-A kiedy to było?- spytała
roztrzęsiona Elizabeth, próbując opanować emocje.- Kiedy się
bawiliście?
- Cztery dni przed jego śmiercią.
-John tamtego dnia wspomniał, iż
wychodząc stad wpadł na służącą. Z tego powodu wrócił do domu w złym humorze…
Ile wtedy na niego nakrzyczałam, że jest… Nie wiedziałam wtedy, iż widziała
waszą zabawę. Nawet nie wiedziałam, że nadal się bijecie dla rozrywki.
-Przepraszam, że wam przerwę, ale
muszę aresztować pana Holmesa.
Wdowa padła do nóg inspektora i
błagała, aby ten nie zabierał jej Sherlocka.
Ten był nieugięty i wykonał swój obowiązek zakuwając detektywa w kajdany
i zapierając na posterunek. Kobieta straciła jedyną podporę po śmierci męża. Przecież
zawsze mogła wypłakać się w ramię brata i to on mówił słowa pocieszenia, gdy
tego potrzebowała. Gdy dzieci pytały o ojca, dzielni im tłumaczył, że Watson
nie wróci. Cztery dni po zatrzymaniu Holmesa Elizabeth straciła nad sobą
panowanie. Prawie całe dnie płakała, rzucała rzeczami i krzyczała patrząc na
obraz na którym był Sherlock Holmes i John Watson, jej ojciec i wuj.
-Czy to jakaś próba wielki
detektywie? Odebrali mi ich obu. Nienawidzę cię. To twoja wina… co mam robić?
Zaniedbywała dzieci, tylko
rozpaczała. Straciła wszystko, co było ważne w jej życiu.
Po dwóch miesiącach śledztwa skazano
Sherlocka Holmesa za zabójstwo doktora Johna Watsona. Został powieszony dwa
tygodnie później. Na jego prośbę, nie powiadano pani Watson o terminie
egzekucji.
Miesiąc po śmierci detektywa
Elizabeth otrząsnęła się i zajęła się dziećmi. Do tej pory nad chłopcami czuwał
jej dalszy kuzyn Mycroft. Rozpacz i żal
zostawiła za sobą. Przecież pochodzi z
rodu Holmesów.. Starała się funkcjonować normalnie. A potrafiła to dzięki
charakterowi odziedziczonym po ojcu, detektywie o wielkim umyśle Dopiero teraz zaczęło
do niej docierać, że Sherlock został skazany za zabójstwo Johna. Że ktoś skazał
niewinnego człowieka, a prawdziwy zbrodniarz chodzi po ulicach Londynu. Nie
mogła tego znieść. Oddała na parę dni pod opiekę kuzyna i ruszyła na polowanie.
Chciała pomścić męża i brata. Po pięciu dniach odnalazła mordercę. Akurat
znalazł sobie kolejną ofiarę. Zastrzeliła go z zimną krwią. Patrzyła mu głęboko
w oczy i uśmiechała się jadowicie. Rewolwer w jej rękach kiedyś należał do jej
brata. Była to zemsta, która dała kobiecie ogromną przyjemność ale i nie przyniosła ulgi. Uratowana kobieta była
jej wdzięczna i chętnie o jej czynie opowiedziała policji. Dzięki temu pani
Watson nie trafiła za kratki za zabójstwo. Mogła teraz całą energię poświecić
swoim pociechom i porządkowaniom papierów. Pewnego dnia zniosła ze strychu
popiersie woskowe, z dziurą w głowie.
O rany.
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! :D
Na miejscu Liz pewnie też zabiłabym mordercę męża i człowieka, przez którego stracono niewinną osobę, gdybym żyła w jej czasach.
Ciekawi mnie co dalej?
Opowiadanie o jakiej tematyce?
Czekam ^^
Do końca sama nie wiem. Stworzyłam je na początkach swojej przygody pisarskiej. Przez dłuszy czas leżało po kontach, w skrzynce, a potem segregatorze. Wreszcie postanowiłam, że czas, aby ujrzało światło dzienne. Choć brak mu pięknego zakończenia.. Ale jeszcze mam czas, aby nad nim popracować.
Usuń