Spoiler do serialu Mentalista
Opuścił budynek i zaczaił się kilkadziesiąt metrów od głównej bramy.
Gdy zobaczył samochód dyrektora, zatrzymał go. Otworzył drzwi od strony
pasażera i szybko wsiadł. Kierowca był zaskoczony i nie wiedział, jak
zareagować.
- Jane? Wypuścili
cię?
- Uciekłem. Wiem
kim jest Red John. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Wolałbym porozmawiać u
ciebie. Pewnie Cho mnie szuka.
Gale był
wystraszony, ale był ciekawy, co Patrick chce mu powiedzieć. Podróż upłynęła im
w milczeniu. Ledwie przekroczyli próg,
Patrick wyciągną pistolet i wymierzył w Gale'a.
- Tygrysie
tygrysie.
Ten był w szoku,
słysząc słowa. Nigdy by mu nie przyszło, że odwieczny rywal seryjnego mordercy
znajdował się z nim w tej samej organizacji.
- Tygrysie
tygrysie... Co cię skłoniło do dołączenia do Stowarzyszenia Blake'a. Co
ukrywasz?
Blondyn
uśmiechnął się. Wszystko szło zgodnie z planem.
- Nic. Nie należę
do niego. Chciałem tylko sprawdzić, czy ty do niego należysz. Wiesz, że mogłeś
ocalić Lisbon. Ona nie musiała umierać.
Kipiał
wściekłością. Przestał panować nad sobą. Bertram uśmiechnął się nerwowo. Chciał
ocalić życie.
- O czym ty
mówisz?
- Nie wiesz kim
jest McAllister.
Dyrektor był
zdezorientowany.
- Kim?
Jane wykrzyczał.
- Zabił moją rodzinę i Lisbon. Był Red Johnem.
- Był?
Opowiedział
wesołym głosem.
- Właśnie wracam
od niego.
Bertram nie
musiał pytać. Postanowił spróbować przekonać go do odłożenia pistoletu.
Przemówił spokojnie.
- Mogę ci pomóc.
Odłóż tylko broń. Pomożemy ci. Dostaniesz nowe życie. Zemściłeś się. Odłóż broń.
Patrick coraz
bardzie popadał w swój obłęd. Całkowicie nie panował nad sobą.
- Jesteś
odpowiedzialny za śmierć Lisbon.
- Nie tak bardzo
jak ty. Zdradziłeś jej listę?
- Masz rację.
Wziął głęboki
wdech, aby choć trochę zapanować nad sobą.
- Prowadź do
sypialni, ale weź coś do pisania. Ale najpierw wyjmij broń, Nie zawaham się
ciebie zastrzelić. Nie martw się.
Gale nie chciał
dyskutować, tym bardziej widząc obłęd w oczach Jane'a. Zaszli do gabinetu, aby
wziąć plik kartek i długopis. Następnie przeszli do sypialni. Patrick zasłonił
wszystkie okna i postawił torbę, którą cały czas miał na ramieniu.
- Napisz
wszystko, co wiesz o Stowarzyszeniu Blake'a
- Nie.
Wyjął z torby
metalową rurę i zaczął okładać swoją ofiarę. Używał też pięści, kabla sznura,
paska. Po jakimś czasie Bertram poddał
się i przyznał się, że należy do Stowarzyszenia. Nie chciał zdradzić wszystkich informacji.
Wtedy znowu został skatowany. Po jakimś czasie poddał się i wszystko opisał.
Kiedy skończył,
to długo rozmawiał ze swoim oprawcą. Opowiedział wszystko, to co opisał. Do
tego przyznał się, że nie znał prawdziwej tożsamości seryjnego mordercy. Nigdy
też nie był proszony o powstrzymanie działań konsultanta. Niczego nie żałował.
Ucieszyło go to
nawet, gdy Patrick po śmierci swojej partnerki przestał węszyć koło sprawy Red
Johna. To dało mu spokój i dużo czasu, aby się zabezpieczyć. Słyszał, że Jane pogrążył się we własnym
świecie i nie kontaktował z rzeczywistością. Nawet zajrzał do szpitala i przez
godzinę obserwował go.
Patrick siedział
na łóżku i słuchał, tym bardziej, kiedy Gale przypominał jego wybryki przy
tropieniu swojego wroga. Usłyszał ile razy dyrektor miał ochotę go wyrzucić z
CBI z powodu problemów jakie sprawiał, ale Red John nakłonił Bertrama, aby za
wszelką cenę trzymał Jane'a. Sam też wolał go mieć blisko siebie.
Koło siódmej, po
trudnej nocy Bertram zastanawiał się, co będzie dalej. Jane wydawał się cały
czas czujny. Wypłakał wszystko, co miał do wypłakania. Nie spuszczał swojej
ofiary z oczu. Miał już plan i nie miał zamiaru niczego zepsuć, pozwalając mu
uciec. Sporo zaryzykował spędzając noc w domu mężczyzny, ale musiał mu odpłacić
za Teresę. Dyrektor spytał ze strachem.
- Co zrobisz ze
mną?
- Nie mogę cię
wypuścić.
Głos oprawcy był
zimny i bezuczuciowy.
- Nie zdradzę
cię.
- Nie o to
chodzi. Działasz w grupie przestępczej, prowadząc CBI. To się kłuci ze sobą.
- Pracujesz dla
nas, a zabijasz i to z zimną krwią.
- Już nie
pracuję. Nawet nie skontaktowałem się z zespołem. Dokonałem swojej upragnionej
zemsty. Szkoda tylko, że Lisbon za to zapłaciła.
Jednak, że coś
zostało w oczach, jedna łza spłynęła po policzku. Zaczął się trząść. Na co dzień nie przepadał za bronią, ale tego
dnia była jego sojusznikiem. Z odrazą patrzył na szefa swoich przyjaciół. Wymierzył
w jego głowę i strzelił. Miał nadzieję, że pożegnalny list Bertrama pozwoli
rozbić Stowarzyszenie Blake'a
Otarł oczy,
zabrał kluczyki i ruszył do kwiaciarni. Kupił trzy bukiety. Pojechał na
cmentarz. Będąc w okolicy, skorzystał z zakupionego wcześniej policyjnego radia
i przeniósł patrol pod kapliczkę. Nikt
nie zadawał pytań. Do tego przyjaciele okazali się przewidywalni. Obstawili
miejsca, gdzie mógł przyjść. Dobrze, że był przebieglejszy. Sprawnie przebrał
się w pojeździe.
Stanął przed
grobami córki oraz żony i patrzył na nagrobki. Położył kwiaty. Tęsknił za
swoimi kobietami i ich ciepłem. Pozwolił sobie na szloch. Ściskał Hortensje dla
jeszcze jednej kobiety. Miał już dość. Uśmiechnął się. Wpadł na pewien pomysł.
Odnalazł grób Teresy Lisbon. Położył niebieski bukiet. Wyciągnął telefon i
zadzwonił do Kimbolla. Nagrywał rozmowę,
- Hej Cho.
Nikt nie odezwał
się przez krótką chwilę. Zdawał sobie sprawę z szoku przyjaciela. Słyszał wiatr
i jakieś zamieszanie, Wiedział, gdzie jest i postanowił go ostrzec.
- Nie karz mnie
namierzać. Nie ma to sensu. Zanim dasz znać Van Pelt, przestanę z tobą
rozmawiać. Jesteś przed domem Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
Uśmiechnął się w
duchu, wyobrażając się minę agenta. Starał się zapanować nad swoimi emocjami.
Odezwał się spokojnym głosem.
- Jesteś przed
domem Bertrama. Znajdziesz tam jego zwłoki.
Wiedział o czym
pomyślał Kimball.
- Uprzedzę twoje
pytanie. Nie jest Red Johnem. Należał do Stowarzyszenia Blake'a. Skorumpowani
policjanci, prokuratorzy, agenci i Red John. Rozpoznasz ich po "Tygrysie
tygrysie". Mają tatuaż na lewym przedramieniu, trzy kropki... Mógł
zapobiec śmierci Lisbon....
Zaczął się łamać.
Nie potrafił nad sobą panować.
- Ja też.
Powinienem szybciej go znaleźć i zabić. Jestem odpowiedzialny za śmierć Lisbon.
Przepraszam...Przekaż moje przeprosiny Van Pelt i Rigsby'emu... Jestem wam
wdzięczny za wszystko i za te lata, gdy pracowaliśmy razem. Znosiliście mnie
przez te lata. Staliście się dla mnie rodziną, ale nie umiałem tego docenić...
Byli dla niego
bliskimi. Zaczął płakać. Wiedział, że jego już podjęta decyzja zrani ich.
-
Oprócz was, nikogo więcej nie mam. Żałuję, że nie powiedziałem Lisbon, iż ją
kocham. Wybaczcie mi wszystkie wybryki. Ten ostatni też... Dziękuję za wszystko. Jestem wam wdzięczny za
okazaną dobroć i przyjaźń oraz wsparcie. Żegnajcie.
Rozłączył
się, wiedząc co dalej. Włożył lufę pistoletu do ust. Nie miał już po co żyć.
Resztę swoich dni byłby nieszczęśliwy i unieszczęśliwiałby przyjaciół. Zdawał
sobie sprawę, jak bardzo im szkodził przez te lata. Czas było pożegnać się z tym światem.
Miał
nadzieję, że się mylił i jest coś po śmierci. Chciał przeprosić Angelę,
Charlotte i Lisbon. Nacisną spust, echo wystrzału było niesione przez wiatr.
Upadł na plecy. Na jego twarzy malował się spokój i uśmiech. Krew zaczęła
okalać jego głowę, a w niej pływały kawałki czaszki i mózgu.
Rigdby i Cho jednocześnie
dojechali w okolicę pochówku Charlotte i Angeli. Nie zastali tam Patricka, jak
się spodziewali. Spojrzeli po sobie. Na ich twarzy pojawił się strach. Zaczęli
biec w stronę grobu szefowej, która też
była ich przyjaciółką. Z daleka
zobaczyli bezwładne ciało. Przyspieszyli.
Dostrzegli
krew. Byli przerażeni. Kimball podbiegł i przyklęknął przy Patricku i sprawdził
puls. Miał nadzieje, że nie przybyli za późno.
Nie mógł uwierzyć, że go stracili, że nigdy więcej nie wciągnie ich w
swoje gierki.
Zamknął
mu oczy. Patrick Jane nie żył. Obaj zaczęli płakać. Cho rzadko zdradzający
swoje emocje, nie wstydził się swoich łez. Patrzył na ciało zmarłego. Nie mógł
się otrząsnąć. Zwrócił się do Wayne'a, który szlochał.
-
Zabił Bertrama i McAllistera. Grace wspomniała, że szeryf był Red Johnem. Dokonał swojej zemsty.
Rigsby
chodził wokół grobu. Nie mógł pozbierać myśli.
Był zrozpaczony. Wyciągnął komórkę i zadzwonił do żony.
-
Grace?
-
Znaleźliście go?
Nie
wiedział, co powiedzieć. Kobieta zaczęła się niecierpliwić.
-
Wayne?
-
Tak.
Nie
musiała o nic pytać. Głos męża mówił wszystko. Załamała się. Ukryła twarz w
dłoniach, a po chwili spojrzała na kanapę. Łzy zaczęły spływać po policzkach.
Ręce zaczęły jej drżeć. Chciałaby, aby to okazało się tylko złym snem. Nie
mogła pozwolić, aby jego ciało leżało byle gdzie. Zawiadomiła biuro koronera.
Chłopcy
patrzyli na spokojną twarz przyjaciela. Zdali sobie sprawę, że dopiero po
śmierci odzyskał to, co stracił po stracie rodziny. Uśmiech na jego zastygłych
ustach, mówił że umierając był szczęśliwy. Jego dostojną twarz okalał szkarłat.
Czuli
ból. Traktowali go, jak członka swojej niewielkiej rodziny, która składała się
z ich zespołu. W ciągu kilku lat stracili kolejną osobę. Nie wiedzieli co
dalej. Próbowali zrozumieć podjętą przez Patricka decyzjię. Cho znowu
przykucnął przy ciele.
-
Mam nadzieję, że wreszcie osiągnąłeś to, co chciałeś.
-
Dlaczego? - spytał załamany Rigsby.
-
Wspomniał, że kocha Lisbon. Czuł się winny jej śmierci. Nawet nie
podejrzewałem, że może coś ich łączyć. Myślałem, że są jak brat i
siostra... Że na czas nie złapał Red
Johna.
Jego
głos drżał. Wayne współczuł Patrickowi.
-
Biedny Jane.
Zjawiła się
policja, CBI, FBI oraz koroner. Oni nie ruszyli się z miejsca. Niczego wokół
siebie nie słyszeli. Byli pogrążeni we
własnych myślach i wspomnieniach. Agenci próbowali zwrócić uwagę obu mężczyzn,
ale bez skutku. Agent FBI Matt Long nachylił się nad uchem Wayne'a i krzyknął.
- Co tutaj się dzieje?
Zaskoczony mężczyzna odskoczył i
złapał się za ucho i zgiął się. To zabolało go.
- Au. Co ty wyrabiasz?
Kimball otrząsnął się
- Co tutaj się dzieje?
Rigsby wskazał na Longa.
- Krzyknął mi do ucha.
- Trochę szacunku dla zmarłego.
Do nich zbliżyła się agentka z
ich biura. Natalie Clock. Cho otarł łzy. jego głos nadal drżał. Serce szybciej
biło z przerażenia, co starał się ukryć.
- To przecież nasz Jane...
Wziął
głęboki wdech, aby się uspokoić.
- Na pewno go
pamiętasz. Ciągle pakował się w kłopoty... Wiedział, co myślą inni, czym
doprowadzał ich do szału. Pracował
prawie cały czas z Lisbon. Aby łapać przestępców, wykorzystywał swoje sztuczki.
Lisbon prawie kilka razy straciła przez niego pracę. Jego głównym celem było
złapanie mordercy córki i żony. Był zakładnikiem Hightower, gdy ta uciekała z
CBI...
Zamilkł. Był
wzruszony. Kobieta przypomniała sobie, o kogo chodzi. Był ich wrzodem, tym
bardziej jeśli chodziło o pewnego seryjnego mordercę. Taki los byłego medium ją
nie dziwił.
- A on nie trafił
do szpitala psychiatrycznego?
- Uciekł -
odezwał się Wayne. - Wrócił do rzeczywistości i poznał tożsamość Red Johna,
oraz odkrył niebezpieczną organizację. Mimo starań naszej szefowej, dokonał
zemsty.
Odwrócił wzrok od
ciała. Wiedział, że ten widok będzie prześladował go do końca życia. Tak jak
zwłoki przyjaciółki oraz szefowej i czerwona buźka na jej twarzy. Padł na
kolana. Kimball jeszcze trzymał się, więc kontynuował.
- Szukaliśmy go
od wczoraj. Zabił dwie osoby. Wykiwał nas wszystkich. Jedynie szefowa mogłaby
odkryć jego zamiary. Dopadł mordercę rodziny i Lisbon.
Pomógł wstać
partnerowi i odprowadził go do samochodu. Następnie dopilnował zabrania zwłok z
szacunkiem. Pojechali do biura. Musiał podtrzymywać Rigsby'ego. Gdy znaleźli
się na swoim piętrze, w ich ramiona wpadła zapłakana Grace. Przeszli do gabinetu
Cho, aby tam posiedzieć na kanapie. Nie mieli odwagi siąść na tej Jane'a. Jedynie co ich cieszyło, to śmierć Thomasa
McAllistera, znanego też jako Red John.
Pogrzeb Patricka
Jane'a był skromny, pełna żalu i rozpaczy uroczystość. Oprócz Grace, Wayne'a i
Kimballa było tylko kilka osób. Jego starzy przyjaciele z wesołego miasteczka,
jego szwagier Danny Ruskin, Madeleine Hightower. Była też dawna klientka Beth
Flin z synem, której jako jasnowidz dał nadzieję. Po latach przyznał się do
bycia oszustem, ale i tak była mu wdzięczna i chciała oddać mu hołd.
Nikt nie wstydził
się płakać żeliwnie. Grace musiała opierać się na mężu, aby się nie osunąć na
ziemię. Kimball cały czas patrzył się na trumnę. Starał się trzymać sztywno,
ale nie panował nad własnym ciałem. Każdy trzymał białą różę. Trumnę nieśli
Rigsby, Cho, Ruskin i dawny przyjaciel.
Przed oddaniem
doczesnych szczątek zmarłego ziemi, każdy podszedł, aby pożegnać się z nim. Kładli
kwiaty na wieku trumny z ostatnim, pożegnalnym słowem. Pierwsi podeszli państwo
Rigsby. Byli przytuleni do siebie w geście pocieszenia.
- Można było na
ciebie liczyć, jeśli chciało się porozmawiać, chociaż było bywałeś nieznośny.
Czasem, no może często irytowałeś nas. Ale dzięki tobie było weselej. Umiałeś
przekonać nas do swoich szalonych pomysłów. Posadziłeś mnie na konia, który był
niebezpieczny, Mówiłeś, że jesteś zaklinaczem koni.
- Zmieniłeś nasze
życie stary
Szybko odeszli, a
następny był Ruskin.
- Obwiniałem cię
za śmierć Angeli, a nie powinienem. Pomściłeś je.
Hightower minęła
się ze szwagrem zmarłego.
- Bywałeś
nieznośny i prawie pociągnąłeś na dno agentkę Lisbon. Spowodowałeś jej śmierć
przez swój upór do dokonania zemsty, ale uratowałeś mi życie. Jestem ci
wdzięczna. Dziękuję Patrick.
Następnie
podeszli starzy przyjaciela Jane'a z czasów jego dzieciństwa i młodości.
- Żegnaj Patrick.
- Szkoda, że nie
ułożyłeś sobie życia.
Beth Flin
uśmiechnęła się, zbliżając się do trumny.
- Dziękuję za
nadzieję, którą mi dałeś. To dzięki tobie mam Connera. Za uratowanie mojego syna,
gdy został porwany. Byłeś dobrym człowiekiem.
Ostatni był Cho.
Położył prawą rękę na wieku.
- Dawałeś nam
popalić. Miałeś szalone pomysły. Ale stałeś się dla nas ważny. Częścią naszego zespołu, rodziny. Byłeś dla nas
ważny. Do tego schwytałeś wielu przestępców swoimi metodami. Mam nadzieję, że
zemsta przyniosła ci ulgę. Nie zapomnimy ciebie. Żegnaj Jane, przyjacielu.
Trumna została
opuszczona w dół. Spoczął obok żony i córki, które były całym jego światem.
Wszyscy podchodzili, brali łopatę i sypali ziemię w otchłań, zabierającą im
ważną osobę. Ludzie zaczynają się rozchodzić.
Została tylko trójka agentów.
- Będzie mi go
jeszcze bardziej brakowało, niż przez ten czas, gdy był w szpitalu.
Wayne mówiąc to, patrzył na nagrobek.
- Najpierw
Lisbon, teraz Jane - odezwała się Grace. - Ciekawe, czy w tym swoim świecie był
szczęśliwy.
- Doktor Stiller
wspomniał, że w swojej wizji poślubił Lisbon - odparł Kimball. - I do tego spodziewali się dziecka.
Małżonkowie
westchnęli, a Grace wyszeptała.
- Mam nadzieję,
że spoczywasz w pokoju.
Przeszli na grób
Teresy, aby się za nią pomodlić. Gdy opuszczali cmentarz, natknęli się na
pozostałych żałobników. Razem pojechali do niedalekiej restauracji, aby
powspominać zmarłego. Sami nie zdawali sobie sprawy, jak ich życie było pełne
Patricka Jane'a. Atmosfera była ponura. Siedzieli przez kilka godzin, a
następnie rozeszli się
Po odnalezieniu
listu Gale'a Bertrama zamknięto Kalifornijskie Biuro Śledcze, oraz aresztowano
masę ludzi. Rozpoczęło się polowanie na członków Stowarzyszenia Blake'a.
Sprawdzano przeszłość, oraz przedramienia wielu wpływowych, oraz zwykłych
pracowników organów ścigania, czy związanych z polityką w Kalifornii.
Cho oraz państwo
Rigsby, jak wielu innych agentów zostali bez pracy. Kimball odbył szkolenie w
Quantico, aby następnie wstąpić w szeregi FBI. Grace i Wayne otworzyli własną
firmę. Mijały lata. Kimball Cho miał własny zespół, żonę i czteroletniego syna
Patricka. Grace i Wayne Rigsby rozwijali firmę, cieszyli się swoimi pociechami
Benen (synem mężczyzny z poprzedniego związku), Maddyy, Teresą i Willy'm.
Kiedy spotykali
się wszyscy razem podczas urlopów, świąt, czy przy innych okazjach w ich
rozmowach przewijali się Teresa Lisbon i Patrick Jane. Ich zdjęcia stały na
honorowych miejscach w ich domach. Nadal byli w ich pamięci oraz sercach.
Opowiadali dzieciom, a Kimball żonie o wyczynach zmarłych przyjaciół, oraz ich uczuciu.
Dla
nich blond włosy mężczyzna nie był mordercą, tylko nieszczęśliwym człowiekiem,
który szukał zemsty na zabójcy żony, córki i swojej niespełnionej miłości.
Koniec
Cześć :)
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział, ale w pewien sposób pocieszający. Patrick dokonał zemsty, odszedł spokojny, a to, że sam się zabił, stanowił chyba dla niego najlepsze wyjście.
Ból jego przyjaciół oraz smutek, który czują, jest zrozumiały.
Cieszę się, że serial nie tak się zakończył, bo byłabym niepocieszona.
Ciekawa koncepcja ;)
Czekam na nową historię.
Pozdrawiam :)
Dziękuję za dobre słowo. Mnie też nie spodobałoby się takie zakończenie. Nawet nie wiem dlaczego taki pomysł narodził się w mojej głowie. W tym wypadku zgadzam się, że samobójstwo było najlepszym wyjściem. Nie pozbierałby się po śmierci Lisbon, a nie miał motywacji do życia. Na szczęście nie zostanie zapomniany.
UsuńMam nadzieję, że państwo Jane żyją spokojnie, a ich życie jest tak samo ciekawe jak przed ślubem. Ciekawe jakby Patrick Wyglądał pod pantoflem.Ślub i ciąża były najlepszym zakończeniem naszej przygody z nimi.