Gdy słońce schowało się za
horyzontem, zeszli do jaskini i
przebrali się. Nie zamienili ani słowa.
Nie wiedzieli jak podnieść się na duchu, a puste słowa były zbędne. Wsiedli do Batmobilu i wyruszyli pod
budynek Harvey'a.
Do
jego mieszkania dostali się przez okno. Stanęli w dwóch ciemnych kątach.
Bullock po przyjściu i zapaleniu światła, wyciągnął swoja bronią. Po chwili ją
schował, ale nie był zadowolony.
-
Mogłem was zastrzelić.
Batman
nie przejął się.
-
Pogadajmy.
-
Nie mam ochoty.
-
Chcę wiedzieć, czy coś planujesz na jutro.
-
Nie powinno cię to obchodzić. To moje śledztwo...
Wskazał
kciukiem na siebie.
-
Przebieraniec nie jest mi potrzebny. Ani jego barwny ptaszek.
Obrócił
się na chwilę, a gdy znowu spojrzał tak
gdzie stali, ich już nie było. Zirytował się.
-
Jak zwykle. Nadal nie rozumiem jak Gordon to znosi.
Dwójka
bohaterów postanowiła kolejny raz porozmawiać z właścicielami okradzionych
posiadłości. Wcześniej nie uzyskali żadnych przydatnych informacji, ale
teraz mieli notatki prowadzącego
śledztwa. Nikt nie chciał z nimi rozmawiać.
Pennyworth
kolejną noc spędzał w więziennej celi, ale nie myślał o swoim położeniu i tak
nie mógł go zmienić. Nikt nie wierzył w jego zeznania. Do tego nie mógł
skontaktować się ze swoim pracodawcą. To o niego się martwił.
Według
niego, jego ukochany panicz mógł nadal
obawiać się, że on go zdradzi. Nigdy nie
mógłby tego zrobić. Chyba żeby ktoś podałby mu serum prawdy. Zastanawiał się jak Bruce sobie radzi. Czy
podczas nocnych eskapad nie został ranny, albo zabity? Czy małżonka odpowiednio o niego dba? Czy
ktoś opatruje jego rany? Czy jada regularnie i odpoczywa?
Umysł
zaprzątał mu mały chłopiec, który dawno
dorósł i ożenił się, oraz chroniący swoje miasto, zakładając maskę. Gdy
zamykał oczy, widział smutne dziecko po
stracie rodziców, który potrzebował ciepła i troski. Niemowlę, które trzeba
było przewinąć. Czasem przed oczami
stawał mu ranny lub poobijany Wayne,
którego trzeba było opatrzyć, rzucając pry tym uwagi.
Te
same wspomnienia nawiedzały go podczas uwięzienia w Nowym Jorku Położył się na
pryczy i spojrzał w stronę okienka. Zastanawiał się gdzie jest Batman.
Rozmyślał też o nadchodzącej wstępnej rozprawie. Zastanawiał się, czy warto się tłumaczyć.
Nadszedł
poranek. Bruce siedział w jaskini i rozmyślał. Po chwili weszła jego małżonka z
tacą. Postawiła przed nim śniadanie. Leniwie podniósł głowę.
-
Selina.
Uśmiechnęła
się ciepło.
-
Musisz coś zjeść zanim pójdziesz do sądu.
Był
przemęczony i sfrustrowany.
-
Garnitur czeka na łóżku.
Spojrzał
na nią czule.
-
Zmieniłaś się.
-
Mówiłeś już to. A teraz jedź. Alfred cię potrzebuje.
W
jej głosie można było wyczuć niedowierzanie w niewinność mężczyzny. Zwrócił się
do niej, przybierając chłodny ton.
- Gdybyś znała Alfreda tak długo jak ja, nie
miałabyś żadnych wątpliwości
Rozczulił
się.
- To ciepły człowiek, oddany mojej rodzinie,
oraz strzegący tajemnicy. Jeśli wyznaczą
kaucję, to natychmiast ją wpłacę.
Dotknęła
jego ramienia.
-
Ufam ci. Ale pozwól, że będę lekko nieufna wobec niego. Obiecuję mu tego nie
okazać. Po tym jak przyjechaliście z Nowego Jorku, obiecałam sobie ich zjednać.
-
Dziękuję.
Na
posterunku omawiano plan. Gordon spytał swojego detektywa.
- A więc myślisz, że to może się udać?
Bullock
trzymał wykałaczkę między zębami.
-
Tak. Niezłapani wspólnicy Pennywortha na
pewno spróbuje go wyciągnąć. Suma powinna być
wysoka.
Jim
był sceptyczny.
-
A Wayne?
-
Myślisz, że zapłaci za człowieka, który go okradł?
Komisarz
znając temperament podwładnego, nie skomentował tego. Bruce kilkakrotnie
awanturował się w sprawie swojego lokaja. Jim wiedział, że może dać wyraz swojego zaufania.
O
jedenastej rozpoczęła się rozprawa.
Bruce uważnie słuchał prokuratora
i obrońcę, notując w pamięci najważniejsze fakty. Zeznania policjantów pokrywały się ze
zdobytymi notatkami. Dick obserwował
aresztowanego i chciał go pocieszyć przyjacielskim spojrzeniem, ale ten nawet nie spojrzał w ich kierunku.
Pennyworth
siedział ze spuszczoną głową i nie miał zamiaru jej podnieść. Nie pozwalał sobie na nadzieję, iż obaj
panicze są na sali, ponieważ bał się rozczarowania. Wiedział, że jeśli nawet kaucja zostanie
wyznaczona, może przewyższyć jego oszczędności. Nie chciał dzwonić po pomoc do
dawnego kolegi z brytyjskich tajnych służb.
Nie
słuchał tego, co się dzieje na sali. Myślał o swoich obowiązkach i jak John je
wykonuje. Duchem był tylko podczas
składania wyjaśnień. Mówił, że nie
zauważył kradzieży i był zaskoczony widokiem policji. Zasugerował, iż mógł wywieźć łup, jadąc do
doktor Thompik.
Przed
ogłoszeniem decyzji sądu adwokat go szturchnął i wstał. Wzrok nadal spoczywał
na podłodze, ale uważnie słuchał. Zarządzono trzy miliony kaucji. Z miejsca
zerwał się Wayne i podszedł do miejsca dla światków i głośno spytał.
-
Czy może być czek?
Sędzia
przyjrzał mu się uważnie. Słyszał o tym bogatym kobieciarzu. Dziwił się, że
chce uchronić swojego lokaja. Zdawał
sobie sprawę, że mężczyzna posiada
potrzebną sumę. Nie widział potrzeby robienia problemu.
-
Proszę bardzo. Można od ręki załatwić wszystkie formalności.
Bullock
wściekł się. Był zły na milionera, który zniszczył jego pomysł na dopadnięcie
reszty szajki. Chciał podejść do niego i
nawrzeszczeć. Zacisnął pięści i wyszedł z sądu.
Wrócił na posterunek i zabrał się do przeglądania akt. Wyżywał się na
współpracownikach.
Gdy
Pennyworth usłyszał głos swojego pracodawcy, z zaskoczeniem spojrzał na niego.
Był szczęśliwy na jego widok, oraz w szoku po usłyszeniu, że zapłaci kaucję.
Dwie godziny później opuścił sąd w towarzystwie dwójki mężczyzn. Był uśmiechnięty.
-
Jak się czujesz Alfredzie?
-
Dobrze paniczu Bruce. Dziękuję za wyciągnięcie z więzienia.
Zatrzymali
się. Wayne stanął na przeciwko starszego mężczyzny i spojrzał mu w oczy.
-
Przecież wiem, że mnie nie okradłeś. Zbyt dobrze cię znam.
Poklepał
go ramieniu i ruszył do samochodu. Gdy mieli wsiadać, spytał.
-
Widziałeś spinki ojca? Nie mogę iść znaleźć. Ostatni raz miałem je na ślubie.
Lokaj
uśmiechnął się szerzej. Zdał sobie sprawę, że bez niego nie daje sobie rady.
-
Zostawił je panicz w jaskini. Rankiem odłożyłem na miejsce.
Wayne
nagle zatrzymał się. Po chwili odezwał się stłumionym głosem
-
Nie ma ich tam.
Zacisnął
pięści ze wściekłości i jak burza wpadł za kierownicę pojazdu. Pennyworth i
Grayson spojrzeli na siebie. Młodzieniec spytał.
-
Co się dzieje?
Bruce
intensywnie nad czymś myślał. Zastanawiał się jak mogła zniknąć pamiątka po
jego ojcu. Nagle olśniło go, co spowodowało wściekłość. Walną pięścią w kierownicę. Skoro spoczywały
na swoim miejscu od dnia ślubu, to znaczy że złodziej próbował je ukraść.
Alfred wysnuł podobne wnioski.
-Proszę
wysiąść paniczu. Ja poprowadzę.
-
Nie - jego głos wyrażał gniew.
-
Nie możesz prowadzić w takim stanie - wtrącił się Dick. - Chciałbym przeżyć.
Wayne
wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Wsiadł z tyłu i bębnił palcami o tył przedniego fotela. Pennyworth zawiózł ich pod komisariat.
Milioner wysiadł i wbiegł do budynku. Grayson nie wiedział co się dzieje.
-
Co mu się stało?
-
Zrozumiał, że ktoś próbował ukraść pamiątkę.
-Co?
Teraz
zrozumiał zdenerwowanie przyjaciela. Dla Bruce'a rzeczy po rodzicach były
świętością.
-
No to będzie heca.
Wayne
chodził po posterunku i nie mógł doczekać się pojawienia Bullocka. Gdy zobaczył detektywa zażądał.
-
Chcę natychmiast zobaczyć listę przedmiotów znalezionych w pokoju Alfreda.
-
Po co?
Policjant
nie był zadowolony.
-
Nie mogę znaleźć mojej cennej rzeczy.
Detektyw
rzucił mu listę. Bruce uważnie ją przeczytał. Zauważył kilka ciekawych
przedmiotów. Po pięciu minutach spytał.
-
Mogę obejrzeć spinki?
Wściekły
Harvey wysłał żółtodzioba po dowód. Gdy milioner zobaczył przyniesione
przedmioty, walna pięścią w najbliższe biurko. Detektyw krzyknął.
-
Co ty wyprawiasz?
-
Złodziej chciał ukraść rzeczy moich rodziców.
Bullock
wyciągnął wykałaczkę z między zębów.
-
A ty go uwolniłeś.
-
Alfred wie, że zniknięcie tych rzeczy zauważę najszybciej. Zniknięcie dzieła
sztuki jeszcze by wyjaśnił, ale pamiątek nie.
Musiał
ochłonąć i pomyśleć. Wybiegł przed
budynek. Krążył wokół niego. Przystanął
i ukrył twarz w dłoniach.
Zazwyczaj nie pozwalał sobie na chwile słabości, ale zmiany w jego życiu
rozkruszyły skorupę.
Pennyworth odnalazł go i stanął za swoim pracodawcą.
Miał przed sobą zagubione dziecko. Pierwszy raz od wielu lat pozwolił sobie na
podejście do niego. Przytulił go jak za dawnych lat.
-Wszystko
będzie dobrze paniczu.
Bruce
wydostał się z jego objęć i uśmiechnął się, aby ukryć zmieszanie.
-
Dziękuję. Muszę poukładać swoje życie i emocje.
-
Radzę wraz z małżonką wyjechać na jakiś czas.
Wayne'owi
ten pomysł nie przypadł do gustu. Bezradnie rozłożył ręce.
-
Wiesz, że nie mogę na zbyt długo opuścić Gotham.
Alfred
pokiwał głową. Był zmartwiony. Za rogu wyszedł Dick.
-
Ja cię zastąpię. Będę działał jako Robin, ale kilka razy włożę twój kostium. Dla twojego dobra wyjedź.
Brakuje ci dawnego dystansu...
Jego
głos był pełen troski.
-
Pewnego dnia możesz przez to zginąć. Przemyśl to. Proszę.
-
Nie - odparł chłodno Bruce. - Wiem co robię. Muszę się jeszcze dowiedzieć kto
wrabia Alfreda.
Pennywort
wyciągnął w jego stronę dłoń i palcem wskazał na niego. Chciał coś powiedzieć,
ale Wayne zaczął biec. Musiał wszystko przemyśleć. Pojechał taksówką do
posiadłości. Tam przebrał się w stój nietoperza i pojechał na cmentarz.
Batmobil zostawił przed bramą, a sam podszedł do grobu rodziców. Stanął przed
nagrobkiem i zaczął wyżalać się. Po jego policzkach płynęły łzy.
-
W ostatnim czasie tak wiele się zmieniło. Dopuściłem do siebie uczucia będąc
Batmanem. To utrudnia pracę...
Westchnął
cicho
-
Ciężko jest mi oddzielić uczucia podczas walki, przesłuchać, badania miejsc. Przez co staję się bezradny i
beznadziejny.
Prawą
dłonią dotknął kamienia i patrzył na ziemię.
-
Zawiodłem was. Stałem się słaby... Nie dam rady spełnić przysięgi.
Po
ścieżce szła starsza kobieta, której nie zauważył. Podeszła do niego i stanęła obok
niego. Była to doktor Thompkins.
-
To nieprawda.
Spojrzał
na nią.
-
Alfred zadzwonił do ciebie?
Jej
kąciki warg drgnęły w lekkim uśmiechu.
-
Nie. Miałam przeczucie, że tutaj będziesz.
Potrzebujesz wsparcia i pomocy od tamtego wypadku.
Ciężko
było mu się do tego przyznać, ale nie było sensu zaprzeczać.
-
Masz rację.
Postanowiła
mu pomóc, czy tego chce, czy nie. Podeszła i dotknęła jego serca.
-
Wszystko zależy od twojej silnej woli i pogodzenia się z przeszłością. To da ci
spokój ducha. Wtedy wszystko wróci do
normalności.
Odsunęła
się i ruszyła ku wyjściu. Nagle odwróciła się.
-
Nigdy ich nie zawiedziesz. Byliby szczęśliwi, widząc twoją rodzinę.
Uśmiechnął
się do niej i zaczął wpatrywać się w imiona rodziców. Gdy zginęli był dzieckiem
i nie mógł zapobiec ich śmierci. W sprawie wypadku Alfreda i Dicka też nic nie
mógł zrobić. Przecież nie wiedział, ze ktoś zaatakuje limuzynę, albo wariat
doprowadzi do wypadku. Pomyślał. Nie mógł wiedzieć wszystkiego. Jest obrońcą
Gotham, ale nie jest wszechwiedzący i nie zabiegnie wszystkim przestępstwom,
oraz złu.
Jako
Bruce Wayne mógł okazywać uczucia i mieć bliskich, ale Batman musiał wszystko spychać
w głąb siebie. Nauczyć się skupiać na
swoich zadaniach, a nie rozmyślać o bliskich. Zrozumiał, że czas powrotu do
pracy.
Zabrał
rękę z nagrobka i zaczął analizować sprawy kradzieży. Banda zawiązała się na
kilka tygodni przed aresztowaniem Pennywortha.
Aresztowani służący zeznali, że
postanowili odegrać się na pracodawcach, którzy wykorzystywali swoich
pracowników oraz gardzili i pomiatali nimi. Czy on pasował do tego modelu?
Jeśli
chodzi o Alfreda to nie. W stosunku do Johna był oschły i trzymał się na
dystans. Nigdy nie obrażał go, ani nie poniżał. Teraz został zwolniony,
ponieważ wrócił jego poprzednik. Obaj panowie za sobą nie przepadali, więc
Morstan mógł próbować pozbyć się swojego
rywala.
Złapani
złodzieje- służący przyznali się, że obrali na szefa kogoś z ciekawymi
pomysłami. Jedynie co o nim wiedzieli, to że pracuje dla Wayne'a. Policja od
razu uznała, że Alfred to szef grupy
przestępczej. Nie zwrócili uwagi na drugiego pracownika. Skupili się na według
nich niepodważalnym dowodzie, czyli miejscu odkrycia łupu. On znalazł
obciążający tego drugiego. Musiał tylko zostać sam w posiadłości.
Kiedy
poskładał sobie wszystko do kupy, zdał sobie sprawę, iż żona coś ukrywa i to
nie sama. Zrozumiał jakim był głupcem. Dick/ Robin wiedział kogo obserwować i
powierzył to Kobiecie Kot, oraz Batgirl. Miał kilka razy w posiadłości, że jest
obserwowany, ale nikogo nie było w pobliżu. To była dobrze ukryta
dziewczyna Graysona.
-
Wróciłem i wiem co robić. Nie zawiodę was.
Idąc
powoli opuścił mury cmentarza. W głowie układał plan działania. Zbyt dużo czasu
zmarnował i musiał wziąć się do pracy. Powrócił do jaskini. Przebrał się i
ostrożnie opuścił swoją kryjówkę. W salonie siedziała Selina.
-
Co tak długo?
-
Uwolnili Alfreda. No i zdobyłem dla ciebie ostateczny dowód jego niewinności.
Co zauważę najszybciej, gdy zostanie skradzione?
Zastanowiła
się przez chwilę.
-
Pamiątki po rodzicach?
-
Tak. i tego by nie ukradł. A jak tam wasza obserwacja?
Była
zaskoczona. Nie wiedziała jak się dowiedział.
Była zaniepokojona, że spisek ujrzał światło dzienne.
-
Skąd wiesz?
Podszedł
do niej, nachylił się i wyszeptał do ucha.
-
Przecież jestem Batmanem. Myśleliście, że ukryjecie coś przede mną?
Odsunął
się i spojrzał zalotnie.
-
Więc?
Założyła
nogę na nogę oraz wysunęła tułów do przodu.
-
Nic nie dowiedziałam się.
-
A Batgirl?
-
Też nie.
Nagle
zrozumiał, że musieli dziewczynie
zdradzić kim jest mroczny obrońca miasta. O dziwo nie gniewał się na nich.
Zrobili to dla jego zdrowia.
-
Więc chodziło mu tylko o posadę... Jadę
do biura. Jak zobaczysz Dicka, to powiedz mu o tym.
Opuścił
salon. Będąc w holu, poczuł na sobie czyjś wzrok.
-
Widzę, że Dick dzwonił do ciebie. Jadę do biura.
Z
piętra na linii zjechała Batgirl. Była zatroskana.
-
Lepiej zostań w domu. Wszystko wiem.
Jego
kąciki drgnęły w uśmiechu.
-
Nie wszystko. Już jest dobrze.
Wyszedł
z domu, zabierając kluczyki od jednego ze sportowych samochodów i ruszył do
miasta. Ochrona siedziby firmy była zdziwiona wizytą szefa o tak późnej porze.
Po znalezieniu się w biurze, rozsiadł się wygodnie w fotelu. Potrzebował
spokoju, a nie nianiek. Nawet w jaskini nie miałby spokoju.
Musiał
znaleźć sposób, aby ujawnić prawdziwego złodzieja. Wyciągnął z walizki kostium. Udał się na
patrol. Do domu wrócił nad ranem. Wszyscy domownicy jeszcze spali. Postanowił
rozejrzeć się. W ciągu dwóch godzin znalazł dwie kryjówki. Udało się to dzięki
zdobytym wcześniej informacją. Z ulgą legł obok żony i przespał dwie godziny.
Obudził go pocałunek ukochanej.
-Późno
wróciłeś.
Był
zaspany.
-
Patrolowałem miasto. Co było jak
wrócili?
-
Alfred był wykończony i zasnął w salonie. Dick przebudził go i odprowadził do
sypialni. Noc miał spędzić na ulicach.
Może jeszcze być w jaskini.