć przyjacielskim spojrzeniem,  ale ten nawet nie spojrzał w ich kierunku.
                Pennyworth siedział ze spuszczoną głową i nie miał zamiaru jej podnieść.  Nie pozwalał sobie na nadzieję, iż obaj panicze są na sali, ponieważ bał się rozczarowania.  Wiedział, że jeśli nawet kaucja zostanie wyznaczona, może przewyższyć jego oszczędności. Nie chciał dzwonić po pomoc do dawnego kolegi z brytyjskich tajnych służb.
                Nie słuchał tego, co się dzieje na sali. Myślał o swoich obowiązkach i jak John je wykonuje.  Duchem był tylko podczas składania wyjaśnień.  Mówił, że nie zauważył kradzieży i był zaskoczony widokiem policji.  Zasugerował, iż mógł wywieźć łup, jadąc do doktor Thompik.
                Przed ogłoszeniem decyzji sądu adwokat go szturchnął i wstał. Wzrok nadal spoczywał na podłodze, ale uważnie słuchał. Zarządzono trzy miliony kaucji. Z miejsca zerwał się Wayne i podszedł do miejsca dla światków i głośno spytał.
                - Czy może być czek?
                Sędzia przyjrzał mu się uważnie. Słyszał o tym bogatym kobieciarzu. Dziwił się, że chce uchronić swojego lokaja.  Zdawał sobie sprawę, że  mężczyzna posiada potrzebną sumę. Nie widział potrzeby robienia problemu.
                - Proszę bardzo. Można od ręki załatwić wszystkie formalności.
                Bullock wściekł się. Był zły na milionera, który zniszczył jego pomysł na dopadnięcie reszty szajki. Chciał podejść  do niego i nawrzeszczeć. Zacisnął pięści i wyszedł z sądu.  Wrócił na posterunek i zabrał się do przeglądania akt. Wyżywał się na współpracownikach.
                Gdy Pennyworth usłyszał głos swojego pracodawcy, z zaskoczeniem spojrzał na niego. Był szczęśliwy na jego widok, oraz w szoku po usłyszeniu, że zapłaci kaucję. Dwie godziny później opuścił sąd w towarzystwie dwójki mężczyzn.  Był uśmiechnięty.
                - Jak się czujesz Alfredzie?
                - Dobrze paniczu Bruce. Dziękuję za wyciągnięcie z więzienia.
                Zatrzymali się. Wayne stanął na przeciwko starszego mężczyzny i spojrzał mu w oczy.
                - Przecież wiem, że mnie nie okradłeś. Zbyt dobrze cię znam.
                Poklepał go ramieniu i ruszył do samochodu. Gdy mieli wsiadać, spytał.
                - Widziałeś spinki ojca? Nie mogę iść znaleźć. Ostatni raz miałem je na ślubie.
                Lokaj uśmiechnął się szerzej. Zdał sobie sprawę, że bez niego nie daje sobie rady.
                - Zostawił je panicz w jaskini. Rankiem odłożyłem  na miejsce.
                Wayne nagle zatrzymał się. Po chwili odezwał się stłumionym głosem
                - Nie ma ich tam.
                Zacisnął pięści ze wściekłości i jak burza wpadł za kierownicę pojazdu. Pennyworth i Grayson spojrzeli na siebie. Młodzieniec spytał.
                - Co się dzieje?
                Bruce intensywnie nad czymś myślał. Zastanawiał się jak mogła zniknąć pamiątka po jego ojcu. Nagle olśniło go, co spowodowało wściekłość.  Walną pięścią w kierownicę. Skoro spoczywały na swoim miejscu od dnia ślubu, to znaczy że złodziej próbował je ukraść. Alfred wysnuł podobne wnioski.
                -Proszę wysiąść paniczu. Ja poprowadzę.
                - Nie - jego głos wyrażał gniew.
                - Nie możesz prowadzić w takim stanie - wtrącił się Dick. - Chciałbym przeżyć.
                Wayne wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Wsiadł z tyłu  i bębnił palcami o tył przedniego fotela.  Pennyworth zawiózł ich pod komisariat. Milioner wysiadł i wbiegł do budynku. Grayson nie wiedział co się dzieje.
                - Co mu się stało?
                - Zrozumiał, że ktoś próbował ukraść pamiątkę.
                -Co?
                Teraz zrozumiał zdenerwowanie przyjaciela. Dla Bruce'a rzeczy po rodzicach były świętością.
                - No to będzie heca.
                Wayne chodził po posterunku i nie mógł doczekać się pojawienia Bullocka.  Gdy zobaczył detektywa zażądał.
                - Chcę natychmiast zobaczyć listę przedmiotów znalezionych w pokoju Alfreda.
                - Po co?
                Policjant nie był zadowolony.
                -  Nie mogę znaleźć mojej cennej rzeczy.
                Detektyw rzucił mu listę. Bruce uważnie ją przeczytał. Zauważył kilka ciekawych przedmiotów. Po pięciu minutach spytał.
                - Mogę obejrzeć spinki?
                Wściekły Harvey wysłał żółtodzioba  po dowód.   Gdy milioner zobaczył przyniesione przedmioty, walna pięścią w najbliższe biurko. Detektyw krzyknął.
                - Co ty wyprawiasz?
                - Złodziej chciał ukraść rzeczy moich rodziców.
                Bullock wyciągnął wykałaczkę z między zębów.
                - A ty go uwolniłeś.
                - Alfred wie, że zniknięcie tych rzeczy zauważę najszybciej. Zniknięcie dzieła sztuki jeszcze by wyjaśnił, ale pamiątek nie.
                Musiał ochłonąć i pomyśleć.  Wybiegł przed budynek. Krążył wokół niego. Przystanął  i ukrył twarz w dłoniach.   Zazwyczaj nie pozwalał sobie na chwile słabości, ale zmiany w jego życiu rozkruszyły skorupę.
                 Pennyworth odnalazł go i stanął za swoim pracodawcą. Miał przed sobą zagubione dziecko. Pierwszy raz od wielu lat pozwolił sobie na podejście do niego. Przytulił go jak za dawnych lat.
                -Wszystko będzie dobrze paniczu.
                Bruce wydostał się z jego objęć i uśmiechnął się, aby ukryć zmieszanie.
                - Dziękuję. Muszę poukładać swoje życie i emocje.
                - Radzę wraz z małżonką wyjechać na jakiś czas.
                Wayne'owi ten pomysł nie przypadł do gustu. Bezradnie rozłożył ręce.
                - Wiesz, że nie mogę na zbyt długo opuścić Gotham.
                Alfred pokiwał głową. Był zmartwiony. Za rogu wyszedł Dick.
                - Ja cię zastąpię. Będę działał jako Robin, ale kilka razy włożę  twój kostium. Dla twojego dobra wyjedź. Brakuje ci dawnego dystansu...
                Jego głos był pełen troski.
                - Pewnego dnia możesz przez to zginąć. Przemyśl to. Proszę.
                - Nie - odparł chłodno Bruce. - Wiem co robię. Muszę się jeszcze dowiedzieć kto wrabia Alfreda.
                Pennywort wyciągnął w jego stronę dłoń i palcem wskazał na niego. Chciał coś powiedzieć, ale Wayne zaczął biec. Musiał wszystko przemyśleć. Pojechał taksówką do posiadłości. Tam przebrał się w stój nietoperza i pojechał na cmentarz. Batmobil zostawił przed bramą, a sam podszedł do grobu rodziców. Stanął przed nagrobkiem i zaczął wyżalać się. Po jego policzkach płynęły łzy.
                - W ostatnim czasie tak wiele się zmieniło. Dopuściłem do siebie uczucia będąc Batmanem. To utrudnia pracę...
                Westchnął cicho
                - Ciężko jest mi oddzielić uczucia podczas walki, przesłuchać,  badania miejsc. Przez co staję się bezradny i beznadziejny.
                Prawą dłonią dotknął kamienia i patrzył na ziemię.
                - Zawiodłem was. Stałem się słaby... Nie dam rady spełnić przysięgi.
                Po ścieżce szła starsza kobieta, której nie zauważył. Podeszła do niego i stanęła obok niego. Była to doktor Thompkins.
                - To nieprawda.
                Spojrzał na nią.
                - Alfred zadzwonił do ciebie?
                Jej kąciki warg drgnęły w lekkim uśmiechu.
                - Nie. Miałam przeczucie, że tutaj będziesz.  Potrzebujesz wsparcia i pomocy od tamtego wypadku.
                Ciężko było mu się do tego przyznać, ale nie było sensu zaprzeczać.
                - Masz rację.
                Postanowiła mu pomóc, czy tego chce, czy nie. Podeszła i dotknęła jego serca.
                - Wszystko zależy od twojej silnej woli i pogodzenia się z przeszłością. To da ci spokój ducha.  Wtedy wszystko wróci do normalności.
                Odsunęła się i ruszyła ku wyjściu. Nagle odwróciła się.
                - Nigdy ich nie zawiedziesz. Byliby szczęśliwi, widząc twoją rodzinę.
                Uśmiechnął się do niej i zaczął wpatrywać się w imiona rodziców. Gdy zginęli był dzieckiem i nie mógł zapobiec ich śmierci. W sprawie wypadku Alfreda i Dicka też nic nie mógł zrobić. Przecież nie wiedział, ze ktoś zaatakuje limuzynę, albo wariat doprowadzi do wypadku. Pomyślał. Nie mógł wiedzieć wszystkiego. Jest obrońcą Gotham, ale nie jest wszechwiedzący i nie zabiegnie wszystkim przestępstwom, oraz złu.
                Jako Bruce Wayne mógł okazywać uczucia i mieć bliskich, ale Batman musiał wszystko spychać w głąb siebie. Nauczyć  się skupiać na swoich zadaniach, a nie rozmyślać o bliskich. Zrozumiał, że czas powrotu do pracy.
                Zabrał rękę z nagrobka i zaczął analizować sprawy kradzieży. Banda zawiązała się na kilka tygodni przed aresztowaniem Pennywortha.  Aresztowani służący  zeznali, że postanowili odegrać się na pracodawcach, którzy wykorzystywali swoich pracowników oraz gardzili i pomiatali nimi. Czy on pasował do tego modelu?
                Jeśli chodzi o Alfreda to nie. W stosunku do Johna był oschły i trzymał się na dystans. Nigdy nie obrażał go, ani nie poniżał. Teraz został zwolniony, ponieważ wrócił jego poprzednik. Obaj panowie za sobą nie przepadali, więc Morstan mógł próbować pozbyć  się swojego rywala.
                Złapani złodzieje- służący przyznali się, że obrali na szefa kogoś z ciekawymi pomysłami. Jedynie co o nim wiedzieli, to że pracuje dla Wayne'a. Policja od razu uznała, że  Alfred to szef grupy przestępczej. Nie zwrócili uwagi na drugiego pracownika. Skupili się na według nich niepodważalnym dowodzie, czyli miejscu odkrycia łupu. On znalazł obciążający tego drugiego. Musiał tylko zostać sam w posiadłości.
                Kiedy poskładał sobie wszystko do kupy, zdał sobie sprawę, iż żona coś ukrywa i to nie sama. Zrozumiał jakim był głupcem. Dick/ Robin wiedział kogo obserwować i powierzył to Kobiecie Kot, oraz Batgirl. Miał kilka razy w posiadłości, że jest obserwowany, ale nikogo nie było w pobliżu. To była dobrze ukryta dziewczyna  Graysona.
                - Wróciłem i wiem co robić. Nie zawiodę was.
                Idąc powoli opuścił mury cmentarza. W głowie układał plan działania. Zbyt dużo czasu zmarnował i musiał wziąć się do pracy. Powrócił do jaskini. Przebrał się i ostrożnie opuścił swoją kryjówkę. W salonie siedziała Selina.
                - Co tak długo?
                - Uwolnili Alfreda. No i zdobyłem dla ciebie ostateczny dowód jego niewinności. Co zauważę najszybciej, gdy zostanie skradzione?
                Zastanowiła się przez chwilę.
                - Pamiątki po rodzicach?
                - Tak. i tego by nie ukradł. A jak tam wasza obserwacja?
                Była zaskoczona.  Nie wiedziała jak się dowiedział. Była zaniepokojona, że spisek ujrzał światło dzienne.
                - Skąd wiesz?
                Podszedł do niej, nachylił się i wyszeptał do ucha.
                - Przecież jestem Batmanem. Myśleliście, że ukryjecie coś przede mną?
                Odsunął się i spojrzał zalotnie.
                - Więc?
                Założyła nogę na nogę oraz wysunęła tułów do przodu.
                - Nic nie dowiedziałam się.
                - A Batgirl?
                - Też nie.
                Nagle zrozumiał, że  musieli dziewczynie zdradzić kim jest mroczny obrońca miasta. O dziwo nie gniewał się na nich. Zrobili to dla jego zdrowia.
                - Więc chodziło mu tylko o posadę...  Jadę do biura. Jak zobaczysz Dicka, to powiedz mu o tym.
                Opuścił salon. Będąc w holu, poczuł na sobie czyjś wzrok.
                - Widzę, że Dick dzwonił do ciebie. Jadę do biura.
                Z piętra na linii zjechała Batgirl. Była zatroskana.
                - Lepiej zostań w domu. Wszystko wiem.
                Jego kąciki drgnęły w uśmiechu.
                - Nie wszystko. Już jest dobrze.
                Wyszedł z domu, zabierając kluczyki od jednego ze sportowych samochodów i ruszył do miasta. Ochrona siedziby firmy była zdziwiona wizytą szefa o tak późnej porze. Po znalezieniu się w biurze, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Potrzebował spokoju, a nie nianiek. Nawet w jaskini nie miałby spokoju.
                Musiał znaleźć sposób, aby ujawnić prawdziwego złodzieja.  Wyciągnął z walizki kostium. Udał się na patrol. Do domu wrócił nad ranem. Wszyscy domownicy jeszcze spali. Postanowił rozejrzeć się. W ciągu dwóch godzin znalazł dwie kryjówki. Udało się to dzięki zdobytym wcześniej informacją. Z ulgą legł obok żony i przespał dwie godziny. Obudził go pocałunek ukochanej.
                -Późno wróciłeś.
                Był zaspany.
                - Patrolowałem miasto.  Co było jak wrócili?

                - Alfred był wykończony i zasnął w salonie. Dick przebudził go i odprowadził do sypialni.  Noc miał spędzić na ulicach. Może jeszcze być w jaskini.

1 komentarz:

  1. Cześć :)
    Widzę, że tytuł poprawiony i rozdział krótszy. To dobrze.
    "Stanęli w dwóch ciemnych kontach. " - boli mnie to jak cholera; "Stanęli w dwóch ciemnych KĄTACH."
    Alfred chyba nigdy nie będzie widział w Bruce'ie dorosłego, tylko tego chłopca, którym się zaopiekował.
    Trochę za szybko dzieje się to wszystko. Tu Alfred i więzienie, a już za chwilę wstępna rozprawa. Lepiej byłoby, gdybyś toczyła dany wątek odrobinę dłużej.
    Od początku nie wierzyłam w winę lokaja i byłam pewna, że Bruce zdoła odkryć dowód na jego niewinność.
    Czekam na nn ^^
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń