Mężczyzna
drżał o życie Diego. W okolicy były przepaście i tereny górzyste. Pojechał tam i nawoływał, ale odpowiadało mu
tylko echo. Rozglądał się uważnie, ale
nic nie zauważył. zastanawiał się, co przytrafiło się młodemu caballero.
Minęła
kolejna doba. Poszukiwania nic nie dały. Pod wieczór jeden z parobków
przyprowadził konia zaginionego. Wszystko wskazywało, że jeździec został zrzucony. Jeśli nawet przeżył
upadek, to były niewielkie szanse, że po takim czasie żyje.
Alejandro złapał się ściany, gdy
towarzysze wysnuli hipotezę, co mogło przydarzyć się jego synowi. Z twarzy odpłynęła mu
krew. Ledwie stał na nogach. Został posadzony na krześle przez Bernardo. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać.
Wszystko wskazywało, że stracił
jedynego syna. Życie zaczęło wydawać mu się bez sensu. Stracił kobietę swojego
życia, a teraz najprawdopodobniej jedyne co po niej zostało. Ich jedyne
dziecko.
Antonio nie mógł patrzeć na
cierpienie seniora rodu de la Vegów. Dosiadł konia i pojechał przed siebie.
Nigdy nie był mocno wierzący, ale w tamtej chwili błagał Boga o zwrot Diego. Bał
się, że don Alejandro nie przeżyje straty. Uważał obu de la Vegów za dobrych
ludzi walczących o dobro mieszkańców. Starszy jawnie, a młodszy wkładając
maskę.
Odjechał spory kawałek od
hacjendy. Znajdował się w pobliżu najgłębszej przepaści, na której dnie
znajdował się strumień. Jeśli patrzyło się
z góry, to trudno było dostrzec błękitną wstęgę. Wokół skaliste i wysokie góry. Ścieżka była
wąska.
Nagle jego wierzchowca spłoszył
wąż. Udało mu się utrzymać w siodle. Strach
go opanował. Gdy zwierzę uspokoiło się, ześlizgnął się na ziemię. Na coś
nadepnął. Podniósł skrawek żabotu białej koszuli noszonej przez caballero.
Chociaż koloru można było się tylko domyślać, ponieważ tkanina była pożółkła,
oraz wybrudzona piaskiem. Widniały na
niej ślady krwi.
Poczuł dziwne podniecenie. Podbiegł do urwiska i położył się na brzuchu.
Przybliżył się do krawędzi i spojrzał w dół. Nie potrafił niczego dostrzec w otchłani.
Patrzył tylko w przepaść. Ledwo dostrzegał wstęgę rzeki wijącą się na jej dnie.
Nagle dostrzegł błękitny kolor na skalnej półce pod nim. Serce zamarło mu.
Tam leżało ciało don Diego de la Vegi.
Spuścił głowę. Żal mu się
zrobiło don Alejandro i samego przyjaciela, który miał przed sobą całe życie.
Pozwolił sobie na jedną łzę, która spłynęła po policzku. Ciągle przyglądał się
mężczyźnie. Nie potrafił spuścić z niego
wzroku. Nie miał czasu na smutek,
ponieważ ktoś nadjechał.
Był to Bernardo, który nie potrafił usiedzieć
na miejscu. Valesco pokazał mu swoje tragiczne odkrycie. Służący padł na kolana
i szlochał. Przywiązał się do swojego pana. Wspólna tajemnica zbliżyła ich.
Antonio postanowił zostawić i
pojechać do hacjendy de la Vegów. Dosiadł swojego wierzchowca i pędził jak
wicher. Po drodze minął patrol żołnierzy, ale nie zwrócił na nich uwagi. Przed bramą zeskoczył z konia i wpadł na
dziedziniec, gdzie siedział ojciec jego przyjaciela . Wykrzyczał zdyszany
- Znalazłem ciało Diego.
Alejandro zerwał się z krzesła.
Caballero rozpłakał się z
rozpaczy. Nie wstydził się swoich łez. Jego świat właśnie runął. Stracił swój
największy skarb. Syna. Od odnalezienia
konia podejrzewał, że jego dziecko może nie żyć. Tylko że to nie przygotowało
go na tę łamiącą mu serce wiadomość .
- Gdzie?
Antonio opisał mu wszystko. Odnalazł linę i chciał ruszyć, aby wydobyć
ciało. Wtedy odezwał się Alejandro. Jego głos był pusty.
-Jadę z tobą. Muszę go zobaczyć.
Valesco nie chciał wziąć ze sobą
mężczyzny, ale wiedział, że nie odwiedzie go od ruszenia na pomoc synowi.
Choćby ten już był martwy, ale nadal był
jego ojcem. Zebrali też sąsiadów, oraz kilku pastuchów.
Gdy dotarli na miejsce, de la Vega sam chciał
zejść na skalną półkę po ciało swojego syna. Bernardo na migi oferował, że to
on zejdzie na dół. Antonio też chciał spuścić się na skalny występek. Nie chciał,
aby dokonał tego starszy z mężczyzn,
ponieważ obawiał się o niego. Niemy służący nie mógł koordynować całą akcję z
dołu. Wreszcie to Valesco zsunął się po linie.
Diego leżał na plecach. Antonio uklęknął i odwrócił go. Twarz ofiary była pozdzierana,
oraz sina. Na skroni widniały stróżki skrzepłej krwi. Włosy były zlepione
czerwoną cieczą. Lewa ręka była mocno spuchnięta. Nienaturalnie wygięta prawa
noga. Klatka piersiowa lekko unosiła się. Diego de la Vega mimo wszystko żył.
Valesco zaczął się śmiać. Aby się
upewnić, sprawdził puls. Wstał z kolan i krzyknął w górę.
- On żyje!!!
W
jego głosie było słychać radość. Echo odpowiadało mu tak samo radośnie. Alejandro stał w szoku. Fala radości rozlała
się w jego sercu. Odetchnął z ulgą. Jego oczy zrobiły się wilgotne. Starał się
zapanować nad emocjami, ponieważ wiedział, że teraz najważniejsze jest
uratowanie Diego. Rozłożył się nad krawędzią przepaści i krzyknął w dół.
- Co z nim?
Antonio rozważył kłamstwo, aby
nie martwić swoich towarzyszy na górze, ale nie widział w tym sensu.
- Nie najlepiej.
- Damy radę go wyciągnąć?
- Spróbujemy.
De la Vega kazał przywiązać
drugą linę do skały i spuścić ją w dół.
Valesco obwiązał nieprzytomnego mężczyznę, sprawdził węzły i krzykną.
- Gotowe.
Na górze wszyscy zaczęli
ostrożnie i powoli zaczęli wciągać linę. Gdy Diego był u samego szczytu
przepaści, jego ojciec i służący wciągnęli go, chwytając za ręce. Alejandro płakał ze szczęścia, iż trzyma syna
w ramionach. Tak niedawno bał się, że stracił go na zawsze. Wsadził rannego do
dwuosobowego powozu i ruszyli do hacjendy.
Gdy
Antonio wspiął się i wydostał z przepaści, ruszył do miasta po lekarza. Prędko
wyjaśnił doktorowi sytuację i razem wybrali się w drogę. Mężczyzna drżał o życie przyjaciela. Cieszył się, że znalazł go żywego. Dziękował
Bogu za ocalenie. Miał nadzieje, że
teraz wszystko będzie dobrze.
Diego został umieszczony w
swojej sypialni. Ojciec cały czas był przy nim. Doktor po przyjeździe zbadał
uważnie pacjenta, oczyścił i opatrzył rany. Następnie zwrócił się do starszego
caballero.
- Jego urazy są poważne. Do tego
wycieńczenie organizmu... Ale ma wolę przeżycia.
- Czy?...
W głosie don Alejandro można
było usłyszeć strach.
- Nie mogę wiele powiedzieć.
Najbliższe dni pokażą, czy przeżyje. Przykro mi przyjacielu. Proszę, abyś był
dobrej myśli. Jest młody i silny.
- Dziękuję.
- Pamiętaj, aby delikatnie poić
pacjenta. Na razie niewielkimi ilościami i ostrożnie.
Lekarz żartobliwie pogroził
palcem
-Jeszcze raz dziękuję.
Zebrani w salonie czekali na
jakąkolwiek wiadomość. Zjechali się tutaj zaraz po tym jak wydobyli Antonio ze
skalnej pułki. Doktor po zejściu tam,
przekazał te same wiadomości co de la Vedze. Wszyscy cieszyli się z
odnalezienia Diego, oraz współczuli tragedii. Czuli się niezręcznie, więc
szybko rozjechali się i przekazali dalej wiadomość o odnalezieniu zaginionego.
W hacjendzie został tylko
Antonio Valesco. Chodził nerwowo po salonie. Martwił się o swojego przyjaciela.
Nie usłyszał jak Bernardo do niego podchodzi.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jego obecności. Służący próbował
coś mu powiedzieć za pomocą gestów. Gdy nie został zrozumiany, rozejrzał się i
szybko nakreślił w powietrzu " Z".
- Zorro jest potrzebny?
Bernardo kiwnął głową. Antonio
zamyślił się.
- Ktoś może połączyć zniknięcie
Zorro z niemocą Diego.
Nagle uśmiechnął się tajemniczo
i zawadiacko. Wpadł mu do głowy szalony pomysł.
- Więc będzie trzeba spróbować
go zastąpić. Pomożesz?
Bernardo przytaknął i pokazał
ukryte przejście w szafie.
- Więc jest więcej przejść? - mężczyzna
udawał oburzonego. - Więc mi nie ufa.
Zeszli do jaskini zamaskowanego
banity. Valesco wdział czarny strój i maskę.
Przypiął szpadę i bat do boku. Tornado nie był zachwycony nowym
jeźdźcem, ale po dłuższej chwili pozwolił dosiąść swojego grzbietu.
Antonio szybko i sprawnie
rozprawił się z komendantem i powrócił do jaskini. Cała przygoda tak mu się
spodobała, że postanowił godnie zastępował przyjaciela. Znając w Hiszpanii
młodego de la Vegę, mógł chociaż trochę go naśladować.
Wujowi jego żony przypadła do
gustu jego postawa. Cenił oddanie wobec
przyjaciela. Don Benito Prieto należał do caballeros, którzy trzymali się
razem. Gdy pojawił się narzeczony jego małej bratanicy, obawiał się jak Hiszpan
nie odnajdzie się w ich tradycjach. Gdy okazało się, że jest przyjacielem młodego
de la Vegi, zaufał mu. Skoro młody mężczyzna w Madrycie okazał
szacunek koloniście, to uszanuje panujące w Kalifornii prawa.
Antonio każdą wolną chwilę
spędzał w hacjendzie de la Vegów, aby doglądać Diego i wesprzeć jego ojca.
Luiza nie była zachwycona postawą męża. Dopiero co zostali małżeństwem, a mało
czasu spędzali razem. Inne donie i donny próbowały wyjaśnić jej, że to postawa
godna caballero. Mieszkańcy sąsiednich hacjend też zjawiali, aby wesprzeć don
Alejandro i spytać o stan zdrowia jego syna.
Alejandro prawie nie opuszczał
sypialni Diego. Nawet spał na krześle przy jego łóżku. Co jakiś czas płakał. Strach o życie syna nie opuszczał mężczyzny.
Od czasu do czasu przemawiał do swojego nieprzytomnego dziecka.
- Diego, synu... Wiem, że moja uwagi
mogły cię zranić... Mogłeś zacząć podejrzewać, że wstydzę się ciebie.
Głos mężczyzny drżał.
- To nie prawda. Jesteś moim
dzieckiem i jestem z ciebie dumny.
Położył swoją prawą dłoń na
lewej ręce młodego de la Vegi.
- Mogłeś źle odebrać moje wyrzuty.
Mogłeś pomyśleć, że wstydzę się ciebie.
Jego głos łamał się.
- Jesteś moim synem i zawsze
będę stał po twojej stronie, wspierał w twoich postanowieniach. Tylko obudź się
synu... Proszę. Nie chcę cię stracić. Kocham cię Diego.
Nie było podejrzenia, że Diego złamał kręgosłup?
OdpowiedzUsuńCiekawa akcja, emocje, które trafiają w czytelnika, co prowadzi do współodczuwania. Sama bałam się o naszego banitę.
Sądzę, że don Alejandro nie powinien być dla siebie surowy, przecież chciał wychować syna na porządnego człowieka. Wypełnił swoją powinność.
Bernardo chyba będzie moją ulubioną postacią.
Brawa dla Antonio, który odnalazł się w roli Zorro. Ciekawe, jak Diego zareaguje na wieść, że przyjaciel go zastąpił? :D
Zdarzyły się literówki i przecinki nie do końca są w odpowiednich miejscach. Radzę zrobić korektę.
Czekam na nn ^^
Ściskam mocno! :)