- I co z
tego? Przecież nie jesteś zamaskowanym obrońcą tutejszej ludności... -Antonio
ledwo panował nad sobą, aby zachować powagę. - Nie umiesz podnieść szpady. A
tak w ogóle to tutaj jest więcej tajnych przejść. Tornado uwielbia szybki pęd.
Na początku Diego był
zdezorientowany i nie wiedział co się
dzieje, następnie zrozumiał kto go zastąpił. Zauważył na twarzy przyjaciela tak dobrze znane
podekscytowanie. Sam wkładając maskę je
czuł.
- Widzę, że ci się podobało.
Valesco był rozradowany, na wspomnienie swoich
wyczynów. Tylko na chwilę się skrzywił.
-Tak, dawno się tak dobrze nie
bawiłem. Tylko twój koń nie zawsze chce
współpracować. Gdy wczoraj wracaliśmy do jaskini, za murami miasta rzucił mnie
ze swojego grzbietu.
Diego roześmiał się. Jego
wierzchowiec był charakterny, tak jak jego właściciel.
- Znam go od źrebaka. Nauczyłem go wielu sztuczek.
Nie widziałem go przez trzy lata, a było to podczas moich studiów. Pewnego razu Garcia go przemalował. Musieliśmy
schować beczki z prochem, a mieliśmy na
głowie patrol. Tornado odciągnął od nas sierżanta i kaprala. Aby ukryć go w
garnizonie wpadli na pomysł, aby go przemalować. Mój koń jest zbyt znany. Innym razem mój wuj spotkał go na pastwisku i
ukrył, aby wystartować na nim w wyścigu, ale Zorro uprowadził własnego konia.
Za czasów Monastario, złapano mojego wierzchowca i wystawiono go na aukcji.
- Kto go kupił?
- Garcia. Pokrzyżował tym plany
swojemu przełożonemu, ponieważ ten liczył, że Zorro wykupi własnego konia. A
ten pożyczył pieniądze swojemu przyjacielowi, który miał słabość do tego
czarnego ogiera.
Oboje wybuchli śmiechem. Tępy i korpulentny sierżant stał się nieświadomie pomocnikiem
Zorro. Nagle Diego spoważniał.
- Nie zdążył się nim nacieszyć. Wieczorem po aukcji
Bernardo postanowił go uwolnić, ale zauważył go żołnierz... Tornado prawie
zginął w płomieniach...
W głosie młodego caballero było
można usłyszeć, że jest zdenerwowany na samą myśl o tych wydarzeniach.
- To mój przyjaciel.
- Nie martw się. Nie pozwolę go
skrzywdzić. A kiedy powrócisz do zdrowia, to nie będziesz musiał się wstydzić
działań Zorro z okresu twojej niemocy.
De la Vega
trochę się rozluźnił i postanowił zażartować.
- Może oddam ci maskę, a sam
zajmę się zarządzaniem rodzinnym majątkiem.
- Z miłą chęcią Tylko obawiam
się, że długo nie wytrzymasz na emeryturze.
No i obawiam się twojego ogiera. Pewnie zżuci mnie ze swojego grzbietu,
a cenię sobie swoje życie.
Zaczęli się śmiać. Gdy uspokoili się, Antonio radośnie życzył
powrotu do zdrowia i obiecał zajrzeć następnego dnia. Pacjent został sam. W
porze obiadu zajrzał ojciec. Ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał do środka.
- Diego? Przyniosłem Tamales.
- Dziękuję.
Pacjent podniósł się i oparł o
bezgłowie łóżka. Alejandro był nadal
zatroskany o swojego pierworodnego.
Postawił talerz na stoliku i poprawił synowi poduszki. Następnie podał
serwetkę mały stoliczek i postawił
gorący talerz.
- Jak się czujesz?
Diego widział troskę, jaką
otaczał go rodzic. Coś, co nie widział od lat, od kiedy wyjechał na studia. Od
powrotu z Hiszpanii oddalili się od siebie. Zrobił to dla dobra ojca, aby go
chronić. Zakładając maskę, wiedział że
będzie musiał chronić najbliższą osobę. Od razu zauważył, że Monastario chętnie
pozbyłby się jego ojca, a on mógł dać mu powód.
Miał uczucie, że zmieniają się ich relacje, a raczej powracały do tych
sprzed lat.
-Nie najlepiej. Najgorszy jest ból i te kłopoty z pamięcią.
- Musisz nabrać sił. Kilka dni
byłeś nieprzytomny.
-Ojcze...
- Tak synu?
- Gdy obudziłem się wczoraj
rankiem, widziałem jak spałeś na krześle przy łóżku...
Głos młodego de la Vegi był słaby,
a przecież prowadził dopiero trzecią rozmowę. Cały dzień spędził na posłaniu, a
czuł się jak po nocy spędzonej jako zamaskowany banita i ciężkiej walce z
przeciwnikami, ale postanowił zatroszczyć się o rodzica.
- Musisz odpocząć.
- Nie jestem zmęczony. Muszę
jeszcze wyjechać na pastwisko.
- Nie powinieneś wyjeżdżać...
- Nie martw się o mnie. Umiem o
siebie zadbać. Teraz najważniejsze jest twoje zdrowie.
Caballero usiadł na krześle i
przybliżył się do łóżka. Mimo protestów
syna, zaczął go karmić. Jak talerz był pusty, przyniósł książkę, którą Diego zaczął czytać przed
wypadkiem. Z bólem opuszczał pokój i ruszył do swoich obowiązków. Przy wejściu do hacjendy czekał na niego
lekarz, co go zaniepokoiło.
- Czy coś się stało?
- Proszę się uspokoić. Zauważyłem tylko, że Diego czymś się martwi.
Jak wcześniej ci mówiłem, nie pamięta okoliczności wypadku. Zwróć uwagę na jego
zachowanie, jeśli coś cię zastanowi, to daj mi znać. Uważaj na niego. To nic nie musi znaczyć, ale
lepiej być ostrożnym.
Doktor zaczął się nagle uśmiechać.
- Zaraz całe Los Angeles będzie
wiedziało o stanie zdrowia twojego syna.
Alejandro nie zrozumiał aluzji przyjaciela,
więc patrzył na niego jak na wariata.
-Był tutaj sierżant Garcia.
Pozwoliłem sobie udzielić mu podstawowych informacji o stanie Diego.
Przepowiednia sprawdziła się.
Pod wieczór całe Los Angeles, oraz okoliczni caballero wiedzieli, że Diego de
la Vega odzyskał przytomność. Kilkoro
ludzi zjawiło się, aby dowiedzieć się o stan zdrowia i rokowania dotyczące
pacjenta. Pan domu z cierpliwością przyjmował gości i odpowiadał na pytania,
chociaż najchętniej nikogo by nie wpuszczał.
Mięły trzy miesiące. Diego powracał do zdrowia i pełnej sprawności. Ranny
zdążyły się zabliźnić, a kości zrosnąć. Od wypadku nie oddalał się od hacjendy
i terenów jej otaczających. Na szczęście
upadek z konia, nie spowodował strachu do wierzchowców i jak tylko mógł,
zaczął dosiadać ich grzbietu.
Jego ojciec ciągle martwił się o
niego. W nocy chociaż raz sprawdzał co u
Diego. Gdy ten zaczął schodzić i przesiadywał w salonie, to siedział wraz z
nim. Próbował nawiązać rozmowę. Chciał
dowiedzieć się o pasji syna i latach spędzonych
na studiach, ale bez skutku Zazwyczaj dyskutowali o wydarzeniach w mieście i u caballeros, oraz
działaniach Zorro.
Diego popadł w nostalgię, ciągle
chodził zmartwiony i zamyślony.
Alejandro próbował rozbawić syna, ponieważ martwił się o niego, ale to
nie przynosiło efektów. Gdy Antonio przychodził, starał się poprawić mu
nastrój, ale nie odnosił sukcesu. Nawet
wizyty gości nie rozweselały go, a przybył Verdugo wraz z córką.
Ożywił się dopiero, gdy po
trzymiesięcznym "areszcie domowym" odwiedził miasto. Jego przybycie
wzbudziło sensację. W gospodzie zrobiły się tłumy, sporo ludzi chciało
zobaczyć człowieka, który przeżył upadek
w przepaść. Starał się nie zwracać uwagi
na ciekawskie spojrzenia. Czuł się dobrze, obserwując komendanta, zastanawiając
się nad jego kolejnym pomysłem.
Gdy Valesco przekonał się, iż Diego
powrócił do zdrowia fizycznego, oddał mu maskę.
Pewnego dnia odbyli rozmowę w salonie hacjendy de la Vegów, nie wiedząc,
że są podsłuchiwani przez don Alejandro.
- Cieszę się Diego, że
powróciłeś do zdrowia. Tylko widzę, że coś cię martwi.
- Zawiodłem ojca...
Antonio zdenerwował się na
niego.
- Nie zawiodłeś go. Gdybyś
widział swojego ojca, jak myślał, że nie
żyjesz. Był zdruzgotany. Szukał ciebie. A
jak przyniosłem wiadomość, że znalazłem...
Wziął głęboki wdech. Przed
oczami stanął mu obraz załamanego mężczyzny, który zerwał się z krzesła i zalał
się łzami.
- Że znalazłem twoje ciało. Chciał cię
sprowadzić do domu... Siedział przy tobie przez pięć dni, prawie nie
opuszczając pokoju.
- Ma obowiązek się mną zająć.
Gość coraz bardziej irytował
się.
-Twój ojciec spokojnie może być
z ciebie dumny. Tylko musisz z nim porozmawiać A tak w ogóle, to on bardzo cię
kocha.
- Nie mam o czym.
Głos Diego był obojętny.
- Niczego się nie nauczyłeś?
Jeśli coś ci się stanie, lepiej aby twój ojciec znał prawdę.
- Nie. Nie chcę go zawieść.
- Nigdy nie powiedział ci, że jest
z ciebie dumny.
- Dwa razy. Aby chronić się przed rewolucją mój ojciec zebrał
pięćdziesięciu caballero, oraz posiadał ich listę. Orzeł chciał ją zdobyć, aby
pozbyć się zagrożenia. Ojciec został
aresztowany, a wraz z nim ja, Bernardo i nasz grubawy sierżant. Orzeł zaoferował, że jeśli ojciec odda listę,
to zostanie mu darowane mu życie. Dzięki
wcześniej zdobytym informacją wiedziałem
trochę więcej i musiałem działać. Gdy udałem, że wolę oddać listę niż zginąć, widziałem w jego
oczach żal, niedowierzanie i rozczarowanie. Moim celem było wyciągnięcie jej ze
skrytki i zawiadomienie osób z listy, że są potrzebni do obrony Los
Angeles. Oczywiście musiałem pogodzić to
z innymi zadaniami... Gdy zjawiłem się na rynku, ojciec wychwalał Zorro...
Antonio uśmiechnął się.
- Pewnie nie dowierzał, że to ja
zebrałem pomoc. Słuchałem jak mówi o waleczności zamaskowanego bohatera.
Następnie powiedział, że nie liczy się sama walka, ale też to, co zrobiłem.
Powiedział,
że jest ze mnie dumny.
- No proszę.
Valesco zaczął dusić się ze śmiechu. Jego przyjaciel udawał, że tego nie
widzi.
-Innym razem podczas negocjacji
w Monterey. Był dumny z tego jak
negocjowałem. Na co dzień go tylko
zawodzę.
- Powiedz mu prawdę. Oboje
poczujecie się lepiej.
De la Vega wyglądał, jakby nie
słuchał.
- Diego?
- Gdy leżałem nieprzytomny, kilka razy odzyskałem świadomość i słyszałem,
co mówił. Powtarzał, że mnie kocha i że jest dumny. Ale co miał mówić? Przecież
myślał, że nie przeżyję.
Antonio miał dosyć użalania się
mężczyzny. Postanowił niczego nie
owijać.
- Kochasz go i chcesz chronić,
oraz zdobyć jego szacunek. Nie umiesz tego pogodzić, ale z innego powodu
niż myślisz. Nie potrafisz dostrzec, że ojciec cię szanuje i zależy mu na tobie
Nagle Antono na coś wpadł.
- Niedługo wyjeżdżam . Gdy wrócę
z Hiszpanii, chcę abyś był po rozmowie z don Alejandro. Inaczej ja
zamienię kilka słów z komendantem Los Angeles.
Diego oburzył się.
- Nie możesz. Narazisz mego
ojca.
- No to trudno. Może kilka ofiar
czegoś cię nauczy.
- Tu nie chodzi o mnie -
krzykną. - Tego konsekwencje poniesie
nie tylko mój ojciec. Chodzi też o Bernardo. Przecież mi pomaga, więc jest
zamieszany. Jest moim przyjacielem. Ty też możesz znaleźć się w tarapatach i to
wraz z żon ą.
- Wiem, że podziękujesz mi.
Nie czekając
na odpowiedź de la Vegi, Antonio opuścił jego sypialnię. Alejandro zastanawiał
się, co ukrywa jego syn i jaka to straszna tajemnica, że boi się jej
ujawnienia. Zdał sobie sprawę, że to
jeszcze bardziej ich oddala od siebie, a jego dziecko jest sam ze swoimi
problemami. Postanowił poznać prawdę za wszelką cenę i nie zależnie co Diego
zrobił, będzie go kochał i wspierał.
Valesco wraz z żoną przed ruszeniem do Madrytu, przyszedł
pożegnać się z młodym de la Vegą. Uścisnęli się i Diego życzył im udanej
podróży. Panowie mimo niedawnej kłótni, zachowywali się przyjaźnie.
Minęło półtora roku. Alejandro
nie wydobył żadnych informacji z Diego. Starał się być jak najżyczliwszy wobec
syna, ale nie przesadzając, aby ten niczego nie zauważył. Diego zaczął interesować się sprawami
hacjendy. Sporo czasu spędzał na grzbiecie Tornado, aby utrzeć nosa
komendantowi. Po powrocie z akcji przez
kilka dni chodził radosny, a następnie znowu popadał w apatię.
Antonio po powrocie odwiedził
hacjendę de la Vegów Wraz z przyjacielem zasiedli w salonie, aby spokojnie
porozmawiać. Nie wiedzieli, że żądny
wiedzy don Alejandro stanął przy uchylonym oknie. Chciał wreszcie poznać
prawdę. Nastawił uszu i zaczął nasłuchiwać.
- Miło powrócić do Kalifornii. Jest tutaj przyjemniej niż w Madrycie.
Polubiłem tutejszy spokój.
Caballero uśmiechnął się.
- Chyba, że komendant zaczyna
prześladować mieszkańców naszego
miasteczka.
Antonio był zafascynowany L os Angeles i cieszył się,
że przekonał małżonkę, aby zamieszkali u jej wuja. Nalał sobie kieliszek wina i
rozkoszował się jego smakiem.
- Zgadzam się. Nie dziwię się,
czemu kochasz to miejsce. Jest cudowne i
pełne uroku... Rozmawiałeś z ojcem?
- Nie.
- A więc muszę odwiedzić komendanta.
Diego przeraził się. Chciał zaprotestować,
ale Antonio nie dał mu na to szansy, widząc strach w jego oczach. Oprócz
wiernego sługi, był jedynym, który widział to w oczach Zorro.
- Nie martw się. Próbowałem tylko zmotywować cię do działania.
Dla twojego dobra. To cię niszczy.
De la Vega odetchnął z ulgą, ale
przy okazji był poirytowany.
- Dla mojego dobra?
Valesco pokiwał głową z
dezaprobatą.
- Pamiętam jak na studiach
cieszyłeś się z każdego zwycięstwa w zawodach szermierczych i jak nie mogłeś
doczekać się chwili, gdy wszystko opowiesz ojcu. Bardzo go kochasz...
Alejandro słuchał z coraz uważniej. Zdziwiła go
informacja o pojedynkach syna. Antonio
martwił się o przyjaciela.
- Do tego od wypadku nie jesteś
sobą.
Diego nagle stał się rozdrażniony.
- Zdałem sobie sprawy, że w
każdej chwili mogę zginąć i nigdy nie dorównam oczekiwaniom ojca... Chociaż już kiedyś byłem bliski śmierci,
tylko wtedy obyło się bez większych
uszkodzeń ciała.
Zerwał się z fotela i zaczął
krążyć po salonie.
- Boję się, że nie zdążę mu
powiedzieć mu prawdy... Ale jest tak lepiej.
Antonio pokiwał głową z
dezaprobatą.
- Nie jestem pewien. Chcesz, aby
poznał prawdę od obcych ludzi? Kiedy żołnierze przyjdą po ciebie? Czy jak
będziesz na szubienicy? Jesteś pewien,
że wszystko przemyślałeś?
Diego zamyślił się na chwilę i
jeszcze bardziej sposępniał.
- Gdy pierwszy raz włożyłem
maskę, myślałem ze szybko skończę z
Monastario. Bez żadnych problemów.
Miałem dużo szczęścia, że akurat przybył wicekról i to moim słowom dał
wiarę. Miałem nadzieję, że zapanuje
tutaj spokój, ale pojawił się sędzia pracujący dla Orła.
-Orła?
Valesco był zaskoczony,
słysząc pseudonim. Ciekawiła go historia, która za nim się kryła.
Widział, że przyjaciel spiął się, na myśl o wydarzeniach z przeszłości.
- Chciał zbrojnie przeprowadzić
rewolucje w Kalifornii. Jej centrum
miało być w Los Angeles. Przyjechał
tutaj i wybrał naszą hacjendę na swoją siedzibę...
Westchnął ciężko.
-Chciałem walczyć o nasz dom nie
zważając na grę, którą prowadziłem. Nawet sięgnąłem po szpadę. Bernardo przekonał mnie, że to może pozwolić
nam mieć na oku przybysza. Jeszcze wtedy nie wiedziałem z kim mam do czynienia.
Dzięki tunelom i tajnym przejściom
zorientowałem się, że mam do czynienia z Orłem, który od jakiegoś czasu
mnie interesował.
Roześmiał się złośliwie.
- Przed powrotem ojca, wypędziłem
go z hacjendy sztuczkami lisa. Jakiś czas później prawie zginąłem w
kuźni, wysadzając jego działo. Na szczęście wybuch nie spowodował żadnych poważnych urazów. Wyciągnąłem z tego lekcję. Pamiętasz,
jak opowiadałem ci przed wyjazdem o sprowadzeniu Caballeros?
Antonio kiwnął głową
- Oprócz wartowników nikogo nie
było w garnizonie. Zostali zaatakowani przez ludzi Orła. Wiesz jak trudno było
pogodzić zadanie Zorro i Diego?
Antonio patrzył z niedowierzaniem.
Podziwiał swojego przyjaciela. Jedno pytanie
krążyło mu po głowie.
- Czy kiedyś twój ojciec był
bliski poznania prawdy?
Ręce młodego de la Vegi zaczęły
drżeć, a głos się łamać.
- Raz... To były początki Zorro.
Monastario uwięził żonę i córkę, mężczyzny uznanego za zdrajcę, który uciekł.
Caballeros łącząc siły, postanowili
uwolnić obie panie przy pomocy przemocy. Wiedziałem, że to może przynieść samo
nieszczęście. Prosiłem ojca, aby nie jechali. Nie słuchał mnie. Zostałem w
domu, aby ruszyć jako Zorro... Podczas walki
w garnizonie ojciec został postrzelony.
Diego z nerwów uderzył w stół.
Nie trzeba było być dobrym obserwatorem, aby zauważyć jaka złość i bezradność
biła od mężczyzny.
- Udało nam się uciec. Był
moment, że chciał, abym go zostawił i sam uciekł. Nie zrobiłbym tego wobec
obcego człowieka, a tym bardziej wobec ojca... Zanim stracił przytomność,
zdradził że czuł, iż po zerwaniu maski
ujrzałby moją twarz... Bałem się, że będzie starał się zerwać mi maskę. Nie
chciał tego robić...
Starał się uspokoić.
-
To jedyny raz, kiedy zdradził się, że
mnie podejrzewa.
Alejandro od dłuższej chwili stał z przerażeniem przy oknie. Nie mógł się
ruszyć. Był w ogromnym szoku. Usłyszał, że Diego to Zorro. Do tej pory myślał, że gdy walczył o życie, uciekając przed
żołnierzami, jego syn bawił się w najlepsze. W tamtej chwili dowiedział się, że to on go
ratował. Wiele razy miał go za tchórza,
a za każdym razem miał przed sobą stratega. Jego duma wzrosła. Nagle zdał sobie
sprawę, ile razy Diego był narażony na
niebezpieczeństwo. Będąc ze wszystkim sam.
Odszedł od okna i usiadł przy
stoliku. Po chwili przy nim zaczął się kręcić Bernardo. Pokazał mu, aby
przyniósł coś do picia. Służący zauważył, że caballero jest blady. Przyniósł
wina z salonu. Starszy mężczyzna miał mętlik w głowie. Nawet nie zauważył,
kiedy Valesco opuszczając ich domostwo, mijał go. Bernardo pokazał swojemu
przyjacielowi, oraz panu, że coś się dzieje z don Alejandro. Diego wyszedł na
dziedziniec i stanął przy rodzicielu.
- Czy coś się stało ojcze?
Nie odpowiedział. Patrzył przed
siebie. Dopiero gdy został potrząśnięty, odezwał się sztywno.
- Nic takiego.
Młodzieniec nie rozumiał jego
zachowania. Postanowił go obserwować. Alejandro był sprytniejszy i wysłał syna
do miasta po sprawunki. Chciał zostać na chwilę sam. Musiał wszystko
przemyśleć. Jako dziecko poznał wszystkie tajne przejścia w hacjendzie, ale z
czasem przestał się nimi interesować i z czasem zapomniał o nich, teraz
przypomniał sobie o istnieniu takich miejsc.
Przeszedł do biblioteki i zaczął
ją przeszukiwać, ale nie mógł znaleźć przejścia. Zajęło mu to godzinę i był
rozczarowany rezultatem. Następnie przeniósł się do salonu. Zajrzał do szafy i przez przypadek poruszył figurką.
Otworzyły się tajne drzwi.
Wszedł do korytarza i odnalazł kolejne wejścia do
posiadłości. W pomieszczeniu, przy
pokoju syna znalazłem biurko, a w nim
szkatułka z orlimi piórami. Zszedł korytarzem niżej. Dostał się do jaskini,
gdzie w zagrodzie stał czarny ogier. Rozejrzał się i wrócił do biurka. Znalazł
tam przebranie. Wziął w ręce czarną koszulę i stał w szoku. Dopiero zaczęło do
niego docierać, że to prawda.
Gdy Diego i Bernardo wrócili,
zastali don Alejandro w bibliotece. Wyglądał jakby spał. Młody caballero skinął
na służącego, a gdy ten zbliżył się,
powiedział.
-Martwię się o ojca. Zanim
wyszliśmy, nie wyglądał najlepiej. Teraz na szczęście śpi. Zastanawiam się, co
wyprowadziło go z równowagi.
Bernardo zaczął coś pokazywać. Był uważnie
obserwowany przez swojego pryncypała.
- Myślisz, że to moja wina?...
Diego wyglądał na zmartwionego,
ale uważnie odczytywał słowa.
- Że od czasu mojego wypadku
martwi się o mnie? Zauważył moją zmianę
nastroju?
Przekręcił delikatnie głowę i
przytaknął.
- Możesz mieć rację. Chyba czas
szczerze z nim porozmawiać. Ale nie wiem jak to rozegrać.
Służący znowu zaczął mu coś
tłumaczyć.
-Masz rację. Lepiej jeśli okażę
skruchę. Przyniosę koc.
Służący pokręcił głową.
- Lepiej go obudzić?
Przytaknął. Starszy mężczyzna
tak naprawdę nie spał. Poznał kolejną tajemnicę syna. Jego służący był tylko
niemy i cały czas słuchał. Zdał sobie sprawę, że to doskonałe źródło zdobywania
informacji. Nikt podejrzewał i nie
będzie zwracał uwagi na głuchoniemego. Postanowił zaczekać i porozmawiać
następnego dnia. Udał, że się obudził, oraz okazał zaskoczenie na jego widok.
Zasiedli do kolacji, a po posiłku Diego udał
się do siebie, tłumacząc się bólem głowy. Półgodziny później Alejandro zszedł
do jaskini. Tornardo nie było w zagrodzie, co oznaczało, że Zorro ruszył w
ciemną noc, aby chronić mieszkańców Los Angeles. Wtedy zaskoczył go Bernardo. Służący
przestraszył się.
- Spokojnie Bernardo. Od dzisiaj
wiem, ale nie mów mu. Sam z nim porozmawiam...
Nie ufa mi.
Caballero był rozgoryczony
- Dlaczego nie ufa mi?... Jestem
aż tak złym ojcem? Aż tak zawiodłem
syna?
Usiadł pod ścianą i ukrył twarz
w dłoniach. Bernardo chciał pocieszyć mężczyznę , ale nie wiedział jak. Tylko
delikatnie poklepał go po plecach.
Alejandro miał mętlik w głowie.
Zdał sobie sprawę jak zawiódł Diego. Zamiast wspierać go, wyrzucał mu,
że nie zachowuje się , tak jak on by chciał. Zdał sobie sprawę, że powinien
zaufać własnemu przeczuciu i zdać sobie sprawę, co się dzieje. był zły na
siebie, że nie zauważył co robi Diego, oraz kim naprawę jest.
Po jakimś czasie zdał sobie
sprawę, że powinien opuścić kryjówkę zamaskowanego banity. Udał się do
sypialni, ale nie położył się spać. Siedział na krześle i nasłuchiwał.
odetchnął z ulgą, gdy usłyszał hałas w pokoju syna. Następnie ułożył się wygodnie na łóżku i po
godzinie zasnął.
Rankiem wstał i odbył poranną
toaletę. Następnie zszedł do salonu i
usiadł przy stole, ale chwilę pomyśleć. Wiedział, że do południa nie powinien
zobaczyć syna. Pomylił się. Parę minut po nim pojawił się Diego, który
przyjrzał się rodzicowi.
- Dzień dobry ojcze. Widzę, że
źle spałeś.
Wyglądał na zmartwionego.
- Miałem coś do przemyślenia. A
ty co tak wcześnie na nogach, jak na ciebie?
Zmieszał się. Spuścił na chwilę
oczy.
- Chciałem z tobą porozmawiać.
Alejandro przeniósł się na fotel
i poczekał aż syn stanie przed nim.
- Słucham cię uważnie.
Uśmiechnął się, a Diego był
zdenerwowany. Jego głos drżał z nerwów.
- Muszę ci się przyznać do
jednej rzeczy. Wiem, że swoim
zachowaniem zawiodłem cię ojcze. Chciałem ci powiedzieć, wytłumaczyć się...
Alejandro nie mógł patrzeć jak
jego syn zaczyna się plątać i przerwał mu.
- Wiem o czym chcesz mi
powiedzieć.
- Pomyśl, że...
Młody caballero zamarł w połowie
zdania i z niedowierzaniem.
- Wiesz?
- Tak. Podsłuchałem wczoraj
twoją rozmowę z don Antonio....
Diego spuścił głowę, słuchając
uważnie rodziciela.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego
mi nie powiedziałeś od razu? Dlatego ukryłeś, że narażasz życie. Dlaczego nie
zaufałeś mi?
W jego głosie było słychać
gorycz. Młody caballero postanowił zaprotestować.
- To nie tak ojcze. Chciałem cię
chronić. Nawet nie wiesz, jak ciężko było cię okłamywać. Gdy dostałem list od
ciebie, nie wiedziałem co się dzieje w Los Angeles.
- Więc kiedy narodził się
pomysł, aby włożyć maskę?
- Na statku, po ostatnim
pojedynku z kapitanem. Od niego usłyszałem, co się tutaj dzieje. Postanowiłem
grać miłośnika literatury, niechętnego do walki, a nawet nieumiejącego walczyć.
Oficjalnie wróciłem, ponieważ nie radziłem sobie z szermierką. Kazałem Bernardo
wyrzucić moje trofea. Dobrze zrobiłem.
Po przyjeździe przeszedłem dokładną rewizję. Jak Tornado był źrebięciem,
nauczyłem go sztuczek, a po powrocie stał się odpowiednim dla mnie rumakiem.
Bernardo też chciał coś odgrywać
przedstawienie, więc zaczął udawać głuchego . Dzięki temu zdobył wiele
informacji.
Zamyślił się, ale po chwili
wrócił do swojej opowieści.
- Stwierdziliśmy, że lepiej jak
najmniej osób wiedziało o tym co robię.
Monastario połączył fakty i prawie mnie zdemaskował. Antonio rozpoznał styl
walki Zorro, ponieważ pojedynkowaliśmy się w trakcie studiów.
Alejandro złapał się za głowę,
był wstrząśnięty.
- Ale ja przez tyle czasu nie
zorientowałem się. Chociaż na początku miałem pewne podejrzenia, które uznałem
za marzenia.
Młody mężczyzna sposępniał, a ręce zaczęły mu drżeć, tak jak
głos.
- Wiem ojcze. Pamiętam dzień,
gdy zostałeś ranny. Strach o twoje życie... Najgorzej, że podejrzewałem co może się zdarzyć i nic nie
mogłem zrobić... Pamiętam chwilę, gdy
kula cię trafiła.
Był przerażony, tamto wspomnienie nie dawało mu spokoju. Próbował
się uspokoić.
- Kocham cię.
Starszy caballero był wzruszony.
- Wiem. Ja ciebie też kocham. I
przepraszam za wszelkie wyrzuty i nieprzyjemne słowa, jakie ode mnie
usłyszałeś.
-Zasłużyłem.
Alejandro wstał i podszedł do Diego, który nadal miał
spuszczona głowę, złapał go delikatnie
za żuchwę i podniósł ją.
- Nie zasłużyłeś. Jesteś moim
synem. De la Vegą. Jestem z ciebie dumny. Tak jak wtedy, gdy sprowadziłeś
pomoc. Nie chodzi mi o działania Zorro.
Tylko twoje pokojowe dążenie do rozwiązywania konfliktów, oraz umiejętności
negocjowania...
Uśmiechnął się, aby rozluźnić
atmosferę.
- Oddaliliśmy się od siebie, ale
od teraz żadnych tajemnic. Nie ważne co zrobisz, będziesz moim kochanym synem.
Spojrzał mu głęboko w oczy, a po
chwili padli sobie w ramiona. Już dawno powinni
przeprowadzić tą rozmowę. Wszelkie nieporozumienia zniknęły raz na
zawsze. Teraz senior rodu mógł cieszyć się w pełni z powrotu swojej
latorośli ze studiów. Diego pokazał wszystkie tajne przejścia i całą jaskinię. Alejandro zdradził, że zwiedził to poprzedniego dnia,
ale odkrył wiele nowych rzeczy, których nie spostrzegł poprzednio. Zorro zaczął wtajemniczać ojca w swoje plany.
Okazało się, że jest cennym doradcą i sojusznikiem.
Diego zaczął interesować się rodzinnym majątkiem. Alejandra cieszył czas
spędzony ze swoim dzieckiem. Spokój
zawdzięczali don Antonio Valesco,
przyjacielowi młodego caballero z Hiszpanii, oraz wypadkowi podczas jego
wesela. Mężczyzna wraz z rodziną byli
mile widziany w hacjendzie de la Vegów. Pomagał ukryć nieobecność przyjaciela,
gdy ten działał. Diego mógł odetchnął.
Dwa lata później odwiesił szpadę, oraz maskę. Mógł pomyśleć o założeniu rodziny i spełnić
pragnienia rodzica. Poślubił donnę Rosaritę
Cortez, przyjaciółkę z dzieciństwa. Rok po ślubie na świat przyszły
bliźniaki, Wictoria i Alejandro. Dumny
dziadek był szczęśliwy patrząc na swoją rodzinę, która wiodła spokojne życie.
Koniec
Cześć :)
OdpowiedzUsuńDługi rozdział, jak na ostatni dobry.
Wolałabym więcej opisów. Czasami tłumaczyłaś rzeczy, o których w ogóle nie miałam pojęcia, bo nie pamiętam historii Zorro. Ale mniejsza z tym.
Dobrze, że Alejandro i Diego wszystko sobie wyjaśnili, najwyższa pora na to.
To była dobra historia.
Pozdrawiam.
Dziękuję bardzo. Czas zostawić Zorro i zmierzyć się z bohaterem, który ma straszniejszą genezę, oraz mającego coś wspólnego z lisem z Los Angeles.
Usuń