niedziela, 22 czerwca 2014

Bones rozdział III Żałoba, część II

-Nic nie będzie takie jak dawniej. Myślimy z Angelą o odejściu.
-Ona by tego nie chciała- krzyknął Seeley.- Też chciałem odejść, ale gdy wszedłem tutaj zdałem sobie sprawę, iż to był jej drugi dom, a my jej rodziną.
-Dla niej będziemy walczyć- odparła Saroyan. - Chodźcie do Angeli.
Poszli do artystki. Gdy weszli do niej kobieta płakała pracując nad rekonstrukcją. Mąż podszedł do niej i mocno ją przytulił. Wszystkim zaczęły ciec łzy. Agent wybiegł i opuścił Jeffersona. Pozostali po chwili wrócili do swoich zajęć. Przed dwunastą Booth zjawił się w gabinecie pani patolog. W pomieszczeniu panowała krępująca cisza. Nagle drzwi się otworzyły i pojawili się: dyrektor FBI Cullen, Lancy Sweets, starszy mężczyzna, dwóch mężczyzn ubranych na biało, oraz Zackary Addy. Po chwili odezwał się starszy mężczyzna.
-Jestem psychiatrą ze szpitala psychiatrycznego, doktor James Kitler. Chciałem zaręczyć, iż pan Addy może pracować w instytucji rządowej. Jest oddany prawu i wie, że nie wolno popełniać przestępstw i że trzeba łapać, tych którzy to robią. Jeśli chodzi o wykształcenie to ma doktorat z antropologii sądowej.
Camile miała poważną minę, a po chwili odezwała się surowym głosem.
-Dziękuję bardzo. Z agentem Boothem wezmę odpowiedzialność za doktora Addy'ego. Będzie pracował na stanowisku antropologa sądowego. Czego musi przestrzegać?
-Chodzić raz w tygodniu na terapię, bez państwa zgody nie może opuszczać laboratorium i Waszyngtonu. Raz w miesiącu będzie przechodził badania psychiatryczne. W razie najmniejszych problemów, lub podejrzeń powróci do szpitala.
-Mam jedną prośbę. Wolałabym, aby terapię prowadził psycholog FBI doktor Lancy Sweets. Będzie mógł ocenić jak wpływa na doktora Addy'ego praca. Do tego mamy do niego duże zaufanie.
-Jeśli dyrektor nie ma nic przeciwko, to mogę się zgodzić.
-Nie mam- odparł Cullen.
-W takim razie została ostatnia kwestia doktor Saroyan. Gdzie będzie mieszkał?
-Na razie u mnie, później prawdopodobnie u doktora Hodginesa, a potem coś mu znajdziemy. Mam na oku umeblowane mieszkanie.
Wszyscy podpisali odpowiednie dokumenty i antropolog został w instytucie. Camile poszła do magazynu i przyniosła wszystkie stare rzeczy Zacka i jego fartuch. Mężczyzna uśmiechnął się i odezwał się ze strachem w głosie.
-Dziękuję doktor Saroyan. Idę zająć się kośćmi.
-Witaj spowrotem Zack- odezwała się Cam ciepłym głosem. -Wszyscy się ucieszą jak dowiedzą się, że wróciłeś. Zajmiesz gabinet doktor Brennan.
-Nie mogę.
-Musisz. Przejmiesz też jej doktorantów i asystentów.
-Ale nie muszę nic zmieniać?
-Nie musisz.
-To zawsze będzie gabinet doktor Brennan.
Seeley cały czas przyglądał się im. Podszedł i uścisnął Addy'ego mówiąc.
-Cieszę się, że to zajmiesz miejsce Bones... Znasz jej metody i bardzo była do ciebie przywiązana..
-Skrzywdziłem mentorkę i tego żałuję najbardziej.]
-Już dobrze Zack. Ucieszyłaby się na twój widok. Idź już przywitać się z pozostałymi. Nie zapomnij o Angeli. Inaczej będzie awantura.
-Dziękuję agencie Booth.
Antropolog wyszedł, Seeley stał smutny i spoglądał w dal. Cam wiedziała, iż nie chce współczucia, więc już dawno ostrzegła podwładnych. A w szczególności pewną artystkę. Wreszcie oni mogli być szczęśliwi. Wszyscy cierpieli po stracie przyjaciółki, ale on stracił ukochaną. Podeszła do niego, na jej twarzy malowało się przygnębienie. Nagle odezwał się.
-Nie chcę tu być. Wszystko ją tutaj przypomina. Ale nie mam wyjścia. Zginęła prze ze mnie. Nienawidzę się za to Cam.
-To nie twoja wina.
-Brakuje mi jej. Cholera
Walną pięścią w biurko
-Booth.
-Wiem, muszę być silny. Chciałaby, abyśmy trzymali się razem... Tamten dzień zmienił nasze życie. Odebrał drogą osobę.  Lepiej byłoby, abym to ja wtedy zginął.
-Nie myśl tak. Ty masz syna i jesteś mężczyzną. Ona by długo nie przeżyła bez ciebie. Ty musisz żyć dla niej i Parkera.
Gdy oni rozmawiali Addy wszedł do gabinetu artystki.
Tam siedzieli wszyscy pracownicy laboratorium i rozmawiali snując domysły na temat nowego współpracownika. Obserwował ich. Pierwsza mężczyznę zauważyła Angela. Uścisnęła go uśmiechając się. Gdy spojrzała mu w oczy powiedziała.
-Witaj Zack. Miło ciebie tutaj widzieć. Wracasz do nas?
-Tak. Ale nie wiem czy dam radę.
-Pomożemy ci.
Kobieta puściła go. Asystenci Brennan podejrzewali, iż Jack się wścieknie, widząc takie zachowanie żony. A on poklepał antropologa i odezwał się.
-Cisze się, że cię widzę. Sporo się zmieniło u nas. Ale Cam nadal jest cięta na eksperymenty. Gdzie będziesz mieszkał?
-Nie wiem. Mógłbym wrócić nad garaż?
-Nie. Już tam nie mieszkam. Z Angelą mamy nowy dom. Znajdzie się tam pokój dla ciebie. Powiem ci ciekawostkę, było to miejsce zbrodni. Badaliśmy je. W pewnym momencie postanowiliśmy je kupić. Mam nadzieje, że ci to nie przeszkadza.
-Nie. Czadowo
-Jak się trzymasz?
-Żałuję tego co zrobiłem. Zawiodłem doktor Brennan. To musiało ją dotknąć. Jej asystent został Pomocnikiem kanibala... Wybaczycie mi kiedyś?
-Dawno ci wybaczyliśmy. A doktor Brennan ucieszyłaby się widząc ciebie. Cieszę się, że to ty ją zastąpisz. Po to tu jesteś, prawda?
-Tak.
-Kiedyś się nie znosiliśmy. A teraz cieszę się na ten widok.
Angela podeszła i spytała.
-Cam i Seeley wie, że wracasz?
-Oczywiście. Są za mnie odpowiedzialni.
-Dziś się wprowadzisz?
-Tak.
-No to czekamy na sprawę. Chodź pokaże ci moje robaczki. Nadal nimi czasem oczyszczamy kości.


niedziela, 15 czerwca 2014

Bones rozdział III Żałoba, część I

Minęły trzy miesiące od śmierci doktor Temperance  Brennan. W instytucie panowała napięta atmosfera. Gdy naukowcy przechodzili koło jej gabinetu patrzyli ze smutkiem i utęsknieniem. Brakowało im przyjaciółki i duetu, który tworzyła wraz ze swoim partnerem. Pamiętali, ze oni kłócili się jak stare dobre małżeństwo. Brakowało tez im jej racjonalizmu i naukowego podejścia do życia. Wszyscy stracili zapał do pracy. Najchętniej siedzieliby w domach. Wszystko w instytucie ją przypominało. Doktor Saroyan trzymała ich w ryzach. Starała się znajdować im przeróżne zadania. Wiedziała, ze Brennan nie chciałaby, aby po niej rozpaczali. Pamięta jak Teperance nie chciała iść na pogrzeb Seeley’a, a Angela ją przekonała. Ale wszystko okazało się prowokacją FBI i agencik żył. Ale się wtedy wkurzyła…  W Instytucie Jeffersona panowała przygnębiająca  cisza.  Entuzjazm Hodginesa co do robaków, czy niebezpiecznych eksperymentów wygasł. Skończyło się niebezpieczeństwo wybuchów, oberwania indykiem, czy że zdjęcie któregoś z kolegów znajdzie się na arbuzie.  Wszyscy czekali na następcę doktor Brennan. Doktor Clark Edison nie radził sobie. Miał oddać antropologię sądową komuś innemu. Od pogrzebu zezulce nie widzieli Bootha.  Agent zaszył się w swoim mieszkaniu. Przyjaciele martwili się o niego. Nagle zjawił się w instytucie. Pierwszy ujrzał go Hodgines, który od razu się przywitał.
-Cześć  Booth.  Dawno cię nie widzieliśmy stary. Wracasz do nas?
-Muszę. Szef powiadomił mnie, ze jeśli nie wrócę to mnie wywali.
-Aktualnie nie mamy żadnej sprawy.  Angela pomaga Clarkowi przy kościach z epoki żelaza. Robi dla niego rekonstrukcję.  Nie mamy jeszcze nowego antropologa sądowego.
-Mamy
Koło nich zmaterializowała się niespodziewanie Camile.
-Człowiek poddający się resocjalizacji będzie pracował u nas. Dyrektor Cullen przychylił się do prośby szpitala psychiatrycznego. Będziemy musieli Booth wziąć za niego odpowiedzialność Trzeba będzie znaleźć mu dach nad głową. Nie wiem kto to. Minie tez się nie podoba. Akurat dzisiaj go przywiozą. A ty Hodgines nie miałeś zbadać jakiś cząsteczek/
-Daj spokój- odparł Seeley. –Dzięki, ze nie pytacie.
-Chcesz porozmawiać?
-Dzięki Cam, ale nie. Po południu mam pierwsze spotkanie u Sweetsa. Dyrektor kazał mi chodzić do doktorka na terapię. Co tam w instytucie?
-Fisher wyjechał na wykopaliska. A tak wszystko normalnie
We troje spojrzeli w stronę gabinetu Bones. Po chwili Jack odezwał się.
-nic nie będzie jak dawniej. Myślimy z Angelą o odejściu.


niedziela, 8 czerwca 2014

Tajemnica lasu

Dedykuje to opowiadanie wszystkim pierwowzorom moich bohaterów, oraz Oli Paradowskiej, na której wzorowałam ofiarę, wszystkim co pomogli mi przy przepisywaniu, Michalinie, która pożyczyła mi swój laptop. Oraz rehabilitantowi panu Wojtkowi.


Wszystko co tu opisałam jest fikcją literacką

Tajemnica lasu

Siedzę właśnie w swoim pokoju rozpamiętuję swoje początki jako detektyw. Ups, zapomniałam się przedstawić. Jestem Maria Brudzińska i od trzech lat pracuję w Scotland Yardzie, w Londynie. To jest w Anglii. Właśnie przyjechałam do rodziców na święta wielkanocne. Matula ulokowała mnie w moim starym pokoiku. Mieszkałam najbliżej drzwi wejściowych. Tu, wśród starych szpargałów i zdjęć znalazłam wycinki o zabójstwie w Szpitalu Rehabilitacyjnym dla dzieci w Ameryce. A wszystko zaczęło się w kwietniu 2013 roku. Miałam wtedy szesnaście lat i uwielbiałam ( zresztą nadal uwielbiam) kryminały i seriale kryminalne. Moi ulubieni autorzy to: Agatha Christine, oraz Arthur Connan Doyle.  Z seriali poleciłabym CSI Miami, CSI Nowy Jork, Komisarz Rex, Komisarz Alex, Mentalista, Castle, no i oczywiście moje ukochane Kości, bez których nie potrafiłam żyć. Dobrze, wracajmy do naszej historii. Mama zawiozła mnie do szpitala na początku miesiąca. Dwa dni po świętach wielkanocnych. Oczywiście nie do tej za oceanem, ale pod Olsztynkiem. Mieści się tam szpital rehabilitacyjny, ale jest przeznaczony tylko dla dzieci. Przyjęto mnie na Oddział Rehabilitacyjny i zamieszkałam w sali numer 11 z pewną Alą. Jeśli ktoś z was był w tym szpitalu, wie jak wygląda przyjęcie i pierwsze dni na oddziale, więc oszczędzę opisu. Jednym słowem koszmar.  Byłam wtedy licealistką, więc nie uczęszczałam do przyszpitalnej szkoły, ani na grupy wychowawcze. Był to przywilej gimnazjalistów i uczniów podstawówki. Przygarną mnie jednak pan Sebastian. Chodziłam z jego grupą na spacery i zajęcia pozalekcyjne. Był to dziwny kwiecień, ponieważ ziemię otulał śnieg. Ale w połowie miesiąca zaczęły się roztopy. Pewnego dnia panie Halinka i Ela, oraz pan Sebastian zabrali pacjentów z pierwszego oddziału na spacer. Szliśmy wszyscy razem Przechodziliśmy koło jeziora, gdy usłyszałam krzyk. Od razu rozpoznałam ten głos. Należał do Pauliny z grupy pani Eli. Dziewczyna była marzycielką, przez co zawsze szła na końcu Wszyscy podbiegliśmy do niej. Stała przed kupką śniegu i wyglądała na przerażoną. Odsunęliśmy wszystkich z wychowawcami. Pan Sebastian podszedł do niej i powiedział.
-Leżą tam kości zwierząt.
Podeszłam i ujrzałam najprawdopodobniej fragment czaszki. Delikatnie odgarnęłam śnieg i ujrzałam czaszkę. Przerażona podeszłam do pani Halinki. Spojrzała na mnie ze zaskoczeniem. Opowiedziałam jej, że to ludzkie szczątki. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Z pewnością w głosie zwróciłam się do niej.
-Oglądam seriale kryminalne, więc wiem co powinnam zrobić. Proszę mi zaufać.
Wychowawcy zabrali dzieci kawałek dalej i ustawili w dwuszeregu. Poprosiłam ich o szaliki. Dostałam w sumie dwadzieścia szalików. Związałam je razem i stawiając duże kroki odgrodziłam znalezisko. W ten sposób chciałam uchronić przed zadeptaniem potencjalne dowody zbrodni. Pani Halina i pan Sebastian próbowali uspokoić podopiecznych. Pani Ela wezwała policję. Wychowawca wywołał Paulinkę.  Pozostali wraz z paniami wrócili do szpitala. Radiowóz zjawił się po pół godziny.  Otoczyli teren żółtą taśmą i oddali nam szaliki. Jeden z nich spytał.
- Kto wezwał policję?
-Ela- odparł pan Sebastian.- Wraz z drugą wychowawczynią zabrała dzieci do szpitala. Pewnie powiadomiły o całym zajściu panią dyrektor, panią ordynator oddziału, oraz panią psycholog.
-A kto znalazł kości?
-Ta oto dziewczyna- wskazał na moją przestraszoną koleżankę. W tym samum czasie drugi policjant wnikliwie oglądał szczątki.  Powiadomił też o wszystkim Wojewódzką Komendę w Olsztynie. Pierwszy policjant dalej prowadził przesłuchanie.
-A jak to znalazłaś?
Paulina spojrzała na nas i zaczęła opowiadać.
-Szłam i myślałam o mojej mamie i niedzielnym spacerze. Nagle zobaczyłam w śniegu kości i krzyknęłam. Pan Sebastian stwierdził, że należą do zwierząt, a Maria narobiła hałasu. Nawet nie wiem o co. 
-Dziękuję Paulinko. Byłaś bardzo dzielna. A kto oznaczył znalezisko?
-Ja- odparłam - byłam zszokowana, gdy zobaczyłam czaszkę. Ale postanowiłam w miarę możliwości zabezpieczyć to miejsce.
-Teraz pan zabierze was do szpitala. Jeśli bendę miał pytania chętnie zamienię z wami słowo.
-Kości nie leżały tutaj przez cały czas. Niska temperatura powstrzymałaby rozkład. Odeszła rzucając ostatnie spojrzenie za siebie. Po drodze wychowawca zabroniła nam mówić o całej sprawie. Wiedziałam, że mam szansę wykorzystać w praktyce metody Sherlocka Holmesa i Herkulesa Poirota, oraz zaufać swojej intuicji jak Horatio Caine, czy Seeley Booth. Po tym jak zjadłam spóźniony podwieczorek podeszłam do pani Halinki i spytałam, czy wie coś nowego. Pani usiadła przy dyżurce na krzesełkach, posadziła koło siebie i odezwała się.
-nie. Chodź to nie pierwsza taka historia. Raz zaginęła pacjentka. Ale historia nie dla ciebie. Jak się czujesz?
-Dobrze. Tylko szkoda mi ofiary. Biedna...
-już dobrze Mario.
Kobieta przytuliła mnie mocno. Trochę smutna odeszłam do swojej sali. Ale zaintrygowało mnie to zniknięcie. Pożyczyłam od Ali laptopa i przeszukałam internet. Znalazłam informację o Oli Kętrzyńskiej, która zaginęła w październiku 2011 roku.. Rodzice przywieźli swoją córkę ze spaceru w niedzielę, około osiemnastej i zostawili ją przed głównym wejściem do szpitala. Nigdy nie dotarła na oddział. Przeszukano cały szpital i okolicę, ale nic nie znaleziono. Dziewczyna miała czternaście lat. Przesłuchano jej rodziców, personel, oraz pacjentów, ale nikt nic nie widział. Zniknęła bez śladu. Odłożyłam laptopa. Myślałam o niej przez cały dzień. Pół nocy zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło. Zainteresowało, mnie u kogo była w grupie. Zdałam sobie sprawę, iż koleżanka z dziesiątki była tutaj w tym samym czasie. Wyszłam po cichu z łóżka, przemknęłam przez korytarz i powoli otworzyłam drzwi do pokoju na przeciwko. Wśliznęłam się i obudziłam Karolinę. Gdy mnie zobaczyła zrobiła wielkie oczy.. Stanęłam przy niej i spytałam.
-Pamiętasz może w którym pokoju mieszkała Ola kętrzyńska I kto był jej wychowawcą?
-mieszkała chyba w jedynasce, a wychowawcą... pani Ela, zresztą sama już nie wiem, przecież było to tak dawno.
-Dzięki.
Wróciłam do siebie i zasnęłam rozmyślając o biednej Oli. Obudził mnie dopiero głos pielęgniarki, która przyszła sprawdzić czy wstałam. Zapytała mnie o nocną wycieczkę, ale udawałam, że nic nie wiem na ten temat. Po śniadaniu złapałam Karolinę i spytałam.
-Dobrze znałaś Olę Kętrzyńską?
- Tak. Słyszałaś o niej?
-Przeczytałam wczoraj o jej zniknięciu.
- Była miłą dziewczyną, lubiła żartować. Wszyscy ją lubili. Tydzień przed wypisem rodzice zabrali ją na spacer. Wyszła z oddziału uśmiechnięta, pod rękę z tatą. Wcześniej przy śniadaniu żartowała z grubej Aliny... Przed wyjściem krzyknęła " Nara nudziarze" i wtedy widzieliśmy ją po raz ostatni. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia. Straciłam wtedy przyjaciółkę.
Karolina rozpłakała się. Przytuliłam ją i odprowadziłam na hydro. Cały czas, gdy szliśmy i przebierała się opowiadała historię zniknięcia pacjentka.
Po kolacji pani Anita sprawdziła listę spacerów i zorientowała się, że nie zaznaczono powrotu Oli. Sprawdziła jej salę, ale oprócz Magdy nikogo tam nie było. Dziewczyna stwierdziła, że Oli nie było od rana. Pielęgniarki zebrały nas przy dyżurce, przy drzwiach i pytały, czy ktoś ją widział. Wszyscy zaprzeczyli.  Pani Anita próbowała wszystkich uspokoić i wysłała nas do mycia. W tym czasie pani Ilona zadzwoniła do jej rodziców. Ale oni stwierdzili, że zostawili córkę przed szpitalem i odjechali, ponieważ spieszyli się do domu. Pani Ilona wezwała policję. Wszystkich przesłuchano, ale bez rezultatu. Dwa dni później moja koleżanka z dziewiątki twierdziła, iż tamtego dnia widziała samochód pana Waldemara, naszego śmiesznego rehabilitanta.
-Dziękuję. Rozumiem, że było to dla ciebie trudne.
Zastanowiło mnie auto fizjoterapeuty w dniu przestępstwa. W niedzielę nie ma ani ćwiczeń, ani zabiegów. Akurat miałam mieć z nim Aulę. Podczas ćwiczeń spytałam pana Waldka.
-Czy znał pan Olę Kętrzyńską?
-Nie. Czy to jakaś aktorka?
Nagle ktoś krzyknął.
-Jak to nie? Przecież ona całe zajęcia dyskutowała z panem. We wtorek przed zniknięciem stwierdziła, że nie powinien pan być rehabilitantem.
Po zajęciach usiadłam na korytarzu i myślałam. Na dyżurze akurat była pani Anita. Gdy przechodziłam słyszałam jak mówi.
-Pamiętam jak po zaginięciu pacjentki na przeszukanie lasu zgłosili się Sebastian i Waldek. Tylko oni przeszli nad tym do porządku dziennego. Obaj to nieźli żartownisie. Wymyślili, że Oleńkę porwała młynarzowa do swojego groby.
Szybko wycofałam się i pobiegłam do siebie. Zastanowiły mnie słowa pielęgniarki. Gdy po południu wyszliśmy na spacer spytałam pana Sebastiana o legendę dotyczącą duchów z okolicy, a on opowiedział mi taką historię.
_Pewnego dnia zaginęła spod szpitala czternastoletnia dziewczyna. Była prawdopodobnie podobna do córki młynarzowej. Pewnie dlatego została zabrana przez zrozpaczoną matkę i pozostanie tam na wieki.
-Jasne proszę pana. Zabawna historia.. Odeszłam kawałek dalej. Panie Ela Halinka podeszły do wychowawcy i rozmawiali na temat pogody. Nagle pani Ela spytała.
- A jak tam twój weekend z Waldkiem?
-Dobrze. Razem z żonami byliśmy na biwaku.
-Ile już jesteście przyjaciółmi?
-Dziesięć lat. Jeden za drugim wskoczyłby w ogień.
 Zatrzymałam się i pomyślałam. A jeśli to oni zabili? Przecież Ola znieważyła swojego rehabilitanta i nie dawała mu prowadzić zajęć. A on przyjaźni się z wychowawcą, który zna las i często chodzi rzadko, lub wcale nieuczęszczanymi ścieżkami. Dopiero po spacerze spisałam swoje podejrzenia. Tak na wszelki wypadek. Wszystko może się w życiu zdarzyć. Obawiałam się, że mogę się zdradzić przed panem Sebastianem. A wtedy po mnie. Nagle podjęłam decyzję o tym, iż czas skończyć grę. Zadzwoniłam do Wojewódzkiej Komendy w Olsztynie i powiadomiłam oficera dyżurnego, że szczątki znalezione w lesie, w Ameryce, nad Jeziorkiem Pasłęckim mogą należeć do Aleksandry Kętrzyńskiej. Gdy się rozłączyłam pobiegłam na podwieczorek.   Wiedziałam, iż może to być mój ostatni posiłek w życiu.  Postanowiłam dowiedzieć się jak i dlaczego Ola zginęła. Nigdzie nie mogłam dostrzec Ali. Chciałam się pożegnać. Gdy znaleźliśmy się w świetlicy podeszłam do pana Sebastiana powiedziałam.
-Znam prawdę o szczątkach.
 Potem usiadłam w ławce i grzecznie, aż do zajęć pisałam swój testament. Chciałam, aby parę osób dostało coś ode mnie na pamiątkę. Ale ukochane książki miała otrzymać matula. Potem udałam się na ćwiczenia. Miałam je z panew Waldemarem. Gdy szłam w oczach błyszczały mi łzy. Szkoda mi rodziców. Byłam ich oczkiem w głowie, ale nie miałam innego wyjścia. Opanowałam się jeszcze przed wejściem na salę gimnastyczną. Gdy skończyliśmy zajęcia podeszłam do rehabilitanta i powiedziałam mu prosto w twarz.
-Wiem gdzie jest pańska ofiara.
Szybko pobiegłam na kolację. Gra rozpoczęta. Miałam nadzieję, że moja ofiara nie pójdzie na marne. Gdy zjadłam posiłek i wyszłam ze stołówki natknęłam się na pana Waldka. Kazał mi iść za sobą. Wyszliśmy z budynku jednymi z bocznych drzwi i poszliśmy w stronę jeziora. Cały czas trzymał mnie za ramię. Usiedliśmy na brzegu i czekaliśmy. Strasznie się bałam, ale udawałam, że jestem dzielna. Po około trzech kwadransach przyszedł pan Sebastian i poszliśmy głębiej w las.  Po piętnastu minutach zatrzymaliśmy się i rehabilitant spytał.
-Co chcesz wiedzieć przed śmiercią?
-Jak zginęła Ola.
-Poderżnęliśmy jej gardło.
-Ja to zrobiłem- wtrącił się pan Sebastian.-  Ty trzymałeś ją nad dołem, do którego spływała krew. Od dziecka marzyłem o takim widoku. I to nie moja pierwsza ofiara. Ale jedyna na tym terenie. No, ty będziesz drugą.
-Trudno mi uwierzyć, że dwóch zabawnych mężczyzn zostało bezwzględnymi mordercami. Gdzie do tej pory ukrywaliście biedną Olę?
-Zakopaliśmy ją w lesie- odparł wychowawca.  -Ale Waldek postanowił oddać córkę rodzicom.  Nikt nie wpadnie na to, że to my. Tylko ty to odkryłaś Mario. Szkoda, że muszę cię zabić. Lubiłem cię. Cieszę się, iż to ja pozbawię cię życia.
-Dlaczego zginęła i jak możecie z tym żyć?
-To jej wina- odparł rehabilitant.- Stwierdziła, że nie potrafię liczyć, ze nie powinienem skończyć żadnej szkoły, oraz że powinni mnie dawno wylać stad. Byłem wściekły i o wszystkim opowiedziałem Sebkowi. A on postanowił się jej pozbyć. I to wszystko
-A że nie wiedzieliśmy, iż odkryjesz nasz sekret, sama wykopiesz sobie grób i dół na krew. Waldek, daj jej łopatę. Jeśli uciekniesz to obedrę cię ze skóry i to na żywca.
-Ani mi się ważcie.
Usłyszałam głos pani Eli i pani Halinki. Po chwili zapaliły się cztery latarki. Z wychowawczyniami były pani Ilona, oraz pani Anita. Wszystkie trzymały metalowe rury. Po chwili pani Ela krzyknęła.
-Nie ważcie się tknąć Marii. Ufaliśmy ci Sebastian. A ty co?... Mordujesz!!!
-Razem ze mną prowadziłeś konkursy- krzyczała pani Halinka.- Śmiałeś się z dziećmi. Nikt nie wiedział co w tobie siedzi.
-Pracowałeś z trudnymi dziećmi i żartowałeś z pacjentami Waldemarze.- dodała pani Anita. –A tak naprawdę jesteś mordercą i potworem
 -A ty Waldemar?- krzyknęła pani Ilona.- Wszyscy wam ufali i nikt was nie przejrzał. A wy czujecie się bezkarni. W piątkę obezwładniliśmy morderców i pani Halina wezwała policję. Zostaliśmy wszystkie przesłuchane. Panie chciały o wszystkim powiadomić moich rodziców, ale przekonałam je, aby tego nie robiły. Gdy usiedliśmy spokojnie w dyżurce spytałam jak mnie znalazły. Pani Ela zaczęła opowiadać.
-Ala po kolacji przyszła do mnie i powiedziała, że cię nie ma w Sali. A przecież zawsze o tamtej porze czekałaś na telefon z domu. Przeszukałyśmy wszystkie sale i łazienki na dziale. Nigdzie cie nie było. Nie miałaś też żadnych ćwiczeń.
-Ja z panem Sebastianem szukałam cię po całym szpitalu- wtrąciła się pani Halinka. –Sprawdziliśmy wszystkie łazienki, szatnie, świetlice, magazyny, okolice automatów i windy.
-Po drodze trafili na mnie- dodała pani Anita.- Dowiedziałam się o twoim zniknięciu i pomagałam w poszukiwaniach Dowiedziałam się tez o ostatnich wydarzeniach, które były trzymane w tajemnicy. Nagle pan Sebastian oddalił się.
-Przejrzałam twoje rzeczy- uzupełniła pani Ilona.-  Znalazłam twoją notatkę i testament. Wzięliśmy rury, które leżały przy rusztowaniach. Tam, gdzie budują windę. Ruszyłyśmy do lasu. Przy jeziorze znaleźliśmy wasze ślady. Panie Halinka i Ela wiedziały dokąd cię zabrali.
Wychowawczynie i pielęgniarki cieszyły się, iż nic mi nie jest. Rodzice o wszystkim dowiedzieli się kilka lat później. Gdy wyjeżdżałam żegnali mnie jak bohaterkę. Wszyscy wiedzieli o tym, co przeżyłam. Jestem żywą legendą Ameryki i szpitala. Pomimo, że nie poszłam w ślady Sherlocka Holmesa i Herculesa Poirotai nie jestem detektywem to staram się być jak oni. Jako policjantka chcę upodobnić się do Seeley’a Bootha. I tak spełniło się moje marzenia o przygodzie detektywistycznej. A był to czysty przypadek. Teraz wiem, że warto spełniać swoje najskrytsze marzenia. Dlatego  pracuję od trzech lat w Scotland Yardzie w Londynie.