wtorek, 22 grudnia 2015

Przyjaciel z Hiszpanii cz. VI

- Co?  Przecież cały czas byłem  tutaj - krzyknął mężczyzna, lekko unosząc się na poduszkach.
                - I co z tego? Przecież nie jesteś zamaskowanym obrońcą tutejszej ludności... -Antonio ledwo panował nad sobą, aby zachować powagę. - Nie umiesz podnieść szpady. A tak w ogóle to tutaj jest więcej tajnych przejść. Tornado uwielbia szybki pęd.
                Na początku Diego był zdezorientowany i nie wiedział  co się dzieje, następnie zrozumiał kto go zastąpił. Zauważył na twarzy  przyjaciela tak dobrze znane podekscytowanie.  Sam wkładając maskę je czuł.
                - Widzę, że ci się podobało.
                Valesco  był rozradowany, na wspomnienie swoich wyczynów. Tylko na chwilę się skrzywił.
                -Tak, dawno się tak dobrze nie bawiłem.  Tylko twój koń nie zawsze chce współpracować. Gdy wczoraj wracaliśmy do jaskini, za murami miasta rzucił mnie ze swojego grzbietu.
                Diego roześmiał się. Jego wierzchowiec był charakterny, tak jak jego właściciel.
                -  Znam go od źrebaka. Nauczyłem go wielu sztuczek. Nie widziałem go przez trzy lata, a było to podczas moich studiów. Pewnego  razu Garcia go przemalował. Musieliśmy schować beczki z prochem, a mieliśmy  na głowie patrol. Tornado odciągnął od nas sierżanta i kaprala. Aby ukryć go w garnizonie wpadli na pomysł, aby go przemalować. Mój koń jest zbyt znany.  Innym razem mój wuj spotkał go na pastwisku i ukrył, aby wystartować na nim w wyścigu, ale Zorro uprowadził własnego konia. Za czasów Monastario, złapano mojego wierzchowca i  wystawiono go na aukcji.
                - Kto go kupił?
                - Garcia. Pokrzyżował tym plany swojemu przełożonemu, ponieważ ten liczył, że Zorro wykupi własnego konia. A ten pożyczył pieniądze swojemu przyjacielowi, który miał słabość do tego czarnego ogiera.
                Oboje wybuchli śmiechem.  Tępy i korpulentny  sierżant stał się nieświadomie pomocnikiem Zorro. Nagle Diego spoważniał.
                - Nie zdążył  się nim nacieszyć. Wieczorem po aukcji Bernardo postanowił go uwolnić, ale zauważył go żołnierz... Tornado prawie zginął w płomieniach...
                W głosie młodego caballero było można usłyszeć, że jest zdenerwowany na samą myśl o tych wydarzeniach.
                - To mój przyjaciel.
                - Nie martw się. Nie pozwolę go skrzywdzić. A kiedy powrócisz do zdrowia, to nie będziesz musiał się wstydzić działań Zorro z okresu twojej niemocy.
De la Vega trochę się rozluźnił i postanowił zażartować.
                - Może oddam ci maskę, a sam zajmę się zarządzaniem rodzinnym majątkiem.
                - Z miłą chęcią Tylko obawiam się, że długo nie wytrzymasz na emeryturze.  No i obawiam się twojego ogiera. Pewnie zrzuci mnie ze swojego grzbietu, a cenię sobie swoje życie.
                Zaczęli się śmiać.  Gdy uspokoili się, Antonio radośnie życzył powrotu do zdrowia i obiecał zajrzeć następnego dnia. Pacjent został sam. W porze obiadu zajrzał ojciec. Ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał do środka.
                - Diego? Przyniosłem Tamales.
                - Dziękuję.
                Pacjent podniósł się i oparł o bezgłowie łóżka. Alejandro  był nadal zatroskany o swojego pierworodnego.  Postawił talerz na stoliku i poprawił synowi poduszki. Następnie podał serwetkę  mały stoliczek i postawił gorący talerz.
                - Jak się czujesz?
                Diego widział troskę, jaką otaczał go rodzic. Coś, co nie widział od lat, od kiedy wyjechał na studia. Od powrotu z Hiszpanii oddalili się od siebie. Zrobił to dla dobra ojca, aby go chronić.  Zakładając maskę, wiedział że będzie musiał chronić najbliższą osobę. Od razu zauważył, że Monastario chętnie pozbyłby się jego ojca, a on mógł dać mu powód.  Miał uczucie, że zmieniają się ich relacje, a raczej powracały do tych sprzed lat.
                -Nie najlepiej.  Najgorszy jest ból i te kłopoty z pamięcią.
                - Musisz nabrać sił. Kilka dni byłeś nieprzytomny.
                -Ojcze...
                - Tak synu?
                - Gdy obudziłem się wczoraj rankiem, widziałem jak spałeś na krześle przy łóżku...
                Głos młodego de la Vegi był słaby, a przecież prowadził dopieroł trzecią rozmowę. Cały dzień spędził na posłaniu, a czuł się jak po nocy spędzonej jako zamaskowany banita i ciężkiej walce z przeciwnikami, ale postanowił zatroszczyć się o rodzica.
                - Musisz odpocząć.
                - Nie jestem zmęczony. Muszę jeszcze wyjechać na pastwisko.
                - Nie powinieneś wyjeżdżać...
                - Nie martw się o mnie. Umiem o siebie zadbać. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.
                Caballero usiadł na krześle i przybliżył się do łóżka.  Mimo protestów syna, zaczął go karmić. Jak talerz był pusty, przyniósł  książkę, którą Diego zaczął czytać przed wypadkiem. Z bólem opuszczał pokój i ruszył do  swoich obowiązków.  Przy wejściu do hacjendy czekał na niego lekarz, co go zaniepokoiło.
                - Czy coś się stało?
                - Proszę się uspokoić.  Zauważyłem tylko, że Diego czymś się martwi. Jak wcześniej ci mówiłem, nie pamięta okoliczności wypadku. Zwróć uwagę na jego zachowanie, jeśli coś cię zastanowi, to daj mi znać.  Uważaj na niego. To nic nie musi znaczyć, ale lepiej być ostrożnym.
                Doktor zaczął się nagle uśmiechać.
                - Zaraz całe Los Angeles będzie wiedziało o stanie zdrowia twojego syna.
                 Alejandro nie zrozumiał aluzji przyjaciela, więc patrzył na niego jak na wariata.
                -Był tutaj sierżant Garcia. Pozwoliłem sobie udzielić mu podstawowych informacji o stanie Diego.
                Przepowiednia sprawdziła się. Pod wieczór całe Los Angeles, oraz okoliczni caballero wiedzieli, że Diego de la Vega odzyskał przytomność.   Kilkoro ludzi zjawiło się, aby dowiedzieć się o stan zdrowia i rokowania dotyczące pacjenta. Pan domu z cierpliwością przyjmował gości i odpowiadał na pytania, chociaż najchętniej nikogo by nie wpuszczał.
                Mięły trzy miesiące. Diego  powracał do zdrowia i pełnej sprawności. Rany zdążyły się zabliźnić, a kości zrosnąć. Od wypadku nie oddalał się od hacjendy i terenów jej otaczających. Na szczęście  upadek z konia, nie spowodował strachu do wierzchowców i jak tylko mógł, zaczął dosiadać ich grzbietu.
                Jego ojciec ciągle martwił się o niego. W nocy chociaż raz  sprawdzał co u Diego.  Gdy ten zaczął schodzić  i przesiadywał w salonie, to siedziałł wraz z nim.  Próbował nawiązać rozmowę. Chciał dowiedzieć się o pasji syna i latach spędzonych  na studiach, ale bez skutku Zazwyczaj dyskutowali o  wydarzeniach w mieście i u caballeros, oraz działaniach Zorro.
                Diego popadł w nostalgię, ciągle chodził zmartwiony i zamyślony.  Alejandro próbował rozbawić syna, ponieważ martwił się o niego, ale to nie przynosiło efektów. Gdy Antonio przychodził, starał się poprawić mu nastrój, ale  nie odnosił sukcesu. Nawet wizyty gości nie rozweselały go, a przybył Verdugo wraz z córką.
                Ożywił się dopiero, gdy po trzymiesięcznym "areszcie domowym" odwiedził miasto. Jego przybycie wzbudziło sensację. W gospodzie zrobiły się tłumy, sporo ludzi chciało zobaczyć  człowieka, który przeżył upadek w przepaść.  Starał się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia. Czuł się dobrze, obserwując komendanta, zastanawiając się nad jego kolejnym pomysłem.
                Gdy Valesco przekonał się, iż Diego powrócił do zdrowia fizycznego, oddał mu maskę.  Pewnego dnia odbyli rozmowę w salonie hacjendy de la Vegów, nie wiedząc, że są podsłuchiwani przez don Alejandro.
                - Cieszę się Diego, że powróciłeś do zdrowia. Tylko widzę, że coś cię martwi.
                -  Zawiodłem ojca...
                Antonio zdenerwował się na niego.
                - Nie zawiodłeś go. Gdybyś widział  swojego ojca, jak myślał, że nie żyjesz. Był zdruzgotany.  Szukał ciebie. A jak przyniosłem wiadomość, że znalazłem...
                Wziął głęboki wdech. Przed oczami stanął mu obraz załamanego mężczyzny, który zerwał się z krzesła i zalał się łzami.
                -  Że znalazłem twoje ciało. Chciał cię sprowadzić do domu... Siedział przy tobie przez pięć dni, prawie nie opuszczając pokoju.
                - Ma obowiązek się mną zająć.
                Gość coraz bardziej irytował się.
                -Twój ojciec spokojnie może być z ciebie dumny. Tylko musisz z nim porozmawiać A tak w ogóle, to on bardzo cię kocha.
                - Nie mam o czym.
                Głos Diego był obojętny.
                - Niczego się nie nauczyłeś? Jeśli coś ci się stanie, lepiej aby twój ojciec znał prawdę.
                - Nie. Nie chcę go zawieść.
                - Nigdy nie powiedział ci, że jest z ciebie dumny.
                - Dwa razy. Aby chronić  się przed rewolucją mój ojciec zebrał pięćdziesięciu caballero, oraz posiadał ich listę. Orzeł chciał ją zdobyć, a by pozbyć się  zagrożenia. Ojciec został aresztowany, a wraz z nim ja, Bernardo i nasz grubawy sierżant.  Orzeł zaoferował, że jeśli ojciec odda listę, to zostanie mu darowane mu życie.  Dzięki wcześniej zdobytym informacją  wiedziałem trochę więcej i musiałem działać. Gdy udałem, że  wolę oddać listę niż zginąć, widziałem w jego oczach żal, niedowierzanie i rozczarowanie. Moim celem było wyciągnięcie jej ze skrytki i zawiadomienie osób z listy, że są potrzebni do obrony Los Angeles.  Oczywiście musiałem pogodzić to z innymi zadaniami... Gdy zjawiłem się na rynku, ojciec wychwalał Zorro...
                Antonio uśmiechnął się.
                - Pewnie nie dowierzał, że to ja zebrałem pomoc. Słuchałem jak mówi o waleczności zamaskowanego bohatera. Następnie powiedział, że nie liczy się sama walka, ale  też to, co zrobiłem.
Powiedział, że jest ze mnie dumny.
                - No proszę.
                Valesco zaczął dusić się ze  śmiechu. Jego przyjaciel udawał, że tego nie widzi.
                -Innym razem podczas negocjacji w Monterey.  Był dumny z tego jak negocjowałem.  Na co dzień go tylko zawodzę.
                - Powiedz mu prawd. Oboje poczujecie się lepiej.
                De la Vega wyglądał, jakby nie słuchał.
                - Diego?  
                - Gdy leżałem nieprzytomny,  kilka razy odzyskałem świadomość i słyszałem, co mówił. Powtarzał, że mnie kocha i że jest dumny. Ale co miał mówić? Przecież myślał, że nie przeżyję.
                Antonio miał dosyć użalania się mężczyzny.  Postanowił niczego nie owijać.
                - Kochasz go i chcesz chronić, oraz zdobyć jego  szacunek.  Nie umiesz tego pogodzić, ale z innego powodu niż myślisz. Nie potrafisz dostrzec, że ojciec cię szanuje i zależy mu na tobie
                Nagle Antono na coś wpadł.
                - Niedługo wyjeżdżam . Gdy wrócę z Hiszpanii,  chcę abyś  był po rozmowie z don Alejandro. Inaczej ja zamienię kilka słów z komendantem Los Angeles.
                Diego oburzył się.
                - Nie możesz. Narazisz mego ojca.
                - No to trudno. Może kilka ofiar czegoś cię nauczy.
                - Tu nie chodzi o mnie - krzykną. -  Tego konsekwencje poniesie nie tylko mój ojciec. Chodzi też o Bernardo. Przecież mi pomaga, więc jest zamieszany. Jest moim przyjacielem. Ty też możesz znaleźć się w tarapatach i to wraz  z żon ą.
                - Wiem, że podziękujesz mi.

Nie czekając na odpowiedź de la Vegi, Antonio opuścił jego sypialnię. Alejandro zastanawiał się, co ukrywa jego syn i jaka to straszna tajemnica, że boi się jej ujawnienia.  Zdał sobie sprawę, że to jeszcze bardziej ich oddala od siebie, a jego dziecko jest sam ze swoimi problemami. Postanowił poznać prawdę za wszelką cenę i nie zależnie co Diego zrobił, będzie go kochał i wspierał.