piątek, 29 maja 2015

Dziesięcioletnia nieobecność cz. VI

Gdy wszyscy  zjechali się do domu artystki i entomologa, Max podszedł do Cam i spytał.
            - Wiesz o chorobie mojej córki.
             Kobieta zmieszała się, ale zdecydowała, że nie będzie kłamać. Tym bardziej, że widziała ból w oczach mężczyzny.
            - Tak. Powiedziała nam, gdy namawialiśmy ją do powrotu.
            Głos się jej załamał.
            - Nie chce mi się w to wierzyć.  A ty skąd wiesz?
            -  Od jej córki. Jest tak mądra jak mama.
            Poklepała go po ramieniu.
            - Będziemy ich wspierać, W czasie leczenia będziemy zajmować się dziećmi, podtrzymywać ich na duchu, czy wylewać przysłowiowe wiadro zimnej wody im na głowy.
            - Dziękuję.
            - Od tego są przyjaciele...
            Nie zauważyli, że koło nich stała lekko wstawiona Angela.
            - Brenn jest chora?
            - Angela- krzyknęła Cam, a po chwili odparła spokojniejszym głosem- Nie wiedziałam, że tutaj jesteś.
            - Brenn jest chora?
            Pani patolog zaniemówiła. Wiedziała, że artystka  narobi paniki.
            - Ma raka.
            -Nie, nie
            Krzyknęła nie zwracając uwagi, że w jej domu jest pełno ludzi. Nie chciała do siebie dopuścić, że przyjaciółka, którą dopiero odzyskała, miała umrzeć. Saroyan próbowała zapanować nad sytuacją.
            - Nie możesz się załamać. Jesteśmy im potrzebni. Jak wtedy, gdy Booth poszedł pod nóż i stracił pamięć.  A nawet bardziej.
            Artystka spojrzała smutno na przyjaciółkę, która ściskała swoje dzieci. Nagle aktorka straciła przytomność.  Wszyscy oprócz Cam, oraz Morisa  odsunęli się, aby nie zabierać kobiecie tlenu. Patolog spytała jej męża, który był przerażony.
            - Gdzie ma lekki?
            - W torebce. Ratuj ją Cam.
            - Przynieś je.
            Mężczyzna pobiegł po torebkę żony, a Hodgins wyprowadził dzieci. Patolog przyniosła z łazienki  sole trzeźwiące  i ocuciła Caroline, a następnie podała jej tabletki i nalała z karafki trochę wody. Lekko ręce jej drżały.
            - W porządku?
            Moris uśmiechnęła się, była zażenowana stratą przytomności. Nie chciała przestraszyć przyjaciół i okazywać słabości.
            - Tak. To tylko przemęczenie. Za dużo emocji jak na tak krótki czas.
            Cam była zmartwiona.
            - Jutro pojedziesz do lekarza.
            Caroline chciała zaprotestować.
            - Bez dyskusji. Sama cię zawiozę.
            - Nic mi nie jest.
            - Wolałabym jednak, aby lekarz cię zbadał.
            Moris straciła panowanie nad sobą i krzyknęła.
            - Chcesz od niego  usłyszeć, że umieram?
            Wszyscy nagle zamilkli. Parker spytał.
            - Jak to umierasz?
            Moris nie chciała kłamać. Wiedziała, że i tak wszyscy poznają prawdę. Wzięła się w garść i powiedziała ze spokojem.
            - Mam raka.
            Młodzieniec przytulił  się do niej jak bezbronny chłopiec.
            - Nie trać nadziei
            Uśmiechnęła się, ale nie chciała dawać fałszywych nadziei.
            -  Lekarze nie dają mi szansy.
            - Szansa zawsze istnieje. Jesteś tutaj potrzebna. I ty dobrze o tym wiesz. Nie możesz się poddać i nas zostawić. Rozumiesz? Musisz walczyć.
            -  Zgadzam się z Parkerem - odezwał się Keenan, wchodząc do pokoju. - Musisz walczyć córeczko. Masz ogromną rodzinę, która będzie cię wspierać.
            Wszyscy przytaknęli. Caroline zawstydziła się słowami bliskich.  Zrozumiała też, że z mężem nie są sami. Przez te dziesięć lat nauczyła się okazywać emocje, ale czasem nadal było jej trudno okazać to co czuje. Postanowiła zakończyć całą rozmowę.
            - Czas odpocząć. Jedziemy do hotelu. Idę po dzieci.
            Młody Booth spytał z nadzieja w głosie.
            - Zostaniecie u mnie? Mieszkam w dawnym mieszkaniu taty. Dzieci dostaną mój stary pokój, a wy sypialnię. Ja prześpię się na kanapie.
            - Nie mogę się na to zgodzić.
            - Młodzieńcowi zrzedła mina.
            - Zrób to dla mnie Bones. Proszę.
            Zrobił słodkie oczy, które zaskoczyły kobietę. Jej własne dzieci używali ocząt szczeniąt przeciwko niej. Teraz wiedziała, że odziedziczyły to w genach po ojcu. Nie umiała odmówić synowi męża.
            - Niech ci będzie.
            Angela obserwowała przyjaciółkę. Była wściekła na los, za to co spotkało tą silną kobietę.  Podbiegła do niej i uścisnęła ją.
            - Nie waż się umierać, bo inaczej chłopcy się twoimi zwłokami. A wiesz ile znają metod na oczyszczenie kości. Do tego Booth będzie się temu przyglądał.  Zmusimy go to tego.
            Aktorka uśmiechnęła się, a pozostali spojrzeli po sobie.  Wszyscy wiedzieli, że na trzeźwo mogła też rzucić takie zdanie. Parker nagle spytał.
            - Kto z was nie pił? Ja piłem.
            - Ja też - odparł Moris.
            - Całe szczęście, że jestem rozsądniejsza - powiedziała Caroline.
            - Jaki tu rozsądek? - spytał jej mąż. - Nie możesz pić, ponieważ bierzesz leki.
            - Nie zaczynaj. Kluczyki
            Mężczyzna uśmiechnął się i oddał kluczyki. Nie lubił jak jego ukochana prowadziła, ponieważ bał się, że spowoduje wypadek. Miała prawojazdy, ale gdy jeździli razem tylko on prowadził. Nie miał wyjścia, ponieważ pił alkohol. Angela spytała.
            - Wpadniesz jutro do instytutu?
            - Nie -odparł Max. - Jutro cały dzień spędzi z nami.

            Państwo Moris i młodszy agent Booth pożegnali się i wyszli. Pojechali do  mieszkania Parkera. Aktorka poszła pod prysznic odświeżyć się. Gdy wyszła z łazienki, zastała Parkera i Jacka  robiących kolację dla najmłodszych, którzy w salonie oglądali kreskówki.  Stanęła przy framudze i patrzyła. Rozmyślała jak będzie wyglądać ich życie bez niej.  Jej mąż będzie musiał poświęcić więcej czasu dzieciom, które zostaną bez matki.  Wiedziała, że załamie się, ale ze nie zaniedba ich pociech. Do tego będzie miał wsparcie przyjaciół, którzy nie pozwolą mu zaniedbać swoich obowiązków. Nie miała złudzeń, że przeżyje. Chciała przerwać leczenie, ale wszystkim zależało, aby walczyła.  Dlatego nie miała zamiaru poddać się, chociaż jej zdaniem i tak jej los był przesądzony

2 komentarze:

  1. Widać, jak wiele wsparcia Bones ma w swojej rodzinie i w przyjaciołach.
    Może ona jest pogodzona z diagnozą i ze zbliżającą się śmiercią. Ale oni nie. Będą walczyć. A wiadomo, że wiara innych ludzi, ich nadzieja i pomoc mogą przynieść cuda :)
    Te rozmyślenia na końcu - bardzo mi się podobają. Temperence zdaje sobie sprawę, co się stanie po jej odejściu, chce zapewnić rodzinie jako taki spokój po swojej możliwej śmierci. Smutne, ale prawdziwe.

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wieczór :)
      Zostałaś nominowana przeze mnie do LBA!
      Więcej szczegółów tutaj: http://una-infinidad.blogspot.com/2015/06/liebster-blog-award.html

      Ściskam mocno! :*

      Usuń