czwartek, 4 lutego 2016

Rozterki życiowe oraz emocjonalne człowieka i bohatera cz. I

Cierpienie jest na pewno rodzajem sensu. Bezsens przecież nie boli.
Cierpienie jest próbą człowieczeństwa człowieka,
próbą jego wewnętrznej prawdy;
jego maski opadają, traci sens wszelka gra.
ks. Józef Tischner


Bywają w życiu chwile,
których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu,
i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść
Maria Kalergis

Jest to historia o człowieku, który jak Zorro pomaga mieszkańcom swojego miasta
nosząc przebranie i przybierając pseudonim.  U swojego boku ma młodego pomocnika
Robina, oraz wiernego lokaja Alfreda. Ale co się stanie, gdy dotknie go kolejne nieszczęście?
Jak sobie z tym poradzi?  Czy bliscy pomogą mu się otrząsnąć  po tragedii i wrócić do normalności?
Czy tym razem przegra walkę ze swoimi emocjami? Czy podniesie się i wróci do normalności?

Bohaterowie:
Bruce Wayne/ Batman
Dick Grayson - wychowanek Bruce'a/ Robin
Alfred Pennyworth - lokaj Wayne'a
komisarz James Jim Gordon
detektyw Harvey Bullock
Selina Kyle/ Kobieta Kot
Barbara Gordon/ Batgirl
doktor Leslie Thompkins- lekarz Batmana
John Morstan- następca Alfreda.

               
                Ulicami Gotham City mknęła limuzyna Wayne'a, prowadzona przez Alfreda Pennywortha,  a na tylnym siedzeniu siedział wychowanek milionera Dick Grayson. Zbliżali się w stronę biurowca, pod którym z niecierpliwością czekał Bruce Wayne. Ciągle spoglądał na zegarek. 
                Nagle za zakrętu wyjechał sportowy samochód z nadmierną prędkością. Kierowca stracił panowanie nad pojazdem i wjechał w inny pojazd , a ten uderzył w limuzynę. Jeszcze kilka innych wozów uderzyło w nich. Po ulicy, wokół  wraków rozlała się benzyna.
                Jeden ze wściekłych kierowców wygramolił się ze swojego samochodu z cygarem w zębach. Zaczął się wygrażać i zanim zdążył zareagować  jego tlący się niedopałek upadł na jezdnię. Rozpętało się piekło. Rozbite auta stanęły w płomieniach. Było słychać wycie i krzyki rozpaczy Wszystko trwało kilka minut. 
                Bruce ruszył w stronę , gdzie zdarzył się wypadek.  Chciał pomóc poszkodowanym, ale rozpowszechniający się ogień mu to utrudniał.   Gdy chciał wejść między płomienie, świadkowie siłą go powstrzymali. Zjawiła się straż pożarna.  Po ugaszeniu pożaru Wayne przyglądał się zgliszczom, oraz ratownikom, którzy ruszyli na pomoc.  Panowała cisza, nikt nie miał szans na przeżycie.
                Jego uwagę przykuła limuzyna, która wydawała się znajoma. Podszedł do niej.  Drzwiami od kierowcy była wbita w słup.  Prowadzący pojazdem  próbował zakryć dłońmi twarz. Szczątki  były częściowo zwęglone, w niektórych miejscach skóra odchodziła od ciała. Na tylnym siedzeniu znajdował się denat w podobnym stanie co kierowca. Sprawdził obu czy puls jest wyczuwalny. Niczego nie wyczuł.
                Nagle przez jego ciało przeszedł dreszcz. Skamieniał. Zdał sobie sprawę, że to jego pojazd. Zdał sobie sprawę, że stracił bliskie osoby.  Na desce rozdzielczej leżała częściowo zwęglona czapka Alfreda.  Złapał ją, wyciągnął i  przycisnął do siebie. Jego serce rozpadło się.  Chciało mu się płakać, ale starał się zapanować nad emocjami. Od wraku odciągnął go jeden ze strażaków.
                 Na miejscu zjawili się komisarz James Gordon i Harvey Bullock. Przesłuchiwali wszystkich światków wypadku.  Podczas rozmowy z Wayne'm , byli zaskoczeni jego zimnym głosem i bezemocjonalnym opisem. Gdy mieli już odchodzić, zatrzymał ich.
                - Zaczekajcie. W limuzynie znajdziecie ciała Alfreda Pennywortha i Dicka Graysona.
                Zanim zdążyli  zareagować, szybko odszedł. Złapał taksówkę i pojechał do siebie Po znalezieniu się w salonie, padł na fotel. Po policzkach płynęły mu łzy. Nagle zerwał się i zaczął nerwowo chodzić. Opanował go szał.  Na biurku leżały papiery.  Szybkim  ruchem i ze wściekłością zrzucił je na podłogę. Usiadł w jednym z kątów i  ramionami przycisną czapkę do siebie, a twarz ukrył w dłoniach.
                Wtedy to zjawili się Gordon i Bullock. Przez chwilę obserwowali mężczyznę i spojrzeli na siebie.  Widzieli rozpacz i nie wiedzieli jak zareagować. Nieraz musieli rozmawiać z rodzinami ofiar. Nigdy nie było łatwo. Czasem  komisarz odkładał przesłuchanie w czasie, aby osoba mogła dojść do siebie. James zwrócił się szeptem do towarzysza,  wycofując się i ciągnąc go za sobą
                - Jak widać śmierć  tamtej dwójki wstrząsnęła nim. Dlatego tak dziwnie z nami rozmawiał... Jeden to lokaj, a drugi podopieczny. Przesłuchamy go kiedy indziej.
                Bruce Wayne  był zrozpaczony po stracie jedynych bliskich. Zaniedbał pracę.  Był otępiały z bólu. Zadbał o uroczysty pogrzeb. Podczas ceremonii  był blady, a jego oczy  były podkrążone, ale twarz kamienna.  Po powrocie do posiadłości pozwolił sobie na żal i rozpacz.
                Przez miesiąc zaniedbał swoje obowiązki wobec swojej firmy, oraz Batmana.  Chociaż od czasu do czasu bohater pojawiał się.  Większość dnia przepłakiwał, a jeśli nie miał już czym to trząsł spazmatycznie. Zapominał o jedzeniu, ponieważ to nie miało dla niego sensu. Nocami wpatrywał się w sufit nie poruszając się. Niczym się nie interesował.  Wieczorem spędzał ze szklaneczką whisky w fotelu. Pewnego dnia tak siedząc, przysną.
                Gdy obudził się był już dzień. Poczuł głód. Zerwał się z fotela i udał się do kuchni. Zajrzał do lodówki  i ku jego  była pełna. Nie pamiętał, aby był na zakupach. Postanowił zajrzeć do swojej sypialni, której wystrój był lekko zmieniony.
                Na sporym łóżku spał  około ośmioletni chłopiec.  Podszedł i uważnie przyjrzał się  dziecku. Po chwili rozpoznał w nim siebie. Do pokoju wszedł Pennyworth. Podszedł do podopiecznego i obudził go delikatnie.  Chłopiec podniósł się, jego  oczy były opuchnięte, a twarz  zdradzała przygnębienie. Wiedział co dręczy malca.
                - Alfred?
                - Czas wstawać paniczu.
                - Nie chcę. Tutaj jest mi dobrze.
                Lokaj usiadł na brzegu łóżka i dotknął delikatnie jego ramienia, aby pocieszyć go.
                -  Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz żyć dalej. Musisz żyć dla rodziców. Noś ich w sercu. Zawsze będą z tobą.  Bardzo kochali ciebie.
                Wtedy Bruce obudził się po raz drugi. Nadal był w salonie.  Zrozumiał, że musi się wziąć w garść. Wrócił do pracy, oraz co noc patrolował miasto.  Czasem z miłą chęcią korzystał  z pomocy Batgirl. Sam zajmował się jaskinią.  Spotykał się od czasu do czasu z Barbarą Gordon, która chodziła z Dickiem Graysonem.  Zatrudnił nowego lokaja.
                 Po trzech miesiącach zaczął chodzić na randki z Seliną Kyle. Widziała jak mu ciężko po stracie bliskich. Chciała mu pomóc, stać się dla niego rodziną.  Po jakimś czasie  oświadczyła się  Wayne'owi. Datę ślubu wyznaczyli po okresie żałoby.  
                Minął rok od śmierci rodziny i sojuszników Batmana.  Bruce Wayne funkcjonował, ale nie potrafił pogodzić się ze stratą bliskich mu ludzi. Trwały przygotowania do ślubu. Sala była już wybrana, stroje, oraz zaproszeni goście potwierdzili swoje przybycie.  Narzeczeni spierali się o usadzenie  przy weselnych stołach, dekoracje, kwiaty. Dyskutowali o przystrojeniu limuzyny. Pan młody nie miał tylko drużby.
                W Nowym Jorku doszło do rozbicia gangu i odnalezienia  w kryjówce dwóch związanych mężczyzn.  Obaj byli wycieńczeni, odwodnieni i niedożywieni. Starszy z nich był nieprzytomny i miał wysoką gorączkę. Młodszy mężczyzna  trzymał się lepiej,  jedynie był osłabiony.
                Zostali przetransportowani do miejskiego szpitala. Umieszczono ich w tej samej sali.  Lekarze martwili się o stan zdrowia starszego z pacjentów, który musiał walczyć o życie. Jego towarzysz szybko powracał do zdrowia. Ciągle siedział przy nieprzytomnym.
                Po dwóch dniach przybyła policja, aby przesłuchać młodszego z uratowanych. Ciekawili się, jak i dlaczego zostali uprowadzeni przez gang. 
                - Dzień dobry. Jestem detektyw Rodgers, nowojorska policja. To sierżant  Mcclean  Chciałbym z panem porozmawiać.  
                Młodzieniec spojrzał na nieprzytomnego.
                - Proszę przysiąść.
                Przysiedli na taboretach  i obserwowali rozmówcę. Detektyw miał sam przeprowadzić przesłuchanie, a sierżant bacznie obserwował.
                - Jak się pan nazywa?
                - Dick Grayson, a to Alfred Pennywort. Oboje mieszkamy w Gotham.
                - Jak znaleźliście się w Nowym Jorku?
                Grayson wzdrygnął się na wspomnienia związane z ich porwaniem. Przez chwilę pomyślał  o przyjacielu, który pozostał sam.
                - Jechaliśmy  ulicami Gotham, gdy zatrzymano nasz pojazd. A dokładniej jakiś facet wbiegł nam przed maskę.  Następnie zjawiło się czterech  mężczyzn i kazali nam wysiąść. Próbowaliśmy walczyć, ale czymś nas odurzono... Chyba za pomocą jakiś strzałek, ponieważ poczułem ukłucie na karku.  Przebudziłem się w furgonetce. Byłem porządnie związany.
                Zamyślił się na chwilę, próbując  przypomnieć sobie wszystko dokładnie.
                - Alfred nadal był nieprzytomny. Próbowałem rozwiązać węzły.  Męczyłem się przez godzinę.  Nieudało się,  ponieważ dojechaliśmy na miejsce i samochód zatrzymał się... Wyciągnęli nas i zaprowadzili do piwnicy... Alfreda ciągnęli... Trzymali nas bez jedzenia i picia.
                Ręce zaczęły mu się trząść, a głos załamał.
                -  Gdy przyszli, przedstawili mi swoją propozycję. Dlatego, że jechałem limuzyną, byli przekonani, że jestem bogaczem... Chcieli mścić się na bogaczach.  Wyjaśnili, że mimo posiadania majątku, powinienem troszczyć się  o swoją służbę, lub swoich pracowników. Miałem pomagać w kradzieżach, oraz w rozprowadzaniu narkotyków.  Jeżeli bym tego nie zrobił, to Alfred miał niedostawać jedzenia, oraz ani kropli wody... Miałem obstawę, ale  i tak nie próbowałem uciekać. Bałem się, że jak zniknę to zabiją go. Nie mogłem poświęcić jego życia. Próbowałem znaleźć sposób na naszą wspólną ucieczkę. Dostawaliśmy niewiele do zaspokojenia głodu i pragnienia. Byli zaskoczeni, że poświęcam się dla niego.
                Wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. Był coraz bardziej zdenerwowany.
                -Myśleli, że będę się stawiał i będą go mogli zabić na moich oczach. Ale Alfred jest mi zbyt bliski... Przez ostatni tydzień zostawili nas i zniknęli. Mieliśmy umrzeć straszną śmiercią.  Zostawili nas na pastwę losu. Alfred każdego dnia słabł...
                Rodgers słuchał uważnie zeznań mężczyzny.  Nie rozumiał co oni przeszli. Nie obchodziło go, co czuje przesłuchiwany. Skupiał się tylko na suchych faktach. Jego ton był profesjonalny.
                - Byli cały czas w budynku. Szykowali się do ucieczki.
                Dick wściekł się. Nie chodziło o niego, tylko o bogu ducha winnego i oddanego  człowieka, który poświęcił się dla syna pracodawców, wychowując go i dbając. Jeszcze raz wziął głęboki wdech i zacisnął pięści.  Trochę się uspokoił.
                - A więc zostawili nas na śmierć głodową....
                Uderzył pięścią w materac.  Gniew go opuścił. Postanowił zmienić temat.
                - Alfred cały czas naszego uwięzienia martwił się o Bruce'a.
                Detektyw zainteresował się.
                - O kogo?
                - Bruce'a  Wayne'a, swojego pracodawcę i podopiecznego. To była jego limuzyna. Alfred to jego lokaj, a mnie przygarną po śmierci moich rodziców...
                Spuścił głowę i patrzył na podłogę.  Zastanawiał się, dlaczego Batman nie odnalazł ich.
                - Jest milionerem i znaną osobistością w Gotham.   Przeżyłem szok, kiedy dowiedziałem się, że byliśmy uwięzieni przez rok. Tyle też czasu nie mieliśmy kontaktu z nikim  z naszego życia.
                - Skontaktował się pan z panem Wayne'm?
                - Jeszcze nie. Ale chyba najwyższy czas. Pewnie martwi się.
                Oboje poszli do dyżurki pielęgniarki. Dick wybrał najpierw numer do biura, ponieważ podejrzewał, że zastanie przyjaciela w biurze. Miał pecha, ponieważ sekretarka nie chciała go połączyć. Był zawiedziony. Pożegnał się z policjantem i zadzwonił wieczorem do posiadłości. Odebrał nowy lokaj.
                - Rezydencja pana Wayne'a.  W czym mogę pomóc?
                - Czy Bruce Wayne jest w domu?
                - Tak. Kogo zaanonsować?
                - Dick Grayson.
                Po kilku minutach usłyszał opanowany głos.
                - Pan Wayne nie życzy sobie więcej telefonów.
                Młodzieniec załamał się . Pomyślał, że  Bruce nie chce mieć z nimi nic do czynienia. Obawiał się reakcji towarzysza. Był wściekły na kogoś, kogo uważał za przyjaciela  i członka rodziny.
                -Powiedz mu, że jest draniem - krzyczał. - Alfred poświęcił dla niego wiele lat i sił. A teraz odwraca się od niego? To złamie mu serce.
                Rozłączył się. Następny cały dzień miał wyrzuty sumienia. Postanowił przeprosić Bruce'a, więc  wieczorem ponownie zadzwonił. Tym razem to milioner odebrał.
                - Bruce Wayne.
                Nie wiedział co powiedzieć, więc milczał. Czuł się jakby dopiero co się widzieli.
                - Halo?
                -Bruce?
                - Kto mówi?
                W jego głosie słyszał irytację.
                - To ja. Dick.
                Wayne zaczął się denerwować i  wrzeszczeć.
                - Słuchaj, nie wiem, czy to cię bawi, ale przestań.
                Grayson był zdezorientowany. Rozejrzał się uważnie i upewniwszy się, że nikogo nie ma, wyszeptał.
                - To ja, Robin Batmanie.
                Bogacz wypuścił słuchawkę z rąk. Nikt nie wiedział kim jest obrońca Gotham, oraz jego pomocnik. Podniósł ją szybko. Był w szoku. W jego głosie było słychać prośbę.
                - To naprawdę ty?
                - A któżby inny?
                - Ty i Alfred...
                Nie potrafił powiedzieć dwóch słów na głos. Bał się, że to wszystko okaże się tylko snem, że obudzi się i znowu będzie płakał.
                -Bruce?  Wszystko będzie dobrze. Możesz mi powiedzieć.
                Dick zaczął się o niego martwić.
                - Nie żyjecie. Wy nie żyjecie.
                Młodzieńca zamurowało, nie wiedział co powiedzieć. Wayne chciał upewnić się, że to na pewno on, oraz że nie śni, ale nie wiedział jak. Graysonowi po głowie chodziło jedno pytanie.
                -  O co chodzi z naszą śmiercią?
                - Limuzyna brała udział w wypadku, który zakończył się pożarem. Znaleziono w niej dwa ciała.
                Milioner ledwo panował nad emocjami. Dick słyszał wszystko w telefonie. Zaczął się o niego martwić. Postanowił powiadomić go gdzie się znajdują.
                - Jesteśmy w miejskim szpitalu w Nowym Jorku. Alfred nadal jest nieprzytomny.
                Mężczyzna po rozmowie z człowiekiem, o którym myślał, że nie żyje legł w fotelu. Nie wiedział co wokół niego się dzieje. Nie wiedział co zrobić. Zdał sobie sprawę, że dzień wcześniej to naprawdę Dick dzwonił.
                Zerwał się i pobiegł do sypialni, spakował walizkę i złapał za pierwsze kluczyki jakie znalazł. Ruszył do Nowego Jorku. Po odnalezieniu  szpitala i sali, wpadł tam jak burza. Szybko znalazł się przy swoim opiekunie. Usiadł na taborecie i złapał go za rękę.
                - Alfredzie.
                Łzy napłynęły mu do oczu,
                - Wszystko już będzie dobrze.
                Do sali wszedł lekarz. Był zaskoczony widokiem gościa pacjenta.
                - Dzień dobry. Jestem doktor Smith. Jest pan rodziną pacjenta?
                - Jest dla mnie jak ojciec. Wychował mnie. Co z nim?
                - Gorączka zaczyna spadać. Dzisiaj odzyskał przytomność na kilka minut. Jest na dobrej drodze, aby powrócić do zdrowia.
                W drzwiach staną Dick.
                - Bruce? Co tutaj robisz?
                Wayne podszedł do niego i przytulił go.
                - Dobrze cię widzieć.
                Młodzieniec  był zaskoczony wylewnością mężczyzny, który rzadko okazywał własne emocje, oraz słabości.
                - Raczej myślałem, że zadzwonisz.
                Bruce włożył prawą rękę do kieszeni spodni i lekko uśmiechnął się
                - Chciałem się przekonać , jak się czujecie. Chcę też was zabrać do domu.
                Lekarz zwrócił się do Dicka
                -Jutro wypiszemy pana do domu, panie Grayson.
                Wayne spędził resztę dnia z przyjacielem, wspominając dawne czasy.  Wieczorem opuścił szpital i wynajął w dobrym hotelu duży apartament. Potem wrócił  i wślizgnął się do sali. Został przyłapany przez pielęgniarkę i wyrzucony.
                Całą noc spacerował po mieście. Żałował, że nie ma przy sobie swojego stroju. Obserwował nocne życie  Nowego Jorku. Chodził po bocznych uliczkach. Mijał handlarzy narkotyków, alfonsów, mafiosów, drobnych złodziei, morderców. Porównywał je do Gotham City
                Nad ranem zjawił się w hotelu, wziął kąpiel i stanął przy oknie. Rozmyślał o ostatnim roku. Codziennie zajmował się firmą, a po zmroku uganiał się za przestępcami. Niewiele spał. Ciągle poszukiwał zajęcia. Nie chciał pozostać sam na sam ze swoimi myślami. Czuł sie samotny w swojej posiadłości.
                Lokaj miał go za dziwaka i samotnika.  Wizyty składała mu tylko narzeczona, oraz  Gordon . Jim i Selina próbowali wyrwać go z domu, oraz przekonać, że świat nadal jest piękny, ale  bez skutku. Nikogo nie słuchał, tylko poświęcał się swojej pracy i misji.  Służący nie poznał jego tajemnej tożsamości.
                Opuszczając swoje królestwo, zawsze uważał. Delikatnie uchylał drzwi  ukryte w zegarze i rozglądał się. Dopiero wtedy wchodził do salonu. Kiedy został poważnie ranny, z ogromnym bólem przebrał się w piżamę. Wcześniej prowizorycznie opatrzył ranę. Ledwo opuścił tajne drzwi, zamykając je upadł na podłogę.
                Po piętnastu minutach znalazł go lokaj, który usłyszał hałas i pomógł dojść do sypialni. Bruce był przytomny i starał się ukryć powód swojej niedyspozycji.  Nakazał wezwanie zaufanej pani doktor. Swój stan tłumaczył zatruciem alkoholowym, albo grypą.
                Kobieta po przybyciu i udzieleniu niezbędnej pomocy medycznej, zrobiła pacjentowi wykład na temat wypoczynku i bezpieczeństwa. Wiedziała, że go nie posłucha. Martwiła się, że nie ma kto się zajmować mężczyzną. Można to było odczytać z jej twarzy.
                Przy każdej następnej wizycie, coraz bardziej niepokoiła się o swojego pacjenta.  Jej słowa nie docierały  do niego. Żadne pouczenia nie miały sensu.  Nawet raz wykrzyczała mu, iż ostatnio za bardzo szuka ryzyka.  Dopiero teraz zdał sobie rację, że miała racje. Ten rok był jednym z najgorszych.
                Miał nadzieję, iż nie powie nic Alfredowi, który często martwił się o niego.  Pamiętał jak ruszył mu na pomoc, gdy nie wrócił przed wschodem słońca. Namierzył jego samochód, dowiedział się, gdzie może być i przyleciał jego maszyną. 
                Dick też się o niego martwił. Wrócił wspomnieniami do dnia, gdy wypytywał Pennywortha , gdy w Gotham pojawił się ninja. Robin też ruszył mu na ratunek, gdy nie wrócił po przyjęciu. W walce zawsze mogli liczyć na siebie
                Nie chciał ich zadręczać swoją nieodpowiedzialnością. Nasłuchałby się wykładów, obaj krzyczeliby na niego. Ich nadopiekuńczość potrafi być denerwująca, ale wolał to od życia bez nich.  Na każdym kroku ich nieobecność była zauważalna. Zdarzało mu się szukać Alfreda. Każda myśl o nich sprawiała ból.
                Otrząsnął się z zadumy. Zszedł do restauracji i zjadł śniadanie. Następnie udał się na targ, aby kupić dorodne pomarańcze i skierował swoje kroki do szpitala.  Grayson  już nie spał.
                - Hej Bruce. Jak tam noc?
                Wayne usiadł przy nim na taborecie. Nie miał zamiaru zdradzać, że nie spał.
                -  Dobrze. Jak się czujesz?
                - Może być.
                Młodzieniec był zawstydzony.
                - Przepraszam, że nawrzeszczałem na swojego lokaja, oraz za słowa jakich użyłem.
                -Rozumiem, co mogłeś sobie pomyśleć, kiedy nie chciałem z tobą rozmawiać.  Że zapomniałem o was.
                Dick zarumienił się i spuścił wzrok.
                - Nie przejmuj się. Skąd  miałeś wiedzieć, że uznano was za martwych?...
                Wayne chciał dodać coś jeszcze, ale na sąsiednim łóżku Pennywort poruszył się. Oboje spojrzeli na starszego mężczyznę, który otworzył oczy. Bruce zerwał się  i nachylił nad nim.
                - Alfredzie? Obudziłeś się.
                 W jego głosie można było wyczuć ulgę.
                - Panicz Bruce? Ale jak?
                - Dick zadzwonił do mnie i przyjechałem. Dobrze, że obudziłeś się.
                Lokaj przypatrzył się uważnie swojemu pracodawcy. Zauważył, iż ten wychudł, jego opuchnięte i podkrążone oczy, oraz rozczochrane włosy. Dostrzegł  niestaranny ubiór . Uruchomiła się w nim troska.
                - Nie wygląda panicz najlepiej. Nie spał...
                Wayne pokiwał głową i uśmiechnął się. Wiedział, że nie wymiga się, ale mógł całą sytuację odroczyć
                - Stop Alfredzie.  Teraz zadbaj o siebie, a później będziesz zajmował się innymi  sprawami.
                Zanim starszy mężczyzna  zareagował, opuścił salę i odnalazł lekarza, który był zadowolony ze stanu pacjenta.  Siedzieli we trójkę i rozmawiali swobodnie, jakby ostatnie miesiące  nie miały miejsca.
                Wayne zabrał Graysona do wynajętego apartamentu i wskazał my jedne z drzwi.
                - To twoja sypialnia, moja jest naprzeciwko. Odpocznij chwilę, a następnie udamy się po sprawunki.
                Dick wszedł do środka i przysiadł na sporym łóżku. Uważnie  nasłuchiwał dźwięków otoczenia. Gdy do jego uszy doszedł hałas tarczy telefonicznej wstał i wychylił się, aby podsłuchać. Żałował, że nie może usłyszeć osoby po drugiej stronie linii.
                - Z tej strony Wayne.
                Ktoś odpowiedział, a mężczyzna uśmiechnął się
                - Czy dzwoniono z biura?
                Odpowiedź była krótka.
                - Jeszcze sam zadzwonię. Proszę wywietrzyć i przygotować zamkniętą sypialnię, oraz jeden pokój gościnny...
                Tamten coś wtrącił.
                - Sam do niej zadzwonię.
                Po odłożeniu słuchawki, zwrócił się do towarzysza.
                - Nie stój  w drzwiach. Wchodź do salonu.
                Młodzieniec nie był zaskoczony, że przyjaciel wie, że podsłuchuje. Przecież miał do czynienia z Batmanem.
                - Co mnie zdradziło?
                - Skrzypnięcie drzwi, oraz  widziałem twoje odbicie w dzbanku z kawą.
                Usiadł  na fotelu i patrzył na mężczyznę.
                - Z kim rozmawiałeś?
                - Z lokajem.  Muszę zadzwonić do firmy i narzeczonej.
                Zaniemówił na jego słowa.  Wiadomość, że Bruce ma narzeczoną zaskoczyła go. Zdziwił się, że największy kobieciarz, oraz mściciel Gotham postanowił się ustatkować.
                - Widzę, że zaskoczyłem cię. Sam sobie dziwię się. Ale jak wiesz od dawna Selina zajmuje miejsce w moim sercu.
                To jeszcze bardziej go zdziwiło.
                - Kobieta Kot?
                Wayne przytaknął.
                - Wie o tobie?
                -Nie.
                - Kiedy ślub?
                - Za dwa tygodnie.
                -  Zamierzasz jej powiedzieć?
                Uśmiechnął się, aby ukryć zmieszanie.
                -Powiem jej w dniu ślubu.
                Grayson pokiwał głową z niezadowoleniem . Nagle  roześmiał się.
                - Masz szczęście, iż Kobieta Kot zauroczyła się w Batmanie.  Tylko co skłoniło Selinę  Kyle do ślubu z Bruce'm Wayne'm ?
                Bogacz zignorował jego pytanie i zadzwonił do biura, aby wyjaśnić swoje zniknięcie. Następnie zadzwonił do ukochanej. Dick staną jak najbliżej, aby słyszeć wszystko. Odebrała asystentka kobiety.
                -  Dom Seliny Kyle.
                - Z tej strony Bruce Waynne.
                Dziewczyna pobiegła po swoją pracodawczynię. Milioner pokazał, aby  chłopak sobie poszedł, ponieważ chciał w spokoju porozmawiać.  Greyson udając obrażonego, poszedł  do siebie. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył drugi aparat. Delikatnie podniósł słuchawkę i stłumił śmiech słuchając gołąbków.
                - Bruce.
                W głosie kobiety było słychać radość.
                - Witaj Selino. Muszę odwołać randkę.
                - Ale dlaczego?
                Była zawiedziona.
                - Musiałem pilnie wyjechać  do Nowego Jorku.
                - A nasz ślub?
                - Wrócę na czas najdroższa. Nie zostawię cię przy ołtarzu.
                - Mam nadzieję.  Chociaż to kolejna odwołana randka.
                 Dick ledwo stłumił chichot. W głosie kobiety było słychać irytację.  Jego przyjaciel miał kłopoty.
                - Niedługo zadzwonię.
                - Do usłyszenia.
                Mężczyzna wpadł do sypialni i udawał oburzenie., ale nie potrafił się tego dnia gniewać.
                - Nie mogłeś się powstrzymać od podsłuchiwania?
                Młodzieniec zignorował jego pytanie i pojechali na drobne zakupy, ponieważ  potrzebował podstawowych rzeczy. Zajrzeli do szpitala.  Gdy Bruce rozmawiał z lekarzem, Dick postanowił przekazać zdobyte informacje Alfredowi.
                - Wiesz, że zniknęliśmy na rok?
                - Oczywiście. Doktor mi to uświadomił. Ciekawi mnie jak panicz sobie radzi.
                Pennyworth martwił się o swojego pracodawcę, którego wychował po śmierci jego rodziców. 
                - Jest zaręczony. I to z Seliną Kyle.
                Starszy mężczyzna wydawał się szczęśliwy, ale żadnej innej reakcji.
                - Nie dziwi cię to?
                - Cieszę się, że panicz wreszcie założy rodzinę. Najwyższy czas, aby się ustatkował. Kiedy wesele?
                - Za dwa tygodnie.
                Złapał się za głowę.
                - Przecież to mało czasu. Mam nadzieję, że jego służący ma przygotowany plan i wszystko już szykuje. Przecież trzeba przygotować salę balową i jadalnię. Kwiaty do ozdabiania, znalezienie odpowiednich kucharzy i przypilnować zakupy.
                Greysona bawiło nagłe ożywienie staruszka. Nie myślał jak  pracownik, tylko rodzic. Gdy wszedł Wayne, Pennyworth zainteresował się jego osobą.
                - Gratuluję zaręczyn paniczu.
                Ten uśmiechnął się wesoło.
                - Dziękuję Alfredzie. Cieszy mnie, że będziesz wraz ze mną.
                Chory czuł się niezręcznie, słysząc słowa milionera.
                - Nie wiem czy opuszczę szpital na czas.
                - Jeszcze jest trochę czasu.
                 Minęły cztery dni. Alfred powracał do sił, a Bruce i Dick zaopatrzyli go w najpotrzebniejsze rzeczy, co powodowało lekki dyskomfort pacjenta.  Spędzili też dużo czasu na wspólnych rozmowach. Czasami przewijał się temat Batmana. 
                Po tym czasie mogli wrócić do domu. Podróż była przyjemnymi godzinami jazdy samochodem. Za kierownicą siedział  Wayne, a jego towarzysze rozgościli sięna tylnym siedzeniu. Na początku byli lekko spięci, ale atmosfera szybko rozluźniła się. Przed odjazdem pokłócił się z Pennyworthem, o to kto będzie prowadził. Przekonał go, mówiąc że on jest za słaby po pobycie w szpitalu.
                Po dotarciu do miasta zajechali na posterunek i zobaczyli się z komisarzem Gordonem, aby powiadomić , że  Alfred i Dick nie zginęli w wypadku. Jim wysłuchał ich, oraz wezwał detektywa Bullocka., który spisał zeznania całej trójki. Gmach opuścili dopiero po półtorej godziny. Przed wyjściem Bruce zwrócił się do Jamesa.
                -Proszę nic nie mówić swojej córce, że Dick żyje. Sam jutro ją odwiedzi.
                Zanim policjant zareagował opuścili budynek. Gdy wsiadali do pojazdu powiedział.
                - Odwiedzę dzisiaj Bullocka.
                - Przyda ci się towarzystwo? - spytał Robin.
                - Nie jest konieczne, ale może być pomocne.
                Jednak wizyta nie odbyła się, ponieważ oboje zapomnieli o swoich planach. Zajechali pod posiadłość i zaparkowali samochód w garażu. Zadzwonili do drzwi. Po kilku minutach otworzył wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna około trzydziestu lat. Był nienagannie ubrany.
                - Dzień dobry panie Wayne. Dzień dobry panom. Jak podróż?
                - Dobrze John.  Weź bagaże z samochodu i zanieś do holu.
                Lokaj skinął głową, odsunął się i wpuścił ich do budynku.
                - Panna Kyle przybyła godzinę temu i nie chce opuścić posiadłości. Jest w salonie.
                - Możesz odejść.
                Dick i Alfred zatrzymali się, ale Bruce uśmiechnął się.
                - Chodźcie ze mną.
                Weszli do salonu. Selina na widok narzeczonego zerwała się z fotela i rzuciła się w jego ramiona.
                - Stęskniłam się.
                Skradł jej krótki pocałunek.
                - Ja też się stęskniłem. Cudownie cię widzieć.
                Przyjrzał się jej uważnie.
                - Czy coś się stało?
                Kobieta odsunęła się od jego.  Widać było, że jest zdenerwowana.
                - Hotel odwołał rezerwację sali na nasze wesele.
                Był zaskoczony. Nie wiedział co zrobić.
                - Co?  Co teraz zrobimy?
                Pennyworth zbliżył się do  narzeczonych.
                - Przepraszam paniczu Bruce, ale zostało jeszcze ponad tydzień. Można przygotować przyjęcie w posiadłości. Wystarczy zatrudnić tylko osoby do pomocy. Jeśli panicz mi pozwoli, to zajmę się tym.
                Wayne był zaszczycony i wzruszony propozycją, ale ten dopiero co powrócił do zdrowia, a przygotowanie przyjęcia to duże wyzwanie.
                - Alfredzie, nie mogę cię o to prosić.
                - W tym domu jest wystarczająco dużo miejsca. Czas aby odbyło się tutaj wesele. Ilu jest gości?
                - Pięćdziesiąt osób, oraz my - odparła Selina. - Jest pan w stanie się tym zająć?
                Ukłonił się.
                - Z miłą chęcią.  Chociaż to mało gości.
                Bruce postanowił się wtrącić.
                - Pięćdziesiąt dwie.  Jeszcze wy. Jak na przygotowanie przyjęcia w tydzień to sporo.
                - Przepraszam za to co powiem, ale gdyby było dużo więcej i tak podjąłbym się zadania.
                - Ja mu pomogę - odezwał się do tej pory milczący Dick.
                - To świetny pomysł - odparła Kyle. - Przyjęcie w starej posiadłości jest romantyczne. Jeśli chodzi o pieniądze to nie będzie problemu. Będziesz miał wolną rękę.
                Już Wayne miał wybuchnąć, gdy wszedł lokaj.
                - Bagaż w holu sir.
                Zapanował nad emocjami.
                - Zaprowadź panów na górę i zanieś ich rzeczy. Twój pokój czeka Dick.
                John ukłonił się i wyszedł, a za nim Pennyworth i Grayson.  Zakochani zostali sami.
                Kobieta podeszła do narzeczonego i spojrzała mu w oczy.
                - Co się dzieje Bruce? Znikasz niedługo przed ślubem, przywozisz dwóch patrzysz na nich, jakbyś bał się, że znikną.
                Odsunął się od niej i podszedł do okna. Nadal był wstrząśnięty.
                - Wiesz, że Alfred i Dick zginęli w wypadku rok temu...
                Wziął głęboki oddech.
                - Okazało się, że nie było ich w limuzynie.
                - Jak to?
                - Byli przetrzymywani przez rok. Gdy zostali uwolnieni Dick zadzwonił do mnie.  Pojechałem do Nowego Jorku i sprowadziłem ich z powrotem... Alfred  jest mi bliski jak ojciec.  Jak go straciłem, zdałem sobie sprawę ile dla mnie poświęcił, a ja mu się nie odwdzięczyłem.
                - Był twoim lokajem.
                Mówił cicho, a w jego głosie było słychać wzruszenie.

                - Nie musiał mnie wychowywać. Mógł być tylko służącym, a nie poświęcać mi wiele uwagi , oraz  poświęcenia.  Gdy myślałem nielogiczne, albo miałem jakieś wątpliwości co do swojego postępowania był przy mnie. Nigdy się nie odwdzięczyłem. Teraz mogę i chcę to zrobić. Czas aby mógł wypocząć.

4 komentarze:

  1. Cześć.
    Po ostatnim Twoim komentarzu rozmyślałam nad tym, o kim będziesz pisać teraz, ale lis z Los Angeles nic mi nie powiedział. Może dlatego, że Batman to nietoperz.
    Strasznie szybko przechodzi się przez opisy tego karambolu ulicznego. Wolałabym dłużej się nad tym zatrzymać.
    Zastanawiam się, jak i po cholerę mierzyć puls na zwęglonych zwłokach. Rozumiem na poparzonych, ale jeżeli nie ma skóry, a temperatura bardzo szybko wzrosła do bardzo dużej, z pewnością doszło do uduszenia. Nie ma co mierzyć.
    "Przesłuchiwali wszystkich światków wypadku." - raczej świaDków.
    Kropki Ci znikają między zdaniami.
    Przed "oraz" nie stawia się przecinka.
    Nie podobają mi się wrzucone takie wspomnienia, odrobinę burzą całość, trudno mi się przez nie przechodzi.
    Selina nie była zdziwiona widokiem Alfreda? Dziwne, przecież wiedziała o jego śmierci.
    Nie wiem, co mam napisać po przeczytaniu tego rozdziału. Akcja jest znikoma, przeważają dialogi, które czasami nie trzymają się całości wypowiedzi. Opisy mogłyby być dłuższe, także ukazanie emocji bohatera nie do końca wyszło, ale nad tym można popracować.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi O Selinę i Alfreda, to przed jego "śmiercią" rzadko bywała w posiadłości i prawie go nie znała. Spotykała się z Bruce'a, ale wtedy wolała Batmana. No cóż. Byłam zadowolona z tego opowiadania. Jak widać nie jest tak doskonałe jak sobie wyobrażałam. Cóż zobaczymy co powiesz dalej. Jeśli chodzi o puls, to po prostu głupia reakcja Wayne'a.

      Usuń
    2. Opowiadanie jest dobre, tylko ja nie potrafię się w nie wczuć - mam sesję, notatki walają mi się po biurku, a dodatkowo chyba zaszłam za skórę pewnej osobie.
      Przy kolejnej części moje odczucie pewnie będzie lepsze ;)

      Usuń
    3. Trzymam za ciebie kciuki. Rozumiem co czujesz. Życzę Ci zdania wszystkich egzaminów.

      Usuń