poniedziałek, 1 maja 2017

Ponowne spotkanie wrogów cz. III

- Pamiętasz, jak po zdobyciu prze ze mnie drugiej części Włóczni, udowodniłem, że jestem lepszy?
                Zaskoczył Edwarda. Był dumny ze swoich wszystkich sukcesów, a najbardziej z tych z początku swojej kariery. Nie miał zamiaru grać rozważnie. Uwielbiał ryzyko. Na twarzy zachowywał spokój i dumę.
                - Co?
                - Mówię i piszę w języku ptaków. Wiem też jak zawalić piramidę, czy znaleźć i zniszczyć Szanri-La. 
                Rywal przyglądał mu się intensywnie.
                - Tak. Nazywam się Flynn Carsen.
                Przystanął i patrzył z niedowierzaniem. Był przekonany, że jego następca, irytujący i gadatliwy mól książkowy długo nie zabawił w Bibliotece i nie żyje. Ten jednak stał przed nim i dzierżył legendarny miecz.  Wyglądał inaczej. Zrozumiał, że nie docenił tamtego idioty. Na to czekał Carsen i mimo, że to było nie honorowe, wykorzystał sytuację.  Przebił klatkę piersiową Wilde'a magicznym ostrzem, a potem szybko je wyciągnął.   Nachylił się nad rannym
                - To ja odebrałem ci włócznię. Jestem 167 Bibliotekarzem.
                Przywódca Bractwa Węża pokiwał głową. Uznał, że pomylił się to, co do jego inteligencji z powodu ataku na kogoś, kto nie może umrzeć.
                - A ja powstałem z grobu.
                Oboje spojrzeli na ranę, która nie miała zamiaru się zasklepić.  Ranny upadł na kolana. Był zdezorientowany i zaszokowany.
                - To nie możliwe.
                Flynn wyprostował się I syknął cicho z bólu. Przycisnął lewą dłoń do rany, aby zatamować krwawienie, o którym zapomniał. Kręciło mu się w głowie. Oparł się na przyjacielu. Cała ręka była pokryta szkarłatnym płynem. Skapywała na podłogę i łączyła się z tą rywala, która pokryła jego koszulę.
                - W naszej pracy trzeba być przyzwyczajonym do takich nieprzewidywalnych i niemożliwych wydarzeń. Nigdy nie wiemy, co się wydarzy. Trzeba być gotowym na wszystko.
                Wilde zaczął się krztusić. Próbował łapczywie łapać powietrza, którego zaczęło mu brakować.
                - Jak mówiłem zło przegrywa za każdym razem.
                Edward pojrzał na Bibliotekarza i umarł. Wtedy to drzwi puściły i do jego uszu dotarł cichy, ledwo słyszalny krzyk radości.
                - Jest.
                Rozpoznał go. Zastanawiał się, co się dzieje.  Po chwili wpadł Ezekiel. Uśmiechał się szeroko. Zbladł, kiedy zobaczył ledwo stojącego przyjaciela i jego czerwony od krwi rękaw. Podbiegł do jego.
                - Flynn? Jesteś ranny
                - Draśnięcie.
                Carsenowi zaczęło wszystko wirować przed oczami.
                Były złodziej był innego zdania.  Złapała go za zdrową rękę i podtrzymał. Odprowadził go do łóżka i posadził na nim. Podszedł do okna, zdjął sznur i związał powyżej rany, aby zmniejszyć krwawienie. Ruszył na poszukiwania apteczki. Excalibur uniósł się w powietrze, cicho popiskując.  Raniony nie miał zamiaru bezczynnie czekać. 
                Wstał i opierając się o ramę, zrzucił pościel i złapał prześcieradło. Nadal było mu słabo. Usiadł z powrotem na łóżku.  Cal chciał mu pomóc, więc rozciągnął materiał i pozwalał go ciąć przyjacielowi, pozwalając, aby kolejne kawałki upadały na ziemię.  Próbował zrobić sobie opatrunek, ale niezdarnie mu to szło.
                Chwilę później wrócił Ezekiel. Pokiwał głową. Podszedł i bez słowa poprawił opaski i porządniej je związał.  Do sypialni wpadli pozostali członkowie ich zespołu. Panie były przerażone. Eve podbiegła i dotknęła go w zdrowy bark. Bała się zrobić cokolwiek innego, ale musiała upewnić się, że żyje.  Była na niego wściekła i mogła już pozwolić sobie na złość.  Zaczęła krzyczeć na niego.
                - Co ty sobie myślałeś?
                - Wszystko...
                Rozwścieczył ją jeszcze bardziej.
                - Nie mów, że masz wszystko pod kontrolą.
                Był zawstydzony. Nie był gotowy na tłumaczenie się, więc postanowił spróbować zmienić temat.
                - Co tutaj robicie?
                - Nie zmieniaj tematu. Dlaczego nie zwróciłeś się do nas? Przecież pomoglibyśmy ci.
                Wzrok skierował na podłogę. Nie miał odwagi spojrzeć na nich. Zachowywał się tak, jak zawsze. Grał solo, a Strażniczka nie lubiła tego.  Prawie solo. Miał pomocników, ale w innym miejscu. Czuł się z tym źle, że ich zdenerwował, a siebie naraził na ogromne niebezpieczeństwo.
                - Nie mogliście. Musiałem załatwić to sam. Przecież jestem Flynn Carsen.
                Mówiąc ostanie zdanie, podniósł głowę, udając dumę.  Pułkownik wiedziała do czego ono się odnosi.  Rozbroiło to ją. Cała złość zeszła. Miał rację. Nie udało się jej jeszcze do końca zmienić dawnych nawyków męża.  Uśmiechnęła się do niego czule i mimo obecności innych cmoknęła go w policzek. Zaczerwienił się. Ezekiel był zdegustowany.
                - Zachowujecie się jak zakochani nastolatkowe.
                - Jones      
                Zganiła go rozpromieniona Cassandra. Eve nie miała zamiaru rezygnować z ochrzanienia Flynna.
                - Nie myśl, że ci się upiekło. 
                Widząc coraz bladsze oblicze męża, postanowiła poczekać. Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do Jenkinsa. Carsen zaczął przyglądać się swojej ukochanej, mimo, że wszystko wirowało. Usiadła obok niego, więc oparł głowę na jej klatce, starając się oddychać spokojnie. Ledwie słyszał jej słowa, ale nic to go nie obchodziło. Chciało mu się spać.
                 W tym samym czasie z szafy wyszła Nicole.  Obserwowała z szybkim biciem serca całą sytuację. Zamierała, gdy Carsen był w niebezpieczeństwie.  Wilde jej nie obchodził. Kiedy został raniony i okazało się, że jest nieśmiertelny, wykonała polecenie.
                Widząc śmierć Edwarda, odetchnęła z ulgą. Chciała ruszyć na pomoc Flynnowi, ale zjawił się Australijczyk, a potem reszta. Zauważyła jak patrzy na blondynkę. Na nią nigdy nie spoglądał z takim uwielbieniem i miłością.  Podeszła do niego.
                - Dziękuję Flynn
                Pułkownik chciała o coś spytać, ale Noone nie dała jej szansy.
                - Byłam na twoim miejscu i skreśliłam go. Znałam ich obydwu... Czasem żałuję porzucenia tej pracy, więc nie popełnij tego błędu. Resztę wyjaśnień zostawiam mu.
                Wskazała na pół przytomnego mężczyznę i ruszyła do wyjścia. Puścili ją, wiedzieli, że była pod czarem.  Skupili się na rannym.  Eve wstała i podtrzymywała, póki chłopaki go nie podnieśli i nie przenieśli przez Tylne Drzwi do Aneksu. Szybko zrobiono miejsce na stole i położono go na nim. Nie zauważyli, że stracił przytomność. Opiekun obejrzał pacjenta.
                - I co?
                - Nie jest dobrze pułkowniku. Możemy podać mu miksturę leczącą ranę, ale spróbujmy czegoś innego. Czy wiecie, kto ma zgodność grupy krwi?
                - Ja.
                - To świetnie się składa.
                Spisał listę potrzebnych rzeczy i wysłał Jonesów na zakupy za pomocą drzwi. Zaparzył szałwię i zajął się oczyszczaniem rany i jej szyciem. Wokół niego krążyła przerażona Eve. Cała drżała. Uspokajające słowa nic nie dawały. Stone stał w oddali martwiąc się o przyjaciela. Miał nadzieję, że Jenkins wie o robi.  Ufał mu bezgranicznie. Nie raz ich ocalił.
                Cassandra i Ezekiel wrócili z potrzebnymi rurkami, plastrami, igłami i innymi rzeczami. Opiekun posadził roztrzęsioną pułkownik na krześle, obserwując, jak panowie kładą rannego na podłodze.  Odkaził prawe ramię Po obu stronach rurki starannie zamontował igły. Ścisnął pośrodku i kazał Jake'owi znaleźć żyły. Sprawnie wbił igłę w ramię kobiety, a potem jej męża, zabezpieczając plastrami.
                Wszyscy z uwagą obserwowali jak czerwona i życiodajna krew płynie. Cassandra nie mogła na to patrzeć i odwróciła wzrok. Postanowiła pojechać do miasta po coś słodkiego dla  Strażniczki. Złapała za kluczyki i wybiegła. Po tym, jak wsiadła do samochodu, rozpłakała się. Nie chciała myśleć, że Flynn tym razem przegiął i tym razem nie uniknie śmierci. Uspokojenie zabrało jej kilka minut. Potem otarła oczy i ruszyła do miasta.
                Stone podtrzymywał kobietę, a Jones rannego. Patrzyli niepewnie na Jenkinsa, który szykował się do wyjęcia aparatury. Sprawnie wyciągnął je z żyły Eve ściskając jej rękę i kazał jej zgiąć łokcia. Bez problemu uwolnił też Bibliotekarza. W miejscu ukłucia przycisnął zawinięty bandaż, a następnie drugim owinął zgięcie.
                Bibliotekarze wynieśli rannego do jego sypialni. Pułkownik udała się za nimi i usiadła obok ukochanego, cicho łkając. Nie zwracała uwagi na zawroty głowy. Liczył się tylko idiota leżący przed nią. Kilka minut później Cassandra przyniosła jej talerzyk z kawałkiem tortu i szklanką soku jabłkowego. Wyszeptała.
                - To pomoże ci.
                Kiwnęła głową z wdzięcznością. Spałaszowała przyniesiony smakołyk. Przyciągnęła sobie fotel do łóżka, rozsiadła się w nim i zasnęła ze zmęczenia. Utrata krwi, strach, złość spowodowała wyczerpanie.  Jenkins wszedł  i zlękł się na widok nieprzytomnej pułkownik. Podszedł cicho i sprawdził puls. Odetchnął z ulgą, kiedy wyczuł puls. Podszedł do szafy, wyciągnął koc i okrył ją.
                 Zbliżył się do łóżka i nachylił nad Carsenem. Odkrył kołdrę i delikatnie  podniusł bandarze. Rana wyglądała w porządku. Był zadowolony. Dotknął czoła i pokiwał głową. Szybko udał do siebie i wrócił z miksturą na gorączkę i okłady. Delikatnie wlał ją do gardła, okrył go dokładnie i położył zimny ręcznik na czole, a potem wycofał się.
                Wrócił do Aneksu, gdzie pozostali sprzątneli cały bałagan i usiedli przy stole. Wpatrywali się w siebie. Kiedy opiekun pojawił, Cassandra podbiegła do niego.
                - I co?
                - Śpią... Może jednak było trzeba użyć mikstury
                Bał się, że podjął złą decyzję. Oszacował, że to będzie bezpieczne, inaczej nie proponowałby transfuzji. Kiedyś nie przejąłby się, gdyby któryś z nich został ranny. Stali mu się bliscy. Nagle otrząsnął się.
                - A gdzie Excalibur?
                - Przeszedł z nami, a potem latał  pod sufitem. Teraz jest w Bibliotece.
                - To dobrze.
                Udał się do siebie. Jake nie mógł patrzeć na niego. Poszedł za nim i niepewnie wszedł do jego pracowni. Obserwował, jak stał przy laboratorium.
                - Jenkins? To nie twoja wina. Flynn byłby z ciebie dumny. Podjąłeś ryzyko  i nie sięgnołeś po magię. Po prostu stracił dużo krwi.
                Nie tylko próbował pocieszyć mężczyznę, ale i przekonać siebie. Miał nadzieję, że nie myli się. Usiadł na podłodze i patrzył przed siebie. Cassandra podeszła do męża i przytuliła się do niego. Zaczął głaskać jej włosy.
                - Wszystko będzie w porządku.
                Mineły trzy godziny.  Flynn obudził się. Czuł się owiele lepiej, więc się podniusł do pozycji siedzącej.  Od razu rozpoznał swoją sypialnię.  Dopiero po chwili dostrzegł śpiącą małżonkę. Ten widok go rozczulił. Poczuł piekący bój w prawym barku.
                - Będzie blizna.
                Nie przeszkadzało mu to. Każda blizna świadczyła o stoczonej walce i zwyciestwie. Najchętniej położyłby Eve do łóżka, ale dostałoby mu się. Wstał powoli i zaczął szukać koszuli. Paradował z nagą klatką piersiową i bandażem. Zastanawiał się kto go rozebrał od pasa w górę. Znalazł zgniłozieloną marynarkę, ciemnobrązowe sztruksowe spodnie, fioletowo-granatową kamizelkę w kratkę, czerwony krawat i białą koszulę.
                Poszedł do kuchni i znalazł folię spożywczą i udał się do łazienki. Za jej pomocą zabezpieczył opatrunek i wziął szybki, letni prysznic. Odprężyło to go.  Poczuł się o wiele lepiej. Odwiną zabezpieczenie i wyrzucił je do kosza Powoli ubrał się, czując rwący ból, lekko sycząc. Kiedy skończył,  wrócił do pokoju i nachylił się nad Eve.
                - Jesteś taka śliczna, jak zawsze.
                Pocałował ją czule w czoło, uśmiechając się. Wyszeptał jej figlarni.
                - Wiem, że jak się obudzisz, to będziesz krzyczała, ale na to czas.
                Udał się do Aneksu, gdzie przy stole nadal siedzieli Jonesowie. Przypomniał sobie o wspólniczce.
                - Gdzie mój telefon?
                Towarzysze poderwali się, a kobieta podbiegła i wtuliła się w niego.
                - Flynn.
                Przez przypadek dotknęła rany i zasyczał. Przeraziła się.  Złożyła dłonie, jak do modlitwy i przyłożyła je do nosa i ust.
                - Przepraszam.
                - To nic. Bywało gorzej.
                - Chyba został - odezwał się Ezekiel, podając swój aparat. - Weź mój.
                Przyjął komórkę i wybrał numer. Był spokojny.
                - Generał Rockwell, Urząd Statystycznych Anomalii.
                Postanowił być sobą i mówić swobodnie.
                - Witam pani generał. Jak tam nasze ptaszki.
                Wiedziała kto dzwoni. Spodziewała się tego.
                - Wpadli w sam środek pułapki. Zajęliśmy się nimi. Zajrzeliśmy do ich kryjówki. Zostawiliście tam niezły bałagan. Mam twój telefon. 
                Pożegnał się i rozłączył. Wyglądał na zadowolonego z siebie.
                - Gdzie Jenkins i Stone?
                - W pracowni Jenkinsa.
                Postanowił zajrzeć tam, prosząc o coś przeciw bólowego.  Podejrzewał, że opiekun miał coś odpowiedniego na jego dolegliwość. Szedł szybkimi, sprężystymi krokami. Wszedł bez pukania do pracowni. Zobaczył pochylonego Jenkinsa nad jakimś eksperymentem. Obok, drzwi, na podłodze spał na siedząco Jacob.
                Zbliżył się i zapytał.
- Masz coś na ból?
Judson gwałtownie odwrócił się i odetchnął z ulgą.
- Ale mnie pan przestraszył. W czym mogę panu pomóc?
- Masz coś przeciwbólowego?
- Proszę chwilę poczekać.
Kończył warzyć napar na jego problem. Zdawał sobie sprawę, że będzie potrzebny.
                - Zaraz skończę.
                Nie okazał tego, że cieszył się, że Carsen odzyskał przytomność.  Przyjrzał się mu dokładnie i zobaczył rumieńce na jego twarzy. Miał nadzieję, że nie będzie żadnych powikłań po zabiegu.
                - To dobrze. Co zastosowałeś? Na pewno nie magiczną miksturę.
                Flynn zamyślił się na chwilę. Uwielbiał zagadki.  Zastanawiał się, co zrobiono. Widział szwy na swoim barku. Pamiętał zawroty głowy i zamglony obraz. Połączenie rany i objawów sugerowało dużą utratę krwi. Przeraził się.
                - Przeprowadziłeś transfuzję krwi. Eve ma tę samą grupę krwi.
                - Pułkownik nic nie jest. Dla niej to bezpieczne. Nie zaryzykowałbym jej zdrowiem. Wolałbym, aby wrócił pan do łóżka, aby odzyskać siły.
                - Nic mi nie jest. Tylko boli. Dziękuję. To będzie mi przypominać o mojej śmiertelności
                Rycerz tego właśnie potrzebował. Przytaknął młodszemu mężczyźnie. Był zadowolony, że wszystko kończyło się dobrze. Powrócił do warzącej się mikstury i przelał do szklanej, pękatej buteleczki. Podał ją mężczyźnie.
                - Dziękuję.
                W tym samym czasie Eve obudziła się. Była lekko zaspana, kiedy spojrzała w stronę łóżka, które było puste. Przeraziła się. Przeszukała całe mieszkanie, ale nie znalazła swojego męża. Nagle przypomniała sobie o córce, której po powrocie nigdzie nie zobaczyła. Zajrzała jeszcze raz do pokoju dziecinnego. Dziewczynka bawiła się lalkami a pod sufitem latał Cal. Uśmiechnęła się.
                - Popilnujesz jej jeszcze chwilę? Muszę porozmawiać z jej ojcem.
                Przytaknął. Kiedy weszła do Aneksu, on i opiekun też się zjawili. Poczuła dużą ulgę i radość, widząc go na nogach. Wyglądał świetnie. Podbiega i rzuciła mu się na szyję. Cieszyła się, że żyje, ale była jednocześnie zła na niego. Wyglądał dobrze, więc postanowiła skończyć rozmowę.
Państwo Jones przyglądali się scenie wiedząc, co może się wydarzyć. Ezekiel nie mógł się doczekać przedstawienia, które urządzą. Tym bardziej, że przegapił wydarzenia w kamienicy, kiedy otwierał drzwi. Najchętniej poszedłby po popcorn. Jego małżonka martwiła się, chociaż zdawała sobie sprawę, że zasłużył. Sama była na niego zła.
                Jake obudził się. Ciało mu ścierpło. Powoli wstał i rozprostował kości po drzemce na zimnej posadzce w pozycji siedzącej. Przeszedł do głównej sali w sam środek zamieszania. Zamarł.  Widząc minę przyjaciółki wiedział, że będzie się działo. Podszedł do złodzieja. Przybili żółwika i skupili na Carsenach. Eve spytała spokojnie.
                - Czy to przez swoją poprzednią strażniczkę sam zająłeś się Bractwem?
                Poczuł się osaczony. Widział lekką zazdrość w oczach Eve. Postanowił powiedzieć całą prawdę. Spojrzał w jej piękne oczy, w których mógł się zatapiać, ale nie tym razem.
                - Gdyby nie Nicole nie przeżyłbym swoich pierwszych miesięcy w Bibliotece. Była też moją pierwszą dziewczyną, ale odeszła. Od tamtej pory miałem tylko dwie partnerki w pracy. W tym wspomnianą na początku naszej znajomości. Zacząłem pracować sam. Nicole stała się wspomnieniem, przeszłością. Chodziło mi o mojego rywala Wilde'a... Tu chodzi o moją przeszłość... Nie chciałem was narażać.
                Była zła na niego, ale zrozumiała, że musi mu coś dać o zrozumienia. Wskazała na ich podopiecznych.
                - Oni zostali wybrani przez Bibliotekę, tak jak ja. Jesteśmy dobrze wyszkoleni, znamy różne sztuczki i wiemy czym jest niebezpieczeństwo.
                Jej głos był miękki, ale stanowczy.
                - Naszym zadaniem jest chronić świat i znamy się na tym. Nie jesteś sam. Wiemy, jakie jest ryzyko i podejmujemy je każdego dnia, a w piątki dwa razy.
                Roześmiał się nieśmiało. Chciał zmienić temat, nie lubił rozmawiać, o tym, co czuł.
                - Miałem plan i pomoc.
                Podniosła głos, który stał się groźny.
                - Więc stworzyłeś plan i zadzwoniłeś do generał Rockwell. Gdzie wysłałeś Bractwo Węża?
                To była jego duma. Uniósł wysoko głowę.
                - Do Biblioteki Miejskiej w Nowym Jorku.
                Zmarszczyła brwi.
                - To tam kiedyś była zakotwiczona Biblioteka, a przecież Wilde nie wiedział o jej stracie i odzyskaniu. Był pewien, że powiedziałem, jak się do niej dostać. Tam na jego ludzi czekała niemiła niespodzianka. Zamiast zająć się plądrowaniem Biblioteki, zostali zabrani do rządowych cel.
                 Był zadowolony z siebie. Eve mogła tylko skapitulować. Widziała, że według niego plan był świetny i jej narzekanie tego nie zmieni. Jenkins postanowił przerwać całą dyskusję. Zwrócił się do rannego 
- Wolałbym, aby pan przez kilka dni pozostał w domu, aby rana miała szansę zacząć się goić. 
- Nie4 martw zajmę się. 
Ton pułkownik nie znosił sprzeciwu. Złapała męża za zdrową rękę i zaczęła ciągnąć go do ich mieszkania. Nie próbował protestów, ponieważ wiedział, że to nie ma sensu. Poddał się. Zostawiła go w salonie i zajrzała do pokoju dziecinnego. Przeraziła się, kiedy zobaczyła, że nie ma jego córeczki.  
Chciała już wybiec, kiedy coś ją szturchnęło w plecy. Odwróciła się i zobaczyła Excalibur, który próbował coś jej powiedzieć. Wskazywał szafę. Zrozumiała, co chce wam powiedzieć. Odetchnęła z ulgą. Przybrała uśmiech i po cichu podeszła do mebla i otworzyła drzwiczki. 
- Co tutaj robisz księżniczko? 
- Bawie se w uklywanie z Calem. 
Wzięła małą na ręce i zaniosła do pokoju dziennego. Flynn na ich widok poklepał miejsca koło siebie. 
- Zapraszam moje panie. 
Charlene usiadła po lewej stronie ojca, a Eve po drugiej. Obie wtuliły się w jego klatkę piersiową. Złapał pilot i włączył ulubioną bajkę córki. Rodzice znali ją na pamięć i nudziła ich, ale dziewczynka ją uwielbiała. Zdrzemnęli się, kiedy dziecko oglądało film. Kiedy przebudzili się, kobieta  zaniosła ją do jej pokoju. Następnie obudziła małżonka i udali się do siebie, aby znowu pogrążyć się w Krainie Morfeusza. 
Następnego dnia nakazała Flynnowi pozostać z Charlene, a sama poszła do Aneksu. Wszyscy byli już w pracy. Bibliotekarze siedzieli przy stole i omawiali ostatnie wyniki swoich badań. Jenkins układał stare tomy na balkonie. Postanowiła wykorzystać i zadbać o kondycję zespołu. Podeszła do trójki Bibliotekarzy. Zwróciła się do Jacoba. 
- Stone idziemy. 
Był zaskoczony. 
- Gdzie? 
- Potrenować. Mamy trochę wolnego czasu. 
- Przecież... 
-Szkolenia nigdy dość. 
Zabrała go do sali treningowej i dała ostry wycisk. Następnie wybrali się do opuszczonego magazynu na grupowe ćwiczenia. Wiedziała, że ćwiczyć należy cały czas, aby w razie czego wiedzieć, co zrobić. 
Przez dwa tygodnie Księga Wycinków nie dawała o sobie znać. Cały zespół pracował nad swoimi badaniami, czy znajdował lekturę dla siebie. Kiedy wreszcie pojawiła się misja Flynn Carsen na rozkaz swojej żony pozostał w Aneksie i miał zająć się córką. Był zły, że omija go najlepsza zabawa 
Nie żałował przeprowadzonej akcji. Prawie wszystko poszło po jego myśli. Bractwo kolejny raz zostało pokonane. Na jakiś czas mieli ich z głowy. Przez dłuższy czas pracował solo i nie miał zamiaru rezygnować z samotnych wypadów. Z drugiej strony uwielbiał pracę ze swoim świetnie wyszkolonym zespołem. Wspólne głowienie się nad zagadkami i planowanie.  
Miał ogromne szczęście, że ich wszystkich poznał. Wypełnili pustkę w jego życiu. Wreszcie zrozumiał, że nie musi kroczyć tą ścieżką sam. Miał cudowną rodzinę. Zawdzięczał to Bibliotece i Eve. Nie żałował, że zmienił zasady i zostawił ich. Razem mogli zdziałać więcej.  
Wilde widział w Bibliotece tylko magię i to jej zapragnął, co sprowadziło go na złą ścieżkę. Carsen znalazł tam swoje miejsce i dom. Mimo krótkiego załamania, wrócił i nigdy już nie urządził sceny. No może po przydzieleniu mu drugiej Strażniczki. Dlatego to on wygrał pojedynek.



Koniec

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Czasami mogłabyś zaznaczyć, o którym z mężczyzn mówi dany akapit, trochę się pogubiłam, kiedy mówiłaś o Flynnie, a nagle - w domyśle czytelnika - pojawia się to, co robił Edward. Czasami przesądza się z powtarzaniem imion, w tym tekście jednak byłoby to wskazane.
    Dość przewidywalny tekst, ale dobry. Wciąż odnoszę wrażenie, że niektórym opisom można by dodać więcej żywotności i dynamizmu, miejscami lektura idzie topornie, a tego, jaki autorka, pewnie nie chcesz.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń