niedziela, 17 maja 2015

Dziesięciotetnia nieobecność cz. V

Gdy weszli, młodzieniec zobaczył wszystkich przyjaciół. Po środku stał jego ojciec, w towarzystwie Bones. Rzucił się w stronę ukochanego taty i wpadł mu w ramiona, mówiąc.
            - Tatusiu.
            Znów był małym chłopcem, cieszącym się ze spotkania z ojcem. Moris był szczęśliwy, trzymając w ramionach swoją pociechę.  Stęsknił się za synem, którego nie widział od dziesięciu lat.  Pamiętał wszystkie chwile z nim spędzone. Obawiał się dzisiejszego spotkania. Raczej spodziewał się, że jego "mały" mężczyzna go nie pozna, albo wścieknie się za brak wiadomości przez tyle lat.  Bał się, że nie zrozumie.
            Gdy młodzieniec wtulił się w jego ramiona, wszystkie obawy zniknęły. Wróciły wspomnienia związane z synem.  Uśmiechną się. Żałował, że nie widział jak dorasta.  Trochę sie bał, ponieważ jego pociecha wybrała niebezpieczny zawód. Sam wiele razy mało nie zginał podczas akcji. Był też dumny z syna.
            - Parker. Aleś ty wyrósł chłopcze.
            - Dziękuję. To naprawdę ty?
            -Tak.
            Oboje zaczęli płakać. Pani Moris uśmiechała się radośnie, patrząc na męża i jego syna.   Angela trzymała za rękę dwa szkraby.  Gdy panowie przestali płakać, Parker  uścisną żonę ojca, nie wiedząc że to jego macocha.
            - Wspaniale cię widzieć Bones.
            -Ciebie też.
            Uważnie mu się przyjrzała.
            - Z wyglądu przypominasz ojca.
            - Według zezulców z  charakteru też... Kocham was.
            Nie mógł do końca uwierzyć w to co widział. Moris zwrócił się do swojego pierworodnego,
            - Chcę ci przedstawić moją rodzinę.  Bones jest moja żoną i mamy dwójkę dzieci. Christine i Hanka.   
            - To Wspaniale.
            Młodzieniec uradował się, słysząc radosne nowiny. Wiedział, że zawsze z sercu ojca będzie miał swoje miejsce.  Angela wzniosła toast za młodszego agenta i zjedli po kawałku ciasta.  Posiedzieli chwilę i taksówkami ruszyli do restauracji. Przyjęcie trwało cztery godziny. Wszyscy świetnie bawili się. Była nawet pani prokurator. Pani Moris tańczyła z mężem, Parkerem, Hodginsem,  Resztę zabawy przesiedziała, ze względy  na swoje osłabienie. Z przyjemnością przyglądała sie przyjaciołom.  W pewnym momencie Parker zniósł toast.
            -  Dzisiaj możemy świętować trzy rzeczy.  Odzyskanie taty i Bones, zyskanie nowych członków rodziny, oraz śmierć ostatniego członka mafii braci Wilter.  Za...
            - Czekaj - krzyknęła aktorka. Zapomniałeś o jeszcze jednej rzeczy, o tej dla której tutaj się spotkaliśmy.  Dzisiaj zostałeś młodszym agentem.
            Angela podniosła kieliszek do góry.
            - Za Temperance,  Parkera i Seeley'a  Booth.
            - Za naszych przyjaciół- krzyknęła reszta. Wszyscy  wypili lampkę szampana.
            W tym samym czaise w domu Hodginsówm Max Keenan zajmował się dziećmi. Michael odnalazł wspolny język z Christine. Hank bawił się lalkami z Tempi. Max obserwował ich z przyjemnością. Dzieci jego córki szybko go zaakceptowały. Nagle wnuczka podeszła i spytała.
            - Wiesz, że mama umiera?
            - Jak to?
            Był w szoku. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Dziewczynka kontynuowała.
            -  Właśnie wróciła ze szpitala. Tatuś rzadko bywał w domu. A jak bywał to, to zachowywał się dziwnie. Płakał.  Mama od razu powiedziała nam, że umrze, że może niedługo jej zabraknąć.  Chociaż  tata mówi, że Bóg nie może nam jej zabrać.
            Nie wiedział co robić. Dziewczynka przypominała swoją matkę, więc postanowił być z nią szczery. Choć wiadomość o chorobie córki powodowała strach o nią.  Chciało mu się płakać. Opanował łzy i wyszeptał.
-Cała Tempi. Logiczna do bólu... Tata ma rację, Trzeba wierzyć, że  mama wyzdrowieje. Idź  i pobaw się z Michaelem robaczkami.
            - Robaczki oczyszczają nóżkę od kurczaczka.
            Pobiegła do nowego przyjaciela. Keenan patrzył przed siebie. Nie chciał stracić swojej małej córeczki. Dopiero ją odzyskał po dziesięciu latach. Musiał się upewnić, wiec wyciągnął komórkę i zadzwonił do syna
            -Brennan, słucham.
            - Wiesz, że Temperance ma raka?
            Russ zmieszał się.
            - Tak. Powiedziała mi dzisiaj rano.  Boi się. Lekarze nie dają jej szans na przeżycie.  Booth ją wspiera.
            - Ale sam sobie z tym nie radzi. Christine mi powiedziała o chorobie Temperance. Dziewczynka boi się o mamę.
            - Rozumiem. Nie możemy jej pozostawić samej sobie. Czy tego będzie chciała, czy nie.
            - Mądrze mówisz synu. Jesteśmy jej potrzebni.






.....................................................................................................................
Przepraszam za wcześniejszy błąd.



2 komentarze:

  1. Nie przepraszaj, to było tylko opublikowanie zerowego tekstu.
    "UśmiechnąŁ się"
    Z jednej strony radość z tylu rzeczy, z drugiej informacja o chorobie Temperence dociera do szerszej grupy ludzi, którzy pragną o nią walczyć.

    Interesujący rozdział :)

    Czekam na nn ^^

    Jak tam matury?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze. Ustny angielski zdałam na 37%, a polski na 65%. Na resztę wyników muszę poczekać. Jutro piszę historię

    OdpowiedzUsuń