czwartek, 25 lutego 2016

Rozterki życiowe oraz emocjonalne człowieka i bohatera cz. III

 Po powrocie państwo Wayne udali się do sypialni. Przebrali się i położyli do łóżka.  Kobieta wtuliła się w męża i natychmiast zasnęła. On nie mógł pogrążyć się w objęcia Morfeusza.  Leżał i patrzył się w sufit. Od domniemanej śmierci bliskich osób nawiedzał go  ten sam koszmar.
                Widział jak młody Grayson płynie kanałem do którego wpadł i próbuje się utrzymać na powierzchni. W swoim kostiumie jest za nim, ale nie potrafi go złapać. Traci siły, a chłopiec oddala się. Nagle Dick spada w dół, a on nic nie może zrobić. Słyszy tylko jego krzyk. Ledwo wydostaje się z wody, a obok niego materializuje się młodszy o kilka lat Gordon.
                - Myślałem, że u ciebie będzie bezpieczny. Że go ochronisz. Dlaczego go nie uratowałeś?
                Zauważa, iż jest ubrany w garnitur, strój nietoperza zniknął. Spogląda na przedstawiciela prawa i spuszcza wzrok. Gdy go podnosi znajduje się przed swoją siedzibą i widzi płonącą limuzynę. Słyszy krzyk
                - Pomocy paniczu... pomocy... proszę... proszę paniczu... pomocy...
                Chciał biec, ale nie mógł dać ani jednego kroku. Nadal słyszy krzyk płonącego żywcem. Nadal próbuje ruszyć. Ukrywa twarz w dłoniach. Gdy  zabiera ręce i widzi rodziców i ich mordercę. Rzuca się na ratunek, ale nie zdąża. Padają na ziemię i zalewają się krwią.
                Obsuwa się na kolana. Nie panuje nad swoimi emocjami. Jest zrozpaczony i zmęczony.  Nie ma już siły. Chce umrzeć.  Przed nim stają rodzice, Alfred i Dick. Razem wypowiadają jedno zdanie.
                - Mogłeś nas uratować
                Zazwyczaj budził się z krzykiem. Dlatego bał się zasnąć. Delikatnie wydostał się z objęć ukochanej i odsłonił okno. Patrzył się w ciemność. Wracał wspomnieniami  do początków swojej misji.
                Walczył z wieloma przestępcami i szaleńcami. Niektórzy z nich wracali. Pingwin, Joker, Dwie Twarze, Trujący Bluszcz, Szalony Kapelusznik, Enigma. Nie poddawał się i próbował z powrotem  wsadzić ich do cel. Nie miał zamiaru pozwolić im rozrabiać w jego mieście.
                 Powrócił wspomnieniami do snu, gdzie wiódł szczęśliwe życie u boku ukochanych. W nim nie był mrocznym obrońcą Gotham, tylko prezesem rodzinnej firmy. Martha i Thomas Wayne żyli na szczęśliwej emeryturze i szykowali się do ożenku syna. Był zaręczony z Seliną Kyle, która nie znała Kobiety Kot.  Alfred nie słyszał o Batjaskini. Ktoś inny jest Batmanem.  Idealne życie. Takie jakie byłoby bez śmierci jego rodziców.
                Żałował, że nie było prawdziwe i musiał je opuścić Cieszył się z podjęcia słusznej decyzji i powrotu do rzeczywistości. Szalony Kapelusznik chciał go tam uwięzić, aby mu nie przeszkadzał w jego niecnych planach. Znalazł sposób na ucieczkę ze wspaniałego świata, chociaż nierealnego.  Czasem oddałby wszystko, aby tak wyglądała jego egzystencja.
                Nie spostrzegł, że znalazł imitację rodziny, nie rodzinę w osobach wiernego lokaja, przygarniętego chłopca, którego polubił i wyszkolił. Przez długi czas myślał, że otacza go  tylko mrok, ale się mylił. Otaczała go jasność Alfreda Pennywortha, Dicka Graysona, Leslie Thompkins,  Seliny Wayne oraz Jima Gordona. Nie zauważył kiedy każdy z nich stawał się dla niego oparciem i najbliższą osobą.
                Nadal pamiętał jak podczas spektaklu dobroczynnego cyrku był światkiem śmierci akrobatów.W jego pamięci zachowało wiele szczegółów. Zrozpaczonego chłopca, który obwiniał się za śmierć rodziców. Rozmowę z Gordonem oraz zabranie dziecka do siebie. Jak zabrał Dicka z Alfredem do swojej dawnej sypialni.
                 W wolnej chwili ruszył, aby złapać mordercę. Lokaj uświadomił go, że chłopiec potrzebuje wsparcia, oraz że oboje potrzebują przyjaciela. Przeprowadził z nim rozmowę, o tym ze rozumie co czuje. Przecież sam stracił rodziców jako dziecko.
                Gdy policja odkryła kryjówkę Zucco, Batman  ruszył aby go złapać. Oprócz przestępcy był tam Dick. Robił wszystko, aby go uratować, oraz nie stracić odpowiedzialnego za jego tragedię.  Grayson wpadł do kanału i wskoczył, aby go uratować. Pamiętał jak chłopiec po wyciągnięciu był rozżalony, że przestępca uciekł.
                Zabrał go do jaskini i zdradził mu swoją tożsamość. Wtedy Alfred miał rację. Od tamtej pory Dick zaczął spędzać sporo czasu w jego kryjówce. Tak narodził się Robin, posiadający podobną tragedię do swojego nauczyciela.
                Nie zauważył kiedy stał się dla niego bliższy niż tylko  jako sojusznik i pomocnik. Nie zwrócił uwagę,  że przywiązał się do niego. Był gotowy zginąć, aby go ocalić. Po kilku latach natrafiła się okazja, aby złapać Zucco. Nie chciał narażać przyjaciela i nie zabrał go ze sobą. 
                Oczywiście Robin dowiedział się, że nietoperz tropi mordercę jego rodziców. Zdenerwował się. Nakrzyczał trochę na niego  i ruszył do akcji. Nie chciał odpuścić możliwości zemsty. Próbował namierzyć Batmobil, ale on wyłączył lokalizator.  Miał nadzieję, że  młodzieniec nie znajdzie przestępcy.
                On sam znalazł się nad kryjówką Zucco. Po usłyszeniu hałasu bandzior ostrzelał sufit i spadł. Mimo uszkodzonej nogi podjął się walczyć ze zgromadzonymi ludźmi . Opuścili budynek i przenieśli się do Lunaparku.
                Oczywiście pojawił się jego po pomocnik. Robin był bliski zabicia drania przez którego został sierotą. Wiedział, że to nie przyniesie młodzieńcowi ulgi, a może spowodować poczucie winy i wściekłość na siebie. Musiał zareagować, zanim młody bohater popełni nieodwracalny błąd.
                Gdy przestępcą zajęła się policja, mógł odbyć z nim krótką pogawędkę. Dick myślał, że został zastawiony, ponieważ  on mógł podejrzewać, że młodzieńca poniosą emocje. Mu chodziło zupełnie o cos innego. O jego bezpieczeństwo. Przez takich jak Zucco zbyt wielu ludzi straciło bliskich, Nie chciał aby coś się stało Dick'owi czy Robinowi. To też tyczyło się też innych jego bliskich.
                Wszystko było żywe w jego pamięci. Najbardziej  wspomnienia dręczyły go w okresie roku, kiedy nie było jego przybranego syna i wiernego towarzysza. Czuł się winny ich śmierci.  Wtedy zdał sobie sprawę, że nie udało mu się ich ochronić.
                Nagle z zamyślenia wyrwało go uczucie, że ktoś go obejmuje. Zareagował odruchowo.  Złapał osobę za rękę i przerzucił przez głowę, schylając się przy tym.  Dopiero po dostrzeżeniu, że była to Selina.
                 Nie było żadnego zagrożenia i zbyt szybko zareagował.  Podał żonie rękę i pomógł jej wstać z podłogi.  Uśmiechnął się, ale był zawstydzony. Czuł się źle, że zaatakował kobietę, którą  kocha. Powinien najpierw zorientować się w sytuacji. Powinien zdać sobie sprawę, że od dziś nie jest sam w sypialni.
                - Przepraszam kochanie..
                Stanęła obok niego i delikatnie położyła lewą rękę na jego prawym karku.
                - Czemu nie śpisz?
                - Rozmyślam kochanie.
                - O czym?
                Spojrzał w ciemność oraz na księżyc. Czuł ciepło bijące od kobiety, którego nie spodziewałby się od tajemniczej złodziejki.  Od kiedy zostali parą, zmieniła się i prawie nie dostrzegał kotki, którą próbował kilkakrotnie złapać.
                - Myślałem, że nigdy już nie będę szczęśliwy...
                Był nostalgiczny.
                - Od śmierci rodziców.  Później zostałem Batmanem.  Nie powinienem ciebie wciągać w swoje życie pełne niebezpieczeństw...
                Selina jak baletnica zrobiła obrót i wpadła w ramiona męża. Następnie ujawniła się Kobieta Kot i dotknęła jego twarzy, jakby robiła to swoimi długimi pazurami. Zbliżyła głowę do jego ucha.
                - Przestań się nad sobą użalać nietoperku. Nie zmienisz przeszłości. Teraz czas się zabawić.
                Zamruczała i wyślizgnęła się z rąk ukochanego, podeszła do łóżka i jak kot wskoczyła na nie. Jej głos brzmiał seksownie.
                - Chodź do mnie Bruce.
                Wyciągnęła się jak zwierzę. Nagle spojrzała na małżonka i zobaczyła coś dziwnego w jego oczach. Wstała i podeszła do niego. Przemówiła łagodnie.
                -  Pamiętaj, że otaczają cię ludzie, którym zależy na tobie. Nikt nie każe ci zrezygnować z ratowania Gotham... Nikt nie obwinia cię  za każde nieszczęście, któremu nie zapobiegłeś. Nawet za te, które dosięgną  nas, twoich bliskich.  Zacznij się cieszyć tym co masz. Chodź do łóżka. Dziś Batman ma wolne. Robin patroluje miasto.
                Objął ją, podniósł i zaniósł na posłanie. Gdy oboje  leżeli pod ciepłą kołdrą, wtulił się w Selinę i zasnął. Dopiero teraz zaczęła spostrzegać ludzką stronę obrońcy Gotham oraz jego zmagania z własnymi demonami. Miała problem w odnalezieniu się w świecie bez swoich nawyków złodziejskich i chodzeniem własnymi ścieżkami, ale przy problemach Batmana to było niczym.
                Nastał ranek. Pennywort zszedł do kuchni i zajął się jej porządkowaniem. Następnie zaczął przygotowywać śniadanie.  Gdy John pojawił się, nie był zadowolony, że ktoś obcy próbuje wykonywać jego obowiązki.
                - Przepraszam pana, ale co pan robi?
                - Przygotowuję posiłek dla państwa Wayne.
                Obecny lokaj był zły, ale starał się okazywać kamienną twarz.
                - Proszę mi wybaczyć, ale to jest moim obowiązkiem.
                - Radzę nie awanturować się.
                Głos Pennywortha zdradzał profesjonalizm.  Zegar wybił godzinę jedenastą.  Wszystko ustawił na tacy, przykrył  talerze pokrywkami i postawił dwie czerwone róże w białym, porcelanowym wazoniku.  Minął Morstana i powędrował na górę.  Zastukał do  sypialni panicza. Małżonkowie już nie spali. Bruce spytał donośnym głosem.
                - Kto tam?
                - Przyniosłem śniadanie paniczu.
                Mężczyzna był zadowolony, a Selina złapała koszulę nocną i szybko ją ubrała. Zakopała się w pościeli. Gdy mężczyzna wszedł, małżeństwo spojrzało po sobie niepewnie. Postawił tacę na nocnym stoliku i odkrył talerze,  nalał kawę do filiżanek. Ruszył do wyjścia.  Będą na progu pozwolił sobie na odrobinę swobody i odezwał się.
                - Proszę się nie chować panno Kyle... To znaczy pani Wayne.  Wiele panienek panicza wypraszałem stąd.  Życzę smacznego.
                 Ledwie wyszedł, a oni wybuchli śmiechem.
                - Cały Alfred. Jest niezwykły. Jako lokaj posłuszny i oddany, a jako przyjaciel troszczący się, mający dobre rady, oraz niebojący się ich wyrażać. Tak samo z opiniami.
                Kobieta nie panowała nad swoim rozbawieniem, chociaż doceniała Pennywortha.
                - Dobrze mieć kogoś takiego
                Nagle spojrzała na niego kocim spojrzeniem. Wysyczała.
                - Ile było tych panienek?
                - Znasz moją reputację. Domyśl się.
                Poczuła zazdrość. Mężczyzna postanowił ją uspokoić.
                - Ale żadna nie była dla mnie tak ważna jak ty. To ty jesteś moim życiem.
                Kobieta uspokoiła się. Nie chciała myśleć o innymkobietach ukochanego, więc zmieniła temat.
                - Opowiedz mi trochę o Alfredzie. Wydaje się ciekawą postacią. Tak tajemniczą jak nietoperek, który denerwuje przestępców.
                - Nie zgodzę się. Po prostu nie musi się obawiać o swoją pracę, a podczas, gdy ktoś przychodzi to jest profesjonalny. No i chroni moją tajemnicę. Świetnie odnajduje się w roli pomocnika nietoperza.
                Kobieta  zaczęła zajadać się potrawami.
                - To wszystko ładnie pachnie i dobrze smakuje... Widzę, że umie świetnie gotować.
                Nachylił się w stronę kobiety.
                - Opowiem ci pewną historię.
                Odsunął się i obserwował z zainteresowaniem żonę, która jadła. Sam nie był głodny. Delikatnie prawa ręką  gładził jej  blond włosy.
                - Raz został zaatakowany człowiek z mojej firmy. Udało się go uratować.
                Spojrzała na niego znacząco.    
                - Zrobił to Batman.        
                - Masz rację. Następny ranek spędzałem w jaskini.  Gdy przyniósł mi śniadanie,  wspominając, że dwukrotnie skłamał policji na mój temat i ze trzeci raz nie uwierzą. Polecił przejrzeć mi gazetę.  Zostałem aresztowany, ale wyszedłem  za kaucją. Czekał na mnie ze strojem.  Zawsze możemy sobie porozmawiać i omówić sprawę. Pamiętam jak martwił się, że nie odzyskam wzroku. Podczas pokazu doszło do małej eksplozji i miałem kłopoty ze wzrokiem. oczywiście nie posłuchałem lekarki i nie odpoczywałem.  Był przestraszony. 
                Wziął głęboki wdech
                - Wybrałem się na akcję w przebraniu i po oberwaniu w głowę, straciłem pamięć. Nie wróciłem do domu i zaczął mnie szukać. Poleciał moją maszyną. Pamiętam jego ulgę, gdy podszedłem do niego, jak siedział na ziemi po trudnym lądowaniu.  Prima Aprilis,  wyciął mi żart. Z Dickiem omawiają mnie za plecami, bo się martwią. Oraz wiele więcej.  Ale zabierajmy się za jedzenie.
                Sięgnął  po tosta.  Selina piła swoją kawę z przyjemnością.  Leżeli w milczeniu, ciesząc się chwilą. Skupiali się na konsumpcji. W tym samym czasie Dick opuścił swoją sypialnię i zszedł do kuchni.
                - Czyżby było śniadanie.
                Pennywort wyglądał na zadowolonego z siebie.
                - Tak paniczu Dick. Zapraszam do stołu. Zaraz przyniosę.
                John postanowił się wtrącić.
                - Niech pan też idzie. Ja wszystko podam.
                Zanim Alfred zareagował, młodzieniec  wyciągnął go do jadalni. Ustawili stół na miejscu, a pożyczone sprzęty pod ścianą.  Rozmawiali swobodnie, nie zwracając uwagę na Morstana.
                Minęło kilka dni. Młode małżeństwo cieszyło się swoim towarzystwem. Za  dwa dni mieli ruszyć na tygodniowy miesiąc miodowy. Dick załatwiał formalności, aby z  powrotem wrócić na studia, chociaż stracił rok.
                Z Alfredem było gorzej. Ciągle rywalizował z Johnem. Bruce prosił go, aby nie zajmował się pracami w posiadłości.  Czuł się niepotrzebny  i odsunięty od panicza. Zorientował się, że jego następca nie zna tajemnicy Wayne'a.  To powodowało u niego zadowolenie.
                Zastanawiał się gdzie popełnił błąd wypełniając swoje obowiązki. Próbował przemyśleć, czy błędem było spoufalenie się z Bruce'm, który stał się dla niego ważny. Zauważył, że lokaj zwraca się do swojego pracodawcy z wielkim szacunkiem " panie Wayne"., a nie jak on '" panicz Bruce"
                Zawsze będzie miał go za małego chłopca, który dopiero straci rodziców.  Zdawał sobie sprawę, że to może drażnić panicza. Dla niego to był sygnał, że czas odejść. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy oraz pamiątki. Nawet w jego walizce znalazł się jeden ze zniszczonych kostiumów Batmana, aby pamiętać o obrońcy Gotham, oraz  dobroczyńcy miasta.
                Wiedział, że ze względu na swój wiek nie ma szans na nową posadę. Przeczuwał, iż ten dzień kiedyś nadejdzie, że  stanie się zbędny i niezdolny do pracy.  Mimo to nie był na to przygotowany. Nie chciał narzucać się Wayne'owi.
                Pozwolił sobie na kilka łez. Czuł silną więź z Bruce'm. Wiedział, że będzie się o niego martwił. O niego i o Batmana oraz Dicka i Robina. Nie potrzebował łaski i miał zamiar znaleźć jakąkolwiek pracę.  Zatrzasnął walizkę i otarł oczy.  Napisał kilka słów na białej kartce
                 Nie chciał żegnać się z mężczyzną bliskim, jakby był jego synem . Zszedł na dół i na stoliku w salonie zostawił list. Następnie skierował się do holu. Prawą dłoń zaciskał na rączce od swojego bagażu.  Rozejrzał się ostatni raz i spuścił wzrok.
                Na schodach stanęli państwo Wayne. Widząc ubranego mężczyznę nie wiedzieli co się dzieje. Za nimi szedł  Grayson.  Był tak samo zaskoczeni jak oni widokiem na dole. Bruce spytał.
                - Ci się dzieje.
                Pennyworth spojrzał na nich. Starał się panować nad emocjami, aby nikt nie zauważył jak mu ciężko odejść.
                - Odchodzę paniczu.
                Milioner zbladł. Nie wiedział czym uraził mężczyznę i starał się przypomnieć co takiego zrobił, albo powiedział. Selina widząc reakcję męża spytała.
                - Co się stało Alfredzie? Czy to z mojego powodu?
                - Nie pani Wayne. Po prostu nie jestem już tutaj potrzebny, a po co trzymać zniedołężniałego starca.
                Pan domu nie wytrzymał. Zbiegł ze schodów i stanął na przeciwko mężczyzny.
                - O czym ty mówisz?
                - Odsunął mnie pan od moich obowiązków. Jestem bezużyteczny.
                Bruce roześmiał się.
                - Źle zrozumiałeś moje intencje Alfredzie. Gdyby nie ty, nie miałbym takiego wesela. Do tego zawsze sumiennie wykonywałeś swoje obowiązki i dbałeś o mnie i dom. Wychowałeś mnie. Do tego przysporzyłem ci wiele problemów. Nigdy mnie nie zawiodłeś.
                Położył obie ręce na barkach opiekuna.
                - Ostatnio ty i Dick byliście przetrzymywani...
                Głos mu drżał.
                - Byłeś poważnie chory. Niedawno opuściłeś szpital i ciężko pracowałeś nad weselem... Zawdzięczam ci tak wiele Alfredzie.  Zająłeś się mną po śmierci rodziców, wspierałeś mnie i pouczałeś. Nadal to robisz. Chcę ci się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Nie musisz już pracować...
                Uśmiechnął się do niego.
                -  Czas abyś odpoczął. Spokojnie wypoczywał tutaj w posiadłości. To podziękowanie.
                Pennywort spojrzał w jego oczy, w których zobaczył przywiązanie.  Uradowało go to. Dostrzegł te same emocje, które on odczuwał. Nie przepadał za bezczynnością. Zaprotestował, chociaż był wzruszony.
                - Proszę wybaczyć paniczu, to znaczy panie Wayne, ale wolałbym wykonywać swoje obowiązki, oraz opiekować się pańską rodziną póki nie opuszczą mnie siły.
                Selina i Dick wiedzieli co postanowi mężczyzna i czekali aż odezwie się. Bruce zabrał ręce i zaczął wchodzić na górę. Nagle odwrócił się.
                - Jeśli tego c pragniesz, to będę szczęśliwy, gdy będziesz moim lokajem. Tylko będziesz musiał znosić Johna jeszcze przez miesiąc ze względu na czas wypowiedzenia.
                Twarz Graysona przybrała rozbawioną minę i staną przy kobiece.
                - Tylko nie pozabijajcie się.
                Wayne zignorował żart przyjaciela.
                - Jeszcze jedno Alfredzie. Możesz nadal mówić do mnie paniczu.
                Minęło dziewięć dni. Państwo Wayne wracali z podróży poślubnej. Nie wiedzieli co zastaną w domu. W tym czasie policja w Gotham została powiadomiona o próbie kradzieży w ich posiadłości. Pennyworth oficjalnie był u doktor Thompkins, dostarczając potrzebnego zaopatrzenia w imieniu pracodawcy. Tak naprawdę robił porządek w Batjaskini. 
                Na wezwanie Morstana zjawili się detektyw Harvey Bullock i porucznik Renee Montoya. John oprowadził ich po pomieszczeniach, wskazał gdzie znajdowały się skradzione przedmioty oraz je wymienił. Wspomniał też, że drugi z lokajów ma opuścić miejsce pracy.
                Małżonkowie byli zaskoczeni widokiem radiowozów. Przestraszyli się. Zastanawiali się, co mogło wydarzyć się. Zostali wpuszczeni do budynku i odnaleźli całe towarzystwo. Bruce zwrócił się do nich.
                - Co tutaj się dzieje?
                Służący staną przed pryncypałem.
                - Doszło do kradzieży sir. Zginęło kilka dzieł sztuki.
                - Gdzie Alfred?
                - Pojechał z dostawą do doktor  Thompkins w pańskim imieniu.
                Milioner nie czekając na dalsze wyjaśnienia, zadzwonił do lekarki.
                - Doktor Thompkins.
                - Z tej strony Bruce. Jest Alfred?
                - W piwnicy. Porządkuje kartony. Miał też przestawić czarną skrzynię.
                Zrozumiał przekazaną wiadomość. Powrócił do towarzystwa. Bullock  zwrócił się do niego.
                - Brak śladów włamania. Obejrzę sobie pokoje służących.
                Bruce'a irytowało zachowanie detektywa, ale starał się panować nad sobą. Harvey nie zaczekał na zgodę, tylko kazał się zaprowadzić. John zaprowadził go i Renee do swojej sypialni. Policjanci nic tam nie znaleźli.
                 Przeszli do pokoju Pennywortha, który niedawno z powrotem przeniósł się z pokoju gościnnego. Pod łóżkiem znaleźli  walizkę a w niej skradzione dzieła sztuki i biżuterię. Alfred powrócił do posiadłości i zobaczył płaszcze . Był zadowolony. Musiał z paniczem omówić jedną rzecz związaną z jego alter ego.  Nagle przed nim staną Bullock. Odezwał się opryskliwie.
                - Kim pan jest?
                Mężczyzna wiedział, że ma przed sobą policjanta. Batman współpracował z nim, ale nie przepadali za sobą. Wiedza nietoperza była przydatna, ale nie mógł jej wykorzystać.
                - Alfred Pennyworth, służący państwa Wayne. A pan?
                Detektyw wyciągnął kajdanki oraz broń i wycelował w niego.
                - Jesteś aresztowany za dokonanie kradzieży.
                Po chwili zjawił się młody policjant i na jego polecenie skuł lokaja. Ten próbował wyrwać się.
                - Ale o co chodzi?
                - Znaleźliśmy skradzione fanty w twoim pokoju.
                Zaczął wykrzykiwać.
                - Nigdy nie okradłbym panicza Bruce'a.
                - Wyjaśnisz to na komendzie.
                Wbiegł Wayne i kazał zostawić aresztowanego w spokoju, ale Harvey zaczął mu się odgrażać i zabrał aresztanta do radiowozu. Technicy mieli niedługo przybyć. Bruce wziął samochód i ruszył na komisariat, aby między innymi porozmawiać z Gordonem.
                Montoya pilnowała skrytki złodzieja. Selina postanowiła zawiadomić  wychowanka męża. Wiedziała, że będzie zainteresowany wydarzeniami. Zajrzała do notatnika przy telefonie i odnalazła numer  do jego pokoju w akademiku. Sprawnie wykręciła cyfry i czekała. Po kilku minutach usłyszała.
                - Greyson.
                - Hej Dick. Możesz rozmawiać?
                - Selina? Stało się coś?
                Zaczął się denerwować. Podejrzewał, że młode małżeństwo będzie chciało pobyć tylko ze sobą, a kobieta nagle dzwoni.
                - Okradziono nas, a fanty znaleziono w pokoju Alfreda.
                Zaniemówił na chwilę. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
                - To niemożliwe. Przecież jest przywiązany do Bruce'a. Przecież zna jego sekrety. To niemożliwe.
                Wayne po dojechaniu na miejsce,  jak burza odnalazł biurko Bullocka i krzyknął.
                - Gdzie Alfred?
                - W areszcie.
                - Chcę go zobaczyć.
                - Nie może pan.
                Wściekł się.
                - Radzę mi to umożliwić.
                Harvey zirytował się.
                - Ja tu rządzę i radzę mi nie grozić.
                Bruce udał się do komisarza. Wpadł do jego gabinetu ze słowami.
                - Możesz mi pomóc?
                Gordon był zaskoczony jego pojawieniem się. Podniósł głowę znad dokumentów.
                - Co się stało?
                - Aresztowano Alfreda za kradzież w posiadłości, ale wiem, że tego nie zrobił. Bullock nie chce ze mną rozmawiać.
                Znał Bruce'a i wiedział, że nie wykorzysta swojej pozycji. Był na to zbyt prawy.  Za to zdawało mu się, że nie odpuści.
                - Wystarczy nie wnieść oskarżenia. Chociaż ostatnio dochodzi do dużej ilości kradzieży w bogatych dzielnicach. Za każdym razem bierze udział ktoś ze służby.
                - Ale Alfred? Zawsze lojalny wobec swojej rodziny i mnie?  Człowiek, który mnie wychował?
                - Nic nie poradzę.
                Bruce chciał nie wnosić doniesienia, ale kilku aresztowanych służących- złodziei wskazał Pennywortha jako swojego szefa. Robił wszystko, aby mu pomóc ale bez skutku. Bullock przesłuchiwał mężczyznę. Często wmawiał mu, że jego pan odwrócił się od niego i nie próbuje się za nim wstawić oraz jest wściekły.
                To załamało aresztanta, chociaż nie winił panicza. Jedynie chciałby dać mu znać, że nie zdradzi jego tajemnic. Batman i Robin w wolnych chwilach robili wszystko, aby dowiedzieć się, kto wrobił Alfreda. Ich śledztwo nie przyniosło skutku. Selina widziała jak mąż się męczy. Postanowiła zamienić słowo z Dickiem. Wykorzystała sytuację, gdy małżonka nie ma w domu, a młodzieniec wrócił z wykładów.
                - Mogę mu jakoś pomóc?
                Pokiwał głową. Był zmartwiony.
                - Nie wiem jak. Zaangażował się emocjonalnie, co utrudnia mu logiczne myślenie.
                - Może Kobieta Kot coś zdziała.
                Pomysł mu się nie spodobał. Wiedział, że wszyscy znają  jej tożsamość .
                - I wpakować się w kłopoty?...
                Nagle na coś wpadł.
                - Tylko jedna osoba mogła wrobić Alfreda. John Morstan, który przez  niego stracił pracę...
                Zamyślił się . Zdał sobie sprawę, że przyjaciel może wszystko zniszczyć, ponieważ w tej sprawie nie działał logicznie.
                - Jeśli Bruce na to wpadnie, może wypłoszyć naszego ptaszka.
                - Więc trzymaj go z daleka. A ja będę śledziła Johna.
                Grayson znowu pokiwał głową z dezaprobatą.
                - Nie dasz sobie rady sama. Ale mam pomysł Poproszę o pomoc Batgirl.
                - Ale jak się z nią skontaktować?
                - Odwiedzisz ją jako Selina Wayne i zdradzisz tożsamość Batmana.
                Nie była przekonana o słuszności planu. Nie wiedziała kim jest dziewczyna w stroju nietoperza.
                - Wiesz co robisz?
                - Podziwia Batmana i jest zauroczona Robinem. A do tego to córka komisarza.
                Była zaskoczona.
                - Barbara? Ona wie o tobie?
                Zawstydził się. Na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Spuścił wzrok.
                -Nie.
                Uśmiechnęła się tajemniczo. Nadal czuła się lekko zraniona tajemnicą ukochanego. Postanowiła zmusić  Dicka do ujawnienia się przed wybranką serca.
                - Pojadę do niej, a ty będziesz udawał szofera, a w jaskini założysz strój Robina. Co robi Bruce?
                - Jest w firmie i spędzi tam jeszcze kilka godzin. Mają jakieś problemy. Następnie wybiera się na komisariat. Chce zobaczyć się z Alfredem.
                Poszła do swojej garderoby aby się przeprać. Założyła elegancką niebieską garsonkę. Czuła tak znane podniecenie, które odczuwała wybierając się na kolejne włamanie.  To nie było zwykłe wyjście towarzyskie.  Po wyjściu przed rezydencję, zobaczyła limuzynę i kierowcę. Mężczyzna otworzył jej drzwi, kłaniając się.
                - Zapraszam pani Wayne.
                Była rozbawiona tym, jak przyjaciel męża wczuł się w swoją rolę.  Usadowiła się na tylnej kanapie.
                - Do domu komisarza Gordona.
                Sprawnie ruszył. Szykowała się do swojego zadania, które było trudne.  Miała ujawnić tożsamość Bruce'a, aby mu pomóc. Podejrzewała, że kiedy się dowie to będzie zawiedziony. Z drugiej strony chciała go uratować przed popełnieniem błędu. Nie wierzyła w niewinność lokaja, ale postanowiła zaufać  mężczyznom.
                Gdy zajechali przed dom Jima, zastanawiała się, czy to na pewno dobry pomysł. Wysiadła natychmiast, tak Greyson otworzył drzwi. Wbiegła po schodkach i nacisnęła dzwonek. Po minucie otworzyła jej Barbara. Dziewczyna była zaintrygowana.
                - Pani Wayne? Co panią sprowadza? Czy coś z Dickiem.
                - Nie. Chodzi o mojego męża. Ma kłopoty, ale lepiej nie rozmawiać tutaj.
                - Zapraszam.
                Weszły do budynku i znalazły się w salonie. Młoda kobieta obserwowała pozorny spokój żony milionera. Była ciekawa co ją sprowadza i czemu zwraca się do niej, a nie jej ojca.
                - Napije się pani czegoś?
                - Nie dziękuję. Mamy mało czasu. Niedługo mój mąż może wrócić do domu.
                Spojrzała Gordon głęboko w oczy i wzięła głęboki oddech.
                - Wiem, że jesteś Batgirl.
                Barbara była zaskoczona i przerażona. Kobieta Kot mogłaby wiele zarobić, zdradzając jej tożsamość. Postanowiła przekonać ją, że się myli. Nie odwróciła wzroku aby nie okazać, iż ma rację. Starała się niczego nie okazać, aby się nie zdradzić.
                - Nie wiem o czym pani mówi.
                Selina przemówiła spokojnym głosem
                - Proszę się nie bać. Gdybym chciała sprzedać twoją tożsamość, nie przychodziłabym. Batman potrzebuje twojej pomocy.
                Dziewczyna odwróciła się w stronę kominka.
                - Już mówiłam. Nie jestem Batgirl.
                Kobieta podeszła do niej. W jej głosie brzmiał  niepokój.
                - Batman jest w potrzebie. Robin zna twoją tożsamość i to on przysłał mnie po pomoc.
                Córka komisarza wściekła się. Szybko odwróciła się, aby stanąć twarzą w twarz z gościem.
                - Jak to?
                Wayne chciała ją uspokoić.
                - Proszę się nie denerwować.  On ufa mi.  Znam tożsamość jego i Batmana. Aby im pomóc, musisz dowiedzieć się kim są oraz zrozumieć ich postępowanie. Wszystko zależy od naszej współpracy. A teraz zapraszam do ich kryjówki.
                - A dlaczego miałabym iść z tobą?
                Selina zaczęła tracić cierpliwość. Stanęła naprzeciwko pomocnicy nietoperza i odezwała się ironicznie.
                - Jesteś zauroczona Robinem. Nawet masz do niego słabość.  To dziwne, że jesteś z Dickiem.
                Pokiwała palcem.
                -  Nie chcesz poznać  jego tożsamości? Ja chciałam wiedzieć kim jest Batman i związać się z nim.  Było za późno, ponieważ zdążyłam się zaręczyć.  Jego sekret poznałam noc przed ślubem, a tożsamość Robina domyśliłam się godzinę przed ceremonią.
                Nie potrafiła już być dawną Kobietą Kot. Zastanawiała się, co ta miłość robi z ludźmi. Jej głos złagodniał.
                - Pragniesz sprawiedliwości, a według nich niewinna osoba może zasiąść na ławie oskarżonych i prawie nikt jej  nie wierzy. To nasz lokaj. Dlatego jestem zaangażowana.
                Podeszła i położyła ręce na barkach Barbary.
                - Tu chodzi o bliską osobę mojego męża. Zaufaj mi. Ten jeden raz.
                Dziewczyna wahała się, ale widząc prośbę w jej oczach i zgodziła się. Poszła na górę aby schować kostium do torby. Dziwiła się, że zaufała byłej złodziejce. Wsiadła z nią do limuzyny  i obserwowała uważnie drogę. Szoferowi drżały ręce. Wiedział, iż będzie musiał zdradzić swoją tajemnicę ukochanej.
                Po wjechaniu do jaskini, Gordon odebrało jej mowę. Była w szoku widząc  to niezwykłe miejsce, pełne zabawek dla dużych dzieci. Rozglądała się z otwartymi ustami. Znalazła się w królestwie Mrocznego Rycerza. Była szczęśliwa.
                Grayson znalazł ciemny kąt i zdjął strój szofera, a założył swój kostium. W tym czasie  jego wybranka oglądała komputer. Starał się uspokoić. Przed oczami zobaczył przyjaciela po wyznaniu prawdy Selinie. Nie wiedział jak zareaguje Barbara. Stanął za nią.
                - A więc przyjechałaś z Kobietą Kot.
                Odwróciła się, robiąc się czerwona ze złości.
                - Dlaczego sam nie przyjechałeś?
                Nie wiedział co powiedzieć. Na szczęście kobieta przyszła mu z pomocą.
                - Będziesz działała ze mną. Słyszałaś o Alfredzie Pennyworth?
                - Tak. Ale co to wspólnego z Batmanem?
                Batgirl była coraz bardziej zaciekawiona
                - Nie wiesz pewnie jak bliski jest Bruce'owi Wayne. Ten nie wierzy w jego winę. Batman próbuje mu pomóc udowodnić, że ma rację. Nie zauważa, że sprawca jest pod samym jego nosem. Tym razem działa zbyt nierozważnie. Nie jest tak opanowany jak zazwyczaj.
                - Ale co to ma wspólnego ze służącym Wayne'ów? Robin?
                Młodzieniec stanął  przy Selinie, która uśmiechała się, chociaż była zdenerwowana. Bała się o tajemnicę męża. Jej głos drżał.
                - Bruce Wayne to Batman.
                Barbara wybuchła  śmiechem.
                - Bardzo zabawne.  Ten ekscentryczny bogacz i kobieciarz, uwielbiający się bawić?
                Grayson zachichotał. Po chwili przemówił do dziewczyny.
                - To prawda Batgirl. Jego zachowanie za dnia ma ukryć jego mroczne oblicze, które ujawnia nocą. Jego duszę nadal dręczy śmierć rodziców. To spowodowało narodzenie się obrońcy Gotham.
                Nadal nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Nigdy nie posądziłaby Wayne'a o heroiczne czyny, czy  wyszkolenie w sztukach walk.  Wyjaśnienie Robina miało sens. Postanowiła zaakceptować  słowa tej dwójki, chociaż miała zamiar porozmawiać z samym zainteresowanym.
                Nagle zdała sobie sprawę z jednej sprawy. Batman miał oficjalnego pomocnika, który stał przy jego żonie. Skoro Bruce Wayne to Batman, to Robin musi być kimś z jego otoczenia.   Tylko jedna osoba mogła być brana pod uwagę. Wychowanek  milionera Dick Grayson. Była zdezorientowana.
                - A więc ty jesteś...
                Nie dał jej dokończyć. Zdjął maskę.
                - Tak.  To ja. Dick.
                Zaniemówiła. Była w szoku
                - Przepraszam Barbaro, ale ukrywałem to dla twojego dobra. Nie powinnaś narażać się na niebezpieczeństwo. Dla własnego dobra, oraz swojego ojca. Zauroczyłaś mnie. Chociaż na początku denerwowałaś mnie.  Tym bardziej byłem zły na ciebie, gdy prawie zginęliśmy w tamtym metrze.  Kiedy znowu cię zobaczyłem na konferencji po wypuszczeniu twojego ojca z więzienia i oczyszczeniu z zarzutów moje serce oszalało.  Z czasem chciałem być bliżej ciebie. Dlatego zacząłem starać się o twoją uwagę. Kocham cię i chciałem chronić.
                Słuchała go z uwagą. Jej złość zaczęła słabnąć. Sama miała przed nim tajemnicę. Nie powiedziała mu przecież, że jest Batgirl.
                - Sama miałam przed tobą sekret.
                Nadal była w ogromnym szoku, ale pamiętała o zadaniu.
                - Co macie do zrobienia Robin?
                - Trzeba obserwować Johna Morstana, niedawnego lokaja Bruce'a.  Umowę wypowiedziano mu ponad dwa tygodnie temu. Alfred wraca do pracy. Będziesz współpracować z Kobietą Kot. Wiesz, że była złodziejką, ale teraz interesuje ją tylko dobro męża.  Bruce nigdy nie uwierzy, że Alfred go okradł. Ja też nie.  Wy możecie przyjąć stanowisko jakie chcecie. Nie musicie nam wierzyć. Możecie udowodnić jego winę, albo niewinność Alfreda. Ja wiem, że nie zrobiłby nigdy nic by nie zrobił przeciw Bruce'owi.
                Zostawił panie, aby się porozumiały, a sam pojechał na uczelnię. W tym samym czasie Bullock przekrzykiwał się z Wayne'm.
                - Jak można trzymać się złodzieja? Zabrał fanty i schował je w swojej sypialni. Amator.
                -Gdyby mnie okradł nie ukryłby niczego w swojej sypialni. W posiadłości jest wiele zakamarków, które zna.
                - Słyszałem, że  obaj służący odchodzą. Chciał uzyskać rekompensatę za utratę pracy.
                Bogacz oburzył się.
                - Alfred odchodzi? Przecież przekonałem go, żeby pozostał. Nie został  zwolniony, ale chciał odejść, bo myślał że jest niepotrzebny.  Chętnie pozostał u mnie na posadzie. 
                - Tak? - odparł sarkastycznie detektyw.
                -  Alfred od wielu lat pracuje dla mojej rodziny. Chciałem aby mógł odpocząć i to mieszkając w posiadłości.  On chce pracować, więc pozwoliłem mu na to.  I ktoś taki miałby kraść?
                - Jest szefem bandy i potrzebuje pozorów. Bruce był coraz bardziej wściekły, ale zapanował nad emocjami. W charakterystyczny dla siebie sposób potarł brodę. Starał się wyglądać na lekko zmieszanego, ale i rozluźnionego. Na szczęście Harvey'a mógł zmylić, trudniej byłoby z Jimem.
                - Z tego co orientuję się, to raz straconą pozycję w bandzie ciężko odzyskać. A przecież go rok nie było. Dobrze pan o tym wie detektywie.
                Bullock wyciągnął wykałaczkę i włożył ją między zęby tak jak miał to w zwyczaju.
                - To nowa szajka. Działa krótki czas.
                Był wściekły podczas opuszczania posterunku. Pojechał prosto do domu. W salonie zastał Dicka, przeglądającego jakieś dokumenty.
                - Co robisz?
                - W nocy wkradłem się na posterunek i zdobyłem notatki Bullocka.
                Młodzieniec podniósł głowę znad papierów
                - Nic ciekawego w nich nie ma.  Ale mam wrażenie, że nasz detektyw coś planuje.

                - Odwiedźmy go.

wtorek, 16 lutego 2016

Rozterki życiowe oraz emocjonalne człowieka i bohatera cz. II

- Nie musiał mnie wychowywać. Mógł być tylko służącym, a nie poświęcać mi wiele uwagi , oraz  poświęcenia.  Gdy myślałem nielogiczne, albo miałem jakieś wątpliwości co do swojego postępowania był przy mnie. Nigdy się nie odwdzięczyłem. Teraz mogę i chcę to zrobić. Czas aby mógł wypocząć.
                Podeszła do mężczyzny i przytuliła się do jego klatki piersiowej. Słyszała jak jego serce  z emocji bije szybciej.  Widziała co zrobiła z nim śmierć tej dwójki, jak się zachowywał, gdy myślał że nie żyją.  Teraz promieniał radością z nutką obawy.  Zrozumiała ile znaczy dla niego ich powrót.
                Kochała Bruce'a i Batmana. Powiedziała o tym narzeczonemu i oświadczyła, że to z nim chce iść przez życie. Chciała stać się jego rodziną i wspierać go we wszystkim.  Chciała aby był szczęśliwy, a wtedy tego potrzebował. Sklejała jego serce i dawało jej to radość.  Mogła przestać marzyć o nietoperzu i oddać się rodzinie. Przestała myśleć o byciu wolną. Pragnęła być żoną i opoką dla wybranka.
                Zdradził jej, że zachwyciła go podczas aukcji na cele charytatywne.  Zapłaciła ogromna sumę za randkę z nim. Nie odbyła się, ale próbowali się spotkać. Gdy wyszło, że jest Kobietą Kot, nie odwrócił się od niej. Nadal spotykali się  i spędzali czas razem. Akceptował jej miłość do obrońcy i zgodził się podzielić skrawkiem jej serca. Dzięki wyjaśnieniu całej sprawy, budowali związek oparty na szczerym uczuciu i wierności
                Wiedziała, że nie zostawi jej przed ołtarzem. Nadal widziała w jego oczach ogromną miłość. Postanowiła zdobyć zaufanie i akceptację jego bliskich. Chciała, aby razem tworzyli rodzinę, skoro to go uszczęśliwi.  Odchyliła lekko głowę,
                -  Posłuchaj mnie uważnie. Nie zauważyłeś, jak Alfredowi zależy, aby zorganizować twoje wesele? Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego. Ponieważ jesteś mu bliski i chce wszystkiego sam dopilnować. Pozwól mu, a nie pożałujesz i uszczęśliwisz go.
                Zaczęła palcami prawej ręki jak pajączek iść po klatce ukochanego.
                - Nikt nie wiedział, że wracasz, więc John nie przygotował kolacji. Chodźmy do restauracji. Omówimy wszystkie szczegóły. Przecież trzeba wszystko zaplanować.
                Uśmiechnął się do niej i pocałował w policzek.
                -Świetny pomysł.
                Postanowił zaufać. Sam zauważył podekscytowanie na twarzy Pennywortha,  gdy przedstawiał swoją propozycję. Poszedł na górę. Ze szczytu schodów krzyknął.
                - John, przygotuj limuzynę.
                Odnalazł obu panów i polecił się im przebrać przed wyjściem. Sam też zmienił ubranie . Gdy zszedł na dół, panna Kyle  czekała na niego. Po chwili dołączyli do nich Alfred i Dick. Wyszli na zewnątrz, gdzie już czekał pojazd. Wayne zamknął posiadłość i spojrzał na towarzysza. Na ich twarzy malowało się przerażenie. Kobieta zwróciła się do lokaja. 
                - Przyprowadź inny samochód.
                - Nie ma takiej potrzeby panno Kyle - odezwał się Pennyworth. Jego głos drżał. - Musimy powrócić do normalności., a nie bać się.
                Ruszył ku drzwiom, aby je otworzyć, ale John ubiegł go.
                - Proszę panie Wayne.
                Wsiedli do limuzyny. Selina, Bruce i Dick z tyłu, a Alfred koło swojego następcy.  Nieufnie zerkał na niego. Zabolało go,  gdy zobaczył nowego służącego.  Wiedział, że panicz musiał sobie kogoś znaleźć, ale i tak poczuł się zazdrosny i niepotrzebny. Czuł satysfakcję po dostrzeżeniu  niedoskonałości w pracy mężczyzny podczas krótkiego pobytu, bardzo krótkiego.
                Jazda upłynęła w milczeniu. Po znalezieniu się w restauracji i zamówieniu dań, Selina spytała starszego mężczyznę.
                - Więc jak można przygotować przyjęcie?
                Pennyworth siedział ze spuszczoną głową, a po chwili spojrzał na kobietę.
                - Można zatrudnić kilku kucharzy, którzy umieją dobrze gotować. Część dań zamówić przez catering. Trzeba jak najszybciej ustalić menu.
                W jego głosie było słychać profesjonalizm.
                - W jadalni zostanie podany posiłek, oraz przygotujemy stoły z przystawkami. Po przyjściu z kościoła zostanie otwarta butelka z Szampanem.  Po toaście zostanie podany obiad, składający się z wykwintnej zupy, oraz drugiego dania  z dobrego gatunkowo mięsa z dobrze dobranymi dodatkami i sosem.  Przyjęcie będzie odbywało się w sali balowej.  Muzyka kameralna. Po dwóch godzinach zostanie podany deser. Po opuszczeniu jadalni, stoły zostaną odsunięte pod ścianę i tam znajdą się zimne przystawki, oraz napoje zimne i ciepłe.  Na środku zostaną ustawione niewielkie, okrągłe stoliki z krzesełkami. W sali stanie barek, a kelnerzy będą roznosić Szampana, koreczki serowe, oraz słodkości. 
                Grayson zaczął dusić się ze śmiechu, starał się  nie parsknąć na cały głos. Kyle patrzyła z podziwem na niego, a Wayne był zaskoczony.  Zdali sobie sprawę, że  wcześniej zaczął planować wesele  swojego pracodawcy.   Nawet nie zauważyli kiedy podszedł kelner.  Pennyworth zamilkł, a po podaniu ostatniego talerza wrócił do przedstawiania swojego pomysłu.
                - Sala  zostanie udekorowana czerwonymi jedwabnymi, lub aksamitnymi zasłonami, oraz białymi i różowymi, delikatnie różowymi kwiatami. W jadalni stanął srebrne świeczniki, białe świeczki, oraz bukiety z herbacianych róż...
                - Dałabym czerwone - wtrąciła Selina.  - Zasłony w tym samym kolorze. Do Ślubu pojedziemy osobno.  Ja od siebie, a Bruce od siebie.
                - Ale z ceremonii przyjadą  państwo limuzyną przyozdobioną białymi wstążkami, przywiązanymi puszkami. Trzeba przystroić wejście do posiadłości.
                -Ozdobimy  kwiatami i wstążkami, będzie kształt  łuku
                - Białe kwiaty?
                - Białe i czerwone róże
                Była zachwycona  wizją wesela. Narzeczony chciał się wtrącić, ale odczytała jego myśli.
                - Pamiętaj, że będziesz gościem na naszym weselu. Zaplanuj wszystko, ale tego dnia niczym się nie zajmiesz.
                - Strojem panicza, oraz będzie trzeba wszystkiego dopilnować...
                Wayne spojrzał srogo na niego, a po chwili uśmiechnął się.
                - Posłuchaj Alfredzie. Chcę, abyś tego dnia był przy mnie. Jesteś mi potrzebny jako wsparcie duchowe.
                To zadziałało na starszego mężczyznę. Przestał się opierać. Postanowił zostawić zarządzanie tego dnia Johnowi Morstanowi.
                - Oczywiście paniczu.
                -Dziękuję. A ty Dick - zwrócił się do przyjaciela. - Zostaniesz moim drużbą?
                - A kogo wybrałeś na początku?
                Bruce zawstydził się.
                - Jeszcze nikogo Nie miałem za bardzo kogo wybrać.
                Grayson roześmiał się.
                -  Chciałeś stanąć na ślubnym kobiercu bez drużby?
                - Pewnie poprosiłbym kogoś na ostatnią chwilę.
                Alfred pokiwał głową ze zmartwieniem i rozpoczął dyskusję z panną Kyle. Omawiali kolejne szczegóły.  Bruce i Dick spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami. Zabrali się za jedzenie, ponieważ woleli nie wtrącać się.
                Następnego dnia rozpoczęły się przygotowania. Wszystko organizowali Selina i Alfred, chociaż to on czuwał nad wszystkim.  Razem wybrali kwiaty i zasłony, szukali kucharzy, oraz restauracji i kelnerów. Wypożyczali stoliki, stoły, krzesła.  Zakupili  zastawę stołową.  
                Zajął się zakupami produktów spożywczych. Sprawdził smoking panicza, gdy został przyniesiony od najlepszego krawca w mieście.  Sprzątał dokładnie całą posiadłość, oraz srebrną zastawę.  Pilnował kucharzy, gdy ci pichcili w jego dawnej kuchni.
                Do dyspozycji miał Johna, który nie był tym zachwycony.  Nie przepadał  za Alfredem, a tym bardziej kiedy dowiedział się, że  on był poprzednim lokajem Wayne'a.   Nie okazał swojego niezadowolenia.  Ograniczał się  do swoich obowiązków i starannie wykonywał jego polecenia, aby pracodawca nie miał żadnych zastrzeżeń.
                Dick rankiem po powrocie odwiedził Barbarę.  Młoda kobieta ucieszyła się, że  jej ukochany żyje. Spędzili razem cudowny dzień. Siedzieli wtuleni w siebie w domu Gordonów i wspominali spędzone razem chwile. Byli szczęśliwy.
                Gdy otworzyła drzwi i zobaczyła Greysona, zbladła i prawie osunęła się. Złapał ją i wszedł, prowadząc  dziewczynę do salonu, gdzie umieścił  ją na kanapie. Nie mogła wydusić słowa. Zaczęła płakać. Dotknął delikatnie jej policzka, aby ją pocieszyć. Wtuliła się w niego.  Wciągnęła powietrze i poczuła jego zapach. Zdała sobie sprawę, że  to nie sen. 
                Dowiedział się, iż Barbara z ojcem byli zaproszeni na zaślubiny roku. Pokazała mu artykuły, opisujące różne informacje, często nieprawdziwe. Śmiali się czytając wszelakie  głupoty.  Nie dziwili się z szumu wokół uroczystości. Przecież znali reputację pana młodego, największego kobieciarza, oraz milionera.
                Przez następne dni pomagał wraz ze swoją dziewczyną w przygotowaniach.  Słuchali poleceń Seliny i Alfreda.  Zgłosili się do sreber, ale mężczyzna nie pozwolił im na to. Za to dekorowali salę i jadalnię. Ustawili zastawę, oraz rozłożyli sztućce oraz świeczniki.  Odkurzyli dywany oraz zamietli pajęczyny.
                Bruce został odsunięty od całej operacji. Nie był tym zachwycony, ale nie protestował. Po pracy snuł się po posiadłości.  Nie miał co ze sobą zrobić.  Nocą przybierał postać Batmana i patrolował miasto. 
                Pennywort znalazł chwilę, aby zajrzeć do jaskini.  Panował tam lekki bałagan. Powycierał kurze, oraz poukładał porozrzucane rzeczy. Rozejrzał się i uśmiechnął.  Dopiero teraz mógł uznać, że wrócił do domu. Wreszcie zajrzał w każdy zakamarek. Cieszył się, że  John nie miał tutaj dostępu. Nie ufał mu.
                W ostatnią noc przed ceremonią Dick, Bruce i Alfred  odbyli rozmowę na temat  charakteru kobiet. Tym bardziej tych silnych i niezależnych.  Starszy  z mężczyzn opowiedział zaobserwowane,  śmieszne historie z małżeństwa państwa Wayne. Bruce słuchał z uwagą o rodzicach, oraz rady mężczyzn.  Następnie włożył kostium Batmana i uśmiechnął się z  zażenowaniem.
                - Jeszcze wesele może się nie odbyć.
                Grayson postanowił być złośliwy.
                - Trzeba było porozmawiać  wcześniej z Kobietą Kot.  Teraz może pokazać swoje pazurki.
                Zrobiło mu się żal przyjaciela.
                - Jak chcesz, to mogę jechać z tobą.
                - Poradzę sobie.
                Mroczny Rycerz nie okazał żadnych emocji i wsiadł do Batmobilu i ruszył do mieszkania narzeczonej. Wspiął się na jej balkon i przybrał figlarny uśmiech.  Drzwi były otwarte, więc  wślizgnął się do salonu.  Stamtąd bezdźwięcznie przeszedł do sypialni.
                Kyle spokojnie spała, a jej oddech był płytki. Stanął z lewej strony łóżka. Patrzył na nią z czułością.  Wyglądała na delikatną i bezbronną kobietę. Jej blond włosy cudownie falowały na poduszce. Delikatnie i czule pogładził ją  po twarzy.  Nachylił się nad nią i wyszeptał  do jej ucha.
                - Wróciliśmy do dawnych nawyków?
                Mruknęła pod nosem. Jeszcze szerzej się uśmiechnął.  Potrząsnął  kobietą.
                - Twoja kotka uciekła.
                Zerwała się z poduszek, a głową uderzyła w szczękę nocnego przybysza. Ten jęknął.
                - Aua.
                Nie wiedziała co się dzieje. Przestraszyła się i chciała krzyknąć. Na szczęście intruz wykazał się refleksem i zatkał dłonią jej usta.
                - Spokojnie Kotko. Tylko nie wystaw pazurków, ponieważ przybyłem towarzysko.
                Na początku była przerażona. Dopiero po chwili rozpoznała swojego gościa. Była zaskoczona jego wizytą.
                - Batman? Co tutaj robisz?
                - Chciałem cię zobaczyć po raz ostatni jako wolną kobietę. Kochasz go?
                Zirytowało ją to pytanie.
                - Dlaczego to cię interesuje?
                - Wybaczyłabyś mu kłamstwa?
                Był zdenerwowany, ale panował nad emocjami.
                - Jakie?
                Zaciekawiła się.
                - Przejdźmy do salonu.
                Wziął z krzesła i podał jej jedwabny szlafrok. Wstała i ubrała go.  Obserwowała twarz przybysza. W jego oczach zobaczyła niepewność i strach.  Dziwiła się, że obrońca miasta czegoś się boi, a raczej jednej kobiety.  Poprowadziła Batmana do salonu. Drzwi na balkon były otwarte na oścież.
                Wpadający wiatr  rozwiał delikatny jedwab.  Bruce przełknął ślinę.  Do tej pory jej kobiece kształty oglądał tylko w ubraniach, albo kostiumie Kobiety Kot. Teraz były zarysowane dokładnie w satynowej koszuli nocnej.
                Stanął do niej tyłem na progu balkonu. Patrzył na miasto owiane ciemnością. Starał się nie odwrócić i spojrzeć na nią. Kyle zapanowała nad szlafrokiem i stanęła obok mężczyzny.
                - Dzisiejsza nic jest piękna.
                Uśmiechnęła się.
                - Zgadzam się.  Nie ważne co powiesz, to będę kochała Bruce'a.
                - A jeśli świadomie okłamywał cię i grał przed tobą?
                Była coraz bardziej zaciekawiona.
                - Jak?
                - Zdobyłaś moje serce podczas licytacji, ale zaciekawiłaś mnie, kiedy goniłem cię po kradzieży. Nadal pamiętam naszą gonitwę. Chciałem spiłować ci twoje pazurki. Niezła byłaś.  Zauroczyłaś mnie.
                Oddaliła się od niego o sześć kroków do tyłu. Wyznał jej miłość. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że powiedział to jak Wayne, nie Batman. Po tamtej aukcji nie miała czasu dla milionera, już wtedy była zauroczona nietoperzem i misję ratowania dzikich kotów. 
                - Przecież nie widzieliśmy się na licytacji.
                Odwrócił się w jej stronę.
                - Kocham cię Selino. Bałem się, że cię stracę, jak poznasz prawdę. Wiem, że powinniśmy porozmawiać dużo wcześniej. Nie chcę budować małżeństwa na kłamstwie.
                Podniósł ręce do maski i zdjął ją, pozwalając, aby opadła na plecy. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Ani przez chwilę nie przyszło jej do głowy, że  to Bruce chroni miasto. Czuła się zraniona.
                - Bawiłeś się mną?
                - Nie - odparł skruszony.  - Zainteresowałaś mnie od naszego pierwszego spotkania.  Jako Kobieta Kot, oraz Selina Kyle. Trzymałem się od ciebie z daleka, ponieważ bałem się, że wrócisz do swoich nawyków. Teraz wiem, że nie.  Dlatego  przyjąłem twoje zaręczyny.
                Była  wściekła.
                - Jak mogłeś mi nie ufać? Wynoś się. Nie chcę cię znać.
                Chciał się wytłumaczyć, ale nie zdążył. Złapała  wazę i rzuciła w niego. Uchylił się w ostatniej chwili.  Naciągnął maskę na twarz, wybiegł na balkon z którego zeskoczył.  Wystrzelił kotwicę i po linii zjechał na chodnik.  Wsiadł do Batmobilu i wrócił do jaskini.  był rozżalony, ale rozumiał jej decyzję. Zawiódł ją. Pennywort i Grayson czekali na niego. Gdy przebrał się, krzyknął do nich.
                - Ślubu nie będzie.
                  Ruszył pędem do  swojej sypialni. Całą noc przesiedział, rozmyślając jak jego sekretne życie oraz ukrywanie go przed narzeczoną zniszczyło jego szczęście i  najprawdopodobniej ostatnią szansę na założenie rodziny. Wspominał chwile spędzone z ukochaną, nawet jeśli widywał ją w przebraniu.
                Postanowił zniknąć z życia Seliny raz na zawsze, aby jej nie drażnić. Szanował  ją. Nie chciał o nią walczyć, ponieważ zmarnował swoją szansę.  Wszystko zniszczył przez własną głupotę i zdawał sobie z tego sprawę. Robin  spytał towarzysza.
                - I co teraz?
                Były lokaj uśmiechnął się.
                - Poczekamy. Panna Kyle musi przemyśleć całą sytuację. Lepiej chodźmy spać, ponieważ jutro mamy dużo pracy.
                Selina stała w salonie jak przysłowiowy słup soli. Wewnątrz kipiała ze wściekłości. pobiegła do szafy i wyjęła z niej suknię Ślubną.  Kochała Wayne'a i Batmana., którzy okazali się jedną osobą.  Dlaczego jej wcześniej nie powiedział? Nie rozumiała tego. Chciała zniszczyć biały materiał. Rozpłakała się.
                Przed świtem stanęła na balkonie i patrzyła na wschód słońca nad miastem. Wtedy pojawiło się oświęcenie.  Po mimo obustronnego zauroczenia  Kobieta Kot i Batman byli wrogami, a Selina Kyle i Bruce Wayne znaleźli wspólny język.  On znał jej tożsamość, a i tak spotykał się z nią.  Przestępczyni i bohater.
                Kochała go.  Cieszyła się, że zrobił to przed ślubem.  Przecież mógł przyznać się po. To byłoby gorsze. Mógł też nie wtajemniczać jej w ogóle i o wszystkim dowiedziałaby się przez przypadek. Ubrała się w pierwszą sukienkę jaka wpadła jej w ręce, umalowała i ruszyła do narzeczonego.
                 Jadąc samochodem przypomniała sobie jak jej nietoperz walczył o nią na wyspie, gdy została genetycznie zmieniona w kota.  Mógł ją zostawić i uciec. Miała wtedy  wrażenie, że zależy mu na niej. Tamto spotkanie zostawiło w jej pamięci spojrzenie bohatera.  Od tamtej pory widywała go tylko z daleka.
                Podczas randek z Bruce'm zdarzało mu się odwoływać spotkania, albo wychodził w ich trakcie.  Słyszała później o złapaniu groźnego przestępcy, albo działaniach obrońcy Gotham. Nie zwróciła wcześniej na to uwagi.
                - Ale byłam głupia.
                Uśmiechnęła się. Zdała sobie sprawę, że mimo kłamstwa nadal jej zależy na tym  mężczyźnie. Postanowiła go wspierać w jego misji i troszczyć się  o niego. Nie wyobrażała sobie życia bez ukochanego.
                Wczesnym rankiem w  posiadłości Wayne'a  pięciu kucharzy kręciło się przy garnkach w kuchni wraz z Pennyworthem, który próbował potraw, doprawiał i doradzał. Następnie zabrał się za prasowanie smokingów. Po kilku minutach zjawił się Grayson. Był zaspany. Ziewnął.
                - Ty już na nogach?
                - Jest jeszcze tyle pracy.
                - Przecież  ślub odwołany.
                Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo.
                - Jeszcze może się wszystko zdarzyć.
                Dick chciał się odezwać, gdy rozległ się dzwonek. John pierwszy był przy drzwiach Wpuścił zawstydzoną Selinę.  Alfred znalazł się przy kobiecie i zaczął prowadzić ją na  górę.
                - Dzień dobry panno Kyle. Panicz ucieszy się na pani widok.
                Kobieta ruszyła za nim.
                - Przygotowania trwają, chociaż panicz wspomniał w nocy, że ceremonia  będzie odwołana. Mam nadzieję, że zobaczenie panny młodej  nie przyniesie pecha.
                Zatrzymała się w połowie schodów.  Spojrzała z zaskoczeniem na mężczyznę.
                - Wie...
                - Oczywiście - przerwał jej  odzywając się ściszonym głosem.  - Ktoś musi mieć na niego oko i pomóc w razie problemów.
                Wskazał  sypialnię pana domu i wrócił do przerwanego zajęcia. Uśmiechnął się do Dicka.
                - A jednak wesele odbędzie się.
                Kyle weszła po cichu do pokoju. Jej narzeczony stał przy oknie. Wyglądał jakby  jak ona nie spał całą noc.
                - Bruce.
                 Gwałtownie odwrócił się. Ucieszył się na jej widok.
                - Selina.
                - Przepraszam. Zaskoczyłeś mnie. Ale wiem jedno. Chcę z tobą spędzić resztę życia.
                Podszedł do niej i namiętnie pocałował ją.
                - To ja przepraszam. Żałuję, że cię okłamywałem.
                - Wiem. Teraz już może być tylko dobrze... Muszę już iść, jeśli chcę zdążyć Wyszykować się na przyjęcie w Ratuszu.
                Spojrzał na nią, a potem wybuchnął śmiechem. W dobrych humorach zeszli na dół. Ich twarze promieniały szczęściem. Wayne ucałował ją w dłoń. Czule spojrzeli na siebie i wyszła . Za nim stanął Pennyworth.
                - Czy coś się stało Alfredzie?
                - Przygotowania trwają..
                Uśmiechnął się do pana młodego.
                - Wiedziałem, że panna Kyle przemyśli sprawę.
                Zanim Bruce zareagował, zniknął  aby nad wszystkim czuwać. Godzinę przed ceremonią wystrojony Wayne wraz z dwójką bliskich mu osób znalazł się przed budynkiem. Pan młody był zdenerwowany.  Drużba próbował go uspokoić, kierując jego myśli na inne tory. Rozmawiali o nowym gadżecie wprowadzonym kilka tygodni wcześniej a poznany przez Graysona trzy dni temu.
                 Alfred wykradł kluczyki od limuzyny  i otworzył szeroko tylne drzwi,  aby wpuścić obu mężczyzn. Bruce przyjrzał mu się uważnie. Podszedł do niego i przybrawszy surową minę, spytał.
                - Co ty robisz?
                - Zawiozę cię do ślubu paniczu, a następnie przywiozę wraz z małżonką.
                Pan młody  spytał, przybierając figlarny głos.
                - A wiesz, że jesteś gościem?
                - Wiem. Proszę o tą możliwość.
                Nie umiał mu odmówić z powodu bycia samolubnym. Tak przyzwyczaił się do  obecności Alfreda  za kółkiem, oraz uważał go za swojego lokaja,  na którym może polegać.  Wsiedli i ruszyli w drogę. Obserwował go uważnie i widział jak Pennyworth jest przerażony, jadąc  ulicami i delikatnie rozgląda się. Zauważył że boi się po tamtym porwaniu, ale stara się to ukryć.
                Uśmiechnął się ciepło.  Jego prawa ręka,  ubezpieczenie, partner oraz tego dnia drużba był ostrożny, chociaż  nie zlękniony. To było zrozumiałe. Jako Robin przeżył wiele  niebezpieczeństw, ale  wtedy był bezradny.
                Gdy wysiedli przed kościołem,  zobaczyli tłumy. Nie zabrakło dziennikarzy, którzy chcieli opisać wydarzenie roku. Minęli ich i weszli do  przedsionka, a następnie przeszli do zakrystii.  Przedstawili księdzu potrzebne dokumenty.  Po  kilku minutach zjawiła się asystentka panny Kyle. Wyglądała ślicznie w beżowej  sukni bez ramiączek. Spytała czy wszystko w porządku.  Przytaknęli. Szybko odeszła.
                 Do kościoła wszedł  komisarz James Gordon wraz  z córką Barbarą.  Dziewczyna  wyglądała wspaniale w lekko upiętych włosach i błękitnej sukni do ziemi i delikatnymi ramiączkami, oraz dekoltem w serce.  Grayson  był zachwycony jej wyglądem.
                Alfred na prośbę podopiecznego stał  niedaleko niego jako wsparcie oraz w zastępstwie jego rodziców. Wiedział, że byliby tego dnia szczęśliwi i dumni ze swojego  syna.  Ledwo panował nad wzruszeniem.
                  Rozległ się marsz weselny. Druhna powoli zaczęła stąpać w stronę ołtarza.  Za niej wyłonił się anioł  w postaci Seliny Kyle w białej sukni  ślubnej z dekoltem w literę v oraz ramiączkami na przedramionach. Materiał do pasa przylegał do tali. Następnie swobodnie spływała ku ziemi. Była wykonana z satyny.  Jedwabny welon lekki jak mgiełka, podtrzymywany na głowie za pomocą skromnego srebrnego diademu, sięgający do końca pleców.
                Panna młoda kroczyła między nawami, trzymając bukiet z białych Lilli. Bruce Wayne stał z zapartym tchem, patrząc na swoje szczęście. Cały czas patrzyli w swoje oczy i nie wierzyli, że  to dzieje się naprawdę. Składając przysięgę ich słowa były przepełnione miłością. Ceremonia była piękna i uroczysta
                Alfred miał łzy w oczach. Gdy podpisali dokumenty i podeszli do niego, aby prosić o błogosławieństwo. Był wzruszony, patrząc  jak para młoda klęka przy nim.  Zrobił nad nimi znak krzyża i ucałował obojga  w czoło.
                - Niech Bóg da wam błogosławieństwo. Niechaj wasze małżeństwo będzie szczęśliwe i pełne miłości.
                Uśmiechnął się, po ich odejściu,  szybko opuścił budynek aby przywiązać puszki do limuzyny i  czekał. Po wyjściu pary otworzył drzwi, kłaniając się.
                - Proszę państwo Wayne.
                Dick stał za nimi i powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.  Bruce podtrzymywał żonę, gdy  wsiadała i szybko znalazł się przy niej. Grayson i Pennywort usiedli z przodu i ruszyli.
                Za nimi jechał sznur samochodów z gośćmi weselnymi. Całą drogę młoda para rozmawiała o Kobiecie i Kot oraz Batmanie. Co jakiś czas wtrącali się ich towarzysze.  Wjechali na teren posiadłości.
                 Drzwi były otwarte na rozcież  Bruce przeniósł Selinę przez próg.  Za nimi weszli druhna i drużba, oraz goście. Państwo młodzi byli zachwyceni wystrojem sali.  Kelnerzy z Alfredem i Johnem na czele rozdawali szampana.
                 Dick odebrał starszemu mężczyźnie tacę i pociągnął bliżej środka. Barbara podeszła do nich i oparła się o swojego chłopaka.  Wszystkie oczy skierowane na świeżo upieczonych małżonków. Wayne wzniósł kieliszek do góry i przemówił.
                - Dziękujemy wszystkim za przybycie i cieszcie się razem z nami.  Jesteśmy wdzięczni Barbarze Gordon i Dickowi  Graysonowi za trud włożony w przygotowanie tego przyjęcia. A dozgonnie wdzięczni  za zaplanowanie i organizacje wesela w tydzień mojemu opiekunowi, lokajowi, który jest mi bliski jak ojciec. Dziękuję Alfredzie.
                Wszyscy wznieśli swoje kieliszki, nagle Dick krzyknął.
                - Oraz za szczęście państwa Wayne.
                Wszyscy wznieśli toast i przeszli do jadalni, aby zjeść uroczysty obiad. Delektowali się delikatną  i dobrze doprawioną zupą. Wszyscy swobodnie rozmawiali, Barbara  pilnowała Pennywortha, aby nie zajął się obsługiwaniem zebranych.
                Przed podaniem drugiego dania Alfred wzniósł toast za młodą parę. Następnie goście delektują się delikatnym  i miękkim mięsem z słodkim sosie i wyśmienitymi dodatkami. Po skończeniu posiłku, przenieśli się do salonu
                Selina i Bruce ciągle uśmiechali się do siebie.  Stanęli na środku parkietu i zaczęli tańczyć. Razem wyglądali cudnie wirując w rytm muzyki. Welon osłaniał ich twarze od wzroku pozostałych. Nie zauważali nikogo wokół siebie. Byli tylko oni i ich miłość. Po kilku minutach kolejne pary zaczynały tańczyć. Dobrze się bawili.
                - I jak ci się podoba? - spytała się Selina.
                - Jest cudownie. Tylko jednego brakuje.
                - Rodziców?
                Uśmiechnął się, starając ukryć smutek.
                - Teraz mam ciebie moja  Kobieto Kot.
                Roześmiała się.
                - Mam nadzieję, że nie aresztujesz mnie Batmanie.
                Pocałował ją namiętnie. Koło nich wirowali Barbara i Dick, którzy zerkali na przyjaciół.
                - Wyglądają na szczęśliwych.
                - I są moja droga.  Mówił, że podniosła go na duchu po naszej domniemanej śmierci.
                - Był strasznie zrozpaczony, chociaż próbował mnie pocieszyć.
                Chciał zmienić temat. To był dzień radości, a nie smutku.  Zabrał dłoń  z pleców dziewczyny i okręcił ją wokół jej własnej osi i przyciągnął do siebie.
                - Wyglądasz cudownie.
                Zarumieniła się.  Zaczął jej szeptać słodkie słówka, na które czerwieniła się. Cały czas tańczyli, bawiąc się w najlepsze.  Jim to obserwował przyjaciela, który założył tego dnia  rodzinę, to córkę.
                Po ponad godzinie przenieśli do jadalni. Delektowali się słodkimi pucharkami. Były one wypełnione owocami, oraz kremem.  Niektórzy jak nikt nie patrzył, to oblizywali się.  Po wyjściu ostatniej osoby , kelnerzy  zebrali naczynia i przestawili stoły, oraz przynieśli stoliki. Rozłożono zapełnione półmiski, talerze, sztuczce, szklanki i filiżanki.
                W tym czasie starsza pani doktor Leslie Thompkins stała przy oknie.  Jej szczupłe, spracowane i wiekowe dłonie spoczywały ułożone na małej czarnej. Nie mogła wyjść z szoku od kiedy zobaczyła podczas ceremonii  Greysona i Pennywortha. Jak wszyscy myślała, że zginęli. Teraz widziała ich. Prawie zemdlała, ale szybko wzięła się w garść.
                 Rozglądała się uważnie. Po pewnym czasie wyczaiła swojego sprzymierzeńca w opiece zdrowotnej nad człowiekiem w stroju nietoperza. Postanowiła, że zamieni z nim słowo, aby upewnić się, że  on żyje.  Dała krok do przodu i krzyknęła.
                - Alfredzie?
                Mężczyzna odwrócił się w stronę kobiety.  Wyglądał na rozradowanego.
                - Leslie, witaj. Powinienem pamiętać, że  panicz i ciebie zaprosił.
                Patrzyła na niego jak wół na malowane ciele. Wziął ją za dłonie i poprowadził na parkiet. Nie chciał wzbudzać sensacji. Ona zdołała tylko wyszeptać.
                - Ale jak?
                - Sam tego nie rozumiem. Byliśmy przetrzymywani przez rok. Panicza  Dicka zmuszono do współprac. Policja uwolniła  nas. Pewnego dnia złoczyńcy chcieli zagłodzić nas, po pewnym czasie straciłem przytomność. Panicz Dick przytrzymywał mnie przy życiu, mówiąc abym trzymał się dla panicza Bruce'a  Cały czas myśl o nim nie pozwalała mi się poddać...
                Wziął głęboki  wdech
                -  Gdy obudziłem się w szpitalu, stał przy moim łóżku i pochylał się na de mną. Był przy  mnie Leslie.
                Był wzruszony. Kobieta pokiwała głową.
                - To mnie nie dziwi. Ten rok był dla niego pełen niebezpieczeństw.  Wiem, że to normalność. Tylko, że  nie dbał o swoje bezpieczeństwo, bardziej narażał się niż zwykle. Częściej musiałam się u niego stawać... Wiem, że to jego wesele, ale martwię się o niego. Odniósł sporo ran. Żadne przemowy, groźby, prośby oraz ostrzeżenia nie pomagały.
                - A mnie przy nim nie było.
                Był przerażony.  Kobieta od razu to zauważyła.
                - Spokojnie Alfredzie. Przetrwał to dzięki narzeczonej. Teraz będziesz czuwał...
                Rozejrzała się, czy nikt nie może ich usłyszeć.
                - Ona wie?
                - Oczywiście. Panicz zbyt wiele ukrywa, aby małżonka niczego nie dostrzegła.  Przecież znika na całe noce.
                Puścił do niej oczko. Na chwilę oddalił się, aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Jego natura lokaja, oraz wieloletnia praca nie pozwalała mu bawić się nie dopilnowawszy wszystkiego.
                Gdy krzątał się po jadalni i sprawdzał, czy niczego nie brakuje, za nim stanęła Selina. Obserwuje go uważnie. Pokiwała głową.
                - Szukam cię Alfredzie.
                - Czy coś się stało panno Kyle?... och przepraszam pani Wayne.
                Zasłoniła prawą dłonią usta i zachichotała.
                - Nic się nie stało. Mam tylko do ciebie prośbę.
                Skłonił się.
                - Słucham uważnie.
                - Zatańczysz ze mną?
                Rozpromienił się i jeszcze raz skłonił się. Był zaszczycony propozycją panny młodej.
                - Z wielką przyjemnością pani Wayne.
                Podszedł do niej i podał swoje ramię.  Prawą ręką złapała go i przeszli do sali balowej. Tańczyli razem  wśród innych par. Bruce obserwował ich z przyjemnością. Dwie najważniejsze osoby jego życia porozumiały się od samego początku.
                Brakowało tylko jeszcze jednego bliskiego.  Grayson wziął dwa kieliszki szampana i podszedł do przyjaciela, którego lekko szturchnął, aby nie rozlać i podał mi jeden z kryształów.
                - Uważaj na niego, ponieważ poderwie i ukradnie ci żonę.
                Roześmiali się.
                - Raczej muszę obawiać się o ciebie.
                - Ja mam Batgirl.  Ty Kobietę Kot. Oboje uwielbiamy silne kobiety z którymi musieliśmy  stoczyć chociaż mały bój.
                - Zgadzam się.
                Razem obserwowali parkiet. Po kilku minutach  młodzieniec odbił pannę młodą, a Pennywort staną przy panu młodym.
                - Wspaniałe przyjęcie. Jak się bawisz?
                - Dobrze paniczu.
                Starszy z rozmówców spojrzał na zegarek.
                - Powinni państwo iść na sesję.
                - Dam chwilę Dickowi.
                Nagle Selina znalazła się przy mężu.
                - Idziemy?
                - A gdzie drużba?
                - Poszedł po druhnę. Będą czekać na zewnątrz.
                Wyszli we trójkę. Na zewnątrz czekał fotograf. Zrobili kilka zdjęć w ogrodzie.   Z wielkim trudem namówili Alfreda, aby z nimi zapozował. Następnie pojechali do pracowni.  Po powrocie zauważyli że wszyscy bawią się w najlepsze.
                Wpół do dwunastej ostatni gość opuścił posiadłość. Pennyworth przyniósł  niedawno uszyty kostium Kobiety Kot.
                - Czas na drugą ceremonię na dachu komisariatu.
                 We czwórkę zeszli do jaskini, gdzie trójka przebrała się w swoje kostiumy.  Wsiedli do Batplane i w ciągu kilku minut dolecieli. Na dachu stanęli Alfred, Robin,  Batman oraz Kobieta Kot. Najstarszy z nich stanął pomiędzy świeżo upieczonym małżeństwem.
                - Mając na światka Robina oraz noc nad Gotham łączy się dwoje bohaterów stojący po stronie dobrej i złej. Obrońca i złodziejka. Dwa różne światy złączone sercem stając się jednym. Nietoperz i kot mogą żyć razem szczęśliwie.
                Dick wyjął z kieszeni srebrne obrączki i podał Bruce'owi i Selinie. Na trzymanej przez kobietę widniał wygrawerowany kot, a na tej mężczyzny nietoperz.
                - Nie wolno wam zapomnieć o waszej drugiej osobowości, w której nadal będziecie wierni małżonkami. Załóżcie obrączki sobie nawzajem, przysięgając miłość.
                Spojrzeli sobie głęboko w oczy i założyli pierścienie. Pierwsza odezwa się  Selina.
                - Nigdy więcej nie będę kradła, oraz chodziła swoimi ścieżkami. Oswoiłeś mnie kochany. Teraz będę czekała na ciebie w domu.
                - Walcząc z przestępczością będę uważał, aby wrócić do ciebie. Jesteś dla mnie światłem w mroku miasta i mojego serca.
                - Kobieta Kot i Batman od dziś to jedność. Możecie się pocałować.

                Zegar zaczął wybijać północ. Bruce złapał Selinę i przybliżył do siebie, a następnie przechylił  ją do ziemi. Złożył na jej ustach namiętny pocałunek. Robin i Alfred bili brawo. Łzy zbierały się im pod powiekami.