poniedziałek, 28 września 2015

Przyjaciel z Hiszpanii cz. III

Wtedy poznał tożsamość Zorro. Zamaskowanym obrońcą uciśnionych był Diego de la Vega.. Był w szoku. Chociaż fakty pasowały. Jego przyjaciel był świetnym szermierzem w Madrycie, ale w Los Angeles uchodził za mężczyznę nieumiejącego posługiwać szpadą.  Jego służący w Hiszpanii był tylko niemy, a w Kalifornii uważali go za głuchoniemego od urodzenia. Do tego Diego ucinał rozmowy o zamaskowanym jeźdźcu. 
                Odczekał kilka dni i poprosił przyjaciela o lekcję szermierki. Umówili się niedaleko skał, z dala od domostw.  Trawa ususzona wokół i skały dookoła, piętrzące się na kilkanaście metrów. Wokół rosło kilka prawie suchych krzaków.
                Po przybyciu na miejsce od razu ostrza ich szpad uderzały o siebie. Ruchy obu mężczyzn były płynne. Żaden z nich nie wahał się, podczas zadawania ciosów.  Ich walka była zabawą. Żaden z nich nie próbował zranić drugiego. Bawili się jak za studenckich czasów. Nagle Antonio chichocząc, spytał.
                - Trenujesz czasem z Bernardo?
                Diego niczego nie spodziewał się.  Był pewien, że jego tajemnica jest bezpieczna. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że dawny przyjaciel mógł skojarzyć jego bierność z tajemniczym banitą. Był rozluźniony.
                - Trochę. Wolałbym nie wyjść z wprawy.
                - Niedawno widziałem jak walczy Zorro.
                - Myślisz, ż mógłbym go pokonać?
                - Nie. Ty nim jesteś.
                Diego zatrzymał się nagle i skamieniał. Zdanie wypowiedziane przez Valesco przeraziło go. Starał się głośnym śmiechem , zamaskować zdenerwowanie.
                - Ja? Zorro? Ile dzisiaj wypiłeś?
                Antonio był rozluźniony. Cała sytuacja go bawiła. Opuścił szpadę i przysiadł na skale. Uśmiechał się figlarnie.
                -  Wiem to od kilku dni. Od twojego  pojedynku z komendantem.
                Coraz lepiej bawił się,  obserwując panikę w oczach de la Vegi.
                - Cios zadany tamtego dnia, rozbroił mnie przed laty w Madrycie.
                Bernardo miał się na baczności. Uważnie słuchał całej rozmowy, w razie czego gotowy rzucić się w obronie swojego pana.  W prawej ręce dzierżył bat.   Valesco wybuchnął śmiechem. Rozumiał zachowanie służącego i jego skupienie na nim.  Strach, który opanował de la Vegę był coraz bardziej widoczny, chociaż starał się ukryć.
                - Spokojnie. Nie zamierzam cię wydać. Robisz to, o czym inni tylko marzą.
                Zamyślił się na chwilę.
                - Ale miło poznać czyjś sekret. Twój ojciec wie?
                Zorro rozluźnił się. Zrozumiał, że dalsze zaprzeczanie nie ma sensu. Opuścił szpadę i przysiadł. Widział w oczach dawnego przyjaciela aprobatę dla swoich działań, oraz podziw. Poczuł się bezpiecznie.
                - Nie, nie wie. Nie chcę go narażać. Tylko Bernardo zna moją tajemnicę.
                - I ja - odparł radośnie Antonio. - Więc Bernardo słyszy, ale nikt nie zwraca uwagi na głuchoniemego służącego.
                - Oraz na niezdarnego i nieumiejącego walczyć jego pana. Chociaż to nie znaczy, że oszukałem wszystkich.
                Złośliwy uśmiech przebiegł po twarzy caballero.
                - Raz prawie zostałem zdemaskowany przez kapitana Monastario. 
                - I co?
                Antonio był zaintrygowany.
                -Nie miał dowodów i nikt nie uwierzył mu. Nawet wicekról, ojciec naszego kolegi ze studiów. Monastario aresztował mnie, ale to on został skazany, a ja wolny. Mój brak umiejętności ocalił mi życie.
                Zerknął na służącego.
                - Wszystko w porządku Bernardo. Nic nam nie grozi. Możesz opuścić broń i spocząć.
                Służący ani drgnął. Valesco zwrócił się do niego.
                -Gdybym chciał was wydać, to już bylibyście w więzieniu. A do tego mam ogromny dług wobec  was.
                Diego roześmiał się wesoło.
                - Nie wątpię przyjacielu.
                Poklepał towarzysza po ramieniu.
                - Ale zachowaj to dla siebie
                - Oczywiście Zorro. Teraz rozumiem, czemu nie chciałeś, abym rozpowiadał o twoich umiejętnościach szermierczych.
                Zamyślili się. Bernardo rozluźnił się. Uśmiechnął się przyjaźnie. Położył na ziemi bat i też przysiadł na skale, ale kilkanaście metrów od dwójki przyjaciół.  Po chwili Antonio odezwał się ponownie.
                - Luiza chciałaby po ślubie przenieść się do Hiszpanii. Jej wuj wolałby, aby pozostała tutaj. Bardzo kocha swoją bratanicę. Udało mi się znaleźć  kompromis. W podróż poślubną wybierzemy się do Madrytu i po kilku miesiącach powrócimy do Kalifornii, aby osiąść tutaj na stałe. W razie kłopotów będziesz u nas mile widziany jako Diego i jako Zorro.
                - Dziękuję.
                Valesco i de la Vega powrócili do przerwanego pojedynku. Antonio nie był tak dobry jak Diego. Za każdym razem przegrywał. To nie psuło mu humoru. Zbyt wiele razy widział przyjaciela walczącego na studiach. Możliwość pojedynkowania się z takim mistrzem było powodem jego dumy.   Gdy zmęczyli się walką, powrócili do hacjendy de la Vegów. Tam Diego pokazał  Antoniemu  tajne przejście z sypialni do jaskini.  Ten odezwał się.
                -  Zorro to prawdziwy ty. De la Vega, którego tutaj poznałem, nie był moim przyjacielem z czasów studiów.
                Diego przytaknął z poważną miną.
                - Masz rację. Stworzyłem  leniwego i niezdarnego Diega, abym mógł działać nie narażając ojca.  Będąc  Zorro, jestem sobą.
                Nagle jego głos zrobił się jeszcze poważniejszy. Można było wyczuć lodowaty ton, który miał maskować uczucia młodego caballero. Bał się, co będzie po jego śmierci. Czy ojciec pozna prawdę i czy nikt nie pozna jego tajemnicy, co może zagrozić don Alejandro.
                - Gdyby coś mi się stało, to mam prośbę do ciebie.  Bernardo zbyt przywiązuje uwagę do pamiątek...
                - Diego...
                Valesco był zbyt zdenerwowany,  aby spokojnie słuchać. Nie wiedział czego potrzebuje przyjaciel,  chociaż czuł że sytuacja jest poważna i coś martwi jego rozmówcę. Nie chciał myśleć o martwym przyjacielu. Dopiero w tamtej chwili zrozumiał jak niebezpiecznego zadania podjął się caballero.
                - Muszę mieć pewność, że nikt z moich bliskich nie ucierpi prze ze mnie. Jeśli odkryją moją tożsamość, pomóż uciec mojemu ojcu i Bernardo. Zniszcz też wszystkie rzeczy Zorro.  Nawet jeśli nie odkryją mojej tożsamości.  Zadbaj też o Tornado.
                Antonio widząc powagę przyjaciela i uznając jego argumenty postanowił się zgodzić, aby zapewnić  mu spokój.
                - Zrobię wszystko co w mojej mocy.
                Przez dłuższy czas nie rozmawiali o zamaskowanym banicie, aż do kolejnej lekcji na kilka dni przed ślubem Luizy i Antonia.  Nie wiedzieli, że za skał obserwuje ich don Alejandro.  Na początku nie podsłuchiwał, więc ominęła go rozmowa o przygodach jego synach. Nagle usłyszał jak gość z ich hacjendy mówi.
                - Powinieneś porozmawiać z ojcem.
                Starszy mężczyzna zaczął uważnie nasłuchiwać. Chciał dowiedzieć się, o czym miał mu powiedzieć Diego.
                - Po co? - w głosie mężczyzny można było wyczuć zirytowanie i rozżalenie. - Nigdy nie będę synem, którego on pragnie. Ma mało okazji, aby być ze mnie dumny. Nie takiego syna pragnął. Nie biernego na  krzywdę dziejącą się z rąk komendanta, oraz nieumiejącego bronić własnego honoru.
                 Młody de la Vega kopnął leżący kamień.  Valesco próbował przekonać go łagodnym głosem.
                - Twój ojciec kocha cię takiego, jaki jesteś. Na pewno nie dajesz mu dowodu do wstydu.
                Diego krzyknął.
                - Nie chwytam za szpady jak inni caballero. Szukam nie siłowych rozwiązań. Gdy inni walczą, to ja siedzę w hacjendzie.
                - Przestań. Twój ojciec ma wielkie szczęście, mając takiego syna.
                Alejandro dalej nie słuchał. Zrozumiał, że syn  źle cię czuł, gdy on dawał mu zrozumieć, iż nie spełnia jego oczekiwań.  Zdał sobie sprawę, iż musi okazać mu więcej troski. Nie chciał, aby Diego myślał, że starszy de la Vega nim pogardza. Chciał, aby jego jedyne dziecko wiedziało, iż jest kochane. Wrócił do hacjendy. Od tamtej pory starał się poświęcać więcej czasu Diego, ale ten zawsze znajdował wymówkę.
                Sześć dni później odbył się ślub Luizy i Antonia. Wesele trwało całe popołudnie i noc. Nad ranem goście rozjechali się. Wieczorem don Alejandro de la Vega podniósł alarm. Słońce chowało się za horyzontem, a jego syn nie powrócił. Było dwóch świadków odjazdu młodego caballero na koniu po zakończeniu przyjęcia. Sąsiedzi, przyjaciele, ich pracownicy, oraz żołnierze ruszyli na poszukiwania.
                Dwa dni po ceremonii w hacjendzie pojawili się państwo Valesco. Miał dużo szczęścia, ze zastał starszego de la Vegę, który chwilę wcześniej wrócił z poszukiwań. Antonio nie wiedział o zniknięciu przyjaciela, ponieważ spędził ostatnie dni ze swoją małżonką i nikt nie chciał go niepokoić.
                - Witam don Alejandro. Jest Diego?
                Dopiero po chwili zobaczył podkrążone oczy mężczyzny i strach malujący sie na jego twarzy. Atmosfera udzielała się też jemu.
                - Czy coś się stało?
                - Diego jeszcze nie wrócił. Szukaliśmy go wszędzie.
                -Skąd nie wrócił?
                - Z wesela.
                 Antonio zaczął się denerwować. Powinien ruszyć do miasta, aby zdążyć na dyliżans, aby ruszyć w podróż poślubną. Przeprosił swoją małżonkę i ruszył z de la Vegą na poszukiwania jego syna. Towarzyszył im Bernardo. Rozdzielili się.

                Mężczyzna drżał o życie Diega. W okolicy były urwiska i tereny górzyste.  Pojechał tam i nawoływał, ale odpowiadało mu tylko echo.  Rozglądał się uważnie, ale nic nie zauważył. zastanawiał się, co przytrafiło się młodemu caballero

2 komentarze:

  1. Przydomek "Zorro" w języku polskim się nie odmienia.
    Antonio wyznał, że wie, ale zapewnił, że nic nie zdradzi. To prawdziwy przyjaciel i dobrze, że Diego go ma.
    Alejandro pewnie i tak syna kocha, tylko nie umie tego okazać. Gdyby wiedział, że to on kryje się za maską, pewnie uznałby, że jego syn jest kimś więcej niż by don Alejandro chciał.
    Niepokojąca końcówka. Gdzie jest Diego? Czy pojechał na Tornado? Dokąd?
    Interesujące.

    Czekam na nn ^^
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Nominowałam Cię do TAGu. Więcej informacji tutaj: http://wszystkie-miniatury-cleo.blogspot.com/2015/09/the-courtship-book-tag.html

      Pozdrawiam! :)

      PS. Widziałaś już może pierwszy odcinek ósmego sezonu Castle'a? Ja tak i jestem zachwycona jego akcją!

      Usuń