Pobiegł po sukienkę, a po chwili
powrócił. Kobieta poszła się przebrać. Po dziesięciu minutach wszedł Max.
-
Russ? Już wstałeś?
-
Tak. Amy jeszcze nie ma. Nie uwierzysz co się wydarzyło.
-
Zaczynam się bać.
-
To nic złego.
Do
salonu powróciła pani Moris. Starszy mężczyzna krzyknął z radości.
-
Tempi.
Przytulił
córkę do serca. Płakał. Był szczęśliwy, widząc utracone dziecko
-
To naprawdę ty kochanie?
-
Tak, wiem, że ciężko uwierzyć.
Była
niepewna. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Max pogłaskał ją po twarzy.
-
Najważniejsze, że żyjesz... Nie do wiary.
-
Co ma z tym wspólnego wiara?
Keenan
uśmiechnął się.
-
Nic kochanie, tylko się tak mówi. Wyglądasz pięknie
-
Dziękuję. Jadę do FBI. Szykują przyjęcie na cześć Parkera.
Mężczyzna
otarł łzy. Starał się zapanować nad emocjami. Przypomniał sobie spotkanie z
Parkerem.
-
To miły młodzieniec. Przypomina ojca. Zawiozę cię.
-
Nie ma mowy. W tym stanie nie możesz prowadzić.
Wypuścił
ją z objęć.
-
Ale ja tak- odparł Russ. - Idziemy. Tylko napiszę kartkę dla Amy.
-
Tylko nie wspominaj o mnie.
-
Dobrze siostra.
Złapał
leżącą w
korytarzu kartkę, a ojciec przyniósł długopis. Napisał kilka słów i
zostawił wiadomość na stoliczku. Na kartce widniało jedno zdanie " Muszę
coś załatwić, niedługo wrócę. Russ."
Kobiety
stały w szoku. Amy próbowała zrozumieć, to co usłyszała. Gdy zdała sobie sprawę kim była kobieta,
wszystko zrozumiała. Wyjaśniła przyjaciółce, że to siostra jej męża, która była
uznana za zmarłą. Wiedziała, że
Temperance będzie potrzebowała pomocy i wsparcia. Ale po nocce była zbyt zmęczona, aby wszystko
analizować. Poszła do sypialni i legła na posłaniu. Po chwili zaczęła chrapać.
W
samochodzie Brennana. Jechali w milczeniu. Mężczyźni co chwilę spoglądali na
Tempi. Obawiali się, że zniknie. Nie wiedzieli o czym powinni rozmawiać.
Uśmiech nie schodził z ich twarzy. W ciągu kilkunastu minut Max odmłodniał o co
najmniej dziesięć lat. Podjechali pod
budynek Federalnego Biura Śledczego w Waszyngtonie. Ciszę przerwał dźwięk
telefonu Caroline. Szybko go odebrała.
-
Hej Bones. Gdzie jesteś?
-
Pod FBI. A wy?
-
Zaraz dojedziemy. Będziemy szli do gabinetu Sweetsa.
Nie stawaj przy drzwiach.
-
Posiedzę w aucie z ojcem i Russem.
-
Znajdziemy cię.
-
Czekam kochanie.
Keenan
zrobił wielkie oczy. Jego mała córeczka, która bała się zaangażować, czule się do kogoś zwraca.
-
Z kim rozmawiałaś?
-
Z Boothem. Jesteśmy małżeństwem.
Ta
wiadomość ucieszyła mężczyznę. Gdy poznał Seeley'a pragnął, aby to on został mężem jego małej
Tempi. Widział jak on dba o swoją partnerkę. Westchnął.
-
Nareszcie. Chętnie się z nim przywitam.
Kobieta
zaczęła opowiadać o małżonku i dzieciach. Nagle zbliżyło się pięć osób. Moris
zapukał w okno po stronie żony. Max wyszedł i wyściskał zięcia. Jest mu wdzięczny, za wszystko co zrobił dla
Temperance.
-
Dziękuję ci za to, co dałeś mojej córce.
Nie
potrafił powstrzymać łez.
-
Już dobrze. Miło cię widzieć. Przepraszam, ale musimy iść. Według Angeli jest
jeszcze trochę pracy. A musimy wpaść do dyrektora.
Caroline
(Temperance Brennan) wysiadła z
auta i razem z mężem weszli do budynku. Idąc korytarzami, nie rozglądali
się. Nie chcieli zwracać na siebie uwagi.
Szybko dostali się do gabinetu Cullena. W środku zastali agenta
specjalnego Forena. Od razu dyrektor zwrócił się do mnie.
-
Agencie Booth, doktor Brennan. Miło was widzieć. Agent Foren o wszystkim mi
opowiedział. Od razu wiedziałem, że to
wy byliście na przyjęciu. Nie mogłeś usiedzieć na miejscu?
-
Nie dyrektorze. Nie chciałem ryzykować, że nas rozpozna. A byliśmy tam,
ponieważ miałem zadanie do wykonania.
-
Wiem. Wasz bankier zjawił się na
komendzie i do wszystkiego się przyznał. Przeraziło go aresztowanie na
przyjęciu. Dobra robota. Odzyskasz odznakę. Tylko zostaniesz wysłany na
dwutygodniowy kurs. Bez sprzeciwu. Chcecie coś dodać?
-
Tak- odparł Jack Moris ( Seeley Booth). - Chcę panu zakomunikować, że jesteśmy
małżeństwem i mamy dwójkę dzieci.
Mężczyzna
uśmiechnął się.
-
Gratulacje. Dopełnijcie wszystkich
formalności i widzę was na dawnych stanowiskach. A teraz zmykajcie, ponieważ na
kogoś czekam.
-
Parkera?
Skinął głową, a para opuściła gabinet,
ściskając rękę dyrektorowi . Od razu skierowali się do gabinetu psychologa.
Nagle zobaczyli panią prokurator. Było za późno, aby uciec. Mieli nadzieje, że kobieta nie pozna
ich. Gdy minęła ich, odetchnęli z
ulgą. Caroline Julien nagle odwróciła
się i stanęła jak słup. Szli przed siebie, gdy usłyszeli ostry głos.
-Agencie
Booth. Proszę zatrzymać się i wszystko wytłumaczyć. Radzę nie uciekać.
Prócz
nich zatrzymało się jeszcze trzech agentów. Państwo Moris podeszli do pani
prokurator. Mężczyzna zaczął się wytłumaczyć.
-Mieliśmy
później wpaść do ciebie Caroline.
Przybyliśmy służbowo do Waszyngtonu i mieliśmy nadzieję, że nikt nas nie
rozpozna. Ale wczoraj natknęliśmy się na
Hodginsów, oraz państwa Vaziri. Bones
zdecydowała, że wracamy. A musieliśmy zniknąć z powodu tamtej mafii. Nie
chcieliśmy narażać naszych rodzin i przyjaciół. Zrozum to.
Kobieta
uśmiechnęła się i uścisnęła ich,
-
Witajcie w domu. Ale nie odpuszczę ci tego oszustwa słodziuteńki.
Udała
się do Cullena, a oni do Sweetsa. Zapukali i weszli do jego gabinetu. Lancy i Jack
pompowali balony. Wendel i Clark wieszali konfetti. Cam, oraz Angela szykowały
kieliszki i kroiły ciasto. Artystka pomachała im i zaczęła się śmiać, a patolog
uśmiechnęła się. Etymolog spojrzał na żonę, a następnie na przybyłych i
zachichotał. Wendell i Clark zostawili
konfetti i patrzyli na państwa Moris. Zapadła cisza. Sweetsa zastanowił spokój,
który nagle zapanował w jego gabinecie i rozejrzał się. Gdy dostrzegł
"martwych" przyjaciół, zbladł. Myślał, że ma halucynacje, choć wolałby,
aby byli żywi. Jako psycholog nie wierzył w powroty zmarłych z grobu. Bał się
odezwać, aby nie rozpłynęli się w powietrzu. Ciszę przerwał Moris.
-
Nie patrzcie na nas, jak wół na malowane cielę.
-
Jaki wół? Jakie cielę? - spytała jego żona.
-
Tak się mówi Bones.
-
Te twoje powiedzonka są głupie,
-
To sen - spyta Lancy.
-
Nie Sweets.
-
Ale jak?
-
Cullen nas ukrył.
Zabrakło
mu powietrza. Moris i Cam wyprowadzili psychologa.
Clark i Wendell patrzyli na siebie.
- Czy to naprawdę pani?- spytał Edison.
- Tak. Przeżyłam napaść razem z Boothem i zmieniliśmy
nazwisko. W czym mogę pomóc?
Angela, która była podekscytowana powrotem duetu, oraz
dzisiejszym przyjęciem, nie mogła ustać w miejscu. Była radosna, ale
rozstawiała wszystkich po kątach. Wszyscy podporządkowywali się jej.
- Siadaj słodziutka. Wszystkim się zajmiemy. Do roboty
chłopcy.
Dawni asystenci Brennan ruszyli do pracy bez jednego słowa. Nie chcieli narażać się
artystce. Nawet jej mąż nie odezwał się
słowem.
W tym samym czasie w socjalnym. Lancy siedział na krześle, był blady jak
ściana. Moris podał mu szklankę wody.
- Pij Sweets. Jesteś blady. Szkoda, że nie mamy whisky.
- Booth- skarciła go Caroline. - Jesteśmy w instytucji państwowej.
Psycholog wyszeptał cichutko.
- Ty nie żyjesz.
Zdanie Lancy'ego
wywołało uśmiech na twarzy Morisa.
- A on się dziwi, że nigdy nie lubiliśmy przychodzić na
sesję.
Położył rękę na ramieniu mężczyzny.
- Spójrz na mnie Sweets. Po co miałbym cię nawiedzać jako
duch?
- Aby zemścić się za terapię? Albo książkę, czy moje
gadanie?
Uśmiechnął się.
- Jestem katolikiem, oraz umiem przebaczać. A tak w
ogóle, czy wyglądam ja duch?
- Troszeczkę - odparła Caroline. - Też jesteś blady. Ale
Brennan wygląda jeszcze gorzej. Jest
biała jak ściana. Jej oczy są
podkrążone, oraz sine. Do tego to sama skóra i kości. Ale się jej nie dziwię. A
ty weź się w garść- zwróciła się do Lancy'ego. - Oni naprawdę żyją.
- Żyją?
-Tak. Wracają, przynajmniej tak twierdzi Brennan.
- Skoro tak powiedziała, to tak jest - odparł Moris. -
Wszystko ci wyjaśnię później, ale teraz potrzebuje twojej pomocy. Pewnie Arastoo
niedługo przyprowadzi dzieci.
- Za parę minut - odparła patolog. - Uprzedzę cię Sweets.
Tak, oni mają dzieci i są małżeństwem.
To było za dużo jak
dla doktorka. Był bliski panice. Cam, która była przezorna i przyniosła leki
uspokajające, podała mu dwie tabletki i kazała połknąć.
- To na uspokojenie. Mam tego więcej. A ty Booth przestań sie denerwować. Parker
ucieszy się.
Psycholog połknął tabletki i uściskał dawno niewidzianego
przyjaciela.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę. I przepraszam, że dwa dni przed waszą
śmier...
Nie potrafił dokończyć zdania. Nadal rozpamiętywał
kłótnię sprzed dziesięciu lat. Przez ten czas żałował ostrych słów, wypowiedzianych pod
adresem partnerów. Gdy zginęli, zanim ich przeprosił, był wściekły na siebie.
To doprowadziło do jego załamania psychicznego. Wiedział, że to onnie miał
racji. Udało mu się powrócić do normalności dopiero po kilku miesiącach. Teraz
odczuł, że może naprawić swój błąd. Ale jeszcze nie czuł się na sile na rozmowę
na ten temat. Ale wydobył jeszcze jedno
zdanie.
- Jesteś wspaniałym agentem i przyjacielem
Jack Moris ( Seeley Booth) poklepał go po plecach
przyjaźnie.
- Nie ma o czym mówić. Wracajmy do ciebie. Muszę
sprawdzić co z Bones.
Detektyw ruszył na przedzie. Lancy spytał kobietę.
- Co jest doktor Brennan?
Camille spojrzała smutno na niego.
- Dzisiaj nie myśl o tym. Przez to nie mogłam przez to
spać. Hodgins też. Nie próbuj podpytywać Angeli, ponieważ nic nie wie. Niewiele
pamięta z wczorajszego przyjęcia. Spiła
się. Dzisiaj myślała, że wszystko jej
się przyśniło. Gdy dowiedziała się, że to nie był sen i oni żyją, to płakała przez godzinę. Jak wiesz, Hanibal nie żyje. Więc mamy
potrójne święto.
- Zgadzam się.
Parker będzie przeszczęśliwy.
Jego ukochany ojciec wrócił.
-Wpadli do gabinetu. Lancy wyściskał Caroline Moris (
Temperance Brennan). Następnie pobiegł
pod gabinet dyrektora. Po jakimś czasie od Cullena wyszedł Parker. Lancy podszedł uśmiechnięty do młodzieńca i
zaczął mu gratulować.
- Ojciec byłby z ciebie dumny. Gratulacje młodszy agencie
Booth.
- Dziękuję doktorze Sweets.
- Miałeś omijać oficjalny zwrot. Chodź, usiądziemy sobie
u mnie i pogadamy.
- Tylko nie terapia - jękną młodzieniec. Lancy uśmiechnął
się.
- Jesteś podobny do ojca.
- Wszyscy tak mówią... Oddałbym wszystko za jeszcze jeden
dzień z tatą.
- Wiem.
Przeszli
do gabinetu doktorka. Gdy weszli, młodzieniec zobaczył wszystkich przyjaciół.
Po środku stał jego ojciec, w towarzystwie Bones
Radosnych Świąt Wielkiej Nocy, smacznego jajka i mokrego dyngusa!
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie dni nie było mnie w internetach, dlatego dopiero teraz wpadam i czytam.
Ach, miło się czyta, jak wszyscy przyjaciele dowiadują się o "zmartwychwstaniu" Botha i Bones. Choć Parker pewnie będzie w niezłym szoku :3
Przydałoby się więcej opisów, ale nie ma źle :) Choć nadmiar postaci odrobinę przytłacza.
Czekam na nn ^^