Obiecujące odkrycie, czy chwytanie się brzytwy?
Gdy wyszła z
wanny i otuliła się ręcznikiem spojrzała w lustro. Zamiast seksownej i
nieustępliwej pani detektyw zobaczyła ducha. Stała się wrakiem i to w dość krótkim
czasie. Zdenerwowała się. Odkręciła
kurek z zimną wodą i obmyła twarz. Próbowała ochłonąć. Nagle przypomniała sobie rozmowę z Alexis,
krótko przed ślubem. Siedziały na
kanapie, gdy córka Ricka spytała.
"Pamiętasz jak tata
uszkodził sobie kolano? Jak mu się nudziło w domu, a zbliżały się jego urodziny?
-Wtedy co zorganizowaliśmy mu
morderstwo w prezencie?
-Tak. Był taki szczęśliwy. Nie
chciał odpuścić. Cały czas wierzył, że zbrodnia była prawdziwa. Musiałaś nieźle
się bawić obserwując tatę.
-Tak. To było zabawne. Gates
świetnie się bawiła, gdy krzyczała na Castle'a. Gdy prawda wyszła na jaw
myślałam, ze obrazi się..."
Nagle Kate olśniło. Rzuciła się
z łazienki do salonu i okna, gdzie
wisiały żółte kartki. Odsłoniła okiennice. Przyjrzała się zdjęciom
rentgenowskim. Po chwili uśmiech zagościł na jej twarzy. Krzyknęła
-To nie był Castle.
Była przeszczęśliwa. Powiedziała
do siebie.
- Nie ma śladu po
uszkodzeniu kolana. Więc żyje. On żyje.
Chciała wybiec z mieszkania, ale zorientowała
się, że jest naga. Szczęście zalewało jej serce. Uśmiech malował się na jej
twarzy. Nie wiedziała jak uwolnić swoje emocje. Chciała się wtulić w ramiona
tego jedynego. Poczuć jego ciało, aby przekonać się, że nie zginął w tym
cholernym aucie. Wbiegła do sypialni i wyciągnęła z szafy jeansy, t-shirt, oraz
skórzaną kurtkę. Szybko się ubrała, przy drzwiach założyła
ulubione szpilki.
Wybiegła na ulicę. Deszcz
padał nad Nowym Yorkiem. Gdyby nie światła miasto okryłby mrok. Przez chmury nie przedostawała się ani jedna
mała gwiazdeczka. biegła
chodnikiem. Wpadała na przechodniów, ale
nie zwracała na to uwagi. Dzięki temu, że miała w kurtce portfel mogła przywołać taksówkę. Pojechała do parku,
gdzie stały ich ławki. Pamiętała jak Castle tam się jej oświadczył.
Spojrzała na niebo. Krople tańczyły wokół niej. Woda spływała po
niej, ale to kobiecie nie przeszkadzało. Tańczyła na deszczu i nie
przeszkadzało jej, ze ktoś może ją zobaczyć. Czuła się lekka jak piórko.
Ogromny kamień spadł jej z serca. Teraz jej życie nabrało barw. Bez Castle'a
jej życie było , jest i będzie szare. Myślała tylko o narzeczonym. Zastanawiała
się, gdzie on jest i czy jest cały. Spojrzała w niebo i wyszeptała.
- Gdzie jesteś? ...Znajdę cię,
choćby na krańcu świata.
Tanecznym krokiem szła przez
park. Złapała taksówkę i pojechała do sklepu z alkoholem. Kupiła whisky, aby
uczcić odkrycie. Powróciła do mieszkania i nalała sobie do szklaneczki
bursztynowego płynu i delektowała się nim.
Ponieważ było późno, to postanowiła pojechać na 12 z samego rana.
Gdy znalazła się w łazience
założyła ulubioną, koronkową piżamkę i biegiem wskoczyła do swojego łóżka. Przyłożyła swoją główkę do poduszki. Jej
kasztanowe włosy rozlały się wokół. Patrzyła w sufit. Przymknęła oczy i
zobaczyła Hampton. Stała przed domem
Ricka. Podeszła do drzwi i nacisnęła
klamkę. Było otwarte, więc wśliznęła się do środka. Krzyknęła.
-Jest ktoś w domu?
Nikt jej nie odpowiedział.
Przeszła do ogrodu. Patrzyła na cudowny widok, który urzekł ją za pierwszym
razem. Tylko, że na jego tle stał jej pisarz. Zaczęła biec w jego stronę. Po
minucie znalazła się w jego silnych objęciach. Wtuliła się w jego klatkę
piersiową i wyszeptała.
-Jesteś kochanie.
-Jestem moja miła. Stęskniłem
się.
-Ja też.
Słońce zaczęło zachodzić. Niebo
zaróżowiło się.
-Pamiętaj, że zawsze jestem przy tobie.
-Castle?
-Kocham cię Beckett.
Rozpłynął się padła na kolana i
krzyknęła
-Nieeeeee
Obudziła się we własnym łóżku.
To był tylko sen. Uspokoiła się. Gdy znowu przyłożyła głowę do poduszki to
zasnęła. Obudziła się dopiero o szóstej. Dzień zapowiadał się przyjemnie.
Wzięła szybki prysznic. Zajrzała do lodówki, ale tam wiało pustką. Postanowiła
zjeść coś po drodze na posterunek. Szybko się ubrała i pojechała do piekarni i
kupiła bułeczki, które zjadła w samochodzie. Przed
posterunkiem ogarnął ją srtach. Nie wiedziała przecież co dzieje się z Rickiem.
Nie wiedziała, czy mu coś nie grozi. Wpadła na posterunek i podeszła do
kolegów. Chłopcy przywitali się jednocześnie.
-Cześć Beckett
-Hej chłopcy. Nie mamy
czasu. Ustaliłam, że Castle żyje.
-Beckett- odezwał się Esposito .
-Wiem, że ci ciężko, ale on zginą. Musisz się z tym pogodzić.
-Zgadzam
się z Espo- odparł Ryan.
-Wiemy, że ci go brakuje, ale musisz
powrócić do normalności. Nauczyć się żyć bez naszego pisarzyka.
-Łatwo ci mówić- krzyknęła.-
Zawsze tu był. A jak go nie było to
brakowało mi go. Dlatego pozwoliłam mu wygrać zakład. Nie wyobrażałam
sobie życia bez niego.
Skierowała się do gabinetu pani
kapitan. Victoria uśmiechnęła się na widok podwładnej.
-Witam pani detektyw. Co panią
sprowadza?
-Chciałabym powrócić do pracy.
-Pozostało pani przecież
zaledwie trzy dni urlopu. Nawet myślę o przedłużeniu pani urlopu.
-Wolałabym powrócić do pracy.
Wolę pracować niż siedzieć w mieszkaniu sir.
-Ale to dla pani dobra
-Ale Castle potrzebuje mojej
pomocy.
-Pan Castle nie żyje.
-Żyje. To nie on zginą.
Gates było żal Beckett.
Przemówiła łagodnym głosem.
-Nie wiem co pani czuje i ciężko
mi sobie to wyobrazić. Ale musi pani pogodzić się...
Kate zdenerwowały słowa pani
kapitan i zaczęła krzyczeć.
-Nic sobie nie ubzdurałam.
Pomylono się podczas sekcji. I muszę go odnaleźć. Nie mogę go zostawić. I
zrobię to z waszą pomocą, czy bez.
Wyszła trzaskając drzwiami.
Postanowiła pogadać z Lanie. Wsiadła do windy i zjechała do prosektorium. W tym samym czasie Gates siedziała zirytowana
zachowaniem Beckett. Chodź z drugiej strony rozumiała ten wybuch i współczuła
jej. Wyszła z gabinetu i zawołała Esposita, oraz Ryana. Gdy ci przyszli
przemówiła do nich spokojnym głosem.
-Martwię się o detektyw Beckett.
Jest przekonana, o tym iż pan Castle żyje. Najlepszym rozwiązaniem byłoby
wysłanie jej na urlop zdrowotny. Ale wtedy stracimy nad nią jakąkolwiek
kontrolę. Więc pozwolę powrócić detektyw Beckett do pracy, ale prosiłabym was,
abyście mieli na nią oko. Nie każę wam donosić, ale w razie niebezpieczeństwa proszę, abyście reagowali.
Nie wyciągnę konsekwencji, jeśli uda się zapobiec temu, co postanowiła. Jest dobrą policjantką,
ale jeśli chodzi o najbliższych reaguje emocjonalnie i popełnia poważne błędy. A wolałabym, aby pozostała na posterunku. Wasze zachowanie będzie troską, a nie zdradą.
Miejcie na nią oko.
-Tak jest sir- odparli
jednocześnie.
-To dobrze. Zależy mi na
detektyw Beckett jako na policjantce, ale i człowieku.
-Będziemy jej strzec- odparł
Javier.- Zależy nam ponieważ jest nam bliska jak siostra.
-I zrobimy wszystko, aby nic jej
się nie stało- dodał Kevin.
-Tej rozmowy nie było.
Zrozumiano?
-Tak jest sir.
-Odmaszerować.
Chłopcy opuścili gabinet.
Kapitan spojrzała na drzwi. Myślała o Beckett. Nie wiedziała, czy podjęła
słuszna decyzję. Ale naprawdę wolała mieć ją na oku. Może praca pozwoli uporać
się jej z bólem? Nie mogła
spisać na straty tak świetnej policjantki. Nie raz o nią walczyła. Przecież
miała już wcześniej powody, aby wywalić Kate. Nie potrafiła przyznać się do
tego, że lubi Beckett i nie pozwoli zmarnować jej życia.
Gdy chłopcy byli w gabinecie
pani kapitan doktor Parish pochylała się nad zwłokami ofiary wypadku, gdy
usłyszała za sobą przytłumiony głos.
-Lanie?
Patolog przestraszyła się i
opuściła skalpel. Szybko się odwróciła i zobaczyła przyjaciółkę
-Jezu, Kate. Ależ mnie
przestraszyłaś kobieto. Nie jesteś na urlopie?
-Tak, ale coś odkryłam.
-Co?
-Że Castle żyje. Zauważyłam, że
brak śladu po urazie kolana.
Parish była wstrząśnięta, tym co
usłyszała. Rozumiała dlaczego Kate nie może pogodzić się ze śmiercią
ukochanego. Lekarka przyjrzała się Beckett. Oczy policjantki były podkrążone od
braku snu i płaczu, jej cera była blada, jak u pacjentów kostnicy Do tego była
wychudzona. Lanie było żal przyjaciółki.
-Kochanie... Jego już nie ma i
nic tego nie zmieni. Może uraz nie pozostawił żadnych śladów, albo rentgen nie
wyłapał małego uszkodzenia. Jest możliwość, iż urządzenie popełniło błąd, albo jest zepsute. Jest wiele
możliwości.
-On żyje!!!
-Posłuchaj, on nie miał szans na
przeżycie. Wiesz o tym. Rozumiem, że nie chcesz tego dopuścić do siebie.
-Ale jeśli
za tym stoi Tayson...
-Myślisz, że
Castle'a dopadł Tayson? Co chciałby tym osiągnąć?
-Nie wiem.
Może powinniśmy zapytać, czego chce od nas? Cały czas jesteśmy na jego
celowniku. Czy mam wymienić jego plany, które pokrzyżowaliśmy?
Patolog wzdrygnęła się na
wspomnienia związane z 3XK. Przed jej oczami stanął obraz jej samej powieszonej
na żyłce. przez głowę przeszła jej myśl." Tylko spokojnie Lanie, to był
tylko twój sobowtór, a ty rozmawiasz z Kate, a
Javier jest na
górze. " Nadal na myśl ciał sobowtórów ogarniała ją panika. Wtedy
wszystko było idealnie zaplanowane. Nikt, oprócz Ricka nie wpadł na to, że to robota Taysona. Jerry podczas starcia w motelu zabrał broń
Rayanowi, a potem przekazał ją swojemu wrogowi z więzienia. Następnie próbował
wrobić pisarzyka w morderstwo i niby został zastrzelony. Ale potem ktoś
stworzył sobowtórów jej i Esposita, którzy wykradli akta 3XK.
-Może masz rację. Ale nie masz na
to dowodów.
-Próbował nas zepchnąć z mostu!
-Nie krzycz. Ale on nie był
jedyny... Odwiozę cię do mieszkania.
-Nie. Poradzę sobie. Widzę, że
mi nie wierzysz. Myślisz, że oszalałam. Ale znajdę go za wszelką cenę. Nie
zostawię go samego.
Wybiegła z prosektorium. Gdy
znalazła się w windzie była wściekła. Nie rozumiała, dlaczego nikt nie dał
wiary w jej odkrycie. Przecież sobie tego nie wymyśliła. Postanowiła nie dać
się wybrać na urlop i odnaleźć ukochanego.