Nagle przy trumnie staną
jedenastoletni chłopiec. A był to Parker Booth.
-Poznałem doktor Brennan parę
lat temu. Od razu ją polubiłem. Zawsze była dla mnie miła...
Płakał, a że był dzieckiem
nie wstydził się swoich łez. Do tego nie ograniczały go zasady dorosłych i nie
musiał pilnować się podczas wypowiedzi, aby nie powiedzieć czegoś niestosownego.
-Tata cieszył się, że może z
nią pracować... Świetnie się dogadywali... Pamiętam, że jak byłem mały i
poszedłem z nianią do parku rozrywki sam zszedłem z karuzeli. Nagle pojawił się
tata i nakrzyczał na mnie, a potem przytulił. Pamiętam, że dalej stała Bones. A
gdy kiedyś indziej jedliśmy lunch i spytałem czy nie zostanie dziewczyną taty
chciała wiedzieć, dlaczego szukam mu dziewczyny. Gdy opowiedziałem o koledze,
jego nowej mamie i basenie, dała mi klucze od basenu w swoim bloku. Powiedziała,
że mogę z niego korzystać kiedy chcę. Szybko zdobyła moje serce. Chciałbym mieć
taką drugą mamę. Będzie mi jej brakować.
Seeley podszedł do syna i
zabrał go. Ten pomachał Brennan na pożegnanie. Wszyscy uśmiechnęli się widząc
gest chłopca. Zwyczajne pożegnanie, jakby mieli się jeszcze spotkać.
Ksiądz odmówił ostatnią
modlitwę za duszę zmarłej i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Cały pogrzeb pod
jednym z drzew stała kobieta ubrana w czarną sukienkę, na głowie miała toczek z
woalką. Była smutna, ale słuchając modlitw i opowieści co jakiś czas uśmiechała
się. Cały czas zerkała na Seeleya, jego synka Parkera, Maxa i Russa. Od czasu
do czasu na naukowców, psychologa, czy panią prokurator. Gdy prawie wszyscy
odeszli od trumny stojącej nad miejscem wiecznego spoczynku udała się na grób
matki. Po chwili zauważyła, iż w jej stronę zbliża się Kennan z synem. Stanęła przy nagrobku parę metrów dalej. Słyszała co Max mówi.
-Opiekuj się naszą córeczką
Christine. Opiekuj się nią.
Oboje płakali. Ojciec wziął
syna pod rękę i odeszli. Teraz ona płakała. Nagle usłyszała za sobą.
-Nie jesteś pozbawiona uczuć.
Jesteś człowiekiem.
-Cam
-Witaj Caroline. Jednak
przyszłaś na pogrzeb.
-Gdzie Booth?
-Jeszcze przy trumnie. Nie
może się rozstać z doktor Brennan. Ale nie jest teraz sam.
-A kto tam jest?
-Angela, Zack, Caroline
Julian. Max z Russem już odeszli.
-Serce ojca... Choruje na nie
od niedawna. Źle wygląda.
-Chodź, podejdziemy niedaleko
przyjaciół i podsłuchamy ich rozmowę.
-A jeśli nas zauważą?
Postoimy przy bramie. Tam
nikt nie zwróci na nas uwagi.
Wyszły z cmentarza. Stanęły przy bramie.Tam kontynuowały rozmowę.
-Ranię ich, ale nie mam
wyjścia.
-Caroline. Czy ty masz wyrzuty sumienia?
-Tak. Booth wrócił po dwóch
tygodniach. Wtedy, co teraz mogę przyznać cierpiałam myśląc, że nie żyje. Jak
on musi cierpieć dziś... Gdybym mogła to podeszłabym do wszystkich i
powiedziała, że to kamuflaż aby ich chronić. Że robię to dla nich. Gdyby im
nic nie groziło, siedzielibyśmy w laboratorium i pracowalibyśmy nad kolejną
sprawą... Obiecaj mi Cam, iż nie pozwolisz aby Booth przestał współpracować z
instytutem, albo aby porzucił pracę w FBI, oraz że nie dopuścisz do rozpadu
naszego zespołu. Że zrobisz wszystko, aby wszyscy pracowali jak gdyby nic się
nie stało. Nie pozwolisz, aby ktokolwiek porzucił swoją pracę w instytucie. Tym
razem twój zespół nie może się rozpaść. Chcę mieć do czego wrócić.
-Obiecuję doktor Brennan.
-Ciszej. Ktoś może usłyszeć.
-Przepraszam Caroline Kilter.
-To moja nowa tożsamość.
Prawdę znasz ty, dyrektor Cullen, dwóch agentów w Nowym Yorku i ich dyrektor.
Ale nasi najbliżsi, nie mogą wiedzieć, że żyję. Nawet Sweets. Chodź...
-Nie martw się tym. Gdyby
znali prawdę, to by tak nie mówili. Wreszcie wyrzucili wszystko z siebie. Chodź
pewnie żałują, że nie usłyszałaś tego od nich.
-Padło parę ładnych słów. Teraz
wiem jak mnie postrzegają. Dziękuję Cam za twoje dzisiejsze słowa.
- To prawda co powiedziałam.
Zamilkły. Po chwili w bramie stanęły cztery zapłakane postacie.
-Dziękuję Zack, że jesteś-
odezwał się Seeley.- Na pewno cieszyłaby się z twojej obecność.
-Przepraszam za wszystko
agencie Booth- odparł Zack.- Nadal szanuję doktor Brennan i uważam ją za
mentorkę. I dziękuję, że powiadomiliście mnie o jej śmierci i postaraliście
się, abym tu dzisiaj był. Nigdy tego nie zapomnę. Chociaż mogłem ją pożegnać.
Doktor pewnie uznałaby uczestnictwo w obrządku pochówku za stratę czasu.
-Zgadzam się- wtrąciła pani
prokurator odchodząc.- Przecież nie chciała uczestniczyć w twoim pogrzebie
agencie Booth.
-Jesteś częścią naszej małej
rodziny- dodała Angela.- Brenn też.
policjanci zabrali Addy'ego
do szpitala psychiatrycznego. Agent i artystka skierowali się w stronę auta entomologa. Temperance patrząc za nimi stwierdziła.
-Już nie ma doktor Temperance
Brennan. Dbaj o naszych przyjaciół.
KONIEC I ROZDZIAŁU